Racje żywnościowe dla uchodźców w Bidibidi mogą znów się zmniejszyć. Może zacząć szerzyć się głód – mówi ks. Antosiak

Misje - Afryka/Źródło: UNHCR.

Misjonarz z Papieskiej Fundacji Pomocy Kościołowi w Potrzebie opisuje życie i problemy uchodźców z Sudanu Południowego, którzy zamieszkali w obozie Bidibidi w Ugandzie.

Afryka zaczyna odczuwać coraz bardziej wojnę na Ukrainie. Rosną ceny żywności, trudniej też organizować jej transport. Głodem zagrożone są mocno osoby przebywające w obozie dla uchodźców w Bidibidi w Ugandzie.

Ich racje żywnościowe zmniejszyły się o połowę w czasie pandemii. Teraz mogą być jeszcze mniejsze. Oznaczałoby to, że mieszkańcy obozu otrzymywaliby już porcje głodowe.

Czytaj także:

Sekretarz Generalny ONZ: musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zapobiec masowemu głodowi

Osoby zamieszkujące obóz w Bidibidi to głównie uchodźcy z Sudanu Południowego. Około 2/3 z nich stanowią dzieci poniżej 18 roku życia. W obozie nie ma prądu. Okresowo pojawiają się też problemy z wodą. W porze suchej mieszkańcy obozu muszą przemierzyć po nią kilkanaście kilometrów. Nierzadko jest ona kiepskiej jakości.

K.B.

Bp Stephen Nyodho Ador Majwok: W Sudanie Płd. miliony głodują. Setki tys. to bezdomni. Rząd wydaje pieniądze na armię

Biskup diecezji Malakal o tragicznej sytuacji humanitarnej w Sudanie Płd., odczuwającym wciąż skutki wojny domowej, chrześcijaństwie w tym kraju i egoizmie przywódców Sudanu Płd.

Sudan Południowy jest najmłodszym państwem świata, powstaliśmy w 2011 r., po 50 latach wojny, wojny o sprawiedliwość. Sudan Południowy jest terenem chrześcijan, a Sudan bardziej muzułmanów.

Bp Stephen Nyodho Ador Majwok o trudnej sytuacji w Sudanie Południowym z powodu wojny domowej, która miała miejsce sześć lat temu. Jak krwawa była to wojna, uzmysławia to, że jak mówi, w 2013 r. doszło do sytuacji, w której w ciągu zaledwie kilku dni zginęło 2000 ludzi. Obecnie w tym afrykańskim kraju nie ma podstawowych produktów do życia. Sudańczyków Południowych jest 15 mln, z czego połowa żyje jako uchodźcy w krajach ościennych jak Etiopia, Uganda, Kenia, Sudan. Setki tysięcy ludzi nie ma dachu nad głową.

Trzeba powiedzieć bardzo głośno, że tylko w mojej diecezji w dwóch miastach: w jednym mieście jest 40 tys. żyjących pod chmurą, w następnej miejscowości 130 tys.

Bardzo wiele miejscowości, w tym ta, z której hierarcha pochodzi, zostało zniszczonych. Na dodatek jak mówi, „widzimy, że jeżeli ludzie pracują, to nie otrzymują wynagrodzeń”. Niektórzy od 3 do 5 miesięcy nie dostali ani grosza.

Połowa naszego kraju żyje jedynie od zewnętrznej pomocy z innych państw.

Biskup mówi, że „wiele osób żyje w swoich wioskach i jakoś sobie radzą”, ale inne miejsca kraju cierpią skutki wojny. Uważa, iż Polacy powinni to zrozumieć, gdyż sami w swej historii doświadczyli wojny.

My mamy ropę. Nasi rządzący  mają pieniądze z tego tytułu, których niestety używają, żeby się zbroić, a nie żeby pomóc ludziom.

Stwierdza, że przyjechał do Polski, aby upomnieć się o ludzi, którzy doświadczają wielkiej niesprawiedliwości ze strony własnego rządu. Mówi także, kiedy w Sudanie Płd. pojawili się chrześcijanie.

W 1870 r. przybyli tam misjonarze, by ewangelizować tamte kraje, Większość naszego kraju mieszkańcy to chrześcijanie, katolicy. Mamy już 7 diecezji, ale bardzo brakuje nam księży. Ze swojej diecezji mógłbym zrobić trzy, ale brakuje nam ludzi.

Biskup diecezji Malakal w metropolii Dżuba mówi, że historia chrześcijaństwa na terenach Sudanu Południowego zaczęła się „niedługo po Chrystusie”. Pierwsi chrześcijanie pojawili się w starożytnej Nubii w II w., jednak dziedzictwo chrześcijańskie zostało przerwane przez ekspansję islamu. Obecnie Kościół jest głosem cierpiących ludzi. Głos ten jest jednak słabo słyszalny przez rządzących mimo, że sam prezydent jest katolikiem.

Pamiętamy wszyscy gest papieża Franciszka, który obmył nogi naszych rządzących, po tym geście nic się nie zmieniło.

Nasz gość przypomina mocny gest papieża Franciszka z kwietnia br., który w trakcie spotkania z przywódcami Sudanu Płd. upadł im do nóg i ucałował ich stopy. Stwierdza, że niestety nie wzięli oni tego do serca, bo nic się od tego czasu nie zmieniło.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Ks. Sikoń SDB: Polscy misjonarze pokazują wspaniałą pracę i piękne świadectwa niejednokrotnie w trudnych miejscach

Ks. Roman Sikoń SDB zapowiada audycję Riksza miłosierdzia, która będzie przedstawiać życie misjonarzy. Pierwszy odcinek będzie tyczył obozu uchodźców w Ugandzie.

 

 

W najbliższy piątek w Krakowie o godzinie 15:00 rusza audycja Riksza miłosierdzia, która zabierze nas w różne strony świata, aby pokazać przede wszystkim wspaniałą pracę polskich misjonarzy i piękne świadectwa wiary niejednokrotnie w trudnych miejscach i ciężkich okolicznościach – mówi gość „Poranka WNET”.

Pierwsza audycja będzie mówiła o obozie uchodźców na północy Ugandy, gdzie pracują współbracia salezjanie. Starają się oni pomagać młodzieży, która z powodu wojny domowej w Sudanie Południowym, musiała uciekać do swoich domów.

Jest to obóz, który w tej chwili liczy ok. 50-ciu tys. uchodźców właśnie z Sudanu Południowego, głównie z plemienia Achioli. Sytuacja cały czas się zmienia, codziennie przyjeżdżają nowe autobusy z punktu przejściowego na granicę z Ugandą, gdzie przewożeni są uchodźcy. „Z drugiej strony trzeba zagwarantować ludziom w miarę normalne życie, więc powstał obóz, a my jako salezjanie wypełniamy swoją misję” – zaznacza salezjanin.

Obok obozu powstała szkoła zawodowa, którą prowadzą salezjanie dla młodzieży sudańskiej. Młodzież uczy się zawodów, które będą im potrzebne w ich realiach wtedy, kiedy wrócą do swojej ojczyzny. Jest to mechanika dotycząca małych motocykli, które są podstawowym środkiem transportu dla wielu ludzi. Jest tam również szkoła rolnicza, uczymy krawiectwa i fryzjerstwa.

Trzeba pomóc człowiekowi podnieść go w górę za pomocą dania mu tych umiejętności zawodowych, które pozwolą mu w przyszłości dawać sobie radę w życiu – podkreśla rozmówca.

Jak dodaje: Nasze zgromadzenie na całym świecie liczy 16 tys. współbraci. Trudno nam nieraz określić, jakie są nasze tereny misyjne. Byliśmy w wielu miejscach na świecie, chcemy powiedzieć, aby duch misyjny panował wszędzie. 

M.N.

Ks. Boguszewski: Trzeba otworzyć serca

Na początku „Tygodnia solidarności z Kościołem prześladowanym” dyrektor warszawskiego biura fundacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie” mówi o warunkach życia chrześcijan na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

Ksiądz Mariusz Boguszewski wypowiada się na temat  pogarszającej się sytuacji chrześcijan w Etiopii, którzy są ofiarą konfliktu na szczytach władzy w tym kraju. Mówi również o dramatycznej sytuacji humanitarnej w Sudanie Południowym, w tym o udziale dzieci w mającym tam miejsce konflikcie zbrojnym. Opowiada powziętym przez fundację „Pomoc Kościołowi w potrzebie” zamiarze przybliżenia Polakom realiów tego niedawno powstałego kraju. Dyrektor warszawskiego biura fundacji podkreśla, że działania podejmowane przez społeczność międzynarodową na rzecz poprawy sytuacji prześladowanych chrześcijan są dalece niewystarczające.

Mówiąc o obecności chrześcijan w Ziemi Świętej, ks. Boguszewski stwierdza, że jest ona ich naturalnym prawem, a nie „luksusem”. „Oni od zawsze tam byli”- przypomina.  Przedstawiciel fundacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie”  nie ma wątpliwości:

Jesteśmy w stanie pomóc tym ludziom.

Duchowny stwierdza, że walka z głodem w Sudanie Południowym jest obecnie największym zadaniem dla organizacji pomocowych, w tym dla fundacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie”. Wskazuje, iż taki cel wyznaczony został przez samego papieża Franciszka.

A.W.K

Dziennikarka Julia Prus: Główną przyczyną wojny domowej w Sudanie Południowym nie jest religia, a surowce naturalne

Wojna w Sudanie Płd. toczy się o władzę, surowce naturalne, wodę, żyzną ziemię i bydło. Dla przykładu ręka prezydenckiej córki kosztowała 150 krów, przy czym jedna krowa ma wartość 300-500 dolarów.

Julia Prus, dziennikarka Polskiego Radia, była gościem Krzysztofa Skowrońskiego w Poranku Wnet. Do Sudanu pojechała na pół roku przed podziałem kraju na część południową i północną, by relacjonować tamtejsze wydarzenia. Została w Afryce siedem lat, brała m.in. udział w Peace Building Project.

Dziennikarka opowiadała o wojnie domowej w  Sudanie Południowym, z powodu której kraj opuściło już 3 miliony mieszkańców. Główną przyczyną konfliktu są duże ilości surowców naturalnych – wbrew powszechnym opiniom, że tamtejsze wojny wybuchają na tle religijnym. Mechanizm tych wojen – jak twierdzi Julia Prus – jest skomplikowany i wielopoziomowy. Zaczyna się od konfliktów etnicznych, potem jest walka o władzę na terenie, gdzie występują surowce, głównie tam, gdzie są złoża złota, rafinerie i ropa naftowa, jak również niepodzielone koncesje.

Do tego dochodzi problem skorumpowanych polityków, wspieranych przez Chiny czy międzynarodowe korporacje mające swoje udziały w Europie i Stanach Zjednoczonych. Według informacji naszej rozmówczyni, największe udziały w korporacji mają obecnie Chiny i Indie. Gdzieś w tym mechanizmie pojawia się także Rosja.

Wojna toczy się również o Nil, wodę, żyzne ziemie, a także o bydło, bardzo ważne dla Sudańczyków – np. ręka prezydenckiej córki została wyceniona na 150 krów, a jedna krowa to 300-500 dolarów.

Dziennikarka mówiła także o roli, jaką w Sudanie Południowym odgrywają niosące pomoc organizacje.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

LK

Papież Franciszek rozważa możliwość podróży do Sudanu Południowego wraz z anglikańskim arcybiskupem Cantenbury

W dwóch okręgach Sudanu Południowego ogłoszono klęskę głodu. To rezultat wojny domowej i kryzysu gospodarczego. Szacuje się, że głodem jest zagrożonych około miliona Sudańczyków.

Papież Franciszek ujawnił w niedzielę, że rozważa możliwość podróży do cierpiącego z powodu klęski głodu Sudanu Południowego. Mógłby tam pojechać z anglikańskim arcybiskupem Canterbury, Justinem Welbym.

Franciszek, który tego dnia jako pierwszy papież odwiedził kościół anglikański w Rzymie, podczas rozmowy z tamtejszymi wiernymi powiedział: – Rozważam, rozważają też moi współpracownicy, możliwość podróży do Sudanu Południowego.

Dlaczego? Dlatego, że przyszli do mnie biskupi anglikański, prezbiteriański i katolicki, i powiedzieli mi: „Prosimy przybyć do Sudanu Południowego, chociaż na jeden dzień, ale nie sam, z Justinem Welbym, arcybiskupem Canterbury” – relacjonował papież.

W ich młodym Kościele pojawił się ten pomysł, a my zastanawiamy się nad tym. Sytuacja tam jest bardzo niedobra, ale oni chcą pokoju, razem pracują na rzecz pokoju – podkreślił Ojciec Święty w czasie wizyty w kościele All Saints (Wszystkich Świętych) w centrum Wiecznego Miasta.

Podczas niedzielnego spotkania ze wspólnotą anglikańską papież mówił, że ekumenizm nie powstaje w laboratorium, ale podczas wspólnego podążania jedną drogą. I pytał, co jest ważniejsze w ekumenizmie: „dialog teologiczny czy praktyczne braterstwo?”. Przytoczył następnie słowa prawosławnego patriarchy Konstantynopola Atenagorasa, który podczas historycznego spotkania z papieżem Pawłem VI w 1964 roku powiedział: „My stwórzmy jedność między nami, a wszystkich teologów wyślijmy na wyspę, żeby myśleli”.

Franciszek podkreślił, że zgadza się z tym, co mówił jego poprzednik Benedykt XVI o tym, że w dialogu teologicznym należy szukać korzeni. – Ale tego nie można robić w laboratorium, należy to robić podążając, na drodze. My jesteśmy w drodze, i na tej drodze prowadzimy także dyskusje. Robią to też teolodzy, a w tym czasie my pomagamy sobie nawzajem w naszych potrzebach, w naszym życiu – tak papież opisał ekumenizm.

Wyraził przekonanie, że nie można dokonać postępu w ekumenizmie, „stojąc w miejscu”.

Ojciec Święty mówił także, że kiedy Paweł VI kanonizował w 1964 roku męczenników z Ugandy, ofiary prześladowań z końca XIX wieku, powiedział, że powinien ogłosić świętymi zarówno katolików, jak i anglikanów, bo razem zginęli, zamordowani z nienawiści do ich wiary. Papież przypomniał, że Kościół ugandyjski czci jednakowo wszystkich męczenników, katolików i anglikanów.

Na zakończenie wizyty Franciszek dostał od anglikanów domowe produkty: marmoladę, sos chutney i tradycyjne angielskie ciasto, simnel cake. Udekorowane ono jest jedenastoma kulkami z marcepanu, które symbolizują 11 apostołów z wyjątkiem Judasza.

Odwiedzany przez wiernych z całego świata anglikański kościół All Saints obchodzi w tym roku 200-lecie.

PAP/lk