Rafał Brzeski: Sukcesem nie jest aresztowanie szpiega, sukcesem jest odwrócenie go i skłonienie do współpracy z nami

Wszyscy Chińczycy czują się za granicą tajnymi współpracownikami wywiadu, wewnątrz Chin zaś czują się pracownikami kontrwywiadu wobec obcych – mówi Rafał Brzeski, ekspert ds. wywiadu w Poranku WNET.

– O sukcesie w walce ze szpiegami obcych państw można mówić wówczas, kiedy odwrócimy szpiega i skłonimy go do pracy przeciwko jego byłym mocodawcom – mówi w Poranku WNET Rafał Brzeski, ekspert w zakresie wywiadu. Rozmawiamy z Brzeskim w kontekście wojny informacyjnej prowadzonej przez Państwo Środka.

–  W tym konkretnym przypadku jest to jednak praktycznie niemożliwe ze względu na chińską kulturę, ze względu na sinocentryzm – zaznacza. – Kiedyś ten sinocentryzm przejawiał się np. budową muru, żeby nikt nie przeszkadzał Chińczykom w rozwiązywaniu własnych spraw. Dziś przejawia się w przedkładaniu interesu narodowego nad polityczny. Wszyscy Chińczycy: i ci z mainlandu, i z Tajwanu, czują się poza granicami tajnymi współpracownikami wywiadu, wewnątrz Chin zaś czują się pracownikiem kontrwywiadu wobec obcokrajowców.

Mimo wszystko Brzeski wyraża zadowolenie z przerwania łańcucha wywiadowczego. Nigdy nie miał wątpliwości co do tego, że Huawei jest chińską agenturą.

Według chińskiej doktryny wojennej wszystkie firmy z udziałem państwa, zostały wpisane w część frontu walki cybernetycznej.

Brzeski komentuje także udział polski w konferencji antyirańskiej. – Jesteśmy dobrym miejscem na taką konferencję, gdyż jesteśmy neutralni w tym konflikcie. W kwestiach bliskowschodnich mamy najmniej wrogów i jesteśmy nie takim otwartym antagonistą dla większości krajów. W związku z tym, przedstawiciele wielu krajów mogą przyjechać do Warszawy bez narażania się na zarzuty zdrady ze strony swoich społeczeństw – mówi.

Wysłuchaj naszej rozmowy już teraz!

mf

 

 

USA: Najpoważniejszy w historii zarzut wobec urzędującego prezydenta. Donald Trump ujawnił Rosji tajne informacje?

Prezydent USA Donald Trump podczas spotkania z szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem w ubiegłym tygodniu mimowolnie ujawnił tajne informacje wywiadu – poinformował dziennik „Washington Post”.

Tajne informacje zostały rzekomo ujawnione przez Trumpa podczas jego rozmowy z Ławrowem, w której prezydent USA wspomniał o prawdopodobnej operacji tzw. Państwa Islamskiego z użyciem bomby umieszczonej w laptopie. Według źródeł amerykańskiego dygnitarza cytowanego przez „Washington Post”, informacje te pozwalają na ustalenie tożsamości i miejsca pobytu informatora, jak również ustalenie, która z sojuszniczych agencji wywiadowczych przekazała te poufne informacje CIA.

„Washington Post”, który wcześniej serią rewelacji doprowadził do dymisji doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna, informuje, że jeden z przedstawicieli aparatu bezpieczeństwa państwa, nie czekając na zakończenie spotkania, wybiegł z Gabinetu Owalnego, aby ostrzec CIA i Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) przed konsekwencjami wypowiedzi prezydenta.

Alan Dershowitz, emerytowany profesor prawa i nieprzejednany krytyk Trumpa, w wywiadzie dla niechętnej prezydentowi USA telewizji CNN nazwał rewelacje „Washington Post” „najpoważniejszym w historii zarzutem wysuniętym wobec urzędującego prezydenta”.

[related id=”18132″]

Rewelacjom dziennika zaprzeczyli sekretarz stanu Rex Tillerson i prezydencki doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster, którzy uczestniczyli w spotkaniu w Gabinecie Owalnym Białego Domu w ubiegłą środę.

McMaster podczas pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej powiedział, że „prezydent nigdy nie omawiał podczas spotkania w Białym Domu szczegółów i metod operacji wywiadu”. Po odczytaniu oświadczenia McMaster odmówił odpowiedzi na pytania dziennikarzy.

W spotkaniu Trumpa z Ławrowem, które odbyło się dzień po zwolnieniu Jamesa Comeya ze stanowiska dyrektora FBI, uczestniczył także Siergiej Kislak, ambasador Rosji w Waszyngtonie i jeden z głównych bohaterów kontrowersji związanych z kontaktami otoczenia prezydenta USA z przedstawicielami Kremla. Amerykańscy fotoreporterzy nie zostali wpuszczeni na poprzedzającą rozmowy w Białym Domu tradycyjną sesję fotograficzną, co wywołało oburzenie nawet z reguły przychylnej Trumpowi telewizji Fox. W rezultacie zdjęcia roześmianego prezydenta Trumpa i ambasadora Kislaka pojawiły się w amerykańskich mediach za pośrednictwem rosyjskiej agencji TASS.

Trump powiedział, że spotkał się z Ławrowem i zgodził na wejście rosyjskich fotoreporterów do Gabinetu Owalnego Białego Domu, bo poprosił go o to podczas rozmowy telefonicznej prezydent Rosji Władimir Putin. Wyznanie amerykańskiego prezydenta skłoniło niektórych komentatorów do publicznych spekulacji, czy po spotkaniu Gabinet Owalny został sprawdzony i czy Rosjanie nie zainstalowali w nim podsłuchu.

PAP/JN

Kolejny doradca Trumpa zataił swoje kontakty z Kremlem – podaje „Washington Post”. Możliwe zmiany w administracji Trumpa

Według doniesień dziennika „Washington Post” minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jeff Sessions zataił podczas przesłuchań w Senacie swoje kontakty z przedstawicielami Rosji.

Senator Sessions, który był głównym doradcą Donalda Trumpa podczas kampanii prezydenckiej,  miał m.in.  przyjąć ambasadora Rosji w USA, Sergieja Kislaka, w swoim biurze we wrześniu ubiegłego roku. Dziennik dodaje, że wizyty miały prywatny charakter. Stany Zjednoczone żyły wówczas atakami rosyjskich hakerów na serwery rywala Trumpa – Partii Demokratycznej.

Podczas przesłuchania w Senacie Jeff Session był pytany wprost o kontakty z Rosją, ale wszystkiemu zaprzeczył. „Washington Post” twierdzi, że rozmowa Sessionsa i Kislaka miała charakter prywatny.

Jeff Sessions wydał w nocy ze środy na czwartek oświadczenie, w którym  zdementował doniesienia prasy, jakoby podczas przesłuchań w Kongresie miał zataić swoje kontakty z oficjalnymi przedstawicielami Rosji.

– Nigdy nie spotkałem się z żadnymi oficjalnymi przedstawicielami Rosji, by rozmawiać o sprawach związanych z kampanią, przed wyborami prezydenckimi w USA w listopadzie zeszłego roku – napisał w  oświadczeniu Sessions. Zapewnił, że nie „ma pojęcia, czego miałoby dotyczyć to oskarżenie”.

W połowie lutego prasa nieprzychylna prezydentowi Donaldowi Trumpowi szeroko rozpisywała się na temat kontaktów sztabu wyborczego Trumpa z Rosjanami. „New York Times” opublikował wówczas informacje wskazujące na regularne kontakty między agentami rosyjskiego wywiadu a współpracownikami Trumpa, a dziennik „Washington Post” napisał z kolei, że administracja Trumpa próbowała pozyskać przedstawicieli wywiadu i kongresmenów do podważania doniesień o tych kontaktach z Rosjanami.

Agencje prasowe przypominają, że po doniesieniach prasowych dziennika „Washington Post” ze stanowiskiem musiał pożegnać się doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn. Śledztwo dziennikarskie wykazało, że zanim obecny prezydent objął urząd, Flynn omawiał sankcje USA wobec Rosji z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie i zataił to przed wiceprezydentem Mike’em Pence’em.

Amerykański wywiad sugeruje, że Rosja próbowała pomóc Trumpowi w dostaniu się do Białego Domu, dokonując cyberataków, by zdyskredytować Hillary Clinton oraz całą Partię Demokratyczną. Zareagował na to ówczesny prezydent Barack Obama, który nałożył  sankcje na Rosję. W ramach tych sankcji wydalono 35 rosyjskich dyplomatów. Dodatkowo objęły one Federalną Służbę Bezpieczeństwa i Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji.

PAP/jn