Jan Martini: Bez wsparcia rodziny Rothschildów George Soros byłby tylko skromnym węgierskim imigrantem

Nasz rozmówca, muzyk, publicysta „Wielkopolskiego Kuriera WNET” i członek „Solidarności” Jan Martini twierdzi, że już ponad 100 lat temu rodzina Rothschildów dążyła do zaniku państw narodowych.


Jan Martini w rozmowie z Radiem WNET odnosi się do działalności miliardera George’a Sorosa. – Bez wsparcia rodziny Rothschildów George Soros byłby tylko skromnym węgierskim imigrantem – mówi gość Radia WNET. Przypomina o jego roli w załamaniu kursu brytyjskiego funta w 1992 i azjatyckim kryzysie finansowym w 1997.

Nasz rozmówca przypomniał także sylwetkę Lewisa Namiera, doradcy premiera Lloyda George’a. Był on z pochodzenia polskim Żydem,  „urodzonym w Woli Okrzejskiej, tak jak Henryk Sienkiewicz”. Był jednym z najbardziej zajadłych krytyków koncepcji odzyskania niepodległości, otwarcie wzywał do odebrania Polsce praw do Wilna i Lwowa.

Z publicystą „Wielkopolskiego Kuriera WNET” rozmawiamy również o polskich politykach. I tak, według Martiniego, łatka antysemity została przypięta Dmowskiemu ze względu na jego zdecydowaną propolską postawę. Nie było to w smak wpływowym kołom żydowskim w brytyjskiej polityce (wykorzystujące bezpardonowo ignorancję premiera Davida Lloyda George’a w sprawach wschodnioeuropejskich), które miały inne plany wobec naszych ziem. – Dmowski twierdził, że koła żydowskie rękami Anglików nie chciały dopuścić do odrodzenia niepodległego państwa polskiego. Już wtedy chciano odchodzić od koncepcji narodów – mówi Jan Martini…

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Podobne kłopoty bratanków – Polski i Węgier – na niwie europejskiej / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 53/2018

Orbán poniósł upokarzającą klęskę w sporze z sądami – to powinno dać Jarosławowi Kaczyńskiemu wiele do myślenia. Jak dotąd tylko Niemcom udało się usunąć komunistycznych sędziów z NRD.

Jan Martini

Kłopoty bratanków

Publicyści i komentatorzy polityczni na całym świecie zawsze wymieniają łącznie Polskę i Węgry. Piętnuje się nacjonalizm, populizm, ksenofobię i rasizm rzekomo panujące w tych krajach. Często mowa jest o dyktaturze, czy wręcz o faszyzmie. Zdaniem ekspertów istnieje poważne zagrożenie dla demokracji w całej Europie, bo populizm jest zaraźliwy. Gdy w programach BBC wymienia się nazwiska Orbána bądź Kaczyńskiego, niezmiennie dodaje się „far right” – skrajnie prawicowy.

Polityków tych porównywano już do Hitlera, Stalina czy Kadafiego, a redaktor Michnik postawił diagnozę, że Kaczyński jest „putinistą”. Równocześnie zarzucano prezesowi PiS ruinę stosunków z Rosją, prowokowanie „naszego partnera”, awanturnictwo i „pobrzękiwanie szabelką”. Ekspertom nie przeszkadzała ewidentna sprzeczność logiczna – „putinista” powinien mieć świetne stosunki z Putinem, podobne do stosunków peronistów z Peronem czy hitlerowców z Hitlerem.

Mimo znaczących różnic, los Polski i Węgier po II wojnie światowej był bardzo podobny. Węgry jako koalicjant Hitlera wojnę przegrały, Polska, będąca formalnie w zwycięskim obozie aliantów, faktycznie była największym przegranym tego kataklizmu. W obu krajach Stalin, tworząc administrację, z konieczności oparł się na mniejszości żydowskiej. Ponieważ w Polsce za mało Żydów przetrwało zagładę, brakującą kadrę zasilili tzw. „popi” (POP) – oddelegowani Rosjanie „Pełniący Obowiązki Polaków”. Oni stanowili dużą część kadry oficerskiej w Ludowym Wojsku Polskim. Mając po 2 godziny dziennie lekcji języka polskiego, starannie przygotowywali się do roli Polaków. Uchodzili za repatriantów ze wschodu, co tłumaczyło ich specyficzny akcent. Po 1956 roku większość z nich wróciła do ZSRR, choć prawdopodobnie niektórzy tak pokochali „ten kraj”, że zostali na stanowiskach, wykonując odpowiedzialne zadania.

Ponieważ ze względów językowych nie sposób jest udawać Węgra, taki wariant u „bratanków” nie wchodził w rachubę. Zresztą sporo Węgrów żydowskiego pochodzenia ocalało, gdyż Hitler nie zdążył „ostatecznie rozwiązać” w tym kraju „kwestii żydowskiej”. W ramach powojennych represji uwięziono 150 tysięcy ludzi (więcej niż w Polsce), 250 tys. wywieziono na Sybir, ale narodowe elity – w przeciwieństwie do Polski – nie zostały fizycznie unicestwione. Dlatego po kontrolowanym „upadku komuny” Węgry jako pierwsze przeprowadziły wolne wybory (Polska była ostatnia), w których wielkie zwycięstwo odniosła partia prawicowo-patriotyczna, a jej przywódca József Antall został pierwszym NAPRAWDĘ niekomunistycznym premierem.

Widocznie międzynarodowe uzgodnienia były inne, bo po tygodniu od zaprzysiężenia rządu do Budapesztu przyjechało 7 bankierów amerykańskich z żądaniem, by połowa ministrów pochodziła ze Związku Wolnych Demokratów (siostrzana partia Unii Wolności, opanowana przez czerwone dynastie, do której dołączyli także postkomuniści). Narzucono też prezydenta i polecono, by nie zmieniać szefów radia i telewizji. W wypadku niezastosowania się do żądań zagrożono wycofaniem kapitału z banków. Sytuacją bez precedensu był fakt, że pierwszego wystąpienia premiera nie transmitowała telewizja!

Narzucony prezydent Árpád Göncz, o „pięknym życiorysie” (w 1956 skazany na dożywocie, zwolniony, gdy poszedł na współpracę), udaremnił lustrację i dekomunizację. W Polsce w tym celu dwukrotnie (1997, 2002) użyto Trybunału Konstytucyjnego. József Antall zrozumiał, że takie są twarde reguły „liberalnej demokracji” i przyjął „propozycję nie do odrzucenia”, choć uważano, że historia potoczyłaby się inaczej, gdyby premier odwołał się do narodu, informując o skandalicznych naciskach. Mieliśmy podobną sytuację w 2005 roku, gdy nadzieja na koalicję formalnie postsolidarnościowych partii POPIS została pogrzebana przez żądanie dysponentów PO, by większość ministerstw została obsadzona przez przegraną Platformę Obywatelską.

