„Śląski Kurier Wnet” 39/2017, Zdzisław Janeczek: Potoccy – ród od sześciu wieków współtworzący historię Rzeczpospolitej

W tym łańcuchu pokoleń ,byli ludzie wielcy i mali, dobrzy i źli, lecz na tym, kto nosi nazwisko Potocki, spoczywa obowiązek szanowania tego historycznego nazwiska i służenia Ludziom, Bogu i Ojczyźnie.

Zdzisław Janeczek

Społeczno-patriotyczna i wojskowa działalność rodu Potockich herbu Pilawa

Bohaterem tej opowieści jest dynastia – następstwo i wzajemne międzypokoleniowe relacje członków rodu oraz dziedzictwo kulturowe, które te relacje uosabia i wyraża. Historia tego rodu to dzieje Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Dzieje rodu Potockich to historia o polityce, militariach, kulturze i gospodarce dawnej Rzeczpospolitej, o sukcesie i rozczarowaniu, waśniach i umiejętności współdziałania.

Nazwisko Potockich nosili w przeszłości często ludzie oryginalni pod każdym względem, genialni i ekscentryczni, wielcy wojownicy, a ich życie może nam służyć nie tylko za kopalnię anegdot. Ich żywoty to historie, w których stykają się ze sobą władza, pieniądze i pokrewieństwo, pełne są też pasji i wielkich dramatów.

Bez znajomości tego fragmentu naszej przeszłości, jakim są losy Potockich i spokrewnionych z nimi Lubomirskich, Zamoyskich, Sapiehów czy Radziwiłłów nie jesteśmy w stanie zrozumieć mechanizmów rządzących Rzeczpospolitą Obojga Narodów. To tak jakby studiować dzieje Florencji z wykluczeniem rodu Medyceuszy, doskonale obrazujących rolę dynastii w polityce i gospodarce oraz koneksje między bogactwem, pozycją i potęgą polityczną tego miasta-państwa.

Potoccy to nowożytna dynastia, która wydostała się poza lokalny polski kontekst i odegrała kluczową rolę w tworzeniu I Rzeczpospolitej – wielonarodowej i wielokulturowej wspólnoty. Zarówno Ławry Poczajowskiej, potocznie nazywanej Ruską Częstochową, jak i wielu dumek kozackich trudno nie łączyć i nie kojarzyć z nazwiskiem Potockich.

W XVI i XVII wieku zasłynęli oni z dokonań w rzemiośle rycerskim. W XVIII stuleciu marszałek litewski Ignacy Potocki, współtwórca dzieła Komisji Edukacji Narodowej i Konstytucji 3 maja nosił miano polskiego Solona. Dzieło jego kontynuował brat Stanisław Kostka Potocki, wybitny minister oświaty, mecenas sztuki i archeolog, twórca panteonu chwały Jana III Sobieskiego w Wilanowie.

W XIX i XX wieku Potoccy byli liderami rozwoju gospodarczego i innowacji, architektami nowoczesności. Tak było od czasów bankiera Prota Potockiego, patrona Kompanii Czarnomorskiej i prekursora kapitalizmu na ziemiach Rzeczpospolitej po epokę Józefa Mikołaja Potockiego z Antonin, właściciela kopalń złota w Afryce, którego z honorami przyjmowano we wszystkich najważniejszych stolicach Europy.

Potoccy dzisiaj są przykładem międzypokoleniowych osiągnięć na przestrzeni sześciu stuleci. Informacje o nich można znaleźć w każdym XIX-wiecznym leksykonie Meyera lub Brockhausa. Otwarci na świat i tolerancyjni, inspirowali przedstawicieli innych narodów. Postawa Klaudyny, żony Bernarda Potockiego, która w 1831 r., nie lękając się ani Rosjan, ani cholery, pielęgnowała rannych i chorych w szpitalach wojskowych walczącej Warszawy, zrodziła ideę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Z kolei wielu historyków żydowskich docieka istnienia magnata Walentego Potockiego, który jakoby w XVIII w. miał zostać spalony w Wilnie za przejście na judaizm.

