Jeszcze Polska nie zginęła – ale kto dziś potrafi powiedzieć, czy nie dogasa w ciszy? Nie w huku bomb, lecz w półcieniach unijnych korytarzy. W zatęchłych salach różnych fundacji i komisyjek, gdzie „reformy” piszą się w języku grantów, a nie Konstytucji I suwerenności.
Zbliżające się wybory to nie tylko kolejna polityczna rozgrywka. To koniec epoki. Polska rozpostarta jest dziś pomiędzy dwiema wersjami przyszłości: tą opartą na dziedzictwie, krwi, wierze i niepodległości – oraz tą, którą zaprojektowano w laboratoriach globalnych elit.
W tym teatrze pojawia się on – Rafał Trzaskowski. Nie jako zwykły polityk, ale jako symbol nowej ery. Człowiek, którego obecność na zamkniętym spotkaniu Grupy Bilderberg w 2019 roku (Montreux, 30 maja – 2 czerwca) nie była przypadkiem. Bo tam nie zaprasza się ludzi przypadkowych. Tam wstęp mają ci, którzy mają grać według określonych nut. Tusk – owszem – rządzi. Ale Trzaskowski to projekt. Namaszczony. Starannie wypolerowany i wprowadzony do gry, jako twarz Polski globalnej. Polski bez granic, bez tożsamości, bez historii. Ale uśmiechniętej…
Ekspresowe odmrażanie z sejmowej chłodziarki: ustawa o mowie nienawiści
Czy Sejm głosował ustawę o mowie nienawiści? Tak – i to nie bez kontrowersji.
W cieniu świątecznych przygotowań, 19 grudnia 2024 roku, na sejmowych korytarzach rozbrzmiała debata, która – choć z pozoru techniczna – miała potencjał, by na nowo zdefiniować granice wolności słowa w Polsce. Wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha przedstawił wówczas projekt nowelizacji Kodeksu karnego, który zakładał rozszerzenie ochrony prawnej przed tzw. mową nienawiści. Kluczowe było włączenie orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, wieku, niepełnosprawności i płci do katalogu cech chronionych prawnie.
Projekt, zarejestrowany jako druk sejmowy nr 876, od samego początku wywoływał burzę. Zwolennicy mówili o konieczności dostosowania prawa do współczesnych realiów i potrzeb mniejszości. Przeciwnicy – z Konfederacją i PiS na czele – alarmowali o ryzyku cenzury, kneblowania ust i penalizacji poglądów niewpisujących się w postępowy światopogląd.
Kulminacja tej legislacyjnej ścieżki nastąpiła 6 marca 2025 roku, gdy Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjął ustawę większością 238 głosów – poparły ją Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, Nowa Lewica i Razem. Przeciwko – 182 posłów, reprezentujących głównie prawą stronę sali plenarnej.
W tempie niemal ekspresowym, Senat przyjął ustawę 26 marca bez żadnych poprawek.
Obecnie los ustawy leży w rękach Prezydenta RP. Czy złoży podpis prezydent Andrzej Duda? Czy może zdecyduje się na zawetowanie aktu, który – według wielu prawników – może otworzyć furtkę do nadinterpretacji i ograniczania wolności obywatelskich?
Jak mawiał George Orwell – „W czasach powszechnego fałszu, mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym”. Czy zatem nowelizacja Kodeksu karnego rzeczywiście chroni przed nienawiścią – czy raczej przed wolnością niepoprawnych opinii?
I co? Ano nic! Czeka w ciszy na podpis nowego prezydenta, albo veto!
Jeśli wybory wygra Trzaskowski, może złożyć podpis już w pierwszych dniach kadencji.
Ustawa zawiera rozszerzoną definicję „mowy nienawiści” o kwestie światopoglądowe, religijne, tożsamościowe i zdrowotne, możliwość delegalizacji mediów i kanałów internetowych bez postępowania sądowego — wystarczy tylko decyzja ministra. Wreszcie są w niej zawarte konkretne narzędzia do karania lekarzy, dziennikarzy i influencerów za „dezinformację zdrowotną”.
To nic innego jak prawna blokada – na wzór radzieckich „najlepszych” ergo: „najplugawszych” wzorców – dla kanałów takich dziennikarzy jak Sumliński, Gadowski, Frąckiewicz, Warzecha, Kusz. Nawet Kanał Zero, jeśli uznany zostanie za „toksyczny”, może zniknąć.
To de facto cyfrowy kaganiec. Wystarczy arbitralna interpretacja „nienawiści”, by zniknąć z przestrzeni publicznej. Bez sądu. Bez procesu.
Ustawa milczenia. Zakneblowanie przyszłości
Niech nas nie zwiedzie szeroki uśmiech i kampanijne frazesy Rafała Trzaskowskiego. To właśnie pod jego prezydenturą może zostać podpisana ustawa o mowie nienawiści, która przeszła przez Sejm i Senat w marcu 2025 roku i czeka w szufladzie na podpis nowej głowy państwa. Projekt, o którym mówi się w kuluarach od miesięcy, a który – jak bomba z opóźnionym zapłonem – może rozszarpać podstawy wolności słowa w Polsce.
Przepisy nieprecyzyjne, gumowe. Skrojone tak, by można było zamknąć każde niezależne medium, bloga, a nawet wypowiedź w sieciach społecznościowych. Wystarczy, że ktoś poczuje się „urażony”.
Wystarczy, że wypowiesz się nie po linii „tolerancji”, „włączania” i „zielonego ładu” czy „inkluzyjności”. Sumliński? Zamknięty. Gadowski? Zamknięty. Kanał Zero, Pogodne Szorty, Matka Kurka, Frąckiewicz, Warzecha? Wszyscy zdeplatformowani.
Ale też lekarze, którzy mówią o skutkach ubocznych preparatów, niezależni dziennikarze pytający o politykę WHO, o mechanizmy Unii i prawa rodzicielskie.
To nie ustawa. To pętla.
Referendum konstytucyjne – nowa Polska według Brukseli?
Za zamkniętymi drzwiami toczy się dyskusja o referendum konstytucyjnym, które mogłoby rozbroić Polskę z suwerenności. Trwają analizy terminów – mówi się o jesieni 2025 roku – a celem może być zmiana ustrojowa: zablokowanie kompetencji prezydenta opozycyjnego, rozmycie polskiej tożsamości w strukturach UE i trwałe wmontowanie mechanizmów kontroli narracji.
Dla jednych Europa, dla drugich kaganiec.
Nowa Konstytucja, nowa tożsamość, nowy obywatel
W kręgach rządowych i sejmowych mówi się otwarcie: po wyborach 2025 roku ma ruszyć proces referendum konstytucyjnego. Już dziś Kancelaria Sejmu przygotowuje szkice dokumentu, który ma „unowocześnić” ustrój państwa. Ale w tej nowoczesności nie ma miejsca na tradycję.
Mówi się o zmianie Preambuły, wykreśleniu odniesień do „chrześcijańskiego dziedzictwa”, zastąpieniu pojęcia „rodzina” terminem „wspólnota emocjonalna”. Miejsce ojczyzny zajmie „społeczność europejska”. Miejsce prawa naturalnego – „prawo klimatyczne”.
Owa zapowiedź referendum konstytucyjnego – czerwiec 2025 (według nieoficjalnych źródeł Sejmowych) miałoby dotyczyć także
- zmiany roli prezydenta (z osłabieniem jego kompetencji wobec rządu, to furtka na wypadek, gdyby wybory wybrał ktoś „nieprawomyślny i praworządny”);
- zmiany definicji rodziny w art. 18 Konstytucji
- włączenia „klimatu i równości” jako konstytucyjnych zasad państwa.
I nie łudźmy się! Nie będzie to tylko zmiana kosmetyczna. To demontaż resztek suwerenności narodowej, przekazanie steru Unii Europejskiej i „nowemu porządkowi świata”.
To nie reforma. To przebudowa duszy.
Co nas jeszcze czeka po wyborach? Lista grzechów zamrażarki sejmowej
Już dziś gotowe są przepisy, które wprowadzane będą natychmiast po przejęciu pełni władzy. Oto tylko kilka:
- pełna cenzura i kara więzienia lub grzywny za tzw. mowę nienawiści;
- rozszerzenie definicji „mowy nienawiści” na lekarzy, nauczycieli, rodziców;
- projekt ustawy o „cyfrowym bezpieczeństwie narracyjnym” – czyli cenzura prewencyjna;
- ustawa o „ochronie demokracji” – w istocie: penalizacja (ja nazywam to pełną pacyfikacją I egzekucją działań opozycji, czego już w małym stopniu doświadczamy;
- zmiany w ordynacji wyborczej (system niemiecki?) – coraz większe pomniejszanie roli i mocy obywatela;
- i wreszcie ustawa o edukacji równościowej – obowiązkowe elementy ideologii gender w szkołach.
Planowany atak na niezależne media
Równolegle trwa systemowe wycinanie mediów spoza układu. Odebranie koncesji Telewizji Republika i stacji wPolsce.pl to nie przypadek! To tylko przygrywka do wyczyszczenia pola medialnego przed dużą zmianą.
Przypomnę, że już w marcu 2025 roku rozpoczęto procedurę cofnięcia koncesji dla TV Republika i kanałów TV WPolsce.pl. Powód? „Brak obiektywizmu i dezinformacja”. Choć nie są to stacje mainstreamowe, są jednym z ostatnich bastionów oporu wobec rządowo-globalistycznej narracji. Pod prezydenturą Trzaskowskiego ten proces się tylko przyspieszy.
Gdy kontrolujesz media, prokuraturę i sądy, wystarczy jeszcze jeden podpis prezydenta, by zamknąć system. Trzaskowski ma być tym podpisem.
Hołownia, Komorowski i rumuński scenariusz (???) Nie tak szybko!
Nie wolno zapominać, że historia zna przypadki, gdy to nie zwycięzca wyborów, lecz marszałek Sejmu stawał się prezydentem. Bronisław Komorowski był przecież figurą z drugiego szeregu – do czasu katastrofy smoleńskiej. Dziś tę samą funkcję pełni Szymon Hołownia.
Człowiek, którego elektorat się kruszy, ale który może – w razie kryzysu – objąć funkcję głowy państwa na mocy Konstytucji. A wtedy Polska stanie się państwem para religijnego performansu medialnego, gdzie „homilie” zastąpią „fakty”, a realną władzę sprawować będą doradcy zza Odry i brukselskiej wieży Babel.
Zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, sytuacja, w której Marszałek Sejmu przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej, została uregulowana w artykule 131. Poniżej przytaczam odpowiednie zapisy:
Konstytucja RP – Art. 131
1. Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może przejściowo sprawować urzędu, i nie jest w stanie zawiadomić o tym Marszałka Sejmu, to Trybunał Konstytucyjny stwierdza przeszkodę w sprawowaniu urzędu. W takim przypadku Marszałek Sejmu tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta.
2. Marszałek Sejmu wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej również w razie:
- śmierci Prezydenta,
- zrzeczenia się urzędu przez Prezydenta,
- stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta albo nieobjęcia urzędu w określonym czasie,
- trwałej niezdolności do sprawowania urzędu stwierdzonej orzeczeniem Zgromadzenia Narodowego,
- złożenia Prezydenta z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.
W obecnej sytuacji wystarczy jedno oskarżenie o „rosyjskie wpływy”, jeden raport z Brukseli, jeden przeciek z ABW, aby zdyskredytować kandydata spoza układu. W Rumunii wystarczyło 25 tysięcy dolarów kampanii TikTok, by rozbić kandydaturę konserwatywnego outsidera.
Myślicie szanowni Czytelnicy, że Polska jest odporna? Ale tutaj spiskowcy mogą nadziać się na kontrę. Prezydent Andrzej Duda w świetnej formie I nie zanosi się, że zrzeknie się urzędu. I wciąż – mam nadzieję – obowiązuje
Zasada ciągłości władzy państwowej
Co jeśli wybory prezydenckie zostaną unieważnione? Konstytucja w cieniu ciszy
W polskiej Konstytucji nie znajdziemy jasnego przepisu, który odpowiadałby wprost na pytanie: co jeśli wybory prezydenckie zostaną unieważnione, a głowa państwa wciąż urzęduje? Ale jak to często bywa – między literami prawa kryje się duch interpretacji.
Prezydencka kadencja i kalendarz konstytucyjny
Artykuł 127 i 128 Konstytucji mówią wyraźnie – kadencja Prezydenta trwa 5 lat. Wybory mają się odbyć między 100 a 75 dniem przed jej końcem. Konstytucja zatem zakłada rytmiczną zmianę władzy. Ale życie – jak to życie – lubi zakłócać rytm.
Gdy wybory się nie udają, a urząd nie pustoszeje
W przypadku unieważnienia wyborów, a więc braku nowo wybranego Prezydenta, pojawia się pytanie: kto przejmuje stery? Artykuł 131 wskazuje Marszałka Sejmu jako osobę do przejęcia obowiązków w razie opróżnienia urzędu. Tyle że… przy unieważnieniu wyborów urząd wcale nie musi być opróżniony – bo kadencja wciąż formalnie trwa.
Ponad kadencję, ale nie ponad Konstytucję
Tu wchodzi w grę zasada ciągłości władzy państwowej. Trybunał Konstytucyjny i praktyka ustrojowa (vide: wybory 2020 roku) dopuszczają sytuację, w której urzędujący Prezydent pełni funkcję do skutecznego wyboru następcy, nawet jeśli jego kadencja technicznie dobiegła końca.
To nie furtka dla uzurpacji. To bezpiecznik państwowości.
Kim naprawdę jest Rafał Trzaskowski?
Choć dla wielu jest tylko prezydentem Warszawy i twarzą liberalnego centrum, Rafał Trzaskowski to nie tylko polityk – to projekt. W przeciwieństwie do Tuska, który realizuje interesy Brukseli via Berlin, jako wykonawca, Trzaskowski to człowiek z zaplecza Davos, Sorosa i Bilderbergów. To on, nie Tusk, gościł na elitarnych spotkaniach globalistów, gdzie nie rozdaje się ulotek, tylko wpływy. W tych kręgach Tusk jest „urzędnikiem z Brukseli”, a Trzaskowski – inwestycją.
Rafał Trzaskowski ponad Donaldem Tuskiem
I to jest fakt bardzo trudny do zaakceptowania dla wielu komentatorów, ale w kręgach transnarodowych (internacjonalistycznych!) to Rafał Trzaskowski jest dziś ważniejszy niż Tusk. Donald Tusk – mimo że premier – gra rolę wykonawcy. Raz biurokraty, raz realizatora I notorycznego człowieka, który “się wścieka”. Jego zwierzchnicy to von der Leyen, Michel, euro komisarze i urzędnicy unijny wyższego szczebla.
Trzaskowski tymczasem zapraszany jest do Davos, Bilderberga, na zamknięte posiedzenia European Council on Foreign Relations.
Jego polityczna przyszłość jest pisana na agendach Think Tanków, które nie podlegają demokratycznej kontroli. On nie pracuje dla Brukseli – on współtworzy globalny kod narracji. Choć Donald Tusk dziś dzierży berło władzy wykonawczej, to właśnie Rafał Trzaskowski — nie on — jest faworytem globalnych struktur, które raz jeszcze wymienię:
Davos, Bilderberg i fundacji pokroju Open Society Foundation George’a Sorosa. Trzaskowski uczestniczył w zamkniętych spotkaniach Grupy Bilderberg (2019, Montreux) — elitarnego forum, gdzie kształtuje się przyszłość świata w cieniu kamer i bez protokołu dyplomatycznego.
A Donald Tusk? Tusk był tam może gościem, ale nigdy bohaterem. Trzaskowski to człowiek „wciągnięty do środka”. A to oznacza jedno: Polska pod jego prezydenturą stanie się placem budowy cywilizacji transnarodowej, czyli
Bez sacrum. Bez granic. Bez przeszłości.
Prorok globalizmu czy przyszły prezydent rozcieńczonego narodu?
Rafał Trzaskowski nie jest typowym politykiem PO. To człowiek, który od 2008 roku współpracuje z globalnymi instytucjami, był członkiem Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR), think-tanku finansowanego przez Sorosa. To on miał zapraszać do Polski organizacje finansujące aktywistów LGBT, NGO’s zajmujące się migracją i relokacją uchodźców.
Przypomnę, że w 2020 r. to nie kto inny a Fundacja Batorego (finansowana przez Open Society Foundations) wsparła Rafała Trzaskowskiego w programach „wzmacniania demokracji” i „walki z wykluczeniem”.
Jeszcze możemy mówić. Jeszcze …
Zanim zatrzasną się ostatnie drzwi – mamy głos. Jeszcze możemy mówić. Jeszcze możemy wybierać. Jeszcze Polska nie jest republiką bananową sterowaną przez fundacje i grupy wpływu. Ale zegar bije a wskazówki nieubłaganie przesuwają się na tarczy.
Wybory 18 maja (I tura) i 1 czerwca 2025 (II tura) to nie tylko wybór prezydenta. To być albo nie być dla ostatnich resztek suwerenności.
A potem… albo przyszłość na kolanach, albo Polska – ta prawdziwa, z sercem, sumieniem i pamięcią – już tylko we wspomnieniach.
Polska znalazła się dziś na rozstaju dróg. Jedna ścieżka prowadzi ku suwerenności – kręta, pełna cierni, ale nasza.
Druga – szeroka autostrada ku imperium globalnemu, w którym nasza historia, kultura i głos nie mają znaczenia. Na jej końcu stoi Rafał Trzaskowski, nie jako prezydent Rzeczpospolitej, lecz gubernator Nowej Europy. Z błogosławieństwem Davos i bez zgody narodu.
Tomasz Wybranowski