Jan Martini: Bez wsparcia rodziny Rothschildów George Soros byłby tylko skromnym węgierskim imigrantem

Nasz rozmówca, muzyk, publicysta „Wielkopolskiego Kuriera WNET” i członek „Solidarności” Jan Martini twierdzi, że już ponad 100 lat temu rodzina Rothschildów dążyła do zaniku państw narodowych.


Jan Martini w rozmowie z Radiem WNET odnosi się do działalności miliardera George’a Sorosa. – Bez wsparcia rodziny Rothschildów George Soros byłby tylko skromnym węgierskim imigrantem – mówi gość Radia WNET. Przypomina o jego roli w załamaniu kursu brytyjskiego funta w 1992 i azjatyckim kryzysie finansowym w 1997.

Nasz rozmówca przypomniał także sylwetkę Lewisa Namiera, doradcy premiera Lloyda George’a. Był on z pochodzenia polskim Żydem,  „urodzonym w Woli Okrzejskiej, tak jak Henryk Sienkiewicz”. Był jednym z najbardziej zajadłych krytyków koncepcji odzyskania niepodległości, otwarcie wzywał do odebrania Polsce praw do Wilna i Lwowa.

Z publicystą „Wielkopolskiego Kuriera WNET” rozmawiamy również o polskich politykach. I tak, według Martiniego, łatka antysemity została przypięta Dmowskiemu ze względu na jego zdecydowaną propolską postawę. Nie było to w smak wpływowym kołom żydowskim w brytyjskiej polityce (wykorzystujące bezpardonowo ignorancję premiera Davida Lloyda George’a w sprawach wschodnioeuropejskich), które miały inne plany wobec naszych ziem. – Dmowski twierdził, że koła żydowskie rękami Anglików nie chciały dopuścić do odrodzenia niepodległego państwa polskiego. Już wtedy chciano odchodzić od koncepcji narodów – mówi Jan Martini…

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

W miejsce demokracji na salony władzy, dumnym krokiem, choć kuchennymi drzwiami, wkracza forpoczta totalitaryzmu

Obniża się rzeczywista rola politycznego przywództwa, staje się ono uzależnione od aparatu wizerunkowego, od jego codziennych poczynań. O posunięciach politycznych coraz bardziej decyduje aparat PR.

Ryszard Okoń

Jak to się stało, że postęp technologiczny i możliwość robienia wszystkiego, na co tylko przychodzi ochota, uruchamia mechanizm demontujący demokrację, a z dziennikarzy – dotychczas społecznych arbitrów, moralizatorów –– czyni karbowych politycznego folwarku? (…)

Skutki synergii działania wizerunkowo-sondażowo-medialnego stają się opłakane i na nic nie zdadzą się apele do sumień o dziennikarską etykę, o rozsądek, bo większość zawsze płynie z głównym nurtem, który wytyczają największe interesy i towarzyszące im pieniądze.

Dla uwiarygodniania „równania”, że interes polityczny zawsze równa się interesowi wspólnoty, można za pomocą sondaży metodycznie odwoływać się do opinii mas i jednocześnie systematycznie wpływać na nie. Jeśli machina wizerunkowo-medialno-sondażowa działa efektywnie, to po latach nieprzerwanego oddziaływania wybory, jako najważniejszy w demokracji sondaż, stracą najistotniejszą właściwość: funkcję rozliczania z efektów sprawowania władzy.

W takiej sytuacji wyborcy jeszcze nadal ogarniający rzeczywistość rozumowo, przez cztery lata atakowani wizerunkowymi przekazami medialnymi, mogą tylko zgrzytać zębami lub schować się do mysiej dziury. Tymczasem agencja PR studiuje wyniki sondaży i bez żadnych formalnych przeszkód może moderować emocjonalne przekazy tak, aby przeciętny obywatel jak najmniej był w stanie użyć rozumu przy urnie wyborczej. (…)

Rozwojowi systemów komunikacji towarzyszy jeszcze inne groźne zjawisko demolujące przestrzeń demokracji, a w tym dyskurs publiczny. Jest to obniżenie odpowiedzialności za treści przekazywane niby to w relacjach prywatnych, a faktycznie rozpowszechniane masowo. Dawniej na prywatną wymianę poglądów był nałożony bezpiecznik tajemnicy korespondencji, a masowy zasięg mogły mieć listy przekazywane w tzw. „w łańcuszku szczęścia”. Teraz wymiana „prywatnych” przekazów, np. o pejoratywnym społecznie wydźwięku, natychmiast osiąga zasięg masowy, co obecnie opisywane jest jako „hejt”. To jest kolejne osiągnięcie cywilizacyjnego postępu, efekt niekrępowanej niczym swobody działań w przestrzeni publicznej. Przynosi nowe skutki i obok przypisywania sondażom właściwości obiektywnej prawdy, obniża możliwość posługiwania się intelektem, tj. dokonywania ciągłych prób odróżniania tego, co jest dobre, a co złe. (…)

Decyzje rozstrzygające w konfliktach interesów (a tym jest uprawianie polityki) coraz częściej zapadają w sztabach walki wizerunkowej. O posunięciach politycznych coraz bardziej decyduje aparat PR, niejako nowa instytucja władzy, czyli specjaliści otwarci na dowolne, a może także i niepożądane wpływy. W praktyce sztaby takich specjalistów, opłacanych np. przez polityków pieniędzmi publicznymi, coraz częściej decydują o biegu spraw ważnych dla wspólnoty i dla jej niezastępowalnej organizacji – Państwa.

Z tych samych powodów zmalała rola dziennikarzy w działaniu demokracji, z powodu zajmowania się przez nich obsługą zlecanych zadań propagandowych. Obniża się też rzeczywista rola politycznego przywództwa, staje się ono uzależnione od aparatu wizerunkowego, od jego codziennych poczynań. Rzeczywista władza systematycznie migruje w nowe obszary, poza granice jakiejkolwiek kontroli publicznej!

Cały artykuł Ryszarda Okonia pt. „Nadchodzi totalitaryzm! Ratujmy demokrację!” cz. II znajduje się na s. 20 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Okonia pt. „Nadchodzi totalitaryzm! Ratujmy demokrację!” cz. II znajduje się na s. 7 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl