Bartosz Szymoniak to artysta, który nie boi się podążać własną drogą, łącząc w swojej twórczości alternatywę z komercją i sztuką.
Jego twórczość nie tylko pełna jest emocji, ale również pokazuje, jak muzyka i słowa mogą łączyć ludzi w autentycznym, osobistym doświadczeniu.
Bartas Szymoniak zyskał popularność dzięki swojej charyzmie oraz szczególnemu podejściu do tworzenia. Obecnie, z pięcioma albumami na koncie, w tym z tym nadzwyczajnym „Wojownik z miłości”, nadal dąży do wyrażania siebie, nieustannie kształtując swoją karierę i muzyczną misję na własnych zasadach.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bartasem Szymoniakiem:
Kariera muzyczna Bartosza Szymoniaka
Bartosz Szymoniak zdobył szerokie uznanie nie tylko jako wokalista, ale również autor tekstów. Jego muzyczna kariera rozpoczęła się ponad 21 lat temu, kiedy dołączył do zespołu Sztywny Pal Azji. Po kilku latach działalności w zespole, postanowił rozwijać swoją solową karierę. Jego trzeci album, „Wojownik z miłości”, zdobył tytuł jednego z „Najważniejszych Krążków 2022 roku”, a jego muzyka szybko zdobyła szerokie grono słuchaczy.
Bartas Szymoniak nie boi się poruszać trudnych tematów i w swojej twórczości często łączy poezję z dynamicznymi rytmami.
Płyta „Wojownik z miłości” była krokiem – jak mawia – w stronę absolutnej autentyczności – Szymoniak stworzył album, który mówi o miłości, bólu i życiowych wyborach w sposób bardzo osobisty. Z kolei najnowszy projekt, album „Znaki szczególne„, którego premiera najprawdopodobniej jesienią, jest wyrazem jego przemyśleń na temat przeznaczenia i znaków, które prowadzą nas przez życie.
Zmiana ta nie jest przypadkowa, a Bartas Szymoniak, wierząc w przeznaczenie, sam stara się na swojej drodze dostrzegać te subtelne wskazówki.
Współprace i inspiracje
W wirze kariery Bartasa Szymoniaka pojawiła się Dorota Gardias. Wspólny singiel „Wszystko i nic„ stał się prawdziwym hitem. Jak zwykle Bartas potrafił mistrzowsko połączyć swoje doświadczenia muzyczne, liryzm z emocjami Doroty, tworząc utwór pełen ciepła i refleksji.
Z kolei współpraca z Michałem Parzymięsem, wspaniała dziesięcioletnia więź zawodowa, stanowiąca fundament jego twórczości, jest przykładem na to, jak ważne w muzyce jest zaufanie i wspólne dążenie do artystycznej perfekcji podlane przyjaźnią.
Bartosz Szymoniak to artysta, muzyczny poeta – jak mawiam i piszę, który dzięki swojej determinacji i wierności swoim wartościom, zyskał nie tylko rzesze wiernych fanów, ale także miano osoby, która na stałe wpisała się w polską muzykę alternatywną.
Bartas jest przykładem na to, jak autentyczność, poświęcenie i wytrwałość mogą prowadzić do sukcesu, który nie zależy od chwytów marketingowych, lecz od prawdziwej pasji do tworzenia muzyki. Obowiązkowo z poezją … – Tomasz Wybranowski
Igor Jaszczuk to człowiek instytucja i lubelska legenda, tak poetycka jak i muzyczna. W zaciszu sal i sceny Akademickiego Centrum Kultury w Lublinie zapalał młodych ku pasji tworzenia i miłości poezji.
Igor Jaszczuk — dla jednych bard, dla innych poeta wędrowny z gitarą na plecach i duszą pełną słów.
Wciąż obecny na falach, czy to za oceanem, w eterze irlandzkim, czy na antenie Radia Wnet. Człowiek-instytucja, jak mawiał inny lubelski poeta. W czasach, gdy Akademickie Centrum Kultury „Chatka Żaka” w Lublinie, tętniło pasją, to właśnie on — wraz z dyrektorem Romanem Kruczkowskim — rozniecał ogień twórczości i wiary w poezję. I teatr…
Z tamtych salek wyszły nie tylko dźwięki, ale i idee, które i po 30 latach kwitną dając piękne owoce.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Igorem Jaszczukiem, w dniu premiery singla „Baobab”:
Ale jak to w życiu artysty bywa — przyszła cisza. Cisza, która bolała. I która dojrzewała. Igor Jaszczuk zszedł ze sceny. Warszawa, potem Berlin. Pisał — ale dla innych. Tworzył — ale w cieniu. Śpiewać przestał. Przestał… ale nie zapomniał.
„Nie byłem gotowy. Potrzebowałem dystansu. I wtedy pojawili się ludzie — przyjaciele, życzliwi, którzy po prostu powiedzieli: wróć.”
Wrócił. Ale już inny. Nie przez innych. Przez siebie.
„Dzikie zwierzę”— pierwszy singiel, pierwszy manifest. To nie tylko utwór. To apel. Ojca do synów. Barda do pokolenia. Człowieka do ludzi.
„Nie należę do was. Będę sobą mimo wszystko. I tego wam życzę — bądźcie sobą.” — Igor Jaszczuk
Nie walczy o zasięgi. Nie goni trendów. Nie kalkuluje. Z nikim się nie ściga. Po prostu chce dzielić się swoimi piosenkami. I czeka cierpliwie, że oto może ktoś poczuje podobnie. I czuć, że to nie deklaracja! To Jego prawda.
„Blizny”, czyli płyta jak domowe ognisko
Nieprzypadkowo Jaszczuk mówi o rodzinie, o wspólnym stole, o rozmowie. Jego płyta „Blizny” ma być właśnie takim stołem — gdzie siądzie ojciec z synem, matka z córką, dziadek z wnuczką. I będą słuchać. I rozmawiać. I budować mosty, tam gdzie dziś zieją przepaście.
„To płyta, której dzieci powinny posłuchać z rodzicami. A potem porozmawiać.” — mówię po stokroć!
Nie moda, nie trend. Tylko dusza. Powiedział kiedyś:
„Straciłem sens pisania. Przestałem śpiewać. Ale może kiedyś wrócę.”
Minęły lata. Wrócił. Do siebie. Do muzyki. Do nas. Nie dlatego, że świat tego chciał. Ale dlatego, że miał coś do powiedzenia. I mówi z mądrością, bez patosu. Cicho, ale dobitnie. Tak, że Jego słowa trafiają w samo serce.
Mosty, nie mury
Igor Jaszczuk wrócił. Nie po aplauz. Nie po złote płyty. Wrócił po to, by jego piosenki — czułe, mocne, piękne — stały się mostami. Bo jak sam mówi:
„Muzyka powinna łączyć. Niech każdy śpiewa i słucha tego, co mu w duszy gra.”
Album „Blizny” sławiący „poezję codzienności” — to nie tylko płyta. To zaproszenie. Do rozmowy. Do refleksji. Do bycia razem. – jak mawiam.
IGOR JASZCZUK – powrót do źródeł, powrót do siebie
Po latach ciszy Igor Jaszczuk – artysta o wielu twarzach, którego twórczość od lat porusza czułe struny słuchaczy – wraca z solowym materiałem. Jego nowa płyta zatytułowana „Blizny” to osobista opowieść o pamięci, doświadczeniu, emocjach – tych trudnych, ale i tych, które zostają z nami na zawsze jak drogowskazy.
Czwartym singlem zapowiadającym ten projekt jest „BAOBAB” – utwór szczególny. Zarówno dla samego artysty, jak i dla tych, którzy pamiętają Lublin lat 90., z jego żywą sceną artystyczną i nieformalnym centrum spotkań młodych twórców – Placem Litewskim.
BAOBAB – miejsce, które żyło
BAOBAB to potoczna nazwa nieistniejącego już drzewa, pięknej topoli czarnej na Placu Litewskim w Lublinie, niegdyś tętniącego życiem punktu spotkań, rozmów, pierwszych muzycznych inspiracji.
„To na Placu Litewskim pod baobabem powstały pomysły na pierwsze piosenki… Inspirowaliśmy się nawzajem, wymienialiśmy płytami, książkami, wrażeniami… Było dużo radości, choć czasem polały się łzy, a czasem krew” – wspomina Igor Jaszczuk.
Drzewo, choć zniknęło z miejskiego krajobrazu, przetrwało w pamięci tych, którzy przeżywali tam młodość – intensywną, pełną poszukiwań, buntu i wzajemnych wpływów. W utworze „BAOBAB” ta przestrzeń wraca jako symbol – nie tylko wspomnień, ale też potrzeby autentyczności, bliskości i twórczego fermentu, który z biegiem lat coraz trudniej odnaleźć w świecie głośnych, lecz pustych komunikatów.
Igor Jaszczuk Fot. Wołodźko
Artysta z nadwrażliwego cienia
Igor Jaszczuk przez lata pozostawał w cieniu, choć jego wpływ na polską piosenkę autorską i artystyczną jest nie do przecenienia. W latach 90. był jedną z najważniejszych postaci alternatywnej sceny Lublina – założycielem zespołu BBK, aktorem i współtwórcą muzyki do spektaklu Album Rodzinny teatru Grupa Chwilowa, współzałożycielem Lubelskiej Federacji Bardów.
W 2000 roku artysta niespodziewanie zrezygnował z solowej aktywności, przeniósł się do Warszawy i zajął się muzyką „od zaplecza” – jako wydawca, producent, autor piosenek dla innych wykonawców. I to właśnie z pisania uczynił swój zawód. Jego utwory wykonywały tak różne gwiazdy jak Violetta Villas, Halina Frąckowiak, Justyna Steczkowska, Golec uOrkiestra, Mieczysław Szcześniak, Stachursky, Leszcze czy Michał Wiśniewski.
Z jego muzyką połączyli się także wybitni wykonawcy poezji Karola Wojtyły – m.in. Stanisław Soyka i Andrzej Piaseczny. Tworzył też piosenki o charakterze społecznym i symbolicznym: „Mała książka – wielki człowiek” dla Instytutu Książki, utwór wspierający akcję „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę”, hymn „Serce Warszawy” z okazji 110-lecia Polonii Warszawa czy poruszającą pieśń „Dziewczyna Ukraina” dla Fundacji United24 Prezydenta Ukrainy.
Berlin. Przestrzeń do powrotu
„W 2000 r. przyszedł moment, w którym straciłem sens pisania i śpiewania piosenek. Po prostu zszedłem ze sceny” – mówi szczerze Jaszczuk.
Zmiana miasta, zmiana trybu życia, praca w branży muzycznej, lecz z drugiej strony – te wszystkie decyzje zbudowały drogę do ponownego odnalezienia siebie jako twórcy. Ostatecznie to Berlin, przyjaciele i czas, który przefiltrował wszystko, skłoniły go do powrotu. Bez kalkulacji. Bez ścigania się z algorytmami.
„Blizny” – intymna kronika duszy
Nowy album to zapis emocji – tych, które zostają z nami na zawsze. Tytułowe „blizny” są nie tylko pamiątką po przeszłości, ale też znakiem przetrwania i rozwoju. W „BAOBABIE” – jak i w pozostałych utworach – Jaszczuk nie ucieka od melancholii, ale też nie pogrąża się w niej bez końca. Opowiada, dzieli się, wspomina – i zaprasza słuchacza do świata, który jest może mniej głośny, ale głęboko prawdziwy.
Oto w wigilię zmartwychwstania Chrystusa moja rozmowa z nadzwyczajnym kompozytorem i świetlistym pianistą – Krzysztofem Herdzinem.
Oto w wigilię zmartwychwstania Chrystusa moja rozmowa z nadzwyczajnym kompozytorem i świetlistym pianistą – Krzysztofem Herdzinem.
Krzysztof Herdzin(foty. Grzegorz Śledź) to znakomity pianista, wszechstronny kompozytor, aranżer, dyrygent i producent w jednym ciele.
Mówią o Nim bez krzty przesady: muzyk totalny! To prawda, bowiem jest i muzykiem jazzowym (grał w zespołach Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego i Zbigniewa Namysłowskiego, sam jest liderem tria i big-bandu), popowym (współpracował m.in. z Marylą Rodowicz, Kayah i Zbigniewem Wodeckim), zanurzonym bez reszty w muzyce współczesnej ale też teatralnej i filmowej.
To Krzysztof Herdzin odpowiadał za orkiestracje nagrodzonej statuetką Oscara muzykę Jana A.P. Kaczmarka do filmu „Marzyciel”.
Jego dyskografia liczy ponad 20 autorskich płyt i ponad 200 albumów, w nagraniu których brał udział. Z koncertami zjeździł już niemal cały świat: od Meksyku, przez Chiny, po Australię.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Krzysztofem Herdzinem:
Przed kilku laty w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy odbyło się prawykonanie „Requiem” Krzysztofa Herdzina. Przed pierwszym wykonaniem Jego dzieła tak oto powiedział:
Upamiętniając moich bliskich, chciałbym ukazać śmierć jako stan spokoju i pogodzenia się z tym, co nieuchronne. Nie w sposób budzący niepokój czy trwogę – bo o tych, którzy odeszli, myślę raczej pogodnie i tkliwie. Dlatego właśnie o zmarłych opowiadam w nastroju kontemplatywnym, przepełnionym nadzieją, optymizmem i miłością. Wierzę, że śmierć jest radosnym spotkaniem ze Zbawicielem, nie męką i karą za grzechy.
Kiedy pisał „Requiem”, świadomie zrezygnował z części Dies Irae, która zgodnie ze znaczeniem tytułu – Dzień Gniewu – jest przepełnioną bólem i cierpieniem, krwawą, apokaliptyczną wizją Sądu Ostatecznego.
Również inne części wzorcowego requiem dopełnił swoją wizją:
Z kolei część Kyrie Eleison – po konsultacji z teologiem – zbudowałem dość nietypowo, na bazie radosnego powitania Zmartwychwstałego Jezusa, zwycięskiego Króla, któremu dziękujemy i którego wielbimy za dokonane pojednanie. To triumfalna aklamacja hołdu i uwielbienia – taka, jaką była w oryginalnej liturgii, choć w naszej tradycji to zawołanie nie jest współcześnie rozumiane jako uwielbienie, lecz raczej jako błaganie o miłosierdzie, pełne powagi i smutku.
Na uwagę zasługuje Jego motto, nad którym każdy człowiek powinien pomedytować by znaleźć w sobie siłę do jego realizacji:
Nieważne, co robimy, ważne, ile miłości w to wkładamy. I choć moja miłość do tych, których brak między nami nadal jest żywa, to pozostaje ona wciąż niespełnioną tęsknotą. Chcę okazać swoją głęboką miłość wszystkim moim bliskim, którzy odeszli…