Achtem Czijgoz i Ilmi Umerow zostali wypuszczeni z rosyjskiego więzienia, ale podobnie jak dwaj pozostali najważniejsi działacze samorządu krymskotatarskiego mają zakaz wjazdu na Krym.
W środę wiceprzewodniczący Medżlisu Tatarów krymskich Achtem Czijgoz i jeden z liderów krymskotatarskiego ruchu narodowego Ilmi Umerow zostali wypuszczeni z więzienia i odwiezieni na lotnisko. Odbyli lot do Anapy w Kraju Krasnodarskim i stamtąd do Ankary. Z powodu sankcji nie ma bowiem bezpośrednich połączeń lotniczych między Krymem a resztą świata. Loty odbywają się jedynie między Krymem a Rosją. Po pobycie w Turcji będą mogli pojechać na Ukrainę kontynentalną.
Zostali uwolnieni, ale w ten sposób Federacja Rosyjska pozbyła się osób nr 3 i 4, po Mustafie Dżemilewie i Refacie Czubarowie, w społeczności krymskotatarskiej. Cała czwórka najważniejszych działaczy samorządu krymskotatarskiego ma teraz zakaz wjazdu na Krym.
Rafat Czubarów w wywiadzie dla telewizji ATR powiedział, że starano się o poparcie sprawy uwolnienia działaczy tatarskich u wielu głów państw, ale najwięcej w tej sprawie zrobił prezydent Turcji Recep Erdogan. [related id=24959]
Achtem Czijgoz, zastępca przewodniczącego Medżlisu Tatarów krymskich, był skazany na osiem lat kolonii karnej za akcję protestacyjną pod Radą Najwyższą Krymu w okresie poprzedzającym nielegalne referendum w 2014 roku. Ilmi Umerow został skazany na dwa lata kolonii za wywiad udzielony krymskotatarskiej telewizji ATR.
Nie doszło do rozpatrzenia apelacji, którą zapowiedzieli obrońcy Umerowa i Czigoza. Ilmi Umerow przemowę w sądzie przed ogłoszeniem wyroku zakończył zdaniem „Zobaczymy się w Hadze!”, dając do zrozumienia, że sprawa zostanie przekazana do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Recep Erdogan był z wizytą w Kijowie 9 października 2017 roku. Jego rozmowa z prezydentem Petrem Poroszenką trwała ponad trzy godziny. Wyraził wówczas swe poparcie dla integralności terytorialnej Ukrainy i zaznaczył, że Turcja nie uznaje aneksji Krymu. Bliskie relacje Turcji z Rosją z pewnością nie są mile widziane prze liczną diasporę Tatarów krymskich w Turcji.
Wojciech Jankowski
Relacji można posłuchać w części trzeciej Poranka WNET.
O bezpieczeństwie energetycznym Łotwy i jej relacjach z Polska i Europą mówił dziś w Poranku WNET Radca do spraw ekonomicznych ambasady polskiej w Rydze, Jarosław Ćwiek-Karpowicz.
Wymiana ekonomiczna między Polską a Łotwą
Łotwa to nie jest duży kraj, nie są to więc duże liczby. Ciekawa jest struktura tej wymiany. Sprowadzamy z Łotwy głównie surowce, przede wszystkim drewno, a eksportujemy produkty przetworzone – meble, produkty żywnościowe, chemię. Dla każdej gospodarki jest to opłacalne, jeżeli bierze z innego państwa surowiec, a wysyła towary wymagające pracy, wysiłku, myśli. Mamy więc relacjach z Łotwą nadwyżkę eksportową.
Bezpieczeństwo energetyczne Łotwy
Wszelkie zmiany wymagające dużych nakładów sił, odwagi, nie przechodzą łatwo w niewielkim kraju, takim jak Łotwa. Jest to jedno z ostatnich państw w Unii Europejskiej, które otwiera swój rynek gazu. Nie zrobiła tego na razie jeszcze tylko Finlandia, która ma połączenia gazowe wyłącznie z Rosją. Natomiast Łotwa i inne państwa bałtyckie, ze względu na już funkcjonującą infrastrukturę (np. terminal LNG na Litwie i połączenia z Polską) mają większą szansę na dywersyfikację dostaw.
Kilka lat temu Łotwa zliberalizowała rynek elektroenergetyczny, czego skutkiem był wzrost cen energii. Dlatego teraz rząd bardzo ostrożnie podchodził do otwierania rynku gazu. Jednak konkurencja wydaje się być jedynym rozwiązaniem dla Łotwy i innych krajów bałtyckich. Łotysze są pogodzeni z tym, że muszą otworzyć rynek gazu, a nie liczyć na preferencyjne dostawy z Rosji.
Do tej pory Łotwa, w odróżnieniu od Estonii i Litwy, potrafiła się dogadać z Rosją co do dostaw gazu. Dostawy były w miarę tanie i stabilne. Przeciętny Łotysz może się więc pytać, po co w takim razie decydować się na otwarcie rynku. Ryzyk jest wiele. Rynek łotewski jest niewielki, mało kto się kwapi, żeby sprzedawać na nim duże wolumeny. To są dylematy, przed którymi stoją tutejsze władze.
Ten sam podmiot nie może przesyłać i sprzedawać gazu. Dotychczasowy monopolista do końca roku musi sprzedać swoje udziały w firmie zajmującej się przesyłem gazu. Wciąż nie wiadomo, kto będzie nabywcą. [related id=39046]
Relacje z Rosją i Europą Zachodnią
Łotysze starają się przekonywać, że nie mają problemów z mniejszością rosyjską, że nie jest możliwe na Łotwie wykorzystanie mniejszości rosyjskiej w podobny sposób, jak na terenach wschodniej Ukrainy. Dlatego prowadzą politykę niezaogniania. Wspierają oczywiście swoją państwowość, język łotewski, ale nie dochodzi do poważniejszych animozji, są one skutecznie wyciszane.
Media rosyjskie działają swobodnie i można w nich spotkać się z ostrą rosyjską propagandą, nawet ostrzejszą niż w samej Rosji. Pozwala się więc, żeby Rosjanie czuli się na Łotwie dobrze, a jest ich tutaj bardzo dużo. Do tego dochodzi to, że sporo Rosjan przybywa z Rosji i napotyka bardzo dobre warunki do prowadzenia biznesu – kupują ziemię, otrzymują prawo stałego pobytu, przychylne są im banki. Wielu z nich ucieka z Rosji ze swoimi pieniędzmi, żeby żyć w jakimś spokojnym kraju. Język rosyjski można usłyszeć na ulicach, nikt nie jest dyskryminowany. Dzięki temu Rosja ma nie mieć powodów, żeby ingerować w sprawy Łotwy. Nie znaczy to jednak, że Rosja w żaden sposób nie próbuje oddziaływać na Łotwę, stosując różne narzędzia wojny hybrydowej.
Jednocześnie Łotwa inwestuje w obronność. Niedługo ma na ten cel wydawać 2 procent PKB. Buduje od zera siły zbrojne. Jeszcze kilka lat temu wyglądały one tragicznie. Od tego roku na Łotwie będą obecne siły NATO.
Łotwa jest przykładnym członkiem NATO. Ponadto uczestniczy we wszystkich dostępnych dla niej zachodnich instytucjach (UE, euro, OECD). Ścisła integracja z Europą Zachodnia jest dla Łotwy polisą bezpieczeństwa.
Nie można dzisiaj mówić inaczej o rodzinie, jak używając sformułowań marksizmu kulturowego: wykluczenia, marginalizacji, ubóstwa . To są kategorie, które opisują rodzinę jako więźnia politycznego.
Wojciech Jankowski
Anca-Maria Cernea
Dla naszych Czytelników zapewne będzie ciekawy fakt, że zna Pani język polski. Jak do tego doszło, że nauczyła się Pani polskiego?
To było latach 80. Niesamowitym, fantastycznym zjawiskiem było Radio Wolna Europa, którego słuchaliśmy również w Rumunii. Tego radia słuchało około 60% naszego społeczeństwa, w tym nawet funkcjonariusze Securitate. Oczywiście w naszym domu także słuchaliśmy „Wolnej Europy”.
Któregoś dnia moja mama przyniosła podręcznik języka polskiego, położyła go na stole i powiedziała, że musimy nauczyć się języka polskiego i wyjechać do Polski po to, żeby przygotować się do przeprowadzenia rewolucji antykomunistycznej w Rumunii. I wtedy nauczyłam się polskiego. Jest to oczywiście język bardzo, bardzo trudny. Kocham go, ale jest bardzo trudny.
Moi rodzice byli bardzo radykalnymi antykomunistami. Tata spędził 17 lat w więzieniu komunistycznym, został aresztowany tuż po zaręczynach moich rodziców. Moja mama również wielokrotnie była aresztowana i więziona.
Pani obecność na synodzie i Pani wystąpienie zrobiło duże wrażenie – Pani opowieść o tym, jak mama czekała bardzo długo na narzeczonego, który był więziony przez 17 lat, i była mu wierna.
Dla mnie moje wystąpienie na synodzie był to przykład, że nawet w Kościele obecnie nie wszystko jest do końca dobre – inaczej to moje wyznanie nie odbiłoby się takim echem i byłoby czymś absolutnie normalnym.
Z analizy pierwszej części dokumentu synodalnego wynika, że do Kościoła wkradł się marksizm kulturowy i marksizm klasyczny, gdyż dyskutowano o rodzinie w kategoriach dochodu. Mówiono, że rodzina obecnie jako jednostka społeczna, jako jednostka także katolicka jest zagrożona ubóstwem albo, z drugiej strony, że ze względu na bogactwo należy do mniejszości. Była też mowa o tym, że zagrożeniem dla rodziny jest emigracja, a nawet zmiany klimatyczne.
Nie można dzisiaj mówić inaczej o rodzinie, jak używając sformułowań marksizmu kulturowego: wykluczenia, marginalizacji, ubóstwa . To są kategorie, które opisują rodzinę właśnie jako więźnia politycznego.
I chciałam właśnie powiedzieć à propos synodu, że postawy moich rodziców: z jednej strony wierność mojej mamy, która nawet nie wiedziała, co się dzieje z moim tatą, czy żyje; czy też postawa taty, który nie poszedł na żaden kompromis i spędził 17 lat w więzieniu – nie wynikały z czynników społecznych, ekonomicznych, tylko z wierności zobowiązaniom, które przyjęli, i z poświęcenia, które postanowili dźwigać, w wierze i modlitwie. (…)
Jak w Rumunii przeżywano – wszyscy: prawosławni, rzymscy katolicy i grekokatolicy – okres, kiedy papieżem był Jan Paweł II?
Jan Paweł II był i jest niezwykle kochany w Rumunii. Będzie zawsze pamiętany zarówno przez katolików, jak i prawosławnych, zwłaszcza po wizycie w 1999 roku, kiedy wystąpił razem z hierarchą prawosławnym i podczas tego wystąpienia pielgrzymi zaczęli krzyczeć spontanicznie: jedność, jedność! To zostanie w pamięci wszystkich w Rumunii.
Niestety ten ruch nie był kontynuowany. Papież Franciszek spotyka się z patriarchą Rosji tak, jakby był on patriarchą wszystkich prawosławnych. Tego Rumuni nie mogą zaakceptować i nie zaakceptują.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam głos Jana Pawła II w Radiu Wolna Europa, płakałam ze szczęścia. Było to dla mnie, ale i dla wszystkich Rumunów, tak jakby papieżem został Rumun, jakby ktoś z nas został papieżem. Z tego wszyscy się wtedy cieszyli i tego nigdy nie zapomnę.
Nie jest to symetryczne, bo ze strony polskiej aż takiego zainteresowania nie ma, ale w Rumunii było zawsze wielkie zainteresowanie tym, co się dzieje w Polsce i bardzo pozytywne postrzeganie Polski. To było głównie dzięki osobowości Jana Pawła II, a także Solidarności. Również dzięki Janowi Pawłowi II i Solidarności Polska jest postrzegana dla Rumunii jako wzór, taki jak Rumunia dla, na przykład, Bułgarii czy Rumunów z Republiki Mołdawii. Cały czas z zainteresowaniem obserwujemy, co się dzieje w Polsce i nadal postrzegamy ją jako przykład godny naśladowania.
Cały wywiad Wojciecha Jankowskiego z Ancą-Marią Cerneą pt. „Rodzina jest dziś więźniem politycznym” można przeczytać na s. 12 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.
„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł wywiad Wojciecha Jankowskiego Ancą-Marią Cerneą pt. „Rodzina jest dziś więźniem politycznym” na s. 12 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl
Musimy zdobyć się na odwagę, która cechuje mężów stanu, i powiedzieć sobie: zaryzykujemy, ale musimy tę sprawę rozwiązać dzisiaj, my Polacy i my Ukraińcy, bo inaczej strona trzecia na tym wygra.
Wojciech Jankowski
Rafał Dzięciołowski
W rozmowach z Ukraińcami bardzo często pojawia się przekonanie, które w Polsce nie jest powszechne, że śmierć prezydenta Rzeczypospolitej w jakimś stopniu była zainicjowana przez stronę rosyjską.
Kiedy nastąpił dramat smoleński, pracowałem w Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, miałem ścisłe kontakty ze środowiskami polskimi na Litwie, Białorusi, Ukrainie. I muszę powiedzieć, że był niesamowity kontrast między oficjalnym przekazem władz polskich, które od początku mówiły, że Rosja jest święta, wspaniała, cudownie współpracuje i nie ma nic wspólnego z tym, co się stało, a komentarzami, które słyszałem ze Wschodu. Proszę mi wierzyć, nigdy nie usłyszałem od ludzi ze Wschodu, że to była zwykła katastrofa.
Wszyscy mówili: nie umiemy tego udowodnić, ale czy wyście zwariowali? Przecież wiecie, kim jest Putin, jaka jest praktyka Rosji, wiecie, jak bardzo nienawidzili Kaczyńskiego za akcję w Gruzji i za to, że chciał upodmiotowić kraje postsowieckie. Dlaczego powtarzacie te brednie… Czy naprawdę wierzycie, że Putin nie maczał w tym palców?
Dla mnie to był także czynnik stymulujący, żeby się potem zaangażować z Anitą Gargas w wyjazdy do Smoleńska i badanie na miejscu tej katastrofy. Pamiętam głosy przyjaciół z Litwy, z Ukrainy i z samej Rosji – opozycjonistów rosyjskich; to były głosy, które jednoznacznie wskazywały na ogromne prawdopodobieństwo zaangażowania Putina.
Dziś, kiedy badamy i sposób prowadzenia tego śledztwa, i okoliczności, które temu towarzyszyły, i kiedy przeczytamy sobie pierwszą z brzegu biografię Putina, gdzie katastrofy lotnicze były jedną z metod eliminacji przeciwników, nierzadko byłych przyjaciół Władimira Władimirowicza – a były pewną mową, narzędziem budowania sobie kariery politycznej – ta łatwość, z jaką uznaliśmy, że Putin jest poza podejrzeniem, a Rosja może nam tylko współczuć, solidarnie dzielić z nami ból po stracie elity politycznej, wydaje się naiwnością na granicy zbrodni politycznej. (…)
Żytomierszczyzna to jest ta część Ukrainy, na której nie działała Ukraińska Powstańcza Armia podczas II wojny światowej. Jest to Ukraina Zachodnia, czyli dawne Kresy II Rzeczypospolitej. Czy w związku z tym na tych terenach łatwiej rozmawiać Polakom i Ukraińcom? Czy dzięki temu uzyskaliśmy zgodę na odsłonięcie tablicy poświęconej śp. Lechowi Kaczyńskiemu?
Tak i nie. Tak dlatego, że rzeczywiście nie ma tam tego napięcia, które czasami ujawnia się na zachodniej Ukrainie, a które jest wynikiem historycznej niechęci do Polaków. Nie ma też tego problemu, że my przyjeżdżamy tam z nastawieniem, że spotkamy się z potomkami morderców, którzy najprawdopodobniej brali udział w ludobójstwie Polaków na Wołyniu. Tam ludzie są wolni od tej historii i tej odpowiedzialności.
Dla nas, pokolenia lat 80., walczącego z komunizmem, istniał pewien problem innego rodzaju – trudno nam było rozmawiać z ludźmi, którzy nie mają zdania w kwestii tego, czym była Rosja sowiecka, komunizm, którzy mają rozmytą tożsamość narodową i właściwie nie potrafią powiedzieć, kim są. Ale to się zmienia. Dwadzieścia parę lat istnienia niepodległej Ukrainy spowodowało, że ta tożsamość na Żytomierszczyźnie jest budowana.
Najlepszym tego dowodem jest to, że Rosjanie bardzo liczyli na tych nieokreślonych narodowościowo Ukraińców, a okazało się, że nie są w stanie wyjść poza Obwód Ługański i Doniecki. Czyli te ponad 20 lat trudnej, marnej, słabej państwowości ukraińskiej, słabych elit, słabych wyników politycznej emancypacji – jednak jakiś efekt przyniosło: zbudowało tożsamość ukraińską. Ona jest bardzo różna. Na zachodzie jest w jakimś stopniu oparta na tej najnowszej tradycji OUN/UPA, natomiast w centralnej Ukrainie – nie. I dlatego jest nam łatwiej tam się poruszać.
Co nie znaczy oczywiście, że jest zupełnie łatwo. Są na przykład oddziały partii Swoboda. Celowo wskazuję na tę partię, ponieważ ma bardzo ciekawą historię. Ta partia jest w Żytomierzu, chociaż jej matecznik to Lwowszczyzna i Zachodnia Ukraina. Problem polega na tym, że lider miejscowej Swobody jeszcze 10 lat temu miał rosyjski paszport i mieszkał w Petersburgu. (…)
To nie do wiary, ale najwięcej pomników Bandery postawiono z pieniędzy skarbnika Swobody, który powiązany jest z kim? Z Dmytrem Firtaszem. A Dmytro Firtasz to główny skarbnik Janukowycza i człowiek Moskwy na Ukrainie. Był, bo teraz, na skutek amerykańskiego listu gończego, został aresztowany. Czyli pokazuje to też niejasność oceny rzeczywistych postaw i wyborów politycznych.
Nam się wydaje, że mamy do czynienia z encyklopedycznym przykładem nacjonalizmu w czystej postaci, integralnego. Doncow, Bandera, Szuchewycz, czy – tak często niektórzy zaślepieni mówią w Polsce: Majdan – a prawda jest zupełnie inna. Mamy do czynienia z rosyjską inspiracją, która podjudza ludzi, która używa sztafażu nacjonalistycznego, ale tak naprawdę to nie są ludzie, którzy realizują narodowy interes Ukrainy, tylko interes rosyjski.
Czyli ten niemalże już legendarny banderyzm, którym często się u nas straszy Polaków, w dużym stopniu może być efektem podstolikowych posunięć strony rosyjskiej.
Tak. Zresztą w kulcie Chmielnickiego też maczali palce Rosjanie. Pomnik Chmielnickiego w Kijowie postawił car. Wpływ Rosji na świadomość i mentalność Ukraińców istnieje od wieków i do dzisiaj łatwo jest Rosjanom nimi sterować.
Dzisiaj na Ukrainie rozsadnikiem kultu Bandery jest ukraiński Instytut Pamięci Narodowej z panem Wiatrowyczem na czele. Chciałbym zapytać go i usłyszeć uczciwą odpowiedź, w czyim interesie on pracuje i czy nie dostrzega tego, że budując ten kult na nowo i rozprzestrzeniając go po Ukrainie, spowoduje, że naród ukraiński i państwo ukraińskie będzie miało wielkie kłopoty nie tylko z Polską, ale też ze wspólnotą europejską.
Ideologia integralnego nacjonalizmu, i to jeszcze zasadzona na rasie ukraińskiej – de facto taka rasistowska wersja faszyzmu, czyli nazizm – nie jest do zaakceptowania w Unii Europejskiej. I ten kult będzie dla Ukrainy wielkim problemem, o ile stanie się kultem państwowym. Na razie droga do tego daleka. To, z czym mamy do czynienia, to pojedyncze zmiany nazw ulic, pojedyncze pomniki.
Mówimy: banderyzacja Ukrainy. 16 czy 18 pomników Bandery na całej Ukrainie. Jak można mówić o banderyzacji Ukrainy? Do kultu Bandery odwołuje się jedna jedyna partia polityczna. Ustawy, które rehabilitują UPA, to były ustawy dekomunizacyjne. Do całego szeregu środowisk, które walczyły o niepodległość Ukrainy i nie miały nic wspólnego z banderyzmem, włączono również OUN/UPA.
Tymczasem tych historycznych ruchów na rzecz niepodległości Ukrainy było ponad 100! W związku z tym musimy pilnować pewnej proporcji i miary w ocenie tego, co się dzieje na Ukrainie. I nie dlatego, że nie lubimy Rosji, tylko dlatego, że naszym geostrategicznym interesem jest to, żeby między Polską i Rosją był bufor. I ten bufor musi być możliwe silny, możliwie proeuropejski, demokratyczny i w jak największym stopniu nastawiony przyjaźnie do Polski. I do tego, z wysiłkiem i niestety też z gotowością do pewnych kompromisów, powinniśmy dążyć dzisiaj.
Cały wywiad Wojciecha Jankowskiego z Rafałem Dzięciołowskim, pt. „W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagi”, można przeczytać na ss. 8 i 9 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.
„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Wojciecha Jankowskiego z Rafałem Dzięciołowskim, pt. „W sprawach polsko-ukraińskich politykom brakuje odwagi” na ss. 8 i 9 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl