Wznowienie pracy Walcowni Blach BATORY ma nastąpić pod koniec roku. Przejęcie majątku w upadłości wiąże się z problemami

Jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego, i obojętność sędzi komisarz, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków?

Stanisław Orzeł

Krzysztof Mikuła, wiceprezes WĘGLOKOS-u ds. Grupy Kapitałowej powiedział 3 lipca 2017 r., że Grupa w pierwszej kolejności musi się skoncentrować na restrukturyzacji Huty „Pokój”.

Natomiast wznowienie pracy Walcowni Blach „Batory” ma nastąpić dopiero pod koniec roku. (…) Aktualnie najważniejsza jest „kwestia wznowienia produkcji po prawie dwuletniej przerwie. – Najpierw musimy osiągnąć zdolności produkcyjne bazując na podstawowym asortymencie. (…)

Na rynku blach grubych produkcja światowa osiąga ok. 250 mln ton/rok, produkcja europejska to ok. 11 mln ton/rok, natomiast w Polsce – zaledwie ok. 0,34 mln ton/rok. Przy jawnym zużyciu blach grubych na naszym rynku na poziomie ok. 0,9–1,0 mln ton/rok, oznacza to, że import stanowi ok. 80 proc. (…)

Zaistnienie na rynku, na którym nie funkcjonowało się przez wiele lat, wymaga czasu, pokory i wytężonej pracy.

Na forum internetowym pracowników Walcowni Blach Grubych „Batory” można znaleźć ciekawy przegląd opinii z ostatniego okresu przed jej przejęciem przez WĘGLOKOKS (za: http://www.gowork.pl/opinie_czytaj,1012378,0,0,115 dostęp 2017. 07. 13).

„Najpierw chcemy nasze zaległości placowe, urlopowe i opłacony ZUS”. „Postojowe się należy i nikogo nie powinno interesować, czy ktoś robi, czy nie!!”. „Nikt się nie da pocieszyć kasą, nawet jak dostaniemy zaległe. Wszystko pójdzie w opłaty zaległe. Kredyty-chwilówki, Prowident, Kruk, Ultimo itp. Ach… szkoda słów…” „Z sądami ja mam już dosyć… ale jak trzeba będzie, to – no, ok… zobaczę… Jednak z jakiej racji podarować syndykowi złotówkę? Ja wiem, że nie zobaczymy całych zaległych. Niestety”.

„I na ch… piszecie kwoty nie wiadomo jakie, ile – na tym forum??? Kur…. Ludzie pogodejcie sie przi kawie abo na piwie takie rzeczy. Jeszcze się nienauczyliście gymby na kłótka trzymać…. Jasne, myślcie dalej tak: jubilaty dostaniecie, wczasy pod gruszą itp. Niech ta sprawa się zakończy, a potym idzie dalyj myśleć… A wy znów… A wy robicie to samo, co kierownik: jeszcze nic nie ma, a już budować plany z niczego. Japier…!”

„Olmet na pewno nie wjedzie na Walcownię. Mam nadzieję, że nie będą mieli możliwości przekonać się, do czego zdolni są zdesperowani pracownicy Walcowni!! Nawet śrubki nie dacie rady wykręcić bez szumu w mediach i fali protestów z okupacją Walcowni włącznie!!!”

„Zawsze jak zbliża się termin rozstrzygnięcia, syndyk funduje sobie (albo ktoś) wyjazd – początek maja. Później wyskakuje firma kogucik, która przez „chęć” kupna wszystko blokuje. Pytanie jest takie: jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego w jak najkrótszym czasie, a obojętność sędzi komisarz jest porażająca, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków”?

„Witam z Huty Pokój. Czytom wasze wypowiedzi od dłuższego czasu i ciesze się, że się wom udało. Muszą jednak zwrócić uwaga na jedna kwestia: jak wiecie nasza huta jest pod Węglokoksem od zeszłego roku. Dużo im zawdzięczamy, ale niestety robimy za 15–17 PLN na godzina bez – jak to ktoś od wos pisoł – premi uznaniowy i nadgodzin. Możecie sobie w prosty sposób policzyć, jak wyglądają nasze zarobki. Pozdrawiom”…

Sposób potraktowania dzielnej załogi walcowni przez syndyka i wchodzące w rolę jej nowego pracodawcy władze spółki ZEM2 świadczy nie tylko o niskiej kulturze prawnej. Wystawia im po półtora roku grillowania tych pracowników na wolnym ogniu prawniczo-biznesowych rozgrywek – najniższą ocenę moralną. Stanowi to zły prognostyk na przyszłość, a w kontekście ostrzeżenia ze strony „Hutnika” z Huty Pokój – musi u tych ludzi budzić zrozumiałe obawy. W interesie nowego pracodawcy i rządu Rzeczypospolitej, który przez swoich ministrów zaangażował się w unormowanie sytuacji WB „Batory” leży zadbanie o to, aby te obawy nie znalazły uzasadnienia. Tego wymaga polska racja stanu: nie tylko tu, na Śląsku, ale i na polskim morzu, i nad wschodnimi granicami.

I te nauki z koszmaru półtorarocznej gehenny pracowników Walcowni „Batory” należy przyswoić tak na szczeblu ministerialno-rządowym, jak i większości parlamentarnej.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” znajduje się na s. 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” na s. 3 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Ludzkie działanie nadaje sens historii, a historycy są nie tyle posiadaczami prawdy, co jej poszukiwaczami.

Czy w ówczesnej polityce było pełno nieporozumień, krótkowzroczności i marnotrawstwa sił i krwi narodu, czy może raczej sporo rozsądku i racjonalnego dostosowania się do istniejących warunków?

Zdzisław Janeczek

Jeden z najnowszych tomów renomowanego wydawnictwa Arcana, zatytułowany Czy historycy piszą prawdę?, zawiera zbiór rozproszonych tekstów prof. zw. Instytutu Historii PAN Władysława Zajewskiego – znanego badacza dziejów powstań narodowych i dyplomacji europejskiej XIX wieku oraz autora wyśmienitej biografii twórcy hymnu narodowego Józefa Wybickiego. (…)

Warto także podkreślić, iż W. Zajewski nie należy do grona „oświeconych” admiratorów Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego politycznej filozofii „mniejszego zła”. Historyk ten jednoznacznie opowiada się po stronie swojego bohatera Józefa Wybickiego, który najchętniej przedstawiał się jako pułkownik konfederacji barskiej, mimo iż Tadeusz Kościuszko w lipcu 1794 r. nadał mu rangę generała-majora milicji ziemiańskiej. W. Zajewski na wielu stronach książki wytyka ostatniemu monarsze popełnione grzechy i błędy polityczne. Zaprezentowany w tomie zbiór tekstów stanowi poważny wkład w znajomość problematyki niepodległościowej XIX stulecia. (…)

W. Zajewski walczy z wszelkimi przejawami oportunizmu, kapitulanctwa, kunktatorstwa, zdrady narodowej i broni sensu wielkich zrywów niepodległościowych, od konfederacji barskiej po powstanie 1863 roku. Aprobuje różne nurty ruchów dobijających się o suwerenność dla Rzeczypospolitej. W kręgu jego dociekań znaleźli się bohaterowie konfederacji barskiej, wojny w obronie Konstytucji 3 maja, powstań 1794, 1830/1831 i 1863 roku.

Z dużą dociekliwością śledził dokonania reformatorów Sejmu Czteroletniego, Józefa Wybickiego (w kontekście napoleońskiej idei „Jednej Europy”), Michała Ogińskiego, Tadeusza Kościuszki, Joachima Lelewela i księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Opowiada się jednoznacznie po stronie szermierzy wolności zarówno w wymiarze indywidualnym, jak narodowym, społecznym i politycznym.

Zwraca uwagę na trudny dylemat, przed jakim postawiono Polaków po 1815 r.: czy mają się „bogacić i cywilizować”, czy też „wybrać niepodległość i konflikt z Rosją”. Wybór rodaków tłumaczył oceną markiza Astolphe`a de Custine`a, iż nie mogą obok siebie istnieć dwa systemy: despotyczny i konstytucyjny. Rozumiał także determinację wschodniego sąsiada, który bez zdominowanej Polski w granicach sprzed 1772 r. „znikał z Europy”.

Zawsze był zdecydowanym przeciwnikiem „fałszywej świadomości historycznej, budowanej na filozofii marksistowskiej”, która jawi mu się w postaci „zatrutego czadu” minionej epoki. Bezkompromisowo rozprawia się z marksistowskim mitem rewolucji. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” znajduje się na ss. 8 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” na ss. 8 i 9 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Z dr. Herbertem Kopcem z Uniwersytetu Śląskiego nie mam nic wspólnego – ogłosił dr Hubert Kupiec ze Szczecina

W (dominujących) kręgach lewicowo-liberalnych pedagogicznych salonów od lat mam mocno zszarganą opinię. Ledwo mnie tu znoszą. Nie ma bowiem między nami, jak to się dziś mówi, chemii.

Herbert Kopiec

Nie od dziś lewackie siły postępu mają mnie na oku. Mam to nawet w jakimś sensie udokumentowane. Oprócz postanowień komisji dyscyplinarnych ds. nauczycieli akademickich, wyroków Sądu Pracy prawomocnie orzekających o wyrzuceniu, ale i przywracających mnie do pracy, anonimów, w których rozpoznano we mnie m.in. „homofoba, ksenofoba i religijnego fanatyka”. (…)

Kogo, przykładowo – no może właśnie oprócz Kopca – poirytowałaby wypowiedź pewnej pani profesor z szacownego uniwersytetu (miłosiernie pomińmy jej nazwisko) – która bez większej skromności zapewniwszy uczestników osławionego dyskursu pedagogicznego (w tym piszącego te słowa) o swoich najwyższych kompetencjach w zakresie znajomości filozofii klasycznej oraz współczesnej ideologii postmodernizmu – równocześnie poinformowała, że odnosi się do tych opozycyjnych/sprzecznych względem siebie nurtów myślenia – z tym samym najwyższym szacunkiem?

Jak myślisz, Czytelniku: czy ktoś na to zareagował, zgłosił wątpliwość, zadał pytanie? Niestety nie. (…)

Oświadczenie. Informuję, że ze względu na podobne brzmienie mojego imienia i nazwiska mylnie identyfikuje się moją osobę z wypowiedziami i artykułami Pana dr. Herberta Kopca z Uniwersytetu Śląskiego, z którym nie mam nic wspólnego. Dr Hubert Kupiec, Uniwersytet Szczeciński.

Informuję o tym dość kuriozalnym incydencie z niejakim opóźnieniem. Do zainteresowanych (w tym nadawcy/nadawców (?) i do mnie (Herberta Kopca) także on w końcu dotarł. Choć tak przecież być nie musiało, bo Oświadczenie zostało zamieszczone w niszowym, branżowym, acz oficjalnym, prestiżowym Biuletynie Informacyjnym Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. (…)

Nie ukrywam, że lektura Oświadczenia w pierwszym oglądzie nasuwała myśl o nieszczęśliwym wypadku przy pracy (o czym będzie za chwilę), bo charakter, treść Oświadczenia nijak przecież nie przystaje do elitarnego, poważnego miejsca, w którym się ukazało.

Jakże to, pomyślałem dobrodusznie i naiwnie zdziwiony: oto w oficjalnym Biuletynie Polskiej Akademii Nauk, w którym pomieszczane są ważne informacje poważnych instytucji państwowych zarządzających akademicką pedagogiką, ni w pięć, ni w dziewięć ukazuje się informacja jakby – za przeproszeniem – z magla wzięta. Zachowanie autora Oświadczenia (ale tylko pod pewnym względem) przypomina zapobiegliwą ostrożność byłej małżonki pijaka, która już po rozwodzie – profilaktycznie – w lokalnej gazecie ogłosiła (w dziale „Ogłoszenia płatne”): za długi mojego byłego męża nie odpowiadam.

Jest oczywiście różnica zasadnicza. Była małżonka pijaka ma zazwyczaj rzeczywiste powody odcięcia się od swojego eksmałżonka. Może on przecież być dla niej hipotetycznie nadal niebezpieczny, choćby w obszarze sygnalizowanych zobowiązań finansowych. Nie da się tego powiedzieć o (nieznanym mi osobiście) panu doktorze z Uniwersytetu Szczecińskiego, noszącym podobnie do mojego brzmiące imię i nazwisko.

Jakoż zauważmy, mój szanowny prawie imiennik nie zdecydował się ujawnić, dlaczego (ewentualne, mylne) identyfikowanie go z Herbertem Kopcem byłoby mu nie na rękę i niemiłe (?). I z tego powodu zrobił to, co zrobił.

Taki już mam paskudny charakter, że jakieś licho podkusiło mnie, aby incydent próbować zrozumieć i wyjaśnić. Drogą telefoniczną i u samego źródła. W króciutkiej i gwałtownie przerwanej (nie z mojej winy) rozmowie zorientowałem się jednak, że jestem naiwnym pięknoduchem. Od samego początku rozmowa Kopca z Kupcem, najdelikatniej mówiąc, nie kleiła się. Zostałem pouczony, iż żyjemy w wolnym kraju i nie trzeba się nikomu tłumaczyć z podjętych decyzji i wyborów. Dotyczy to także udziału w dyskursie pedagogicznym bądź rezygnacji z niego.(…)

Tak czy owak, do rozmowy o potrzebie dyskursu pedagogicznego nie doszło. Było jak w czeskim filmie: nie wiadomo, o co chodzi. A szkoda.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone…”, znajduje się na s. 5 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone…” na s. 5 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Czy islamska krucjata i ISIS są historycznie skierowane przeciwko Anglii i Francji jako rewanż za okupację kolonialną?

Na sytuację w Syrii i terenach zajmowanych przez ISIS trzeba spojrzeć historycznie. Francja i Wielka Brytania to dla nacjonalistów arabskich taki sam okupant, jak kiedyś dla Polaków państwa zaborcze.

Paweł Czyż

Upadek Imperium Osmańskiego na początku XX wieku stał się zarzewiem zmian, których skutki widzimy obecnie. (…)

Wbrew panującym często stereotypowym opiniom, należy zwrócić uwagę na względną tolerancję religijną panującą w imperium. Prześladowania ze względów religijnych nie były częste i zwykle stanowiły wyraz zemsty za bunty czy niepowodzenia wojenne w walkach z chrześcijanami, niekiedy także stanowiły efekt fanatyzmu poszczególnych namiestników.

Tolerancja wobec Żydów stała się przyczyną migracji znacznej części Żydów sefardyjskich (wygnanych w 1492 roku z Hiszpanii) na tereny Imperium, głównie do Salonik. Z drugiej strony niemuzułmanie byli poddani instytucjonalnej dyskryminacji – musieli płacić władzom dodatkowe podatki i obowiązywały ich różne ograniczenia prawne. (…)

W jakiś sposób w krajach arabskich pamięta się również o polskiej tolerancji religijnej, np. w stosunku do Tatarów w czasach I RP (nazywano ich „Lipkami” lub „Muślimami”). Czy może zatem dziwić, że w naszym kraju dotychczas nie było żadnych zamachów ISIS czy innych nacjonalistów arabskich? (…)

Dla społeczności żydowskiej na Bliskim Wschodzie niezwykle ważne były brytyjskie obietnice utworzenia w Palestynie „żydowskiej siedziby narodowej” zawarte w deklaracji Balfoura z 1917. Natomiast społeczność arabska wielką wagę przykładała do korespondencji prowadzonej podczas I wojny światowej między brytyjskim Wysokim Komisarzem Egiptu sir Henry McMahonem a Szarifem Mekki Husajnem. Korona brytyjska zgodziła się wówczas „poprzeć arabskie dążenia niepodległościowe” w Imperium Osmańskim. W zamian Arabowie przyłączyli się do wojny przeciwko Turkom. (…)

Na sytuację w Syrii i terenach zajmowanych przez ISIS trzeba spojrzeć znacznie szerzej. W jakimś sensie nacjonalistyczny odłam islamu czerpie paliwo z historii. Gdy Polacy przez 123 lata walczyli o wyzwolenie spod władzy państw zaborczych, to czerpanie z tradycji, pozycji I RP oraz oparcia w Kościele katolickim było ważnym elementem zachowania tożsamości narodowej.

Francja i Wielka Brytania jawią się dla nacjonalistów arabskich takim samym okupantem, jak kiedyś dla Polaków państwa zaborcze. Zamachy przeprowadzone przez ISiS w Europie koncentrują się głównie właśnie na Francji i Wielkiej Brytanii. Ma to uzasadnienie historyczne.

W całkowicie bezrefleksyjny sposób te państwa doprowadziły do rozbicia Imperium Osmańskiego, uwalniając zręby nacjonalizmu islamskiego spod państwowej kontroli. Przez dekady Francja i Anglia zwalczały potem niepodległościowe dążenia narodów arabskich. Niegdyś w imię Kościoła katolickiego, również pod auspicjami Francji i Anglii, prowadzono walkę z islamem poprzez krucjaty na terenach arabskich. Czemu zatem miałoby dziś dziwić, że nacjonaliści islamscy przenoszą konflikt na terytorium Europy, a raczej państw europejskich, w stosunku do których mają wciąż żywe pretensje za zwalczanie ich aspiracji i religii? (…)

Napisać, że Adolf Hitler cieszył się w świecie islamskim dużym poważaniem, to mało. Arabowie otaczali go niemal kultem. (…) Entuzjazm dla Niemiec i Hitlera w świecie arabskim nie był tylko związany z nienawiścią do Żydów. Arabowie w zwycięstwie III Rzeszy widzieli nadzieję na wyzwolenie spod kolonialnego ucisku.

Minęło 70 lat i okazuje się, że imigranci z Syrii i innych państw islamskich przybywający do Niemiec mają historycznie wpojone zaangażowanie Niemiec po stronie arabskiej. Zatem skala ataków ISIS w Niemczech jest o wiele mniejsza niż we Francji czy Anglii. Samo zaproszenie skierowane do Syryjczyków ze strony kanclerz Angeli Merkel obudziło w krajach islamskich pewne sentymenty. (…)

Cały tekst artykułu ukaże się na wnet.fm w niedzielę 27 sierpnia.

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Rewanż” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Rewanż” na s. 4 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Troska o demokrację. Na naszych oczach dokonuje się opisana przez Orwella zmiana znaczenia powszechnie używanych słów

Dziś zatroskani o demokrację używają tego słowa na określenie rządów niewybieranej, uzurpatorskiej grupy, traktującej siebie jako jaśnie oświeconych i wszechwiedzących przewodników ludzkości

Zbigniew Kopczyński

Widmo troski o demokrację krąży po Europie. Troszczą się o nią wszyscy na wszelkie możliwe sposoby, tak że w powstałym mętliku trudno zorientować się, co jest, a co nie jest demokratyczne. (…)

W Stanach wygrał Trump i od razu zaczęło się wykazywanie, że wygrał jedynie dzięki specyficznemu systemowi wyborczemu, a więc niedemokratycznie. Przypomina mi to metody stosowane przez komunistycznych propagandzistów udających dziennikarzy. Metoda była prosta: wynik wyborów mnożono przez frekwencję wyborczą i wychodziło, że wybranego prezydenta popiera nieco ponad dwadzieścia procent Amerykanów – obraza demokracji. W demoludach frekwencja wynosiła prawie 100% i tyluż głosowało na komunistów – demokracja wzorcowa. (…)

Gdy europejskie elity – o wątłym mandacie demokratycznym – postanowiły zmienić traktat nicejski na szumnie zapowiadaną konstytucję dla Europy, zarządziły przyjęcie tejże konstytucji przez poszczególne państwa członkowskie w drodze referendum. Z wyjątkiem Niemiec, gdzie referendum jest niedopuszczalne. Ku zaskoczeniu elit, społeczeństwa Francji i Holandii, krajów założycieli Unii, zachowały się niedemokratycznie i większością głosów odrzuciły ten dokument. Troszczący się o demokrację uznali, że wobec tak nieodpowiedzialnego zachowania się wyborców nie ma mowy o uznaniu ich decyzji. (…)

Na naszych oczach dokonuje się, opisana przez Orwella, zmiana znaczenia powszechnie używanych słów. Tak jak Ministerstwo Miłości oznaczało u niego policję polityczną, a Ministerstwo Prawdy – cenzurę, tak diametralnie zmienia się znaczenie demokracji. Nie są to już, jak sądzili ludzie od ponad dwóch i pół tysiąca lat, zgodnie z greckim znaczeniem tego słowa rządy ludu, gdzie rządzący realizują wolę obywateli.

Dziś zatroskani o demokrację używają tego słowa na określenie rządów swoich, rządów niewybieranej, uzurpatorskiej grupy, traktującej siebie jako jaśnie oświeconych i wszechwiedzących przewodników ludzkości, a zwykłych obywateli jak ciemną masę wymagającą odpowiedniego wychowania, dla której można czasami coś dobrego zrobić, lecz której nie można traktować poważnie.

 

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Troska o demokrację” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Troska o demokrację” na s. 12 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Niecodzienna lekcja historii – w Smolnicy: na koniach, w otoczeniu pięknych lasów, z wieloma imprezami towarzyszącymi

Każda z imprez plenerowych w Smolnicy to zwyczajem organizatorów przedstawienie kolejnego ważnego epizodu związanego z naszą historią. W tym roku poświęcona była 100. rocznicy bitwy pod Krechowcami.

Tadeusz Puchałka

Za nami kolejna, wyjątkowa impreza plenerowa, której pomysłodawcą i organizatorem od wielu lat jest Piotr Kulczyna – leśniczy, podróżnik, rozkochany w koniach miłośnik historii… Postać to nietuzinkowa, a wszystko, czego się złapie, ma sens i głębokie historyczne przesłanie. Każda z imprez plenerowych organizowanych w Smolnicy to zwyczajem organizatorów przedstawienie kolejnego ważnego epizodu związanego z naszą historią. Jest to spektakl w plenerze połączony z wieloma atrakcjami, od crossu na koniu, w którym trzeba pokonać około 30 km, na konkursach i zabawach skończywszy.

Pokonując szereg naturalnych przeszkód terenowych, zawodnicy oraz ich czworonożni partnerzy wystawiani są na dużą próbę. Na trasie biegu zawodnicy mierzą się nie tylko z wysiłkiem fizycznym, ale także konieczne jest wykazanie się sporą wiedzą historyczną. (…)

Fot. Tadeusz Puchałka

Zawodnik wypełnia kartę uczestnictwa w biegu. Przygotowanie konia, jego kondycja, to podstawowe wymogi. Organizator zaleca wzmocnione podkucie konia hacelami. Na trasie biegu obowiązuje całkowity zakaz galopowania. Wskazana jest pełnoletność, lecz osoby niepełnoletnie mogą też uczestniczyć za zgodą rodziców i w towarzystwie osoby dorosłej oraz w ochronnym nakryciu głowy. Dobrze mieć ze sobą kompas, zegarek, obowiązkowo – telefon komórkowy, dopuszcza się użycie urządzeń GPS.

Wokół tego wielkiego plenerowego święta toczy się wiele imprez, jest kuchnia polowa, można także wybrać się na wycieczkę specjalnie przygotowanymi wozami i w towarzystwie przewodnika zwiedzić przepiękne trasy biegnące ścieżkami Nadleśnictwa Rybnik. Dla najmłodszych przewidziano gry, zabawy i konkursy z nagrodami.

Stałym punktem programu każdej „Kawaleryjki” jest rekonstrukcja bitwy, która co roku daje możliwość przeżywania innego epizodu historycznego. Tym razem, jak wynikało z tematu tegorocznej imprezy, była okazja prześledzenia szarży I Pułku Ułanów pod Krechowcami.

Na koniec organizatorzy wręczyli zwycięzcom nagrody i jak co roku, historyczna impreza niepostrzeżenie zmieniła swoje bardzo poważne oblicze, stając się rodzinnym piknikowym spotkaniem przy ognisku.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Plenerowa lekcja historii” znajduje się na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Plenerowa lekcja historii” na s. 10 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Włodzimierz Żelechowski jest dobrym przykładem wkładu przybyszów z innych stron Polski do historii i kultury Śląska

Jego wiersze „górniczo-hutnicze” należą ściśle do tutejszej spuścizny literackiej. W czasach, gdy tak dużą rolę przykłada się do edukacji regionalnej, wypada pamiętać o tych wierszach i ich autorze.

Jacek Okoń

Można rzec o Włodzimierzu Żelechowskim, że został zapomniany. Jego poczciwe życie przetoczyło się przez pięć co najmniej okresów historycznych, w tym przez dwie wojny światowe. Urodził się w 1893 roku w Krakowie. Jego ojciec, Kasper Żelechowski, był znanym malarzem młodopolskim, działającym w grupie tzw. Piątki Chłopomanów.

Tematyka wiejska, połączona z warsztatem Młodej Polski, na długo określiła sposób widzenia piękna i tworzenia poezji przez syna-poetę. Przez ich krakowski dom przewijały się znane postacie ówczesnego Krakowa, m.in. Ludwik Stasiak i Włodzimierz Tetmajer (czyli Gospodarz z „Wesela” Wyspiańskiego). Był to dom o wysokiej kulturze intelektualnej i artystycznej, o głębokim patriotyzmie. Włodzimierz Żelechowski studiował prawo i leśnictwo, rozpoczął pracę w górnictwie naftowym w Borysławiu. Gdy nadeszła I wojna światowa, został legionistą Piłsudskiego.

Po 1922 roku, kiedy część Śląska została przyznana Polsce, życie Żelechowskiego związało się z Katowicami. Miejscowe środowisko polskie potrzebowało kadr dla przemysłu, ludzi wykształconych, urzędników, działaczy kulturalnych. Poeta przybył tu w 1923 r. z żoną, poetką Janiną Zabierzewską. Podjął pracę w Urzędzie Wojewódzkim, równolegle działając twórczo i próbując skonsolidować rozproszone, nieliczne miejscowe środowisko literackie. (…)

Pod względem ideowym pozostał piłsudczykiem. Po przewrocie majowym publikował w sanacyjnej „Polsce Zachodniej”, piśmie wojewody Grażyńskiego. Dużo pisał i wydawał. Ale przez pierwsze dziesięć lat zamieszkiwania na Śląsku konsekwentnie nie wykazywał zainteresowania tematyką śląską. Mentalnie pozostawał krakusem, polskim patriotą i działaczem, siewcą oświaty. Wydał w tym czasie trzy tomiki wierszy, w których opiewał piękno krajobrazu wyniesionego pod powieką ze stron rodzinnych, uroki przyrody i życia wiejskiego, sielskość. Wydawców szukał poza Śląskiem.

Dlatego z zaciekawieniem, ale i zdziwieniem recenzenci skonstatowali ukazanie się w 1933 roku (z datą 1934) tomiku „W cieniu brzóz i kominów” o podtytule „Tematy śląskie”. Zawartość utworu zdawała się zwiastować przełom świadomościowy autora. Tomik zawierał 45 wierszy, w tym 9 górniczych, 8 hutniczych, pozostałe opisywały krajobraz Katowic i okolic. Krytyka powitała książeczkę ciepłymi słowami, co nie przeniosło się na zainteresowanie czytelników i sukces rynkowy.(…)

Ale od czasów pionierskich wierszy zagłębiowskich o tematyce górniczej Andrzeja Niemojewskiego (1895) było to pierwsze tak obfite poetyckie opisanie rzeczywistości kopalnianej i pracy górnika, nawet technologii wydobywczej. W wierszach tych wykazał się Żelechowski zadziwiającą znajomością nawet tak ściśle specjalistycznych prac, jak roboty filarowe, odwadnianie kopalni, stawianie tamy przeciwpożarowej. A nie była to bynajmniej wiedza, która by pochodziła z osobistego doświadczenia pracowniczego, bo przecież krótki okres pracy w górnictwie naftowym nie był tu pomocny. (…)

W ostatnim okresie życia Poety w kwartalniku „Śląsk Literacki” ukazało się kilka wierszy, poprzez które jego osoba została przypomniana, żywot środowiskowy przedłużony. Były to jednak owe wiersze przedwojenne, właśnie te z tomiku „W cieniu brzóz i kominów”, poświęcone przecież już w momencie powstania (przed 1933 r.) tematowi teraz wręcz obowiązkowemu – pracy robotniczej. Zostały jednak na tę nową okoliczność tak ufryzowane, by czytelnik, krytyk i cenzor poddali się złudzeniu, że to wiersze całkiem nowe o nowych czasach – że to wiersze socrealistyczne.

By ten cel osiągnąć, dokonano (autor? „życzliwy” redaktor?) zmian zaledwie kosmetycznych lub nawet nie ingerowano w treść. Skutek osiągnięty został bowiem głównie poprzez zmianę tytułów. Przedwojenny wiersz „Gwiazdy na ziemi” (o zapadaniu zmierzchu nad miastem) nazywał się teraz „Stalinogród w nocy”, zaś wiersz „Widok ze wzgórza” wydrukowano pod nazwą „Wzgórze nad Stalinogrodem”. Zawartość pozostała ta sama – przedwojenna. W tak paradoksalny sposób kilka wierszy z tomiku „górniczo-hutniczego” przedłużyło swój żywot, zachowując tożsamość treściową z pierwodrukami.

Cały artykuł Jacka Okonia pt. „Górnośląskie górnictwo w twórczości poetyckiej Włodzimierza Żelechowskiego” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Okonia pt. „Górnośląskie górnictwo w twórczości poetyckiej Włodzimierza Żelechowskiego” na s. 6 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Obrazek pamiętają najstarsi mieszkańcy Rudzińca. Nie zniszczył go nawet wielki pożar lasu w okolicach Kuźni Raciborskiej

Miejsce to zwane było Studzioneczką. Wierzono, że źródełko łączy się z innym, tryskającym w pobliskiej Studzionce koło Ujazdu, gdzie także czczony jest obraz będący kopią Ikony Jasnogórskiej.

Barbara Maria Czernecka

Obraz ma wymiary 14 na 20 cm i jest malowaną kopią ikony Matki Boskiej Częstochowskiej. Wyraźnie świadczą o tym: styl Hodegetrii (najstarszego i najbardziej rozpowszechnionego typu ikonograficznego przedstawienia Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na ręku), charakterystyczne barwy szat, żółte nimby nad głowami świętych postaci oraz cięte rysy na twarzy Maryi. Jeszcze kilka lat temu wisiał w lesie na drzewie, tuż nad źródełkiem, z którego wody brał Lisi Potok.

Fot. B.M. Czernecka

Jest to miejsce przy starym szlaku wiodącym w stronę Sławięcic, zwanym przez miejscowych „Wielą Drogą”, obecnie oznaczoną jako „Ladecka”. Z Rudzińca szło się tam od strony parku przez tzw. Ruskie Wrota. Niegdyś, przed wielkim pożarem lasu, rosły tutaj krzewy jagodowe. Okoliczni mieszkańcy, zbierając je, zatrzymywali się przy źródełku, gasili pragnienie i modlili do Matki Bożej. Podobne wytchnienie przy swojej pracy znajdowali tu zatrudnieni w lesie drwale. Lubiono tutaj spacerować i przyjeżdżać na rowerze. (…)

Obrazek ów pamiętają najstarsi mieszkańcy Rudzińca. Przetrwał więc długie lata. Nie zniszczył go nawet wielki pożar lasu w okolicach Kuźni Raciborskiej w sierpniu 1992 roku. Po tej tragedii, chociaż drzewo zostało spalone, obrazek nadal na nim wisiał, chociaż z innej strony pnia, aniżeli pierwotnie. Wydaje się, że do jego ocalenia ktoś się przyczynił, być może ze służby leśnej lub straży pożarnej.

Kilka lat potem został podmieniony na inny obrazek, z przedstawieniem objawienia się Matki Boskiej Mikołajowi Sikatce w Lesie Grąblińskim koło Lichenia. Dzisiaj w tym samym miejscu, chociaż nad wyschniętym już źródełkiem, w niewielkiej kapliczce jest umieszczona współczesna figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem. Obok ktoś postawił krzyż ze zlikwidowanego nagrobka.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z rudzinieckiego lasu” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z rudzinieckiego lasu” na s. 12 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

To wstyd dla naszych sąsiadów, aby setki miejsc pamięci o naszych przodkach przypominały śmietniska czy gruzowiska!

Elementem powodzenia zmiany lub nawet pobudzenia świadomości narodowej jest zadbanie o miejsca pamięci i groby naszych przodków na Wschodzie. Na Białorusi ten problem jest szczególnie istotny.

Adam Słomka

Niedługo będziemy obchodzili stulecie odzyskania niepodległości. W kontekście dyskusji nad koncepcją tzw. „Trójmorza”, czy też „Międzymorza”, lansowaną przez KPN od 1979 roku, umyka nam ważny element, który może spowodować reorientację świadomości w niektórych krajach naszej części Europy z wpojonej „wyzwoleńczej roli Armii Czerwonej” na pamięć o wspólnocie w czasach I RP. (…)

Niedawno w sprawie miejsc pamięci na Białorusi czy Ukrainie interpelację poselską nr 13277 złożył dr hab. Józef Brynkus z Wadowic. Parlamentarzysta zapytał Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego m.in.:

Jak wygląda kwestia upamiętniania przez Litwę, Łotwę, Estonię, Białoruś i Ukrainę miejsc pochówku żołnierzy polskich poległych za ich niepodległość w latach 1918-21? oraz: Ile polskich pomników i miejsc pamięci istniejących nadal oraz na dzień 1 września 1939 roku jest objętych ochroną prawną na terytorium Litwy, Białorusi, Ukrainy i Czech w ramach porządku prawnego i decyzji władz terytorialnych ww. państw? Konkretnie – gdzie te miejsca pamięci i pomniki się znajdują?

Mam wrażenie, że polskie władze nie potrafią udzielić odpowiedzi na zadane przez posła Brynkusa pytania. (…)

Bez zmian w świadomości historycznej w wielu krajach ościennych będziemy spotykali się z rosnącym niezrozumieniem idei „Międzymorza” czy „Trójmorza”. To wstyd dla naszych sąsiadów, aby setki miejsc pamięci o naszych przodkach przypominały śmietniska czy gruzowiska! To najbardziej czytelny skutek promowania przez Rosję „wyzwolicieli z Armii Czerwonej”. Dlatego to my musimy zainicjować wielką, międzynarodową akcję propagandowo-edukacyjną. Zadbać o pamięć!

Cały artykuł Adama Słomki pt. „Zadbać o pamięć” znajduje się na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Słomki pt. „Zadbać o pamięć” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

„Śląski Kurier Wnet” 38/2017, Andrzej Jarczewski/ Ogrody dla Afryki. Pomysł rozwiązania problemu uchodźców na miejscu

Typowe akcje humanitarne wszystkich państw świata dają zarobek tysiącom ludzi zatrudnianych przy rozdawaniu czy zawłaszczaniu pomocy, ewentualnie uspokajają sumienia wielkich tego świata. Nic więcej.

Andrzej Jarczewski

Wędrówka ludów z Południa do Europy trwa. Niemiecki rząd zachowuje się jak dziecko, które na plaży wykopało dziurę i wiaderkiem przelewa tam morze. Widząc nieskuteczność swoich działań, wzywa inne dzieci, żeby robiły to samo, bo walnie je łopatką, a jak nie okażą solidarności… stanie się coś strasznego: woda pozostanie w morzu!

Handel ludźmi od tysiącleci należy do najbardziej lukratywnych interesów na świecie. Podaż towaru ludzkiego przez wieki była praktycznie nieograniczona. Ale podaż nie wystarczy, handel rozkwita tylko wtedy, gdy pojawia się również popyt. Bez popytu nie ma handlu! Polska nigdy w historii nie wzniecała popytu na niewolników, gastarbeiterów ani na cudze dzieci. Natomiast Niemcom zdarzało się wielokrotnie uruchamiać lawiny wojenne i humanitarne, ale jakoś nie udawało im się dobrowolnie jakiegokolwiek zła powstrzymać. Musiała interweniować Ameryka.

Dziś nie pora na rozliczanie starych win. Dziś trzeba pilnie wymyślić i zrobić coś takiego, żeby nie narastały winy nowe. Kto może myśleć, niech więc myśli, a kto może coś zrobić – niech to robi. Chcemy pomagać ludziom, których życie jest w zagrożeniu, ale sprzeciwiamy się przyjmowaniu migrantów socjalnych, bo wiemy, że poddanie się niemieckiej presji w tym względzie jest złe: nie pomaga Afryce, a szkodzi Europie. Ludzie zawsze idą tam, gdzie mogą, a tam, gdzie nie mogą – na przykład do bogatych szejkanatów islamskich – nie idą.

Pomagać na miejscu

Nie uzasadniam tezy, że biednym ludom Afryki i Azji należy pomagać na ich terenie, bo ten pogląd jest powszechnie w Polsce podzielany. Nie za bardzo tylko wiemy, co my-Polacy i co my-Europejczycy możemy konkretnie w tej sprawie zrobić ponad standardy, realizowane do tej pory. Bo na razie typowe akcje humanitarne wszystkich państw świata, łącznie z bankami, ONZ i innymi organizacjami międzynarodowymi, otóż wszystkie te działania żadnego problemu trwale nie rozwiązują. Owszem, dają zarobek tysiącom ludzi zatrudnianych przy rozdawaniu czy zawłaszczaniu pomocy, ewentualnie uspokajają sumienia wielkich tego świata. Nic więcej.

Jeżeli Europa nie wypracuje działań skutecznych – prędzej czy później zostanie zalana setkami milionów Afrykańczyków i Azjatów. Oni nie będą się tu asymilować. Będą stopniowo, a od któregoś dnia – gwałtownie zastępować europejskich aborygenów nową krwią i krwawą metodą. Przed ich bronią demograficzną mogłaby nas osłonić tylko własna broń demograficzna, ale ta broń już nie działa, Europa podaje tyły, a obecne pokolenie Europejczyków chce tylko dożyć wygodnie do naturalnej śmierci, godząc się nawet na eutanazję w razie złego humoru czy niemodnej starości.

Los kontynentu pozostawimy przybyszom, a oni będą toczyć liczne wojny między sobą o wszystko, co ginąca kultura im pozostawi. Tu nagle nie wygasną ich wzajemne konflikty religijne i plemienne. Europa stanie się cywilizacyjną prowincją Afryki – porzuconym skarbem, o który zdobywcy będą walczyć do ostatniego Europejczyka.

Specjalne Ogrody Solidarności (SOS)

Koncepcja, którą tu przedstawię, polega na znalezieniu początkowo niewielkich obszarów w krainach biedy, które dzięki europejskiej pomocy staną się centrami chronionej gospodarki, stanowiącymi dla migrantów magnes równie silny, jak obecnie Berlin, Paryż czy Londyn. Jeżeli to się powiedzie w kilku szczególnie starannie wspomaganych punktach – szybko pojawią się wnioski z różnych krajów o to samo.

Podobnie było ze Specjalnymi Strefami Ekonomicznymi (SSE). Pomysł budził zdziwienie i gdzieniegdzie opór, ale bardzo szybko okazało się, że SSE dają miejscowo potężny impuls rozwojowy. Wkrótce strefy stały się modne i każdy, kto mógł, starał się o zlokalizowanie SSE u siebie. Dziś dysponujemy już innymi narzędziami rozwojowymi i niektóre strefy mogą być powoli wygaszane. Niemniej miejsca objęte strefami zmieniły się nie do poznania i promieniują swym dobrobytem na całe regiony. W podobny sposób i pod pewnymi dodatkowymi warunkami można by tworzyć strefy humanitarne, które tu nazywam Specjalnymi Ogrodami Solidarności.

Mamy dobre doświadczenia; niejedno zostało sprawdzone. Np. na względnie małym, ogrodzonym i chronionym obszarze możliwe okazało się ustanowienie niedopuszczalnych poza strefą, niezwykle korzystnych rozwiązań prawnych i fiskalnych. Co więcej – w małej społeczności dobrowolnych uczestników nowe prawa są szanowane i bardzo rygorystycznie przestrzegane, bo to łatwo kontrolować, a karą za łamanie tych praw może być odesłanie delikwenta tam, skąd przyszedł. Z kolei napływ nowych mieszkańców SOS byłby uzależniony od powstawania mieszkań i nowych miejsc pracy na tym terenie albo od powiększania strefy (na wzór pączkowania stref ekonomicznych).

Europa na rzecz SOS

Zanim zapytamy o koszty, zapytajmy o korzyści, jakie Europa przez wieki ciągnęła z Afryki i Azji. Oczywiście – jedne państwa korzystały bardzo, inne (jak Polska i kraje Trójmorza) wcale. Ale tworzenie stref nowych szans nie będzie miało charakteru zadośćuczynienia za zbrodnie kolonializmu. Na to kolonizatorzy mieli wiele dziesięcioleci i nic nie zrobili, więc i teraz nic nie zrobią pod tym hasłem, bo musieliby się przyznać do ludobójstwa. Lepiej znaleźć inną argumentację.

Takim hasłem, do którego szczególne moralne prawa ma Polska (a np. Niemcy nie mają tego prawa wcale) – otóż takim hasłem jest SOLIDARNOŚĆ. Poza tym Polska nie powinna unikać udziału w rozwiązywaniu najpoważniejszych problemów świata. Powinniśmy w tym uczestniczyć również finansowo, choć oczywiście w rozsądnej proporcji. Dodatkowo: wcale nie jest pewne, czy strefy powstaną najpierw w państwach najbardziej poszkodowanych przez kolonializm. Dziś inaczej wygląda geografia biedy, gdzie indziej biją źródła migracji. Na bieżąco mamy zajmować się sprawami aktualnymi, a nie historią, która – rzecz jasna – musi być brana pod uwagę w negocjacjach.

Tak więc podstawowe koszty powinna ponieść Europa. Zwłaszcza Europa Pierwszej Prędkości w kolonizowaniu Afryki i Azji. To jest problem europejski, a Stany Zjednoczone nie powinny być uczestnikiem tego działania. Niech tworzą własne, konkurencyjne strefy humanitarne np. w Liberii albo w Ameryce Łacińskiej. Chińczycy niech to robią w Korei Północnej, za której losy ponoszą największą odpowiedzialność, a Japończycy – na terenach, na których popełniali swoje wojenne zbrodnie.

Użycie siły

W ciągu kilku minionych dekad bogate kraje Zachodu i Wschodu wypracowały pewien paradygmat pełnienia funkcji „żandarma świata”. Najpierw obserwuje się nabrzmiewające konflikty w różnych miejscach świata i nic się nie robi. Następnie wspiera się jedną ze stron, co znacznie przyśpiesza wybuch. Strona wspierana ewoluuje ideowo i często zwraca się przeciwko Zachodowi, podczas gdy stary, wredny reżim jakoś tam gwarantował stabilność. Tak czy owak wojna wybucha, ktoś tam zwycięża, ktoś przegrywa, a głównym następstwem walk pozostają zrujnowane miasta i tysiące, a nawet miliony trupów, kalek i ludzi pozbawionych dachu nad głową.

W drugim etapie w krajach Zachodu do głosu dochodzą czułe serca wyborców i organizuje się różne akcje humanitarne, których znaczenie jest naprawdę duże dla pokrzywdzonych na danym terenie, ale które nie rozwiązują żadnego problemu w większej skali poza zachętą dla kolejnych bojowników, którzy zyskują pewność, że w razie czego dobry Zachód im pomoże. Wysyłane są misje humanitarne (cywilne) i stabilizacyjne (wojskowe), które również mają taki wpływ na konflikty, jak zasypka na AIDS, choć pomagierom przynoszą duży splendor. Nie zdarza się natomiast, by w porę wysłane siły Zachodu zapobiegły jakiejś tragedii. A nawet jeśli gdzieś stacjonowały wojska Zachodu – ich ostentacyjna bierność zachęcała wręcz do rzezi.

To trzeba zmienić. Budowa stref solidarności nie powiedzie się, jeżeli ich nie obronią uzbrojone oddziały. Ale te siły nie mogą podlegać lokalnym kacykom, bo już wiemy, że to nie ma żadnych perspektyw. Zresztą nikt poważny nie zainwestuje na terenie, który w każdej chwili może stać się areną wojen plemiennych. Strefy muszą mieć gwarancję wieloletniej ochrony i powoli wtapiać się w otaczającą gospodarkę, aż do pełnej integracji prawnej i przejścia pod zarząd krajowy za dwa, trzy… pokolenia.

Falanstery XXI wieku?

Poważne rozwiązywanie problemów wymaga szczerej, nie zawsze sympatycznie wyglądającej argumentacji. Na przykład trzeba założyć, że wynagrodzenia za pracę w SOS początkowo będą bardzo niskie, wręcz niewyobrażalnie (dla Europejczyka) niskie. Z punktu widzenia zatrudnionych będzie to wyraz solidarności zwrotnej z ryzykującymi wiele inwestorami. Ponadto – pracownicy muszą gdzieś mieszkać. To nie mogą być „hotele robotnicze”, bo ta forma wszędzie na świecie przekształcała się w siedlisko patologii lub w łagry. To muszą być zwykłe, skromne mieszkania rodzinne na terenie strefy, i to otrzymywane bez wstępnych kosztów: albo na wynajem czasowy, albo na wieloletni kredyt spłacany tak, by nie generować ryzyka (np. przez pracodawcę). Na płace netto pozostanie niewiele, choć siła nabywcza tego „niewiele” i tak będzie znaczna w porównaniu do bliskiego otoczenia.

Podobne projekty snuli utopiści przez wiele wieków. Popełniali jednak zawsze te same dwa błędy. Po pierwsze zakładali, że ludzie z natury są dobrzy, więc trzeba tylko stworzyć im warunki do realizacji dobra. Po drugie – nie rozwiązali problemu obecności nietypowej, socjalnej jednostki gospodarczej w konkurencyjnym świecie.

Obecnie już wiemy, że ludzie są tacy, jacy są. Robią to, co mogą, a czego nie mogą – nie robią (z tolerowaniem pewnych luzów). Jedni są lepsi, drudzy gorsi, dziś są dobrzy, jutro tacy sobie. Tworzymy więc warunki bezpiecznego i produktywnego życia dla takich ludzi, jacy są. Ponadto – gospodarka SOS nie poradzi sobie z konkurencją, zwłaszcza w pierwszych latach. Konieczne więc byłyby jakieś niestandardowe formy wsparcia, np. zapewnienie zbytu tamtejszych produktów poprzez zaniechanie produkowania takich samych rzeczy i wyeliminowanie importu z innych krajów. Znamy też fałszywe formy pomocy, z których myślowo najłatwiejsze, a gospodarczo najszkodliwsze byłoby dotowanie produkcji. Ważne, by w Europie pojawił się popyt nie na Afrykańczyków, ale na ich wytwory. Bo bez popytu nie ma handlu!

Następny problem to kształcenie pracowników, bo fachowców od tej technologii, która tam powstanie, w okolicy nie znajdziemy. Koszty będą spore. Na pustym terenie, czy wręcz na pustyni musi powstać cała infrastruktura kilkutysięcznego miasteczka, w którym ludzie będą nie tylko pracować, ale i uczyć się, chorować, leczyć, odprawiać modły, rodzić i wychowywać dzieci, uczestniczyć w kulturze…

Niektóre strefy powinny mieć charakter rolniczy, to mogą wręcz być nowoczesne ogrody Afryki. Zawsze jednak na terenie o dokładnie wytyczonych granicach i prawach obowiązujących tylko w nowym „ogrodzie”.

Na omawianie dalszych aspektów tego rozwiązania mamy czas, bo nieprędko przywódcy państw zdecydują się na posunięcia, których horyzont przekracza ich optymistyczne kadencje.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ogrody dla Afryki” znajduje się na ss. 1 i 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Ogrody dla Afryki” na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl