Korespondent Radia WNET w Niemczech o tamtejszych echach wydarzeń politycznych w Polsce oraz m.in. o odpadnięciu drużyny Joachima Löwa z Euro 2020.
Całe Goerlitz po przegranym meczu z Anglią było ciche.
Jan Bogatko relacjonuje nastroje w Niemczech po odpadnięciu z EURO 2020. Zwraca uwagę na to, że era ustępującego selekcjonera Joachima Löwa niemal idealnie pokryła się czasowo z erą Angeli Merkel.
Kanclerz w tej chwili zajmuje się prawdopodobnie pakowaniem walizek przed wyjazdem na Capri.
Korespondent Radia WNET omawia ponadto niemieckie echa nowelizacji polskiego kodeksu postępowania administracyjnego. Nie są one zbyt głośne:
Niemcy nie chcą za bardzo się wypowiadać na ten temat. Można rozumieć dlaczego.
Jedna z gazet żydowskich z Berlina pisze o „uderzeniu w twarz polskich ofiar nazizmu”. W innych niemieckich mediach sprawa jest omawiana w kontekście polsko-niemieckiej dyskusji o reparacjach.
W Niemczech uważa się, że Polsce nie należą się reparacje, ponieważ otrzymała granicę zachodnią na Odrze i Nysie. Zapomina się jednak o ogromnych stratach terytorialnych na wschodzie.
Poruszony zostaje również temat postulatu „uspołecznienia koncernów mieszkaniowych” w Berlinie.
Referendum w tej sprawie mogłoby wywołać kolejną berlińską rewolucję. W mieście raczej nie będzie sezonu ogórkowego.
Jarosław Kornaś opowiada o swojej książce „Mity Powstania Warszawskiego”, stosunkach polsko-żydowskich, Żołnierzach Wyklętych i dzisiejszej premierze książki o godz. 17 w Warszawie na ul. Tenisowej 8.
W przededniu 76. rocznicy Powstania Warszawskiego, Jarosław Kornaś prezentuje swoją książkę pt. „Mity Powstania Warszawskiego. Propaganda i polityka” i wskazuje, że powstała ona spontanicznie wraz ze współautorami, którzy udzielili wywiadów, na podstawie których powstała powyższa pozycja. Wśród autorów znalazł się Przemysław Czyżewski, z którym:
Staraliśmy się zburzyć ten mit, że Narodowe Siły Zbrojne nie brały udziału w Powstaniu Warszawskim. Przez lata komuny albo o NSZ w ogóle się nie mówiło, albo mówiło się w kontekście takim, że była to organizacja bandycka, kolaborująca z Niemcami, donosząca na Polaków do Gestapo.
W książce poruszono także temat stosunku Żydów do Powstania Warszawskiego, który zawarto w rozdziale napisanym przez Ireneusza Lisiaka, a także w rozmowie z Jackiem Stykowskim, którego ojcem był Wacław Stykowski ps. „Hal”, oskarżony o mordy na ludności cywilnej, w tym także Żydów.
Najgorsze jest w tej całej sytuacji, że po 1989 roku nie ma historyków, którzy mogliby się tym zająć (…) Odkłamywaniem tej historii musiał się zająć syn poszkodowanego.
Rozmówca Jaśminy Nowak uważa, że moda na Żołnierzy Wyklętych nie została właściwie spożytkowana, a młodzież nie jest dogłębnie zainteresowana historią, co wynika z braku interesujących produkcji opowiadających historię, takich jaką był program „Sensacje XX wieku”.
Sposób sprzedania tej historii obecnie jest dość słaby. Brakuje nam czegoś takiego co by sprawiło, że młodzi ludzie siadaliby przed komputerami, telewizorami i oglądali, a te programy sprawiałyby, że czekaliby oni na kolejne i kolejne. Tego nie ma.
Premiera książki odbędzie się dzisiaj tj. 31 sierpnia w siedzibie wydawnictwa Capital w Warszawie na ul. Tenisowej 8 (Górnym Mokotów) o godzinie 17:00.
Mariusz Pilis pracując nad swoim filmem o stosunkach polsko-żydowskich rozmawiał w Izraelu o historii polsko-żydowskiej, postrzeganiu Polski i Polaków oraz o zwrocie mienia bezspadkowego.
Mariusz Pilis, polski reżyser, scenarzysta filmowy, dziennikarz i korespondent wojenny, mówi o jego pobycie w Izraelu, gdzie pracował nad nowym filmem.
To jest film o stosunkach polsko-żydowskich, o tym, co niepokoi dzisiaj polaków w debacie publicznej, czyli ewentualnych konsekwencjach ustawy 447. Starałem się zbierać materiały w Izraelu, oczywiście wcześniej zbierałem różne głosy i w Stanach Zjednoczonych i w Polsce.
W swojej pracy reżyser spotykał się z różnymi środowiskami żydowskimi od ofiar holocaustu po polityków, aby dowiedzieć się co Żydzi w Izraelu wiedzą o Polsce i jak postrzegają Polaków:
W Izraelu nikt nie ukrywał że Polski i Polaków się tam nie lubi, to jest dla mnie rzeczywiście zaskakujące […] Udało mi się znaleźć jakieś odpowiedzi dlaczego się tak dzieje. Ma na to wpływ postrzeganie przez Żydów II wojny światowej i poprzez z naszej perspektywy zakłamaną narracją z naszą bardzo negatywną rolą.
Wpływ na to miałyby mieć lata 60. i kwestia wyrzucenia żydów z polski w 1968 roku. Jak zauważa Mariusz Pilis, mieszkańcy Izraela mają bardzo jednoznaczny obraz historii polsko-żydowskiej i jest on bardzo negatywny:
Nie wiem, czy uda się to zmienić. Na pewno nie jest to proces prosty i krótki. […] Nie wszyscy się zgadzają na to, żeby ta narracja brała w Izraelu górę, ale niestety tak jest.
Co do mienia bezspadkowego, które należało przed wybuchem wojny do polskich Żydów, mnóstwo z rozmówców jest zdania, że to mienie nie powinno być oddawane Żydom. Uważają oni, iż jeśli nie ma spadkobierców, należy ten temat zamknąć. W dużej mierze to amerykańskie podmioty żydowskie pragną rozwiązać ten domniemany problem:
To jest głos przede wszystkim organizacji żydowskich ze Stanów Zjednoczonych.
W którym kraju to spłacanie ma się zacząć, a w którym skończyć? Czy Polacy będą najpierw czekać na spłatę odszkodowań przez Niemców i Rosjan, aby uzyskać środki na wypłacenie odszkodowań np. Żydom?
Mirosław Matyja
Dyplomatyczna bańka mydlana
W Polsce mamy do czynienia z dyplomatyczną bańką mydlaną, której powodem jest uchwalenie ustawy Just Act 447 w USA. Od miesięcy czytamy w prasie i w internecie hasła tego typu: „zagrożenie dla dobra Polski”, „cios w polska suwerenność”, „okradanie Polski”, „Żydzi chcą od nas 300 mld dolarów”. Organizowane są liczne protesty i marsze, komentarze i konstrukcja czarnych scenariuszy nie ustają. Żydzi i Izrael oskarżają w odwecie Polaków o antysemityzm. W tych warunkach rodzi się nawet anty-antysemityzm. Krótko mówiąc, „mleko się wylało” – ale czy ta panika jest uzasadniona?
Spłata już była
Bezspornym faktem jest, ze Żydzi utracili znaczna część mienia w Polsce w wyniku tragicznych wydarzeń w czasie ostatniej wojny światowej. Dlatego w lipcu 1960 r. rząd Polski podpisał ze Stanami Zjednoczonymi umowę, zgodnie z którą zobowiązał się zapłacić 40 mln ówczesnych dolarów amerykańskich za całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli USA (żydowskiego pochodzenia), zarówno osób fizycznych, jak i prawnych, z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia tychże obywateli, które nastąpiło w Polsce przed dniem podpisania i wejścia tej umowy w życie. Spłata tego zobowiązania przez Polskę następowała regularnie w rocznych ratach i została w całości zakończona w styczniu 1981 r. Po prawie 40 latach roszczenia USA pojawiają się ponownie, tym razem w postaci ustawy JUST Act 447, co powoduje zrozumiale oburzenie. To oburzenie jest tym większe, że aktualne roszczenia są nieuzasadnione i przede wszystkim skonstruowane w ramach wewnętrznego prawa amerykańskiego. Tu rodzi się pytanie: czy „era Holocaustu” obejmuje też okres po roku 1960?! Nie jest jednak tajemnicą, że żydowski lobbing w Kongresie Stanów Zjednoczonych jest mocny – a tam, gdzie grupy interesów mają coś do powiedzenia, można również wykreować odpowiednią ustawę.
JUST Act 447
Dlaczego jedna ustawa wzbudza tyle emocji? W tym akcie prawnym chodzi o wypłacenie odszkodowań dla ofiar Holocaustu i ich rodzin, które nie otrzymały dotąd odszkodowania za straty wojenne i powojenne. Ustawa jest bardzo nieścisła, bo nie definiuje dokładnie i jasno ani podmiotu, ani czasu – czyli podstawowych elementów, do których się odnosi. Generalnie termin ‘Holokaust’ należy rozumieć w odniesieniu do ludobójstwa prześladowanych grup etnicznych, narodowych i społecznych oraz więźniów politycznych w obozach koncentracyjnych.
Powszechnie pojęcie to związane jest jedynie albo przede wszystkim z ludobójstwem Żydów w czasie II wojny światowej – i to jest pojęcie zawężone. Holocaust oznacza albo powinien oznaczać zagładę ludności jakiejkolwiek narodowości, nie tylko żydowskiej.
Ustawa odnosi się czasowo do „ery Holocaustu”. Jaka to konkretnie „era”? Czy to lata 1933–45 czy też „tylko” lata 1939–1945? Czy „era Holocaustu” to również tzw. lata stalinowskie, a więc powojenne? Tych konkretów brakuje w ustawie JUST. W każdym razie ten akt prawny odnosi się do osób, które przeżyły Holocaust oraz innych ofiar nazistowskich prześladowań – a więc nie tylko Żydów. Być może Żydzi uważają się za naród wybrany, ale który naród nie ma takiego zdania o sobie?
Jesteśmy więc przy kwestii interpretacji ustawy. Dlaczego interpretuje się ten amerykański wewnętrzny akt prawny tylko w kategoriach odszkodowania dla Żydów? Przyjmijmy teoretycznie, ze „era Holokaustu” to okres II wojny światowej, choć ta czasowa definicja prowokuje dyskusje. Tu należałoby się zastanowić, ile narodowości ucierpiało w okresie wojennego Holocaustu i komu należy się odszkodowanie. Przy czym kwestia odszkodowania dotyczy nie tylko kierunku od Polski na zachód, ale również, a może przede wszystkim, od Polski na wschód. W tym kontekście ustawa wychodzi Polsce naprzeciw, bowiem także Rosja powinna uregulować kwestie odszkodowań wobec Polski. O roszczeniach Polski wobec Niemiec już nie wspominam, bowiem wiadomo, że jakikolwiek rachunek władze w Warszawie winny najpierw przesłać do Berlina, a potem – albo równolegle – do Moskwy.
Ustawa jest oczywiście tendencyjna, ale również niejasno sformułowana, więc każde państwo może praktycznie interpretować ją na swoją korzyść. Dlatego nie ma tu żadnych podstaw do jakiejkolwiek paniki.
Co ustawa JUST oznacza w praktyce prawa międzynarodowego?
Ustawa zobowiązuje sekretarza stanu USA do złożenia sprawozdania dotyczącego sytuacji prawnej i systemowej w 46 krajach, w tym w Polsce, które podpisały w 2009 roku tzw. deklarację terezińską w Czechach. Właśnie ta deklaracja jest podstawą prawno-międzynarodową do wykonania raportu, obejmującego procedury administracyjne, sądowe, w szczególności dotyczące zwrotu mienia tam, gdzie jest to możliwe, wypłaty słusznego odszkodowania tam, gdzie zwrot jest niemożliwy i wreszcie przeznaczania mienia, które nie ma spadkobierców, na cele edukacyjne i społeczne, w szczególności na pomoc ofiarom Holocaustu. Wychodzę z założenia, że chodzi tu w pierwszej linii o informacje o stanie zaspokajania roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych, bowiem ustawa JUST wchodzi w zakres wewnętrznego prawa amerykańskiego. Krótko mówiąc, Izrael nie powinien mieć żadnych podstaw roszczeniowych w stosunku do Polski.
Warto zaznaczyć, że w ustawie nie ma, bo nie może być, jakiegokolwiek przymusu zwracania mienia czy wypłaty odszkodowań przez obywateli 46 państw. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Ustawa, jak już wcześniej wspomniałem, jest elementem wewnętrznego prawa USA, a państwo to jest suwerenne i może uchwalać dowolne ustawy. Ale USA nie mają prawnego dyktatu nad światem ani nie uchwalają prawa uniwersalnego/globalnego, choć często odnosimy takie wrażenie. Więc pytam po raz kolejny: po co ta cała panika? Otóż media wyolbrzymiają zagrożenie dla Polski ze strony USA i Izraela (co ma Izrael do „konfliktu” polsko-amerykańskiego?). Donoszą o możliwych represjach: od nieoficjalnych nacisków przez oficjalny lobbing aż po sankcje, np. bojkot polskich produktów, cła zaporowe, odmowy udzielenia kredytu itp. Stosunkowo nowym hitem medialnym jest możliwość szantażowania Polski przez USA w sprawie instalacji tarczy antyrakietowej i całej rozbudowy potencjału obrony przeciwrakietowej na terenie naszego kraju. A że koszt tej inwestycji będzie wynosić prawdopodobnie ok. 300 mld dolarów (sic), więc media wykreowały wizję, że roszczenia żydowskie opiewają na taka sumę. Oczywiście ani w pierwszym, ani w drugim przypadku kwota ta nie ma najmniejszej racji bytu. Tak więc Polacy sami kreują nieprawdopodobne liczby, które organizacje żydowskie mogą tylko z wdzięcznością przejąć i pobłogosławić. W międzyczasie zapomniano o tarczy przeciwrakietowej i pisze się o żądaniach Izraela wobec Polski właśnie w wysokości 300 mld. Jeszcze „lepsze” jest straszenie społeczeństwa koniecznością wyprzedaży majątku narodowego, aby uzyskać środki na spłatę roszczeń. Wytworzyła się wiec paranoidalna sytuacja, do której wciągnięte zostało zupełnie niepotrzebnie państwo Izrael.
Tymczasem nie wolno obecnie spekulować na temat wielkości odszkodowań, które Polska miałaby zapłacić osobom obcych narodowości za „erę Holokaustu”, bo jakakolwiek podana kwota nie ma w tej fazie racji bytu. Faktem jest, że nie ma tak naprawdę żadnych poważnych wyliczeń. W ustawie zaś napisano, że odszkodowania mają być wypłacone zgodnie ze światowymi standardami w przypadku odszkodowań wojennych i podobnych. Chodzi tu więc o sprawiedliwe, a nie pełne odszkodowania, które zwykle są niemożliwe. Poza tym nie wiadomo jeszcze tak naprawdę, kto i komu ma płacić.
Polskie protesty powinny być skierowane raczej przeciwko deklaracji z Terezina (którą polski rząd dobrowolnie podpisał), bowiem ta deklaracja wchodzi w zakres prawa międzynarodowego. Ale jak wiadomo, żadna deklaracja nie ma charakteru wiążącego dla państwa-sygnatariusza. Natomiast na mocy ustawy JUST Act 447 żadne sankcje nie znajdują umocowania.
Suwerenność
Warunkiem koniecznym każdego państwa do jakiegokolwiek działania we własnym interesie jest jego suwerenność. Dlatego cieszmy się, że od 30 lat Polska jest ponownie suwerenna i strzeżmy tej suwerenności jak oka w głowie. Oczywiście ciągle słyszy się nie do końca przemyślane pomysły, aby w Konstytucji RP dokonać zapisu związanego z przynależnością Polski do Unii Europejskiej i do NATO i nadrzędnością prawa tych instytucji nad prawem polskim. To są jednak na pewno tylko niestosowne żarty wybranych polityków. Bo jeśli nie żarty, to co? Myślę jednak, że nikt tych „żartów” nie bierze poważnie, bowiem oznaczałoby to ograniczenie polskiej suwerenności, a tym samym oddanie części prerogatyw władczych organom ponadnarodowym, albo jeszcze lepiej – państwom, które mają ostatni głos w UE i NATO. A to byłby definitywny powrót do sytuacji z czasów PRL. Dlatego uważam spekulacje niektórych polskich polityków, igrających z ograniczeniem polskiej suwerenności na rzecz instytucji ponadnarodowych, za bardzo niebezpieczne i niesmaczne. Aktualna „wojna dyplomatyczna”, bo jak to inaczej nazwać, jest przykładem na to, jak ważna jest niezależność i niezawisłość, a wiec suwerenność Polski. Dodam tutaj, że decyzja podjęta przez Naród przy urnie wzmocniłaby i potwierdziłaby jeszcze bardziej suwerenny charakter państwa – zgodnie z art. 4 Konstytucji RP.
Rola polskiego rządu i dyplomacji
Co robi polski rząd w tej w sumie paradoksalnej sprawie? Niestety, nie wiemy, co robi i czy cokolwiek robi. Naród jest wzburzony, wytworzyła się tzw. dynamika własna w kraju i wśród Polonii. W tej sytuacji premier polskiego rządu powinien uspokoić wzburzone społeczeństwo, osobiście albo za pośrednictwem swojego rzecznika. Wypowiedzieć się na temat interesów Narodu Polskiego i raison d’être Polski. Powinien informować i przede wszystkim uspokajać społeczeństwo na bieżąco. Ważna rola przypada tutaj dyplomacji polskiej, która powinna prowadzić półoficjalne negocjacje pozakulisowe, aby bez wzburzania opinii publicznej doprowadzić ten niewypał dyplomatyczny do szczęśliwego końca. Czy polska dyplomacja potrafi prowadzić takie nieformalne rozmowy? Chodzi tu bowiem o ingerowanie w wewnętrzne sprawy USA, gdyż ustawa JUST Act 447 jest wewnętrznym prawem amerykańskim. To delikatna sprawa, ale dyplomaci są po to, aby zajmować się takimi właśnie delikatnymi kwestiami. Dyplomata, np. ambasador, to również lobbysta szukający ustawicznie kontaktów ze ośrodkami władczymi innych państw i powinien być biegły w prowadzeniu nieformalnych negocjacji.
Dyplomacja to nie zabawa dla grzecznych dzieci ani nie tylko odwiedzanie środowisk polonijnych, lecz ciężka i odpowiedzialna praca.
Pocieszam się jednak, że działania polskiego rządu i polskiej dyplomacji „idą pełną parą” zakulisowo i wkrótce doczekamy się pozytywnych efektów tych działań (?).
Czy ustawa JUST jest przemyślana?
Wróćmy jednak do ustawy JUST Act 447. Nie wymaga komentarza fakt, że ta ustawa nie jest do końca przemyślana. W grę wchodzi 46 państw mających spłacać odszkodowania ofiarom ludobójstwa (Holokaustu). W którym kraju to spłacanie ma się zacząć, a w którym skończyć? Czy Polacy będą najpierw czekać na spłatę odszkodowań przez Niemców i Rosjan, aby uzyskać środki na wypłacenie odszkodowań np. Żydom? Piszę Żydom, a nie Izraelowi, bowiem państwo izraelskie w okresie żydowskiego Holokaustu nie istniało. Ustawa jest wewnętrznym uregulowaniem prawnym w USA – jest więc moralna sugestia uregulowania tzw. „kwestii roszczeniowych” i dotyczy, jak już wspomniałem, „ery Holocaustu”. Egzekwowanie tych uregulowań leży jednak całkowicie w gestii i zależy od dobrej woli suwerennych państw.
Uchwalając ustawę JUST Act 447 Kongres USA skompromitował się. Żadne państwo nie powinno, bezpośrednio czy pośrednio, w ramach swojego wewnętrznego prawa, ingerować w sprawy innych państw. Od tego jest prawo międzynarodowe i jego instytucje – w tym wypadku ONZ. Potęga i dominacja USA w polityce światowej nie upoważniają władz amerykańskich do jakiegokolwiek sugerowania innym podmiotom międzynarodowym, jak powinny postępować. Dlatego śmieszy mnie wręcz wypowiedź ministra spraw zagranicznych USA Mike’a Pompeo, który ingeruje w wewnętrzne sprawy polskie i wzywa polskie władze, aby poczyniły postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holocaustu.
Ciekawe, czy amerykański dyplomata będzie tez nawoływał władze np. Rosji i Ukrainy do podobnych „postępów”? Ustawa JUST nie jest ani spójna, ani logiczna, ale przede wszystkim nie jest „przekładalna” w praktyce międzynarodowej.