Gdy w 1998 roku Wiktor Orbán po raz pierwszy obejmował władzę, wiedział, że polityka uległości, jaką prowadził premier Antall, jest gwarancją klęski. Dlatego zdecydował się na otwartą wojnę z międzynarodową finansjerą. Już po 2 tygodniach wprowadził podatek bankowy (mimo gróźb, żaden bank się nie wycofał z Węgier) i zagroził, że supermarkety, które przez 2 lata wykazują zerowy zysk i nie płacą podatków, muszą opuścić kraj.

Rozumiejąc, że zadłużenie zagraniczne znacznie ogranicza suwerenność, premier postanowił spłacać długi. Ale po spłaceniu 10% bankierzy „machnęli” kursami i dług Węgier wrócił do stanu wyjściowego. Rząd węgierski podziękował za „pomoc” Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i poprosił, żeby instytucja ta opuściła kraj.

Premier Orbán skoncentrował się na gospodarce i odniósł tu szereg sukcesów, zaniedbując jednak sprawę reformy mediów. Zemściło się to w 2002 roku, gdy Fidesz wprawdzie wygrał wybory, ale zabrakło 40 tys. głosów, by objąć władzę, która została powierzona koalicji postkomunistyczno-liberalnej. Całość władzy przez dwie kadencje spoczywała w rękach czerwonej oligarchii i uprzywilejowanej od czasu zakończenia wojny mniejszości żydowskiej, skupionej w partii liberalnej (na Węgrzech nie było „Marca 1968”). Po ośmiu latach efekt był taki, że „ukradziono wszystko, co było cięższe od powietrza” (według słów Orbána). Z niespełna 10-milionowych Węgier „wypompowano” 270 miliardów dolarów.

Działacze Fideszu poświęcili 8 lat w opozycji na pracę organiczną – szeregi partii powiększyły się z 5 do 40 tysięcy członków (PiS liczy ok. 30 tys.), stworzono dwie stacje telewizyjne, dwa dzienniki i kilka czasopism. 10 kwietnia 2010 roku „rozwiązano kwestię polską”, ale już następnego dnia (11 kwietnia) „hydra nacjonalizmu” podniosła głowę na Węgrzech – partia Fidesz odniosła druzgocące zwycięstwo wyborcze. Tym razem osiągnięto większość konstytucyjną, umożliwiającą głębokie reformy. Ograniczono administrację (o 50 tys.), zmniejszono ilość ministerstw z szesnastu do dziewięciu, o połowę zredukowano ilość posłów i radnych (na Węgrzech nie ma senatu). Pozwoliło to uzyskać znaczne oszczędności w finansach publicznych i usprawniło proces decyzyjny.

Orbán naruszył interesy wielu potężnych sił, więc i opór przeciw rządowi węgierskiemu przybrał zasięg światowy. Już nie tylko Unia Europejska i finansjera światowa pochylała się z troską nad umęczonym faszyzmem narodem węgierskim – głos potępiający zabrał sekretarz generalny ONZ, prezydent Obama, a nawet uczony prof. Bauman. Gdy próba wytworzenia frakcji „patriotycznej” w Fideszu się nie powiodła, próbowano zorganizować pucz w grudniu 2011 roku. U nas taką próbę podjęto w grudniu 2016 roku, kiedy we Wrocławiu czekał już „w blokach startowych” Donald Tusk, by „stanąć na czele”. Dziś mało kto pamięta, że pretekstem puczu była walka o „wolne media”, a budżet na 2017 rok uchwalono z „naruszeniem prawa”. Jakoś przeżyliśmy cały rok z „nielegalnym budżetem”.

Impulsem do reformowania mediów na Węgrzech był wywiad w jednej ze stacji telewizyjnych, w którym gościem był rosyjski gangster. Prowadzący zadał pytanie, za ile zgodziłby się zabić Orbána. Gość rzucił cenę – milion dolarów.

Wywiad wywołał wielkie oburzenie. U nas mieliśmy podobną historię podczas premiery przedstawienia „Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym. Wówczas aktorzy zbierali pieniądze na „zabicie Kaczyńskiego”. Na Węgrzech obecnie za podobne ekscesy grożą wysokie grzywny, co posłużyło za pretekst do oskarżeń o ograniczanie swobody wypowiedzi.

W węgierskim życiu politycznym bardzo groźną siłą jest wielotysięczna armia tzw. „huzarów Sorosa”, składająca się ze stypendystów i beneficjentów grantów wielu fundacji założonych przez tego „filantropa”. Dlatego rząd stara się wyprowadzić interesy miliardera z Węgier i ograniczyć działalność utrzymywanych przez niego „organizacji pożytku społecznego” promujących „społeczeństwo otwarte”. Spotyka się to ogromnym oporem ze strony „ulicy i zagranicy” (z obu stron Atlantyku). Szczególnie w Budapeszcie silne są wrogie Fideszowi środowiska biznesowe i medialne, elity naukowe i artystyczne wytworzone w czasach „demokracji ludowej” i korzystające ze swojej uprzywilejowanej pozycji w warunkach „kapitalizmu”.

Inną kłopotliwą mniejszością jest populacja Cyganów, stanowiąca 10% ludności kraju. Romowie egzystują właściwie poza obiegiem społecznym i gospodarczym. Ich wkład w ekonomię kraju ogranicza się w zasadzie do grania czardaszy i wróżenia. Ale mają prawo głosu i są skłonni za niewielkie pieniądze te prawa odstąpić, z czego ponoć czasem korzysta opozycja. Romowie są idealnym pretekstem dla Unii Europejskiej do okładania Węgier za „łamanie praw mniejszości” (zbyt duży% w więzieniach, zbyt mało dzieci w szkołach), choć dopiero teraz po raz pierwszy w parlamencie zasiada członek tej społeczności.

W przeciwieństwie do Polski, gdzie komunistom udało się wpoić ludziom przekonanie, że „Kościół nie powinien mieszać się do polityki”, na Węgrzech hierarchowie zarówno katoliccy, jak i protestanccy często się wypowiadają. Niekiedy bardzo ostro. Mówią jednym głosem, opowiadając się zdecydowanie po stronie patriotycznej.

Węgrzy mają szczęście, że nie ma u nich biskupów-produktów inżynierii społecznej „Gazety Wyborczej”.

Gdy znany pisarz pochodzenia żydowskiego Ákos Kertész wypowiedział się w USA, że „Wegrzy to genetycznie naród poddanych o niewolniczej duszy i dlatego tak głosowali i wybrali sobie dyktatora Orbána na przywódcę”, wywołało to powszechne oburzenie. Po trzech dniach radni Budapesztu odebrali mu honorowe obywatelstwo, a po tygodniu w parlamencie uchwalono, że jeśli laureat zachowa się niegodnie, to mogą zostać mu odebrane odznaczenia. Wkrótce po tym „Gazeta Wyborcza” w artykule pt. Ákos Kertész emigruje z Węgier. Dosyć prześladowań opisała, że pisarz stał się ofiarą nagonki i poprosił o azyl w Kanadzie, bo boi się o swoje bezpieczeństwo.

Węgry odniosły wielki sukces, zwłaszcza na niwie gospodarczej. Orbán wygrał kilkuletnią walkę z bankami – obecnie każdy bank musi w swoim kapitale mieć co najmniej 50% wkładu węgierskiego, a podatek bankowy na Węgrzech jest najwyższy. Madziarzy kończą spłacać swoje zadłużenie zagraniczne (Polska w 2017 roku zapłaciła 34 mld dolarów samych odsetek). Rząd nawiązał ożywione stosunki gospodarcze z Turcją, Singapurem i Chinami, a wymianę handlową z UE stara się ograniczyć do 50% obrotów.

Wiktor Orbán wygrał też bitwę z potężnym Sorosem, ale wcześniej poniósł upokarzającą klęskę w sporze z sądami (to powinno dać Jarosławowi Kaczyńskiemu wiele do myślenia). W programie kampanii wyborczej zapowiedziano ukaranie malwersantów i złodziei powiązanych ze środowiskiem „czerwonych oligarchów”. Dzięki temu pozyskano licznych zwolenników lewicy – z reguły niechętnych partiom konserwatywnym.

Wytoczono 1400 spraw. Szybko okazało się, że bardzo „niezależne” sądy działają dziwnie. Zdarzało się, że świadkowie wycofują zeznania, giną dowody rzeczowe i dokumentacja, a sprawy nadzwyczaj chętnie są umarzane. Premier Orbán postanowił wysłać na emeryturę sędziów o najdłuższym stażu w komunistycznym aparacie wymiaru sprawiedliwości. W tym celu został wprowadzony limit wieku – 62 lata. Reakcja środowisk prawniczych z całego świata była tak gwałtowna, że premier wycofał projekt. Jak dotąd tylko Niemcom udało się usunąć komunistycznych sędziów z NRD.

Wszędzie w krajach demokratycznych narasta problem uzurpowania sobie przez sądownictwo roli władzy nadrzędnej, niepodlegającej kontroli. „Niezależność” sądów interpretowana jest rozszerzająco. Wchodzi jeszcze w grę czynnik solidarności korporacyjnej, a może także… etnicznej.

Nie jest tajemnicą, że osoby pochodzenia żydowskiego mają zamiłowanie do zawodów prawniczych i wyjątkowe zdolności w tym kierunku. Przed wojną w Polsce 60% prawników było pochodzenia żydowskiego, choć stanowili oni tylko 10% społeczeństwa. W liczącym 25 osób Żydowskim Kole Poselskim polskiego sejmu było 17 prawników.

Obecnie w USA też 60% prawników to Żydzi (aż 30% w Sądzie Najwyższym!), podczas gdy ta grupa etniczna stanowi tylko 2% ludności USA. Prawdopodobnie we wszystkich krajach, gdzie zamieszkuje diaspora żydowska (a więc chrześcijańskich), istnieje nadreprezentacja Żydów w zawodach prawniczych. Statystyki może znać tylko potężny Światowy Związek Prawników i Adwokatów Żydowskich, który nie publikuje jednak danych. Być może jakaś „nadreprezentacja” istnieje także w dzisiejszej Polsce, na co wskazują kłopoty z reformowaniem sądownictwa. W takiej perspektywie innego znaczenia nabierają słowa sędzi Kamińskiej (tej od „nadzwyczajnej kasty”) – „w końcu i tak my będziemy wydawać wyroki”.

Często zarzuca się Węgrom „prorosyjskość”, zapominając, że zostały wepchnięte w objęcia Putina przez kompletną izolację międzynarodową. Putin podał pomocną dłoń i Węgrzy uzyskali korzystną cenę za importowane węglowodory (są uzależnieni w 100% od importu z tego kierunku). Mimo tych relacji aresztowano (i skazano!) za szpiegostwo na rzecz Rosji ministra spraw wewnętrznych i 2 generałów – szefów służb specjalnych.

Jak widać, zakres suwerenności Węgier jest bez porównania większy niż Polski.

Często porównuje się Orbána i Kaczyńskiego, wskazując na większą skuteczność premiera Węgier. Niewątpliwie Wiktor Orbán jest młodszy, przystojniejszy i lepiej gra w piłkę. Pomijając fakt, że inaczej się rządzi, mając większość konstytucyjną i czując na plecach poparcie ponad połowy narodu, sytuacji Polski i Węgier porównać się nie da. Węgry są niedużym krajem położonym w spokojnym miejscu Europy, natomiast my mamy pecha zamieszkiwać teren na styku dwóch „płyt tektonicznych”, będący obszarem zainteresowań kilku potężnych graczy.

Najsympatyczniejsi z nich są Amerykanie, którzy chcą skorzystać z polskiego „niezatapialnego lotniskowca”, by nie dać się wyprosić z Europy (bez obecności na tym kontynencie Ameryka utraciłaby status mocarstwa światowego).

Dla Niemiec i Rosji obszary zamieszkiwane przez Polaków są odwiecznym terenem ekspansji, a od kolizji ich interesów gdzieś w okolicach Wisły stokroć gorsze dla nas jest partnerskie współdziałanie tych sąsiadów. Z kolei dla środowisk żydowskich Polska to obecnie najbardziej obiecujące „tereny łowieckie”. Żaden z tych graczy nigdy nie zrezygnuje ze swoich interesów, wpływów i aktywów, bo „oczywistą oczywistością” jest, że wszyscy dysponują w Polsce potężną agenturą i błyskotliwymi lobbystami.

O mizernym zakresie naszej suwerenności świadczą czasem drobne fakty, np. wizyta premiera Morawieckiego w charakterze petenta u emerytki stawiającej „warunki brzegowe”, czy konsultacja projektów naszych ustaw z semickimi dyplomatami. Aspiracje niepodległościowe Polaków ciągle muszą mieścić się w szczelinach i pęknięciach wspomnianych płyt tektonicznych, a powiększanie zakresu naszej swobody udaje się czasem dzięki sprzecznościom między naszymi „partnerami strategicznymi”.

O tym wszystkim trzeba pamiętać, zanim pomyślimy o nieudolności rządzących czy wypowiemy zarzut, że „PiS zdradził”.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kłopoty bratanków” znajduje się na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kłopoty bratanków” na s. 4 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Dziedziczak: Brukselscy urzędnicy nie lubią rządów, które słuchają swoich obywateli, dlatego atakują Polskę i Węgry

Zdaniem polityka PiS znaczną rolę w atakach na polski rząd ze strony KE, odgrywa postawa opozycji, która idąc drogą Targowicy, dla realizacji swoich celów politycznych wykorzystuje zagraniczne siły.

 

W środę Parlament Europejski przegłosował rezolucję otwierającą drogę do zastosowania art. 7 Traktatu Europejskiego wobec Węgier. Zdaniem posła PiS Jana Dziedziczaka, wiceprzewodniczącego sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej, powodem decyzji PE, była chęć ukarania społeczeństw wybierających polityków inaczej myślących niż brukselscy biurokraci: Frans Timmermans jest liderem jednej z partii lewicowych w Holandii i wszystkie te wartości, które wybrali Polacy w demokratycznych wyborach, po prostu mu się nie podobają. To ma być taka lekcja dla całej Unii Europejskiej, że nie wolno głosować, na chrześcijański system wartości, że nie wolno głosować za Europą narodów, za patriotyzmem rozumianym klasycznie, że tylko bycie lewicą bądź udawaną prawicą pozwala na bycie Europejczykiem.

Polska wizja uczestnictwa w Unii Europejskiej to realizacja idei ojców założycieli Unii. To, co na początku wspólnoty głosił Schuman Adenauer De Gasperi nawet de Gaulle jest dokładnie tym czy niemal dokładnie tym, co dzisiaj prezentuje polski rząd. To my jesteśmy najbliżej idei ojców założycieli. Polska jest najbardziej proeuropejskim krajem, jeżeli weźmiemy pod uwagę deklarację ojców założycieli – podkreślił polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Zdaniem byłego wiceministra spraw zagranicznych istotną sporu między Brukselą a Warszawą czy Budapesztem jest różnica w pojmowaniu roli polityków: Standardem powinno być, że politycy realizują, to co każe im suweren w wolnych wyborach. Jeśli na przykład chodzi o zgodę na wymuszanie na nas relokacji islamskich imigrantów, to jeżeli Polacy sobie tego nie życzą, czy jeśli Węgrzy sobie tego nie życzą, po prostu tego rodzaju rozwiązań nie będzie. Taki jest nasz obowiązek. Mamy, w tak strategicznych kwestia, które będą na dziesięciolecia rzutować na to, jak nasze kraje, bezwzględnie realizować to, co chcę społeczeństwo.

Doskonale pamiętam dyskusje o relokacji, kiedy decydenci Unii mówili, że denerwuje nas to, że niektórzy liderzy państwu zbyt tkliwie wsłuchuję się w głos społeczeństwa. To jest tak naprawdę podważenie demokracji, to jest pokazanie, że urzędnicy unijni bez żadnego mandatu demokratycznego, wiedzą lepiej co społeczeństwa co mają robić. Nie ma na to zgody – podkreślił Jan Dziedziczak.

Tematem rozmowy było również przygotowywane kolejne przesłuchanie Polski przed Parlamentem Europejskim w ramach procedury artykułu 7. Zdaniem Jana Dziedziczaka debata nie przyniesie żadnych efektów, ponieważ nie praworządność jest główną osią sporu: Fakty dla brukselskich dygnitarzy nie mają żadnego znaczenia. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli, jakikolwiek argumentów byśmy nie użyli i tak tu chodzi o coś zupełnie innego. Chodzi o niebezpieczną utopijną antyobywatelską, o wizję nowej wspólnoty, lansowanej przez skrajną lewicę i nasza koncepcja dyskusji o tym, jak ona powinna wyglądać, przypominanie co ojcowie założyciele o niej mówili, jest po prostu niewygodne, więc się o faktach nie dyskutuje.

Zdaniem wiceprzewodniczącego komisji ds. Unii Europejskiej, bez udziału opozycji urzędnicy brukselscy nie mogliby tak agresywnie występować przeciwko Warszawie: W tych wszystkich elementach, ataku na Polskę bardzo aktywną rolę odgrywa opozycja, która nawiązując, jak rozumiem do tradycji XVIII wieku, skupia się na atakowaniu polski, używając różnych nieprzychylnych sił Polsce z zagranicy. To jest dokładnie ten sam model, który nasz kraj przerabiał w XVII wieku i jak to się skończyło, to wszyscy wiemy.

Minęło kilka lat. Zapytajmy na chłodno, jakie są efekty wyboru Donalda Tuska na Polski? Proszę wskazać chociaż jedną sprawę, którą dzięki obecności na Tuska jako szefa Rady Europejskiej udało się dla Polski załatwić – pytał na koniec rozmowy polityk Prawa i Sprawiedliwości.

ŁAJ

Grzegorz Długi: Rozpad Unii Europejskiej dokonuje się na naszych oczach, a winę za niego ponoszą liberalne elity

Działania Parlamentu Europejskiego wobec Węgier, to krok w kierunku rozpadu Unii i akt wrogości elit brukselskich do demokratycznych wyników wyborów europejskich narodów uważa poseł Kukiz’15.

W środę Parlament Europejski przegłosował rezolucję wzywającą państwa członkowskie do rozpoczęcia procedury sprawdzania praworządności na Węgrzech. Zdaniem Grzegorza Długiego z ruchu Kukiz’15, podejmowanie takich kroków przez PE będzie wzmacniać kryzys wspólnoty: Unia jest w głębokim kryzysie i ewidentnie nie potrafi wskazać drogi wyjścia z tego kryzysu. Z jednej strony mamy próby jednoczenia się środowisk liberalnych wokół atakowania innych krajów. Ten pomysł pada z reguły z kręgów opozycyjnych danego kraju, które chcą wykorzystać mechanizmy unijne po to, żeby w cudzysłowie, “pogonić” swoją własną władzę, ale efekt jest taki, że takie działania osłabiają samą Unię Europejską, poprzez wzmacnianie nastrojów antyunijnych.

Dla liberalnych sił w Unii Europejskiej największym wrogiem jest tak naprawdę demokracja, dlatego są przeciwni wyboru powszechnym, jeżeli te wybory nie wyłaniają tych, co trzeba [tj. zwolenników liberalnej wizji Europy] – podkreślił poseł Grzegorz Długi.

Poseł Kukiz’15 w rozmowie z Radiem Wnet wskazał na nieuchronny proces podziału i rozpadu Unii Europejskiej: Myślę, że proces podziału Unii, przynajmniej w myślach, już się rozpoczął i niedługo zobaczymy jego formalny efekt w sensie konkretnych koncepcji. (…) Kraje tak zwanej starej Unii będą dążyły do większych konsolidacji w swoim gronie.

Rozkład Europy dzieje się na naszych oczach, a winą za to należy obciążać tak zwane elity liberalne, które po prostu, mówiąc językiem kolokwialny, przegięły i utraciły zaufanie wyborców, a następnie chciały wesprzeć swoich kolegów liberałów w niektórych krajach, co dały przyczynek do rozpadu wspólnoty. Niestety idziemy w tym kierunku i obawiam się, że to już jest nieodwracalne – podkreślił Grzegorz Długi.

Polityki ruchu Kukiz’15 wskazał, że wejście do wspólnej waluty może być dla Polski korzystne, ale przy odpowiednich warunkach gospodarczych i nie w najbliższym czasie: Nie do końca rozumiem, dlaczego te same osoby jeszcze parę lat temu mówiły, że do euro tak, ale w odpowiednim momencie, jak to będzie dla nas korzystne, a teraz coraz częściej mówi się, że do euro za wszelką cenę, więc jak za wszelką cenę, to tę wszelką cenę zapłacimy my obywatele.

ŁAJ

Imponderabilia polskie, węgierskie i te wspólne jako potężna wartość i spoiwo wspólnoty suwerennych państw Trójmorza

Polska Mazowieckiego, Wałęsy, Buzka, Millera i Tuska wyrzekała się wielkiej, niepodległościowej idei i nie była w stanie stworzyć pragmatycznych narzędzi dla obrony polskiego interesu narodowego.

Szymon Giżyński

Miarą oceny skuteczności i optymalności polityki państwowej zawsze pozostają wzajemne proporcje i relacje między jej najważniejszymi komponentami: wielką, budującą tożsamość ideą i opowieścią oraz wspierającą ją całą gamą pragmatycznych celów i środków. Polskie elity po 1989 roku, pomimo fenomenu „Solidarności” i nauczania Jana Pawła II – takiej wielkiej, dumnej, suwerennościowej idei nie zdołały wypracować. Podobnie miały się sprawy w innych europejskich państwach i narodach po rozpadzie Związku Sowieckiego. (…)

Przełom w Europie Środkowo-Wschodniej nastąpił dopiero na Węgrzech Viktora Orbána i w Polsce Jarosława Kaczyńskiego. (…)

Ciekawe studium przypadku – także spektakularnie – stanowi na tym tle fenomen węgierski, wieloaspektowy i nie wolny od kontrowersji, świetnie zresztą przez premiera Orbána wygrywanych.

Węgry silnie akcentują kulturowy, ale i etniczny charakter swej narodowej wspólnoty, do czego przecież mają święte prawo. Dlatego wspierają mniejszość węgierską i dbają o jej status w ustrojowych realiach innych państw: Rumunii, Słowacji, Ukrainy. Zwłaszcza konflikt na tym tle z ukraińskim rządem przez prostodusznych albo zadaniowanych krytyków jest przypisywany prorosyjskiej orientacji Węgier. A przecież spór węgiersko-ukraiński uderza bezpośrednio w interesy Niemiec jako protektora Ukrainy i pośrednio w interesy Rosji jako okupanta Ukrainy i niemieckiego sojusznika w dziele budowy euroazjatyckiego wału atlantycko-pacyficznego, od Lizbony po Władywostok.

Lekcja przypadku węgierskiego dobrze również służy rozumieniu idei kształtującego się stopniowo Trójmorza. Balansowi, w obszarze Trójmorza, interesów trójki wielkich mocarstw – USA, Chin i Rosji – powinien towarzyszyć stały balans interesów poszczególnych państw – w tym Polski i Węgier – Trójmorze stanowiących.

Koncepcja Trójmorza nie uderza w obecność Węgier czy Polski ani w strukturach Unii Europejskiej, ani w formule Trójkąta Weimarskiego (w przypadku Polski) lub Grupy Wyszehradzkiej. Obecność Polski w Trójmorzu czyni bowiem nasze uczestnictwo w innych ciałach i organizacjach europejskich wyrazistszym, bogatszym i pragmatycznie: bardziej służebnym wobec polskiej racji stanu.

Tezie o istotnym znaczeniu Węgier w balansie europejskich państw wybitnie sprzyjają polsko-węgierskie paralele. Polacy i Węgrzy nie boją się wolności; przeciwnie: kochają wolność, upajają się nią. Śnią o niej i o nią walczą. I cenią wolność jako spoiwo swych narodowych dziejów.

Cały artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Geopolityka. Znaczenie Węgier” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Geopolityka. Znaczenie Węgier” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Publicysta „Gazety Polskiej”: Orbán będzie miał większość konstytucyjną. Zwycięstwo było jak najbardziej spodziewane

Maciej Kożuszek podkreślił, że Orban bardzo mocno mobilizował swoich zwolenników. Główną przyczyną zwycięstwa koalicji Fidesz-KDNP było podejście jej do napływającej fali imigrantów na Węgrzech.

Węgierska komisja wyborcza ogłosiła, że premier Wiktor Orbán zapewnił sobie trzecią kadencję po tym, jak jego partia Fidesz zdobyła największą frekwencję w wyborach parlamentarnych. Wyniki przedstawione 8 kwietnia dały prawicowemu Fideszowi 50-procentowe poparcie.

Gościem Poranka Wnet był Maciej Kożuszek, który podkreślił, że: rzadko komu się udaję jak Wiktorowi Orbánowi wygrać trzeci raz z rzędu wybory – powiedział. – Premier Węgier ma obecnie stabilną większość, i to konstytucyjną.

Po oddaniu głosów na przedmieściach Budapesztu, premier Wiktor Orbán powiedział, że niedzielne głosowanie dotyczy „przyszłości Węgier” i powtórzył, że występuje w obronie interesów swojego kraju. „Kochamy nasz kraj i walczymy o nasz kraj” – oznajmił zwycięzca.

Innym tematem poruszanym przez Macieja Kożuszka w Poranku Wnet był temat korzyści, jakie uzyskuję Polska po wygranej koalicji Fidesz-KDNP. W ostatnim czasie Węgry bowiem podpisały porozumienie, na mocy którego będą mogły sprowadzać z Rumunii 4 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Dzięki temu można oczekiwać końca rosyjskiego monopolu gazowego.

– Nie zauważa się takich rzeczy, że Orbán robi pewne koncesję na rzecz polskiego rządu, mówiąc o konieczności dywersyfikacji źródeł gazu – skomentował publicysta.

NB

źródło: Radio Wolna Europa

Ks. Paweł Cebula: Kalwiniści są większością religijną na Węgrzech, również w rządzie

Ks. Paweł Cebula o głębokiej laicyzacji Węgrów, którzy mimo wszystko głosują na Wiktora Orbana. Polska jest jednym z 25 krajów z najliczniejszą katolicką populacją na świecie, a co z Węgrami?

W dzisiejszym Poranku Wnet, wyjątkowym, bo prosto z wielkanocnego Jarmarku Wnet, gościem był o. Paweł Cebula, który wychował się w Koszalinie, a podczas seminarium franciszkańskiego w Łodzi otrzymał propozycję wyjazdu na Węgry, aby wspomóc odradzające się tam struktury zakonne.

O. Cebula w telefonicznej rozmowie mówił o tym, jacy są dziś Węgrzy: ” Węgry to ciekawy kraj. Pamiętam, jak władzę przejął Fidesz, to wielu Polaków myślało, że Węgry przeżyły masowe nawrócenie. A tymczasem sprawa wygląda tak, że jest to kraj bardzo okaleczony przez komunizm i materializm historyczny jak również ten obecny – hedonistyczny. Niemniej jednak trzech najważniejszych ludzi w państwie, czyli premier Węgier, marszałek Zgromadzenia Narodowego (izba niższa węgierskiego parlamenetu) i prezydent są ludźmi modlitwy. Wspominam o tym dlatego, że przywódcy prowadzą naród- w Wielki Czwartek z miejscowości Eger ks. Paweł Cebula.

„Na Węgrzech kalwiniści są większością, w rządzie również. Jeśli chodzi o szczegółowe badania co do chrześcijaństwa, nie ma tam czegoś takiego, jak polskiego Instytutu Kościelnego, który mógłby wykazać, jakie są statystyki”- mówi o. Cebula.

Ks. Paweł Cebula przytoczył słowa premiera Wiktora Orbana: ” Nie jesteśmy żywymi chrześcijanami, ale kultura chrześcijańska w nas trwa”.

Zbliżają się wybory na Węgrzech, które odbędą się 8 kwietnia. Czy coś może zagrozić partii Fidesz i Wiktorowi Orbanowi? O to zapytaliśmy gościa Poranka Wnet.

„Większość sondaży mówi o zdecydowanym zwycięstwie partii Fidesz” – krótko skomentował.

Przypomnijmy, że w jednej turze zostanie wyłonionych 199 posłów. Na Węgrzech obowiązuje mieszany system wyborczy. 106 posłów jest wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych – kandydować mogą osoby, które uzyskają co najmniej 500 podpisów poparcia obywateli mieszkających w danym okręgu.

Pozostałych 93 posłów trafia do parlamentu z list partyjnych. Prawo do zgłoszenia krajowej listy partyjnej mają te partie, które co najmniej w 9 komitatach (województwach) i w stolicy wystawiły kandydatów co najmniej w 27 jednomandatowych okręgach wyborczych. Do parlamentu wejdą te partie, które uzyskają co najmniej 5 proc. głosów.

NB

 

 

 

Premier Morawiecki dzień 37: Ministerstwo cyfryzacji pozostaje. Nazwisko nowego ministra w najbliższych dniach

Szef kancelarii premiera zapowiedział, że w czwartek Komitet Stały RM będzie pracował nad ustawą o działach, która podzieli pomiędzy ministerstwa kompetencje w zakresie budownictwa.

W najbliższych dniach zapewne poznamy nazwisko osoby, która będzie kierować  resortem cyfryzacji. Jest to decyzja pana premiera i pozwólmy mu ją w stosownym czasie zakomunikować – stwierdził Michał Dworczyk na konferencji w KPRM.

Szef Kancelarii odniósł się również do kwestii przyszłości działu – budownictwo, który został wydzielony z ministerstwa Marka Adamczyka: Jeśli chodzi o sprawę budownictwa i nowelizacji ustawy o działach, to w najbliższych czwartek na komitecie stałym rady ministrów pojawi się rządowy projekt nowelizacji tej ustawy i będzie dotyczył między innymi działu – budownictwo, który zostanie rozdzielony,  a zadania realizowane w jego ramach zostaną rozłożone pomiędzy trzy resorty.

 

Dzisiaj rada ministrów przyjęła ustawę o powołaniu Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka. Jest to realizacja międzyrządowych   ustaleń jeszcze z ubiegłego roku. Na jesieni 2017 roku rząd węgierski powołał instytucję, która będzie działała na rzecz rozwoju współpracy polsko-węgierskiej.

Wacław Felczak był z wykształcenie historykiem i wybitnym znawcą stosunków polsko-węgierskich. W czasie wojny służył jako kurier rządu RP na uchodźctwie. Po wojnie podjął pracę naukową. Pomagał również w postawaniu demokratycznych partii politycznych na Węgrzech.

Instytut będzie miał charakter państwowej osoby prawnej , a jego budżet, w pełni finansowany ze środków państwowych, jest zaplanowany na 6 milionów złotych. Celem funkcjonowania instytutu będzie rozwijanie współpracy w przestrzeni kulturalnej w zakresie wymiany młodzieży, ale również współpracy naukowej oraz tworzenia projektów innowacyjnych.

Wiceminister kultury Jarosław Sellin dodał: Taka instytucja, której powstanie dzisiaj komunikujemy, to jest ważne narzędzie do  prowadzenia tzw. miękkiej polityki bilateralnej. W ministerstwie kultury istnieje centrum dialogu i porozumienia polsko –rosyjskiego. Jak wiemy, stosunki  między naszymi krajami są bardzo trudne, ale taka instytucja daje pewne możliwości utrzymywania kontaktów na bazie współpracy naukowej i kulturalnej. Planujemy też w ramach ministerstwa powołanie instytutu polsko-niemieckiego pojednania, a w przyszłości także  polsko-ukraińskiego.

 


Podczas wtorkowego posiedzenia rząd nowy minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz przedstawiał założenia dla polityki zagranicznej. Następnie rząd przyjął dokument: „Założenia polskiej polityki zagranicznej na 2018 r.”

Rada Ministrów przyjęła także dwa projekty ustaw:

– projekt ustawy o Instytucie Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka,

– projekt ustawy o zmianie ustawy Kodeks cywilny oraz niektórych innych ustaw.

Zaakceptowano również uchwałę w sprawie ustanowienia programu wieloletniego „Pomoc w zakresie finansowania kosztów zarządzania infrastrukturą kolejową, w tym jej utrzymania i remontów do 2023 roku”.

 

Rada Ministrów zapoznała się z informacją na temat realizacji programów polityki spójności 2014-2020 (stan na koniec 2017 r.).

ŁAJ

Ryszard Czarnecki: Skończyły się czasy, kiedy Berlin i Paryż mogły rozgrywać państwa Europy środkowej

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego podkreślił, że sprawa procedury z art. 7 traktatu o UE nie ma dla Polski większego znaczenia, bo nie przyniesie ze sobą żadnych konsekwencji ekonomicznych.

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego na antenie Radia Wnet komentował pierwszą wizytę zagraniczną premiera Morawieckiego na Węgrzech – To jest sygnał, że inwestujemy nie w sojusze egzotycznie, ale w silne relacje w regionie. Sytuacja dzisiaj jest nie porównywalna z sytuacją, która miała miejsce wczoraj i dzisiaj. Dzisiaj stawiamy na współpracę, a nie na zdradzanie sojuszników co miało miejsce za przednich rządu w ramach negocjanci nad polityką imigracyjną. W polityce zdrady zawsze wychodzą „bokiem”. To nie znaczy, że nie różnimy się z Czechami, Słowakami czy Węgrami, bo są takie różnice, ale jak powiedział jeden z były premierów Czech „im bardziej nasi zachodni sąsiedzi pytają dlaczego tak silnie współpracujemy w ramach Europy środkowej, to tym bardziej powinniśmy zacieśniać współpracę”. Skończyły się czasy kiedy Bruksela, Berlin, Paryż mógł rozgrywać kraje naszego regionu, rozmawiając z każdą stolicą osobno. To się skończyło, teraz rozmawiamy blokiem.

Gość Poranka Wnet odniósł się również do wczoraj spotkania kierownictwa PiS – Rozmawiamy, o tym co było wcześniej planowane przez prezesa PiS i premiera Mateusza Morawieckiego, czyli o zmianach w rządzie. Nie chcę mówić o tych zmianach, bo umówiliśmy że o tych zmianach poinformują prezes i premier, ale te zmiany zajdą „wnet”.

Ryszard Czarnecki podkreślił, że działania rządu niemieckiego mogą wynikać z poważnego kryzysu politycznego – Dzisiaj Niemcy mają najpoważniejszy kryzys rządowy w swojej powojennej historii. Kanclerz dostała żółtą kartkę od wyborców. Kanclerz nie jest w stanie sklecić rządu od czterech miesięcy i Berlin trochę jak Moskwa, kiedy ma problemy wewnętrzne to staje się coraz mocniej aktywna na zewnątrz, atakując Polskę.

Zadaniem gościa Poranka Wnet, zmiana na stanowisku kanclerza w Niemczech może przynieść tylko zmiany na gorsze dla Polski – Bardzo krytycznie oceniam politykę Angeli Merkel, jej błędy w polityce imigracyjnej, bo zaproszenie miliona migrantów do Niemiec, to była jakaś pomroczność jasna, ale obawiam się, że następca obecnej kanclerz, będzie bardziej sceptyczny i mniej rozumiejący specyfikę Polski. Ale należy obserwować w Niemczech te środowiska polityczne, które mówią, że trzeba zastanowić się nad integracją w ramach Unii Europejskiej.

Osłabienie pozycji Merkel i brak rząd to wzmocnienie roli Francji i Macrona, który mimo problemów wewnętrznych, zyskuje znacznie na arenie Europejskiej – podkreślił gość Poranka Wnet.

Tematem rozmowy była również polityka Kremla w roku wyborów prezydenckich w tym kraju – Rosja jest w tej chwili w najgorszej sytuacji od upadku ZSRR, i dlatego ucieka w kierunek ekspansywnej polityki zagranicznej. Rosja im słabsza wewnątrz tym bardziej aktywna na zewnątrz. Rosjanie grają znacznie powyżej tego co mają w kartach, a zachód często się na to nabiera.

Ryszard Czarnecki mówił również o polskich propozycjach rozwoju Unii Europejskiej – Chcemy Europy zjednoczonych narodów, a nie jednego super państwa, nie chcemy wzrostu kompetencji Brukseli, bo na tym zyskują największe dwa państwa, to jest Niemcy i Francja, a taką także te duże jak Polska.

Nie uważam, żeby debata nad art. 7 była ważna, nie ma żadnych szans na sankcje wobec Polski nie ma konsekwencji ekonomicznych więc sprawa nie ma większego znaczenia – powiedział na koniec wywiadu Ryszard Czarnecki.

 

ŁAJ

Premier Morawiecki dzień 24: Pierwsza wizyta zagraniczna – zacieśnianie braterstwa

W środę premier Mateusz Morawiecki odbył pierwszą oficjalną wizytę zagraniczną na Węgry, co podkreśliło wyjątkowy charakter relacji łączących obydwa narody i było sygnałem dla Komisji Europejskiej.

Po oficjalnych rozmowach z premierem Węgier Wiktorem Orbanem szefowie rządów wystąpili na wspólnej konferencji prasowej – Grupa Wyszehradzka jest kluczową częścią Europy Środkowej i Unii Europejskiej, która daje wspólnocie solidny wzrost gospodarczy, bezpieczeństwo, daje również stabilność polityczną i mocno proeuropejską postawę. Myślę, że to jest bardzo ważne i wartościowe dla całej Unii Europejskiej w dobie, kiedy bardzo wiele różnych tematów i wiele różnych wydarzeń stawia spójność i spoistość Unii Europejskiej pod znakiem zapytania, to my tego nie robimy. Wierzymy w Europę, wierzymy w wartości europejskie i chcemy je razem budować – podkreślił premier Mateusz Morawiecki.

Szef polskiego rządu wskazał również na kwestię wspólnej z Węgrami postawy w ramach negocjacji przyszłego budżetu Unii Europejskiej – W ramach tego wymiaru wyszehradzkiego bardzo dużo rozmawialiśmy o kluczowych tematach gospodarczych energetycznych gazowych ale również o negocjacji wieloletnich ram finansowych. Tutaj Polska i Węgry stoją na bardzo podobnych stanowiskach, jeśli chodzi o przyszłość kolejnego budżetu Unii Europejskiej. Chcemy nasze stanowisko prezentować w ogromnym stopniu wspólne i w jednolity sposób. Rozmawialiśmy również o tym jak uwspólnić nasze stanowisko w obszarach transportowych, energetycznych i w innych sektorach. W ogromnej większości przypadków to się udało, co też świadczy o tym że nasze patrzenie na rzeczywistość gospodarczą, nawet jeśli patrzymy z trochę różnych perspektyw, jest bardzo podobne.

Mateusz Morawiecki jednoznacznie zaznaczył, że nie ma mowy o zmianie polityki Polski w kwestii polityki imigracyjnej – W kwestii uchodźców oczywiście utrzymujemy nasze stanowisko, które jest nieodmienne od dwóch lat. Przede wszystkim suwerenne państwa muszą mieć prawo do decydowania o tym kogo przyjmują, a kogo nie chcą przyjmować. Podkreśliłem na radzie europejskiej, a dzisiaj też mogę jeszcze raz o tym powiedzieć, że kraje Europy Środkowej robią bardzo dużo dla migracji dla złagodzenia napięć na wschodniej flance Unii Europejskiej, gdzie przecież trwa wojna Rosji z Ukrainą. Mamy bardzo wielu uchodźców i imigrantów z Czeczeni i w sposób widoczny przyczyniamy się do złagodzenia napięć w obszarze migracyjnym.

Istotnym tematem rozmów w Budapeszcie był wspólna postawa państwa Grupy Wyszehradzkiej wobec Brexitu – Musimy się zmierzyć z faktem, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE oznacza znacząco mniejszy wpływ środków netto do budżetu unijnego i tutaj też przedyskutować jak do tego tematu podchodzić. Mamy w miarę jednolite podejście do tych bardzo ważnych tematów finansowych i gospodarczych ale również politycznych i społecznych bo nie ma co ukrywać, że to są ważne tematy dla całego naszego  społeczeństwa.

Mateusz Morawiecki Wiktor Orban | fot. KPRM

W ramach pytań od dziennikarzy Mateusz Morawiecki uszczegółowił postulaty polskiej polityki wobec kryzysu migracyjnego – Nie zmieniamy naszej polityki względem migracji, a nawet ją jeszcze bardziej wspólnie przedyskutowaliśmy. Coraz więcej znaków na niebie i ziemi, m.in. w wyborach narodów i poszczególnych społeczeństw, wskazuje na to że wskazówka przesuwa się w kierunku naszego myślenia, naszego podejścia do tej kwestii, czyli tego żeby państwa narodowe decydowały o tym kogo przyjmują, a kogo nie przyjmują i na jakich zasadach […] Jest jeszcze jeden aspekt o którym rozmawialiśmy z Wiktorem parę tygodni temu w Brukseli podczas spotkania grupy Wyszehradzkiej ale potem również z premierem Włoch Paolo Gentiloni, to jest pomoc na miejscu i my jesteśmy gotowi pomagać na miejscu. Rozumiemy co to jest solidarność europejska, dajemy temu wyraz poprzez znaczący wkład do budżetów zajmujących się pomocą migrantom, pomocą na terenach poszkodowanych wojną, odbudową szpitali czy szkół.

Szef rządu wspomniał również o wspólnych z Budapesztem interesach energetycznych – Takie które są bardzo ważne dla naszego regionu między innymi mogę powiedzieć rozmawialiśmy o interkolekorze gazowym między Polską a Słowacją, który będzie brakującą częścią gazociągu z Polski na Węgry. W sytuacji kiedy udrożnimy przepływ gazu z naszego terminala LNG w Świnoujściu, a również jesteśmy w procesie negocjacji budowy gazociągu z Norwegii przez terytorium Danii do Polski. Dzięki temu chcemy stać się hubem gazowym dla naszego regionu.

Premier Orban mówił o połączeniach kolejowych, które wkrótce się rozpoczną […]. Rozmawialiśmy o połączeniach kolejowych z Budapesztu do Polski, o autostradzie do Polski czyli też o Via Carpatia drodze, która ma łączyć północ z południem. To jest wymiar współpracy, który przez najbliższe 5-10 lat będzie najważniejszym strategicznie wymiarem infrastrukturalnym, tak żeby zwiększyć poziom handlu między Polską a Węgrami – podkreślił Mateusz Morawiecki.

Premier Morawiecki był również pytany o możliwość poszerzenia czwórki wyszehradzkiej lub bliższych modeli współpracy – To nie chodzi o powiększenie Grupy Wyszehradzkiej ale oczywiście o skuteczną współpracę w różnych kierunkach z różnymi partnerami jak Austria, jak kraje bałkańskie czy kraje bałtyckie. Oczywiście, że taką współpracę nie tylko dopuszczamy, ale postaramy się ją inspirować, aby Grupa Wyszehradzka miała wspólne podejście do takich tematów jak Brexit jak wieloletnie ramy finansowe, jak polityka w zakresie obronnym. O tym [europejskiej polityce obronnej] dzisiaj rozmawialiśmy, [chcemy] żeby Europa, pozostając częścią NATO, też budowała swoją siłę obronną to są takie tematyki gdzie jesteśmy [z Węgrami] na jednej długości fali.

W procesie migracji czy kontyngentów które miały być podzielony na poszczególne kraje członkowskie to zdecydowanie odmawiamy takiego podejścia do rzeczy, ponieważ ją narusza suwerenny decyzję państw członkowskich. Uważamy że Unia Europejska Komisja Europejska nie ma legitymacji traktatowej do takiego podejścia. To jest decyzja poszczególnych państw czy one chcą przyjąć czy nie i na tym stanowisku bardzo jednoznacznie stoimy natomiast – raz jeszcze podkreślił na konferencji premier Mateusz Morawiecki.

 

ŁAJ