Dyskusja o ordynacji wyborczej: Przeźroczyste urny wywołały najwięcej krytyk opozycji. Do czegoś trzeba się przyczepić

Autorzy projektu nie wyszli poza fałszywą alternatywę: okręgi jednomandatowe albo wybory proporcjonalne i nie zaproponowali systemu zwiększającego wpływ wyborców na skład rad gmin, miast i powiatów.

Zbigniew Kopczyński

Skierowany do Sejmu projekt zmian w ordynacji wyborczej jest zwrócony niewątpliwie w dobrym kierunku, rewolucji jednak nie czyni. Zmiany nie idą tak daleko, jak mogłyby pójść, a poza tym projekt zawiera pewną wewnętrzną sprzeczność. Nie na poziomie zapisów prawnych, lecz w sferze określenia celu proponowanych zmian i sposobów jego osiągnięcia.

Projekt zapowiada likwidację jednomandatowych okręgów wyborczych i wprowadzenie wszędzie wyborów proporcjonalnych. Celem ma być zapewnienie większej różnorodności poglądów wśród radnych. I choć jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych, rozumiem wybór takiego priorytetu. Jednocześnie przewidziane jest zmniejszenie ilości mandatów w okręgu wyborczym, a to powoduje efekt zupełnie odwrotny do uprzednio opisanego.

Mała liczba mandatów oznacza, że zabraknie ich dla mniejszych ugrupować, pomimo przekroczenia przez nie progu wyborczego. Tak działa stosowany w Polsce (i nie tylko) sposób przeliczania oddanych na mandaty głosów, że im więcej mandatów do zdobycia, tym większe szanse dla małych komitetów wyborczych. Zmniejszenie liczby mandatów do podziału spowoduje, że w radach reprezentowane będą tylko największe ugrupowania i będzie to zdążać do znacznego ograniczenia różnorodności i wytworzenia się systemu dwupartyjnego. Słowo „dwupartyjny” należy wziąć tutaj w cudzysłów, bo w wyborach komunalnych często lokalne komitety zdobywają więcej głosów niż partie ogólnopolskie.

Szkoda, że autorzy projektu nie wyszli poza fałszywą alternatywę: okręgi jednomandatowe albo wybory proporcjonalne i nie zaproponowali systemu zwiększającego wpływ wyborców na skład rad gmin, miast i powiatów. Takie systemy działają już w niezbyt odległych krajach i można je dostosować do polskich warunków bez wymyślania prochu. (…)

Ważną i pozytywną zmianą jest nowy sposób wyboru członków Państwowej Komisji Wyborczej. Ta instytucja wymagała przewietrzenia i nowe zasady to umożliwiają. Zapowiadają one odejście od wyznaczania członków przez prezesów najwyższych sądów spośród ich sędziów, czyli mieszania w tym samym kotle, i wprowadzenie wyboru 7 na 9 członków przez Sejm, spośród prawników mających kwalifikacje do wykonywania zawodu sędziego, czyli w praktyce spoza TK, SN i NSA.

Zmiany te umożliwiają wprowadzenie pewnego pluralizmu wśród członków PKW. A jeśli dodać do tego wybór „sejmowych” członków w sposób wymuszający obecnosć w PKW kandydatów zgłoszonych przez opozycję, to jest to, o co chodzi. Obecność osób rekomendowanych przez różne i opozycyjne wobec siebie ugrupowania zdecydowanie zmniejsza możliwość zgodnego wpływania na wynik wyborów, a tym samym zwiększa zaufanie do wyników pracy takiego gremium.

Szkoda, że twórcy projektu nie poszli za ciosem i nie zwiększyli roli „czynnika społecznego”, czyli udziału w pracach komisji wyborczych wyższego szczebla, łącznie z PKW, przedstawicieli komitetów wyborczych.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kolejna reforma” znajduje się na s. 1 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kolejna reforma” na s. 1 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Sytuacja po wyborach w Niemczech jest tak zagmatwana, że można jedynie opisywać możliwe rozwiązania i na tym poprzestać

W CDU nie ma polityka mogącego zastąpić Merkel. Tak skutecznie wykosiła wszystkich, którzy coś sobą reprezentowali. Pozostali tylko starzy klakierzy lub młodzi, nabierający dopiero doświadczenia.

Zbigniew Kopczyński

Powody do zadowolenie mieli jedynie szef liberałów (FDP), powracających po przerwie do Bundestagu, i oczywiście przedstawiciel Alternatywy dla Niemiec (AfD). Uśmiechał się ciągle Marcin Schulz, ale on już tak ma. Pozostali miny mieli nietęgie. Najbardziej kwaśną miała pani kanclerz, bo też miała po temu powody.(…)

Jak trudna jest teraz sytuacja kanclerki, świadczy fragment dyskusji w studio wyborczym po ogłoszeniu wstępnych wyborów. Na pytanie prowadzącego, czy może zapewnić widzów, że do Świąt Bożego Narodzenia (tak, to nie pomyłka!) zdoła utworzyć rząd koalicyjny, nie była w stanie udzielić twierdzącej odpowiedzi. (…)

Dlaczego jednak CDU wygrała te wybory? A na kogo mieli Niemcy głosować? Jaka była (i jest) alternatywa? Partia mająca alternatywę w nazwie stanowi dla większości wyborców alternatywę bardzo wątpliwą z powodu coraz silniej ujawniających się w niej narodowosocjalistycznych sentymentów. (…)

Wskutek zdecydowanego przejścia SPD do opozycji i odrzucenia przez CDU koalicji zarówno z AfD, jak i Lewicą, pozostaje tworzenie rządu z egzotycznie nazywanej koalicji jamajskiej, od kolorów tworzących je partii, układających się we flagę Jamajki. Egzotyka polega też na łączeniu partii od prawa (FDP) do lewa (Zieloni). Z tą egzotyką to tak nie do końca prawda, bo takie lub podobne koalicje rządziły lub rządzą w parlamentach landów i na niższych szczeblach samorządów.

Maraton negocjacyjny ruszył z miejsca w tempie raczej żółwim. Piszę te słowa miesiąc po wyborach i, jak na razie, efektem tych negocjacji jest uzgodnienie wspólnego wyjściowego stanowiska CDU i jej bawarskiej odpowiedniczki CSU. Najważniejszym z ustaleń jest określenie górnej granicy imigrantów na dwieście tysięcy rocznie. Choć nie było szczególnie trudne, bo CSU głośno domagała się takiego ograniczenia, a CDU dojrzewała do niego, zajęło to siostrzanym partiom ponad dwa tygodnie. Pod koniec powyborczego miesiąca przeprowadzono sondażowe rozmowy z FDP i Zielonymi. Prawdziwe schody zaczną się w czasie ustalania z nimi szczegółów. A jeśli FDP zrealizuje przedwyborcze zapowiedzi i wystąpi, tak jak AfD, z wnioskiem o powołanie komisji śledczej w sprawie „zaproszenia” imigrantów, będziemy obserwować ostrą jazdę bez trzymanki. (…)

Determinacji do sklejenia jamajskiej koalicji pani kanclerz nie zabraknie. I może jej się udać, bo w niemieckiej polityce nie ma nic świętszego od kompromisu. Dążenie do niego usprawiedliwia mniej lub – częściej – bardziej karkołomne odejście od wyznawanych przez partie zasad.

Zupełnie prawdopodobne jest, że w imię tegoż kompromisu uzgodnione zostanie wspólne stanowisko FDP i Zielonych i po negocjacyjnym maratonie Niemcy dowiedzą się, że przyszły rząd gwarantować będzie przyjęcie nieograniczonej liczby imigrantów w ilości niezbędnej dla gospodarki fachowców, a elektrownie jądrowe będą likwidowane drogą ich rozwoju lub rozwijane poprzez likwidację, w zależności od tego, z ust rzecznika której partii usłyszą ten komunikat.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Niemcy – krajobraz po wyborach” znajduje się na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Niemcy – krajobraz po wyborach” na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zbigniew Kopczyński: Kojarzenie aparycji Borysa Budki z tow. Wiesławem jest niesłuszne. To nieuzasadniona złośliwość

Borys Budka różni się od przypisywanego mu dziadka. Władysław Gomułka zapobiegł sowieckiej interwencji podczas kryzysu w roku 1956. A już na pewno nie zwróciłby się o pomoc do Niemców.

Zbigniew Kopczyński

Przetoczyła się po sympatyzującej z PiS-em części internetu fala notek i memów sugerujących, na podstawie fizycznego podobieństwa, pokrewieństwo w linii prostej między Borysem Budką a Władysławem Gomułką, czyli niezapomnianym towarzyszem Wiesławem. Sugestie niesmaczne, bo niesmaczne jest naigrawanie się z cech fizycznych.

Co innego jednak podobieństwo fizyczne, a co innego psychiczne, nazywane również pokrewieństwem duchowym. A na takie pokrewieństwo między Borysem Budką a towarzyszem Wiesławem z każdą wypowiedzią byłego ministra sprawiedliwości coraz więcej wskazuje. Ujawniło się to szczególnie w jego krytyce wystąpienia śląskich senatorów PO – Andrzeja Misiołka i Leszka Piechoty, odcinających się od jego wezwania Unii Europejskiej do ukarania Polski, zawartego w wywiadzie dla niemieckiej prasy.

Towarzysz Wiesław alergicznie reagował na jakąkolwiek krytykę. Był dogmatykiem, przekonanym o swojej i wyznawanej ideologii nieomylności, a wszystkie, choćby i nieśmiałe głosy krytyczne analizował pod kątem „kto za tym stoi i komu to służy”. A stali za tym i służyło to zwykle amerykańskim imperialistom, izraelskim syjonistom i odwetowcom z NRF (tak to się wtedy pisało).

Jego duchowy wnuk również przejrzał krytyków. Stwierdził, że oświadczenie senatorów wygląda jak dokument napisany przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wiemy już więc, kto za Misiołkiem i Piechotą stoi i komu oni służą. Pozostaje tylko oskarżyć tę dwójkę o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne.

Zauważmy, że śląscy senatorzy nie krytykowali ani celów, ani programu Platformy, co po prawdzie trudno skrytykować z powodu ich braku. Krytykowali jedynie wezwanie do ukarania Polski, co uważają – i słusznie – za pójście o krok za daleko. Niemniej wystarczy to duchowemu wnukowi Gomułki do oskarżenia ich o sprzyjanie PiS-owi, a więc o największą zbrodnię, jakiej może dopuścić się członek Platformy Obywatelskiej. Towarzysz Wiesław jak żywy!

W jednym Borys Budka różni się od przypisywanego mu dziadka. Władysław Gomułka, choć reprezentował władzę przyniesioną na sowieckich bagnetach, zapobiegł sowieckiej interwencji podczas kryzysu w roku 1956. A już na pewno nie zwróciłby się o pomoc do Niemców.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wiesław Bis” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wiesław Bis” na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier WNET” 40/2017 Zbigniew Kopczyński: Integracja w Niemczech postępuje – Niemcy integrują się z muzułmanami

Pełnomocnik ds. integracji, Turczynka, powiedziała o integracji imigrantów w niemieckiej kulturze, że chodzi tylko o znajomość języka, bo poza nim trudno znaleźć jakąś specyficzną niemiecką kulturę.

Zbigniew Kopczyński

Kabareton wyborczy

Przedwojenne Niemcy były na światowym topie w wielu dziedzinach, między innymi w sztuce kabaretowej. Jedynym problemem było to, że prym wiedli tam artyści o niesłusznym pochodzeniu rasowym.

Po przejęciu władzy przez prawdziwych aryjczyków zlikwidowano więc kabarety wraz z ich personelem, dzięki czemu dziś humor niemiecki zalicza się do tych cięższych. Dotkliwy brak dobrych kabareciarzy wypełniają jak mogą politycy.

Kandydat socjalistów na kanclerza – Marcin Schulz wypadł w debacie korzystniej od swojej konkurentki ze względu na autentyczność. Jest to jednak autentyczność zaślepionego lewaka. Uzasadnił swoją wypowiedź, że muzułmańscy imigranci „są cenniejsi niż złoto”, tym, że oni naprawdę wierzą w Unię Europejską, w przeciwieństwie do rdzennych Niemców. Trudno nie przyznać mu racji.

Chyba żaden Niemiec nie wierzy, że Unia zajmie się nim tak jak imigrantami, zapewniając godny poziom życia i faktyczny immunitet bez jakichkolwiek wymagań. A imigranci naprawdę w to wierzą, i to nie bezpodstawnie.

Zarzut o wpuszczaniu islamskich terrorystów zbył Schulz stwierdzeniem, że sprawa jest przesadzona, bo islamistów wśród imigrantów jest góra pięć procent. Trudno od człowieka bez matury wymagać głębszej analizy, ale czterech działań i procentów uczą w szkole podstawowej. Więc policzmy: szacuje się, że w krytycznym 2015 roku Niemcy nawiedziło 1,3 do 1,5 miliona muzułmanów. Dokładnie nikt nie wie. Przyjmijmy milion, a pięć procent od miliona to pięćdziesiąt tysięcy, czyli mniej więcej pięć dywizji. Pięć dywizji gotowych na wszystko, by zabijać niewiernych, bez jakiejkolwiek kontroli ze strony gospodarzy.

Dalej odleciał Schulz, zapewniając, że pod jego rządami imigranci całkowicie zintegrują się w ciągu kilku lat i nie zrobiła na nim żadnego wrażenia trzeźwa uwaga prowadzącego, że obecnie w Niemczech żyje trzecie pokolenie muzułmańskich imigrantów dalekich od integracji.

Przy tych skeczach detalem jest fakt, że kandydat partii mającej dwa razy mniejsze poparcie od Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej co chwilę proponuje Angeli Merkel objęcie posady wicekanclerza w jego gabinecie. Nic dziwnego, że „Die Welt” określiła jego wystąpienia jako „Teatr Iluzji Schulza”.

Główna faworytka wyborów nie pozostaje w tyle. Zaproponowała swój plan przeciwdziałania nielegalnej imigracji. Rozwiązaniem jest jej zalegalizowanie, przynajmniej w sporej części. Rozwiązanie stworzone przez najlepsze niemieckie mózgi – bo chyba tylko takie doradzają kanclerce – jest genialne w swej prostocie. Jeśli zalegalizujemy pewne przestępstwa lub ich znaczną część, to ilość popełnianych przestępstw (tych nielegalnych) gwałtownie spadnie. Proste? Proste!

Do spraw integracji Rząd Federalny powołał specjalnego pełnomocnika. Jest nim urodzona w Hamburgu Turczynka, członek Socjalistycznej Partii Niemiec – Aydan Özoguz´. Ta właśnie Pełnomocnik ds. integracji, urodzona w Hamburgu Turczynka, mówiąc o integracji imigrantów w niemieckiej kulturze, stwierdziła, że chodzi tylko o znajomość języka, bo poza nim trudno znaleźć jakąś specyficzną niemiecką kulturę.

Słowa Aydan Özoguz´ tak zdenerwowały kandydata na kanclerza Alternatywy dla Niemiec – Aleksandra Gaulanda, że obiecał usunąć Özoguz´ do Anatolii. Użył przy tym czasownika „entsorgen”, używanego najczęściej w kontekście gospodarki odpadami. Ściągnęło to na niego falę krytyki. Bronił się, wskazując, że użycie takiego słowa wobec Angeli Merkel przez polityka SPD Jana Kahrsa nie wzbudziło takich emocji. Zapomniał najwyraźniej, że co wolno SPD, tego nie wolno AfD, a co wolno wobec kanclerki, tego nie wolno wobec muzułmanki. Burzę usiłowała uciszyć Eryka Steinbach, przypominając, że Anatolia jest dla Niemców ulubionym celem urlopowych wyjazdów.

Wygląda na to, że towarzyszka Özoguz´, urodzona i wychowana w Niemczech, sama jest kiepskim przykładem udanej integracji. Jest również świadectwem stanu niemieckiej oświaty. Przeszła bowiem wszystkie szczeble edukacji – od podstawówki do uniwersytetu – i nie dowiedziała się tam niczego o kulturze kraju, w którym żyje.

Mimo wszystko integracja czyni w Niemczech postępy, to znaczy Niemcy coraz lepiej integrują się z muzułmanami. Wspomniana Eryka Steinbach zamieściła na Twitterze plakat wyborczy CDU po turecku dla, jak pisze, „dobrze zintegrowanych wyborców”. Spośród wielu komentarzy wyrażających zdumienie i oburzenie, przytoczę pytanie jednego z internautów: „Czy muzułmańscy wyborcy będą teraz mogli na karcie do głosowania postawić półksiężyc zamiast krzyżyka?”

Piszę te słowa tydzień przed wyborami. Przez następne dni polityczny kabareton z pewnością nabierze intensywności. Co będzie po wyborach, trudno powiedzieć. Łatwiej mówić o dalszej perspektywie. Polecam drobny fragment tekstu usłyszanego kiedyś w – polskim – kabarecie:

Przed wojną były już kabarety.
Czym się skończyło, wiemy niestety.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kabareton wyborczy” znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kabareton wyborczy” na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie tylko Polsce dostaje się w niemieckich mediach. W konkursie na chłopca do bicia nr 1 idą z nami łeb w łeb Amerykanie

Inna jest jednostronność TVP, a inna TVN. A w Niemczech nie ma innej narracji i trudno się dziwić, że widz martwi się sytuacją u sąsiada, pewny, że lada moment powstaną w Polsce obozy koncentracyjne.

Zbigniew Kopczyński

W Zgorzelcu imigrantów jeszcze nie widać, ale to tylko kwestia czasu. Po zalegalizowaniu pobytu w Niemczech mogą legalnie przebywać w Polsce. A mają do niej kilka minut spacerkiem przez most. Najwyższy czas, by zastanowić się nad przeciwdziałaniem temu, by uniknąć kłopotów. Choćby takich, jakie mają mieszkańcy pobliskiego Budziszyna. Tam grupa młodych emigrantów opanowała rynek i regularnie wszczyna rozróby.

Tygodnik „Focus” w wersji online opisuje faktyczną bezkarność lidera tej grupy, wynikającą z kompletnej impotencji organów ścigania. Choć otrzymał odmowę azylu i ponad dwadzieścia zarzutów karnych, jako w dalszym ciągu starający się o azyl, w trakcie rozpatrywania jego odwołania jest praktycznie nietykalny. Przy bardziej zdecydowanej akcji policji zagroził samobójstwem, więc oddano go pod opiekę psychiatry.

Sam artykuł o islamskim prowodyrze zamieszek to istne kuriozum. Tekst przeplatany jest komentarzami redakcyjnymi w oznaczonych ramkach, wyjaśniającymi czytelnikom, że opisanych zachowań nie można w żadnym wypadku odnosić do wszystkich muzułmańskich emigrantów, a ich przestępczość nie jest o wiele wyższa od przestępczości Niemców, jeśli przyjąć odpowiednie kryteria. Jest też objaśnienie, jak depresja może prowadzić do prób samobójczych i jak takiemu delikwentowi pomóc. Klasyczny przykład niemieckiej autokastracji.

Jeśli ktoś narzeka na nieobiektywne przekazy polskich stacji telewizyjnych, polecam oglądać wiadomości na przykład w państwowym ZDF. Na dzień dobry wiadomość z Polski: Wbrew masowym protestom, rząd partii nacjonalistyczno-konserwatywnej wprowadził ustawy likwidujące niezależność sądów, a Komisja Europejska wszczęła działania w obronie demokracji. Warto zaznaczyć, że w języku niemieckiej polityki określenie „partia nacjonalistyczno-konserwatywna” to jakby powiedzieć „polskie NSDAP”.

I ani słowa, na czym ta likwidacja niezależności ma polegać ani co konkretnie zarzuca Polsce Komisja Europejska. O przedstawieniu racji drugiej strony nie ma co marzyć. A wszystko to wygłoszone tonem niedouczonego mentora, przeświadczonego o swej moralnej wyższości. (…)

W radiu Deutschlandfunk, odpowiedniku PR24, słuchałem dyskusji o kryzysie koreańskim. Jej uczestnikami byli politolodzy z niemieckich uniwersytetów. Pierwszy z dyskutantów zaczął od stwierdzenia, że bardziej niż konflikt między komunistyczną Koreą a USA jest to konfrontacja między Kimem a Trumpem. Tak jakby problemy z czerwonymi Koreańczykami zaczęły się w czasie prezydentury Donalda Trumpa. Rozmówcy rozgrzewali się i było coraz ciekawiej.

Zmieniłem stację, gdy usłyszałem, że Amerykanie używają siły jako jedynego narzędzia ich polityki zagranicznej i uzurpują sobie prawo decydowania – za pomocą tejże siły – kto w danym kraju może rządzić.

Wyglądało na to, że na niewinną i niewadzącą nikomu czerwoną Koreę chcą napaść agresywne Stany Zjednoczone tylko po to, by zadowolić krwiożerczy instynkt Donalda Trumpa – współczesnego wcielenia Draculi. A wszystko to tonem profesora pouczającego ucznia. Tak jakby to Niemcy szczyciły się ponad dwusetlenią wzorcową demokracją, a USA dopiero co pozbyły się ludobójczych dyktatur.

Na koniec zdziwienie: tenże Deutschlandfunk przedstawił wyniki badania opinii publicznej, z której wynika wzrost antysemityzmu w Niemczech. Od razu komentator tłumaczy, że to dzięki emigrantom, którzy są zadeklarowanymi antysemitami. Nie dziwi, że zbagatelizowano istniejący, a ukrywany antysemityzm wśród Niemców. Przerzucanie niemieckich win na innych, Polaków, też nieszczególnie dziwi.

Sensacją można nazwać fakt negatywnej opinii o imigrantach na falach państwowej rozgłośni. Tym bardziej, że zarzucono im antysemityzm, a więc największą zbrodnię, jaką współczesny Niemiec potrafi sobie wyobrazić.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Różnice klimatyczne” znajduje się na s. 20 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Różnice klimatyczne” na s. 20 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Troska o demokrację. Na naszych oczach dokonuje się opisana przez Orwella zmiana znaczenia powszechnie używanych słów

Dziś zatroskani o demokrację używają tego słowa na określenie rządów niewybieranej, uzurpatorskiej grupy, traktującej siebie jako jaśnie oświeconych i wszechwiedzących przewodników ludzkości

Zbigniew Kopczyński

Widmo troski o demokrację krąży po Europie. Troszczą się o nią wszyscy na wszelkie możliwe sposoby, tak że w powstałym mętliku trudno zorientować się, co jest, a co nie jest demokratyczne. (…)

W Stanach wygrał Trump i od razu zaczęło się wykazywanie, że wygrał jedynie dzięki specyficznemu systemowi wyborczemu, a więc niedemokratycznie. Przypomina mi to metody stosowane przez komunistycznych propagandzistów udających dziennikarzy. Metoda była prosta: wynik wyborów mnożono przez frekwencję wyborczą i wychodziło, że wybranego prezydenta popiera nieco ponad dwadzieścia procent Amerykanów – obraza demokracji. W demoludach frekwencja wynosiła prawie 100% i tyluż głosowało na komunistów – demokracja wzorcowa. (…)

Gdy europejskie elity – o wątłym mandacie demokratycznym – postanowiły zmienić traktat nicejski na szumnie zapowiadaną konstytucję dla Europy, zarządziły przyjęcie tejże konstytucji przez poszczególne państwa członkowskie w drodze referendum. Z wyjątkiem Niemiec, gdzie referendum jest niedopuszczalne. Ku zaskoczeniu elit, społeczeństwa Francji i Holandii, krajów założycieli Unii, zachowały się niedemokratycznie i większością głosów odrzuciły ten dokument. Troszczący się o demokrację uznali, że wobec tak nieodpowiedzialnego zachowania się wyborców nie ma mowy o uznaniu ich decyzji. (…)

Na naszych oczach dokonuje się, opisana przez Orwella, zmiana znaczenia powszechnie używanych słów. Tak jak Ministerstwo Miłości oznaczało u niego policję polityczną, a Ministerstwo Prawdy – cenzurę, tak diametralnie zmienia się znaczenie demokracji. Nie są to już, jak sądzili ludzie od ponad dwóch i pół tysiąca lat, zgodnie z greckim znaczeniem tego słowa rządy ludu, gdzie rządzący realizują wolę obywateli.

Dziś zatroskani o demokrację używają tego słowa na określenie rządów swoich, rządów niewybieranej, uzurpatorskiej grupy, traktującej siebie jako jaśnie oświeconych i wszechwiedzących przewodników ludzkości, a zwykłych obywateli jak ciemną masę wymagającą odpowiedniego wychowania, dla której można czasami coś dobrego zrobić, lecz której nie można traktować poważnie.

 

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Troska o demokrację” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Troska o demokrację” na s. 12 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Czas najwyższy, aby przedyskutować i zmienić zasady ordynacji wyborczej oraz funkcjonowania samorządów terytorialnych

Złą tradycją w Polsce jest tworzenie prawa pod chwilową sytuację autorów. Najlepszym tego przykładem jest obowiązująca konstytucja. Rządzący muszą pamiętać, że prędzej czy później będą w opozycji.

Zbigniew Kopczyński

Dotychczas jedyną publicznie dyskutowaną propozycją było ograniczenie ilości kadencji prezydentów, burmistrzów i wójtów do dwóch. Kwestia istotna, lecz, według mnie, nie najważniejsza. Istotniejszą kwestią jest wiarygodność wyników wyborów, czyli zabezpieczenie ich przed fałszowaniem. Wydaje mi się, że konieczny będzie powrót do oparcia się na papierowych protokołach jako trudniejszych do zhakowania, a wersje elektroniczne traktować można jedynie jako pomocnicze. (…)

PiS musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy celem zmian jest wygranie wyborów, czy uobywatelnienie samorządów. Cel pierwszy można osiągnąć prosto, poprzez ograniczenie możliwości zgłaszania kandydatów tylko do komitetów wyborczych partii politycznych. Sukces gwarantowany, tak jak gwarantowana klęska w przypadku zmiany preferencji wyborców w skali kraju.

Osiągnięcie drugiego celu jest trudniejsze, a propozycji rozwiązań tyle, co ich autorów. Ja chcę przedstawić sposób podpatrzony w wyborach lokalnych w niemieckim Palatynacie, a więc jak najbardziej europejski: Każdy komitet zgłasza maksymalnie tylu kandydatów, ile jest mandatów do zdobycia, a wszystkie listy umieszczone są na jednej karcie do głosowania. Przybiera ona często postać sporej płachty, lecz i tak jest rozwiązaniem zdecydowanie lepszym, bo bardziej transparentnym od niesławnej broszury, preferowanej z uporem przez Państwową Komisję Wyborczą.

Wyborca z kolei dysponuje taką ilością głosów, ile jest mandatów do obsadzenia i może oddać je na kandydatów z różnych list lub zagłosować na jedną listę – wtedy wszyscy kandydaci z tej listy otrzymują po jednym głosie. Mandaty otrzymują ci, którzy zbiorą najwięcej głosów. Proste i jednoznaczne. (…)

Oprócz sposobu wyboru, należy zastanowić się nad sposobem funkcjonowania organów gminy i ich wzajemnymi relacjami. Obecne skupienie całej władzy wykonawczej w rękach prezydenta oceniam pozytywnie. Pozwala to na skuteczne zarządzanie gminą i jednoznacznie określa odpowiedzialność za podejmowane decyzje.

Cały felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Czas na samorządy” znajduje się na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Czas na samorządy” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pytanie do światłych Europejczyków i młodych, wykształconych z dużych ośrodków: Miały pisiory rację, czy nie?

Czy po Krymie, Donbasie, zabójstwie Niemcowa, traktowaniu Nawalnego, zestrzeleniu malezyjskiego samolotu – nadal uważacie, że Putinowi należy ufać? Czy jednak oszołomy miały i mają rację?

Zbigniew Kopczyński

9 maja minęła kolejna rocznica. Nie, nie chodzi mi o rocznicę kapitulacji III Rzeszy, która powinna być obchodzona dzień wcześniej. 9 maja minęła siódma rocznica pamiętnej akcji polskich autorytetów moralnych, światłych Europejczyków i młodych, wykształconych z dużych ośrodków. Akcji zapalania zniczy na grobach poległych żołnierzy radzieckich.

Kultywowanie pamięci poległych jest rzeczą godną uznania, jednak to nie o poległych czerwonoarmistów tutaj chodziło. Oni byli tylko pretekstem do dokuczenia Kaczyńskiemu i pisowskim oszołomom oraz okazania zaufania do Rosji i jej faktycznego przywódcy, wielkiego, kryształowego demokraty – Włodzimierza Putina. Była to demonstracja poparcia dla rządu PO-PSL, który z pełnym zaufaniem oddał smoleńskie śledztwo demokratom z KGB.

Dziś, po siedmiu latach, chcę zapytać uczestników tej akcji i ją popierających: czy w tym roku 9 maja poszliście ze zniczami na sowieckie groby? Czy po Krymie, Donbasie, zabójstwie Niemcowa, traktowaniu Nawalnego, zestrzeleniu malezyjskiego samolotu – nadal uważacie, że Putinowi należy ufać? Czy może pomyliście się wtedy i jednak oszołomy miały i mają rację?

Wiem, wiem, 9 maja 2010 nie mogliście wiedzieć o Krymie, Ukrainie itd. Ale powinniście wiedzieć o Czeczenii, Gruzji, Kursku, Litwinience, Politkowskiej. Czyż nie miał racji Lech Kaczyński, przewidując w Tbilisi dalsze kroki Waszego idola?

Powinniście wiedzieć i pamiętalibyście o tym, gdyby nie zaślepiła Was nienawiść do ludzi o innych poglądach. To to zaślepienie nienawiścią kazało Wam okazywać większe zaufanie zwykłemu bandycie, a nie polskiemu, demokratycznemu politykowi.

I co? Czekam na Waszą odpowiedź. Miały pisiory rację, czy nie?

Jeśli nie, to dlaczego nie byliście w tym roku na sowieckich cmentarzach?

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Minęła rocznica” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Minęła rocznica” na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Dobra zmiana: ordynację wyborczą należy zmienić jak najszybciej, aby uniknąć oskarżenia, że PiS tworzy ją „pod siebie”

W ostatnich wyborach samorządowych kandydat do rady w mieścinie pod Łodzią dowiedział się, że wybrano go prezydentem Szczecina, jeśli nie pomyliłem miejscowości. Program mylił się bardziej.

Zbigniew Kopczyński

Jeśli obserwujemy przebieg wyborów w Stanach, Anglii, Francji, Niemczech i gdziekolwiek, gdzie jeszcze wybory jako tako funkcjonują, widzimy, że po ogłoszeniu wstępnych wyników, zwykle z 90% komisji wyborczych, wybory uważa się za rozstrzygnięte. Przegrany gratuluje wygranemu, a zwycięzca wygłasza stosowne przemówienie, nie czekając na pozostałe 10% i oficjalny komunikat.

Każdy, kto nie zapomniał podstaw matematyki, a chodzi tu o arytmetykę, wie, że ostatnie10% nie może wpłynąć na ostateczny wynik. W przeciwnym razie rozkład głosów w ostatnich 10% obwodów byłby tak nieprawdopodobny, że można go porównać z trafieniem szóstki w totku.

A w Polsce szóstki leciały jak z rękawa! W wyborach prezydenckich 2010, po podliczeniu wyników w 90% komisji, prowadził Jarosław Kaczyński. Ostatnie 10% zmieniło wynik. Bingo!

Jeszcze lepiej było w ostatnich eurowyborach. Podano wynik z 97% komisji i wtedy Prawo i Sprawiedliwość wygrywało z około jednoprocentową przewagą nad Platformą. Ostatnie 3% odwróciło proporcje. To tak, jakby trafić szóstkę kilka razy z rzędu. Polak potrafi! (…)

Znam relację kandydata do rady jednej ze śląskich gmin. W jego okręgu wygrał kandydat PSL, choć partia ta tam nie istnieje, a i kandydat był nieznany. Gmina wiejska, w okręgu wyborczym wszyscy się znają, więc nasz kandydat obszedł sąsiadów z pytaniem, na kogo głosowali. Otóż nie znalazł nikogo głosującego na PSL. A jednak PSL potrafi!

Były wprawdzie protesty wyborcze, lecz Sąd Najwyższy, powagą państwa teoretycznego, uznał wybory za ważne, stosując sakramentalną już formułkę, że wprawdzie były uchybienia, lecz nie miały wpływu na wynik wyborów. (…)

Farsa wyborów samorządowych zaowocowała mobilizacją Ruchu Kontroli Wyborów i dzięki zaangażowaniu rzeszy jej wolontariuszy możliwe było ograniczenie fałszowania wyborów, a tym samym zwycięstwo opozycji w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Do dziś zastanawiam się, jaka była rzeczywista skala zwycięstwa Andrzeja Dudy i PiS-u. Tego już się nie dowiemy, bo poprzednie władze zadbały o szybkie zniszczenie kart wyborczych, by uniemożliwić weryfikację wyników.

Dobra zmiana, polegająca na odbudowie państwa po latach jego destrukcji, wymaga czasu. Premier Morawiecki i prezes Kaczyński mówili o dwóch – trzech kadencjach. Jeśli jednak nie zmienimy ordynacji wyborczej, drugiej kadencji nie będzie. Tak dużej mobilizacji RKW powtórzyć się nie da i leśne dziadki, w poczuciu bezkarności, będą robić co zechcą, a nieprawidłowości pójdą na konto PiS-u.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Gdzie ta zmiana?” można przeczytać na s. 6 majowego „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Gdzie ta zmiana?” na s. 6 „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Reminiscencje poreelekcyjne. RE poparła dotychczasowego przewodniczącego, by nie sprawić przyjemności Kaczyńskiemu

Tusk uważany był za słabego przewodniczącego RE i jego ponowny wybór był bardzo niepewny. Dyskutowano w kuluarach Rady o jego ewentualnych następcach. Wszystko zmieniło się w momencie weta Warszawy.

Zbigniew Kopczyński

Ciekawy artykuł znalazł się w weekendowym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitug” – z 11 marca, a więc krótko po ponownym wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Jego autor, Thomas Gutschker, stawia i uzasadnia tezę, że o reelekcji przesądził sprzeciw Jarosława Kaczyńskiego.

Tusk, według przytaczanych przez niego opinii, uważany był za bardzo słabego przewodniczącego RE i jego ponowny wybór był bardzo niepewny. Wręcz otwarcie dyskutowano w kuluarach Rady o jego ewentualnych następcach. Wszystko zmieniło się w momencie weta Warszawy.

Widząc, że lider Prawa i Sprawiedliwości sprzeciwia się reelekcji Donalda Tuska, członkowie RE postanowili poprzeć dotychczasowego przewodniczącego, by nie sprawić przyjemności nielubianemu Kaczyńskiemu. Za taki obrót sprawy autor obwinia Kaczyńskiego i kończy morałem o tym, jak kończy polityka kierująca się ideologią, a nie praktycznym rozsądkiem, chociaż nie sprecyzował, o jaką ideologię chodzi.

Mnie jednak nasuwa się wniosek zgoła odmienny. Jeśli rzeczywiście było tak, jak opisał to autor, szefowie państw i rządów krajów UE świadomie wybrali przewodniczącym kandydata, którego jedynie z dużą dozą życzliwości określić mogli jako przeciętnego, tylko po to, żeby zagrać Kaczyńskiemu na nosie.

A więc czysta dziecinada: na złość babci odmrozili sobie uszy. Z powodu swego zaślepienia przez najbliższe dwa i pół roku ich prace będą koordynowane przez tego, kogo wybrali.

Zdarzenie to lepiej niż rzucane przez eurosceptyków oskarżenia pokazuje poziom intelektualny, małostkowość i kierowanie się emocjami przez europejskich liderów. Wprawdzie wybór Tuska nie będzie miał praktycznie żadnego wpływu na życie obywateli Unii, jednak, jeśli członkowie RE dalej będą kierować się dziecinnymi emocjami przy podejmowaniu poważniejszych decyzji, odmrożą uszy nie tylko sobie, ale i nam.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Reminiscencje poelekcyjne” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Reminiscencje poelekcyjne” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl