Album znakomity po trzykroć, bo: znakomite, współczesne (czytaj: post – pandemiczne) teksty, bo: wyczuwalny przekaz godny najlepszych moralitetów (co zbliża longplay do miana koncept albumu), bo: dobra muzyka, która przewietrza szafę z naklejką „muzyka alternatywna Made In Poland”. - Tomasz Wybranowski.
Na miejscu pierwszym najważniejszych albumów roku sieci Radia Wnet ex equo dwa bardzo wybitne albumy.
1.Dildo Baggins „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców” – rock/pop/ballada – dystrybucja Sonic Records
W finale naszej rocznej ewidencji muzycznej AD 2021 dwa albumy, które mimo, że w warstwie estetyki muzycznej są od siebie odległe, to jednak rezonują ze sobą i perfekcyjnie się uzupełniają.
Oba dzieła, tak Marka Dyjaka, jak i Dildo Bagginsa a.k.a. Bartosza Marmola, opowiadają o miłości, różnych jej stanach oraz rozliczeniach życiowych czterdziestolatków w dobie przymusowych, bo pandemicznych internowań.
Córką tych miłosno – życiowych dywagacji jest… samotność. Nawet obok kogoś…
Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia Wnet:
I Dildo Baggins a.k.a. Bartosz Marmol opowiada o samotności z perspektywy uciekiniera. Wraz z nim chcemy uchwycić owo prawdziwe i tożsame nam „ja”, bez żadnych zniekształceń, wstydliwych przemilczeń czy maski udawania. Tak dzieje się w piosence „Bezglutenowy”.
To nie było planowane jako singiel. Zawsze są jakieś potrzeby singlowe, który utwór powinien spełniać. Ta piosenka nie klasyfikowała się w kategorii, że to się może komuś spodobać – a spodobała się. Ta piosenka jest też bardzo długa jak na dzisiejsze realia medialne – komentuje Bartosz Marmol.
Radio Wnet jest rzeczywiście ojcem i matką chrzestną całego projektu. – Dildo Baggins.
18 czerwca 2021 roku ukazał się ten nadprzyrodzony debiutancki krążek Dildo Bagginsa, czyli nowego projektu muzycznego Bartosza Marmola.
Płyta nosi tytuł „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców”. Na albumie 13 utworów, z których każdy niesie ze sobą zupełnie inną, muzyczną opowieść, która tworzy spójną i nostalgiczną całość.
Jak zaznacza Bartosz Marmol, znany z kreacji Administratorra, Administratorra Electro i albumów z liderem Komet Lesławem, album Dildo Bagginsa powstał w życzliwym płomieniu i przyjacielskim wsparciu redakcji muzycznej Radia WNET:
Radio Wnet jest rzeczywiście ojcem i matką chrzestną całego projektu. (…) Dildo Baggins zaczął publikować swoją muzykę już w grudniu. Wtedy wyszedł „Bezglutenowy”. Od tamtego momentu można rzec, że za każdym małym krokiem Dilda Bagginsa podążało Radio Wnet. – komentuje Bartosz Marmol.
Album poraża, tak jak w przypadku płyty Marka Dyjaka, szczerością. Przez z górą 50 minut mamy szczęście być widzem różnych historii i perypetii, które łączy żywot człowieka w objęciach pandemii i nostalgię, która rozgrzesza nas, ale i nie zostawia złudzeń, że coś powtórzy się dwa razy.
Tutaj rozmowa z Bartoszem Marmolem o sensie istnienia twórcy w post – pandemicznej aurze:
Ale ten zestaw 13 nagrań ma też w sobie funkcję magiczną i leczniczą. Tak dobrze czuć ją w nagraniu założycielskim – „Bezglutenowy”:
Ale ty dobrze wiesz
Palisz życie nie zaciągasz nim się
Zanikasz z każdym dniem
Chyba że taki masz target po staropolsku cel
Tutaj do wysłuchania jedna z rozmów Tomasza Wybranowskiego z Bartoszem Marmolem, czyli Dildo Bagginsem:
Dildo Baggins, autor jednego z najważniejszych albumów roku 2021.
Jestem absolutnie przekonany, że z myślą o tej płycie i jej układzie, kiedyś jakiś gramatyk dopisze do naszych polskich przypadków jeszcze sześć.
Od „Bezglutenowego” po końcowy „Wstyd, wstyd, wstyd” przeżywany post – pandemiczny spacer odartego z reszty złudzeń przedpandemicznego świata po kręgach piekła i bolączce człowieka, który budzi się około trzeciej nad ranem i przyznaje się do wstydliwych występków, których nigdy nie zetrze z linii życia, tak jak w „Polarnej nocy”:
Dookoła jak węże przymiotniki, opisują jadowicie moje czyny
Dziś postawiłem znów na jedną kartę
To bez znaczenia mam szczęściem barter
Chcesz poczuć, jak to smakuje
Chcesz poczuć, jak ja to czuję
Na albumie jest też romansowo – melodramatyczna ballada „Będziemy się razem bać”, w której napotykamy najczystsze wyznanie miłosne:
I prawie czuję twą woń
I prawie widzę twoją skroń
Połóż się ze mną będziemy się razem bać
Dzięki tej płycie jasnym staje się fakt, dlaczego zakrycie twarzy wzmaga wyrażanie emocji, i to nie tylko w muzyce.
Album znakomity po trzykroć, bo: znakomite, współczesne (czytaj: post – pandemiczne) teksty, bo: wyczuwalny przekaz godny najlepszych moralitetów (co zbliża longplay do miana koncept albumu), bo: dobra muzyka, która przewietrza szafę z naklejką „muzyka alternatywna Made In Poland”. – Tomasz Wybranowski
To był zadziwiająco znakomity rok dla polskich artystów. Cień pandemii, odium samotności, głód grania przyniósł kaskadę wspaniałych albumów i to w każdym stylu. Objawieniem tego roku jest Marta Bijan
Marta Bijan – piękno, gracja i wrażliwość.
Marta Bijan to młoda kobieta o renesansowej duszy. Komponuje i tworzy teledyski oraz autorskie filmy.
Reżyseruje i wydaje swoje zbiorki wierszy i powieść. I jeszcze jedno, Marta Bijan jest bardzo wrażliwa i melancholii pełna, co możemy odczuć w sposób nadczuły i piękny na jej albumie numer dwa „Sztuka Płakania”, który jest dla mnie jednym z muzycznych wydarzeń minionych dwunastu miesięcy.
Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:
Od premiery debiutanckiej „Melancholii” minęły trzy lata. W tym czasie nakręciła film „Luna”, wydała zbiorek poezji „Kwiat wielu nocy” i powieść „Melodia mgieł dziennych”, oraz zbiór opowiadań grozy „Domy i inne duchy”.
Zanim poznaliśmy całą płytę rozkochałem się w singlowym „Lato smakuje”. Pracowity okres, prawda?
Płyta, choć wpisuje się w gatunek pop, nie jest jednak stylową oczywistością. Marta Bijan unika zaszufladkowania. Pop przesłania elektroniczna i dość mroczna chmura.
Pojawia się też soczyste, gitarowe akordy, ale i delikatne echo indie rocka. Jest też sporo balladowości, która przenosi nas w klimat muzyczności i atmosfery (z falą rozkoszy wspomnień) lat 80. XX wieku.
Dziewięć nagrań na płycie pochłania nas i absorbuje uwagę. „Disneyend” wywołuje ciarki na szwach duszy. Tekst Marty zachwyca:
Kły łagodnie wbija w nas czas
Płytki sen, za płytki
By się w nim skryć
Co by tu dzisiaj spełnić
Dokąd uciec Gdzie umierać dziś
Pół roku później będzie tu kurz i pył
Rok później będzie tu lepki wstyd
Przerażająca wizja w seraficznej „Kołysance o końcu”, to bezwzględna muzycznie i tekstowo kreacja. Sporo magiczności i ducha francuskich dekadentów znajdziemy w nagraniu „Szczelina”.
Alt pop z zawiesistą elektroniką jest tłem do wspaniałych wokaliz i śpiewu Marty, która jawi się jak niezwykły ptak z pewnej baśni Bolesława Leśmiana z jego tajemniczą opowieścią.
Tutaj do wysłuchania wywiad Tomasza Wybranowskiego z Martą Bijan:
Wyróżnię jeszcze „Piosenkę o końcu”, która każe nam zweryfikować swoje podejście do życia i naszych wyborów. Ta przepiękna melodia zostaje w nas na zawsze.
„Sztuka płakania” to mozaika smutku, niepokojów, gorącego tchnienia lata, klimatów mrocznych i psychodelicznych. To piękny album, którym Marta Bijan weszła na szczyt najważniejszych wykonawców. – z recenzji Tomasza Wybranowskiego.
Marta przybliżyła słuchaczom Radia Wnet początki pracy nad „Sztuką Płakania”, szczególnie próby wzajemnego „docierania do siebie” z producentem
Błądziliśmy po omacku. Jesteśmy z zupełnie dwóch różnych muzycznych światów. On ma swoje mroczne metalowe brzmienia, ja wcześniej taki romantyczny, bardzo kobiecy pop. Było to ciężkie do zgrania. – opowiadała Marta Bijan.
Jeżeli ktoś usłyszał, że Miuosh szykuje z naszą folklorystyczną perłą Zespołem „Śląsk” nowy album i spodziewał się odtwórczej „cepeliady” (jakiej w polskich mediach z czubem od ponad 30 lat), to…
To znowu pomylił się!
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych i charyzmatycznych raperów Miuosh wielokrotnie udowodnił, że mieszanie z pozoru niepasujących do siebie muzycznych estetyk i gatunków tworzy nową jakość. Przykłady?
Tylko trzy z bardziej niż wielu: przejmujący song „O mój Śląsku” nagrany z bratem Józef Skrzeka – Janem „Kyksem”, płyta na żywo „2015” zrealizowana z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach i Radzimirem Dębskim, czy trzy rozdzierające nagrania z albumu „Wujek.81. Czarna Ballada” (w szczególności finałowy w zestawie „Pamięć_08”).
Tomasz Wybranowski
Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:
„Pieśni Współczesne” to autorska płyta Miuosha – Miłosza Boryckiego, który jest niewidocznym mistrzem tej muzycznej ceremonii, choć jej demiurgiem i twórcą absolutnie doskonałej całości. To zdolny muzyk, który wybiega w przyszłość. Często mawiam w swoich programach, że stworzył już własny prąd i muzyczne tendencje, które określam mianem „miuoshyzmu”.
A Miuosh kocha swoje Katowice, kocha swój Śląsk i artystyczną tradycję tej niezwykłej ziemi. I tę tkliwość, i tę miłość czuć na „Pieśniach współczesnych”. Miuosh odpowiada za prawie wszystkie teksty i partyturę.
Jego kompozycje zasługują na tym większe uznanie, że przecież pracował z orkiestrą Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.
W gronie gości same znakomitości, bo Julia Pietrucha (przepiękna „Celina”, hołd dla żon himalaistów), Natalia Grosiak („Chmury”), Igor Herbut („Pieśń VI” i ten finał zaśpiewany w języku łemkowskim), Ralph Kamiński (przejmujące i oczyszczające między lodem a ogniem „Imperium”) czy Kwiat Paproci w nagraniu „Zmierzch”, w którym Kasia Sienkiewicz wreszcie przekonała mnie do siebie.
I ten finał, czyli „Pieśń ostatnia”, gdzie po chóralnym wstępie z głośników słyszymy niezapomnianą Korę…
Dość płynny koncept muzyczny skupiony na chórze i orkiestrze Zespołu „Śląsk” nie sprawia wrażenia wtórności czy znużenia. Wręcz przeciwnie! Co prawda, jak napisałem, pierwszeństwo mają partie chóru i orkiestrowe, ale są też i soczyste gitary i ażurowa elektronika Smolika. Wielkie słowa uznania należą się mistrzowi Janowi Stokłosie, który zajął się dyrygowaniem orkiestrą i opracował partie chóru.
Podmiotem głównym albumu jest jednak Zespół Pieśni i Tańca Śląsk, który stworzył niesamowity i niepodobny do niczego, co znam ze współczesnej muzyki klimat. To album bardzo wyjątkowy, bo nie tylko muzyczny. Ta płyta to zew Śląska, to krew powstańców i wyjątkowe piękno.
Zazdroszczę tym, którzy 14, 15 i 16 stycznia 2022 roku będą mogli na żywo w katowickim NOSPRZE zobaczyć i usłyszeć Miuosha i Zespół Śląsk. Udowodnili, że „różne” muzyczne konstelacje wpadając na siebie tworzą zaskakujące i ponadczasowe „nowe”!
„Litania kłamstw” to nadzwyczajny, moralitetowy concept album. Jeżeli ktoś mnie zapyta o muzyczne poruszenie duszy i sumienia w roku 2021, to wskażę przede wszystkim drugi krążek Dance Like Dynamite.
Dance Like Dynamite to rockowy zespół, który jest znakomitą reprezentacją środowisk trójmiejskich. Grupa powstała wiosną 2015 roku w Sopocie. Założyli ją Krzysztof „Sado” Sadowski oraz Mariusz Noskowiak, dawny członek Blenders.
Później grupę wzbogacili także legendarny basista Piotr Pawłowski (renomowany Made In Poland i The Shipyard) i Tomasz „Snake” Kamiński, gitarzysta znany z Red Rooster czy Golden Life. W miejsce współzałożyciela Mariusza Noskowiaka przybył Karol Skrzyński. W takim już składzie powstała ich najnowsza płyta „Litania Kłamstw”.
Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:
Krzysztof „Sado” Sadowski, wokalista i autor tekstów, opowiadał na antenie Radia WNET o swoim pojmowaniu sztuki. Zdaniem artysty „sztuka ma sens, jeżeli wzbudza w odbiorcy jakiekolwiek emocje”:
Ja przynajmniej tak odbieram sztukę, że jeżeli ona powoduje we mnie jakąś refleksję albo budzi emocje to znaczy, że działa. – stwierdza muzyk.
Album Dance Like Dynamite „Litania Kłamstw” to opowieść o skomplikowanym losie artysty, w którym pomimo traum i nałogów wciąż pali się iskra:
„Litania Kłamstw” to opowieść o rozniecaniu ognia życia tlącego się zaledwie jak niedopałek. Podtopione alkoholem, przysypane prochami, przygniecione traumami, zdewastowane życie, które dogorywa, już prawie zgasło, ale wciąż żarzy się gdzieś na dnie rynsztoka.” – mówi Krzysztof Sadowski.
Jaka jest więc druga płyta Dance Like Dynamite „Litania kłamstw”? Album otwiera nagranie tytułowe w którym Krzysztof Sadowski „in medias res”, jak na tacy podaje przesłanie „Litanii kłamstw”.
To antyfona o zapasach człowieka z uzależnieniem, przez pryzmat którego artysta stara się trafić na ścieżki duchowości, jaźni i tożsamości. Muzycznie mamy gitarowo – rockowy rozmach, który wyzwala w nas krańcowo różne uczucia.
Numerem dwa na płycie jest nagranie „Szukam”. Chwytliwa melodia jest tylko batutem dla tekstu, który poraża nagą bezpośredniością i obnażeniem duszy. To może zaboleć, zwłaszcza że każdy z nas wstydliwie ukrywa mroki duszy i występki ciała.
W rozmowie ze mną Krzysztof Sadowski wskazał, że „Szukam” to klucz do zrozumienia całej płyty:
Napisałem go w trakcie mojego pobytu w klinice odwykowej. To piosenkowe streszczenie tego czasu.
W zestawie nagrań jest prawdziwa perła. To „Diamenty żyją wiecznie”. Mawia się, że piosenkowe klasyki słabo wypadają w nowych interpretacjach. Tutaj mamy pełne zaskoczenie.
Cover „Diamonds Are Forever” Shirley Bassey znany z czołówki jednego z filmów o Jamesie Bondzie w wykonaniu gościa zespołu – Agnieszki Rassalskiej powala na kolana. Aranż mistrzowski! Twardy bas, molowy fortepian i głos wokalistki.
To jeden z tych coverów, który dorównuje oryginałowi i jest kunsztownie przepiękny. To jeden z najczęściej odtwarzanych w sieci Radia WNET utwór roku 2021.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Krzysztofem „Sado” Sadowskim:
Jeszcze mógłbym się rozpisać o nagraniach „Ból i łzy”, „I popłyną łzy” czy wyjętym ze średniowiecznych tańców śmierci „Sto tysięcy słońc”. Tam odnajdziemy bolesną, ale prawdziwą diagnozą o nas współczesnych:
Sto wszechświatów nieskończonych
Sto galaktyk niestworzonych
Jeden świat poroniony /…/
Mali ludzie chcą dolecieć
Chcą rozrzucić swoje śmieci
Śmieszni ludzie posrebrzani
Ze swoimi zachciankami
Gdy gaśnie światło budzi się strach
W otwartych oczach mieszka wstyd
To co jedyne pochłania masa
Z pyłu powstałem w pył się obracam
„Litania kłamstw” to nadzwyczajny, moralitetowy concept album. Jeżeli ktoś mnie zapyta o muzyczne poruszenie duszy i sumienia w roku 2021, to wskażę przede wszystkim drugi krążek Dance Like Dynamite.
Dodam jeszcze, że to kolejny longplay z roku 2021, gdzie termin „wstyd” ma wielkie znaczenie. I jak tu nie wierzyć słowom Jacka Dukaja, który w powieści „Lód” napisał: „Nie ma ucieczki od wstydu, jak tylko w inny wstyd”.
Wstydziłbym się bardzo, gdybym nie wysłuchał kilku razy „Litanii kłamstw”.
Gościem „Muzycznego Pojedynku” Tomasza Wybranowskiego był Bartosz Marmol alias Dildo Baggins. Muzyk zaprezentuje swoje ulubione nagrania i dopowiedział ciekawostki o albumie, który ukazał się 18 czerwca 2021. Wszystko wskazuje na to, że ta płyta to żelazna kandydatka do miana „Albumu roku 2021”. – powiedział Tomasz Wybranowski, dyrektor muzyczny sieci Radia Wnet 18 czerwca 2021 roku ukazał się debiutancki krążek Dildo Bagginsa, czyli trzeci […]
Gościem „Muzycznego Pojedynku” Tomasza Wybranowskiego był Bartosz Marmol alias Dildo Baggins. Muzyk zaprezentuje swoje ulubione nagrania i dopowiedział ciekawostki o albumie, który ukazał się 18 czerwca 2021.
Wszystko wskazuje na to, że ta płyta to żelazna kandydatka do miana „Albumu roku 2021”. – powiedział Tomasz Wybranowski, dyrektor muzyczny sieci Radia Wnet
18 czerwca 2021 roku ukazał się debiutancki krążek Dildo Bagginsa, czyli trzeci już projekt muzyczny Bartosza Marmola (po Administratorze i Administratorze Electro). Płyta nosi tytuł „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców”.
Na albumie znajdziecie 13 utworów. Każdy z nich niesie ze sobą zupełnie inną, muzyczną opowieść, która tworzy jednak spójną i nostalgiczną całość.
Dildo Baggins to postać związana przede wszystkim z muzyką, ale nie tylko. Istotnym elementem postaci są maski stworzone przez Luizę Kwiatkowską, znaną ze współpracy z poetą Juliuszem Erazmem Bolkiem nad poetyckimi kalendarzami.
Za oprawę graficzną albumu odpowiada Grzegorz Szyma, znanym szerzej jako DJ Hiro Szyma i jeden z muzyków zespołu Das Moon.
Piątkowy poranek w sieci Radia WNET należy do Studia Dublin, w którym informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.
W gronie gości:
Sandra Maria Kwiatowska – wokalistka i trenerka wokalna, od siedemnastu lat mieszkająca w Irlandii,
dr Jarosław Płachecki – dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie, były prezes Irish – Polish Society,
Maciej Sieczak – muzyk, połowa duetu „Kozyrska – Sieczak”,
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37.
Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Wydawca techniczny: Nina Nowakowska, Aleksander Popielarz, Andrzej Karaś
Realizatorzy: Michał Mioduszewski (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin).
Tradycyjnie na początku Studia Dublin z szefem portalu Polska-IE.com Bogdanem Feręcem przypominamy sobie alfabet grecki. Alfa, Beta, Gamma i … No tak, Delta.
Irlandzki minister zdrowia Stephen Donnelly oznajmił, potwierdzając anons wicepremiera Leo Varadkar, że ostateczna decyzja o kolejnym kroku odmrożenia Irlandii z objęć koronawirusa, zapadnie w ostatniej chwili, czyli w przyszłym tygodniu.
Zwłoka ma związek z rosnącą ilością zakażeń wariantem koronawirusa Delta. Warunki zmienne są, powiedział minister Donnelly. Trzeba teraz ściśle monitorować ich rozwój. W tym i przyszłym tygodniu minister spotykać się będzie z krajowym Zespołem ds. Zdrowia Publicznego oraz przedstawicielami HSE, by na bieżąco kontrolować stan epidemiologiczny kraju.
Co do samej dynamiki wzrostu zakażeń odmianą Delta jest ona duża, bo w ubiegłym tygodniu stanowiły 5%, a w tym tygodniu już 20%. Minister uważa, że w tej sprawie, najważniejsze zdanie należy do naukowców i lekarzy.
Tutaj jeszcze jeden kamyczek do szczepionkowego ogródka, albowiem specjaliści – medycy zastanawiają się, czy osoby w pełni zaszczepione, odporne będą na nowe warianty, które obecne są teraz i przypuszczalnie mogą pojawiać się w najbliższej przyszłości. Czy czekają nas kolejne szczepienia punktujące nowe warianty koronawirusa. Wydaje się, że jednak tak.
Siedziba irlandzkiego rządu. Fot. Studio 37 Dublin (c).
Przynajmniej 5 tys. domów w Republice Irlandii zaczyna się kruszyć i przypominają budynki z serca stref wojny. Właściciele nieruchomości wybudowanych podczas boomu gospodarczego w latach 1990 – 2000 dotkniętych problemem już zapowiadają walkę o odszkodowanie.
Powodem tego jest mało restrykcyjne prawo budowlane, które nie wykluczało z listy materiałów budowlanych z miką, minerałem pochłaniającym wodę i dewastującym ściany i elewacje budynków głównie na północno – zachodnim skraju Irlandii w hrabstwach Mayo i Donegal. Manifestacje wściekłych Irlandczyków przeszły ulicami Dublina a rząd w kwestii pomocy pokrzywdzonym jest bardzej niż powściągliwy.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem, szefem Polska-IE:
Hanna Dowling, były prezes Irish-Polish Society a w centrum dkotor Jarosław Płachecki podczas spotkania w Domu Polskim w Dublinie. Dr Płachecki przegląda „Trybunę Ludu” wydaną w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 roku. Fot. archiwum H. Dowling
Z doktorem Jarosławem Płacheckim, dziekanem Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie, byłym prezes Irish – Polish Society, rozmawiał szef Studia 37 o przyszłości irlandzkiej gospodarki. Mimo złych prognoz eksporterzy w Republice Irlandii przewidują wzrost do 8% do końca 2021 r.
Enterprise Ireland to państwowa agencja odpowiedzialna za pomoc irlandzkim firmom w starcie, rozwoju i umiejętnym poruszaniu się na rynkach międzynarodowych. Eksport firm, które wspiera, utrzymuje się na stałym poziomie w 2020 r., pomimo ogromnych wyzwań i problemów związanych i z pandemią, i z Brexitem.
Trzeba jednak powiedzieć, że porównanie rok do roku eksportu i samych wyników irlandzkiej gospodarki rozpatruje się od bardzo niskiego, bo pandemicznego poziomu tych wartości. – dodał dr Jarosław Płachecki.
Eksport do strefy euro nadal rósł, zwiększając się o 1,6% do łącznej wartości 5,85 mld euro w 2020 r. Natomiast strefa euro odpowiada obecnie za 23% eksportu, czyli dwukrotnie więcej niż dziesięć lat temu.
Dublin, dzielnica biznesowa. Fot. Studio 37.
Wielka Brytania pozostaje wciąż największym rynkiem eksportowym, choć w 2020 r. skurczyła się o 3,8%. Wielka Brytania odpowiada obecnie za 29% całkowitego eksportu, co zamyka się kwotą 7,51 mld euro obecnie w porównaniu z 5,5 mld euro sprzed dziesięciu lat. Zdaniem opozycyjnych polityków wobec rządu premiera Martina nie taki straszny Brexit.
Podnoszą się jednak głosy, że Republika Irlandii może znacznie tracić w obrocie gospodarczym z Wielką Brytanią po jej wyjściu z Unii Europejskiej. Czy może to sprawić, że irlandzcy politycy będą krytyczni wobec Unii Europejskiej i tęsknym okiem patrzeć na Wielką Brytanię?
Na pewno nie dojdzie do tego, że Irlandczycy pomyślą o wyjściu ze struktur UE. Po prostu im się to nie opłaca. Samo położenie Republiki Irlandii i fakt, że jest to teraz jedyny angielskojęzyczny kraj w zjednoczonej Europie przekłada się na zyski dla wyspy. – zauważa dr Jarosław Płachecki.
Dr Jarosław Płachecki i Tomasz Wybranowski rozmawiali także o zbliżającej się rocznicy XXX-lecia powstania Polskiej Ambasady w Dublinie i przygotowywanych z tej okazji publikacji. Warto jednak pamiętać, żę stosunki dyplomatyczne między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Irlandii nawiązano dużo wcześniej:
Irlandzko-polskie stosunki dyplomatyczne nawiązano w 1929 roku. Wtedy Wacław Tadeusz Dobrzyński został Konsulem Generalnym Polski w Irlandii. W czasie II Wojny Światowej Irlandia zachowała neutralność, a polski konsulat w Dublinie działał nieprzerwanie.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z doktorem Jarosławem Płacheckim:
andra Maria Kwiatkowska pod niebem mistycznym krainy druidów i prastarych Celtów.
Kolejnym gościem jest Sandra Maria Kwiatkowska, wokalistka i trenerka wokalna. Sandra Maria Kwiatkowska jest rodowitą tczewianką, któa od 17 lat żyje, pracuje i rozwija swoje talenty pod niebem Irlandii. Jakie talenty? Dowiecie się tego piękne słuchaczki i zacni słuchacze z serwisu internetowego Sandry Marii, pod adresem heartsinging.eu.
Jej pasją jest śpiew, który pochodzi z serca i osadzony jest w ciele. Pomaga również innym w odnajdywaniu siebie poprzez głos oraz uczy techniki wokalnej.
Razem ze swoim partnerem, producentem muzycznym Marcinem Ciszczoniem (znanym pod pseudonimem Martin Emiji) tworzą muzykę, której przesłaniem jest empatia, otwartość serca, miłość do natury i samorozwój.
Sandra Maria zdradziła Tomaszowi Wybranowskiemu, że na Szmaragdową Wyspę przyciągnęła ją muzyka zespołu Clannad.
Irlandia jest magiczna. Myślę, że ten ląd coś w sobie ma. – dodała Sandra Maria Kwiatkowska.
Po niemal dwóch latach od stworzenia anglojęzycznego projektu „I’m Your Dirty Sacred”, poczuła, że
Po latach śpiewania w języku angielskim, pragnę powrócić do swoich korzeni. Moje piosenki zawsze odzwierciedlają mój osobisty proces w odkrywaniu siebie. Chcę pisać o rzeczach istotnych, o głębi i pięknie jakie odnajduje w życiu, o tym co mnie dotyka, wzrusza i porusza.
I tam zrodził się pomysł piosenki „Staję się sobą”. To bardzo intymne i kobiece wyznanie Sandry Marii o drodze, jaką przebyła by spotkać samą siebie w miłości i w zgodzie na to co widzi w lustrze, ale i akceptacji tego, co nie zawsze jej się w niej podobało.
Ten utwór to wyciągnięcie przyjacielskiej dłoni do samej siebie i każdej kobiety. To manifest kobiety, która odkrywa swoją moc. Nie wyobrażam sobie, by to wyznanie mogło powstać w języku innym niż ten, który ukształtował moje postrzeganie świata. – dodaje Sandra Maria Kwiatkowska. – Pragnę, by ta piosenka otwierała serca, by przysiadała na Waszym ramieniu niczym kolorowy motyl, symbol transformacji i otulała Wasze zmęczone ciała i dusze. Niech płynie z serca do serca.
W powstanie utworu i magicznego teledysku zaangażowanych było wiele cudownych ludzi. W tym muzycznym obrazku do pieśni, kobietami i dziewczęta (w bardzo różnym wieku) stworzono wielki i solidarny krąg, symbol energii żeńskiej i kobiecej jedności.
Wystąpiły w nim zwyczajne kobiety, takie jak ja i Ty, kobiety, które mają odwagę by każdego dnia stawiać na siebie, na drogę serca i bycie sobą. – przemawia do pań Sandra Maria.
Sandra Maria stwierdziłą, że ma wielkie szczęście i przywilej być otoczoną przez cudownych Polaków w Irlandii.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Sandrą Marią Kwiatkowską:
Ostatnim gościem Studia Dublin jest muzyk Maciej Sieczak, połowa duetu „Kozyrska x Sieczak”.
Maciej Sieczak mówił o długogrającym debiucie duetu „Nowe niebo”. Tkliwi dream – pop rockowcy, jak obiecali kilka tygodni temu na antenie Radia WNET, tak też dotrzymali słowa:
Dzisiaj 25 czerwca 2021 r. i tak jak obiecywaliśmy dziś ukazała się nasza debiutancka płyta „Nowe Niebo”. Na naszej stronie stronie kozyrskaxsieczak.pl można już kupić płytę i to nie tylko w wersji cyfrowej, ale i fizycznie. – cieszył się Maciej Sieczak.
Trzy singlowe rozgrzewacze (z czterech) przed premierą albumu były już słuchaczom Radia WNET doskonale znane. Dwa z nich „Powolność” i „Jestem” były naszymi częstograjami.
Grupa powstała w Gdańsku w 2018 roku. Przy mikrofonie, z piórem poetyckim w ręku i nucąca melodie Joanna Kozyrska – Sieczak oraz szczęśliwy gość „Studia Dublin” Maciej Sieczak. To on odpowieda za ostateczny lształ kompozycji, warstwę instrumentalną i produckję.
Na albumie duet (także w życiu prywatnym) umieścił 11 piosenek, które jak zgodnie twierdzą są znaczone cieniem ich inspiracji i przecięć wspólnych życiowych dróg i empirii.
„Nowe Niebo” to opowieść o poszukiwaniu prawdziwej twarzy w świecie pełnym ułudy (nagrania „Droga” i „Chwila”), pragnieniu szczęścia i spełnienia (przepiękny „Jestem”), a także o ocenie teraźniejszości przez pryzmat pandemii, która ludzkości dała możliwość przeanalizowania naszych celów, pragnień i prawdziwej jakośći życia (ergo wegetacji). Tam osobiście odbieram dwa finalne nagrania „Tui teraz” i „Wszystko”.
Podobnie jak pierwsza EPka zespołu, tak i długograj „Nowe Niebo” powstał w studiu Tall Pine Records pod dyrekcją i czułym uchem Łukasza Sieradzkiego. Album przeniesie nas klimatem do melodycznych i piosenkowych lat. 80. XX wieku. Kompozycje chaakteryzuje rozmach i dream popowy sznyt ze znakomitymi rockowymi zagrywkami i solówkami.
Album jest bardzo różnorodny i na pewno nie znudzi słuchaczy. Jestem z niego bardzo zadowolony, ponieważ udało mi się przelać jako kompozytorowi całą gamę i atmosferę muzyki, którą nasiąknąłem przez ostatnie 15 lat. – powiedział Maciej Sieczak.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Maciejem Sieczakiem:
Współpraca: Katarzyna Sudak, Jakub Grabasz i Bogdan Feręc
Partner Radia WNET
(C) Produkcja: Studio 37 Dublin Radia WNET – czerwiec 2021 roku
Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątek, zawsze po Poranku WNET ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.
W „Muzycznej Polskiej Tygodniówce” wokalista Jędrzej Nawara o swoim solowym debiucie „Incall. Regulamin na lato”. – Postanowiłem, że słowa mnie poprowadzą – powiedział artysta na antenie Radia WNET.
W „Muzycznej Polskiej Tygodniówce” Tomasza Wybranowskiego gościłJędrzej Nawara– wokalista, muzyk i autor tekstów wrocławskiej formacji Resoraki. Jędrzej wydał niedawno swoją debiutancką, solową płytę pod intrygującym pseudonimem iNCAL.
Tutaj do wysłuchania program z udziałem Jędrzeja Nawary:
Artysta tak odpowiedział na stwierdzenie dyrektora muzycznego Radia WNET Tomasza Wybranowskiego, że „jest on polską i ulepszoną muzyczną odpowiedzią na wokalistę i lidera grupy Coldplay Chrisa Martina”:
Rzeczywiście jeśli chodzi o głos to może nie wzorowałem się bezpośrednio, ale na pewno dużo z tego wpłynęło do mojego grania i śpiewania – stwierdza Jędrzej Nawara.
Rozmówca Tomasza Wybranowskiego opowiada również skąd wzięła się nazwa jego nowej płyty pod pseudonimem „iNCAL”:
Ta nazwa wzięła się z tego, że próbowałem zmieścić tutaj dużo rzeczy, czyli połączyć też moją druga pasję do powieści graficznej zwanej potocznie komiksami . „Incal” to legendarny komiks z lat 80 ., który wywrócił do góry nogami pojmowanie na europejskim rynku świadomości tego jak medium obrazkowe, postrzegane dotąd stereotypowo nabrało sensu – komentuje Jędrzej Nawara.
Jędrzej Nawara podczas koncertu z macierzystą grupą Resoraki. Fot. arch. zespołu.
Co więcej, artysta dotyka tematu procesu twórczego, który towarzyszył powstawaniu płyty „Regulamin na lato”.
Jak podkreślił Jędrzej Nawara, jego głównym celem przy tym projekcie było stworzenie odmiennego klimatu muzycznego niż ten, który towarzyszył karierze w „Resorakach”:
Ta płyta dojrzewała długo zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym (…) Moim celem było, to że jeśli zaczynam drogę solową, to żeby to się różniło od tego, co robiłem w „Resorakach”.
Rozmówca Tomasza Wybranowskiego mówi także o pisaniu własnych piosenek i o tym, jak ubierać w odpowiednie słowa przeżyte historie:
Postanowiłem, że słowa mnie poprowadzą. Jeśli miałem jakiś temat na piosenkę, (…) to postanowiłem, że opowiem w tej piosence dokładnie tyle, ile słów uda mi się znaleźć, by daną historię zmieścić – zaznacza Jędrzej Nawara.
Z kolei zdaniem Tomasza Wybranowskiego, muzyka Jędrzeja Nawary nie leży w rejonach estetycznych muzyki pop, a bliżej jej do alternatywnego rocka.
Jak podsumowuje swoją twórczość Jędrzej Nawara:
Wierzę w każde słowo, które napisałem i zaśpiewałem.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy także w formie podcastu!
Tomasz Lipa Lipnicki dzieli się słowem w sposób przemyślany i godny. I nie traktuje tego, jako formy oczyszczenia czy terapii. Chodzi po prostu o poznanie przez prawdę dźwięków i szczerości słów.
W świecie pełnym ułudy, poprawności i bojaźni przede wszystkim co indywidualne a nie masowo i często akceptowalne (nieważne w którą stronę zwrócony jest wektor polityczności), Tomasz Lipa Lipnicki odważnie pragnie, aby słuchacze i czytelnicy lepiej go poznali.
Nie jest tajemnicą, jakie przekonania polityczne i poglądy na świat na Lipa. I bardzo dobrze. Obawiam się tych, którzy mawiają: „nie mam żadnych przekonań i w nic nie wierzę”.
Tomasz Wybranowski
Tomasz Lipa Lipnicki chłopak z gitarą z gdańskiego Nowego Portu pokazał swoją poetycką twarz. Ktoś może się wzdrygnąć, ktoś popukać w czoło i zadać pytanie: po co? Odpowiedź zdaje się być jedna i ja ją tak przynajmniej odbieram:
Czas przywrócić słowu i ideom szacunek, moc i odpowiedzialność.
Tomasz Lipa Lipnicki
W dzisiejszych czasach słowo jak i honor wiele nie znaczą. Praktycznie nic. Podobnie niczego nie konotuje na publicznych forach zapewnienie i dawanie przez polityków, artystów i tak zwanych celebrytów „słowa honoru”. Albumem „Dźwięki słowa” Tomasz Lipa Lipnicki to po prostu zmienił. Choć woła na puszczy, to bardzo donoścny i ważny głos.
Tomasz Lipa Lipnicki dzieli się słowem w sposób przemyślany i godny. I nie traktuje tego, jako formy oczyszczenia czy terapii. Chodzi po prostu o drogę do poznania przez prawdziwe dźwięki, szczere słowa i akt twórczy.
W rozmowie ze mną na antenie Radia WNET Tomasz powiedział mi, że „napędza go szeroko rozumiane człowieczeństwo i jego podmiot – człowiek”. Album „Dźwięki słowa” jest tego realizacją.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem Lipą Lipnickim:
Tomasz Lipa Lipnicki odszedł od stylistyki Illusion i Lipali, aby z sieci interpretacji i nawiązań, mnogości impulsów i bodźców przetworzyć a potem przedstawić swoje widzenie „nowego wspaniałego świata”. Ale ów wspaniały świat tworzymy my – ludzie, o czym często zapominamy.
„Dźwięki słowa” to delikatna, aby nie powiedzieć czuła i tkliwa wyprawa do krainy muzyki, gdzie nie ma jakichkolwiek barier czy granic, które strzegą stylów w ich encyklopedycznych ramach.
Ale to przede wszystkim wędrówka na terytorium świadomego i oszczędnego słowa. Tomasz Lipnicki uniknął banałów i konwenansów. Przez ostatnie lata cyzelował słowa, które z myślą o tym albumie powstały najpierw.
W rozmowie z artystą powiedziałem, że oto wydał dziesięć swoich wierszy, które doprawił i opatrzył dźwiękami. Jest jego gitara, jest bas Bartka Wojciechowskiego i perkusja Łukasza Jeleniewskiego. W akompaniamencie pojawiają się także dźwięki skrzypiec Filipa Siejki i wokalizy Anny Leśniewskiej.
Ale muzyce towarzyszą i dźwięki ze świata, o którym Lipa opowiada. Znajdziemy odgłosy ze spaceru zimową zadumą śniegu, jest zawodzący psychodelicznie i złowróżbnie wiatr i szczekający pies. Jest też dźwiękowy zapis budzącej się mgły w rytm skrzypiącej łódki i wioseł bijących w wodę (a może ster, który nas otacza?).
To bardziej muzyczny wieczór autorski poety – Lipnickiego niż rockowa płyta. Na jedenaście utworów, z których dziesięć jest autorstwa Lipy a jedno Trenta Reznora z Nine Inch Nails (wieńczący „Hurt” znany też z wykonania Johnny’ego Casha) właściwie tylko trzy możemy uznać za piosenki. W tym gronie prawdziwy majstersztyk – „Ballada na umieranie”.
Piosenką, która brzmi jak wezwanie do opamiętania w dzisiejszych czasach, jest także „Pieśń na wyjście” z metaforami Edwarda Stachury.
Niewiele na tym albumie jest piosenkowości. Znacznie więcej teatru rapsodycznego i deklamacji. Powiem szczerze, Lipa może zawstydzić niejednego dyplomowanego aktora.
DŹWIĘKI SŁOWA
Album zaczyna się delikatnie, bardziej niż nastrojowo, baśniowo wręcz. Oto letnia burza, gdzieś nad pięknym rozlewiskiem. Z mgły dobiegają dźwięki. Łagodne pociągnięcia strun gitary koją.
Jutro coś się musi wydarzyć, widzę to z tego w jaki sposób stoją auta w korku. Czytam z ruchu warg przechodniów… – opowiada Tomasz Lipa Lipnicki.
A potem wsiadamy na rydwan basu i gitary i odpływamy ku marzeniom wraz z wznoszącym się lotem porannym ptakiem. Z tego tekstu zapamiętam do końca życia cytat:
Przychodzi czas i wskakujemy do rzek nienawiści zachłystujemy się i toniemy…
Potem wysłuchamy „Pieśni na wyjście” Stachury, która rozbrzmiewa trochę jak bluegrassowa ballada a trochę jak szlagier z pogranicza country i amerykańskiego rocka. Gitarowo, energetycznie i bardzo melodyjnie dzieje się w nagraniu „Kondycja narodu”, który nie jest śmiałą oceną, a opisem naszych stanów wahań, snów o potędze i grzechów nie tylko w czasie okołokowidowych terminów.
Historia uczy tylko jednego, że nie nauczyła nigdy niczego.
Te same błędy popełniamy wciąż a stare jeszcze pamiętane są.
Ten rockowy pulsar zmienia się w drugiej części w pastelowy krajobraz. Muzyczny kontrast dwóch części jeszcze bardziej uwypukla przesłanie tekstu.
Po „Ech, wojenko, wojenko…” nadciąga dosłownie i w przenośni „Nad zamglonym jeziorem”. Folkowy motyw fletu i gitara, jako kościec tego nagrania i znakomitego obrazu malarskiego jednocześnie, gdzie w finale czujemy się jak podczas słowiańskiego wiecu, albo wieczornicy wikingów. Taki obraz w sercu mam.
Pochowaliśmy ważne słowa wśród milionów słów nieważnych. Ważkie idee zarzuciliśmy szmatami memów. Wielkość, by nie wystawała i w oczy nie bodła, przysypaliśmy tonami gówna. Teraz one błyszczą brązem majestatycznego płaskowyżu.
„Śnieg” to najmocniejszy i najważniejszy literacko tekst na albumie „Dźwięki słowa”. Oczywiście zdecydowaną większość mogą zniesmaczyć słowa niecenzuralne. Ja traktuję je jednak jako wzmacniające partykuły.
Tomasz Lipa Lipnicki wprost, bez ogródek, czasami bez wnikania w materię poetyckich metafor. Opisuje nasz „nowy wspaniały świat” i nas, którzy wiecznie z boku i odwróceni mienimy się jego panami. A ten świat pełen jest złudnych zamienników i gadżetów, które imitują prawdę. Jaka więc ona jest?
Finał nagrania tonie w gąszczu rytmów i dźwięków, które scalają w sobie wiatr północy i klimat hinduistycznych mantr. I daję słowo, że słyszę jeszcze tybetańskie misy i dzwonki.
Potem mój kawałek muzycznego raju: „Ballada na umieranie”. To istny muzyczny majstersztyk. Tomasz Lipa Lipnicki opowiada o strachu i nadziejach, także tych płonnych, bo ledwie zarysowanych w ciemności i nieprzystających do ducha współczesności goniącej za błyskotkami, szelestem spadających na konta papierków i znieczulicy.
Piosenkowa balladowość i tkliwość pobrzmiewa klimatem francuskich klasyków. W finale spotykamy nadzieję, bo Lipa śpiewa o potrzebie ciepła i zwykłego przytulenia. Dotyk – okazuje się – niezbędnym jest by przeżyć, by przetrwać… I jeszcze głos czarodziejki Anny Leśniewskiej.
Walczymy o siebie do utraty siebie
Nagranie „Kto na tak” przypomina mi w warstwie lirycznej „Synonimy” Grzegorza Ciechowskiego z czasów albumu „Republika marzeń” Republiki.
Wyliczanie, rozkradanie, obiecanie, rozpasanie i chowanie strat.
A kto jest na nie? A kto jest na tak? Kto?
Klimatycznie w „Kto na tak” Tomek Lipa Lipnicki wpasowuje się w aktorski garnitur Roberta DeNiro z filmu Sergio Leone „Dawno temu w Ameryce”. Myślę o słynnej, finałowej scenie w palarni opium.
Druga część utworu stanowi piękną muzyczną iluminację słów wypowiedzianych przez Tomka, a jazzująca gitara przywołuje na myśl Pata Metheny’ego. Namiot elektroniki i jej zawiesista ażurowość niosą i podbijają klimat.
Potem „Licho”, chocholi rapsod nad straconymi złudzeniami, walczyk niby frywolny, ale… czy do końca? A potem mój faworyt „Kobieta i kot”, który przywołuje mi na myśl najpiękniejsze strofy o miłości mistrza metafor i życiowego tragizmu. Jego imię Federico Garcia Lorca. Nawet gitara Tomasza Lipy Lipnickiego czaruje jakąś magiczną nutą i nadświetlnością prawdziwej miłości.
W finale „Hurt” i dygnięcie artysty dla mistrzów Trenta Reznora i Johnny Casha. Nagranie, które należy potraktować jako bonus, bo nie ma on związku z poprzednią dziesiątką nagrań.
Beneath the stains of time
The feelings disappear
You are someone else
I am still right here…
Pod plamami czasu
Uczucia znikają
Jesteś kimś innym
Nadal tu jestem…
Płyta jest to znakomita. I nie jest to album w najmniejszym choćby stopniu politycznie zaangażowany. To bardziej opowieść artysty – obywatela, który metaforami i aluzyjnością z domieszką ironii opisuje współczesnych mu ludzi i otaczający świat. Dziwny świat, który od czasów Czesława Niemena zmienił się co prawda bardzo technologicznie, ale w mentalności ludzi zdecydowanie na niekorzyść z kunktatorstwem i „zeligowatością”. Szczególnie dla nas Polaków.
Warto mieć w swojej kolekcji dłogograja Tomasza Lipy Lipnickiego „Dźwięki słowa”. Tutaj link do strony artysty, którego możemy wesprzeć zakupem jego dzieła. Bardziej niż warto! – dodam.
„Jestem za młody na stabilizację. Z jednej strony może dać mi to poczucie bezpieczeństwa z drugiej zaś powoduje, że człowiek zaczyna żyć na pamięć. – mawia Piotr Banach.
Tutaj do wysłuchania Muzyczny Pojedynek:
Piątkowy Muzyczny Pojedynek był przyczynkiem do tego, aby z Piotrem Banachem powróciliśmy do czasów młodości, do początków kariery grupy Hey i wielkiego przekonania mojego rozmówcy, że grupa ze Szczecina odniesie sukces…
Ja chciałem zrobić karierę nie tylko po to, żeby zaspokoić własną próżność – to oczywiście również, bo wszyscy jesteśmy próżni. Każdy myśli o sobie jako o kimś wyjątkowym. Więc chciałem zrobić karierę również i z tego powodu, ale przede wszystkim dlatego, że wychowywałem się na legendzie wielkich osobowości, które w historii rock and rolla były postrzegane jako ci, którzy zmieniali świat na lepsze. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo były to tylko jednostki, ale dawali ludziom, swoim słuchaczom poczucie, że istnieje lepszy świat. Chciałem pójść tą drogą. – Piotr Banach.
Zaczynał, co ciekawe, jako perkusista (Paragraf 4, Kryterium, czy Kolaboranci), ale dał się poznać całej Polsce jako znakomity gitarzysta, melodyk i twórca pierwszych i tych najważniejszych szlagierów grupy Hey, którą założył na przełomie 1991 i 1992 roku.
Albumy „Fire”, „Ho!”, czy „Hey (album)” z 1999 roku z „Czasem spełnienia” a przede wszystkim z nagraniem „Najważniejsze” z testem Piotra, który jest swoistym pożegnaniem z zespołem i wyznaczeniem sobie nowego azymutu i łąk marzeń do odnalezienia na nowo .
W roku 1999 zdecydował się opuścić band, który stworzył w najmniej spodziewanym momencie szczególnie dla fanów muzyki:
Odszedłem z zespołu „Hey” w 1999 roku, nie odszedłem dla kaprysu, miałem jednak swoje powody. Nie żałuję i mam olbrzymi sentyment do zespołu i muzyków. Po moim odejściu wydarzyło się dla mnie bardzo dużo ciekawych rzeczy. Jestem za młody na stabilizację. Z jednej strony może dać mi to poczucie bezpieczeństwa z drugiej zaś powoduje, że człowiek zaczyna żyć na pamięć – mówi Piotr Banach.
Ale to nie znaczy, że Piotr Banach schował gitary do lamusa. Stworzył Indios Bravos z Piotrem „Gutkiem” Gutkowskim jako wokalistą i Wolnych Ludzi. Z tymi dwoma projektami zapoczątkował renesans na muzykę reggae.
Z Wolnymi Ludźmi, którzy „Odwkurzają świat” wydał jedną z najważniejszych polskich płyt ostatniej dekady…, choć niedocenioną (sic!) niestety.
Powstała też BAiKA, czyli skład z Piotrem Banachem, Jackiem Mazurkiewiczem, Katarzyną Sondej i Marcinem Żabiełowiczem. I wciąż trwa ten „kolejny nowy etap” w życiu Piotra Banacha.
Album „Byty zależne” z 2018 roku dał nam nadzieję, że nie masowość a indywidualność w muzyce ma wciąż (a może przede wszystkim) sens i rację bytu.
Bardzo ubolewam nad tym, że w tej chwili – oczywiście na pewno są wyjątki, ale mówię o ogóle – że dla większości młodych ludzi muzyka stała się środkiem do celu, na przykład do zrobienia kariery – Piotr Banach.
Bajzel to dla mnie artysta nadzwyczajny. Gdybym wierzył w metempsychozę, to poprzednie wcielenie Piotra Piaseckiego Bajzla odnalazłbym nad rzeką Missisipi w przecięciu lat XX. i XXX. ubiegłego wieku.
Kapelusz kładzie cień na twarz i przymknięte oczy. Bajzel gra rzewnego bluesa na gitarze, śpiewa o miłości i szukaniu w życiu takich historii, rozmów, pięknych chwil, które warto podlewać wodą pamięci, gdy zły czas. Ręka uderza w struny, nogi muzyka uderzają w mini – stopę bębna i leciwy hi-hat. Kurtyna…
Tomasz Wybranowski
Oto co sam artysta opowiada o swojej twórczości:
Moja muzyka zawsze wypływała z serca. Nigdy nie starałem się grać wbrew sobie po to, by zainteresować komercyjne, mainstreamowe i partyjne media. Często słyszę od różnych wytwórni „bardzo nam się podoba Twoja muzyka, ale niestety nie możemy jej wydać, bo nie mieści się w targecie naszych odbiorców”. – mówi Piotr „Bajzel” Piasecki.
Z tych „oczywistych” (sic!) powodów po raz trzeci swój album „Pararaj” wydał niezależnie. I chwała mu za to, podobnie jak i fanom artysty, którzy wsparli go monetami i banknotami by płyta się ukazała.
Cave. Waits. Zappa. Bajzel.
Piotr Piasecki, który kryje się pod pseudonimem Bajzel, mimo czasu zarazy i wielu trudności z tym stanem związanych powraca ze swoim najnowszym, urodzinowym i szóstym albumem. „Pararaj” ukazał się 19 marca 2021 roku w dniu urodzin tego niebywale specyficznego w materii twórczości muzycznej twórcy!
Po wielokrotnym przesłuchaniu Jego solowej płyty „Mała Wulgaria” stwierdziłem, że Piotr „Bajzel” Piasecki jest naszą słowiańską emanacją barokowego smutku Nicka Cave’a, awangardowego i włóczęgowskiego Toma Waitsa a także prowokatorstwa i żartu Franka Zappy. I owe wielkie odniesienia nie są na wyrost czytelniczki i czytelnicy, słuchaczki i słuchacze.
I podobnie ma się rzecz a długograjem „Pararaj”. Jeśli ktoś chce zamknąć Bajzla w konkretnym tyglu muzycznych nurtów i kanonicznych gatunków, to z góry skazany jest na porażkę. Piotr – Bajzel to unikatowy, niezależny i odważny eksperymentator na niwie dziedziny sztuki, którą nazywamy muzyką. Jego dźwięki i melodyczne a czasem i atonalne melodie potrafią pachnieć (na przykład lasem i plażą), błyszczeć się (niebem, oddechem Boga i taśmą filmową), smakować (łzą i słodko – piaskowym bursztynem). Magia, po prostu magia. W dodatku wyczarowana przez JEDNEGO człowieka – big band!
Tak naprawdę Bajzla odkryłem wraz z jego płytą numer dwa, o tytule „Miłośnij” (Biodro Records, 2009).
mi miłośnij miłośnij sennie
dziś już nie obawiaj się
nie ma mnie tu to tylko sen
i nakazałaś bym odwrócił się
więc muszę już iść muszę już iść
a to tylko strach szalony był
że mi cię skradł /…/
Piotr „Bajzel” Piasecki „Miłośnij”
Obok solowego debiutu Spiętego „Antyszanty” krążek Bajzla był dla mnie ożywczym powiewem w dość zastałym i zakurzonym wnętrzu gmachu polskiej alternatywy. Nagranie tytułowe a zwłaszcza latino (love) protest – song „Maniana” i oniryczne, balladowe „Nie znikaj” skradły moje serce. Od tamtego czasu, a minęło już lat 11, jestem stałym i nierdzewnym fanem Bajzla.
Oto Piotr Bajzel Piasecki w pełnej krasie aktu (przed)twórczego. Fot. arch. artysty.
Tym razem, w aurze wiosennego marcowego słońca, Piotr – Bajzel podarował nam jedenaście intrygujących (a w trzech przypadkach arcyciekawych) muzycznych konstrukcji. Piszę konstrukcji, bo często schodzi z utartych ścieżek piosenkowatości na rzecz łamania konwenansów.
„Pararaj” to okruchy rocka, awangardowego popu, tragikomicznego kabaretu, ale i nici disco, nu disco z psycho – progresywnym rozmachem (totalnie zakręcony à la Alicja po drugiej stronie „Piosenka o przygotowaniu nalewki”).
Po pierwszym pobieżnym przesłuchaniu może się wydawać, że cały krążek „Pararaj” jest muzycznym doświadczalnym (w czasie dżumy) dowcipem. Ale to tylko pozory. Stańczyk – Bajzel poważnie traktuje ocenę rzeczywistości, czemu daje wyraz w słowach, które dają tak potrzebny nam, zwłaszcza a może przede wszystkim teraz, dystans:
Wszystko jest git i wszystko jest spoko
Płyniemy z falą tylko powiedz dokąd
Bałwani za nami, sztormy jak syrenki
Oszaleć można od tej szalonej udręki
Zaraz tu będę przy Tobie Słońce
W Tobie utonę, jak dobrze
Zaraz tu będę, tylko przybędę
Do Ciebie gonię, Słońce
I wszystko jest git i wszystko jest spoko
Na moje oko latasz jednak trochę za wysoko
Pochmurni nad nami a za plecami tsunami
Drą się demony ze swoimi potworkami
Piotr „Bajzel” Piasecki „Przy Tobie słońce”.
Nadzwyczajny tekst, którego prostota w dwunastu linijkach zawiera w sobie miłosne zakręty, moment dziejowy Polski i świata, wreszcie nadzieję, która kryje się w nas samych. Tyle, że o tej nadziei zapominamy godząc się na masowość i kopiowanie innych.
Album, który bawi i mentalnie niepokoi…
Ale skorupa muzyczna, która otacza poetycje Bajzla, także jest efektowna. To Bajzlowy dźwiękowy roller coaster z plątaniną ścieżek – loopów, potężną baterią efektów z mocnymi gitarowymi riffami i perkusją. Brzemieniowo i aranżacyjnie jest bardziej niż ciekawie. Inżynier Mamoń nie znajdzie tutaj niczego, co już wcześniej słyszał!
Bajzel jako wokalista ekspresyjnie ukazuje różne konwencje śpiewania, które często wymykają się fachowym słownikowym definicjom śpiewania. Szumi, brzęczy, melorecytuje, zapowiada, relacjonuje i kołysze balladowo takoż.
Ale „Nieba Bogowie” i „Już nie ma dzikich plaż” to piosenkowe ideały, które powinny być ozdobą składankowych albumów, ku pokrzepieniu serc słuchaczy, że „jeszcze ktoś tworzy mądre piosenki”.
W warstwie Bajzlowego libretta żart miesza się z ironią, groteskowo piękno miesza się z brzydotą czasu a tragifarsa (dla przykładu nagrania „Kanał” czy „Genominimalizm”) otwiera w nas szuflady pryncypialnych przemyśleń nad naszym życiem, (post)pandemiczną nieznaną krainą, w której musimy się na nowo odnaleźć, czy próbą zdefiniowania na nowo takich pojęć jak miłość, czułość, bliskość i lubość.
Płytę otwiera tytułowy, totalnie zakręcony „Pararaj”. To mocne otwarcie. Potem szlagier, podobnie jak kanoniczna wersja pani Ireny Santor, „Już nie ma dzikich plaż”. Rockowym rozmachem i mocnym gitarowym riffem poraża w pozytywnym znaczeniu „Kanał”. Od pierwszego przesłuchania zapada w pamięć atmosferyczny i bardzo plastyczny song „Ona z nim”. Na wejście zaserwowano nam”Pararaj” a w finale, pod znacznikiem jedenastym Waitsowski w klimacie, przybrudzony i nieco melancholijny „Rok 2020”, który na zawsze (przynajmniej dla mnie) pozostanie jako jeden z muzycznych landszaftów pandemicznych dwunastu miesięcy.
Goście, goście…
Bajzel na nową płytę zaprosił całe mnóstwo gości. Korzennie w duchu muzyki tradycyjnej polskiej pobrzmiało za sprawą Malwiny Paszek i jej liry korbowej. W singlu „Łza” pojawiają się takie instrumenty jak obój, wiolonczela i kontrabas.
Nie mogło zabraknąć także starego kompana Bajzla, czyli Denisa Dengo rodem z Mozambiku, który zgłębił tajniki gramatyki i słownika języka polskiego. Na albumie „amOK” zaśpiewał z Bajzlem „Africa”, nieco wcześniej „Yo Right” a na „Pararaj” psychodeliczną, leśno – metafizyczną „Jesienną piosenkę o przygotowaniu nalewki”. Wokalnie autora „Pararaj” wsparły Zuzanna Mikler („Nieba Bogowie”) i Maja Olejnik („Genominimalizm”).
Zamiast podsumowania tej recenzji napiszę to, co często mawiam na antenie Radia WNET: To muzyka warta słuchania. Amen!
Bajzel.Fot. Ignac Tokarczyk – Światopogląd.
Piotr „Bajzel” Piasecki jest autorem sześciu solowych albumów jako Bajzel. Sam pisze teksty, komponuje muzykę i jest multiinstrumentalistą – eksperymentatorem tańczącym z zapętlonymi samplami w eklektyzmie stylów i rozlicznych gatunków. Mimo, że jest samowystarczalny, to czasami ulega pokusie by zrobić coś zespołowo.
Trzy krążki nagrał z Jackiem „Budyniem” Szymkiewiczem jako Babu Król (nadświetlny „Kurosawosyny”). Był też ważnym muzykiem takich projektów jak Pogodno i Napszykłat. Grał na największych polskich i zagranicznych festiwalach, że wymienię tylko Heineken, Off – Festiwal, Jarocin czy SXSW. Nie każdy wie, ale Bajzel to jeden z rozpoznawalnych artystów pod niebem Ameryki:
Jako jeden z nielicznych polskich muzyków znalazłem się na łamach gazety BILLBOARD, amerykańskim portalu muzycznym Brooklyn Vegan i angielskiej gazecie muzycznej Point Blank. Mój koncert był transmitowany na amerykańskim MTV Iggy. Utwór „Window” znalazł się obok Johnego Casha na składance amerykańskiego festiwalu Woodstock. – opowiada skromnie Piotr „Bajzel” Piasecki.
5 czerwca 2021 w audycji „Muzyczna Polska Tygodniówka” będziemy z Piotrem „Bjzlem” Piaseckim świętować dziesiątą rocznicę wydania albumu „Mała Wulgaria” (Mystic Production, 2011). Już dzisiaj zapraszam bardziej niż bardzo.