Poznaliśmy możliwy scenariusz Platformy na wybory. Opozycja zamierza doprowadzić do zamiany ustroju państwa

Redakcja Radia WNET dotarła do programu politycznego przygotowanego przez ekspertów dla liderów opozycji, który w myśl autorów ma zostać ogłoszony 4 czerwca na uroczystościach w Gdańsku.

 

Zdaniem większości polityków jesienne wybory do parlamentu będą jednymi z najważniejszych od początku III RP, ukierunkowując rozwoju Rzeczpospolitej na następne kilkanaście lat. Od kilku miesięcy w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje, przekazywane przez polityków Platformy Obywatelskiej mówiące, że na zapleczu partii trwa ożywiona praca ekspercka nad programem, który przyniesie zjednoczonej opozycji zwycięstwo oraz wskaże działania rządu w pierwszych miesiącach po ewentualnym odsunięciu Prawa i Sprawiedliwości od władzy. Redakcja Radia WNET dotarła do dokumentu, który najprawdopodobniej będzie stanowił podstawę dla wystąpień programowych liderów opozycji, przygotowywanych na uroczystości 4 czerwca w Gdańsku. Autorami poniższego zarysu programowego o nazwie „Wielka Polska Obywatelska” są prof. Maciej Kisilowski prawnik, wykładowca m.in. Central European University w Budapeszcie oraz Paweł Lisiewicz były szef Gabinetu Prezydenta RP za czasów urzędowania Bronisława Komorowskiego.

 

Konkretne propozycje

Propozycje zapisane w dokumencie silnie współgrają z wcześniejszymi medialnymi wystąpieniami autorów, szczególnie prof. Kisilowskiego, oraz z propozycjami programowymi zgłaszanymi przez Platformę Obywatelską m.in. w kampanii samorządowej. Zaznaczyć jednak należy, że cały plan zapisany na łamach poniższego szkicu jest zdecydowanie dalej idący w kierunku zmiany podstawowych zasad ustroju naszego państwa, niż wszelkie wcześniejsze propozycje wysuwane przez polityków obozu zjednoczonej opozycji.

Program „Wielka Polska Obywatelska” zakłada przeprowadzenie, w ramach zbliżającej się kampanii wyborczej, zdecydowanej ofensywy programowej, która pozwoli przejąć opozycji inicjatywę i otworzyć się na nowe grupy wyborców, poprzez zaprezentowanie głębokiej zmiany ustroju państwa. Jak proponują autorzy deklaracji, opozycja powinna 4 czerwca ogłosić zapowiedź programu gruntownych zmian w Konstytucji RP, które w ogólnym zarysie mają polegać na osłabieniu centralnych instytucji państwa na rzecz tzw. „niezależnych instytucji kontroli władzy”, w szczególności sądów oraz organów samorządowych, głównie szczebla wojewódzkiego. Program ma być adresowany do wszystkich polityków i samorządowców, którzy „bezpośrednio nie brali udziału w naruszaniu porządku demokratycznego”.

Autorzy propozycji zaznaczają, że podstawowym wyzwaniem dla Platformy jest zmiana wizerunku partii „ciepłej wody w kranie”, czyli formacji niechętnej wielkim projektom modernizacyjnym. PO musi jednak przejąć inicjatywę i zaproponować własny mądry i odważny pomysł na Polskę – możemy przeczytać w dokumencie.

 

Nowa twarz Platformy

Prezentowany poniżej zapis programu zakłada, że przejęcie inicjatywy ma dokonać się dzięki ukazaniu świeżego oblicza Platformy Obywatelskiej, za sprawą przekazu dla opinii publicznej nowego programu partii. Jego fundamentem ma być propozycja głębokiej zmiany ustroju państwa, a następnie skierowanie tego pomysłu do szerokiego grona wyborców, zarówno do tych o lewicowych poglądach, jak i tych będących na politycznej szali bardziej na prawo od żelaznego elektoratu PO.

Sporo miejsca autorzy programu poświęcają kwestii bezwzględnego poszerzenia dotychczasowego elektoratu popierającego partię. W szkicu podkreślono, że nowe propozycje muszą być skierowane przede wszystkim do wahającego się i niezdecydowanego elektoratu, a nie do oczekiwań twardych zwolenników opozycji, którzy i tak nie znajdą alternatywy. Aby tak się stało, opozycja musi zerwać z narracją o przywróceniu stanu sprzed roku 2015 i zdecydowanie przejść do „nowego otwarcia”. Ma nim być właśnie reforma instytucjonalna w myśl programu „Wielskiej Polski Obywatelskiej”.

Prof. Maciej Kisilowski i Paweł Lisiewicz za podstawę swojego programu przyjmują ograniczenie władzy centralnej i przekazanie kompetencji samorządom. W myśl ich propozycji „Podkarpacie może stać się polską Bawarią, a Pomorze Polską Kalifornią” i żaden z regionów nie będzie wpływał na decyzję podejmowane w pozostałych województwach.

Zdaniem autorów deklaracji, w nurcie propozycji „Wielkiej Polski Obywatelskiej” mogliby odnaleźć się wyborcy o bardzo różnych poglądach politycznych, od lewicowców po konserwatystów, a nawet ci, któzy poglądowo wychodzą daleko poza obecne spory i pola polityczne.

Daleko idąca decentralizacja ma również obejmować kwestie światopoglądowe, takie jak związki partnerskie czy małżeństwa homoseksualne oraz adopcje dzieci przez takie pary. Symbolem głębokiej decentralizacji państwa ma być nowa forma Senatu RP, w skład którego będą wchodzić przedstawiciele marszałków województw.

Radykalne rozmontowanie instytucji centralnych i wprowadzenie swoistego „współczesnego rozbicia dzielnicowego”, zdaniem twórców niniejszej propozycji programowej, ma być złotym środkiem na „usprawnienie procesu wdrażanie reform w politykach sektorowych”. Rywalizacja między regionami w zakresie jakości służby zdrowia czy edukacji, ma być najlepszym czynnikiem usprawniającym proces podnoszenia usługi publiczne na wyższy poziom.

 

Likwidacja ministerstw

Obok zdecydowanej zmiany roli Senatu, program „Wielkiej Polski Obywatelskiej„, zakłada likwidację co najmniej dziewięciu ministerstw, których kompetencje zostaną przekazane do samorządów wojewódzkich. Eksperci Platformy Obywatelskiej zamierzają zlikwidować  następujące ministerstwa: edukacji, nauki, gospodarki, rodziny, rolnictwa czy sportu.

W dokumencie zawarta jest również mapa drogowa wprowadzania kolejnych elementów i etapó zmiany ustroju. Pierwszym krokiem, po wygranych przez PO wyborach, ma być ogłoszenie przez nowego premiera w exposé „Białej Księgi Reformy Państwa”. W dokumencie zawarta będzie lista ministerstw do decentralizacji oraz założenia nowych ustaw, które mają dalece wzmacnić samorządy. Program zakłada także zdecydowanie umocnienie sądów na szczeblu wojewódzkim To właśnie sądy mają stanowić rdzeń „Pakietu Niezależny Instytucja”, który – wedle założeń ekspektów Platformy Obywatelskiej – ma ograniczyć działania władz centralnych i regionalnych.

 

Zmiana Konstytucji

W myśl programu „Wielka Polska Obywatelska” władza centralna ma również przekazywać wszystkie podatki dochodowe dla samorządów. Zwieńczeniem programu ma być zmiana brzmienia Konstytucji RP, która ma zakładać „demontaż państwa unitarnego na rzecz wpisania istotnej roli ustrojowej województw”.

Twórcy programu zakładają także umocnienie pozycji pojedynczego obywatela w relacji z instytucjami państwa. Ma to się odbyć między innymi poprzez wprowadzenie swoistej demokracji bezpośredniej, głównie za sprawą referendów i wzmocnienia ich roli. Jednym z pomysłów ekspertów PO – prof. Macieja Kisilowskiego i Pawła Lisiewicza jest wizja przeprowadzania referendów poprzez głosowanie internetowe. Tą samą drogą obywatele mogliby zgłaszać włąsne projekt uchwał, którymi „samorząd będzie musiał się zająć„.

Poniżej prezentujemy cały zapis dokumentu, który mimo swojej dość ogólnikowej formy, a często czysto hasłowego stylu, znakomicie harmonizuje z wypowiedziami i pomysłami na przyszłość Polski prezentowanymi przez polityków opozycji.

Jak podkreślają autorzy programu,  powinien on być bazą do wystąpień najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej i innych formacji politycznych oraz samorządowców zaplanowanych na dzień 4 czerwca w Gdańsku.

Nawet jeżeli jest to tylko jedna z wielu propozycji programowych opracowywana dla polityków Platformy Obywatelskiej, to wskazuje drogowskaz w jakim kierunku będzie podążała wewnętrzna debata nad przyszłością Rzeczypospolitej Polskiej, po ewentualnym jesiennym zwycięstwie obozu zjednoczonej opozycji.

ŁAJ

 

Cejrowski: Poprzez nową Konstytucję RP należy odebrać prawa obywatelskie kolaborującym z okupantem, w tym członkom PZPR

– Uchwalenie ustawy 447 jest wynikiem zaniedbania polskiej dyplomacji. Naród w kraju i za granicą musi zająć się tą sprawą, bo władza dba jedynie o własne interesy – mówi Wojciech Cejrowski.

 

Głównym zagadnieniem poniedziałkowej audycji „Studio Dziki Zachód” był kryzys wolności słowa. Wojciech Cejrowski poruszył ten temat odnosząc się do słów Krzysztofa Śmiszka – partnera lidera partii „Wiosna” Roberta Biedronia. Polityk stwierdził, że jeśli jego ugrupowanie dojdzie do władzy, wprowadzi ono karę więzienia dla homofobów.

„To [wolność słowa – przyp. red.] zaczyna się rozpadać poprzez takie rzeczy, jak tam kochanek kochanka mówi, że zakażemy wypowiadania pewnych myśli. Zakażemy wyznawania pewnej idei, bo religia rzymskokatolicka to jest pewna idea, do której człowiek dobrowolnie wstępuje i może się z niej wypisać w każdej chwili. To jest coś, czego żaden rząd, żadna władza i żaden paragraf nigdy nie powinien regulować”.

Podróżnik podkreśla również rolę wielkich korporacji we wprowadzaniu cenzury informacji. Jego zdaniem receptą na ograniczanie przez nie dostępu do określonych treści jest ich podział na mniejsze spółki.

„W tej chwili tracimy wolność słowa w Ameryce poprzez ogromne korporacje, których nikt nie przewidział (…). Nikt nie przewidział korporacji i monopoli takich jak Facebook, YouTube, Google, które jawiły nam się przyjemnym dodatkiem do życia (…). Nikt nie cenzurował w Ameryce twojej rozmowy telefonicznej, bo istniało wiele kompanii telefonicznych, (…) natomiast nie istnieje drugie Google, nie istnieje drugi Facebook i nie istnieje drugi YouTube”.

Gospodarz „Studio Dziki Zachód” komentuje również protesty amerykańskiej Polonii w sprawie ustawy 447 dotyczącej restytucji mienia żydowskiego. Nie szczędzi także słów krytyki wobec doboru kandydatów do Parlamentu Europejskiego z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, będącej częścią Koalicji Europejskiej.

„Ja uważam, że konstytucyjnie trzeba by, pisząc nową konstytucję, odebrać prawa obywatelskie hurtowo za współpracę z okupantem”.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.K.

Jan Krzysztof Ardanowski: PSL potrzebuje rolników, tylko kiedy zbliżają się wybory. Korytko jest dla nich ważniejsze

Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski mówił o polityce ministerstwa pod jego pieczą; o problemach polskich rolników, oraz związanych z nimi wyzwaniach, jakie stoją przed rządem.


Gość Radia Wnet wytłumaczył, w jaki sposób w Toruniu udało się wypracować dobry model współpracy pomiędzy PiS a PO: „Uważam, że są to kwestie interpersonalne, kwestie współpracy dla dobra społeczeństwa. W spawach dotyczących polityki lokalnej trzeba umieć wznieść się ponad poziom okładania się przysłowiowym cepem politycznym”.

Jan Krzysztof Ardanowski skomentował również bieżące problemy Polskiego rolnictwa oraz wyzwania, jakie stoją przed polskim rządem. „W rolnictwie oprócz dużych zaległości i błędów popełnianych przez lata przez rząd, dochodzą jeszcze takie problemy, jak konieczność realizowania wspólnej polityki z Unią Europejską”.

Minister podsumował politykę prowadzoną przez PSL na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

„Za sprawy wsi i ludności odpowiadało zazwyczaj PSL. Jest to partia urzędników, którzy potrzebują rolników, tylko kiedy zbliżają się wybory. Korytko jest dla nich ważniejsze”.

Minister rolnictwa zapowiedział, że w poniedziałek będzie rozmawiać z Philem Hoganem, unijnym komisarzem ds. rolnictwa i rozwoju wsi:

„Porozmawiam z nim o tym, czego możemy oczekiwać od Unii Europejskiej w przypadkach takich problemów, jak susza czy brak urodzaju. Poruszę również kwestię polityki narodowej. Nie odstępujemy od wspólnej polityki rolnej […] jednak chcemy mieć wpływ na rolnictwo w Polsce z poziomu narodowego”.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

„Układ”, który zniszczył niepokornego dziennikarza i wydawcę, wyciąga pieniądze ze „skarbonki bogatyńskiej”

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez 2-3 godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział wydawca Zdzisław Szostek.

– W swoim czasie pan Braun ocenił, że na Dolnym Śląsku pewien schemat się udał i to jest trochę przerażające, bo jeśli się udał, to znaczy, że my nadal w tym układzie funkcjonujemy – powiedział Zdzisław Szostek, były wydawca. Jego zdaniem jest

to schemat wypracowany „jeszcze przez obce mocarstwo”, bo przypomnijmy, że  Władimir Putin w swoim czasie stacjonował w Dreźnie, czyli odpowiedniku Dolnego Śląska po stronie niemieckiej.

– Tam byli specjaliści od wprowadzania nowych systemów, które miałyby rządzić jak perpetuum mobile, bo po co cały czas kontrolować politycznie, skoro zrobimy taki system, który sam się będzie kontrolować – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Jego zdaniem jest to w ten sposób ustawione, że nie można nawet przedstawić dowodów, konkretnych dokumentów na jego istnienie.

Układ musi się finansować

– Układ zawsze musi czemuś służyć, układ musi się z czegoś finansować – powiedział Szostek, który przypomniał o szeregu mafijnych porachunków, jakie miały miejsce w okolicach Bogatyni w latach 90.[related id=29143]

– Pod koniec lat 90. na Dolnym Śląsku mieliśmy do czynienia z grupami przestępczymi zajmującymi się przemytem papierosów, alkoholu, handlem żywym towarem. Później nagle wszystko znikło – powiedział Szostek, który uważa, że „został zrobiony rachunek sumienia”. Przypomniał, że wówczas do władzy doszło SLD i nie potrzebowało już „przerzucać alkoholu przez granicę, ponieważ mogło to zrobić na zasadzie ustaw dla siebie przygotowanych”. Jego zdaniem miała tu miejsce koordynacja działań.

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez dwie-trzy godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział Szostek.

– System bardzo szybko się zmienia i przyjmuje nowe formy. Kiedyś forma łapówki była bardzo prosta, czyli konkretnie koperta – powiedział Szostek. System łapownictwa jednak szybko dostosował się do dzisiejszych realiów, bo „układ” zaczął do swych celów wykorzystywać m.in. giełdę.

– Dekadę temu ktoś mówił komuś, żeby sobie kupił akcje firmy X, która nic nie znaczyła… po kilku miesiącach w sposób niewytłumaczalny z ekonomicznego punktu widzenia kurs akcji rósł o kilkaset procent – powiedział Szostek.

– Jeżeli tego procederu jeszcze nie upublicznili, bo przecież tym zajmowały się urzędy skarbowe, to kto wie, być może jeszcze to trwa – zastanawiał się rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Bogatynia – „tu są pieniądze”

– Afera paliwowa, chyba wszyscy w kraju pamiętamy – nie została do końca wyjaśniona, a to tu się wszystko zaczęło od wystawiania lewych faktur – powiedział Szostek, dla którego Bogatynia to jest „ewenement”.

To bogata gmina ze względu na elektrownię i kopalnię. Zwrócił uwagę na fakt, że mało mówi się o tej miejscowości nawet wtedy, gdy to jest coś dobrego. Informacje są stąd podawane zawsze w formie szczątkowej.

– W mojej opinii jest to idealna skarbonka jakiegoś „układu” – powiedział Szostek, który uważa, że mimo iż władza się zmienia, a w Bogatyni zawsze są „te same buty”, bo „tu są pieniądze”.

– Bogatynią rządziło SLD, a potem przejęła schedę Platforma – powiedział Szostek, którego zdaniem kolejni politycy, którzy przejmują tu stery rządów, po prostu przejmują też korzyści płynące z „układu”.

– Przedsiębiorstwa wrzucają do skarbonki – powiedział, pytany o to, kto wrzuca do skarbonki. W jego opinii wokół Bogatyni jest dużo osób, firm, instytucji, które wyciągają stąd pieniądze, bo to taka „dojna krowa”.

Czy jest w Polsce wolne dziennikarstwo?

– Po wyborach wielka euforia, ale po trzech miesiącach każdy zauważa, że tylko nazwiska się zmieniły, ale system nadal funkcjonuje – powiedział Zdzisław Szostek, kiedyś wydawca dużej, wpływowej „Gazety Powiatowej” na Dolnym  Śląsku, o którego działalności informowało już Radio Wnet cztery lata temu. Poważne kłopoty zaczęły się, gdy Zdzisław Szostek zadecydował, że chce być niezależny. Wycofano jego pismo z kiosków Ruchu, po prostu kolporterzy odmówili dystrybucji, reklamodawcy zrezygnowali z dawania ogłoszeń i wkrótce gazeta zbankrutowała.

Podczas swej pracy dziennikarskiej Szostek liczył, że kolejne ekipy, które dochodziły do władzy, będą chciały rozliczyć poprzedników i w jakiś sposób będzie mógł przekazać informacje na temat różnych afer i przekrętów mających miejsce na Dolnym Śląsku, ale po kolejnych wyborach okazywało się, że nikt nie chce go słuchać: „znowu ściana”.

Uważa, że bez względu na wynik wyborów presja „układu” była coraz większa i w końcu ktoś podjął decyzję o tym, żeby „zablokować pismo, zlikwidować gazetę”.

– Byłem pozbawiony źródła dochodu i musiałem zamknąć gazetę – powiedział Szostek, który rozgrywkę, jaką „układ” z nim prowadził, przyrównuje do partii szachów. Rządzący doprowadzili do sytuacji, w której „musiałem upaść, ale teraz każdy mówi to nie my, my mamy ręce czyste„.[related id=29013]

– Chciałem się przekonać, jako autor wielu publikacji o tak zwanych nieprawidłowościach, czy nie mamy tu do czynienia z jakąś mafią – mówił Szostek.

– Jeszcze żyję! Tylko pytanie, jak to życie ma wyglądać? – wydawca nie może znaleźć pracy, chociaż „niby się miało wszędzie dobrych znajomych”. „Wszyscy odwrócili się”, nawet ci, którzy w czasach wydawania gazety kibicowali niepokornemu dziennikarzowi.

– Dla pozostałych dziennikarzy, szczególnie tych lokalnych, mój przykład działa odstraszająco – powiedział Szostek. Uważa, że jest przestrogą dla młodych, którzy chcieli uprawiać prawdziwe dziennikarstwo.

– Czy jest ta wolność dziennikarska w naszym kraju? – pyta Szostek, który mimo problemów jest dumny z tego, co robił, i chciałby, aby w Polsce było wielu dziennikarzy takich jak on, którzy będą mieli odwagę podejmować trudne i ryzykowne tematy.

– Dziennikarstwo to nie praca, to styl życia – podkreśla – „trzeba to poczuć” i nawet „śnić na sposób dziennikarski”. Dzięki dziennikarstwu, gdy całkowicie posypało się jego życie zawodowe i prywatne, znalazł siłę, aby nie dać satysfakcji tym, którzy chcieliby zobaczyć jego nekrolog. „Walczy o siebie”, być może opublikuje książkę.

MoRo

Fragmenty wywiadu ze Zdzisławem Szostkiem, który przeprowadził Krzysztof Skowroński, zostały opublikowane w dzisiejszym Poranku Wnet w części 3 i 4. Chcesz posłuchać, kliknij tutaj

Były szef MSWiA i były wiceminister finansów za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej są oskarżeni o korupcję

Poza Krzysztofem Janikiem i Wiesławem C. na ławie oskarżonych zasiądą byli szefowie katowickiego aparatu skarbowego i przedsiębiorca, który miał wręczać łapówki. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

Były minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik z SLD oraz były wiceminister finansów za rządów SLD Wiesław C. odpowiedzą wkrótce przed sądem za przyjmowanie w latach 2004-05 łapówek od jednej z katowickich firm kooperującej z kopalniami.

Informację o skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przekazał w czwartek PAP rzecznik Prokuratury Regionalnej w Katowicach Ireneusz Kunert. Przed sądem odpowie pięć osób. Na ławie oskarżonych zasiądą także byli szefowie katowickiej skarbówki i przedsiębiorca, któremu zarzuca się wręczanie łapówek. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy.

Sprawa dotyczy dostarczającej m.in. artykuły chemiczne dla kopalń katowickiej firmy, która przed laty miała poważne zaległości podatkowe. Śledztwo rozpoczęło się od zawiadomienia złożonego przez Andrzeja B., współwłaściciela tej firmy. Według niego spółka korumpowała urzędników, by mieć wpływ na kontrole skarbowe i uzyskać umorzenia zobowiązań podatkowych. Świadek zeznał, że był naocznym świadkiem korupcyjnych zachowań. Obciążył swojego wspólnika Antoniego G. i inne osoby, które odpowiedzą przed sądem.

Zarzuty wobec Janika dotyczą lat 2004-05. Był on w tym czasie posłem. Według prokuratury przyjął od katowickiej firmy 140 tys. zł – w 13 ratach – za pośrednictwo w skontaktowaniu jej przedstawicieli z osobami pełniącymi funkcje publiczne w organach skarbowych. „Informował, kto w katowickich organach skarbowych będzie kompetentny, by podejmować decyzje” – powiedział Kunert. Janik usłyszał 13 odrębnych zarzutów.

Innym oskarżonym jest Wiesław C., który był posłem SLD kilku kadencji Sejmu, a w latach 2001-04 sekretarzem stanu w resorcie finansów i generalnym inspektorem kontroli skarbowej. Zdaniem prokuratury od katowickiej firmy C. przyjął 240 tys. zł korzyści majątkowych – „w zamian za przychylność i gotowość podjęcia działań należących do jego kompetencji”. Miał też udzielać Antoniemu G. porad w zakresie prawa podatkowego i wskazywać osoby pełniące funkcje w organach skarbowych, które rozpoznawały sprawy podatkowe spółki i mogły decydować o umorzeniu należności.

Według ustaleń prokuratury była wiceszefowa Izby Skarbowej w Katowicach Elżbieta K. – za życzliwość polegającą na wskazaniu uchybień i ukierunkowaniu przy sporządzaniu dokumentacji – przyjęła korzyści majątkowe o wartości ok. 10 tys. zł, m.in. w postaci obrazu czy patery. Firma rzeczywiście uzyskała umorzenie części zobowiązań podatkowych – podał Kunert.

Były dyrektor Izby Skarbowej w Katowicach Henryk Ś. jako jedyny nie ma zarzutów o charakterze korupcyjnym; odpowie przed sądem za przekroczenie uprawnień. Miał namawiać Elżbietę K. do przychylności wobec firmy.

Oskarżeni podczas śledztwa w składanych wyjaśnieniach nie przyznali się do winy. To stanowisko podtrzymuje także Janik. „Nie uczestniczyłem w tym procederze, nie brałem żadnych pieniędzy. Stawiane mi zarzuty opierają się na zeznaniach jednego świadka. Prokuratura jest samodzielnym organem i może podejmować swoje decyzje” – powiedział były minister w czwartek PAP. Zgodził się na podawanie nazwiska.

W innym wątku śledztwa prokuratura badała, czy Antoni G. korumpował także wysokich rangą oficerów policji. Umorzyła tę sprawę z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.[related id=”18693″]

Umorzona została także sprawa Andrzeja B. – skorzystał z klauzuli bezkarności, przysługującej osobie, która zawiadomi organy ścigania o korupcji. Prokuratura zaznacza, że choć sprawa w dużej mierze opiera się na jego zeznaniach, w śledztwie zgromadzono także inny materiał dowodowy, potwierdzający zarzuty, jak dokumenty, zapisy i logowania telefonów.

Liczący około 60 stron akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód.

Krzysztof Janik w PRL należał do PZPR, później był jednym z założycieli SdRP. Od 1997 roku do rozwiązania tej partii był sekretarzem generalnym SdRP. Od założenia SLD w 1999 roku był sekretarzem generalnym również tego ugrupowania. Później był jednym z wiceszefów SLD i szefem klubu SLD w Sejmie, a 2004 roku także szefem tej partii.

Posłem był od 1993 roku, w wyborach startował zawsze z Tarnowa. W latach 1996-97 jako podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta zajmował się sprawami samorządowymi. Po uchwaleniu w 1997 roku konstytucji zabraniającej łączenia wysokich funkcji państwowych z mandatem poselskim wybrał Sejm. Resortem spraw wewnętrznych kierował w latach 2001-2004 w rządzie Leszka Millera. W późniejszych wyborach parlamentarnych kandydował bez powodzenia.

PAP/LK