Oczywiście nikt nie neguje potrzeby prowadzenia polityki zadośćuczynienia za ludobójstwa – jednak powinno się to dziać na arenie międzynarodowej i z udziałem wszystkich zainteresowanych, i przede wszystkim dla wszystkich poszkodowanych. Nie zapominajmy, ze Polska jest dużym demokratycznym krajem, położonym w centrum Europy, niezawisłym, dumnym i przede wszystkim suwerennym. I ta świadomość powinna wystarczyć, aby Polki i Polacy mogli bez obaw i optymistycznie spoglądać w przyszłość. Rząd Polski podpisał suwerennie deklarację z Terezina i powinien ją również suwerennie intepretować i informować polskie społeczeństwo na bieżąco. Zaś dramaturgia związana z ustawą JUST Act 447 to dyplomatyczna i medialna bańka mydlana.
Mirosław Matyja – politolog, ekonomista i historyk, jest profesorem Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (PUNO) w Londynie, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją.
Artykuł Mirosława Matyi „Dyplomatyczna bańka mydlana” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Mirosława Matyi „Dyplomatyczna bańka mydlana” na s. 9 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com
Prof. Żaryn o próbach fałszowania historii odnośnie postawy Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Porusza także temat nowelizacji ustawy o IPN, ustawy 447 i spłaty roszczeń żydowskich.
Prof. Jan Żaryn o sprawie, która jest na okładce najnowszego numeru miesięcznika „Sieci”. „Nie dam się zastraszyć! Nie możemy dać się zgnoić kłamstwami na temat naszej historii” – tak brzmi tytuł wywiadu z gościem Poranka WNET umieszczony na wierzchniej stronie czasopisma.
W nim historyk mówi: o próbie fałszowania historii drugiej wojny światowej; o postawie Polaków wobec Żydów w czasie tej wielkie pożogi; o tym, jak naprawdę zachowała się Polska w obliczu holokaustu; o tym, czy te wszystkie kłamliwe wypowiedzi dotyczące stosunków polsko-żydowskich zmierzają do wymuszenia od nas pieniędzy.
Podczas rozmowy z Magdaleną Uchaniuk-Gadowską w Radiu WNET historyk oznajmia, iż dla świata wiarygodna jest strona żydowska, której narracja dotycząca postawy Polaków wobec holokaustu jest sprzeczna z prawdą. Dlaczego zadają kłam prawdzie? Prof. Żaryn tego nie wie, ale domniema, że muszą oni widzieć w tym jakiś interes:
Chodzi o to, żeby świat zrozumiał, że został wpuszczony kłamstwo totalne, więc żeby to kłamstwo nie wygrywało dalej, to trzeba być wiarygodnym. Dla świata wiarygodna jest strona Żydowska, nie Polska, niezależnie od tego, czy nam się podoba, czy nie. […] to jest smutne, obrzydliwe, ale powiedzmy sobie szczerze — taka jest ponura rzeczywistość. Strona Żydowska ma wobec Polski i Polaków do zrobienia bardzo dużo pozytywnych rzeczy, jeśli by tylko chciała.
Wcześniej sądził, że z tą nieprawdziwą retoryką można walczyć za pomocą nowelizacji ustawy o IPN, z której ostatecznie rząd pod naporem krytyki ze strony USA, Izraela, Ukrainy, opozycji politycznej się wycofał:
Uważałem, że ten nowy instrument kanalizacyjny [nowelizacja ustawy o IPN – przyp. red.] jest ważnym instrumentem, ponieważ dotychczasowe edukacyjno-naukowe publikacje nie są wystarczające i trzeba w związku z tym używać dla dobrego imienia Polski wszystkich dostępnych narzędzi. […] Niestety stało się inaczej, zrezygnowaliśmy z tej nowelizacji, ponieważ chcieliśmy wykonać ukłon w stronę środowisk żydowskich, które zostały zaskoczone i źle zinterpretowały intencje polskie.
Ponadto prof. Żaryn mówi na temat ustawy reprywatyzacyjnej w kontekście zagrożenia, jakie nosi ze sobą amerykańska ustawa 447:
Mamy do czynienia z próbą wejścia na teren Polski z żądaniem, które wykracza poza prawne możliwości państwa polskiego. Z punktu widzenia funkcjonowania prawa polskiego, wewnątrz prawa międzynarodowego własność bezspadkowa nie istnieje. Jako zjawisko natomiast uważam, że jest to dobry powód do dyskusji na temat niewypełnienia zobowiązania własnościowego także wobec obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, jakim jest brak ustawy reprywatyzacyjnej.
Gość Poranka WNET odniósł się także do wypowiedzi premiera Morawieckiego oraz prezesa Kaczyńskiego odnośnie potencjalnej spłaty roszczeń żydowskich:
Pan Jarosław Kaczyński i Pan Mateusz Morawiecki, czyli osoby, które reprezentują dzisiejsze władze, mówią jednym szczęśliwie głosem — nie ma sprawy dotyczącej 447. Polska to kraj, któremu się należą pieniądze za II wojnę światową, nie jesteśmy stroną, która ma cokolwiek płacić komukolwiek.
Los postawił nasze oba narody w sytuacjach skrajnie ekstremalnych. Czy nie chcemy wspólnie dochodzić prawdy? Czy godzi się ją zaciemniać i gubić z pola widzenia właściwych sprawców?
Janusz Niewolański
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni
W oparciu o nowelę ustawy o IPN, w imieniu Polski, kategorycznie domagam się badań naukowych! To właśnie my, Polacy, jesteśmy jak najbardziej w nich zainteresowani. Należy w trybie natychmiastowym rozpocząć ekshumacje w Jedwabnem i badać jak najbardziej naukowo te wydarzenia, a Izrael niech zbada w rosyjskich archiwach dokumenty dotyczące tzw. pogromu kieleckiego.
Nie jestem wprawdzie zawodowym historykiem ani socjologiem, nikim wybitnym. Rzekłbym, że z moim zakurzonym już nieco cenzusem zbliżam się do średniej intelektualnej naszej krajowej zbiorowości. I właśnie ta zaledwie przeciętność czyni mnie osobą reprezentatywną. Co istotne, moja rodzina pochodzi ze Lwowa ze strony ojca, a matka mojej mamy wywodziła się z Warszawy.
Pamiętam pierwszy fakt w postaci publikacji w GW artykułu autorstwa p. Cichego o rzekomym mordowaniu Żydów w trakcie powstania warszawskiego przez żołnierzy AK. Stało to w całkowitej sprzeczności z moją wiedzą – co prawda niedoskonałą, ale jednak całkiem pokaźną, bo tą z bezpośredniego przekazu i tą wyczytaną.
Poznałem osobiście i rozmawiałem z wieloma powstańcami, zwłaszcza ze środowiska bat. „Zośka” i „Parasol”. Nobilituje mnie tu, mówiąc nieskromnie, znajomość i wspaniała, niezapomniana rozmowa z legendarnym S. Broniewskim – „Orszą”. Przed oczami ukazały mi się też natychmiast zdjęcia i opisy oswobodzenia Żydów z tzw. Gęsiówki przez powstańców z komp. „Giewonta” bat. „Zośka”. Żydzi, jeszcze w pasiakach, stali w towarzystwie znanych mi zarówno z opisów książkowych, jak i osobiście (B. Deczkowski – „Laudański”) powstańców-harcerzy. W powstaniu warszawskim wielu Żydów walczyło ramię w ramię z żołnierzami AK do ostatnich dni, głównie przy „Radosławie”, co zostało dokładnie opisane. Aby dopełnić temat, dodam jeszcze, iż mój dziadek był d-cą plutonu „1750” i adiutantem kpt. A. Bożejki ps. „Bohun” w VII obwodzie AK „Obroża”, a w drużynie plutonu służyli dwaj jego synowie – bracia mojej matki. Jakże absurdalne i oderwane od rzeczywistości są zatem zarzuty mordowania niewinnych Żydów wobec tych wszystkich relacji, a zwłaszcza wobec tych wszystkich wspaniałych ludzi! I jak uwłaczające są dla nich te oszczerstwa!
Jeden z moich dziadków, Kazimierz Czarny, uczeń gimnazjum im. Batorego we Lwowie, był jednym z Orląt Lwowskich. Walczył potem w 1 pal. Leg. 21 VIII 1919 r. W rembertowskich aktach archiwalnych zachował się zapis tego wydarzenia („Kombatant”, maj 2000, nr 5 (111)). Będąc w tylnej straży, dziadek dostał się do niewoli sowieckiej. Z jego osobistego przekazu wiem, że był przesłuchiwany i bity przez Żydówkę o kruczoczarnych włosach – komisarza CzeKa. Został następnego dnia odbity, czemu zawdzięczał życie.
Przenieśmy się 20 lat później, w koniec września 1939. Jak wspominał mój ojciec, jego żydowscy koledzy z podwórka cieszą się i każdemu napotkanemu wykrzykują w twarz: – Nie ma już Waszej Polski!… Żydzi pluli i ciskali kamieniami w szeregi wziętych do niewoli żołnierzy i policjantów. Pojedynczych wyłapywali i oddawali na niechybną śmierć Sowietom. Kilku Żydów napotkanemu sowieckiemu patrolowi wskazało miejsce zamieszkania kolegi ojca, wrzeszcząc: – Tam mieszka burżujski policjant! Nigdy potem ojciec nie widział już nikogo z tej rodziny.
Z relacji mojego drugiego dziadka, który był archiwistą w Gmachu Sądów przy ulicy Batorego (słynącej trzecią budą pod nr 5), w ciągu miesiąca aresztowano wszystkich sędziów i większość pracowników – ich nazwiska w przyszłości wypełnią opasłe listy katyńskie. Tymczasem NKWD dokwaterowało do prywatnych mieszkań swoich oficerów. W mieszkaniu ojca pojawił się nowy lokator – sowiecki politruk, a u jego kolegi – Żyd, oficer NKWD.
Najtragiczniejszym rodzinnym wydarzeniem było jednak zadenuncjowanie i aresztowanie kuzyna mojego ojca, noszącego zresztą to samo imię i nazwisko co on, który potem „odnalazł się” na charkowskiej „Liście Katyńskiej”. Denuncjatorem był Żyd, jego tożsamość była powszechnie znana.
Aresztowanie odbyło się na lwowskim Cmentarzu Janowskim 1 listopada 1939 r., gdzie kuzyn ojca został otoczony przez sowiecki patrol i towarzyszącego im rzeczonego Żyda. Co ciekawe i znamienne, o fakcie dowiedziałem się nie od ojca, lecz przypadkiem w roku 2014 od jego kuzynki Kamili O. Po latach przypuszczam, dlaczego ojciec nie wyjawił mi tej dramatycznej historii. Nie chciał zapewne wzbudzać we mnie złych emocji i uczucia zemsty.
Pragnę bowiem stanowczo zaznaczyć, że we wszystkich tych bolesnych rodzinnych przekazach nikt nigdy nie wypowiadał wobec Żydów jakichkolwiek inwektyw i nie inkryminował ich. Dziadka mego zresztą maltretowała nie tylko owa żydowska komisarz CzeKa. Został też pobity do nieprzytomności przez Niemców w czasach konspiracji, a po wojnie, w 1954 r. w Zabrzu-Rokitnicy brutalnie skopali go Polacy (Ślązacy?) w tajemniczych okolicznościach. Za obronę Lwowa, wojnę 1920, kampanię 1939 i działalność w AK jemu i wielu innym tragiczny i okrutny los czasów PRL-u wymierzał niesprawiedliwe i krzywdzące wyroki.
Jak więc nazwać Żyda denuncjującego Polaka Sowietom? Czy to aby nie szmalcownik, a może istnieje jakieś inne określenie?
Nie był to odosobniony przypadek. Ktoś przecież sporządzał dla Sowietów listy inteligencji, urzędników, nie wspominając o sędziach, prokuratorach, wojskowych – szczególnie KOP-u i policjantów. Pisze przecież sam Jan Tomasz Gross w swojej książce W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali: „Żydzi przyjęli wchodzących Rosjan entuzjastycznie, ci też mieli do nich zaufanie. Żydzi zajęli od pierwszej chwili większość stanowisk w urzędach sowieckich” (s. 29). „Żyd z miasteczka Wielkie Oczy wspomina młodzież żydowską, która założywszy, jak powiada, »komsomoł«, objeżdżała później cały powiat, strącając kapliczki przydrożne i rozbijając je” (YV, 03/2821). Nieproporcjonalnie dużo Żydów zatrudnionych było w aparacie propagandy. „Miejscowa ludność aryjska patrzyła na to złym okiem i spotykano się często z groźbą popamiętania nam tego w późniejszym okresie” (YV,033/666). „I rzeczywiście antysemityzm narastał gwałtownie w okresie okupacji bolszewickiej”. Chwilę później Gross zadaje pytanie: „W jaki sposób zrozumieć i wytłumaczyć kolaborację Żydów z władzami sowieckimi?” (…) „Przesłanka dla Polaka intuicyjnie oczywista – że organizacja państwowości sowieckiej na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną we wrześniu 1939 roku to bezprawie, zaś wzięcie w niej udziału w pewnych eksponowanych rolach to akt zdrady narodowej – była dla Żyda pozbawiona sensu” (s. 30).
I jeszcze inne źródło: Wojna polsko-sowiecka 1939 R. Szawłowskiego:
Nim nastąpiła obrona Grodna przed wojskami sowieckimi, wybuchła w mieście na szeroką skalę dywersja komunistyczna V kolumny. Złożona ona była niemal wyłącznie z miejscowych Żydów, którzy w ʼ39 roku stanowili połowę ludności miasta (str. 106);
W co najmniej 3 przypadkach okazało się, że w czołgach sowieckich siedzieli jako przewodnicy młodzi Żydzi (s. 110);
Koło szkoły stało parę sowieckich czołgów, milicjanci, przeważnie młodzież żydowska z karabinami i czerwonymi opaskami na ramionach była zajęta rozmową z rosyjskimi żołnierzami (s. 123);
Denuncjował w szczególności aplikant sądowy – syn zamożnej rodziny żydowskiej (Równe) (s. 397)
Pierwsze skrzypce w owym „sądzie” grał niejaki Ettinger, student prawa, Żyd, syn miejscowego zamożnego kupca-papiernika, służył Sowietom jako miejscowy doradca (Łuck) (s. 398);
Na balkonach Żydzi z czerwonymi opaskami strzelają po ulicy do ludzi (Grodno) (t. 2, s. 191);
Naczelnikiem milicji w Żółkwi koło Lwowa był Żyd – Kuba Klein. „Oj, panie Brylak kochany, żeby pan wiedział, jaka to, psiakrew, paskudna ta służba, oj, żeby pan wiedział, jak mi żal te wszystkie więźnie” (Rocznik Lwowski 1992, s. 217);
Dopełniają książkowych opisów relacje naocznych świadków z kręgu mojej rodziny i znajomych, chociażby matki mojego przyjaciela, Eugenii B., czy jej męża Zygmunta B.: „Mój ojciec w resztkach polskiego munduru przechodził przez ryneczek Dobromila. Na rogu stało dwóch Żydów z opaskami sowieckiej milicji i paliło papierosy. Jeden miał nagana na sznurku i zobaczywszy ojca, chciał go na miejscu zastrzelić. Drugi powiedział od niechcenia: – Zostaw go, ja go znam, to porządny człowiek. To uratowało ojcu życie”. Ogrom i cynizm tych zbrodni poraża. Osobiście gorąco apeluję o przeprowadzenie rzetelnych badań naukowych celem wyjaśnienia okoliczności śmierci Henryka Skirmunta i jego siostry 20 IX 39 na Polesiu, bo na razie wszystko wskazuje na to, że dokonała tego żydowska jaczejka.
Tak oto wyglądały stosunki między Polakami a Żydami na okupowanych przez Rosję Kresach Wschodnich – a była to połowa terytorium Polski. Na tych terenach na długo przed Katyniem Sowieci prowadzili politykę planowej eksterminacji państwowotwórczych warstw społeczeństwa, wysługując się przy tym Żydami.
Na Kresach w wyniku tylko terroru sowieckiego zostało wymordowanych lub zmarło w wyniku zsyłek i represji 1,5 do 2,0 mln Polaków. Liczba rozproszonych po świecie, gnanych „kompleksem Kołymy” (byle dalej od nieludzkiej ziemi) w najodleglejsze zakątki, nie wyłączając antypodów, jest bliżej nieznana.
W czerwcu 1941 r., po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej na Kresach, do rozdawania kart i pisania historii, równie krwawej, przystępują Niemcy, ale zanim wejdą, specjalne oddziały likwidacyjne NKWD zdołały wymordować w okrutny, przerażający i niespotykany sposób około 50 tys. ludzi trzymanych w więzieniach wielu kresowych miast (w samym Lwowie było 5 dużych więzień). Oktawia Grząska w pracy Byłam więźniarką NKWD, Warszawa 1999, opisuje koszmar lwowskiego więzienia na Zamarstynowie:
„Zwyrodnialec Żyd, niejaki Kałr, z rzeźnickiej rodziny z Zamarstynowa zawiadamiał z obleśnym uśmiechem przyprowadzanych po jednym więźniów o nagłej zmianie wyroku kary na natychmiastową śmierć przez rozstrzelanie z uwagi na – wojennoje wriemja. Nim skończył mówić, już zbiry wlekły nieszczęśliwca w czeluść lochów i tam dokonywała się mrożąca krew w żyłach rzeczywistość. Na ilu to biedakach stosowano tortury czerwonej rękawicy ? Oparzone po łokcie w kipiącej wodzie ręce odzierano ze skóry, ściągając ją jeszcze za życia ofiary jak rękawiczki. Ile obcięto uszu ? Męczeńska krew w lochach zakrzepła sięgała 30–40 cm”.
Cały aparat więzienno-sądowy, łącznie ze służbą medyczną czy prokolantami, w większości był żydowski. Oto wstrząsający opis tzw. „zbrodni w Dobromilu”: 26/27 VI 41, Dobromil. „Miejsce kaźni urządzono w składzie drewna. Wprowadzano do niego więźniów pojedynczo, a tam czekał już na nich kat z 5-kg młotem. Był to współpracownik NKWD poch. żydowskiego Grauer lub Kramer. Ofiary uśmiercał uderzeniem w głowę (…) księdzu połamali ręce i nogi, wycięli język i narządy płciowe”.
I znowu J.T. Gross W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali, s. 60:
„– Lwów. Oto otworzono więzienia. Niemcy dopuścili dziennikarzy, fotografów i każdego kto chciał do skrwawionych piwnic, znaleziono tam wielu, o których myślano, że żyją na wygnaniu. Niemcy natychmiast puścili wersję, że mordercami byli Żydzi na służbie w NKWD”.
A także Wspomnienia i zapiski Hugona Steinhausa, s. 210–212:
„Tymczasem moja Pazia-służąca szalała. Latała od więzienia do więzienia i oglądała trupy. W jej mieście rodzinnym, w Przemyślanach, rozpoznano w więzieniu jej braci stryjecznych, chlubę rodziny, młodzieńców w toku studiów. Jej stryj sam zabił 8 Żydów w zemście za ten mord”.
Większość, jeśli nie wszystkie pogromy Żydów odbyły się na terenie Kresów Wschodnich, a w każdym razie tam, gdzie były sowieckie więzienia. Mieszkańcy tych terenów zarzucali Żydom kolaborację z władzą sowiecką i udział w aparacie represji i eksterminacji.
Wydawanie Polaków sowieckim katom przez ich żydowskich sąsiadów to przecież tylko inny odcień szmalcownictwa, w jego żydowskiej wersji, którego skutkiem były makabrycznie męczone i w wymyślny sposób torturowane polskie ofiary. Trzeba spróbować wczuć się w rolę osoby, która straciła matkę, córkę, czasem wszystkich razem, na dodatek zamordowanych w tak nieludzki sposób. Udział Żydów w mordach uprawdopodabniały mniej lub bardziej prawdziwe i specjalnie rozsiewane przez Niemców plotki. Niestety relacji o kolaboracji, udziale zbrojnym, denuncjacjach i mordowaniu jest wiele w przeróżnych źródłach. Nastroje odwetowe były bezwzględnie wykorzystywane i podsycane przez okupantów niemieckich, realizujących przecież systematycznie plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
W końcu jest jeszcze zbrodnia najnowsza, z lat 40. i 50., Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, i jego arcykaci: Luna Brystygierowa, Helena Wolińska, Stefan Michnik, Salomon Morel, Tewje Bielski, Jakub Berman etc. Czy rzeczywiście skrajnym przejawem antysemityzmu było powiedzenie w oczy na przesłuchaniu Józefowi Różańskiemu (vel Goldberg) przez asa lotnictwa i bohatera generała Skalskiego, kiedy miał wbitą w odbyt nogę od taboretu, na której go ten oprawca posadził (sic!): „Ty parchaty Żydzie, jeszcze ci wolna Polska odpłaci”? (według własnego przekazu). Dziś ofiary tych zbrodniarzy wygrzebujemy z mozołem na Łączce, rozpoznając po sowieckiej metodzie strzału w potylicę, podczas gdy oni sami pozostali bezkarni.
Gdzież zatem jest ta nasza, tak wspólna przecież, wielowiekowa historia? Żydzi ściągali do Polski z całej Europy, tam niechciani i prześladowani (w rodzinie Mariana Hemara przechowywana była żywa pamięć o przodku spalonym na stosie w Hiszpanii).
Przybywali do kraju słynnego z tolerancji, wszak w płonącej stosami Europie Polska była wyjątkiem. Zostali zaakceptowani: „non est Iudaeus, neque Polonus; non est servus, neque liber” – i mieli prawa niedostępne im w innych krajach.
O równoprawnym statusie Żydów niech zaświadczy historyczne wydarzenie z 1655 roku, kiedy to 40 000 Kozaków i Moskali oblegało Lwów. Hetman Chmielnicki zażądał okupu i przedstawił swoje warunki. Jeden z punktów brzmiał: „Żydzi jako nieprzyjaciele Chrystusa i wszystkich chrześcijan, aby ze wszystkimi majątkami, z dziećmi i żonami w niewolę tak Moskalom, jak Kozakom zostali wydani i aby ich nie bronili obywatele”. W odpowiedzi usłyszał, że Żydzi to także obywatele Rzeczypospolitej, znajdują się pod opieką jej prawa, nie ma więc mowy o wydaniu ich nieprzyjaciołom. Hetman kozacki musiał z Żydów zrezygnować.
Po co nam, Polakom i Żydom, ten konflikt? Przez pamięć wspólnych ofiar „non licet” – nie godzi się!
Nie możemy się nawzajem obwiniać, bowiem los postawił nasze oba narody w sytuacjach skrajnie ekstremalnych lub, jak kto woli, ekstremalnie skrajnych. Czy nie chcemy wspólnie dochodzić prawdy? Czy godzi się ją zaciemniać i zgubić z pola widzenia właściwych sprawców?
Myślę, że nieżyjący już Stanisław Lem, sam przecież Żyd, charakteryzując obecną sytuację, zacytowałby łacińską maksymę: „Mundus vult decipi – ergo decipiatur” – świat chce być oszukiwany – więc oszukujmy.
Artykuł Janusza Niewolańskiego pt. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Janusza Niewolańskiego pt. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com
Nikt oprócz nas nie ma interesu w tym, by pokazywać, jak zachowali się Polacy podczas wojny. Więcej, prawie wszyscy mają interes w tym, by tego nie pokazać, obawiając się kompromitujących porównań.
Zbigniew Kopczyński
Szanse Polski na przeciwstawienie się fałszowaniu historii i finansowym żądaniom Przedsiębiorstwa Holokaust, bo tak to można nazwać, wyglądają skromnie. Optymizmu może dodać historia z żądaniami niemieckimi. Przypomnę: w czasie pierwszych rządów PiS-u pojawiły się żądania zwrotu lub wypłaty odszkodowań za niemiecki majątek przejęty przez Polskę po wojnie. Powstała organizacja Preußische Treuhand, a liczne autorytety prawnicze, również polskie, wskazywały, że Niemcy mają prawo odzyskać utracony majątek.
Sytuacja wyglądała na beznadziejną do momentu, gdy, z polecenia ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, obliczono straty wojenne Warszawy. Suma zrobiła wrażenie, a i wątpliwości, kto ma zapłacić, nie było żadnych.
Preußische Treuhand zniknął z mediów. Dziś, gdy oblicza się polskie straty wojenne, by wystąpić z żądaniem odszkodowań, ze strony niemieckiej słychać przypominanie, że Polska otrzymała już ziemie zachodnie. A to już jest defensywa, w ofensywie są Polacy.
W kwestii żydowskiej sprawa jest trudniejsza, bo przeciwnik silniejszy i ekonomicznie, i medialnie, a nam brakuje sojuszników. Ba, nasz główny sojusznik jest przeciw nam. Działać potrzeba więc zdecydowanie i wielotorowo. Przede wszystkim musimy pokazać światu naszą prawdziwą historię. Tutaj również nie mamy sojuszników. Nikt oprócz nas nie ma interesu w tym, by pokazywać, jak zachowali się Polacy podczas wojny. Więcej, prawie wszyscy mają interes w tym, by tego nie pokazać, obawiając się kompromitujących porównań. (…)
Dyskusję o roszczeniach finansowych musimy z kolei sprowadzić na grunt cywilizacyjno-prawny, czyli odnieść się do podstawowych zasad prawa obowiązujących w krajach cywilizowanych. Wykażmy naszemu głównemu sojusznikowi, że domaganie się wypłaty odszkodowań za bezspadkowe mienie pożydowskie w Polsce jakieś grupie amerykańskich Żydów, których z byłymi właścicielami łączy jedynie narodowość, jest podważeniem cywilizowanych systemów prawnych, w tym prawa amerykańskiego.
Według prawa cywilizowanego świata majątek bezspadkowy przypada państwu, którego zmarły był obywatelem, a pomordowani w Zagładzie Żydzi, którzy posiadali majątki w Polsce, byli obywatelami polskimi. Domaganie się wypłaty odszkodowań organizacjom amerykańskich Żydów jest działaniem rasistowskim, stosowaniem mentalności plemiennej.
Zapytajmy sekretarza Pompeo, czy jeśli w Kalifornii lub Pensylwanii umrze jakiś Polak, nie pozostawiwszy spadkobierców, to jego mienie powinno przypaść jakiejś grupie Polaków (bo nie państwu polskiemu). I, jeśli tak, to której: tej z Wrocławia, czy tej z Białegostoku? A do starszych braci z Przedsiębiorstwa Holokaust przemówmy językiem dla nich zrozumiałym, czyli wyliczeniami finansowymi. (…)
Przeanalizujmy, skąd biorą się te bajońskie sumy żądanych odszkodowań, na jakiej podstawie zostały obliczone. Czy na podstawie obecnych wartości nieruchomości, ich wartości przed wojną, czy też w momencie przejęcia ich przez państwo polskie? Najuczciwszy jest ten trzeci wariant. Wtedy jednak wartość tych nieruchomości była niewielka, a w takiej Warszawie wręcz ujemna, to znaczy wartość działki minus koszty usunięcia gruzu. Same działki też miały wartość niedużą, bo nie wchodziła wtedy w grę premia za położenie. Nie było wcale pewne, że Warszawa będzie odbudowana.
Takie wyliczenie powinniśmy przedstawić holokauściarzom z uprzejmą sugestią, by o wyrównanie różnicy między wartością sprzed wojny a bezpośrednio po niej zwrócili się następcy prawnego wykonawcy przekształcenia domów w gruz, czyli Republiki Federalnej Niemiec.
À propos Niemiec: Berlin jest najodpowiedniejszym adresem dla całości żądań.
Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Jak bronić się przed roszczeniami” znajduje się na s. 4 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Jak bronić się przed roszczeniami” na s. 4 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com
Roman Dmowski oskarżał ród Rothschildów i Lewisa Namiera o zakulisowe intrygi podczas rokowań w Wersalu skutkujące tym, że Polska jeszcze 4 lata po wojnie musiała zbrojnie walczyć o swoje terytoria.
Jan Martini
Skąd się wziął słynny antysemityzm Polaków?
Na to pytanie prostą odpowiedź znalazła pani ambasador Azari. Według niej jest to objaw choroby umysłowej, na który nagminnie cierpią Polacy – powszechnie znani jako najwięksi antysemici na świecie.
W istocie – mieliśmy bardziej sprzyjające okoliczności do rozwoju antysemityzmu niż mieszkańcy krajów, gdzie Żydzi stanowili rzadkość. Codzienny kontakt dwóch bardzo różnych społeczności siłą rzeczy stwarzał możliwości konfliktu – zwłaszcza na tle ekonomicznym.
Chłopi nienawidzili żydowskich pośredników i handlarzy. Polscy sklepikarze – sklepikarzy żydowskich. Żydowscy sklepikarze żywili dokładnie takie same uczucia w stosunku do polskich konkurentów, ale mieli większy komfort, bo nikt im nie zarzucał antysemityzmu.
Część polskiej inteligencji uważała, że Żydzi zabierają im pracę w tak intratnych dziedzinach jak prawo i medycyna. Zazdroszczono także Żydom łatwego dostępu do kapitału i szybkiego bogacenia się. Jednak działania gwarantujące „wysoką stopę zwrotu”, jak szwindel, spekulacje czy lichwiarskie „implementacje instrumentów finansowych” nie były stosowane przez Polaków ze względów obyczajowo-światopoglądowych.
Wzajemna niechęć Polaków i Żydów powstawała też wskutek implikacji międzynarodowych, co rzadko jest brane pod uwagę w dyskusjach o antysemityzmie. Druga połowa XIX w. to czas budzenia się świadomości narodowych (np. wówczas Ślązacy uświadomili sobie, że są Polakami) i powstawania narodowych organizacji ukraińskich, litewskich i żydowskich. Wszystkie te nacjonalizmy były na kursie kolizyjnym z dążeniami Polaków do odbudowy swej państwowości. Syjoniści – nacjonaliści żydowscy – szukali różnych lokalizacji dla założenia żydowskiego państwa (Madagaskar, Krym), ale najbardziej realną propozycją wydawał się obszar, gdzie Żydów było najwięcej – czyli tereny I Rzeczpospolitej. Powstała koncepcja Judeopolonii (z niemieckim językiem urzędowym!), gdzie Polacy i Żydzi mieliby równe prawa. Dlatego Światowe Żydostwo (termin ‘World Jewry’ jest powszechnie stosowany na świecie, choć u nas wydaje się niepoprawny politycznie) było zdecydowanie przeciwne wskrzeszeniu Polski. Także rosnący w siłę ruch komunistyczny, w którym wiodącą rolę odgrywali Żydzi z Różą Luksemburg na czele, był wrogiem powstawania jakichkolwiek państw narodowych. Wpływy Światowego Żydostwa w Ameryce i Europie były już wtedy bardzo znaczne (choć nieporównanie mniejsze niż dziś) i wówczas zaczęto szeroko używać pojęcia „antysemityzm” jako oręża w walce z przeciwnikami politycznymi.
„Sprawa polska” pojawiła się podczas Wielkiej Wojny w wyniku swoistej licytacji mocarstw rozbiorowych o względy Polaków (a właściwie o pozyskanie polskiego rekruta). Francja i Anglia w ogóle nie brały pod uwagę możliwości odbudowy Polski, a na ich postawę wielki wpływ miały organizacje syjonistyczne zaniepokojone perspektywą restytucji Rzeczpospolitej. Podczas wojny zachodnie rządy alarmowane były w prasowych artykułach możliwością powstania antysemickiej i katolickiej Polski. Żydowska holenderska gazeta „Judische watcher” w kwietniu 1918 roku apelowała: Do was, panujący wszystkich państw całej ziemi, zwracamy się z żądaniem – strzeżcie Izraela! Nie dopuście do największego nieszczęścia jakie nasz naród w XX wieku mogło dosięgnąć. Nie dopuście do wolnej Polski kosztem zniszczonego żydostwa!
Także prasa żydowska na terenach polskich była przeciwna restytucji Rzeczpospolitej. Wileńska „Jewrejskaja żyzń” pisała: „Uznajemy zasadę samodzielności narodów, wszelako niepodległość Polski byłaby jaskrawym naruszeniem tej idei. Tylko dzięki obcym władzom i innym narodowościom istniała gwarancja, że polska autonomia nie była niebezpieczna”.
Klęska państw centralnych w wojnie przekreśliła kompletnie nieakceptowalne dla Polaków plany powołania Judeopolonii pod auspicjami Niemiec, ale nie zakończyła wrogiej konfrontacji polityków polskich i żydowskich. Wobec powstającej Polski żądano uznania Żydów za mniejszość narodową, przyznania im autonomii, równouprawnienia języków żydowskich (hebrajskiego i jidysz) z językiem polskim, wolnych sobót (uświęcenia szabasu) i ustanowienia odrębnego szkolnictwa żydowskiego. Tak daleko idące postulaty były kategorycznie odrzucone przez wszystkie siły polityczne Polski. Po obu stronach była też chęć znalezienia jakiegoś kompromisu, bo zdawano sobie sprawę, że tak czy inaczej obie społeczności będą dzieliły wspólny los. Próbowano dokooptować do paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego przedstawiciela polskich Żydów, ale nie zdołano znaleźć kandydata akceptowalnego dla obu stron.
Jeszcze przed rozpoczęciem konferencji pokojowej w Paryżu rodzina Rothschildów usiłowała odsunąć „antysemitę” Romana Dmowskiego od przewodniczenia polskiej delegacji. Dmowski znany był jako twardy i skuteczny negocjator potrafiący interesująco i asertywnie przemawiać na przemian w języku francuskim i angielskim.
Dlatego do członka Komitetu Narodowego Polskiego hrabiego Orłowskiego przybył francuski finansista Maurycy Rothschild i ostrzegł, by zmienić przewodniczącego, bo „Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska Pruskiego i Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze wszelkich waszych projektów finansowych”. Przewodniczącego nie zmieniono, a żydowskie pogróżki zostały zrealizowane.
Wydaje się, że dziś, po 100 latach Rothschildowie mają równie wielki wpływ na dzieje Europy i świata. Świadczy o tym działalność człowieka, którego wygenerowali – „filantropa” Sorosa, aktywnie pchającego świat w kierunku „postępu”. Nawiasem mówiąc, medialny ostatnio biznesmen Leszek Czarnecki ponoć miał kontakty biznesowe z Rothschildami.
Matecznik niepospolitych postaci
Przedziwnym zrządzeniem losu w tym samym dworku w Woli Okrzejskiej urodził się zarówno wielki polski pisarz Henryk Sienkiewicz, jak i angielski polityk Lewis Namier. Zasługi Sienkiewicza dla Polski są powszechnie znane, natomiast wiedza o złowrogich skutkach działalności Namiera jest dostępna tylko nielicznym fachowcom. Z przyczyn ekonomicznych rodzina Sienkiewiczów zmuszona była sprzedać swój rodzinny majątek. Prawdopodobnie był to przykład przemian, które doprowadziły do ubożenia szlachty polskiej w wyniku działań rusyfikacyjnych władz carskich (Polacy mogli zrobić karierę – także finansową – ale poza obszarem etnicznie polskim).
Nabywcami dworku została bogata, spolonizowana i zlaicyzowana rodzina żydowska Bernsteinów i tu w roku 1888 urodził się Ludwik Bernstein-Namierowski. Po studiach we Lwowie i w Lozannie trafił w 1913 roku do Anglii, gdzie jako działacz syjonistyczny o nazwisku Lewis Namier zrobił błyskotliwą karierę (po 2 latach pracował już w różnych ministerstwach!). Niewątpliwie w karierze musieli pomagać mu koledzy syjoniści, bo w roku 1919 stał się członkiem brytyjskiej delegacji na rozmowy pokojowe w Wersalu.
Zarówno kompletny ignorant premier Llyod George (sądził, że Polska jest krajem bałkańskim), jak i gromada lordów z Foreign Office nie mieli zielonego pojęcia o Europie Wschodniej i byli całkowicie zdani na swojego eksperta – Namiera. I pomyśleć, że tacy ludzie decydowali o losach milionów mieszkańców naszej części Europy!
Na konferencji pokojowej brytyjski premier konsekwentnie występował przeciw Polsce, co tłumaczono chęcią oszczędzenia Niemiec, by byli w stanie spłacać reparacje wojenne. Tylko Roman Dmowski zawsze oskarżał ród Rothschildów i Lewisa Namiera o zakulisowe intrygi podczas rokowań w Wersalu skutkujące tym, że Polska jeszcze 4 lata po wojnie musiała zbrojnie walczyć o swoje terytoria. Namier jako polityk wprowadził innowacyjne metody w dyplomacji, szeroko posługując się kłamstwem i oszustwem. Taki zapewniający skuteczność sposób prowadzenia dyplomacji do perfekcji doprowadzili później bolszewicy. Brytyjska Wikipedia określa Namiera jako zajadłego wroga Polski, który fałszował statystyki ludnościowe i samowolnie, wbrew ministrowi spraw zagranicznych, zmienił przebieg linii Curzona w ten sposób, że Lwów pozostawał poza Polską. Na ten właśnie sfałszowany wariant linii Curzona (tzw. linia Curzona B) powoływali się bolszewicy ustalając po II wojnie światowej przebieg granicy.
Gdy z inicjatywy niemieckiej powstało państwo litewskie, Żydzi natychmiast je poparli, mając nadzieję (wobec szczupłości litewskich kadr) na posady w nowej administracji. W projekcie litewskim dostrzegano także namiastkę zdezaktualizowanej Judeopolonii. Wszystko to spowodowało znaczne pogorszenie stosunków polsko-żydowskich, co było tragedią dla licznych małżeństw mieszanych i ludzi pochodzących z takich związków. Wobec niechęci Żydów do powstającego państwa Polacy odpowiedzieli bojkotem żydowskich sklepów. O dotkliwości tego bojkotu świadczy opinia żydowskiego polityka, że „lepszy pogrom niż bojkot”. W tych przełomowych czasach politycy polscy i żydowscy walczyli z determinacją o interesy swoich narodów, jednak tylko polityków polskich piętnuje się hańbiącym epitetem „antysemity”.
W „Polsce Ludowej” podjęto próbę całkowitego wykreślenia Romana Dmowskiego z historii – do roku 1989 był on kompletnie przemilczany. Nawet dziś postępowi intelektualiści ochoczo wylewają kubły pomyj na tego wybitnego polityka, któremu zawdzięczamy tak wiele.
Pogromy – polska specjalność?
Carska Rosja była krajem bardzo nieprzychylnym Żydom – nie mogli oni zamieszkiwać poza tzw. linią osiedlenia, nie mieli szans na pracę w wojsku czy administracji, ich aspiracje zawodowe były ograniczone (dlatego tak ochoczo poparli przewrót bolszewicki). Ponadto władze carskie były zaniepokojone wielkim wzrostem żydowskiej populacji. Ten sukces demograficzny uzyskany był przez wielodzietność rodzin żydowskich (Żydówki wcześnie wychodziły za mąż), trwałość rodzin i nieobecność takich patologii jak alkoholizm, będący plagą wyniszczającą Słowian. Władze rosyjskie usiłowały „kontrolować” populację żydowską za pomocą powtarzających się pogromów, których sekretnymi organizatorami byli funkcjonariusze Ochrany, a bezpośrednimi wykonawcami chłopstwo ukraińskie. Ponieważ Żydzi mieszkali głównie na terenach dawnej Rzeczpospolitej, w świat poszła opinia o „pogromach w Polsce” (analogicznie do „polskich obozów koncentracyjnych”). Pogromy niestety zdarzały się także w międzywojennej Polsce, choć czasem polegały głównie na demolowaniu sklepów czy wywracaniu straganów. Jednak takie zdarzenia stawały się „faktami medialnymi” błyskawicznie nagłaśnianymi na całym świecie. W październikowym spotkaniu z Janem Grossem w kontekście antysemityzmu został wspomniany pogrom lwowski z 1918 roku. Warto przypomnieć okoliczności tego zdarzenia.
1 listopada 1918 roku z inicjatywy austriackiej utworzono Zachodnioukraińską Republikę Ludową ze stolicą we Lwowie. Miasto opanowały jednostki wojsk austriackich złożone z żołnierzy ukraińskich. Wprowadzono zakaz zgromadzeń, godzinę policyjną, obowiązek zdania wszelkiej broni palnej, zamknięto polskie gazety i zdemolowano drukarnie.
Zaskoczeni mieszkańcy natychmiast zorganizowali samoobronę, której dowódca, kpt. Mączyński, z rozżaleniem stwierdził, że z 70 tys. lwowskich Żydów (w większości polskojęzycznych) do obrony miasta zgłosiło się tylko kilkunastu ochotników. Równocześnie Ukraińcy uzbroili 300-osobową milicję żydowską powołaną przez organizacje syjonistyczne. Tak więc Żydzi – formalnie neutralni (podobnie jak Czesi i Węgrzy) – opowiedzieli się po stronie ukraińskiej.
Ponieważ mieszkający głównie na przedmieściach i słabo wykształceni Ukraińcy stanowili ok. 10 procent ludności miasta, lwowscy Żydzi mieli nadzieję na wiodącą pozycję w administracji nowego państwa. Ukraińskie władze zezwoliły Żydom na dowóz do miasta i dystrybucję żywności, którą sprzedawali głodującym Polakom po paskarskich cenach. Przy okazji szpiegowano i dostarczano informacji o położeniu polskich pozycji. Spowodowało to wzmożenie nastrojów antysemickich, czego kulminacją był odwet na ludności żydowskiej po zakończeniu 3-tygodniowej ukraińskiej okupacji miasta. Dwudniowe rozruchy rozpoczęły się 22 listopada 1918 roku, śmierć poniosło 150 osób, spalono synagogę i prawie 50 domów. Władze przeprowadziły śledztwo, w wyniku którego aresztowano ok. 1000 osób, w tym 40 wojskowych. Według danych z żydowskiego szpitala, doliczono się 72 ofiar. Ponieważ milicja żydowska była uzbrojona, ilość ofiar po stronie żydowskiej i polskiej była mniej więcej równa. Ale natychmiast w prasie światowej znalazły się relacje „naocznych świadków” mówiących o „600 ofiarach pogromu”.
Trudne współistnienie
W warszawskim klubie „Państwomiasto” (jeden z blogerów określił ten klub jako „taki mały knesecik”) podczas dyskusji o antysemityzmie padła informacja, że po powstaniu państwa polskiego zwolniono z pracy 3 tysiące żydowskich kolejarzy. Informacja przykra i szokująca, jednak można znaleźć wytłumaczenie tej decyzji. Transport kolejowy był infrastrukturą krytyczną, wymagającą absolutnie pewnych pracowników. Widocznie obawiano się sabotażu, uznając że żydowscy kolejarze nie są dostatecznie lojalni, by zapewnić bezpieczeństwo transportu. Warto pamiętać, że Polska prowadziła jeszcze liczne wojny w obronie swych granic, a koleją przewożono duże ilości wojska i sprzętu. Kolejarzom wyrządzono krzywdę i z pewnością sprawa ta nie przysporzyła sympatii do państwa ze strony ludności żydowskiej. Może dlatego do dziś Żydzi nie garną się do pracy na kolei?
Nieufność i niechęć wobec Żydów w społeczeństwie polskim niewątpliwie istniała, ale takie same uczucia żywili Żydzi w stosunku do Polaków. Szkoda, że tylko antysemityzm został szeroko opisany, przebadany i nagłośniony na świecie. Ponieważ oprócz Polaków także przedstawiciele innych narodów bywają antysemitami, może istnieją racjonalne przesłanki powodujące antysemityzm? Czy Żydzi zawsze dają się lubić? Ludzie na ogół zachowują się racjonalnie, a każdy skutek ma przyczynę.
Także prof. Gross postąpił racjonalnie po utracie pracy na Columbia University i mając do spłacenia raty za dom. Czy ktoś mu podał pomocną dłoń, by mógł zostać godnym następcą Lewisa Namiera? Możliwe, że właśnie w ten sposób zainicjowano jego działalność literacką, która stała się moralną podstawą roszczeń żydowskich organizacji wobec Polaków.
Istnieje opinia, że Żydzi rzadko asymilowali się z Polakami. To prawda, że łatwiej stawali się Francuzami czy Niemcami, ale czy było rozsądnie „zapisywać” się do narodu przegranego, bez państwa, schodzącego z areny dziejów? Jednak byli Żydzi rozmiłowani w polskości (hobbyści?), którzy wnieśli wspaniały wkład do naszej kultury i tych musimy mieć zawsze we wdzięcznej pamięci. A był ich legion. Pamiętajmy też o frankistach, którzy w XVIII wieku przeszli na katolicyzm, stając się Polakami i otrzymując szlachectwo. Tezie o nieasymilowaniu się Żydów kłam zadają badania genetyczne, wykazujące znaczny udział genów żydowskich w polskim genotypie. Dzięki temu mamy całkiem dużo znakomitych skrzypków i niezłych szachistów.
Na wspomnianym poznańskim spotkaniu z Janem Grossem była też mowa o polskim Kościele jako generatorze antysemityzmu. Jako notoryczny katolik na przestrzeni kilku dziesiątek lat wysłuchałem tysięcy kazań. Głoszący je księża mogli być hulakami czy pedofilami; być może też słuchałem bez należytej staranności, podrzemując z lekka, ale nigdy nie słyszałem kazania, w którym Żydzi byliby przedstawieni w złym świetle. Przeciwnie – często mówiono o „starszych braciach w wierze”, z wielką atencją wypowiadano się o takich Żydach jak Abraham czy Izaak, a już Jezus z Nazaretu, będący centralną postacią chrześcijaństwa, zawsze był przedmiotem uwielbienia.
Nawiasem mówiąc, ten Żyd, mający największy wpływ na dzieje świata, co najmniej od okresu Oświecenia spotyka się z niewyobrażalnym hejtem, co w pełni wyczerpuje znamiona antysemityzmu. Czy nie powinna się tym zainteresować Liga Przeciw Zniesławieniu, skwapliwie odnotowująca najmniejsze nawet przejawy antysemityzmu?
Artykuł Jana Martiniego pt. „Skąd się wziął słynny antysemityzm Polaków?” znajduje się na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Skąd się wziął słynny antysemityzm Polaków?” na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018
Czy Cieklińskich wydali w ręce NKWD lokatorzy Żydzi? Czy Rodkowskiego zadenuncjowali na gestapo sąsiedzi Polacy? Prawdopodobnie nikt nikogo nie wydał, ale nieufność wśród lokatorów mogła powstać.
Jan Martini
Skomplikowany balans etniczny, jaki wytworzył się we Lwowie w ciągu 6 wieków zgodnego życia kilku narodów, został zniszczony wskutek aktywności agresorów, którzy postanowili na nowo umeblować Europę. Mimo długiego obcowania, wieloetniczna tkanka społeczna była krucha. Szokiem dla lwowskich Polaków była nielojalność współobywateli. „Wasze się już skończyło”, mówili w nos Polakom żydowscy komsomolcy. Szokiem była kompletna dezorganizacja życia. (…)
Szokiem była wiadomość, że oprócz Żydów z bolszewikami kolaborują także niektórzy polscy literaci z Wandą Wasilewską, Władysławem Broniewskim i Tadeuszem Boyem-Żeleńskim na czele. Po zmianie okupanta kolejny szok – głowa Kościoła grekokatolickiego – arcybiskup Szeptycki (wnuk Fredry!) powitał chlebem i solą okupacyjne władze niemieckie, a Ukraińcy hucznie świętują na ulicach urodziny Hitlera. (…)
We lwowskiej kamienicy przy ulicy Potockiego (obecnie Szuchewicza), gdzie mieszkali dziadkowie Cieklińscy, lokatorami byli lwowiacy pochodzenia polskiego i żydowskiego. Babcia opowiadała, że udało jej się kupić okazyjnie piękny garnek od sąsiadki-Żydówki, której mleko rozlało się do garnka przeznaczonego do mięsa, wskutek czego garnek stracił koszerność. Niedługo po zajęciu Lwowa przez sowietów do mieszkania dziadków nocą wkroczyło NKWD, by aresztować „bieżeńców” ze Śląska. Ludzki enkawudysta powiedział nawet, że „rebionki” mogą zostać u „babuszki”. Stanisław Ciekliński podjął jednak decyzję, by rodziny nie rozdzielać. Decyzji tej nie darował sobie do końca życia. Rodzina przeszła Golgotę Wschodu – podobnie jak setki tysięcy Polaków w ostatnich 300 latach. Dożyli układu Sikorski-Majski i „amnestii” dla Polaków. Z dokumentu dowiedzieli się o swoim „przestępstwie” i przyczynie aresztowania – było to… „nielegalne przekroczenie granicy ZSRR”. Jeszcze przed wkroczeniem bolszewików do Lwowa już była granica! (…)
W tej samej kamienicy mieszkał przykładny katolik, mecenas Rodkowski (Rutkowski?). Nie było tajemnicą dla lokatorów, że był Żydem, który się ochrzcił z okazji ślubu z katoliczką. Gdy Rodkowski został aresztowany, mój dziadek Franciszek Ciekliński, który znał perfekcyjnie niemiecki (był tłumaczem w austriackiej armii), udał się na gestapo świadczyć, że znał rodziców mecenasa – „dobrych chrześcijan”. Niemcy wysłuchali uprzejmie, ale nie uwierzyli (oczekiwali łapówki?). Na prośbę zrozpaczonej żony Rodkowskiego Franciszek udał się na policję drugi raz i już nie wrócił. Po paru dniach obaj zostali rozstrzelani w podlwowskich Winnikach (o próbie ratowania mecenasa Rodkowskiego pisałem już szerzej na łamach „Kuriera WNET”). Mój dziadek należy do tych tysięcy anonimowych bohaterów ratujących Żydów kosztem własnego życia, którzy nie będą mieć swojego drzewka w Yad Vashem…
Czy „bieżeńców” Cieklińskich wydali w ręce NKWD lokatorzy Żydzi? Czy mecenasa Rodkowskiego zadenuncjowali na gestapo sąsiedzi Polacy? Prawdopodobnie nikt nikogo nie wydał, ale nieufność wśród lokatorów mogła powstać. Cieklińscy mogli nieopatrznie gdzieś się zarejestrować czy zameldować (wiedza, do czego zdolni są bolszewicy, nie była jeszcze powszechna). Miejsce zamieszkania Rodkowskiego mogło być znane Niemcom. „Judenraty” – organy samorządu żydowskiego – otrzymały na początku okupacji polecenie, aby dostarczyć listy członków gmin żydowskich aktualnych i byłych wraz z adresami. Administracja żydowska skwapliwie polecenie wykonała (wiedza, do czego zdolni są Niemcy, nie była jeszcze powszechna). Zresztą do 1942 roku Niemcy mordowali prawie wyłącznie Polaków.
„Żydowskie srebra”
Przed wojną kontakty między ludnością polską i żydowską były częste i naturalne. Żydzi nie przejawiali w stosunku do Polaków takiej wrogości, jaką obserwujemy obecnie, bo nie zorganizowano jeszcze antypolonizmu (przemysłowcy „przemysłu Holokaustu” jeszcze się nie narodzili).
Znajomy drugiej mojej babci (także mieszkajacej na Potockiego) Żyd – fryzjer, przyniósł komplet srebrnych sztućców z prośbą o przechowanie „do lepszych czasów”. Lepsze czasy nie nastąpiły. Fryzjer wkrótce został zamknięty w obozie przy ul. Janowskiej, a później udał się w swoją ostatnią życiową podróż do Treblinki. „Żydowskie srebra” zaś odbyły całą odyseję lwowskich wygnańców – Przeworsk, Łódź, Wrocław, Poznań i w końcu dotarły do Koszalina. Nigdy nie były używane. Ponieważ znalezienie ewentualnych spadkobierców było niemożliwe, „żydowskie srebra” stały się klasycznym „mieniem bezspadkowym”.
Na przełomie lat 80/90 ub. stulecia wielu szlachetnych ludzi na całym świecie zdawało sobie sprawę, jaki straszliwy los spotkał Polskę i Polaków w ostatnim półwieczu, o czym świadczy lawina paczek z pomocą, jaka popłynęła do Polski. Jednym z takich ludzi był nauczyciel Harvey Granite z założonego przez Polaków miasteczka Warsaw w stanie New York. W latach 90. organizował on darmowe wakacyjne kursy angielskiego dla polskich licealistów. Najlepszy uczestnik kursu miał szansę na kontynuację nauki w amerykańskim koledżu i gościnę w domu państwa Granitów (oboje byli nauczycielami). W tych czasach znajomość angielskiego i amerykańska matura była przepustką do lepszego życia. Tak się zdarzyło, że jednym z beneficjentów został mój syn.
Jadąc do Ameryki, zabrał „żydowskie srebra” jako prezent dla gospodarzy. Tak więc amerykański Żyd mający dużą sympatię dla Polaków (tak! tacy też są) stał się właścicielem srebrnej zastawy lwowskiego fryzjera, którego imienia już nikt nigdy nie pozna.
Spadkobiercy znalezieni w Australii
Moi tesciowie – farmaceuci byli właścicielami największej apteki w Częstochowie położonej w prestiżowym punkcie miasta. W czasie okupacji znajoma Żydówka poprosiła ich o przechowanie cennej biżuterii. Znajoma nie doczekała „lepszych czasów” – została zamordowana wraz z całą bliższą i dalszą rodziną. Po wojnie nastąpiły gorsze czasy dla prywatnych właścicieli – aptekę teściom upaństwowiono, czyli ukradziono (teraz znowu jest prywatna, ale trafiła do elit zupełnie innej proweniencji). Teściowie z dnia na dzień utracili dorobek pokoleń. Wkrótce teść zmarł, a teściowa, samotnie wychowując dwie córki w wieku szkolnym, z opinią „wroga ludu” musiała zmierzyć się z trudami życia. Rodzina jadła wędliny dwa razy do roku w święta, jajka raz na tydzień w niedzielę, a na co dzień głównie chleb z marmoladą lub smalcem. Mimo biedy, teściowej nigdy do głowy nie przyszło, by stopniowo naruszać cenny depozyt i dokładać do codziennego życia. Wiele energii poświęciła na szukanie spadkobierców właścicielki biżuterii. Po 25 latach poszukiwań teściowa w końcu znalazła spadkobiercę w Australii.
Pani, która przyjechała z antypodów po odbiór cennego depozytu, przywiozła teściowej australijski sweterek. Choć sweterek miał się nijak do wartości biżuterii, stanowił on wyraz wdzięczności. Dziś czasy się zmieniły o tyle, że można by było spodziewać się raczej rachunku za „bezumowne korzystanie z dóbr przez 25 lat”.
Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Wspomnienia rodzinne z Żydami w tle” znajduje się na s. 3 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Wspomnienia rodzinne z Żydami w tle” na s. 3 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl
Człowiek, który podpalił kukłę Sorosa jako organizatora islamskiej inwazji na Europę, został uznany za antysemitę i skazany na więzienie. Sprawcy spalenia kukły ks. Rydzyka zostali uniewinnieni.
Jan Martini
„Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali”
Pod takim tytułem literat Stefan Zgliczyński opublikował książkę, której opis brzmi następująco: „Czas to przyznać, Polacy to nie tylko bezbronne ofiary. Nie jesteśmy niewinni, mamy krew na rękach. Krew żydowską. W czasie II wojny światowej i zaraz po niej Polacy masowo donosili na żydowskich sąsiadów, szantażowali, wymuszali haracze, gwałcili i mordowali. Czas spojrzeć sobie w oczy i zmierzyć się z własną historią”.
Pomijając niezrozumiałą kwestię, do kogo mieli „masowo” donosić zaraz po wojnie Polacy (do NKWD czy do UB?), można postawić sobie pytanie – kim jest autor tego opisu? Ze słów „nie jesteśmy niewinni, mamy krew na rękach”, można sądzić, że Polakiem. Jednak przeczą temu zdania poprzednie i następne, w których to „oni” – Polacy – „donosili, szantażowali, gwałcili, mordowali”, a więc autor wydaje się być jakiejś innej narodowości.
Samej książki można nie czytać (choć jest dostępna w przecenie za 27 zł), bo tytuł jako radykalne streszczenie wyjaśnia wszystko.
O tym, jak mogła wyglądać pomoc Polaków przy mordowaniu Żydów, opowiedział mi znajomy emeryt – pan Antoni. Jego ojciec był sołtysem we wsi Kowalowa w powiecie tarnowskim. Zaraz na początku okupacji zgłosili się do niego Niemcy. Oznajmili, że nie jest już sołtysem, lecz troihandlerem i polecili, by natychmiast sporządził wykaz, w której chacie mieszkają Żydzi, w której Cyganie, a gdzie są młodzi mężczyźni zdolni do pracy fizycznej. Ci młodzi mają być do dyspozycji na wszelkie żądanie władz okupacyjnych jako tzw. baudienst.
Pewnego dnia przyjechał konwój składający się z dwóch ciężarówek z eskortą trójkołowych motocykli. Polecono zabrać narzędzia (łopaty, kilofy) i załadowano kilkudziesięciu młodych mężczyzn na ciężarówki. Wśród nich było dwóch stryjów Antoniego. Podróż była długa – prawdopodobnie poza granice powiatu. Nikt nie był w stanie zorientować się, gdzie jadą, bo ciężarówki były szczelnie zakryte brezentową plandeką. O szczegółach pracy stryjów – młodych chłopaków – pan Antoni, jako dziecko, nie został poinformowany, ale można przypuszczać, że chodziło o działanie w ramach „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Wydarzenie było dla stryjów na tyle traumatyczne, że w zasadzie ich normalne życie się skończyło – jeden dostał pomieszania zmysłów, a drugi się rozpił. Czy byli kolaborantami – sprawcami? Czy mogli odmówić „pracy”?
Zwraca uwagę perfekcyjna niemiecka technologia zbrodni – w akcji brało udział tylko 10 Niemców, a baudienst nie został użyty do pacyfikacji Żydów miejscowych (choć można było zaoszczędzić sporo czasu i paliwa), tylko mieszkańców innego powiatu. Być może ktoś z ofiar zdołał się uratować i zaświadczył (np. autorowi Zgliczyńskiemu), że oprawcami byli Polacy mający do pomocy nielicznych Niemców.
Jeden szczegół z relacji pana Antoniego jest bardzo znaczący – w pewnym momencie Niemiec zawiesił na piersi stryja automat, kazał mu się objąć i szeroko uśmiechnąć. W tym momencie drugi Niemiec zrobił im zdjęcie. Można przypuszczać, że zdjęcie zostało propagandowo wykorzystane i ukazało się w niemieckiej gazecie z komentarzem np. „Ludność polska z entuzjazmem podejmuje pracę nad oczyszczaniem kraju z Żydów”.
Myślę, że nasi „badacze Holokaustu” powinni zwrócić uwagę na niemieckie gazety z czasów okupacji jako obiecujący obszar badawczy. Także autor Zgliczyński mógłby znaleźć tam materiały do swoich następnych książek.
Poprzednie książki tego pisarza to Antysemityzm po polsku i Hańba iracka – zbrodnie Amerykanów i polska okupacja Iraku. Autor sporo pisze, bo jest dyrektorem Instytutu Wydawniczego „Książka i Prasa”, który „jest niezależną od jakichkolwiek grup i organizacji politycznych fundacją mającą na celu szerzenie idei sprawiedliwości społecznej, wolności słowa i badań naukowych, a także walkę z każdym przejawem dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, przynależność narodową i światopogląd”. Cele Instytutu są tak wzniosłe, że każdy z nas podpisze się od nimi oburącz. Tym bardziej, że ciągle mamy „przejawy dyskryminacji”: np. człowiek, który podpalił kukłę Sorosa jako organizatora islamskiej inwazji na Europę, został uznany za antysemitę i skazany na więzienie, natomiast sprawcy spalenia kukły Polaka (ks. Rydzyka) zostali uniewinnieni „z uwagi na znikomą szkodliwość czynu”.
Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa” ma też fundację, która współpracuje z Fundacją Analizy Społecznej i Edukacji Politycznej im. Róży Luksemburg. Prawdopodobnie wszystkie te podmioty otrzymują dotacje z ministerstwa kultury z uwagi na piękne cele statutowe i działalność na niwie „kultury wysokiej”. Czyż możliwe jest utrzymanie „niezależności” (a nawet działalności) bez ministerialnych dotacji czy grantów z Fundacji Rothschilda, Sorosa czy innych Funduszy Norweskich? Na garnuszku polskiego podatnika jest także Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk. Celem pracy naukowców powinno być szukanie prawdy. Można mieć nadzieję, że wśród naszych badaczy Holokaustu są uczciwi wyznawcy judaizmu i obowiązuje ich przykazanie, które Mojżesz otrzymał od Boga – „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu”.
Niestety amerykańscy historycy traktują prawdę bardzo pragmatycznie, lansując termin „polskie obozy koncentracyjne”. Według Reduty Dobrego Imienia, w ostatnim roku ilość użycia tego kłamliwego terminu wzrosła o 22 procent. W ciągu 50 lat po wojnie Polakom zarzucano tylko bierność wobec zagłady Żydów.
Dopiero wraz z powstaniem Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (1993) pojawiły się szkalujące Polaków książki i „badania naukowe”, ukazujące nas jako sprawców zbrodni. Czy była to tylko przypadkowa zbieżność?
W tym samym mniej więcej czasie pojawił się Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”, którego dyrektorem jest od roku 1997 pan Stefan Zgliczyński. Wobec gigantycznych roszczeń żydowskich pod naszym adresem, „badania Holokaustu” i ich coraz bardziej szokujące ustalenia ( 40 tys. ofiar polskich zbrodni, później 120 tys. i ostatnio 200 tysięcy) nie mają już podstaw moralnych, gdyż wydają się być tylko narzędziem do wyłudzeń.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali”, na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl