Korea Płd.: Lider sondaży Mun Dze In zamierza jako prezydent doprowadzić do zbliżenia obu Korei po siedmiu dekadach

Korupcja na wszystkich szczeblach biznesu, niski przyrost naturalny, współpraca z USA, budowa systemu obronnego THAAD – to tylko część problemów, z jakimi zmierzy się nowy prezydent Korei Południowej.

Lider sondaży przedwyborczych, Mun Dzae In, podziękował wyborcom za wysoką frekwencję podczas wstępnych wyborów, które odbyły się między 4 a 5 maja, oferując na ulicy „darmowe przytulanie”. Koreańczycy z Południa będą wybierać prezydenta we wtorek.

Lokalne media informują, iż głosowanie potrwa o dwie godziny dłużej niż poprzednie, przed pięcioma laty, i zakończy się o godzinie 20. Dłuższy czas oddawania głosów ma pozytywnie wpłynąć na frekwencję. Według dotychczasowych danych we wstępnej fazie wyborów, która odbyła się między 4 i 5 maja (tzw. early voting), głosy oddało ponad 26 proc. uprawnionych, czyli 11 mln Koreańczyków. 31 mln obywateli będzie mogło głosować od godz. 6 rano we wtorek w 13 964 placówkach wyborczych na terenie kraju. Krajowa komisja wyborcza liczy na frekwencję na poziomie 80 proc.

Wstępne wyniki spodziewane są około godz. 2 w nocy z wtorku na środę czasu lokalnego, czyli pod wieczór czasu polskiego. Zostanie wówczas sprawdzonych ok. 70-80 proc. wszystkich głosów. Dziennik „Korea Times” przypomina, że zwycięstwo byłej już prezydent Park Geun Hie zostało prawidłowo zapowiedziane przed godz. 21 po zakończeniu poprzedniego głosowania.

Ze względu na większą liczbę zgłoszonych w tym roku kandydatów, karty do głosowania są niemal dwa razy dłuższe niż w 2012 r. Wówczas siedem nazwisk kandydatów umieszczono na karcie o długości 15,6 cm, obecnie lista liczy 15 nazwisk i zajmuje 28,5 cm. Spowolni to proces liczenia, ponieważ maszyny będą w stanie przyjąć 190 większych kart na minutę, podczas gdy w 2012 r. liczyły w tempie 310 kart na minutę.

Lider sondaży Mun Dzae In z Demokratycznej Partii „Razem” wyraził swoją wdzięczność za zaangażowanie podczas wstępnych wyborów, organizując „darmowe przytulanie” dla wybranej grupy 22 wyborców. Policja została postawiona w stan gotowości, ponieważ przed spotkaniem w sieci anonimowy 26-latek groził, że zabije Muna podczas przytulania się do niego. Mężczyzna sam zgłosił się na policję w piątek, tłumacząc, że zamieścił groźby w sieci jedynie dla zabawy – informuje „Korea Times”.

Ujawniony w październiku 2016 roku wielki skandal korupcyjny doprowadził do odsunięcia od władzy prezydent Park Geun Hie, sparaliżował prace rządu w Seulu oraz wyprowadził na ulice miliony ludzi, którzy domagali się odejścia prezydent.

Komentatorzy zwracają uwagę, iż nowego prezydenta czeka wiele problemów – m.in. decyzja o dalszym kształcie współpracy z USA, budowa systemu obrony THAAD mającego strzec Korei Płd. przed możliwym atakiem rakietowym ze strony Korei Płn., ewentualny powrót do negocjacji z Pjongjangiem czy rozwiązanie sprawy nieformalnych ekonomicznych sankcji wobec południowokoreańskich produktów w Chinach. Sankcje są zemstą Chin za rozpoczęcie montażu THAAD na terenie Korei Płd.

Lokalne media podkreślają, że przed nowym prezydentem staną także wyzwania dotyczące niskiego przyrostu naturalnego w kraju, braku perspektyw zawodowych dla młodych ludzi oraz wszechobecnej korupcji na wszystkich szczeblach biznesu.

Mun Dze In znalazł się na czwartkowej okładce magazynu „Time”. W rozmowie z „Time” twierdzi, że jego przeznaczeniem jest doprowadzenie do zbliżenia obu Korei po siedmiu dekadach podziałów. Podkreślił, że Północ i Południe były kiedyś jednym narodem, od 5 tysięcy lat dzielącym wspólny język i kulturę i wyraził przekonanie, że oba państwa w końcu ponownie się zjednoczą.[related id=”16070″ side=”left”]

Lider sondaży obiecuje reformy wydatków publicznych, większą transparencję koncernów zwanych czebolami oraz lepszą dystrybucję pieniędzy w walce z nierównościami społecznymi. Podczas ostatnich dni kampanii podkreślał swoje bogate doświadczenie polityczne, a w poniedziałek 8 maja spotkał się z wyborcami na placu Gwanghwamun w centrum Seulu, gdzie tygodniami protestowano przeciwko byłej prezydent.

W czasie kampanii kandydat konserwatystów z rządzącej obecnie Partii Wolności Korei Hong Dzun Pio ostrzegał przed „przejęciem władzy przez lewicę”.

Reprezentant Partii Ludowej, centrysta An Czol Su, prywatnie przedsiębiorca, powtarzał postulaty o kluczowej roli nauki i innowacji dla nowoczesnej Korei Płd.

Ju Song Min z Partii Bareun, która powstała jako odłam partii rządzącej po skandalu z prezydent, mówił o „prowadzeniu narodu do cudownej przyszłości”.

Wreszcie – kandydatka Partii Sprawiedliwości, Sim Sang Dzung, apelowała o „nową nadzieję dla obywateli”.

Kampania wyborcza trwała 22 dni, zakończyła się w poniedziałek. Ostatnie sondaże publikowane przez dziennik „Hankyoreh” 2 maja dają poparcie oscylujące wokół 40 proc. dla Muna, 20 proc. dla Ana, 16 proc. dla Honga, 7 proc. dla Sim oraz 5 proc. dla Ju.

PAP/LK

Francja wybiera prezydenta; w wielu miastach jest pochmurno i deszczowo. Frekwencja do godz. 17 wyniosła 65,3 proc.

Trwa druga tura wyborów prezydenckich we Francji. Mimo złej pogody miliony obywateli poszły dziś do urn wyborczych, by oddać głos na jedno z dwojga kandydatów: Emmanuela Macrona lub Marine Le Pen.

W drugiej turze wyborów prezydenckich rywalizują ze sobą centrysta Emmanuel Macron i liderka tzw. skrajnej prawicy, Marine Le Pen. To historyczne głosowanie – jeśli wygra 39-letni Macron, będzie najmłodszym prezydentem w historii V Republiki. Jeśli Le Pen, będzie pierwszą kobietą na tym stanowisku.

Paryżanie głosują od porannych godzin w deszczu, a padać ma przelotnie przez cały dzień. Pochmurnie i deszczowo jest również na wschodzie nad Rodanem, w Lyonie i na zachodzie, w słynącym z produkcji win Bordeaux, a w stolicy Alzacji, Strasburgu, prognozowane są burze. Po południu deszcze mają pojawić się też w Lille przy granicy z Belgią. Słonecznie jest za to na Riwierze.

[related id=”16834″]

Deszcz nie powinien jednak odstraszyć Francuzów od pójścia do urn. We Francji wybory prezydenckie zawsze bardzo angażują obywateli, a frekwencja zwykle sięga w drugiej turze 80 proc. Tak było w 2012 roku, gdy przekroczyła próg 80 proc., a wybory wygrał François Hollande. Pięć lat wcześniej, w 2007 roku, frekwencja w drugiej turze sięgnęła 84 proc., a prezydentem został Nicolas Sarkozy.

Na ulicach Paryża widać policję i wojsko. Władze Francji, obawiając się o bezpieczeństwo, oddelegowały żołnierzy do ochrony lokali wyborczych. Chroni je również kilkadziesiąt tysięcy policjantów i żandarmów, których widać na ulicach Paryża w pobliżu miejsc, w których można oddać głos. Francuzi obawiają się zamachów. 20 kwietnia, trzy dni przed pierwszą turą wyborów, na Polach Elizejskich doszło do ataku terrorystycznego, w którym zginął policjant.

Na ulicach widać policję i czuję się przez to bezpieczniej. Wybory to wielkie święto demokracji i nie można pozwolić, żeby ktoś je popsuł – powiedział Agencji Prasowej 24-letni Thierry, który głosował w pobliżu dworca Gare du Nord.

Nie jestem przekonana do żadnego z kandydatów, ale w wyborach trzeba wziąć udział. Mieszkam tuż przy lokalu wyborczym, więc pogoda nie jest dla mnie żadną przeszkodą. Nie chcę powiedzieć, na kogo głosowałam, ale mam nadzieję, że te wybory wygra przede wszystkim Francja. Nowy prezydent powinien zająć się reformami i walką z bezrobociem – zaznaczyła 29-letnia Louise.

[related id=”16569″ side=”left”]

35-letni Philippe również uważa, że nowy prezydent powinien przede wszystkim postawić na gospodarkę. Powiedział Agencji Prasowej, że głosował na Macrona, bo jego zdaniem w sytuacji, gdy Wielka Brytania wychodzi z Unii Europejskiej, Europa jest w stagnacji gospodarczej, a Francja w defensywie, jego kraj potrzebuje kogoś, kto tchnie we francuską gospodarkę nowego ducha, przyciągnie inwestycje i pomoże stworzyć nowe miejsca pracy.

Kandydaci na prezydenta zagłosowali przed południem w regionie Pas de Calais na północy Francji. Marine Le Pen w Henin-Beaumont, gdzie w pierwszej turze otrzymała 46,5 proc. głosów, a Emmanuel Macron w Le Touquet, w ratuszu, w  którym kiedyś brał ślub.

Francuskie dzienniki weekendowe wydania poświęciły wyborom. Ze względu na ciszę wyborczą „Le Figaro” artykuł na pierwszej stronie tytułuje neutralnie: „Rozstrzygająca decyzja dla Francji”. Na drugiej i trzeciej stronie wskazuje jednak, że Macron ma większe szanse na wygraną. Dziennik ekonomiczny „Les Echos” na pierwszej stronie daje tytuł: „Macron – Le Pen: walka z ekstremizmem”. „Le Monde” pisze z kolei, że kluczem do drugiej tury wyborów będzie absencja wyborcza, głosy nieważne i to, jak zagłosują ci, którzy w pierwszej turze wybrali innego kandydata niż Macron i Le Pen.

Macron zdecydował się uczcić swoje ewentualne zwycięstwo na placu przed Luwrem w centrum Paryża. „Le Figaro” w weekendowym wydaniu zastanawia się, dlaczego właśnie wybrał to miejsce.

Jak powiedział „Le Figaro” Christian Delporte, specjalista ds. komunikacji politycznej, plac przed Luwrem ma tę zaletę, że jest miejscem zupełnie neutralnym. – Jest także miejscem dziedzictwa, pełnym historii, w samym centrum Paryża, ale nieobarczonym polityką.

Zwolennicy Marine Le Pen spotkają się w kompleksie Chalet du Lac w Lasku Vincennes, dużym parku położonym we wschodniej części Paryża, w bezpośrednim sąsiedztwie zamku Vincennes. To największy kompleks zielony w stolicy Francji. Według mediów, jeśli Le Pen odniesie zwycięstwo, może być ono świętowane w całym parku.

Ostatnie godziny kampanii wyborczej były bardzo gorące. W piątek wieczorem sztab kampanii wyborczej Macrona ogłosił, że padł ofiarą „zmasowanego ataku” hakerów, na skutek którego do sieci przeniknęło ok. 9 gigabajtów dokumentów i danych.

PAP/JN

Francja: Do 20.00 trwa pierwsza tura wyborów prezydenckich. Obserwatorzy oceniają, że wynik jest bardzo nieprzewidywalny

Żaden z kandydatów nie ma szans na zdobycie w pierwszej turze ponad połowy głosów. Na przejście do drugiej tury największe szanse mają centrysta Macron i przywódczyni Frontu narodowego, Marine le Pen.

Do głosowania uprawnionych jest blisko 47 mln osób. Ze względu na zagrożenie terrorystyczne, do ochrony 67 tys. lokali wyborczych skierowano ponad 50 tys. policjantów i 7 tys. żołnierzy.

[related id=”14383″]

Jak podaje serwis Polskatimes.pl, pierwsze lokale wyborcze zostały zamknięte w zamorskim terytorium Francji Gujanie Francuskiej. Zwyciężył tam kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon, który otrzymał 24,72 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się Marine Le Pen z poparciem 24,29 proc., trzecie miejsce zajął Emanuel Macron – 18,75 proc. głosów. Na czwartym miejscu znalazł się François Fillon – 14,66 proc., a kandydat socjalistów Benoit Hamon zdobył zaledwie 5,69 proc. głosów. Frekwencja wyniosła 37 proc..

Lokale wyborcze są otwarte do godz. 19, a w dużych miastach do 20. W samej Francji do tego czasu zabronione jest publikowanie rezultatów sondaży i częściowych wyników.

Żaden z kandydatów nie ma szans na zdobycie w pierwszej turze ponad połowy wszystkich głosów i dlatego wyznaczona na 7 maja druga tura, w której weźmie udział już tylko dwóch kandydatów, jest praktycznie nieuchronna. Według ostatnich sondaży największe szanse na przejście do niej mają centrysta Emmanuel Macron oraz przywódczyni skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, Marine Le Pen. Wyraźnie za nimi plasują się kandydat centroprawicy François Fillon i przedstawiciel skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon. Z sondaży wynika, że w drugiej turze Macron znaczną większością głosów pokona Marine Le Pen.

Przebiegająca pod znakiem skandali kampania wyborcza przyczyniła się do tego, że od 20 do 30 proc. elektoratu może świadomie zrezygnować z udziału w wyborach, a około 30 proc. zamierzających głosować zagłosuje nie na własnego faworyta.

Lokale wyborcze zostaną zamknięte o godzinie 20.

PAP/JN

Francja, wybory: 35 procent francuskich rolników zapowiada, że w nadchodzących wyborach będzie głosować na Marine Le Pen

Ostatnie sondaże pokazują, że na francuskiej wsi przywódczyni Frontu Narodowego jest numerem jeden pośród kandydatów w wyborach prezydenckich. Rolnicy i ich rodziny stanowią osiem procent elektoratu.

Wieś francuska tradycyjnie głosuje na klasyczną prawicę parlamentarną. Tym razem jednak „afery” wokół osoby jej kandydata, François Fillona, spowodowały wahnięcia, z których korzysta przede wszystkim kandydatka skrajnej prawicy.

Część rolników pozostaje przy kandydacie republikanów, ale bardzo wielu zapowiada, że nie pójdzie do urn. To nowość, gdyż rolnicy, zrzeszeni w swych silnych organizacjach, dotychczas bardzo rzadko wstrzymywali się od udziału w wyborach.

Wśród tych, którzy zamierzają głosować, najwięcej skłania się ku kandydatce FN, lecz i oni przyznają, że mogą zmienić zdanie. Ta tendencja jest jeszcze silniejsza wśród mniej licznych zwolenników „kandydata postępu”, czyli odrzucającego podział na prawicę i lewicę Emmanuela Macrona.

[related id=”10859″]

Rolnicy mogą stanowić nawet 8 procent elektoratu:

Właściciele gospodarstw wiejskich to we Francji niewiele ponad pół miliona osób. Jeśli dodać do nich członków rodzin, robotników rolnych, innych pracowników wiejskich i emerytów, to liczba ta wzrasta do 3 milionów, co stanowi 8 proc. elektoratu.

Niektórzy statystycy doliczają do tego pracowników przemysłu rolno-spożywczego, co prowadzi do konstatacji, że z rolnictwem jest związanych aż 18 proc. wyborców.

Jak mówi zwolennik tej tezy, socjolog wsi François Purseigle, „wyborów prezydenckich nie wygrywa się głosami rolników, ale głosami rolników można je przegrać”.

Według politologa z IRIS (paryski Instytut Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych), Eddy’ego Fougiera, „kadencja François Hollande’a to dla francuskich rolników łańcuch klęsk i niepowodzeń”.

W lutym podczas paryskiego Salonu Rolnego, odwiedzanego przez wszystkich polityków, doszło do indywidualnych i zbiorowych manifestacji. „Toniemy” – głosiły transparenty demonstrantów.

Kryzys finansowy w rolnictwie 

Według danych instytucji ubezpieczeń socjalnych dla rolników (MSA, Mutualité sociale agricole) 30 proc. z nich – prawie dwa razy więcej niż w r. 2015 – zadeklarowało w zeszłym roku dochody poniżej 354 euro miesięcznie.

Nie ma oficjalnych liczb, lecz samobójstwa spowodowane kryzysową sytuacją gospodarstw w r. 2016 rolnicy szacują na „kilkaset”. MSA, próbując im zapobiec, uruchomiło numer SOS, pod który ubezpieczeni mogą telefonować w chwili załamania. W zeszłym roku zatelefonowano pod ten numer prawie 2700 razy (1200 w r. 2015).

[related id=”10902″]

Brak dobrych alternatyw 

W ramach Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2014-2020 francuskiemu rolnictwu UE przyznała 50 miliardów euro. Nie zadowala to jednak rolników, którzy państwowej agencji zarządzającej pomocą zarzucają mnożenie biurokratycznych przeszkód. Ponadto właściciele małych i średnich gospodarstw uważają, że pod wpływem większościowego związku rolników (FNSA, Fédération Nationale des Syndicats d’Exploitants Agricoles) polityka rolna skierowana jest na przemysł rolno-spożywczy i – jak to sformułował jeden z uczestników lutowych manifestacji – „pozostawia ich na pastwę losu”.

Z powodu cen niższych niż koszty własne, do czego dochodzi opieszałość biurokratyczna instytucji, wielu rolników nie jest w stanie utrzymać swych gospodarstw.

Socjolog Pierre Bitoun, autor „Sacrifice des paysans” („Ofiara chłopów”) twierdzi, że -„rządy mogą tu działać tylko bardzo pośrednio. Starają się zamortyzować wstrząs produktywizmu, ale nie są w stanie zmienić struktur. Rolnicy czują się porzuceni. Niektórzy głosować będą na Front Narodowy, bo chcą wymieść polityków dotychczasowych partii rządzących. FN nie spełni jednak ich oczekiwań”. Socjolog zauważa, że Marine Le Pen, jeśli dojdzie do władzy, „zamierza zamknąć granice, lecz nie proponuje alternatywnego systemu produkcji”.

PAP/jn

Francja: Kampania prezydencka odzwierciedla kryzys demokracji – uważają obserwatorzy francuskich wyborów prezydenckich

Do gorzkich rozczarowań społeczeństwa dołącza się rosnąca rola informacyjna portali plotkarskich oraz indywidualizacja społeczeństwa połączona z upadkiem politycznej moralności i brakiem wzorów.

Według sondaży, aż 41 proc. uprawnionych nie wie, czy pójdzie głosować. Wśród tych, którzy pójdą, bardzo wielu nie jest zdecydowanych, na kogo zagłosuje.

Dyrektor instytutu badania opinii Sofres, politolog Brice Tenturier uważa, że dzisiejszy kryzys jest wynikiem „dziesięciolecia gorzkich rozczarowań prezydenturami Nicolasa Sarkozy’ego i Francois Hollande’a”.

Wybory prezydenckie w 2007 roku były wyborami nadziei: kandydaci byli stosunkowo młodzi, po raz pierwszy do finału doszła kobieta (Segolene Royal). Zapowiadało to prezydenturę bardziej nowoczesną i bliższą codziennym troskom Francuzów – przypomina Tenturier.

– Sarkozy – mówi politolog – najpierw rozczarował prostych ludzi, którym obiecywał, że przywróci wartość pracy, że zwiększy ich siłę nabywczą, zapewni bezpieczeństwo i powstrzyma nielegalną imigrację. Ludzie poczuli się zdradzeni, oszukani i porzuceni. Według eksperta, „Hollande spotęgował to odrzucenie i jeszcze szybciej niż Sarkozy stracił szacunek opinii społecznej”.

Zdaniem politologa, „do dziesięciolecia gorzkich rozczarowań dochodzi rosnąca rola portali plotkarskich w tworzeniu i przekazywaniu informacji, coraz większa indywidualizacja społeczeństwa połączona z upadkiem politycznej moralności i brakiem wzorów”.

– Wszystkie badania wskazują, że 30 proc. obywateli odrzuca politykę. 20 proc. twierdzi, że polityka ich brzydzi, 10 proc. – że jest im obojętna. Ludzie ci są bezpowrotnie straceni dla demokracji – podsumowuje ekspert.

Francuzi stracili wiarę w demokrację 

– Po upadku komunizmu uznano, że wygrał system amerykański. A ponieważ zwyciężył, to zastosujemy się do jego zasad: na całym świecie będzie wolny handel, prywatyzacje, deregulacje, demokracja w zachodnim stylu. Ten liberalizm ekonomiczny łączył się z libertynizmem, gloryfikacją mniejszości i sakralizacją różnorodności, powodując we Francji powstawanie gett migrantów z Północnej i Czarnej Afryki i marginalizując pozbawionych pracy, rodowitych mieszkańców miast i miasteczek, w których zlikwidowano przemysł, a wraz z przemysłem handel i służby publiczne – uważa ekonomista Jean-Michel Quatrepoint.

Filozof Paul Thibaud jest zdania, że za taką ewolucję „odpowiedzialna jest również Unia Europejska, zaplanowana jako imperium, a która stała się Ligą Narodów”.

Kryzys demokracji francuski myśliciel postrzega przede wszystkim jako „antropologiczny kryzys indywidualizmu”.

– Naród to nie puszka sardynek, w której układa się rybki bez głów. Potrzebuje prawowitości, historii, bo to ona uczyniła z nas Francuzów, a my straciliśmy poczucie kontynuacji.

Emerytowany profesor teologii Jean-Marie Faux, od trzydziestu lat zajmujący się działalnością społeczną i filozofią, uważa, że problemy biorą się przede wszystkim z „bezsilności polityki wobec ekonomii”.  – Trudno realizować politykę, podejmować decyzje, określać wspólne dobro, gdy opinie różnią się w nieskończoność i każdy wybiera swoją politykę – przyznaje.

Faux ma wszelako nadzieję, że „szeroki ruch kulturalny, ożywiony tradycjami i ich konstruktywnym dialogiem, także ludzką kreatywnością, umożliwi demokrację, w której jak najwięcej osób w sposób czynny będzie odpowiedzialnych za miasta, państwa, za naszą planetę”. – Ta wiara wynika zapewne z tego, że – jak tłumaczy Jean-Marie Faux – prawdziwy kryzys demokracji to kryzys zaufania do demokracji.

PAP/jn

Marine Le Pen na wiecu w Lille: UE umrze i zastąpi ją Europa Narodów – ostre słowa kandydatki na prezydenta Francji

Jednym ze sztandarowych postulatów kandydatki prawicowego Frontu Narodowego jest odrzucenie euro, które jej zdaniem osłabiło francuską gospodarkę. Jednak większość Francuzów nie chce powrotu franka.

– Unia Europejska umrze, bo ludzie już jej nie chcą. Zamienimy (ją) na inną Europę. Idea europejska, której zaszkodzili federaliści, odrodzi się w postaci Europy ludzi i narodów – mówiła Marine Le Pen podczas wiecu wyborczego. Uczestnicy spotkania przyjęli jej słowa oklaskami.

W opublikowanym wcześniej w niedzielę wywiadzie dla dziennika „Le Parisien” Le Pen zapewniała wyborców, że deklarowane przez jej ugrupowanie wycofanie Francji ze strefy euro odbyłoby się w uporządkowany sposób, a także, że jako prezydent kraju dążyłaby ona do „dobrze przygotowanych” negocjacji z pozostałymi krajami UE na tematy takie, jak wyjście Francji ze strefy Schengen.

– Wprowadzenie euro doprowadziło do bardzo znaczących podwyżek cen i bardzo dużego spadku siły nabywczej. To także poważna bariera w tworzeniu miejsc pracy, bo spowodowało to utratę konkurencyjności przez francuską gospodarkę – przekonywała Le Pen w wywiadzie.

Wyjście Francji ze strefy euro, jeden ze sztandarowych postulatów FN i symbol antyestablishmentowego charakteru tej partii, może okazać się też przeszkodą w wyścigu FN po władzę, bo – jak pokazują liczne sondaże – zdecydowana większość Francuzów nie chce powrotu franka. Badanie Ifop opublikowane ostatnio na łamach dziennika „Le Figaro” wskazało, że choć pomysł powrotu do narodowej waluty popiera większość wyborców samego FN, to sprzeciwia mu się aż 72 proc. Francuzów w ogóle.

[related id=”8760″]

Chcąc uspokoić ich obawy, Le Pen od miesięcy powtarza, że jeśli zostanie wybrana na prezydenta, nie doprowadzi do nagłego wyjścia Francji ze strefy euro, lecz przeprowadzi w tej sprawie referendum po półrocznych negocjacjach z resztą UE w sprawach takich, jak wyjście ze strefy Schengen czy przekształcenie UE w grupę krajów połączonych ze sobą na zasadzie luźnej współpracy.

W wywiadzie dla „Le Parisien” szefowa FN sprecyzowała, że rozmowy o euro rozpoczęłyby się po wrześniowych wyborach parlamentarnych w Niemczech. – Trzeba to zrobić w sposób racjonalny i dobrze przygotowany. Nie chcę chaosu. W ramach harmonogramu negocjacyjnego, jaki chcę realizować, euro byłoby ostatnim krokiem, bo przed przystąpieniem do rozmów (w tej sprawie) chcę zaczekać na wynik wyborów w Niemczech – powiedziała.

Wybory prezydenckie we Francji odbędą się na przełomie kwietnia i maja. Według sondaży Le Pen dostałaby się do drugiej, rozstrzygającej tury głosowania 7 maja.

 

PAP/jn

50 tys. USD wpłynęło w 2015 roku na konto firmy Fillona za organizację spotkania z Putinem – podają francuskie media

Niedawno Fillonowi postawiono zarzuty sprzeniewierzenia środków publicznych poprzez fikcyjne zatrudnianie rodziny z budżetu parlamentu. Ostatnio rozszerzono je o podejrzenie oszustwa i fałszerstwa.

W najnowszym wydaniu tygodnik satyryczny „Le Canard Enchaîné” napisał, że libański miliarder zapłacił tę sumę firmie 2F Conseil, której właścicielem jest Fillon.

Kontrakt między firmą obecnego kandydata w wyborach a firmą Future Pipe Industries, kierowaną przez Libańczyka, podpisano na początku 2015 roku.

Według „Le Canard Enchaîné” umowa zakładała, że za 50 tys. dolarów Fillon przedstawi miliardera rosyjskiemu prezydentowi oraz szefowi koncernu petrochemicznego, Patrickowi  Pouyanne, który w przeszłości był szefem gabinetu Fillona w jednym z ministerstw.

Spotkania zorganizowano w czerwcu 2015 roku podczas Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu, nazywanego rosyjskim Davos.

W lutym dziennik „Le Monde” podał, że od czerwca 2012 roku do grudnia 2015 roku firma przyniosła Fillonowi zyski w wysokości 750 tys. euro. Według gazety brak przejrzystości w kwestii umów zawieranych przez 2F Conseil budzi podejrzenie ewentualnego konfliktu interesów.

W ubiegłym tygodniu byłemu premierowi Fillonowi postawiono zarzuty sprzeniewierzenia środków publicznych poprzez fikcyjne zatrudnianie rodziny z budżetu parlamentu. Ostatnio rozszerzono je o podejrzenie oszustwa i fałszerstwa.

25 stycznia „Le Canard Enchaîné” podał, że żona Fillona, Penelope, zarobiła ponad 830 tys. euro za wieloletnią pracę jako asystentka parlamentarna męża, a potem jego następcy na stanowisku premiera, oraz za współpracę z pewnym pismem literackim. Potem poinformowano, że na podobnej zasadzie zatrudnionych było dwoje dzieci Fillona.

Zatrudnianie rodzin polityków jest we Francji legalne i praktykowane przez wielu parlamentarzystów – zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Nie może być to jednak praca fikcyjna; tymczasem francuskie media przypominają, że Penelope Fillon była dotąd przedstawiana jako niepracująca zawodowo gospodyni domowa.

Skandal poważnie zaszkodził 63-letniemu kandydatowi prawicy i osłabił jego szanse na prezydenturę; obecnie za faworyta uchodzi centrysta Emmanuel Macron, który według najnowszych sondaży ma zarówno w pierwszej, jak i w drugiej turze może pokonać kandydatkę Frontu Narodowego, Marine Le Pen.

Wybory odbędą się na przełomie kwietnia i maja br.

 

PAP/jn

Wybory we Francji: Wszczęto śledztwo w sprawie wyjazdu kandydata na prezydenta Emmanuela Macrona do Las Vegas w 2016 r.

Francuski koncern medialno-komunikacyjny Havas mógł dostać bez przetargu zlecenie na organizację wizyty, w ramach której ówczesny minister gospodarki Macron spotkał się z francuskimi przedsiębiorcami.

Powołując się na źródła w wymiarze sprawiedliwości, Francuska Agencja Prasowa przekazała, że śledztwo wszczęto w poniedziałek. Według radia France Inter, powierzono je Centralnemu Biuru do Walki z Korupcją i Wykroczeniami Finansowymi i Podatkowymi.

Śledztwo jest wynikiem raportu międzyresortowych służb kontroli finansowej (Generalnego Inspektoratu ds. Finansów), według których przy organizacji tej wizyty mogło dojść do przestępstwa bezprawnego przyznania korzyści francuskiemu gigantowi branży medialno-komunikacyjnej, firmie Havas. Dostała ona bez przetargu zlecenie na organizację wizyty, w ramach której Macron spotkał się z francuskimi przedsiębiorcami.

Spotkanie pod nazwą „French Tech Night” miało miejsce 6 stycznia ub. roku w ramach targów Consumer Electronics Show. Jak podał w ub. tygodniu magazyn satyryczny „Le Canard Enchaîné”, firma Havas dostała zlecenie na organizację imprezy od Business France, podległej ministerstwu gospodarki agendy odpowiedzialnej za promocję za granicą francuskich technologii. Resortem kierował wtedy Emmanuel Macron.

Całkowity koszty imprezy przekroczył 380 tys. euro, z czego 100 tys. euro wydano na noclegi.

Śledztwo ma wyjaśnić, czy agenda Business France miała prawo zlecić organizację „French Tech Night” poza procedurą przetargową.

Według sondaży, Emmanuel Macron ma wszelkie szanse wejść do drugiej tury wyborów prezydenckich tuż za kandydatką skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen i wygrać z nią stosunkiem głosów 60,5 do 39,5%.

Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 23 kwietnia, a druga – 7 maja.

 

PAP/jn

François Fillon: UE potrzebuje wyznaczenia nowych priorytetów i znalezienia krajów, które będą chciały je realizować

Kandydat centroprawicy na prezydenta Francji zapowiedział w poniedziałek w swoim programie wyborczym „UE czterech priorytetów” oraz walkę z „pracownikami delegowanymi”.

Na pytanie agencji prasowej, co sądzi o projektach „Europy różnych prędkości”, Fillon odpowiedział, że obecna sytuacja wyznacza UE cztery priorytety w związku z „Brexitem, który może być naśladowany przez inne państwa w momencie, gdy w niektórych krajach – łącznie z naszym – ekstremiści stoją u progu władzy, gdy narody odwracają się od Europy”.

Były premier Francji podkreślił, że uczestniczyć w tych priorytetowych programach będą „kraje, które na to przystaną”, a ich dobór odbywać się będzie „w sposób nieraniący dumy narodowej”.

Pierwszym z priorytetów – zdaniem Fillona – jest umocnienie zarządzania strefą euro. W tym celu kandydat centroprawicy proponuje „powołanie prawdziwego rządu ekonomicznego, całkowicie niezależnego od Komisji Europejskiej, do którego wejdą szefowie rządów i który będzie się zbierać co trzy miesiące”.

Fillon wskazał na konieczność ujednolicenia polityki fiskalnej w krajach euro. „Nie możemy być karłem politycznym i walutowym wobec konkurencji innych regionów świata”.

Następnym priorytetem jest dla Fillona ochrona granic UE. Aby zapewnić „skuteczność systematycznych kontroli na zewnętrznych granicach”, proponuje on zaopatrzenie Frontexu w „budżet, który pozwoli europejskiemu korpusowi straży granicznej na jak najszybsze uzyskanie zdolności operacyjnych”.

W kwestiach obrony kandydat centroprawicy uważa, że „Europa musi doprowadzić do tego, by się liczyć na scenie międzynarodowej”. Wymaga to „zwiększenia wysiłku wojskowego i finansowego w każdym kraju europejskim”.

Fillon powiedział, że „NATO nie chroni przed zagrożeniem ze strony islamizmu” i że zagrożenie to nie ogranicza się do Państwa Islamskiego, ale „rozciąga się od Pakistanu po kraje leżące na południe od Sahary”.

Kolejnym priorytetem Fillona jest „wspólny rozwój europejskiej cyfryzacji”.

Na pytanie korespondenta dziennika „La Voix du Nord”, który wyraził zatroskanie z powodu „kolejnego przedsiębiorstwa przeniesionego do Polski”, Fillon odpowiedział, że to „nie zakazy, lecz konkurencyjność zatrzymają przedsiębiorstwa we Francji” i zaznaczył, że wiele posunięć, przewidzianych w jego programie, pozwoli na wzmocnienie tej konkurencyjności.

Fillon nieprzejednany był natomiast w kwestii tzw. pracowników delegowanych. Choć dziennikarz twierdził, że „nie są oni tańsi niż pracownicy francuscy”, kandydat podnosząc głos zapowiedział: „Nie zaakceptuję pracowników, którzy nie płacą takich samych składek socjalnych, jak we Francji”. Opracowywaną w Brukseli reformę statusu tych pracowników uznał za „niewystarczającą” i oznajmił, że w tej sprawie gotów jest ostro walczyć.

Podkreślając, że obecnie „Europa nie działa”, Fillon żąda ograniczenia biurokracji unijnej, a kompetencje KE pragnie zredukować „do kilku podstawowych dziedzin”, pozostawiając resztę w gestii państw poprzez „ścisłe przestrzeganie zasady subsydiarności”.

Podobnie jak w punktach polityki wewnętrznej, również w programie europejskim Fillon kładzie nacisk na „obronę i promowanie wartości cywilizacji europejskiej”.

Wybory prezydenckie odbędą się we Francji na przełomie kwietnia i maja.

PAP/jn

Węgry: Ogłoszono wyniki wyborów prezydenckich. János Áder będzie sprawował urząd przez drugą kadencję prezydencką

Prezydent János Áder został w poniedziałek wybrany przez parlament na drugą pięcioletnią kadencję. Jego kandydaturę wysunęły partie rządzące: Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa.

Áder został prezydentem w drugiej turze głosowania, gdyż w pierwszej nie uzyskał wymaganej większości 2/3 głosów. W drugiej turze poparło go 131 spośród 170 posłów, którzy uczestniczyli w głosowaniu.

Kontrkandydatem Ádera był popierany przez opozycyjne partie – z wyjątkiem skrajnie prawicowego Jobbiku – prawnik i szef liberalnego think tanku Instytutu Károlya Eötvösa , László Majtényi, który w drugiej turze otrzymał 39 głosów.

W przemówieniu poprzedzającym głosowanie w parlamencie Áder podkreślił, że doświadczenie ostatnich 5 lat przekonało go, iż centralną kwestią powinna stać się wydajność. Powtórzył też swą obietnicę sprzed 5 lat, że zawsze będzie reprezentował interesy i wartości Węgier. Za jeden ze swoich priorytetów uznał odpowiedzialność wobec przyszłych pokoleń.

57-letni Áder to współzałożyciel Fideszu, prawnik i były eurodeputowany. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie im. Loránda Eötvösa w Budapeszcie. Był pracownikiem Węgierskiej Akademii Nauk. W latach 1998-2002 pełnił funkcję przewodniczącego węgierskiego parlamentu. Od roku 2002 do 2003 był wiceprzewodniczącym Fideszu. Mandat eurodeputowanego uzyskał w roku 2009. W maju 2012 r. po raz pierwszy został wybrany na prezydenta.

Prezydent ma na Węgrzech niewielkie kompetencje. Ma prawo m.in. odesłać ustawę do ponownego przeanalizowania przez parlament, a także wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego o opinię na jej temat, ale jeśli posłowie będą przy niej obstawać albo Trybunał nie stwierdzi jej niezgodności z konstytucją, musi ją podpisać.

Prezydent mianuje także niektórych kluczowych urzędników, w tym prezesa Narodowego Banku Węgier (który jednakże jest nominowany przez premiera), członków Rady Pieniężnej i sędziów. Ma też prawo inicjatywy ustawodawczej.

W poprzedniej kadencji Áder wystąpił m.in. do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności z konstytucją nowelizacji ustawy o banku narodowym, umożliwiającej ograniczanie dostępu do danych nt. spółek Węgierskiego Banku Narodowego (MNB). Trybunał uznał nowelizację za niezgodną z konstytucją.

Wybór Ádera na kolejną kadencję był praktycznie przesądzony. Zgodnie z obowiązującymi na Węgrzech przepisami prezydentem zostaje osoba, która w pierwszej turze głosowania w parlamencie zdobędzie poparcie 2/3 posłów. Jeśli w pierwszej turze nikt go nie uzyska, w drugiej turze prezydentem zostaje ten, kto zdobędzie najwięcej ważnych głosów. Koalicja rządząca ma zaś obecnie 131 posłów w 199-osobowym jednoizbowym parlamencie.

Sam Majtényi mówił w zeszłym tygodniu, że celem zgłoszenia jego kandydatury nie jest zdobycie stanowiska prezydenta, gdyż to niemożliwe z uwagi na stosunek sił w parlamencie, a tylko przedstawienie wizji państwa. Jak dodał, już sam fakt, że został kandydatem (wymogiem jest zdobycie podpisów poparcia 1/5 posłów), stanowi osiągnięcie „konstytucyjnej opozycji”.

W poniedziałek przed głosowaniem Majtényi powiedział w parlamencie, że należy przywrócić republikę, w której instytucje są gwarantem konstytucyjnych praw obywateli. Jak podkreślił, pragnie wolnych i solidarnych Węgier, w których będzie jak najmniej państwa, a jak najwięcej solidarności.

Z sondażu instytutu Nézőpont, który został opublikowany w poniedziałkowym dzienniku „Magyar Idők”, wynika, że 73% Węgrów jest raczej zadowolonych z pracy Ádera, a 19% – raczej nie. 54% respondentów uznało, że dla Węgier byłby lepszy wybór Ádera na prezydenta, a tylko 14 % – Majtényiego.

 

PAP/jn