Znamy nazwiska odznaczonych medalem Virtus et Fraternitas

Medal Virtus et Fraternitas / Fot. Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

6 lipca 2023 r., w Pałacu Belwederskim w Warszawie zostało uhonorowanych piętnaścioro bohaterskich Ukraińców, którzy w czasie Rzezi Wołyńskiej ratowali swoich polskich sąsiadów.

6 lipca 2023 r., w Pałacu Belwederskim w Warszawie zostało uhonorowanych piętnaścioro bohaterskich Ukraińców, którzy w czasie Rzezi Wołyńskiej ratowali swoich polskich sąsiadów przed śmiercią z rąk członków OUN-UPA. 11 lipca mija 80 lat od straszliwej zbrodni, do jakiej doszło na Wołyniu latem 1943 roku. Ratowanie Polaków wiązało się dla Ukraińców z ryzykiem utraty życia własnego i bliskich, mimo to podejmowali takie niebezpieczeństwo w imię miłości do drugiego człowieka. Dzięki działaniom Instytutu Pileckiego poznajemy dziś nazwiska tych dobrych, dzielnych ludzi, i zapisujemy je w polskiej pamięci. Medalem Virtus et Fraternitas odznaczony został również Wołodymyr Kryżuk – strażnik polskiej pamięci na Wołyniu. Od jutra przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie będzie można oglądać wystawę plenerową przybliżającą losy Ukraińców, którzy od roku 2019 zostali odznaczeni medalem Virtus et Fraternitas.

W czasie uroczystości zorganizowanej w Belwederze medale wręczyli Szef Gabinetu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Paweł Szrot w imieniu Prezydenta RP Andrzeja Dudy wraz z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotrem Glińskim. Wołodymir Kryżuk jako jedyny żyjący odebrał medal osobiście, towarzyszyła mu żona Irina Kryżuk. W imieniu osób odznaczonych pośmiertnie medale odebrali członkowie ich rodzin: Raisa Protsiuk – wnuczka Semena Biliczuka, Tamara StepanienkoWiktoria Taranko – krewne Oksany Karpiuk oraz JewheniiProkopa Bondaruków, wnuczka UstynySawy Kowtyniuków Melityna Żyżko, Tamara Łysenko – wnuczka Herasyma Łukiańczuka. Piotra Parfeniuka reprezentowała Ludmiła Hurska wraz z synem Pawło, a LubowAntona Parfeniuków – prawnuczki Lubow MaksymiukOksana Martynyk. Tetiana Kowaliuk przyjęła medale w imieniu AnastasijiMykoły Koreniów oraz SofiiPawło Kyców, medal zaś dla Paraskewy Padlewskiej zostanie wręczony w późniejszym terminie.

Członkowie rodzin odznaczonych medalem VeF / Fot. materiały Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

W liście skierowanym do odznaczonych bohaterów premier Rzeczypospolitej Polskiej Mateusz Morawiecki podkreślił: „W tym roku mamy przywilej i honor poznawać tych, którzy przed 80 laty w trakcie tragicznych wydarzeń na Wołyniu nie pozwolili na odebranie sobie człowieczeństwa i zachowali gotowość do – jak głosi dewiza wyryta na medalu – mierzenia miarą serca”. Dodał też, że: „Nikt nie ma wątpliwości, że odznaczeni medalem Virtus et Fraternitas byli darem dla naszych prześladowanych rodaków. Takim samym darem są też dzisiaj dla nas. Jest to dar szlachetnego człowieczeństwa, który budzi w sercach wdzięczność i nie pozwala o sobie zapomnieć. Dlatego pamięć o nim przekażemy następnym pokoleniom, bo głęboko czujemy, że naprawdę trudno o większy. Chylę czoła przed dzisiaj uhonorowanymi i jeszcze raz bardzo Im oraz Ich Rodzinom dziękuję” – zakończył. Podczas gali odczytane zostały również listy Prezydenta RP Andrzeja Dudy oraz Marszałek Sejmu Elżbiety Witek.

Uroczystość uświetnił występ Krzesimira Dębskiego – syna uratowanych przez odznaczonych dziś ukraińskich sąsiadów podczas Rzezi Wołyńskiej Włodzimierza Sławosza Dębskiego i Anieli Dębskiej z domu Sławińskiej. Maestrowi towarzyszył kwartet smyczkowy Orkiestry Kameralnej PRIMUZ oraz sekstet wokalny, w wykonaniu których usłyszeliśmy utwory: „Benedictus” z mszy „Missa brevis” skomponowanej przez Krzesimira Dębskiego na zamówienie Solvguttene Cor z Oslo, hymn „Laudate Dominum” oraz „Sarabandę żałobną” z filmu Jerzego Hoffmana „Bitwa Warszawska 1920”.

Krzesimir Dębski / Fot. Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego

Poniżej znajdą Państwo sylwetki uhonorowanych.

Wszędzie było cicho” – Paraskewa Padlewska wraz z mężem prowadziła gospodarstwo rolne w Kisielinie. Wówczas było to miasteczko, jakich na Wołyniu spotykało się wiele: tętniące życiem i wieloetniczne. Gospodarstwo prawosławnego sąsiadowało z domem katolika, zupełnie tak, jak cerkiew św. Michała Archanioła z kościołem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Ale latem 1943 roku ta barokowa świątynia zamieniła się w zgliszcza. 11 lipca, po niedzielnej mszy świętej, kościół otoczyli członkowie OUN-UPA. W wyniku brutalnego ataku zginęło około 90 osób. Część wiernych skryła się na plebanii, próbując powstrzymać napastników. Wśród Polaków, którzy zostali ranni podczas oblężenia, był Włodzimierz Sławosz Dębski. Przez następne kilka dni ranny wraz ze swoimi rodzicami przebywał w gospodarstwie Lubow i Antona Parfeniuków. Jego stan się pogarszał, w pewnym momencie stało się jasne, że wymaga szpitalnej opieki. W okolicy wciąż grasowali banderowcy, mimo to Paraskewa podjęła się przewiezienia Włodzimierza do lecznicy w oddalonych o 20 km Łokaczach. Dzięki rozsądkowi i zręczności Paraskewa dotarła do szpitala, ratując życie rannemu. Zmarła około 1960 roku.

Prosiłem o zawiezienie mnie do szpitala. Podjęła się tego Ukrainka – Paraska Padlewska. Konie dał mój przyszły teść, Antoni Sławiński. Załadowali mnie na wóz, usiadła też matka. Pojechaliśmy koło cmentarza, potem polną drogą do traktu oździutyckiego, nim do Zapustu i w lewo przez Trystak i Rudnię do szosy włodzimierskiej. Wszędzie było cicho” – Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Idem[o]. Można…” – Ustyna i Sawa Kowtoniukowie z dwójką dzieci mieszkali w zachodniej części Kisielina. W niedzielę 11 lipca 1943 , kiedy członkowie OUN-UPA napadli na Polaków zgromadzonych w kościele Kowtoniukowie ukryli u siebie rodziny Sławińskich, Romanowskich, Maciaszków oraz Okólskich, zapewniając wszystkim posiłki, choć wyżywienie tak dużej grupy było nie lada wyzwaniem. Cztery dni później, gdy członkowie OUN-UPA atakowali Polaków w innych miejscowościach, Sawa poprowadził część grupy w bezpieczne miejsce: „Z południowego skraju lasu widać było zabudowania majątku Lipińskiego w Zaturcach, cel naszej ucieczki. W majątku tym stacjonowali Niemcy. Tak, by ratować życie, trzeba było schronić się u innego wroga. Tu pożegnaliśmy się, jak się później okazało – na zawsze”, relacjonowała Stanisława Sławińska. Inni Polacy pozostali u Kowtoniuków do 8 sierpnia. Sawa pomógł również Romanie Jurkowskiej – wspólnie odkopali ciało jej ojca z prowizorycznego grobu i przenieśli je na cmentarz. Kowtoniuk, by uniknąć śmierci za pomoc Polakom, dobrowolnie wyjechał na roboty do Niemiec. Po wojnie przez pewien czas przebywał w Polsce, ale ostatecznie wrócił do Kisielina, gdzie pracował jako listonosz. Zmarł około 1970 roku. Jego żona doczekała spotkania z rodziną Sławińskich, którzy w 1975 roku przyjechali do Kisielina.

Gdy ustał ruch patroli UPA, wtedy nie wiedzieliśmy, że oni są zajęci mordowaniem w Woronczynie, Aleksandrówce i Adamówce. Sawa Kowtoniuk, który nas przechowywał u siebie w stodole lub w zbożu, po południu wziął kosę na plecy i (…) zniknął w lesie. Po godzinie powrócił i powiedział: »Idem[o]. Można…«” – relacja Stanisławy Sławińskiej [w:] Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Idźcie w świat, bo tu życia dla was nie będzie” – Semen Biliczuk, wójt Kisielina, mieszkał wraz z żoną i trzema córkami w sąsiedztwie rodziny Sławińskich. W niedzielę 11 lipca 1943 roku członkowie OUN-UPA napadli na Polaków zgromadzonych na mszy świętej w Kisielinie, mordując około 90 osób. Sławińscy przeżyli, a cztery dni później Semen dał im schronienie w swojej stodole. Kiedy dowiedzieli się o tym banderowcy, przyszli do Biliczuków, nalegając na rozmowę z Antonim Sławińskim. Jak wspominała jego córka Aniela Dębska zapewniali, że nie ma powodu uciekać, że można spokojnie wrócić do domu, jednak po ich wyjściu Semen powiedział, żeby natychmiast uciekali, co uratowało im życie. Rok później, gdy do miejscowości zbliżała się Armia Czerwona, Biliczukowie wyjechali do wsi Studynie. Powrócili do Kisielina, kiedy wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, jednak kiedy Semen wszedł do domu, budynek – prawdopodobnie zaminowany przez opuszczających front czerwonoarmistów – wybuchł, a mężczyzna zginął na miejscu. Żona i córki Biliczuka pozostały w Kisielinie.

Przyszedł Biliczuk do stodoły. I ojca zaprosił do domu. Mówił, że chcą ojca ci uzbrojeni ludzie, partyzanci, chcą z ojcem rozmawiać. Ojciec poszedł, myśmy zostali. Wrócił, to mówił, że namawiali, żebyśmy nigdzie nie uciekali, nie mamy się czego bać, niech wracamy do domu… Później oni, ci wojskowi, odjechali i Biliczuk przyszedł do stodoły. Mówi do ojca: »nie słuchajcie, co oni mówią, tylko zbierajcie, co możecie wziąć, i idźcie w świat, bo tu życia dla was nie będzie«” – relacja Anieli Dębskiej z filmu Oczyszczenie (2003 r.) w reżyserii Agnieszki Arnold.

Nie dała im naszych rzeczy” – Lubow i Anton Parfeniukowie wytwarzali najlepszy twaróg i śmietanę w Kisielinie. Wśród sąsiadów, którzy chętnie kupowali u Lubow i Antona, była rodzina Dębskich. Kisielin był znany nie tylko z urodzajnych gleb, ale również z barokowego kościoła. Mury przestronnej świątyni mogły pomieścić zarówno miejscowych Polaków, jak i tych z okolicznych wsi oraz przysiółków. W niedzielę 11 lipca 1943 roku po mszy świętej do kościoła wdarła się liczna grupa uzbrojonych banderowców. Podczas ataku zamordowali około 90 osób, jednak część wiernych zdołała dobiec na piętro plebanii, która na 11 godzin stała się ich twierdzą. W trakcie oblężenia zginęły kolejne cztery osoby, a sześć zostało rannych. Odłamek granatu trafił w nogę Włodzimierza Sławosza Dębskiego. Następnego dnia Włodzimierz został przewieziony do domu Lubow i Antona Parfeniuków: „Tam leżałem w stodole do czwartku, kiedy wywieziono mnie do szpitala. Ukrywał się tu też mój ojciec i tu złożone były nasze osobiste rzeczy i niektóre przedmioty wartościowe”, relacjonował Dębski. Banderowcy dowiedzieli się o pomocy, jakiej udzielali Parfeniukowie. Wielokrotnie zastraszali Lubow, domagając się wydania przedmiotów pozostawionych przez Polaków, ale ona konsekwentnie odmawiała. Anton zmarł w 1947 roku, Lubow przeżyła męża o 20 lat.

Przewieziono mnie do jej [Lubow] gospodarstwa. Tam leżałem w stodole do czwartku, kiedy wywieziono mnie do szpitala. Ukrywał się tu też mój ojciec i tu złożone były nasze osobiste rzeczy i niektóre przedmioty wartościowe. […] Upowcy wielokrotnie napastowali Lubę, by wydała nasze rzeczy, ale nie dała” – Włodzimierz Sławosz Dębski, Siedmiu sprawiedliwych z Kisielina [w:] Bracia zza Buga. Wspomnienia z czasu wojny, Lublin 2018

Ochronił Czerwinków i rodzinę Sławińskiego” – Piotr Parfeniuk przez większość swojego długiego życia używał imienia Piotr, choć rodzice nazwali go Petro. Jeszcze przed wojną poznał swoją przyszłą żonę Stasię z polskiej rodziny Czerwinków. Latem 1943 roku, zdawszy sobie sprawę z niebezpieczeństwa grożącego polskim sąsiadom, postanowił działać. Z relacji Jadwigi Sławińskiej wynika, że nie chciał pozostać biernym obserwatorem wydarzeń: „W niedzielę rano 11 lipca przyszedł Petro Parfeniuk i powiedział, żebyśmy nie szli dziś do kościoła, bo mogą napaść. Alka [siostra Jadwigi] na to swoim ciepłym, niskim głosem powiedziała: »Jestem przygotowana na śmierć« i poszła. Nie wróciła”. Banderowcy zabijali również poza kościołem, w obrębie wsi. Piotr uratował przed rozstrzelaniem młodą Polkę – skłamał, że dziewczyna jest Ukrainką. Pomógł też przenieść rannego Włodzimierza Dębskiego do domu stryjostwa, Lubow i Antona Parfeniuków. Ponadto wyprowadził z Kisielina bliskich swojej żony i rodzinę Piotra Sławińskiego. Pomagał także w następnych tygodniach. Z relacji Teresy Siedlickiej, mieszkającej w Zapuście nieopodal Kisielina, wynika, że we wrześniu sąsiad o nazwisku Parfeniuk ostrzegł ją przed atakiem OUN-UPA – najprawdopodobniej był to Piotr. Zemsta banderowców za pomoc udzieloną Polakom była straszliwa – rodzice Piotra oraz jego brat Pawło z rodziną zostali zamordowani. Piotr zdecydował się na ucieczkę i z żoną osiadł we wsi na Zamojszczyźnie, gdzie mieszkał do końca życia. W 1993 roku spoczął na cmentarzu w Zamościu.

Pozostali Polacy z Kisielina znikali po kryjomu lub w pojedynkę. Niektóre rodziny przeprowadzili Ukraińcy. Zasłużyli się w tym głównie […] Petro Parfeniuk, który ochronił Czerwinków i rodzinę Piotra Sławińskiego ” – Włodzimierz Sławosz Dębski, W kręgu kościoła kisielińskiego, czyli Wołyniacy z parafii Kisielin, Lublin 1994

Chodziła po polu i szukała nas” – Oksana Karpiuk, Jewhenia i Prokop Bondarukowie, czyli matka i córka z mężem mieszkali w sąsiadujących domach we wsi Sieniawka. W nieodległej Aleksandrówce swoje gospodarstwo prowadziła polska rodzina Adamowiczów. Polacy przetrwali atak oddziału OUN-UPA w nocy z 15 na 16 lipca 1943 roku i od tamtej pory pozostawali w ukryciu. Czworo ich dzieci w ciągu dnia chowało się w zbożu, co nie umknęło uwadze Oksany. Pod koniec sierpnia w Sieniawce ponownie rozległy się strzały. O zmroku kobieta odnalazła dzieci. Z pomocą córki i zięcia ukryła je u siebie dzieci wraz z ich rodzicami i babcią. Adamowiczowie postanowili się rozdzielić: z trójką młodszych dzieci schronili się w bunkrze ukrytym w polu, a Teresa (najstarsze dziecko) wraz z babcią Teklą ukryły się w stodole Bondaruków. Teresa tak relacjonowała przeszukiwanie stodoły przez członków OUN-UPA: „Chodzili po słomie i kłuli bagnetami. W miejscu naszego ukrycia natrafili na belkę, dlatego nie przekłuli nas bagnetem”. Państwo Adamowiczowie oraz trójka ich dzieci zostali zamordowani, Tekla Adamowicz, nie chcąc dłużej narażać życia wnuczki oraz Bondaruków, w ukraińskim stroju przedostała się z Teresą na Zamojszczyznę. W 1944 roku dołączył do nich Michał, mąż Tekli, którego uratowała ukraińska rodzina Kyców. Jewhenia i Prokop Bondarukowie przeżyli wojnę. Przenieśli się do Czerwonogrodu, gdzie dożyli lat 90. XX wieku.

Zupełnym już zmrokiem Ukrainka Prokop[owa] [Oksana Karpiuk] chodziła po polu i szukała nas, widziała bowiem, jak uciekaliśmy. Prokop[owa] była wdową, jej córka Żenia była moją koleżanką. U niej czekali na nas moi rodzice z resztą rodzeństwa i babcia. Tutaj też zapadła decyzja, że ja z babcią pójdziemy do [zięcia] Prokopowej [Prokopa Bondaruka], a rodzice z resztą rodzeństwa ukryją się w innym miejscu” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Nie ma Polaków, wyszli” – Anastasija i Mykoła Koreniowie wraz z trojgiem dzieci mieszkali w Aleksandrówce. Wieczorem 15 lipca do domu Koreniów zapukał szwagier Mykoły, Pawło Kyc. Przyprowadził dzieci sąsiadów, Adamowiczów: dziewięcioletnią Teresę, pięcioletniego Janusza, trzyletnią Stasię oraz półtorarocznego Henia. Koreniowie ukryli dzieci w spiżarni, ale Teresa nie mogła zmrużyć oka. Słyszała, jak „bandyci wpadli do domu, pytając o Polaków, lecz kiedy padła odpowiedź, że nie ma takich, wyszli”. Koreniowie wiedzieli, że za to kłamstwo mogą zapłacić życiem, mimo to przez kilka tygodni ukrywali nocami dzieci Adamowiczów w swojej stodole. W sierpniu powróciły do rodziny i wtedy zapadła decyzja, aby rozdzielić rodzeństwo. Teresę wraz babcią ukryto u rodziny Bondaruków – obie przeżyły wojnę. Jej rodzice, siostra i bracia ukryli się w bunkrze na polu. Niestety, po opuszczeniu kryjówki wszyscy zostali zamordowani. W 1944 roku Koreniom urodziło się ostatnie dziecko, córka Nina. W tym samym roku Mykoła zachorował i zmarł. Anastasija sama wychowywała dzieci i pracowała w gospodarstwie, nie wyszła powtórnie za mąż. Zmarła w 1967 roku – została pochowana z mężem.

Kyc zaraz zaprowadził nas szybko do Korenia, obok, i tam nas ukryli w komorze, zamykając drzwi na klucz […]. Zamarliśmy z przerażenia, kiedy bandyci wpadli do domu, pytając o Polaków, lecz kiedy padła odpowiedź, że nie ma takich, wyszli […]. Kiedy strzały ucichły, a banda odeszła, Koreń zaprowadził nas do stodoły, gdzie była zrobiona kryjówka. W zapolu było ułożone siano, przez środek zrobione przejście do ściany, a tam dość duża luka, gdzie swobodnie można było siedzieć […]. Przez okres trzech czy czterech tygodni w dzień siedzieliśmy w zbożu, a w nocy w tym schowku u Korenia” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Nie nocujcie w domu” – Sofia i Pawło Kycowie; o tym, co 11 lipca 1943 roku wydarzyło się w kisielińskim kościele, kilka dni później w Aleksandrówce słyszeli już wszyscy. Wieczorem 15 lipca Pawło postanowił pomóc dwóm rodzinom, które mieszkały w sąsiedztwie. Kamila Ziółkowska wspominała, że kiedy „Zbliżał się wieczór, przyszedł sąsiad Ukrainiec Kyc i mówi, by nie nocować w domu”. Pawło Kyc ostrzegł również rodzinę Adamowiczów – dziewięcioletnia wówczas Teresa zapamiętała, jak „zaprowadził nas szybko do Korenia obok, tam nas ukryli w komorze, zamykając drzwi na klucz”. Z kolei dziadek Teresy, Michał Adamowicz, ukrył się u Pawła i Sofii. Małżeństwo miało świadomość, że ryzykuje nie tylko swoim życiem – wychowywało przecież dwójkę nastoletnich dzieci: Olhę oraz Mychajła. Mimo pomocy udzielonej przez Sofię i Pawła Kyców nie wszystkich z rodziny Adamowiczów udało się ocalić. We wrześniu 1943 roku z rąk OUN-UPA zginęli rodzice i trójka rodzeństwa Teresy. Przeżyła ona i jej dziadkowie, Tekla oraz Michał, którego Pawło i Sofia ukrywali aż do 1944 roku.

Przyszedł też zaraz do nas Kyc, [ostrzec], by nie nocować w domu, bo nigdy nie wiadomo, [co może się jeszcze wydarzyć], a najlepiej by było, gdyby mamusia z dziećmi udała się do nich na noc. Zbliżał się już bowiem wieczór, udaliśmy się więc z mamą za Kycem, tatuś pozostał [w domu]. Ledwie zdołaliśmy dotrzeć do ich zabudowań, jak w drugim końcu Aleksandrówki rozległy się strzały. Kyc zaraz zaprowadził nas szybko do Korenia, obok, i tam ukryli nas w komorze, zamykając drzwi na klucz” – relacja Teresy Radziszewskiej, Kiedy przyszli nas zabijać, Archiwum Ośrodka Karta, AW II/1914

Wieczorem przyjdę po ciebie” – Herasym Łukiańczuk urodził się i mieszkał z rodziną w Sieniawce, jednej z wiosek położonych nad rzeką Stochód, która opływa wołyńskie ziemie. W nocy z 15 na 16 lipca 1943 roku członkowie OUN-UPA wymordowali w pobliskiej Kolonii Aleksandrówka kilkanaście polskich rodzin. Nowakowiczom udało się uciec, rozdzielili się: 10-letnia wówczas Leokadia dobiegła do zagonu pszenicy, jednak pocisk z karabinu zranił ją w nogę. W takim stanie ukrywała się wśród zbóż przez około dwa tygodnie; dopiero po tym czasie Ukraińcy postanowili pogrzebać zabitych Polaków. Wśród osób, które szukały ciał był Herasym Łukiańczuk. Dostrzegł Leokadię, córkę sąsiada, i obiecał jej pomóc. W jego gospodarstwie ukrywał się już jej brat Stanisław. W worku zarzuconym na plecy Herasym zaniósł wieczorem dziewczynkę do swojego domu. Gdy tylko obejrzał jej nogę, zdecydował, że należy odwieźć dziecko do szpitala w Kowlu. Leokadia tak zapamiętała przezorność Łukiańczuka: „przysypał mnie obrokiem i położył na wóz. Natomiast mego ukrywanego brata Stanisława, który był ranny w brodę w czasie ucieczki przed rezunami, posadził obok siebie i ruszyliśmy w drogę”. Banderowcy zatrzymali wóz. Herasym przekonał ich, że wiezie do lecznicy chorego syna, dzięki czemu cała trójka dotarła do Kowla. Łukiańczuk nie zapomniał o rannej dziewczynce i odwiedzał Leokadię w trakcie jej leczenia w szpitalu. Po zakończeniu wojny Herasym pozostał w Sieniawce. Zmarł w 1953 roku, został pochowany na cmentarzu w Ośmigowiczach.

Prześladowcy byli coraz bliżej mnie, a ja przerażona nie wiedziałam, co mam robić i w tym momencie usłyszałam nad sobą głos jednego z Ukraińców, z którym moi rodzice też zawsze żyli w sąsiedzkiej zgodzie. Nazywał się on Harasym [Łukiańczuk]. Szedł wolno i dyskretnie mówił do mnie: »Nie ruszaj się stąd, może cię nie zauważą. Wieczorem przyjdę po ciebie. Twój brat jest już u mnie«. Poszedł dalej, a ja miałam szczęście, bo nikt więcej nie zbliżał się do mojej kryjówki. Wieczorem [Łukiańczuk], tak jak obiecał, przyszedł do mnie” – relacja Leokadii Skowrońskiej, Wspomnienia dzieci Kresów, Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego.

Do dziś jest ukraińskim opiekunem miejsc polskich pamięci” – Wołodymyr Kryżuk, nauczyciel, wychowawca, aktywista, wolontariusz i samorządowiec od początku lat dwutysięcznych pomagał Polakom, którzy przyjeżdżali porządkować mogiły ofiar mordu dokonanego 30 sierpnia 1943 roku przez członków OUN-UPA we wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka. Jako przewodniczący rady wiejskiej w Równem angażował się w organizowane przez Instytut Pamięci Narodowej ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, w wyniku których odnaleziono szczątki około 300 Polaków. Jest strażnikiem pamięci o dawnych mieszkańcach Wołynia. Opiekuje się pomnikiem poświęconym zamordowanym Polakom i cmentarzem w Ostrówkach. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2022 roku włączył się w działania lokalnej organizacji samoobrony.

Wołodia Kryżuk uczestniczył bardzo czynnie w obu ekshumacjach; włączał się w prace, pośredniczył w kontaktach z ukraińską gminą, powiatem i obwodem w Łucku, pomagał zabezpieczać logistykę przedsięwzięcia. A potem godnie, jako gospodarz tej ziemi, brał udział w uroczystych pochówkach dawnych, polskich sąsiadów, których szczątki spoczęły na ostrowieckim cmentarzu. Pomagał także przy budowie ogrodzenia i pomnika na ostrowieckim cmentarzu. Do dzisiaj jest ukraińskim opiekunem polskich miejsc pamięci w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Jako wójt podjął także partnerską współpracę z lokalną gminą polską, po drugiej stronie Bugu w Rudzie Hucie, przyczyniając się do nawiązania dobrosąsiedzkich i serdecznych kontaktów” – opinia wystawiona przez dr. Leona Popka, Zastępcę Dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN.

 

O idei

Medal „Virtus et Fraternitas” jest nagrodą przyznawaną przez Prezydenta RP obcokrajowcom zasłużonym w niesieniu pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości, które były ofiarami zbrodni sowieckich, nazistowskich zbrodni niemieckich, zbrodni z pobudek nacjonalistycznych lub innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodni wojennych, popełnionych w okresie od 8 listopada 1917 r. do 31 lipca 1990 r. Odznaczenie mogą także otrzymać osoby podejmujące działania dla upamiętnienia tych, którzy nieśli pomoc i ocalenie. Medal Virtus et Fraternitas to symbol pamięci i wdzięczności wobec cudzoziemców, którzy nieśli pomoc polskim ofiarom, udzielali schronienia, dzielili się żywnością, wystawiali fałszywe dokumenty, zabiegali o lepsze warunki w obozach dla uchodźców czy dokumentowali działania wojenne. Wręczany jest przez Prezydenta RP na wniosek Dyrektor Instytutu Pileckiego po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Pamięci. Od 2019 roku uhonorowano 55 osób – obywateli wielu krajów na kilku kontynentach. Dziś dołączyło do nich szesnaścioro. Każda uhonorowana Medalem osoba to odrębna historia, wszystkie łączy autentyczna i bezinteresowna chęć pomocy.

Medal Virtus Et Fraternitas zaprojektowała Anna Wątróbska-Wdowiarska. W otoku medalu biegnie napis będący cytatem słów Jana Pawła II: Człowieka trzeba mierzyć miarą serca.

Rekomendacje do odznaczeń Dyrektor Instytutu Pileckiego przedstawiła Rada Pamięci w składzie: dr hab. Grzegorz Berendt, dr Sławomir Dębski, dr Adam Eberhardt, Andrzej Gelberg, Grzegorz Górn, prof. Marek Kornat, Jan Ołdakowski, Albert Stankowski, dr Mateusz Szpytma, prof. Zofia Zielińska (przewodnicząca), dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski.

 

 

Fogiel: niezależność Tuska kończy się tam, gdzie zaczynają interesy grupy Webera

Featured Video Play Icon

Radosław Fogiel / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Naszą rolą jest pamiętanie o polskich ofiarach na Wołyniu, ale mamy też większą odpowiedzialność, żeby takich ofiar nie było w przyszłości – mówi poseł PiS w kontekście zbliżającej się rocznicy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Gierej: Platforma prawdopodobnie dotarła do szczytu swojego poparcia. Obaj potencjalni koalicjanci mogą wypaść z Sejmu

Dr Wróblewski: problemy koalicji rządzącej są konsekwencją spraw toczących się od dawna, a nie sytuacji bieżącej

Bartłomiej Wróblewski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Część rozczarowanych wyborców może przejść do Konfederacji. To, ilu ich będzie zdecyduje o tym, czy będziemy mieli bezwględną większość, czy nie – mówi poseł PiS.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Nowelizacja budżetu państwa trafiła do Sejmu. Jerzy Małecki: wymaga tego niższy od założeń wzrost gospodarczy

Czy jesteśmy coraz bliżej powstania zjednoczonej Irlandii? – Studio Dublin – 26.05.2023 r.

Studio 37 Dublin i najświeższe wieci ze Szmaragdowej Wyspy. Komentują Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc. Na fotografii dubliński Most Jamesa Joyce'a. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, w którym informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość „Studia Dublin”:

Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com


Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski



Bogdan Feręc krytykuje działania irlandzkiego rządu na rzecz przestawienia krajowej energetyki na produkcję słoneczną. Zauważa, że:

Mogłoby się to sprawdzić tylko na małą skalę. Powinniśmy raczej iść w stronę wykorzystywania wiatru, którego mamy tutaj aż w nadmiarze.

Niedawno obchodzona była 25 rocznica referendum ws. porozumień wielkopiątkowych. Silnym echem na Szmaragdowej Wyspie odbiło się przemówienie wieloletniego wysoko postawionego  działacza IRA oraz przywódcy Sinn Fein ( 1983-2018 ) Gerry’ego Adamsa.

Wśród wielu Irlandczyków wciąż trwa marzenie o wielkiej Irlandii. Nie wiadomo jednak, czy połączenie byłoby korzystne dla obecnej Republiki.

Gerry Adams / Fot. Sinn Fein, Flickr

W finale komentarz do wizyty przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy Rusłana Stefanczuka w polskim Sejmie oraz kwestii godnego upamiętniania zbrodni wołyńskiej.

Czekamy na słowa przeprosin od Ukraińców, ale uważam, że powinniśmy nieco wyciszyć emocje. Został poczyniony dobry pierwszy krok, by rozmawiać na ten temat.

Fragment muralu upamiętniającego ludobójstwo na Wołyniu /Warszawa ul Młynarska/ autor: Mikołaj Ostaszewski

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Isakowicz-Zaleski: należy się cieszyć, że publicznie została przełamana zmowa milczenia wokół ludobójstwa Polaków

Historyk Kościoła komentuje wystąpienia przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy w Sejmie Polski, który złożył wyrazy współczucia i wdzięczności za podtrzymywanie św. pamięci o swoi przodkach.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Słowa o rodzinach też są ważne ze względu na, że do tej pory z tej publicznej debaty rodziny zostały kompletnie wykluczone, również przez stronę polską, która do dzisiaj nie chce z rodzinami ofiar rozmawiać – mówi rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Zobacz także:

Minister kultury Ukrainy: Niemal 1400 obiektów związanych z kulturą ukraińską zostało zniszczonych

Przełomiec: wizyta Rusłana Stefanczuka w polskim Sejmie odbiła się bardzo szerokim echem również na Ukrainie

Rusłan Stefanchuk / Fot. Nikita Kutsenko, Wikimedia Commons

Musimy silnie przeciwdziałać wykorzystywaniu polsko-ukraińskich zaszłości historycznych przez Rosję – mówi dziennikarka.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

„Sad Dziadka”. Pierwszy polsko-ukraiński film o Wołyniu

„Sad Dziadka”. Pierwszy polsko-ukraiński film o Wołyniu

Fragment muralu upamiętniającego ludobójstwo na Wołyniu /Warszawa ul Młynarska/ autor: Mikołaj Ostaszewski

Musimy wspólnie rozmawiać o tym, co się stało w 1943 roku – mówi założycielka stowarzyszenia „Polsko-Ukraińskie Pojednanie”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Ryszard Legutko: To była straszna zbrodnia nie tylko pod względem ilości zamordowanych

Od 24 lutego rządzący znajdują się na ukraińskim haju i nie chcą z niego wyjść – mówi Łukasz Warzecha

Featured Video Play Icon

Publicysta „DoRzeczy” komentuje wydarzenia związane z rocznicą Krwawej Niedzieli. Jego zdaniem rząd PiS prowadzi wobec Ukrainy co najmniej dziwną politykę, nie upominając się należycie o Wołyń.

Zbrodnia Wołyńska to wciąż nierozwiązana kwestia w relacjach polsko – ukraińskich. Wielu Polaków liczyło, że w swoim przemówieniu 11 lipca Wołodymyr Zełenski jakkolwiek nawiąże do tragicznych wydarzeń z lat 1943 – 1944. Tak się jednak nie stało. Zdaniem Łukasza Warzechy polski rząd nie upomniał się należycie o pamięć pomordowanych rodaków.

Teraz był idealny moment, by wywalczyć zgodę na ekshumację ofiar wołyńskich. Ukrainy nic by to nie kosztowało. Prezydent Zełenski działa pragmatycznie, robi tyle na ile pozwala mu polski partner. Niestety, przepraszam za określenie, nasze elity polityczne znajdują się w większości od 24 lutego na ukraińskim haju i nie potrafią z niego wyjść.

Niektórzy komentatorzy uważają, że mówiąc o zbrodni wołyńskiej, nie możemy zapominać o polskich przewinieniach wobec narodu ukraińskiego. Łukasz Warzecha podkreśla jednak, że żadne z nich (zaliczyć możemy do nich np. Akcję Wisła) nie może być zrównane z rzezią Wołyńską.

Na dłuższą metę nie da się mieć dobrych relacji z drugim państwem bez rozwiązania kwestii historycznych. Jeżeli rządzący mają pretensję do Niemiec o niewypłacone reparację, a Niemcy do swoich zbrodni się przyznali, to tym bardziej powinni naciskać na Ukraińców. Nic jednak takiego nie ma miejsca.

Czytaj także:

Ks. Isakowicz-Zaleski: strona ukraińska nic nie zrobiła w sprawie ekshumacji mimo ogromnej pomocy, która idzie z Polski

Polityka Prawa i Sprawiedliwości wobec wschodniego sąsiada może więc wydawać się dziwna. 12 lipca Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak był w Kijowie. Mówił o wartości sprzętu, jaki Polska przekazuje Ukrainie, ale o Wołyniu się nie zająknął.

W stosunkach z Ukrainą Polska znalazła się w pułapce. Jest w dyplomacji taka stara zasada, że jeżeli jeden z partnerów robi wszystko nie wymagając niczego w zamian, to druga strona będzie to wykorzystywać. Taki scenariusz obserwujemy obecnie w polsko – ukraińskich stosunkach.

Jak Łukasz Warzecha ocenia oświadczenia ambasady Ukrainy w Polsce z okazji rocznicy Krwawej Niedzieli? Co sądzi o słowach Andrija Melnyka na temat naszego kraju? Dowiesz się słuchając całej rozmowy z naszym gościem!

K.B.

Ukraińcom łatwiej jest mówić o Chmielnickim, niż o wydarzeniach z okresu II Wojny Światowej – mówi dr Jacek Magdoń

Ukraina, protesty na Majdanie, 1 października 2019. Fot. Paweł Bobołowicz

Historyk podejmuje refleksję nad relacjami polsko – ukraińskimi. Jego zdaniem proces ich uzdrowienia na gruncie historycznym nie nastąpi zbyt szybko.

Dr Jacek Magdoń uważa, że polsko- ukraińskie pojednania na gruncie historycznym nie nastąpi zbyt szybko. Jego zdaniem o trudnych momentach naszych wspólnych dziejów powinniśmy rozmawiać jako chrześcijanie. Politycy nie doprowadzą bowiem obu narodów zbyt prędko do zgody.

Podstawową kwestią jest pochówek osób pomordowanych na Wołyniu. Jako chrześcijanie powinniśmy zapewnić ofiarom pogrzeb.

Ks. Isakowicz-Zaleski: strona ukraińska nic nie zrobiła w sprawie ekshumacji mimo ogromnej pomocy, która idzie z Polski

Ekshumacja zwłok to niezbędny krok w procesie leczenia historycznych ran. Proces kuracji będzie postępował powoli. Ukraińcom trudno jest bowiem podejmować refleksję nad wydarzeniami ze swojej najnowszej historii.

Nie wierzę, że znikną nagle pomniki Stefana Bandery, czy tablice upamiętniające Romana Szuchewycza. Naszym wschodnim sąsiadom łatwiej jest oceniać czyny Bogdana Chmielnickiego, niż mówić o wydarzeniach z okresu II Wojny Światowej.

K.B.

 

Mam nadzieję, że Zełenski zerwie z narracją, jakoby zbrodnie UPA i AK były czymś tożsamym – mówi dr Łukasz Adamski

Wołodymyr Zełenski / Fot. Mykhaylo Markiv, Wikimedia Commons (CC BY 4.0)

Wicedyrektor Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego tłumaczy, co Polacy i Ukraińcy muszą uczynić, aby nasze dobre relacje utrzymały się dłużej, niż tylko na czas wojny.

Trwająca wojna mocno zbliżyła Polskę i Ukrainę. Na ten moment spory historyczne odeszły na bok. Dr Łukasz Adamski uważa jednak, że musimy wykonać jeszcze mnóstwo pracy, aby nasze relacje znów się nie pogorszyły.

Jeżeli tego nie zrobimy, to do głosu znów dojdą historyczni demagogowie. Mogą podkopać oni polsko – historyczne relacje.

Jakie konkretnie działania należy podjąć. Zdaniem gościa Radia Wnet Ukraińcy powinni zgodzić się na ekshumację. Dodatkowo powinni potępić postać Dmytra Klaczkiwskiego, głównego sprawcy ludobójstwa na Wołyniu.

Ważne jest, abyśmy uczyli się wzajemnie swoich języków. Bez ich znajomości łatwiej będziemy wierzyć w różne historyczne mity. Musimy wznowić dialog polskich i ukraińskich historyków.

W ostatnim czasie przypadki dewastacji grobów nasiliły się – Marek Zaniewski o skandalu w Mikuliszkach

W pojednaniu polsko – ukraińskim ważną rolę może odegrać Wołodymyr Zełenski. Zdaniem gościa Wojciecha Jankowskiego prezydent Ukrainy powinien zerwać z narracją, jakoby zbrodnie UPA i AK były czymś tożsamym.

K.B.