Z zieloności Amazonii ojciec Roman Sikoń – w Wigilijnym programie specjalnym

Ks. Sikoń swoją przygodę z misjami rozpoczął dwadzieścia lat temu jako wolontariusz w Afryce. Jego filmy często dotykają trudnych tematów, takich jak cierpienie, wojny i prześladowania, przy jednoczesnym ukazaniu siły wiary i wartości pracy misjonarzy w regionach takich jak Republika Środkowoafrykańska czy Uganda. Jego prace łączą refleksję teologiczną z głębokim zrozumieniem problemów społecznych, a także promują charyzmat św. Jana Bosko, którego misją była pomoc potrzebującym poprzez edukację i ewangelizację. Ks. Sikoń znany jest również z zaangażowania w edukację i produkcję filmów dokumentalnych, które promują dialog międzykulturowy oraz podkreślają wartość misji humanitarnych i ewangelizacyjnych w świecie. W swoich pracach łączy nowoczesne technologie, jak drony, z tradycyjnymi formami dokumentacji, tworząc inspirujące historie z życia misji katolickich.

Zapraszamy na fascynującą rozmowę o świętach w Amazonii z ks. Romanem Sikoniem – salezjaninem, misjonarzem, dokumentalistą i reżyserem.

 Pochodzący z Limanowej kapłan od lat łączy swoją duchową misję z pasją do dokumentowania życia w najodleglejszych zakątkach świata. Jego prace, takie jak wielokrotnie nagradzany film „Rzeka życia”, pokazują codzienność rdzennych plemion, ich kulturę, wyzwania, a także rolę misji salezjańskich w ich życiu.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z ojcem Romaniem Sikoniem:

 

„Rzeka życia” to niezwykły dokument, który powstał podczas samotnej wyprawy ks. Sikonia do serca Amazonii. Jako reżyser, operator i montażysta w jednej osobie, ukazał życie plemion Yanomami oraz wpływ globalizacji na ten odległy region. Film nie tylko zdobył uznanie krytyków, otrzymując Nagrodę im. Kazimierza Dziewanowskiego, ale także poruszył serca widzów, wzywając do refleksji nad ochroną natury i ludzkiej godności.

Ks. Sikoń od lat prowadzi audycję „Riksza Miłosierdzia” w Radiu Wnet, gdzie dzieli się opowieściami z misji i ukazuje codzienność polskich misjonarzy. Jego audycje są dostępne w formie podcastów, co umożliwia szerokie dotarcie do słuchaczy i kontynuację dialogu o wartościach takich jak solidarność, pomoc i odpowiedzialność za świat, który zamieszkujemy.

 

Świątynia w Macore. Fot. ojciec Roman Sikoń

 

Podczas rozmowy z ks. Romanem Sikoniem przyjrzeliśmy się, jak wyglądają święta Bożego Narodzenia w Amazonii – jakie tradycje kultywują tamtejsze społeczności, jak łączą je z działalnością misyjną i jakie wyzwania stoją przed mieszkańcami dżungli w czasie Bożego Narodzenia.

To także znakomita sposobność, aby porozmawiać o kulisach pracy misyjnej  i odkryć, jak misjonarze, zanurzeni w trudnych warunkach, potrafią nieść nadzieję i radość nawet w najdalszych zakątkach świata.

 

Boże Narodzenie w Amazonii

W Amazonii, gdzie żyją liczne plemiona rdzennych mieszkańców, takich jak Yanomami, Kayapo, Tikuna, Yagua czy Huitoto, obchodzenie Bożego Narodzenia jest wynikiem kontaktów z misjonarzami i misjami katolickimi, które dotarły do tego regionu w XVIII i XIX wieku.

W plemionach amazońskich bardzo ważnym elementem życia jest wspólnota, a święta są idealną okazją do wzmocnienia więzi społecznych. Często obchodzenie Bożego Narodzenia wiąże się z dużymi zjazdami, w których uczestniczą nie tylko członkowie jednej wioski, ale także sąsiednich plemion.

Spotkania te mają również na celu wymianę darów, zarówno tych materialnych, jak i duchowych, a także rozmowy i przekazywanie wiedzy. 

Rola misjonarzy i Kościoła

W wielu plemionach Amazonii, misjonarze katoliccy odgrywają ważną rolę w organizowaniu świąt Bożego Narodzenia. Wśród rdzennych mieszkańców Amazonii Boże Narodzenie jest czasem refleksji nad równowagą z naturą, dzielenia się zasobami, a także wyrazem dziękczynienia za obfitość ziemi.
Święta Bożego Narodzenia w Brazylii, zwłaszcza w Amazonii, mają bardzo zróżnicowaną formę w zależności od lokalnej kultury i tradycji. Choć podstawowy rytuał związany z narodzinami Jezusa jest obecny, to plemiona rdzennych mieszkańców, z ich unikalnymi wierzeniami i obrzędami, nadają tym obchodom specyficzny charakter.

Boże Narodzenie staje się nie tylko świętem religijnym, ale także okazją do umocnienia więzi społecznych, zjednoczenia w obliczu natury i tradycji plemiennych.

Serdecznie zapraszamy do wspólnej podróży, która pokaże, jak wiara i tradycja przenikają się w jednym z najbardziej fascynujących regionów naszej planety. Święta w Amazonii oczami ks. Romana Sikonia to opowieść, której nie można przegapić!

Turaj do wysłuchania rozmowa o jego misyjnej pracy:

 

opracował Tomasz Wybranowski

 

Przeinaczania i zakłamywania spuścizny Zbigniewa Herbarta przez środowisko „pomagdalenkowców” – dr Marek Klecel

W setną rocznicę urodzin Cesarza Poetów Zbigniewa Herberta kończę mój cykl programów o twórcy „Przesłania Pana Cogito”.

 Z doktorem Markiem Klecelem znakomitym historykiem literatury, publicystą, wydawcą oraz redaktorem, znanym z szeroko zakrojonych badań historycznych oraz współpracy z wydawnictwem Biały Kruk pochylam się nad tematem przeinaczania i zakłamywania spuścizny Zbigniewa Herbarta w latach 90. XX wieku przez środowisko, które nazywam „pomagdalenkowym”.

Kanwą rozmowy jest głośny artykuł dra Marka Klecela „Ostatni spór o Herberta” oraz konflikt z Czesławem Miłoszem.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z drem Markiem Klecelem:

 

Artykuł Marka Klecela „Ostatni spór o Herberta” analizuje kontrowersje wokół Zbigniewa Herberta. W swoim znakomitym tekście dr Marek Klecel koncentrując się na jego wykluczaniu z życia publicznego w latach 90. XX wieku oraz konfliktach z innymi intelektualistami, zwłaszcza z Czesławem Miłoszem.

Marek Klecel omawia próby marginalizowania Herberta przez środowisko związane z „Gazetą Wyborczą” i Adamem Michnikiem, sugerując, że wynikały one z niechęci wobec jego niezależnej, krytycznej postawy wobec rzeczywistości politycznej i społecznej w Polsce.

W latach 90. Herbert krytykował postawy kompromisowe wobec dawnych komunistów, co prowadziło do ostracyzmu ze strony pewnych środowisk intelektualnych. W artykule Marek Klecel szczególnie podkreśla spór z Miłoszem, który był zarówno literacki, jak i ideowy. Miłosz, bardziej pragmatyczny w podejściu do historii i polityki, nie podzielał heroicznej wizji moralności Herberta. Konflikt ten stał się symbolem szerszego sporu o rolę intelektualistów w rozliczeniach z komunizmem.

Autor zwraca uwagę, że Herbert, mimo uznania na świecie i ogromnego wpływu na polską kulturę, był często pomijany w oficjalnym dyskursie kulturalnym w kraju. Mój rozmówca wskazuje, że

poeta został niesłusznie oskarżany, a jego postawa była niekiedy wykorzystywana przeciwko niemu, nawet po śmierci. Sytuację tę dodatkowo komplikowały osobiste problemy Herberta, takie jak depresja, które były tematem publicznych spekulacji, zwłaszcza ze strony krytyków.

Tutaj do wysłuchania II część specjalnego programu o Zbigniewie Herbercie:

 

Czesław Miłosz w swojej twórczości oraz wypowiedziach wielokrotnie poruszał kwestię charakteru narodowego nas Polaków, bo sam uważał się za Litwina, „ostatniego obywatela Księstwa Litewskiego”. Noblista, którego trofeum zamieniłbym na pełnoprawnego i w pełni zasłuzonego (nie tak jak w przypadku autora „Ziemi Ulro”) Nobla z literatury dla mistrza Herberta, bardzo często przedstawiał nas Polaków w negatywnym świetle.

W jednym z wywiadów określił Polskę jako kraj chylący się „przed bóstwem wódki i kiełbasy,” co można odczytać jako krytykę nadmiernego przywiązania Polaków do materializmu czy prostych przyjemności życia codziennego​ nad prymatem ducha.

Miłosz bywał również sceptyczny wobec zdolności Polaków do dokonywania rzeczy wielkich. Zwracał uwagę na ich tendencje do kłótliwości oraz brak zdolności do organizacji wspólnotowej, co w jego opinii ograniczało ich potencjał. Jednak jednocześnie w jego poezji i prozie można odnaleźć wyrazy głębokiego współczucia dla Polaków i naszej historii.

 

 

Dr. Marek Klecel jest historykiem literatury, publicystą, wydawcą i redaktorem, znanym z szeroko zakrojonych badań historycznych oraz współpracy z wydawnictwem Biały Kruk. Specjalizuje się w literaturze i historii polskiej, szczególnie w kontekście losów Polaków zesłanych na Syberię. Jest autorem książki „Sybir. Dzieje polskich zesłańców XVIII–XX w.”, w której opowiada o trudach i heroizmie polskich zesłańców, przytaczając ich poruszające historie, wzbogacone licznymi ilustracjami. Książka jest zarówno świadectwem historycznym, jak i hołdem dla tych, którzy wytrwali w obliczu niewyobrażalnych przeciwności​

Dr Marek Klecel został odznaczony medalem „Pro Patria” w uznaniu za współpracę z wydawnictwem Biały Kruk oraz za propagowanie tradycji niepodległościowych i patriotycznych.

W ramach współpracy z wydawnictwem Biały Kruk przyczynia się do popularyzacji polskiej historii, wartości patriotycznych i chrześcijańskich. ​

​Tutaj do wysłuchania pierwsza część specjalnego programu o Zbigniewie Herbercie:

 

 

Jarosław Płachecki: Udało nam się zdobyć dokumenty potwierdzające polską tożsamość Constance Markievicz

Hanna Dowling, były prezes Irish-Polish Society J. Płachecki i wspominana w wywiadzie "Trybuna Ludu" wydana w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 roku | Fot. archiwum H. Dowling

Wiceprezes Polish-Irish Society o współpracy Polsko-Irlandzkiej

Dr Jarosław Płachecki – dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie, był kolejnym gościem środowego „Poranka Wnet”. Gość Tomasza Wybranowskiego jest także wiceprezes Irish – Polish Society i kronikarzem historii polsko-irlandzkich stosunków dyplomatycznych.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z drem Jarosławem Płacheckim:

Dr Jarosław Płachecki jest autorem książki „Dom Polski w Dublinie. Ilustrowana kronika”.

 

Hanna Dowling, były prezes Irish-Polish Society J. Płachecki i historyczne wydanie „Trybuny Ludu” wydanej w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 roku | Fot. archiwum H. Dowling.

Udało nam się zdobyć dokumenty potwierdzające polską tożsamość Konstancji Markiewicz, byłej minister pracy Irlandii, kiedy ta zrzucała jarzmo angielskiego zniewolenia. W przyszłym roku będzie zdecydowanie więcej doniesień na ten temat, a także planujemy spektakle teatralne na podstawie sztuk Markiewicza. Polska jest obecnie ważnym partnerem dla Irlandii. Zżyliśmy się z Irlandczykami. Jest dużo mieszanych rodzin. Cieszy to, że na Szmaragdowej Wyspie Polacy są znakomicie postrzegani z powodu dobrego etosu pracy.

Mariusz Pilis: Żyjemy w bardzo napiętym, niebezpiecznym czasie i szybko powinniśmy się pozbierać

Mariusz Pilis / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Reżyser przypomina swój film „Historia jednej zbrodni”, a także mówi o najnowszym projekcie.

Mariusz Pilis, podczas rozmowy z Tomaszem Wybranowskim, opowiada o swoim filmie „Historia jednej zbrodni” (2023). Dokument w przejmującej aurze zakłamywania przebiegu i rozmywaniu win sprawców zbrodni z czasów II Wojny Światowej opowiada przejmującą historię rodziny Ulmów – Józefa i Wiktorii oraz ich siedmiorga dzieci, którzy poświęcili swoje życie, próbując ratować życie dwóch żydowskich rodzin.

Niewyobrażalna zbrodnia, której 24 marca 1944 roku dokonali Niemcy, mordując z zimną krwią także malutkie dzieci Ulmów, jest dla reżysera punktem wyjścia do śledztwa w tej sprawie. Jego wyniki są szokujące…

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z naszym wybitnym reżyserem i scenarzystą:

 

Komentuje także wydarzenia w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku,  w związku ze zmianą wystawy poświęconej między innymi rodzinie Ulmów:

Obecna sytuacja polityczna, to palenie ziemi po ostatnich 8 lat rządów. Żyjemy w bardzo napiętym, niebezpiecznym czasie i szybko powinniśmy się pozbierać, bo to, czego doświadczamy, będzie stanowić o tym, gdzie będzie Polska za kilka lat, czy będzie przedmiotowa, czy podmiotowa.

Jak mord na dzieciach w angielskim Southport wpłynie na debatę na temat nielegalnej imigracji i migrantów ekonomicznych

Oto nazwiska biednych i niewinnych aniołków zamordowanych w angielskim Southport przez 17-letniego Rwandyjczyka: Bebe King (6 lat), Elsie Dot Stancombe (7 lat) i Alice Dasilva Aquiar (9 lat). [*] [*] [*]

Przestępca, który był uzbrojony w nóż, wszedł do środka i zaatakował dzieci przebywające w ośrodku kultury. Dwie dziewczynki nie żyją. Miały 6, 7 i 9 lat.

Oto nazwiska trzech biednych i niewinnych aniołków: Bebe King (6 lat), Elsie Dot Stancombe (7 lat) i Alice Dasilva Aquiar (9 lat). [*] [*] [*]

Tutaj do wysłuchania program specjalny „4PRZEZ4” Bogdana Feręca i Tomasza Wybranowskiego:

 

Sześcioro innych dzieci i dwoje dorosłych wciąż są w stanie krytycznym i walczą o życie. Dwoje innych dzieci zostało rannych, ale ich życiu na szczęście nie zagraża niebezpieczeństwo.

Walczący o życie dorośli, którzy próbowali chronić dzieci w momencie ataku to 35-letnia Leanne Lucas, nauczycielka jogi, która według doniesień BBC prowadziła zajęcia taneczne i jogi w czasie wakacji i lokalny przedsiębiorca Jonathan Hayes.

Tak wyglądają fakty w związku z atakiem terrorystycznym, bo tak ten atak i zbrodnię określam. Miejscem tej ohydnej zbrodni jest ciche miasteczko Southport w północno – zachodniej Anglii. Bandyta dokonał terroru w jednej z placówek kultury, kiedy trwał w najlepsze „poranek taneczny i warsztaty robienia bransoletek”. Przecież trwają wakacje!

 

 

Wierzę, że ośmioro ciężko rannych – sześcioro dzieci i dwoje dorosłych bohaterów ratujących dzieciaki przeżyje, choć ich stan jest krytyczny.

Zaraz „ci poprawni” mnie zakrzyczą, ale trzeba podkreślić z całą stanowczością, że po raz kolejny napotykamy na efekt złej polityki migracyjnej, która absolutnie nie sprawdza się! Przypomnę, że ta kwestia była jedną z przyczyn dlaczego obywatele Zjednoczonego Królestwa opowiedzieli się za Brexitem.

 

TEORIE I WERSJE WYDARZEŃ ZWIĄZANYCH Z MORDERCĄ 

Wersje dotyczące sprawcy terroru były dwie. Jedne źródła związane z wypowiedziami osób mieszkających w wiosce Banks w hrabstwie Lancanshire (północno – zachodnia Anglia, blisko Liverpoolu) wskazywały, że sprawcą jest 17-letni Syryjczyk, Ali Al-Shakati – tu cytaty z sieci „od roku przebywający w Wielkiej Brytanii„.

Druga wersja, która w końcu okazała się tą właściwą, była inna, że zbrodni dokonał 17-letni syn uchodźców z Rwandy, który urodził się w Cardiff i jest drugim pokoleniem, tych co przybyli w taki czy inny sposób do Wielkiej Brytanii. Coraz więcej osób zadawało sobie pytania: „dlaczego policja milczy na temat narodowości sprawcy”„na ile policja i media chcą maksymalnie ostudzić wzburzenie społeczne i słuszny gniew.”

Po dobie od ataku podano już oficjalnie, że rzezi dokonał 17-latek, który urodził się w Cardiff a jego rodzice byli Rwandyjczykami. Przeprowadził się z nimi do Southport w 2013 roku.

 

 

W jednym i drugim przypadku nie zmienia to faktu, że zabójca to nikczemny potwór, który chciał zaszlachtować 13 osób. Przypomnę! Trzy niewinne dziewczynki uczęszczające na wakacyjne zajęcia nie żyją! Pozostałe dzieci walczą o życie.

Czyli co poprawni? Kolejny biedny imigrant, który w drugim pokoleniu nie umie się odnaleźć i nie potrafi powstrzymać swoich emocji. Czyli co? Musimy tolerancyjnie usprawiedliwić i litować się nad nim, że biedny, że korzeniami z Rwandy, że bez perspektyw i wykluczony?! Przepraszam za sarkazm…

Słyszałem jednak głos: „Wpuśćmy ich wszystkich a później się sprawdzi, kim oni są!” . To nie był sen! Tak grzmiała pewna pani poseł [nazwisko litościwie przemilczę].

Problem jest znacznie głębszy, jak rany w ciałach martwych dzieci i bardziej złożony. Jak bowiem zachęcić do asymilacji tych, któzy zasymilować się nie chcą? Jak to uczynić, kiedy żyjemy w czasie kapitulacji i kompletnych ustępstw w imię „postępu, otwartości i tolerancji”.  Czas to powiedzieć wprost, że Europa pochyla się i kłania ludom Afryki i Azji, którzy pochodząc i często wzrastając w innych tyglach kulturowych nie nawykli są do egzekwowania i poszanowania dla europejskich – CZYLI NASZYCH! – zasad, praw, kultury i kodów zachowania? Europa za chwilę stanie się pariasem światajego kloaką.

Fala niechęci i bojaźni przed niekontrolowanym zalewem nachodźców przybiera na sile. Tak dzieje się chociażby w mojej Irlandii. To już nie małę „strachy na lachy”, ale gigantyczny lęk przed realnym terrorem, którego jesteśmy świadkami w Europie przez ostatnie 10 lat, śledząc czarną listę największych zamachów i odczytując nazwiska ich sprawców – morderców.

Prześledźcie także czasem media irlandzkie, albo portal Polska-IE.com by dowiedzieć się, co na przykład dzieje się w Coolock. W tej dublińskiej dzielnicy od prawie miesiąca nie ustają protesty przeciwko budowie ośrodka dla uchodźców. 

 

 

TERROR A NIE INCYDENTY!!!

Oczywiście brytyjscy politycy i policja twierdzą zgodnie [jak zwykle], że „zdarzenie [ergo: incydent] nie miało znamiona ataku terrorystycznego” [sic!]. To jak na Boga nazwać próbę zarżnięcia, zaszlachtowania niczym owiec grupę jedenaściorga dzieci przez 17-letniego bandytę. Niestety także media zmieniają terror w incydent w imię poprawności politycznej, czyli by nie podpaść mniejszościom etnicznym. 

 

Jak działają służby Wielkiej Brytanii, aby bronić swoich obywateli?

Wracam teraz do pierwszej wersji, czyli osób związanych z miejscowością Banks. Twierdzili oni, że ów Ali-Al-Shakati (raz jeszcze podkreślam, że opierałem się na głosach community, czyli mieszkańców którzy „rzekomo zidentyfikowali go z miejscowości, w której dostał socjalne mieszkanie”) był już znany policji i służbom. Choć policja skwapliwie ukrywa oficjalnie tożsamość mordercy.

Wczoraj [29 lipca 2024] nazwano go „lokalnym chłopcem”. To częsty zabieg, tak jak i w Polsce, kiedy ukrywa się narodowość, inicjały, imiona przestępców nie – Polaków.

Wersja druga, lansowana od rana, to syn rwandyjskich uchodźców urodzony w Cardiff (Walia). Osoby powiązane z wioską Banks twierdzą jednak, że zabójca przybył rok temu nielegalnie do UK i figurował na liście podejrzanych MI6 i był znany także służbom zdrowia psychicznego w Liverpoolu.

To wszystko jest nieważne! Zabójca, bandyta, nożownik, NIEWAŻNE, czy jest Syryjczykiem przybyłym rok temu na pontonie na Wyspy przez Kanał La Manche czy urodzonym w uchodźczej rodzinie o rwandyjskich korzeniach JEST ZABÓJCĄ I BANDYTĄ!

Skoro Wielka Brytania nie radzi sobie w tym, to w jaki sposób ma to udźwignąć Polska – z premierem Donaldem Tuskiem, który uroczyście [przypominam „UŚMIECHNIĘCI”] „UNIEWAŻNIŁ TO REFERENDUM”???

Pytanie retoryczne, bo przecież teraz rzeczy mają się zdecydowanie gorzej niż 9 lat temu. Dlatego słowa pana Sienkiewicza, emigranta zarobkowego, co to czmychnął do Brukseli – „ch.., dupa i kamieni kupa” – brzmią jeszcze bardziej złowrogo a do tego wieszczo. Niestety.

Skoro służby nie potrafią zrobić porządku z nielegalnymi nachodźcami i ich pomocnikami łamiącymi prawo Rzeczpospolitej a sam minister obrony prosi płaczliwym głosem przedstawicieli pro – nachodźczych NGO’sów „ej, nie podawajcie namiarów nielegalnym, bardzo was proszę”, to co mamy o tym sądzić??? Ano jedno [chyba] tylko:

Ratuj się kto może, więc staraj się o broń myśliwską lub kolekcjonerską Obywatelu! Pomóż ojczyźnie i obroń się sam! 

A problem jest poważny. Ponad 60 % ciężkich przestępstw na Wyspach Brytyjskich popełniają uchodźcy o innym niż biały kolor skóry. Wzrost przestępczości w Wielkiej Brytanii zatrważa!

 

O 4% w górę wzrost przestępstw z użyciem noża lub ostrego narzędzia zarejestrowanych przez brytyjską policję od 1 marca 2023 – do końca 1 marca 2024. 50 510 to liczba ciężkich przestępstw z użyciem noża lub ostrego narzędzia odnotowanych przez służby mundurowe w Wielkiej Brytanii od 1 marca 2023 do 1 marca 2024 r.) 78%!!! – tyle wyniósł wzrost przestępstw z użyciem noża lub ostrego narzędzia w ciągu ostatnich 10 lat (do marca 2024 r.)

Jak widzimy na Wyspach rośnie liczba tego typu przestępstw. Podobnie prezentują się statystyki dotyczące gwałtów, pobić, kradzieży i włamań popełnianych przez muzułmańskich imigrantów pierwszego i drugiego pokolenia. Oczywiście nie wszyscy imigranci są przestępcami, ale rozwija się niepokojący trend, częściowo z powodu braku ich chęci do asymilacji a przede wszystkim uczciwej pracy. Trzeba to powiedzieć wprost!

Zrzucanie wszystkiego na „stan zdrowia psychicznego” uchodźców, lub ich problemy z aklimatyzacją to tylko wymówka polityków, władz i mediów; ergo [będąc nieco poprawnym] – w najlepszym raziekulturowe niedopasowanie” [sic!].

Powiem tak, gdyby Anglicy i w ogóle Europejczycy mieli prawo do obrony (czytaj: posiadania broni), to być może każdy rodzic miałby możliwość, umiejętności i przede wszystkim śmiałość, aby położyć kres zagrożeniom jakie uczynił ten 17-letni łajdak – uchodźca. I nieważne w pierwszym czy drugim pokoleniu.

CZY PRAWA UCHODŹCÓW MAJĄ BYĆ STAWIANE PONAD PRAWAMI DO ŻYCIA, NAUKI, ZABAWY W PEŁNYM ZDROWIU NASZYCH DZIECI I NAJBLIŻSZYCH?

Czy prawa człowieka dotyczą jedynie uchodźców, którzy starają się o azyl, albo pobyt tolerowany?! Dlaczego z pobłażliwością przyjmuje się uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu także  z problemami natury psychicznej i niestabilnych emocjonalnie a potem zamyka się na nich oczy i pozostawia samych sobie bez nadzoru, wsparcia i wiedzy służb czy nie spiskują terrorystycznie przeciw krajowi do którego przybyli.

Tak dzieje się nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale całej Unii Europejskiej. Niestety, ten problem dotknie też Polski i Polaków. Bo przecież referendum pan premier Tusk :uroczyście unieważnił” a „pakt migracyjny obowiązuje wszystkich”, bo ta „wielka europejska solidarność”!!! Choć pamiętać trzeba, że rozpętały go dawne kolonialne potęgi: Niemcy i Francuzi. Ci ostatni w swoich koloniach byli największymi zwyrodnialcami w historii. Nawet Belgom i ich krwawym dokonaniom z kolonialnego Konga daleko do zbrodni Francuzów.

Owa solidarność i respektowanie praw człowieka kosztowało istnienia trzech małych i niewinnych dziewczynek oraz poważne rany 7 innych dzieci i dorosłych, którzy teraz walczą o życie… Ale, co tam, jesteśmy otwarci i gościnni! No i solidarni oczywiście. 

Cóż Brytyjczycy i Wy rodacy – Polacy – oto jest DEMOKRACJA!!! Dostajecie to, co wybieracie… a tak naprawdę i tak nikt Was nie słucha…

Tomasz Wybranowski

Urodziny Bono – wokalisty i autora metafor do piosenek U2. 10 maja 2024 roku ten syn Dublina i Irlandii kończy 64 lata

Bono w 2011roku. Fot World Economic Forum CC BY SA 2.0, via Wikimedia Commons

Dubliński kwartet przez ponad czterdzieści lat swojego istnienia wpisał się złotymi zgłoskami w historii światowej muzyki rockowej. Godne podkreślenia jest to, że U2 gra wciąż w tym samym składzie.

Sercem U2 jest Paul Hewson znany powszechnie jako Bono Vox. To charyzmatyczny wokalista i autor słów niemal wszystkich piosenek grupy. To może dziwić wielu, ale to nie Bono był założycielem U2. Od razu jednak stał się jednak jej liderem, pod dyktando którego pracuje cały zespół. To on stoi za wizerunkiem grupy tak w warstwie brzmieniowej, literackiej, jak i medialnej.

Wszystkie decyzje związane ze zmianami brzmienia i image’u to decyzje Bono. Jedno się tylko nie zmienia – przesłanie U2. To przesłanie związane jest z miłością, wiarą (iż świat może być lepszy) i bezkompromisowością wobec cynizmu, zła i spotwarzania ludzkiego życia. 

Tutaj wysłuchasz specjalnego programu z okazji premiery albumu U2 „War”:

 

Kult muzyki i ojciec Rob

Bono Vox, właściwie Paul Hewson, przyszedł na świat 10 maja 1960 roku w Dublinie. Dzieciństwo i młodość spędził w Glasnevin (dzielnica Dublina Północnego). Od maleńkości otoczony był kultem muzyki. Jego Ojciec – Rob, mimo, że pracował jako urzędnik pocztowy serce i duszę zaprzedał operze. Po pracy, wieczorami śpiewał w zaciszu domowym arie operowe.

To Rob zaraził syna miłością do muzyki. Kiedy zmarł, Bono z U2 koncertował w Ameryce Południowej. Wyrazem bólu, miłości i tęsknoty do ojca jest przejmująca piosenka z krążka „How To Dismantle An Atomic Bomb”„Sometimes You Can’t Make It On Your Own”.

Bakcyla społecznikowstwa połknął za sprawą sir Boba Geldofa. Irlandzki rockman zaprosił U2 do udziału w koncercie Live Aid. Od tego momentu czwórka z Dublina stała się gwiazdą. Ale Bono to nie demagog i „człowiek o pustych słowach bez pokrycia”. W roku 1987, kiedy U2 za sprawą płyty „The Joshua Tree” odniosła sukces artystyczny, jak i koncertowy, Bono ze swoją piękną żoną Ali wyjechał do Etiopii, aby lepiej poznać tamtejsze realia. Przez kilka tygodni pracowali w jednym z etiopskich szpitali, z dala od wygód i cywilizacji.

Walka Bono o równość wszystkich ludzi w kwestii dostępu do edukacji, lecznictwa publicznego i poszanowania praw jednostki zawstydza wielu. Jeden ze znanych amerykańskich pastorów powiedział kiedyś:

Jestem pastorem, głoszę słowo Boże a ten Irlandczyk jest jak przykład, chwalebny przykład z Biblii. I nie robi tego dla jakichś korzyści.

Bono bywa czasami próżny, tak twierdzą bliscy przyjaciele muzyka. Cóż, ma do tego prawo. Z drugiej strony, jako jego wielki fan od ponad trzydziestu lat, mogę śmiało powiedzieć, że robi to w granicach tak zwanego błędu statystycznego. Choć ostatnio ponad ów statystyczny błąd często wychodzi.

 

Tutaj do wysłuchania program z okazji LX rocznicy wydania albumu „War” (1983):

 

U2 – Wyjątkowa muzyka a nie wyjątkowi muzycy

W wielu wywiadach Bono Vox podkreśla, że gdyby nie ich kraj Irlandia, jej izolacja od świata Zachodu i  muzyki tam tworzonej, to nie zdołaliby jako zespół stworzyć nowej jakości na muzycznej mapie rocka. Dzięki temu stworzyli niepowtarzalne zjawisko – U2.

Siłą U2 jest braterstwo i szczera przyjaźń wszystkich członków grupy. Polegają na sobie i mogą sobie bezgranicznie ufać, nie tylko na scenie, w studiu nagraniowym, ale także w życiu… na dobre i złe. Znamienne są słowa The Edge’a, który kiedyś zapytany o to, jak radzi sobie z poczuciem wielkości U2, odparł:

Kiedy po kolejnym dobrym koncercie Bono i Adam twierdzą, że jesteśmy najlepsi, to – prawdę mówiąc – nie mam powodów, aby im nie wierzyć.

O tym, że U2 to jedna wielka i zgodna rodzina, przekonali się ci wszyscy, którzy mieli okazję obejrzeć film dokumentalny o zespole „Rattle And Hum” (premiera: 27 październik 1988 r., Dublin). Czwórka z U2, mimo że opływa w dostatki, a wszyscy uznają ją za grupę supergwiazdorów, nadal jest pokorna. Chcę przypomnieć znamienne słowa Bono:

U2 to wyjątkowa muzyka, a nie wyjątkowi muzycy.

Wszystko zaczęło się 1976 r., kiedy Larry Mullen Jnr., wówczas piętnastoletni początkujący perkusista,
przyczepił na tablicy ogłoszeń w Dublin’s Mount Temple Comprehensive School wiadomość, że poszukuje muzyków do nowego zespołu. Treść ogłoszenia brzmiała mniej więcej tak:

Wydałem ostatnie pieniądze na kupno perkusji. Szukam kogoś, kto tak samo postąpił z kupnem gitary.

Na apel Larry’ego odpowiedzieli Dave Evans i jego brat Dick, Adam Clayton, Paul Hewson, a także Peter Martin i Ian McCormick. Po kilku spotkaniach i próbach skład ustabilizował się. Paul, Dave, Adam i Larry, czwórka młodzieńców marzących o graniu rocka, regularnie spotykała się w kuchni państwa Mullenów już jako Feedback.

Dwa miesiące później Feedback wygrał szkolny konkurs młodych talentów. Warto dodać, że ich pierwszy publiczny występ odbył się 17 marca – w dniu św. Patryka.

Nowa nazwa, pierwszy singiel

Pod koniec 1977 r. nazwa zespołu zmieniła się na The Hyde. Pod taką nazwą zwyciężyła w konkursie talentów „Limerick Civic Week”. Na okrzykniętych mianem „talentu ostatnich lat” chłopaków natrafił Billy Graham, dziennikarz magazynu Hot Press.

Napisał on o The Hyde entuzjastyczny artykuł i zaaranżował spotkanie z Paulem McGuinnessem, który został impresario zespołu. We wrześniu 1979, już jako U2, chłopcy wydali w nakładzie 1 tysiąca egzemplarzy swój pierwszy singel „U2 : 3” , z utworem „Out Of Control”. Kolejne małe płyty „Another Day”, a zwłaszcza „11 O’clock Tick Tock” powiększyły grono fanów zespołu.

Muzyczny sukces wydawnictw skłonił szefostwo wytwórni Islands Records do podpisania z U2 kontraktu, który obowiązuje do dziś. Efektem umowy był wydany w 1980 r. debiutancki album „Boy”, z przejmującą piosenką „I Will Follow”, wyrazem tęsknoty syna do matki, która odeszła zbyt wcześnie (Iris Hewson zmarła nagle 10 września 1974 r., Paul miał wtedy 14 lat – przyp. autor).

Rok później na półki trafiła płyta „October”, pełna religijnej kontemplacji, przemyśleń na temat przemijania i ludzkiej egzystencji, z psalmowym songiem „Gloria”, pasyjnym „Tomorrow” i pełnym nostalgii tytułowym „October”.

U2 od samego początku byli pod silnym wpływem rewolucyjnego punk rocka, nie tyle w kwestii niedbalstwa muzycznego (tak charakterystycznego dla punkowej sceny), ale filozofii idei i zaangażowania. Byli ucieleśnieniem młodzieńczej pasji życia i ku życiu zwracali się w swoich piosenkach, bez upiększeń i ucieczki od trosk dnia codziennego.

 

Sunday, Bloody Sunday

Bono i spółka nigdy nie unikali bolesnych tematów trapiących podzieloną Irlandię. W sierpniu 1982 r. został napisany utwór „Sunday, Bloody Sunday”, upamiętniający wstrząsające wydarzenia z historii najnowszej Irlandii Północnej. W niedzielę 30 stycznia 1972 r. w miejscowości Derry brytyjscy komandosi bez zapowiedzi otworzyli ogień do uczestników pokojowego marszu.

W bestialski sposób zamordowano 13 osób, a ponad 20 było poważnie rannych. 1 grudnia 1982 r. zespół rozpoczął miesięczną trasę koncertową po Europie, na której prezentowane były utwory z jeszcze nie wydanego jeszcze albumu „War”. Podczas koncertu w Glasgow zespół wykonał po raz pierwszy „Sunday, Bloody Sunday”.

Polski akcent

Krążek „War” pojawił się w sprzedaży 28 lutego 1983 r., a pilotował go singel „40”. Pozostałe małe płyty to: „New Year’s Day”, „Two Hearts Bit As One” i oczywiście „Sunday, Bloody Sunday”. Nowe dzieło U2 pojawiło się na pierwszym miejscu angielskiej listy przebojów. Trzeci album ostatecznie zdefiniował styl grupy, którą uznano za najbardziej zaangażowaną politycznie od czasów rebeliantów z The Clash.

Warto dodać, że utwór „New Year’s Day” powstał z myślą o Polakach, walczących na początku lat 80. spowitych nocą stanu wojennego, o lepsze życie, wiarę, nadzieję i miłość. Inspiracją do napisania piosenki było wprowadzenie w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., z przejmującym widokiem czołgów na ulicach polskich miast.

Koncert życia

W marcu Dublińczycy wyruszyli w długą trasę koncertową, której spełnieniem artystycznym był pobyt
w Stanach Zjednoczonych. 5 czerwca 1983 r. zespół zagrał „koncert życia”. Stało się to w malowniczo
położonym amfiteatrze Red Rocks w Kolorado.

Grupa U2 oczarowała publiczność siłą przekazu, potężnym rockowym brzmieniem i ważnym przesłaniem – pokoju i miłości dla świata. Publiczność w Red Rocks miała okazję obserwować narodziny charyzmatycznego lidera rockowych scen świata, gwiazdę i misjonarza w jednym – Bono Vox. Występ z Kolorado został zarejestrowany i wydany na płycie „Under a Blood Red Sky”.

Bono 1983, fot. Tom Kern, Pixabay CC0 via Wikimedia Comons

Mimo że album trwa niecałe 37 minut, to jego zawartość powala na kolana, szczególnie „Sunday, Bloody Sunday”  i ognista „Gloria” . Krytycy uznali pierwszy koncertowy krążek U2 za jeden z albumów roku. Po wyczerpującej trasie członkowie U2 od razu zabrali się do pracy nad nowym albumem.

W maju 1984 r. Bono, Edge, Adam i Larry przekroczyli mury dostojnego starego zamczyska w Slane Castle w hrabstwie Meath (fotografię albumu zamieszczono na okładce nowej płyty). Produkcją „4” zajęli się Brian Eno, słynny eksperymentator, znany ze współpracy z Roxy Music i Talking Heads, oraz Daniel Lanois. W lipcu zakończono pracę nad nowym materiałem, zaś Bono i Edge założyli własną wytwórnię muzyczną Mother Records.

Album, który „wbijał w ziemię”

Tymczasem na kilka tygodni przed oficjalnym wydaniem nowej płyty (28 sierpnia 1984 r.) w nowozelandzkim Christchurch U2 rozpoczęli światową trasę koncertową promującą „The Unforgettable Fire”. W połowie września ukazał się pierwszy singel z longplaya „Pride (In The Name Of Love)”, jeden z dwóch utworów poświęconych pamięci znanego murzyńskiego działacza politycznego Martina Luthera Kinga (drugi to „M.L.K.”).

1 października 1984 r. album był już na półkach sklepów. Z perspektywy czasu „The Unforgettable Fire” to klasyczny już album z kanonu rocka. Smakowano go po kawałku, a ten powalał świeżością, celnością aranżacji, oszczędnością dźwięków.

Wbijał w ziemię… po prostu – powiedział o tym albumie nieżyjący dziennikarz muzyczny Tomasz Beksiński.

Tytuł albumu został zaczerpnięty od nazwy przechowywanego w chicagowskim Muzeum Pokoju zbioru rysunków i obrazów ludzi, którzy przeżyli wybuch bomb atomowych w Japonii. Tytułowy utwór jest hymnem na część pokoju. U2, rozdrapując bolesną ranę świata.

Eno i Lanois wzbogacili brzmienie grupy, nadając mu wirtuozerski i niepowtarzalny kształt nowej muzycznej jakości. Grupa z dnia na dzień zyskiwała coraz więcej fanów. Płyta rozchodziła się w setkach tysięcy egzemplarzy, zaś o bilety na koncerty U2 było coraz trudniej. W dodatku Bob Geldof zaprosił Bono i Adama Claytona do nagrania gwiazdkowego utworu „Do They Know It’s Christmas”.

Najgorętsze bilety na kuli ziemskiej

Pierwsze miesiące 1985 r. członkom U2 upłynęły bardzo pracowicie. Koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. W kwietniu na singlu ukazał się tytułowy utwór z albumu „The Unforgetable Fire”. W obwolucie znalazła się jeszcze jedna płyta z utworami „60 Seconds In Kingom Come” , „The Three Sunrises” i mroczny, hipnotyczny „Love Comes Tumbling”.

Amerykański oddział Islands w maju opublikował maxisingel Dublińczyków opatrzony tytułem „Wide Awake In America”  z utworami „Bad” , „A Sort Of Homecoming”  (obie w wersjach koncertowych), oraz „Three Sunrises” i „Love Comes Tumbling”.

Narodziny supergrupy – U2

13 lipca 1985, za namową Boba Geldofa (znowu!!!), członkowie U2 wystąpili na koncercie LIVE AID. Dzięki telewizji cały świat obserwował ten dobroczynny koncert, z którego dochód przeznaczony był na pomoc dla głodującej Etiopii. Europejska odsłona LIVE AID miała miejsce na londyńskim Wembley.

Na dwóch scenach (Londyn i Filadelfia) zaprezentowało się 47 wykonawców, w tym również U2. Mając do dyspozycji 20 minut, brawurowo wykonali „Bad”, w rozbudowanej szacie aranżacyjnej cudownie rozwleczonej do prawie 13 minut. „Sunday, Bloody Sunday” dopełniło dzieła zniszczenia! Komentatorzy tego wydarzenia, reporterzy i krytycy muzyczni byli zgodni:

Oto narodziła się nowa supergrupa!

Koncert domowy„nowa perła”  

Koncerty w Dublinie pod koniec sierpnia zakończyły ponad dziesięciomiesięczną trasę. Wielki finał odbył się w dublińskim stadionie Croce Park. Dziesiątki tysięcy fanów, którzy przyszli oklaskiwać U2, nie kryło wzruszenia i dumy, że ich rodacy rzucili świat na kolana, głosząc proste i ponadczasowe prawdy z najlepszą rockową muzyką w tle.

W finale tego „domowego koncertu” zagrali utwór Bruce’a Springsteena „My Hometown”, ze specjalną dedykacją dla Ojca Bono – Roba. Jak powiedział Bono:

Zawsze gdziekolwiek byśmy nie byli, to właśnie tu, w Dublinie, na Zielonej Wyspie, jest nasz dom.

Koniec roku przyniósł kolejną irlandzką perłę do naszyjnika najpiękniejszych piosenek w historii nowożytnej muzyki. Stało się tak za sprawą Bono i Enyi z Clannad oraz ich niesamowitego duetu „In A Lifetime”.

 

Bono w 2009 roku. Fot. David Shankbone, CC BY 3.0, via Wikimedia Commons

Wraz z nastaniem wiosny roku 1986 r. U2 ponownie ruszyli w trasę koncertową. Pojawili się m.in. w
Dublinie na imprezie Self Aid. W czerwcu natomiast wzięli udział w jedenastodniowej trasie koncertowej „Conspiracy of Hope” organizowanej przez Amnesty International. Obok U2 koncertowali także Peter Gabriel, Sting i Brian Adams.

W sierpniu, w drugą rocznicę sukcesu, tak artystycznego i komercyjnego, wydania albumu „The Unforgetable Fire” zespół wraz z Danielem Lanois i Brianem Eno ponownie zaszył się w zaciszu studia nagraniowego, aby przygotowywać materiał na nowy album. W branży muzycznej zastanawiano się, czy zespół będzie w stanie przeskoczyć samych siebie…

Nadchodził czas biblijnego Jozuego. O albumie „Joshua Tree”  napisałem i powiedziałem już więcej niż powinienem. Po niej rozkoszowaliśmy się „Rattle and Hum” i idealnym, bezbłędnym „Achtung Baby”. To z tego krążka pochodzi song „One” i przejmujący „Love is Blindness” (coś dla niespełnionych, nieco neurotycznych kochanków). A „Zooropa” i „Stay (Farewell So Close)” (cudny teledysk i Nastasia Kinsky, i Berlin, i niebo nad nim, i Wim Wenders), a „Pop” z przejmującym „Please”,  mówiący o politycznych podziałach w Irlandii Północnej. A rozkołysany, nieco senny „If You Wear Your Velvet Dress”, czy „Last Night on Earth”… I mógłbym tak bez końca, aż po ostatnie albumy „Songs of Innocence” (2014) i „Songs of Experience” (2017).

 

                                 Moje czterdzieści jeden lat w blasku muzyki U2

Dla mnie dostojny jubilat kończący 10 maja 2024 roku 64. lata – Paul Hewson aka Bono Vox – to nie tylko jeden z największych współcześnie żyjących wokalistów rockowych, ale i zjawiskowa i barwna postać świata muzyki.

Co prawda jego głos drży, czasami się łamie i nie brzmi już jak niegdyś. Co prawda zdarzy mu się powiedzieć coś nie w porę, zbyt pośpiesznie i bez rozwagi przemyślenia. Upaja się nowym porządkiem świata i wszelkimi pop – lewicowymi historiami. Prawdą jest również to, że stał się znakomitym i umiejącym omijać podatkowe pajęczyny biznesmenem. Bywa czasami dziecięco naiwny i prostolinijny. Ale zapytam, wprost: To co?! 

Za to, co zrobił dla milionów młodych serc spragnionych niezwykłych metafor, dźwięków i słów często mocnych, ale prawdziwych, na zawsze pozostanie wielki.

Jest wreszcie dla mnie Bono moim muzycznym życiem. Brzmi górnolotnie? Być może, ale jego głos i muzyka towarzyszą mi od ponad trzydziestu sześciu lat. U2 są ze mną zawsze i wszędzie.

Pamiętam ten dreszcz emocji, kiedy przeżywałem pierwszy koncert U2 w Polsce, gdzieś pod niebem warszawskiego Służewca w sierpniu 1997 roku. Moja dwudziestoletnio jedna teraz córeczka Julka (też zodiakalny Byk, jak i bohater tego artykułu), rozpoznawała od małego i Bono, i U2 bezbłędnie. Tyle tylko, że po swojemu tytułowała go wtedy mianem … Bonko, ergo Bonka. 

STO LAT BONO! Trwaj, nagrywaj coraz lepsze płyty i walcz o nadzieję i miłość. No i kochaj wiecznie swoją Ali. Bowiem wspaniała i mądra Kobieta u boku mężczyzny, to cudowność i spełnienie. 

Tomasz Wybranowski

Tutaj wysłuchasz programu o U2:

Refleksje po majowych świętach. O polskiej duszy refleksja. Felieton Tomasza Wybranowskiego

Dziś będzie znowu o polskiej o duszy, w którą większość młodych nie wierzy, trochę o Unii Europejskiej i XX. rocznicy naszej integracji.

Za nami wielka i długa majówka. Ze wspomnieniem święta Józefa robotnika (i rozmyślań o klasie robotniczej, której już nie ma a wyniosła obecne polskie elity polityczne na szczyty), o Dniu Flagi i święcie Polaków poza granicami Ojczyzny. Wreszcie Konstytucji 3 Maja 1791 roku.

Dziś będzie znowu o polskiej o duszy, w którą większość młodych nie wierzy, trochę o Unii Europejskiej i XX. rocznicy naszej integracji (albo kapitulanctwa, co niektóre środowiska i grupy także akcentują) i trochę o historii. Ale…

Ale dochodzę do wniosku, że sprawy roku 1791 i majowej konstytucji, podobnie jak Dzień Flagi Narodowej (nazywany też Dniem Polonii) niewiele Polek i Polaków na Wyspach interesuje. Tak jak i w Ojczyźnie.

Dusza, polska dusza od razu kojarzy mi się z bezokolicznikiem „pękać”. I tutaj muszę przenieść się w założenia epoki Romantyzmu. Dlatego, że w jej ramach znakomicie wpisywały (i wciąż wpisują) się dylematy światłych Polaków i to nie tylko artystów, którzy poszukiwali przyczyn „pęknięcia” duszy i próbujących ze stanu zawieszenia wywieść na powierzchnię obraz początków naszej państwowości. W Dniu Flagi i Polonii przypominam, że
niewielu Polek i Polaków zastanawia się, co działo się przed mitycznym i granicznym rokiem 966.

Dla naszych przodków kwestia państwowości była priorytetowa, zważywszy na noc zaborów, faktyczny stan klęski i rozbicia narodu po stłumieniu Powstania Listopadowego, i bardziej niż dojmującej nieobecności kraju na mapie Europy. Ów stan, zdaniem romantyków, mógł doprowadzić do zapomnienia „sprawy polskiej” przez inne narody. Dlatego z tym większą determinacją poszukiwali cudownego leku, który uleczyłby ducha tłumacząc jednocześnie pasmo porażek, udręk i poniżeń.

Wynikiem wypatrywania tego „leku na całe zło” były narodziny mesjanizmu. Propagatorem tej idei był Adam Mickiewicz. W swoich znakomitych utworach („Dziady cz. III” a szczególnie w „Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”) promował on ideę wyjątkowej roli Polski – „Chrystusa narodów”, która została posłana od Boga „z misją” odkupienia win całej Europy. Jednocześnie w ideę chrześcijańskiego cierpienia i godzenia się z losem wieszcz wplótł zagadnienia polskiego fatalizmu w historii dziejów.

 

 

Polacy, tak jak Chrystus – mesjasz, mieli cierpieć by zmyć grzechy innych narodów i otrzymać zasłużoną nagrodę w życiu przyszłym.

Wielką polemikę z koncepcją Mickiewicza, która wikłała Polskę w założenia mesjanizmu, podjął Juliusz Słowacki w dramacie „Kordian”. W opinii Słowackiego gloryfikacja motywu męczeństwa była elementem, który osłabiał wolę walki narodu z zaborcami i usypiał jego ducha, skazując go na powolne i gorzkie poddanie się wyrokom losu. W sposób zakamuflowany autor „Kordiana” zarzucał także nadmierne „zagubienie poezji w religii”.

Adam Mickiewicz akcentował pokrewieństwo pomiędzy cierpieniem Jezusa a ofiarą Polaków, którzy utracili własną państwowości

Tę ofiarę Mickiewicz podnosił do rangi uniwersum, ponieważ przedstawiała scenę powtórnego odkupienia Chrystusa. Reprezentantem takiej postawy w dramacie jest ks. Piotr, który jest zdolny „widzieć” przyszłość. Ale jak podkreśla Alina Witkowska i Ryszard Przybylski w pracy „Romantyzm”, jego proroctwa „mają charakter optymistyczny, chociaż ich treść jest bardzo nieprecyzyjna (np. liczba 44)”. Przeciwwagą dla postaci ks. Piotra jest
Konrad, który jest przekonany o własnej wyjątkowości, o czym świadczy jego duma i wielkie ego. Sylwetka Konrada związana jest z romantycznym założeniem, że poeta jest przewodnikiem ludu i ma wielką moc kreacji:

Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę, Cóż ty większego mogłeś zrobić – Boże? – „Dziady cz. III”.

Konrad, który empatycznie odczuwa ból całego narodu polskiego, podnosi bunt. W przejmującej „Wielkiej Improwizacji” żąda od Boga pełni władzy nad światem. Romantyczny buntownik chce urządzić go lepiej niż stwórca. W tym żądaniu kryje się jednocześnie akt oskarżenia przeciwko Bogu, który jako kreatorów wszelkiej rzeczy stworzył także zło. Konrad czuje się uprawniony do takich obrazoburczych roszczeń, gdyż

Ja i ojczyzna to jedno.
Nazywam się Milijon – bo za milijony
Kocham i cierpię katusze”
„Dziady cz. III”

Romantyzm to spojrzenie na naturę jako „żyjącą i czującą całość”, swoisty łańcuch bytów powiązanych ze sobą wzajemnie siecią pokrewieństw uchwytnych jedynie w wieloznacznych symbolach. Odczytanie owych symboli może nas przybliżyć do ukrytych sensów uniwersum.
Przeczucie Słowiańszczyzny, jej aspektu religijnego i filozoficznego, natchnęło rodzimych poetów i krytyków literatury do stawiania pytań na temat naszej przeszłości na długo przed datą oficjalnego przyjęcia przez Polskę chrztu w roku 966. Coraz częściej dostrzegano potrzebę poszukiwania owego nieuchwytnego uniwersum, do którego tak tęskni „rozbita dusza polska”.

Przypomnę słowa autora „Zamku kaniowskiego”. Seweryn Goszczyński dostrzegał wielką potrzebę wydobycia ku światłu „z kopalni zapomnienia” prastarą tradycję oraz wierzenia. W jednym ze swoich tekstów krytycznoliterackich napisał:

„trzeba przywrócić każdemu, co mu wydarte lub zaprzeczone było”.

Drodzy Czytelnicy mieszkańcy Szmaragdowej Wyspy i Polski, jak to jest z nami i kondycja naszej polskości? Wstydzimy się jej, wypieramy ją stając się Irlandczykami albo paszportowymi Europejczykami wierzącymi bardziej niż w Biblię w zielony ład i energetyczną transformację?

A może mamy wszystkiego dość i przebodźcowani internetowymi mesjaszami i znawcami wszelkich tajemnic jesteśmy zmęczeni do granic po tygodniu pracy w znienawidzonej pracy? A może za bardzo uderzamy w marzenia wierząc, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma i gdzie jest podobno normalnie?

Ale z drugiej strony, czy można silić się na tak zwaną normalność, skoro z „piątku na sobotę” nasi przodkowie wyrzekli się w w wiekach średnich wszystkiego, co stanowiło naszą siłę, dumę i tożsamość? Odpowiedź brzmi – Niestety nie!

W mojej opinii ta niemoc ustalenia własnej tożsamości jest największym, bo nieznośnym bólem egzystencjalnym nas Polaków. Skoro nie znamy siebie, to poszukujemy właściwego kostiumu i maski. Nie ma jednak pewności, że u schyłku wyścigu z czasem i Złym natrafimy na tę właściwą. Stajemy w ten oto sposób przy ścianie beznadziei.
Ale jest jeszcze nadzieja! To romantyczne przeczucie i zawierzenie „dubom smalonym”. Na ich dnie ukryta jest odpowiedź. Szukajmy… Próbujmy… Odczarowujmy obcy nam kostium i maskę…

Analizując jednak nasze XX lat w Unii – dla Nas na pięknej Irlandii – był to owocny dla polskiej kultury czas. Pisze tutaj o poszerzaniu kręgu oddziaływania na ducha innych narodów. Serca Irlandczyków podbiła polska poezja, teatr i muzyka. Wielka w tym zasługa właśnie (a może przede wszystkim) pierwszego po roku 1989 ambasadora RP w Dublinie, znakomitego poety i znawcy historii i kultury Irlandii – Ernesta Brylla, który zapoczątkował kontakty pomiędzy kulturalnoartystycznymi środowiskami obu krajów.

To Ernest Bryll tak naprawdę położył fundamenty pod naszą dojrzałą i dobrą obecność w Irlandii w ramach Unii Europejskiej.

Mimo, że do dzisiaj w Dublinie nie funkcjonuje Instytut Kultury Polskiej, choć dawny minister Gliński i kolejni ministrowie spraw zagranicznych po roku 2015 obiecywali, (mimo, że od akcesji z krajami UE minęło pełne 20 lat (!), i pomimo wielu zapowiedzi kolejnych rządów (no może z wyjątkiem obecnego premiera Tusk i ministra kultury Sienkiewicza), to znakomicie tę rolę spełniało Towarzystwo Irlandzko–Polskie i Polski Ośrodek Społeczno – Kulturalny.

Nieżyjący już prezes obu organizacji, profesor teorii śpiewu na dublińskiej Akademii Muzycznej – Maciej Smoleński w latach 90. XX wieku był krzewicielem polskiej kultury na Zielonej Wyspie. I Jego pamięci felieton ten dedykuję…

I jeszcze wiersz w finale…

KATEDRA POD WEZWANIEM ŚW. JANA CHRZCICIELA

W kropli ironii przeglądam się ostatnio

częściej i dłużej. Nie myślę o dobru ani złu.

Skupiam się na ich przejawach.

Wniosek zaskakuje wciąż ten sam. Opresyjna

obsesja każe mi stać po stronie niejednoznaczności.

Chcę ją obwołać nową muzą. Obok Klio i Uranii.

Nie wypowiada się już słów o wartościach ani miłości.

Tuziemcy wolą oglądać serialowe sny na szklanej jawie

w coraz mniejszych gołębich klatkach. Jak świece

różnokolorowe stapiają się w kałuże szarej woskowiny.

Z tej materii lepią demiurdzy chwili maleńkiej,

pyszni i zuchwałością głupi wspólnotową świadomość barykad.

Ale jest w tym jakiś zgrzyt gwoździa oksymoronu po tafli

pozornego dosytu. Ci co afirmują chaos i ponowoczesność

najokrutniej potrzebują zasad i łaski. Ci co negują Boga i prawd

wiary najbliżej są oddechu Stwórcy. I nieważna róża wiatrów.

Nawet poeci lingwiści nie potrafią wyrwać się z pęt brzmień

i sensów. Na dnie cuchnącej beczki odrealności i tak zawsze czai się

Metafizyka

Tomasz Wybranowski – jeśli chcesz wesprzeć wydanie poezji – zajrzyj tutaj – kliknij

Ernest Bryll nie żyje… Polski poeta, pisarz, pierwszy ambasador RP w Irlandii odszedł w pokoju w dniu św. Patryka

Mam dobrą opinię, bo zrobiłem, co mogłem, organizując polską ambasadę w Republice Irlandii. Ale ja nie mam w sobie duszy urzędnika, kogoś, kto zarządza. I tak się bałem trochę, że o poezji zapomną. Ale jeżeli są spotkania poetów, to bardzo dobrze.

Pisarz, poeta, pierwszy ambasador RP w Republice Irlandii 1 marca 2024 roku skończył 89 lat.

Ernest Bryll to postać bardziej niż fenomenalna. Ów fenomen metafor, tkliwości nad cudem małych rzeczy świata krył w sobie nie tylko wielką misję i talent poety, pisarza, znakomitego autora tekstów piosenek, dziennikarza, tłumacza i krytyka filmowego oraz dyplomaty, ale także dobroci i franciszkańskiego podejścia do ludzi i każdego Bożego stworzenia! 

Nie mogę uwierzyć, że piszę o Nim już w czasie przeszłym. Dzisiaj, w otoczeniu kochającej Żony i Córek, w dniu św. Patryka – patrona Irlandii, którą tak bardzo kochał – odszedł w spokoju.

 

Był (znowu ten czas przeszły) człowiekiem niezwykłym i jednym z ostatnich wielkich ludzi pióra i metafor obok Józefa Barana i Bohdana Wrocławskiego. Co prawda, wielki Julian Przyboś oświadczył, że Ernest Bryll nigdy poetą nie będzie, ale… już dwa lata po wypowiedzeniu tych słów przyznał, że się pomylił.

W czasie okupacji niemieckiej Ernest Bryll był Zawiszakiem, czyli członkiem najmłodszej drużyny Szarych Szeregów. Po II wojnie światowej konspirował w podziemnym skautingu, a maturę zdał jako szesnastolatek. Po krótkim epizodzie robotniczym w gdyńskiej elektrowni w tamtejszym porcie, dostał się na polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Był pierwszym ambasadorem Rzeczpospolitej Polskiej w Republice Irlandii w latach 1991–1995.

Zanim pojawił się na Szmaragdowej Wyspie, był tam już znany jako wybitny tłumacz z języka irlandzkiego – gaeilge (gaelickiego). Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, polskiego i irlandzkiego PEN Clubu, jak również Society of European Culture.

Tutaj do wysłuchania jedna z moich rozmów z Ernestem Bryllem:

Dla polskiej dyplomacji Ernest Bryll to postać historyczna! Warto wiedzieć, że po zmianie ustrojowej z roku 1989 był brany pod uwagę jako kandydat na fotel ministra kultury i sztuki, choć nie zgodził się na to stanowczo. Podjął się natomiast zorganizowania pierwszej od czasów wojny ambasady polskiej w Irlandii.

Mam dobrą opinię, bo zrobiłem, co mogłem, organizując polską ambasadę. Ale ja nie mam w sobie duszy urzędnika, kogoś, kto zarządza. I tak się bałem trochę, że o poezji zapomną. Ale jeżeli są spotkania poetów, to bardzo dobrze. Było coś z takiej naszej typowo polskiej atmosfery w tej początkowej ambasadzie. Ja wiem, że potem nie może być tak jak na początku. Jak się już wszystko zbuduje, to później musi działać instytucja. Ale te pierwsze chwile były na medal. – powiedział mi w jednym z wielu wywiadów dla Radia NEAR FM, sieci Radia Wnet, miesięcznika „Wyspa” i portalu Polska-IE.com sam Ernest Bryll.

Oczywiście wiązało się to z jego wcześniejszymi zainteresowaniami kulturą Zielonej Wyspy, co zaowocowało także oryginalną płytą Irlandzki tancerz (1979), nagraną przez zespół „Dwa plus jeden”, z jego tłumaczeniami poezji irlandzkiej. Ernest Bryll jest mi bliższy jeszcze bardziej z powodu jego wielkiej miłości do Irlandii.

Będzie mi Ciebie Mistrzu brakowało… Najbardziej niż bardzo… Odpoczywaj w pokoju gwarząc ze świętym Patrykiem o istocie shamrocka, tej trójlistnej koniczynki, co pokazuje istotę Trójcy Świętej.

Tomasz Wybranowski

 

 

Wnet Bar Radio – nie tylko muzyczne rozmówki Tomasza Wybranowskiego – GRZEGORZ MAJZEL i przepis na życie

Grzegorz Majzel to świetlisty artysta a jednocześnie duch niesforny, człowiek pełen inicjatyw, pasji, energii i pozytywnego myślenia.

Choć to wyświechtany slogan to Grzegorz Majzel to prawdziwy człowiek orkiestra. Jest on wokalistą, znakomitym autorem tekstów, producentem i organizator wielu inicjatyw i koncertów charytatywnych.

Początki muzycznej kariery Grzegorza sięgają 1983 roku. ale tak naprawdę to rok 2001 był tą datą bardziej niż ważną w Jego twórczej drodze. Oto powstaje Jego pierwszy profesjonalny zespół Kompilacja, który na scenie stawał obo takich tuzów muzycznych jak Ewa Bem, Michał Bajor, Stanisław Sojka czy legendarny zespół Dżem. 

Obecnie jego muzyczną inspiracją jest znakomity instrumentalista i akompaniator Artur Kurzak. 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Grzegorzem Majzelem:

 

Z rzeczy niezwykłych ma na swoim koncie koncert na dachu Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Będzinie czy jako „Grzegorz Majzel Lirycznie” z gitarzystą Piotrem Radeckim koncert zarejestrowany na CD i DVD w kopalni Guido w Zabrzu 320 metrów pod ziemią.

 

Grzegorz Majzel. Fot. zbiory własne

Grzegorz Majzel wydał solo i w kooperacjach takie albumy jak: „Od Taty”, „Kompilacja”, „Spadające ptaki” , „Szanon”, „Chińskie ogrody”, „Pytania do życia”, „Guido”, „Teo-Ma”, „Koncert cafe Jerozolima”„Na Okrągło”.

Dla mnie tak bardzo osobiście, gdzieś na przełęczy serca i duszy, muzyka i poetycje Grzegorza są arcyważne i doniosłe, ponieważ inspirowane życiem z jego sinusoidalnością i budzące emocje podstawowe. Te emocje w czasie, gdy wszystko robią za nas maszyny a my wiecznie nie mamy czasu … na nic, prowadzą słuchacza do ściany samo pokuty i przejrzenia na oczy by wreszcie wiedzieć, co tak naprawdę jest ważne!

Inspiracje Grzegorza Majzla dotyczą nie tylko ludzi, ale też postaw, które oni reprezentują.

Raz jest czułym bardem, innym razem surowym nauczycielem, które cierpliwie przekazuje ponadczasowe wartości jak światło, bezinteresowne dobro, szacunek do siebie i innych wreszcie miłość, która niczego nie oczekuje. 

 

 

Mój rozmówca z programu „Wnet Bar Radio” został uhonorowany m.in. nagrodą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za „Działalność kulturalną na terenie Polski”, Złotą Odznaką Honorową za zasługi dla Województwa Śląskiego, nagrodą Prezydenta Miasta Będzina za „całokształt twórczości i upowszechnianie kultury” a także odznaką honorową „Zasłużony Dla Kultury Polskiej”.

 

Zaproszenie na koncert pod patronatem Radia Wnet

ŚRODA, 14 LUTEGO 2024, godz. 20:00

To będzie niezwykły koncert walentynkowy. Jego tytuł „Sen o kobiecie”. Oto 14 lutego 2024 roku zapraszamy do Komin Music Cafe w Sosnowcu (ul. Będzińska 65, Sosnowiec), gdzie usłyszą Państwo utwory Grzegorza Majzela i te liryczne jak i te o bardziej drapieżnym charakterze pochodzące z płyt „Od taty” , „Guido” czy „Za zakrętem”.

Uwaga! Nie zabraknie także premiery, którą Grzegorz przygotował na ten szczególny w swojej wymowie koncert.

Rezerwacji miejsc można dokonać wysyłając sms na nr. 501 602 775 o treści: SEN O KOBIECIE + ilość miejsc do rezerwacji + imię i nazwisko.

Bilety w cenie 40 PLN dostępne w klubie, zaś w dniu koncertu 50 PLN

Zapraszam – Tomasz Wybranowski

 

50 najważniejszych polskich albumów rocku 2023 Radia Wnet – Tomasz Wybranowski – cz. 3 – długograje z pozycji 26 – 16

W tym artykule – w trzeciej części – prezentacja najważniejszych, bo najlepszych (w subiektywnej ocenie redakcji muzycznej sieci Radia Wnet) od miejsca 26 do 16 .

W naszym subiektywnym zestawieniu tradycyjnie 50 albumów bez podziału na style i gatunki. Obok muzyki pop i indie rocka znajdziecie w gronie najważniejszych długograjów 2023 roku także hip hop i doom metal przetykany rockiem, stoner rockiem i balladą.

W tym artykule – w trzeciej części – prezentacja najważniejszych, bo najlepszych (w subiektywnej ocenie redakcji muzycznej sieci Radia Wnet) od miejsca 26 do 16 .

Tutaj do wysłuchania druga część zestawienia najlepszych albumów roku 2023 Radia Wnet:  

 

50 najważniejszych albumów rocku 2023 – sieci RADIA WNET

 

 

Ciąg dalszy nastąpi..