Skutery, jachty wodne, samochody z szoferami – nowa jakość w podróży uchodźców do Europy

Bogaci imigranci z Afganistanu, Iranu, Pakistanu, Syrii coraz częściej korzystają z usług swego rodzaju „biur podróży” i przybywają do Europy. Czy to ich zapraszała Angela Merkel?

Świat się zmienia i zmienia się turystyka polityczna – powiedział w Radiu WNET Jan Bogatko. Tak wynika z analizy Europolu. Okazuje się, że do Europy bogaci imigranci przybywają własnymi jachtami i skuterami wodnymi. Już nie gumowymi pontonami, jak na zdjęciach, które wielokrotnie widzieliśmy – na pierwszym planie matka z dzieckiem, a dalej tysiące niezidentyfikowanych twarzy.

Do Europy przybywają najbogatsi, czyli… w zasadzie ci, do których wystosowała zaproszenia Angela Merkel, a z którego wcześniej skorzystała zupełnie inna „grupa docelowa”.

Obowiązuje cennik jak w biurze podróży. Za około 6 tys. euro można wybierać, jak w katalogu – jachtem, skuterem, do Niemiec, do Francji… [related id=42500]

Z badań wynika, że bogaci imigranci z Afganistanu, Iranu, Pakistanu, Syrii coraz częściej korzystają z usług tych „biur podróży”. Operują one głównie w Turcji i Tunezji. „Głowa” tego procederu prawdopodobnie pracuje w Turcji.

Coraz więcej tego rodzaju „uchodźców” trafia do Grecji. Frontex zastanawia się, dlaczego Grecy przeciwko temu nie protestują. Jan Bogatko na to, że on by wiedział, ale nie będzie podpowiadać, bo Frontex ma swoich ekspertów.

W czerwcu na Sycylii złapano bandę, która przewoziła bogatych „uchodźców” z Maghrebu do Europy. Płynęli z Tunisu na Sycylię, a stamtąd mieli do wyboru, pierwszą klasą, samochodem z szoferem, dokąd chcieli – do Austrii, Belgii, Niemiec.

Mamy więc nową jakość. Może wreszcie zdali sobie sprawę w Brukseli, że ci uchodźcy są różnych kategorii, a nie każdy uchodźca to uchodźca. Może dlatego Donald Tusk powiedział – „Relokacja jest martwa”. Odpowiedziano mu – „Ona zawsze była martwa”. Tylko on tego nie zauważył.

JS

Felietonu Jana Bogatki można posłuchać w drugiej części Poranka WNET.

Nowa mentalność narodów Europy staje się faktem. Mentalność okupowanych narodów!!!(VIDEO)

UE nauczyła imigrantów, że są uprzywilejowani i więcej im uchodzi płazem niż odwiecznym mieszkańcom kraju, który ich przyjął. Pozycja „świętej krowy” sprawia, że coraz śmielej sobie poczynają.

[related id=37535] Ostatnio polską opinią publiczną wstrząsnął przypadek młodego małżeństwa, które na wakacjach zapragnęło udać się na nocny spacer po plaży w jednym z włoskich kurortów w Rimini. To co mnie uderzyło tuż po nagłośnieniu tej napaści i gwałtu, to ton w jakim wypowiadał się jeden z Włochów dla TVP. W pewnym momencie stwierdził on: „po co oni tam chodzili, przecież to jasne, że w nocy na plaży jest niebezpiecznie”. Jak widać ludzie w państwach UE już zmienili mentalność na okupacyjną. Dlaczego okupacyjną, bo podobne wypowiedzi można znaleźć jedynie we wspomnieniach Polaków z czasów okupacji niemieckiej w stosunku do ofiar pobić czy gwałtów. Tam również padają pytania, po co wychodziła po godzinie policyjnej.

O tym, że poprawność polityczna sięgnęła w państwach tak zwanej starej Unii granicy absurdu, świadczy chociażby poniższy film.

Bez wątpienia można tu mówić o naruszaniu nietykalności funkcjonariuszki. W dodatku, jak widać na filmie musi to być już swego rodzaju norma, norma w której obłapianie policjantki, przytrzymywanie jej w celu demonstracji ruchów frykcyjnych z ocieraniem się o nią!!! (to podpada z kolei co najmniej pod molestowanie, nie mówiąc o znieważeniu na służbie). Kolega z patrolu, jak gdyby nigdy nic zajmował się nadal zdejmowaniem kamizelki, a policjantka, której zleciał w trakcie tych „końskich zalotów” kapelusz podniosła go … i również nie wydawała się być zaskoczona takim traktowaniem. Być może właśnie takie ignorowanie ostentacyjnych, chamskich i obrzydliwych zachowań tylko dlatego, że ich sprawcą nie jest biały, daje wielu imigrantom  poczucie totalnej bezkarności i swobody, na którą nie mogą sobie pozwolić u siebie w kraju.

O stopniu deprawacji wielu z tych ludzi mogła się przekonać pewna Szwedka w styczniu tego roku, kiedy to kilkugodzinny gwałt trzej zwyrodnialcy streamowali  na swoim facebooku dla grona zaproszonych, lajkujących ich gości.

[related id=35724]Co więcej, przez następny tydzień Facebook nie zablokował tego konta i nie usunął feralnego streamingu. W dodatku w tamtym okresie w mediach społecznościowych zaroiło się od podobnych filmików i zdjęć, w których młodzi imigranci chwalili się tego typu wyczynami, bo była na to moda w tej społeczności. Zresztą powyższy filmik to kolejny przejaw tejże mody, bo nie ulega wątpliwości, że ów imigrant o ciemnej karnacji skóry właśnie pozuje. Tego typu „uchodźcy” grasują sobie po państwach UE i za ciężko zarobione pieniądze podatników państw członkowskich, m.in. owej Szwedki, mogą sobie robić „zdjątka” i filmiki, bo przecież do uczciwej pracy się nie wezmą, bo im kuriozalnie wysoki socjal zabiorą.

Warto tutaj dodać, że działo się to wszystko w domu owej Szwedki, do której ci zboczeńcy się włamali. W czasie, gdy jeden z imigrantów gwałcił krzyczącą z bólu kobietę, pozostali robili sobie na tym tle radosne selfie. W dodatku, gdy policja przerwała tę „zabawę”, jak było widać w transmisji na żywo, byli bardzo zdziwieni i zaskoczeni tym faktem.

fot. https://twitter.com/onlinemagazin

Nie jest przecież tajemnicą, że wiele spraw mających kontekst seksualny z udziałem imigrantów w roli głównej jest zamiatanych pod dywan. W dodatku w wielu państwach jest oficjalny zakaz podawania wyznania i narodowości gwałcicieli i sprawców wszelkich przestępstw. Finał w sądzie jest często dla ofiar gwałtów kolejnym upokorzeniem, bowiem sprawcy często dostają bardzo niskie wyroki. A wszystko to ze względu na to, że są z innej kultury – jak często tłumaczą to sędziowie w uzasadnieniu – gdzie stosunek do kobiet kształtuje Koran. Warto w tym miejscu zacytować świętą księgę muzułmanów. Koran mówi 2:223 „Kobiety są waszymi polami uprawnymi; idźcie więc na wasze pola według waszego upodobania”.

W kulturze islamu kobieta nie jest w pełni człowiekiem, bo jest nim tylko mężczyzna. Mówi o tym wiele działaczek, które wyszły z muzułmańskiego koszmaru, jak same to określają.[related id=37126] Jest to specyficzny krąg kulturowy, w którym gwałt, oblewanie kwasem solnym to częste narzędzia karania kobiet za ich nieposłuszeństwo, a tak zwane honorowe zabójstwa to „konieczność” dla rodziny i zdarzająca się nie tylko w dalekim Afganistanie, ale również w Europie.

Zdjęcia Jaydy Fransen zastępcy lidera Britain First w sławetnej manifestacji, gdy weszła z krzyżami do dzielnicy muzułmańskiej Luton obiegły cały świat. Tam jeden ze sklepikarzy powiedział otwartym tekstem, że oni tu są, bo podbijają ten kraj i to jest już ich kraj. Niejeden historyk wojskowości, a nawet praktycy wojskowi dzisiaj (do czego najczęściej się nie przyznają) wiedzą, że elementem zastraszania, a także upokarzania podbijanego terytorium są gwałty na kobietach.

Europa dzisiaj przeżywa najazd dzikich hord z południa i zamiast odpierać te ataki usiłuje tych niechcianych, rozwydrzonych gości przyjąć, a nam sprezentować nadwyżkę – najgorszy sort. W dodatku jej elity tkwiąc w jakiejś obłąkańczej wizji poprawności politycznej sprawiły, że ludność w ich krajach zaczyna żyć pod dyktando innowierców, gdzie chociażby nie można kupić piwa, bo na kasie siedzi wyznawca Mahometa i nie obsłuży klienta chcącego dokonać tego typu zakupu.

[related id=31692]Na szczęście rząd Beaty Szydło stawia przede wszystkim na bezpieczeństwo Polaków i słusznie. Od tego przecież jest. Tego zdają się nie rozumieć władze, chociażby takich Włoch. Zdrowy rozsądek przejawia również w tej kwestii prezydent Czech Milosz Zeman, który stwierdził po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie relokacji uchodźców: „Powiem coś, co się nie spodoba, ale gdyby doszło do najgorszego, zawsze lepiej jest zrezygnować z europejskich dotacji, niż wpuścić migrantów”. No właśnie!

Monika Rotulska

Zobacz również:Miriam Shaded: Europa powinna zakazać islamu jako ideologii nienawiści albo ściśle kontrolować jego wyznawców i imamów

Rodzina Marokańczyków, sprawców z Rimini miała opuścić Włochy. Kongijczyk szef bandy to uciekinier z ośrodka

Guerlin Butungu szef bandy, która dokonała bestialskiego gwałtu i pobicia Polaków z Rimini, prawdopodobnie ma 30 lat(podaje 20 lat). Pojawiły się też pytania co do wieku pozostałych sprawców.

Szefem bandy był Kongijczyk Guerlin Butungu, który nie okazuje żadnej skruchy – donoszą włoscy śledczy.

Przebywał we Włoszech legalnie po tym, jak złożył wniosek o azyl (przypłynął z Afryki na Lampedusę w 2015 r.). Ośrodek dla uchodźców opuścił dwa miesiące temu. Porzucił legalne zatrudnienie i odrzucił propozycje pracy, które mu oferowano, ale zdjęcia na Facebooku wskazywały, że wyjątkowo dobrze mu się powodziło. Prawdopodobnie stworzył grupę przestępczą, która kradła komórki, portfele i biżuterię turystom. Składała się z imigrantów lub ich potomków.

Włoskie media są zgodne: stanowi on dowód na klęskę programu integracji.

Polscy internauci o czym donosił już dziennik Fakt sprawdzili wiek rzekomego 20-latka. Wynik programu rozpoznającego wiek Kongijczyka to 30 lat.

Również dzieje rodziny imigrantów z Maroka świadczą o „programie integracji”, do której należy dwóch nieletnich sprawców napaści w Rimini. Miała ona już trzy lata temu opuścić Włochy – ujawniły  włoskie media. Władze miasteczka koło Pesaro oferowały jej 20 tysięcy euro za powrót do ojczyzny.

Według dziennika „Il Resto del Carlino” ojciec dwóch nastoletnich braci, oskarżonych obecnie o brutalną napaść, został wcześniej wydalony z Włoch, ale zdołał do nich powrócić.

Burmistrz miasteczka Vallefoglia Palmiro Ucchielli powiedział, że w 2014 roku lokalne władze podjęły starania, by odesłać mieszkającą w komunalnym lokalu rodzinę z czworgiem dzieci do Maroka.

„Znaleźliśmy pieniądze na ten cel, po około 5 tysięcy euro na osobę, być może nawet więcej, by wrócili do Maroka, gdzie przebywał już ojciec wydalony” z Włoch – wyjaśnił burmistrz, cytowany w poniedziałek na stronie internetowej gazety z Bolonii. Według jego słów matka zgodziła się wyjechać z Włoch. Rodzina miała otrzymać również opłacone bilety na podróż.

Burmistrz dodał: „Wszystko było gotowe. Matka z czworgiem dzieci była nawet na posterunku załatwić formalności wyjazdowe. Potem nie wiem, co się stało, ale od sądu do spraw nieletnich dowiedzieliśmy się, że ojciec rodziny jest znowu w Vallefoglia, gdy my czekaliśmy, że rodzina wyjedzie na zawsze”.

Dziennik wyjaśnił, że zgodę na repatriację nieletnich dzieci urodzonych we Włoszech muszą wyrazić rodzice. W przeciwnym razie osoby urodzone we Włoszech nie mogą zostać zmuszone do opuszczenia tego kraju.

Ojciec rodziny powrócił do Włoch nielegalnie. Otrzymał za to potem karę roku i 4 miesięcy pozbawienia wolności, którą właśnie odbywa w areszcie domowym.

Bolońska gazeta napisała również, że przed sądem, który zgodził się na to, aby pozostał we Włoszech, obiecał, że będzie pilnował swych synów, sprawiających kłopoty w okolicy.

Jego dzieci – twierdzi dziennik – były zaniedbane i porzucone przez rodzinę. Miejscowi karabinierzy często zbierali pieniądze, by dać im na jedzenie. To, że chłopcy byli często głodni, potwierdziła także ich była nauczycielka.

Rodzina korzystała z pomocy Caritas i władz gminy, które opłacały jej rachunki.

Fakt.pl, PAP/MoRo

ABSURDY Z MINISTERSTWA „PRAWDY”: Jacek Pałasiński twierdzi, że ,,polski ekstremizm musi być zwalczany tak jak islamski”

„Widzą państwo(…) Ekstremizm o podłożu religijnym, który musi zostać potępiony i musi zacząć być zwalczany. Tak jak jest zwalczany przez cały świat ekstremizm islamski”- powiedział Pałasiński.

[related id=36214]Jacek Pałasiński mówiąc o wypowiedziach polskich europosłów z PiS podczas europarlamentarnej debaty powiedział m.in. tak:

„Widzą państwo tutaj rzeczywiście mamy do czynienia z tym co mówiłem. Ekstremizm o podłożu religijnym, który musi zostać potępiony i musi zacząć być zwalczany. Tak jak jest zwalczany przez cały świat ekstremizm islamski pora na zwalczanie…” (ekstremizmu PiSowskiego – red.). Dalej Pałasiński drążył temat uchodźców i ekstremistów.

„My bardzo chętnie umiemy bić się w cudze piersi, a teraz warto by się przyjrzeć nie ekstremistom islamskim i temu co oni robią złego światu i naszemu kontynentowi, tylko przyjrzeć się naszym ekstremistom, naszym rodzimym, które tego typu tezy śmią wygłaszać.”

„To jest zaprzeczenie człowieczeństwa, to jest zaprzeczenie chrześcijaństwa. To jest wszystko to, co właściwie dwa razy w tygodniu co najmniej, powtarza papież Franciszek jako przykład antychrześcijańskiej postawy i właśnie posłowie PiSu dzisiaj w parlamencie dzisiaj się popisali. To jest nie do przyjęcia.”

A na koniec swojego wywodu Pałasiński stwierdził:

„Uchodźcy to nie są terroryści, uchodźcy przed terroryzmem uciekają. Prawie 2 mln uchodźców dotarło do Europy w 2015 roku i ani jeden z nich jak do tej pory nie dokonał żadnego zamachu, nie okazał się terrorystą.”

SIC!

MoRo

„Bild”: Teraz 267,5 tys., a w marcu 2018 r. 390 tys. Syryjczyków będzie uprawnionych do sprowadzenia rodzin do Niemiec

Liczba uchodźców z Syrii, którzy mają prawo do sprowadzenia swoich rodzin do Niemiec, ciągle wzrasta, a prawie 60 procent Niemców jest temu przeciwnych, wynika z sondażu zleconego przez „Bild”.

Z decyzji o azylu podjętych w latach 2015 i 2016 wynika, że potencjalna liczba Syryjczyków, którzy są uprawnieni do sprowadzenia członków rodzin, wynosi około 267,5 tys. – pisze niemiecki tabloid.

„W marcu 2018 roku ta potencjalna liczba zwiększy się o 120 tys.” – podaje „Bild”, zaznaczając, że oznacza to, iż przyszłym roku prawie 390 tys. Syryjczyków będzie miało prawo do sprowadzenia swoich rodzin.

Gazeta zauważa, że na razie napływ członków rodzin do Niemiec jest niewielki, a wynika to m.in. z długiego czasu oczekiwania na niemiecką wizę w placówkach dyplomatycznych RFN. Czas oczekiwania dochodzi do 16 miesięcy – informuje tabloid.

Redakcja zaznacza, że większość Niemców jest nastawiona sceptycznie do przyjmowania rodzin uchodźców. Z sondażu instytutu INSA przeprowadzonego na zlecenie „Bilda” wynika, że 58,3 proc. pytanych jest przeciwnych, a 41,7 proc. jest za umożliwieniem rodzinom przyjazdu do Niemiec.

PAP/MoRo

Szef PE Antonio Tajani: Potrzeba 6 mld euro na zamknięcie szlaku migracyjnego z Libii

Na zamknięcie szlaku migracyjnego z Libii do Włoch należy wyłożyć 6 mld euro, a więc tyle samo, ile przekazano Turcji w ramach realizacji umowy, na mocy której zablokowano bałkański trakt migracyjny.

W opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla dziennika „La Repubblica” Tajani wyjaśnił, że taki pilny europejski plan pomocy ma sprzyjać zawarciu porozumienia między dwoma rywalizującymi ze sobą ośrodkami władzy w Libii, a także zamknięciu szlaku w centralnej części Morza Śródziemnego. Część z kwoty 6 mld euro, jak zaznaczył szef PE, powinna też trafić do Nigru i Czadu, by zamknięty został korytarz migracyjny przez Libię.

Zdaniem Tajaniego należy ponadto sfinansować ośrodki ONZ dla migrantów.

Szef PE dodał, że potrzeba długofalowych inwestycji w wysokości 50-60 mld euro dla całej Afryki, by zwalczyć „najgłębsze przyczyny migracji”. Nie chodzi o „czysty wyzysk, jak robią to Chińczycy”, ale o rozwój gospodarczy kontynentu – zastrzegł Tajani. „Na nic nie zda się dawanie drobnych sum, paru dziesiątek milionów. Aby powstrzymać migrację, musimy opracować wielki plan UE dla Afryki” – podkreślił.

Odnosząc się do poniedziałkowego spotkania przywódców Francji, Włoch, Niemiec i Hiszpanii w Paryżu, poświęconego strategii działania wobec migracji, Tajani wyraził nadzieję, że przyniesie ono postęp.

„Potrzebna jest strategia europejska, ale za słuszne uważam to, że rządy krajów odgrywających fundamentalną rolę w Europie, obejmują przywództwo w Unii i próbują nakłonić innych do działania” – powiedział przewodniczący PE.

PAP/MoRo

„Śląski Kurier Wnet” 38/2017, Andrzej Jarczewski/ Ogrody dla Afryki. Pomysł rozwiązania problemu uchodźców na miejscu

Typowe akcje humanitarne wszystkich państw świata dają zarobek tysiącom ludzi zatrudnianych przy rozdawaniu czy zawłaszczaniu pomocy, ewentualnie uspokajają sumienia wielkich tego świata. Nic więcej.

Andrzej Jarczewski

Wędrówka ludów z Południa do Europy trwa. Niemiecki rząd zachowuje się jak dziecko, które na plaży wykopało dziurę i wiaderkiem przelewa tam morze. Widząc nieskuteczność swoich działań, wzywa inne dzieci, żeby robiły to samo, bo walnie je łopatką, a jak nie okażą solidarności… stanie się coś strasznego: woda pozostanie w morzu!

Handel ludźmi od tysiącleci należy do najbardziej lukratywnych interesów na świecie. Podaż towaru ludzkiego przez wieki była praktycznie nieograniczona. Ale podaż nie wystarczy, handel rozkwita tylko wtedy, gdy pojawia się również popyt. Bez popytu nie ma handlu! Polska nigdy w historii nie wzniecała popytu na niewolników, gastarbeiterów ani na cudze dzieci. Natomiast Niemcom zdarzało się wielokrotnie uruchamiać lawiny wojenne i humanitarne, ale jakoś nie udawało im się dobrowolnie jakiegokolwiek zła powstrzymać. Musiała interweniować Ameryka.

Dziś nie pora na rozliczanie starych win. Dziś trzeba pilnie wymyślić i zrobić coś takiego, żeby nie narastały winy nowe. Kto może myśleć, niech więc myśli, a kto może coś zrobić – niech to robi. Chcemy pomagać ludziom, których życie jest w zagrożeniu, ale sprzeciwiamy się przyjmowaniu migrantów socjalnych, bo wiemy, że poddanie się niemieckiej presji w tym względzie jest złe: nie pomaga Afryce, a szkodzi Europie. Ludzie zawsze idą tam, gdzie mogą, a tam, gdzie nie mogą – na przykład do bogatych szejkanatów islamskich – nie idą.

Pomagać na miejscu

Nie uzasadniam tezy, że biednym ludom Afryki i Azji należy pomagać na ich terenie, bo ten pogląd jest powszechnie w Polsce podzielany. Nie za bardzo tylko wiemy, co my-Polacy i co my-Europejczycy możemy konkretnie w tej sprawie zrobić ponad standardy, realizowane do tej pory. Bo na razie typowe akcje humanitarne wszystkich państw świata, łącznie z bankami, ONZ i innymi organizacjami międzynarodowymi, otóż wszystkie te działania żadnego problemu trwale nie rozwiązują. Owszem, dają zarobek tysiącom ludzi zatrudnianych przy rozdawaniu czy zawłaszczaniu pomocy, ewentualnie uspokajają sumienia wielkich tego świata. Nic więcej.

Jeżeli Europa nie wypracuje działań skutecznych – prędzej czy później zostanie zalana setkami milionów Afrykańczyków i Azjatów. Oni nie będą się tu asymilować. Będą stopniowo, a od któregoś dnia – gwałtownie zastępować europejskich aborygenów nową krwią i krwawą metodą. Przed ich bronią demograficzną mogłaby nas osłonić tylko własna broń demograficzna, ale ta broń już nie działa, Europa podaje tyły, a obecne pokolenie Europejczyków chce tylko dożyć wygodnie do naturalnej śmierci, godząc się nawet na eutanazję w razie złego humoru czy niemodnej starości.

Los kontynentu pozostawimy przybyszom, a oni będą toczyć liczne wojny między sobą o wszystko, co ginąca kultura im pozostawi. Tu nagle nie wygasną ich wzajemne konflikty religijne i plemienne. Europa stanie się cywilizacyjną prowincją Afryki – porzuconym skarbem, o który zdobywcy będą walczyć do ostatniego Europejczyka.

Specjalne Ogrody Solidarności (SOS)

Koncepcja, którą tu przedstawię, polega na znalezieniu początkowo niewielkich obszarów w krainach biedy, które dzięki europejskiej pomocy staną się centrami chronionej gospodarki, stanowiącymi dla migrantów magnes równie silny, jak obecnie Berlin, Paryż czy Londyn. Jeżeli to się powiedzie w kilku szczególnie starannie wspomaganych punktach – szybko pojawią się wnioski z różnych krajów o to samo.

Podobnie było ze Specjalnymi Strefami Ekonomicznymi (SSE). Pomysł budził zdziwienie i gdzieniegdzie opór, ale bardzo szybko okazało się, że SSE dają miejscowo potężny impuls rozwojowy. Wkrótce strefy stały się modne i każdy, kto mógł, starał się o zlokalizowanie SSE u siebie. Dziś dysponujemy już innymi narzędziami rozwojowymi i niektóre strefy mogą być powoli wygaszane. Niemniej miejsca objęte strefami zmieniły się nie do poznania i promieniują swym dobrobytem na całe regiony. W podobny sposób i pod pewnymi dodatkowymi warunkami można by tworzyć strefy humanitarne, które tu nazywam Specjalnymi Ogrodami Solidarności.

Mamy dobre doświadczenia; niejedno zostało sprawdzone. Np. na względnie małym, ogrodzonym i chronionym obszarze możliwe okazało się ustanowienie niedopuszczalnych poza strefą, niezwykle korzystnych rozwiązań prawnych i fiskalnych. Co więcej – w małej społeczności dobrowolnych uczestników nowe prawa są szanowane i bardzo rygorystycznie przestrzegane, bo to łatwo kontrolować, a karą za łamanie tych praw może być odesłanie delikwenta tam, skąd przyszedł. Z kolei napływ nowych mieszkańców SOS byłby uzależniony od powstawania mieszkań i nowych miejsc pracy na tym terenie albo od powiększania strefy (na wzór pączkowania stref ekonomicznych).

Europa na rzecz SOS

Zanim zapytamy o koszty, zapytajmy o korzyści, jakie Europa przez wieki ciągnęła z Afryki i Azji. Oczywiście – jedne państwa korzystały bardzo, inne (jak Polska i kraje Trójmorza) wcale. Ale tworzenie stref nowych szans nie będzie miało charakteru zadośćuczynienia za zbrodnie kolonializmu. Na to kolonizatorzy mieli wiele dziesięcioleci i nic nie zrobili, więc i teraz nic nie zrobią pod tym hasłem, bo musieliby się przyznać do ludobójstwa. Lepiej znaleźć inną argumentację.

Takim hasłem, do którego szczególne moralne prawa ma Polska (a np. Niemcy nie mają tego prawa wcale) – otóż takim hasłem jest SOLIDARNOŚĆ. Poza tym Polska nie powinna unikać udziału w rozwiązywaniu najpoważniejszych problemów świata. Powinniśmy w tym uczestniczyć również finansowo, choć oczywiście w rozsądnej proporcji. Dodatkowo: wcale nie jest pewne, czy strefy powstaną najpierw w państwach najbardziej poszkodowanych przez kolonializm. Dziś inaczej wygląda geografia biedy, gdzie indziej biją źródła migracji. Na bieżąco mamy zajmować się sprawami aktualnymi, a nie historią, która – rzecz jasna – musi być brana pod uwagę w negocjacjach.

Tak więc podstawowe koszty powinna ponieść Europa. Zwłaszcza Europa Pierwszej Prędkości w kolonizowaniu Afryki i Azji. To jest problem europejski, a Stany Zjednoczone nie powinny być uczestnikiem tego działania. Niech tworzą własne, konkurencyjne strefy humanitarne np. w Liberii albo w Ameryce Łacińskiej. Chińczycy niech to robią w Korei Północnej, za której losy ponoszą największą odpowiedzialność, a Japończycy – na terenach, na których popełniali swoje wojenne zbrodnie.

Użycie siły

W ciągu kilku minionych dekad bogate kraje Zachodu i Wschodu wypracowały pewien paradygmat pełnienia funkcji „żandarma świata”. Najpierw obserwuje się nabrzmiewające konflikty w różnych miejscach świata i nic się nie robi. Następnie wspiera się jedną ze stron, co znacznie przyśpiesza wybuch. Strona wspierana ewoluuje ideowo i często zwraca się przeciwko Zachodowi, podczas gdy stary, wredny reżim jakoś tam gwarantował stabilność. Tak czy owak wojna wybucha, ktoś tam zwycięża, ktoś przegrywa, a głównym następstwem walk pozostają zrujnowane miasta i tysiące, a nawet miliony trupów, kalek i ludzi pozbawionych dachu nad głową.

W drugim etapie w krajach Zachodu do głosu dochodzą czułe serca wyborców i organizuje się różne akcje humanitarne, których znaczenie jest naprawdę duże dla pokrzywdzonych na danym terenie, ale które nie rozwiązują żadnego problemu w większej skali poza zachętą dla kolejnych bojowników, którzy zyskują pewność, że w razie czego dobry Zachód im pomoże. Wysyłane są misje humanitarne (cywilne) i stabilizacyjne (wojskowe), które również mają taki wpływ na konflikty, jak zasypka na AIDS, choć pomagierom przynoszą duży splendor. Nie zdarza się natomiast, by w porę wysłane siły Zachodu zapobiegły jakiejś tragedii. A nawet jeśli gdzieś stacjonowały wojska Zachodu – ich ostentacyjna bierność zachęcała wręcz do rzezi.

To trzeba zmienić. Budowa stref solidarności nie powiedzie się, jeżeli ich nie obronią uzbrojone oddziały. Ale te siły nie mogą podlegać lokalnym kacykom, bo już wiemy, że to nie ma żadnych perspektyw. Zresztą nikt poważny nie zainwestuje na terenie, który w każdej chwili może stać się areną wojen plemiennych. Strefy muszą mieć gwarancję wieloletniej ochrony i powoli wtapiać się w otaczającą gospodarkę, aż do pełnej integracji prawnej i przejścia pod zarząd krajowy za dwa, trzy… pokolenia.

Falanstery XXI wieku?

Poważne rozwiązywanie problemów wymaga szczerej, nie zawsze sympatycznie wyglądającej argumentacji. Na przykład trzeba założyć, że wynagrodzenia za pracę w SOS początkowo będą bardzo niskie, wręcz niewyobrażalnie (dla Europejczyka) niskie. Z punktu widzenia zatrudnionych będzie to wyraz solidarności zwrotnej z ryzykującymi wiele inwestorami. Ponadto – pracownicy muszą gdzieś mieszkać. To nie mogą być „hotele robotnicze”, bo ta forma wszędzie na świecie przekształcała się w siedlisko patologii lub w łagry. To muszą być zwykłe, skromne mieszkania rodzinne na terenie strefy, i to otrzymywane bez wstępnych kosztów: albo na wynajem czasowy, albo na wieloletni kredyt spłacany tak, by nie generować ryzyka (np. przez pracodawcę). Na płace netto pozostanie niewiele, choć siła nabywcza tego „niewiele” i tak będzie znaczna w porównaniu do bliskiego otoczenia.

Podobne projekty snuli utopiści przez wiele wieków. Popełniali jednak zawsze te same dwa błędy. Po pierwsze zakładali, że ludzie z natury są dobrzy, więc trzeba tylko stworzyć im warunki do realizacji dobra. Po drugie – nie rozwiązali problemu obecności nietypowej, socjalnej jednostki gospodarczej w konkurencyjnym świecie.

Obecnie już wiemy, że ludzie są tacy, jacy są. Robią to, co mogą, a czego nie mogą – nie robią (z tolerowaniem pewnych luzów). Jedni są lepsi, drudzy gorsi, dziś są dobrzy, jutro tacy sobie. Tworzymy więc warunki bezpiecznego i produktywnego życia dla takich ludzi, jacy są. Ponadto – gospodarka SOS nie poradzi sobie z konkurencją, zwłaszcza w pierwszych latach. Konieczne więc byłyby jakieś niestandardowe formy wsparcia, np. zapewnienie zbytu tamtejszych produktów poprzez zaniechanie produkowania takich samych rzeczy i wyeliminowanie importu z innych krajów. Znamy też fałszywe formy pomocy, z których myślowo najłatwiejsze, a gospodarczo najszkodliwsze byłoby dotowanie produkcji. Ważne, by w Europie pojawił się popyt nie na Afrykańczyków, ale na ich wytwory. Bo bez popytu nie ma handlu!

Następny problem to kształcenie pracowników, bo fachowców od tej technologii, która tam powstanie, w okolicy nie znajdziemy. Koszty będą spore. Na pustym terenie, czy wręcz na pustyni musi powstać cała infrastruktura kilkutysięcznego miasteczka, w którym ludzie będą nie tylko pracować, ale i uczyć się, chorować, leczyć, odprawiać modły, rodzić i wychowywać dzieci, uczestniczyć w kulturze…

Niektóre strefy powinny mieć charakter rolniczy, to mogą wręcz być nowoczesne ogrody Afryki. Zawsze jednak na terenie o dokładnie wytyczonych granicach i prawach obowiązujących tylko w nowym „ogrodzie”.

Na omawianie dalszych aspektów tego rozwiązania mamy czas, bo nieprędko przywódcy państw zdecydują się na posunięcia, których horyzont przekracza ich optymistyczne kadencje.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ogrody dla Afryki” znajduje się na ss. 1 i 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ogrody dla Afryki” na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

The Times: Włochy planują „opcję nuklearną”, aby rozwiązać u siebie coraz poważniejszy kryzys imigracyjny

Włochy mają zamiar dać wizy UE 200 000 mężczyzn. Planują tak rozwiązać kryzys spowodowany coraz bardziej rosnącą liczbą imigrantów ich kraju. Może to doprowadzić do likwidacji strefy Schengen.

Włochy zmagają się z coraz większymi problemami z powodu wciąż napływających imigrantów, przypominając  „zatkany lejek”, jak to ujęła gazeta „Corriere della Sera”.[related id=” 29358″]

Jak informuje włoski dziennik, na Półwysep Apeniński w tym roku ma trafić jeszcze 220-250 tysięcy imigrantów. Tymczasem nie wszystkie włoskie gminy są entuzjastycznie nastawione do przyjmowania kolejnych przybyszy. Szczególnie, że nie są to uchodźcy, tylko imigranci zarobkowi, przemycani do Włoch w nielegalny sposób najczęściej z Libii.

Włosi chcą w tym celu wykorzystać dyrektywę Rady Europejskiej 2001/55, która została opracowana po konfliktach na Bałkanach, aby dać czasowe europejskie pozwolenia na wjazd możliwie dużej liczbie przesiedleńców. Urzędnicy włoscy chcą na tej podstawie wydawać wizy dla okupujących ich kraj migrantów z Afryki Północnej, bowiem już w tym roku ponad 86 tys. imigrantów przebyło Morze Śródziemne i wylądowało we Włoszech.

Jak donosi „The Times” na ten krok zdecydowały się niektóre władze samorządowe ze względu na brak odzewu na liczne apele Włochów, którzy wielokrotnie prosili o wsparcie w tej kwestii kraje ościenne.

Jeśli Włosi rzeczywiście wyposażą 200 tys. uchodźców w tymczasowe wizy, może dojść do sytuacji, w której utrzymanie strefy Schengen stanie się nierealne – twierdzi ekspert Mattia Toaldo, starszy analityk z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, wypowiadający się dla „The Times” w tej sprawie.

The Times/ Monika Rotulska

 

„Corriere della Sera”o kryzysie migracyjnym: kraj jak zatkany lejek. 220-250 tysięcy migrantów przybędzie w br. do Włoch

Znajdujące się pod wielką presją migracyjną Włochy przypominają „zatkany lejek”: przybywa wielu migrantów, a niewielu je opuszcza – pisze w niedzielę „Corriere della Sera”.

Gazeta odnotowuje, że sytuację utrudnia sprzeciw władz wielu gmin, które nie chcą przystąpić do systemu przyjmowania przybyszów na całym włoskim terytorium. Rośnie też nietolerancja – dodaje.

Dziennik przypomina, że po zamknięciu innych szlaków do Włoch przybywają wszyscy migranci odpływający z Libii, która znajduje się w rękach przemytników ludzi.  Jak podkreśla, w tym roku przewiduje się, że do Włoch przybędzie 220-250 tysięcy migrantów.

„Faktycznie stajemy się gigantycznym europejskim hot spotem, państwem buforowym o zabójczej charakterystyce: łatwo tu się dostać, trudno wyjść. W średniej perspektywie to oblężenie może okazać się niszczące dla naszej demokratycznej koegzystencji” – czytamy w gazecie.

Dziennik zaznacza, że wydalanie nielegalnych imigrantów jest trudne, a niekiedy wręcz niemożliwe.

Sytuację we Włoszech opisano następująco: „Z naszych ośrodków pobytu znikają setki młodych migrantów, którzy błąkają się bez pracy i tożsamości; a ludzie zaczynają się bać”.

Autor artykułu ocenia, że ten stan to rezultat błędów politycznych, których źródłem jest włoska „chroniczna słabość przy stole europejskich partnerów”.

„Jesteśmy karani z powodu wybrzeży, które są nie do obrony. Ale prawdziwy kłopot polega na tym, że kiedy podnosimy głos, nigdy nie jesteśmy zbyt serio traktowani” – zaznacza dziennik. Podaje przykład, że skierowane przez Włochygroźby redukcji składki do budżetu UE i apele o większą elastyczność budżetową nie zrobiły większego wrażenia w Brukseli.

Od początku roku do Włoch przybyło ponad 90 tysięcy migrantów, w tym w ostatnich dniach – rekordowa liczba 7 tysięcy.

W związku z tą nasilającą się falą media informują o kolejnych protestach i buntach mieszkańców oraz lokalnych władz przeciwko obecności przybyszów. Konsekwencje tego są trudne do przewidzenia – podkreśla agencja Agi.

Odnotowuje, że niedaleko Mesyny na Sycylii mieszkańcy małej miejscowości na czele z burmistrzem zbuntowali się przeciwko umieszczeniu 30 nieletnich uchodźców w nieużytkowanym hotelu. Protestujący otoczyli cały budynek.

Burmistrz miasta Civitavecchia niedaleko Rzymu protestuje przeciwko planom otwarcia tamtejszego portu dla statków z migrantami ratowanymi na Morzu Śródziemnym.

PAP/MoRo

Waszczykowski: Nie będzie zgody Wyszehradu na przymusowe przesiedlenia imigrantów. Określenie „relokacja” to eufemizm

Na specjalnym spotkaniu z dziennikarzami minister spraw zagranicznych podsumowywał rok polskiej prezydencji w Grupie Wyszehradzkiej, wskazując na jednomyślność „czwórki” w najważniejszych kwestiach.

– Cała „czwórka” wyszehradzka ma takie samo stanowisko i na przymusowe przesiedlenia się nie zgodzimy. Nie będziemy nazywać tego relokacją, bo to jest jakiś eufemizm. To są przymusowe przesiedlenia. Te osoby, po pierwsze, nie są uchodźcami, po drugie – nie chcą przyjeżdżać do Polski, a po trzecie – nie zgodzimy się na przymusowe przemieszczanie tych osób – zaznaczył minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.

Szef MSZ na spotkaniu z dziennikarzami odniósł się do przejęcia przez Budapeszt prezydencji w ramach Grupy Wyszehradzkiej: – Węgrzy mają bardzo ambitny program i zaczynają bardzo ciekawymi spotkaniami. Już w lipcu będą spotkania Grupy Wyszehradzkiej z Egiptem, a następnie szczyt V4 plus Izrael. Potem będzie spotkanie V4 plus Bałkany, które z racji położenia Węgier będą istotnym polem działania Grupy Wyszehradzkiej w czasie przewodnictwa Budapesztu.

W Budapeszcie we wtorek 4 lipca odbędzie się szczyt liderów państw Grupy Wyszehradzkiej, który otworzy prezydencję węgierską. Budapeszt przejmie prezydencję od Warszawy, która przewodziła Grupie przez ostatni rok. Przewodnictwo w Grupie Wyszehradzkiej jest pełnione rotacyjnie na okres jednego roku.

[related id=26282]

Jeszcze w kwietniu minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto zapowiadał, że priorytetami Węgier podczas prezydencji będzie m.in. połączenie systemów transportowych i energetycznych Europy Środkowej i Wschodniej oraz nakłonienie państw członkowskich UE w regionie do przestrzegania europejskich przepisów dotyczących bezpieczeństwa energetycznego

Na spotkaniu z dziennikarzami o osiągnięciach polskiej prezydencji mówił szef MSZ Witold Waszczykowski: – Grupa Wyszehradzka jest aktywnym, odpowiedzialnym i zdeterminowanym ugrupowaniem działającym w obronie interesów swojego regionu. […] Grupa przez ostatni rok działania elastycznie i bardzo szybko reagowała na zachodzące wydarzenia, jak np. w przypadku Brexitu.

Witold Waszczykowski wskazał również na wpływ „czwórki” na kształtowanie się europejskiego dyskursu w zakresie reformy Unii Europejskiej: – Grupa Wyszehradzka odegrała bardzo ważną rolę przy tworzeniu deklaracji rzymskiej z 2 marca 2017 roku. Dokument podpisany w Rzymie mógł być oparty na założeniach deklaracji wersalskiej, podjętej przez Francję, Niemcy, Włochy i Hiszpanię, odnosząca się do koncepcji Europy wielu prędkości. Ale ostatecznie to nasza koncepcja, wynikająca z deklaracji wyszehradzkiej o utrzymaniu jedności Europy, stała się podstawą dokumentu podpisanego w Rzymie.

Wiele miejsca w pracach Grupy zajęły kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego. Poparliśmy decyzję szczytu NATO nt. wspierania realizacji tych decyzji – zaznaczył Witold Waszczykowski.

Minister wskazał również na częste i coraz szersze spotkania „czwórki” z innymi państwami: – Na poziomie premierów rządów Grupa Wyszehradzka spotykała się często również w formule V4 plus. Do najważniejszych z tego typu spotkań należały rozmowy z kanclerz Angelą Merkel w Warszawie, z prezydentem Ukrainy na forum w Krynicy czy ostatnio, w czerwcu, z prezydentem Francji Emanuelem Macronem w Brukseli.

Wyszehrad przyjął też dwa ważne dokumenty na temat jednolitego rynku cyfrowego oraz Deklarację Warszawską dotyczącą komunikacji cyfrowej z 28 marca 2017 roku – wskazał minister spraw zagranicznych.

Witold Waszczykowski, mówiąc o wspólnych działaniach podjętych przez Grupę, zwrócił również uwagę na kwestię propozycji ograniczenia możliwości delegowania pracowników przez firmy w ramach Unii Europejskiej: – Ważnym dokumentem przyjętym przez premierów V4 był dokument na temat zmiany dyrektywy dotyczącej delegowania pracowników. Jest to jeden z najważniejszych sporów w UE. Propozycja zmiany tej dyrektywy ociera się o protekcjonizm. Przyjęcie tej dyrektywy będzie zamachem na jednolity rynek.

W ubiegłym roku Komisja Europejska zaproponowała zmiany w dyrektywie z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników. Najważniejszą proponowaną zmianą jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę wykonywaną na terenie danego państwa. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, ile pracownik zatrudniony na stałe w danym kraju. Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe części wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Zgodnie z propozycją KE, gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany zostanie objęty prawem pracy państwa, na terenie którego wykonywał zlecenie. Zapisy są szczególnie niekorzystne dla polskich firm, które wysyłają w delegacje około pól miliona pracowników.

 

ŁAJ