O nich to Bartosz Paprocki napisał: „Dom Potockich, z krakowskiego województwa wyszli, starodawny, mężowie sławni z tego domu bywali”. Protoplastą rodu był Jakub z Potoka, wsi małopolskiej położonej nieopodal Jędrzejowa. Od niej wzięła nazwę ta jedna z najznakomitszych rodzin Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jakub spłodził dwóch synów: Andrzeja i Bernarda, dziedzica rodowej wsi Potok. Z kolei ten ostatni miał czterech synów: Bernarda, Macieja, Mikołaja i Stanisława. Maciej zapoczątkował szczep małopolski, a Stanisław – wielkopolski. Małopolski podzielił się heraldycznie na dwie linie: hetmańską, pieczętującą się herbem Srebrna Pilawa (zapoczątkowaną przez Andrzeja zm. w 1609 r.) i prymasowską, zwaną też Złotą Pilawą (wywodzącą się od Stefana zm. w 1631 r.). Z czasem linia hetmańska podzieliła się na gałęzie: wilanowską, tulczyńską, łańcucką i krzeszowicką.

Herb Pilawa | Fot. Poznaniak (CC A-S 2.5, Wikipedia)

Przełomowy w historii rodu okazał się XVI wiek. Wówczas ze średnio zamożnej szlachty awansowali do grona możnowładców. Pierwszym z rodu, który osiągnął godność senatorską, był Jakub (1554–1613), wojewoda bracławski. Swoją karierę zawdzięczał kanclerzowi i hetmanowi wielkiemu Janowi Zamoyskiemu, pod którego rozkazami walczył z Moskwą w Inflantach i przeciw arcyksięciu Maksymilianowi Habsburgowi pod Byczyną. Po śmierci hetmana Zamoyskiego nadal służył wiernie Zygmuntowi III Wazie, opowiadając się po stronie monarchy przeciw Mikołajowi Zebrzydowskiemu. Jakub wspomagany przez brata Jana Potockiego (ok. 1551–1611) walnie przyczynił się do klęski rokoszan pod Guzowem. Król w dowód wdzięczności mianował go wojewodą bracławskim. Zachęcony tym awansem, u boku hetmana Stanisława Żółkiewskiego wziął udział w oblężeniu Smoleńska, gdzie zmarł z trudów wojennych.

W tym samym okresie Potoccy zbudowali swoją potęgę materialną na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej, kolonizując Kijowszczyznę, ziemię halicką oraz województwa: bełskie, ruskie, podolskie i bracławskie. Syn podkomorzego halickiego Jakuba, Mikołaj Potocki (1517/1520–1572), starosta kamieniecki i zarządca twierdzy w Kamieńcu Podolskim, na gruntach wsi Zahajpole założył miasto Złoty Potok, które stało się kresowym gniazdem rodu. Z niego wywodziło się wielu senatorów, znakomitych dowódców (czterech hetmanów wielkich i jeden polny), polityków i dyplomatów, mecenasów i twórców kultury oraz uczonych. Śladem ich działalności są założone przez nich miasta (Złoty Potok, Stanisławów, Krystynopol, Józefów) i osady oraz wspaniałe rezydencje, jak Radzyń Podlaski, Łańcut, Krzeszowice, Jabłonna, Wilanów, Niemirów, Peczera nad Bohem, Pomorzany nad Złotą Lipą, Monasterzyska nad Koropcem, pałac we Lwowie, Antoninach nad Ikopatią, Tulczynie i słynna Zofiówka na Ukrainie. A także fundacje religijne, m.in. Leżajsk, Teplik (klasztor sióstr miłosierdzia), Horodenka (kościół i klasztor misjonarzy) i Poczajów na Wzgórzach Krzemienieckich, nazywany „ruską Częstochową”.

Na uwagę zasługuje mecenat prymasa Teodora Potockiego, przy którego pomocy powiększono kościół i klasztor Bernardynów w Stoczku Warmińskim. Wzniósł on również kościół i prawdopodobnie klasztor Bernardynów w Kiwitach. Fundował częściowo kościół w Chruścielu. Restaurował zamki w Lubawie, Lidzbarku i w Reszlu. Jednak jego największym dziełem była kaplica grobowa w katedrze gnieźnieńskiej.

Z kolei działalność fundacyjna Aleksandry (1818–1892) i Augusta (1806–1867) Potockich z Wilanowa doczekała się nawet osobnego opracowania monograficznego. Niestety większość założeń architektonicznych (i ich wyposażenie) nie przetrwała do naszych czasów, chociaż nie było miasta Rzeczpospolitej, w którym nie znajdowałaby się ich siedziba lub nawet kilka, m.in. w Krakowie (Pod Baranami), w Warszawie, Wilnie, Lwowie i Lublinie. Z racji swoich rozległych interesów mieli rezydencje także za granicą: we Francji, Austrii, Rosji (w Petersburgu) i Anglii.

Jednak bieg wydarzeń, które doprowadziły do upadku Rzeczpospolitej, nie pozwolił im przekazać tego dziedzictwa następcom. Cały majątek Potockich – pałace, wille, obrazy, posągi, klejnoty, meble, książki i rękopisy, ogromne kolekcje dzieł sztuki, zbierane przez wszystkie pokolenia ich przodków, zamiast być dostępne ku pożytkowi i radości obywateli Rzeczpospolitej (jak to było w przypadku Wilanowa) – uległ rozproszeniu i dostał się w ręce obcych, najczęściej zaborców.

Grabieżcy nie uszanowali nawet szczątków doczesnych właścicieli. Gdy w październiku 1945 r. zamknięto buczacki kościół parafialny i zamieniono go na kotłownię miejską, przystąpiono do dewastacji tego ośrodka dóbr starosty kaniowskiego Mikołaja Bazylego Potockiego, pod którego patronatem działał warsztat Bernarda Meretyna (zm. 1759) i J. Pensla. Artyści ci wykonali m.in. monumentalne figury św. Jana Nepomucena (1750) i Matki Bożej Niepokalanej (1751), poważnie uszkodzone po zajęciu miasta przez Rosjan. Z Kaplicy Męki Pańskiej usunięto urny z sercami synów kasztelana lwowskiego Józefa (ok. 1695–1764), Kajetana (kanonika krakowskiego i gnieźnieńskiego) i Pawła (kanonika łuckiego) Potockich, które po profanacji trafiły do muzeum w Tarnopolu. Los serc podzieliły pozostałe szczątki Pilawitów, które wrzucono do masowego grobu na cmentarzu parafialnym.

Stanisław Rewera Potocki | Fot. Wikipedia

Potoccy wraz z wzrostem zasług i zamożności sięgali po coraz wyższe urzędy dygnitarskie. Pierwszym w rodzie hetmanem wielkim koronnym został syn Jakuba Mikołaj (zm. 1651 r.), który okrył się chwałą pod Cecorą, gdzie do końca towarzyszył Stanisławowi Żółkiewskiemu i dostał się do niewoli tureckiej. Pod Korsuniem doznał dotkliwej porażki i został tatarskim jeńcem. Pod Beresteczkiem zrehabilitował się, przyczyniając się do klęski Bohdana Chmielnickiego.

Jednak największą legendą i chlubą rodu stał się Stanisław Rewera Potocki, który niemal osiemdziesiąt lat przepędził w obozach wojskowych i na wyprawach wojennych.

Syn kasztelana kamienieckiego Andrzeja i Zofii Piaseckiej, po kądzieli wnuk sławnego wojownika, którego Tatarzy powiesili na haku. Sztuki wojennej i dowodzenia uczył się od najlepszych, pod których rozkazami służył: od Stanisława Żółkiewskiego, Karola Chodkiewicza i Stanisława Koniecpolskiego. Bił się z Turkami i Tatarami pod Chocimiem i Cecorą, brał udział w wyprawie przeciw Kantymirowi-paszy i przeciw Szwedom. Na jego szlaku bitewnym znalazły się: Niedźwiedzie Łozy, Borowica, Chmielnik, Studziennica, Zborów, Zbaraż (gdzie uratował króla Jana Kazimierza) i Beresteczko. Owocem tych zmagań z Turkami, Tatarami i Kozakami było 137 zdobycznych chorągwi, które na sejmie w 1661 r. złożył u stóp królewskiego tronu.

To Rewerze, według przekazów, ubogi chłop wręczył żelazną buławę pod Lwowem w chwili, gdy Potocki zamierzał zrezygnować z dalszej kariery wojskowej i zająć się zarządzaniem własnym majątkiem. Ten ważny symbol władzy wojskowej miał on wyorać na swoim polu. Pod wpływem tego wydarzenia Rewera zmienił zdanie i resztę życia spędził wojując z wszystkimi wrogami Rzeczpospolitej, za co nagrodzono go buławą wielką.

Legendę rodu wielkiego hetmana utrwalali współcześni poeci i pisarze panegiryści, jak ksiądz Franciszek Niewęgłowski w Festum Crucis Potocianae, a później artyści, m.in. Józef Brandt w obrazie Stanisław Rewera Potocki pod Beresteczkiem oraz Juliusz Kossak w portrecie Hetman Rewera na białym arabie i w scenie Stanisław Rewera Potocki przyjmuje wyoraną buławę.

W ślady ojca poszli jego synowie. Starszy Andrzej walczył pod Zborowem, Beresteczkiem, Glinianami, Cudnowem, a w okresie potopu służył pod Stefanem Czarnieckim. Brał udział w wyprawie chocimskiej Jana Sobieskiego, który już jako król nadał mu urząd hetmański – „mniejszą buławę”. Również jego młodszy brat Feliks Kazimierz wiernie służył Janowi III, uczestnicząc w wyprawie wiedeńskiej i chwalebnie dowodząc w bitwie pod Parkanami. Już jako hetman w 1698 r. rozgromił Tatarów pod Podhajcami.

Legendą rodu był także starosta halicki i kołomyjski, rotmistrz i pułkownik jazdy Stanisław Potocki, którego krótkie życie obfitowało w niezwykłe wydarzenia. Jedno z nich uwiecznił w akwaforcie Romain de Hooghe. Stanisław Potocki w 1680 r. pod Brukselą ocalał z rozbitego okrętu, wioząc z Rzymu podarowane przez papieża relikwie św. Wincentego. Niestety trzy lata później zginął w bitwie pod Wiedniem, gdy na czele 86 pancernych razem ze stryjem Feliksem Kazimierzem wykonał rozpoznawczą szarżę na obóz turecki. Według tradycji rodzinnej poniósł śmierć, gdy ratował życie bliskiego krewnego. Ciało bohatera sprowadzono do rodzinnego Stanisławowa, a urna z sercem została w Wiedniu.

Teodor Potocki 1664-1738 | Fot. Wikipedia

Wydarzenie to upamiętniła tablica epitafijna poświęcona Stanisławowi Potockiemu wmurowana w ścianę kościoła Franciszkanów przy Franziskanerplatz. Fakty te były powszechnie znane m.in. dzięki panegirykowi Wojciecha Kazimierza Lesiowskiego Monumenta Triumphale Coronatis, wydanemu w 1684 r. w Krakowie, który sławił cudowne ocalenie Potockiego pod Brukselą i świetność całego rodu Pilawitów.

Obok wojskowych urzędów Potoccy piastowali wysokie godności kościelne. Najbłyskotliwsza kariera stała się udziałem przedstawiciela Złotej Pilawy Teodora (1664–1738), który dostąpił zaszczytu piastowania tytułu prymasa Polski. Dumny z przeszłości rodu i jego koligacji, kazał sobie wyryć na nagrobku: „po babce Mohilance, hospodarównie multańskiej, sięga cesarzów greckich, po matce Sołtykównie carów moskiewskich, a po obu rozciąga się do królów francuskich i polskich”.

W 1777 r. Wincenty Potocki, podkomorzy wielki koronny, został wyróżniony przez cesarza Józefa II tytułem książęcym. Natomiast w XIX wieku przedstawiciele wszystkich gałęzi rodu otrzymali tytuły hrabiowskie. Ich dobra znajdowały się na obszarze Rosji, Ukrainy, Galicji, Węgier i Moraw. Do nich należały liczne posiadłości w Wilnie oraz w powiecie wiłkomirskim i wileńskim.

Potoccy mieli także swój udział w polskich walkach niepodległościowych. Uczestnikiem powstania kościuszkowskiego i adiutantem księcia Józefa Poniatowskiego w armii doby Księstwa Warszawskiego był Stanisław (1778–1830), reprezentujący linię prymasowską, czyli tzw. Złotą Pilawę. Wyróżnił się on w kampanii 1809 r. w walkach o Zamość i Sandomierz. W noc listopadową 1830 r., podobnie jak większość generalicji o rodowodzie napoleońskim, próbował przeciwstawić się zrewoltowanym młodszym oficerom i został zastrzelony przez podchorążych.

Z kolei w kancelarii wileńskiego gubernatora wojskowego 15 maja 1851 r. zanotowano: „W 1831 r. odszedł z powstańcami za granicę Królestwa Polskiego hrabia Maurycy Potocki, syn obersztallmajstra hrabiego Aleksandra Potockiego, a ponieważ nie skorzystał on z darowanego w 1832 r. powszechnego przebaczenia, ogłoszony został za wygnańca z konfiskatą jego majątku. Obecnie wspomniany Maurycy Potocki na mocy zezwolenia carskiego wrócił z zagranicy, został przebaczony i pozostawiony na wolności”.

W kwietniu 1832 r. hrabiemu Leonowi Potockiemu za udział w „powstaniu polskim” skonfiskowano majątek Pietrowszczyzna w powiecie białostockim. W latach 1839–1840 Senat Rządzący Cesarstwa Rosyjskiego rozpatrywał sprawę konfiskaty na rzecz skarbu państwa majątku Klucz Zakątkowski, który pozostał po śmierci hrabiny Izabeli Potockiej. I jak pisze Jan Ciechanowicz, chociaż sąd w Białymstoku postanowił przekazać majątek Alojzemu Potockiemu, bratu zmarłej, to jednak Grodzieńska Komisja Likwidacyjna uznała, że prawnymi dziedzicami dóbr po swej ciotce powinni być Józef (zm. 1863) i Herman (zm. 1866) Potoccy, znajdujący się aktualnie na wychodźstwie we Francji ze względu na to, że brali udział w powstaniu 1830–1831 r. Fakt ten zadecydował o wywłaszczeniu Potockich z ich majętności.

Potoccy angażowali się także w wydarzenia 1863 r. Finansowo wspierali działania i akcje Hotelu Lambert, którym kierowali książęta Czartoryscy. Pieniądze te były przeznaczane m.in. na zakup broni dla powstańców. Szczególną rolę w tym okresie odgrywała linia łańcucka i krzeszowicka, której przedstawiciele zdominowali życie polityczne Galicji. Adam (1822–1872), właściciel Krzeszowic, był konserwatystą i jednym z przywódców obozu stańczyków, ponadto współzałożycielem krakowskiego „Czasu”. Czynnie popierał program autonomii Galicji.

Równie zaszczytne urzędy piastował jego syn Andrzej (1861–1908), marszałek krajowy, a potem namiestnik Galicji. Jeszcze bardziej eksponowane stanowisko zajmował Alfred Józef Potocki (1822–1889), minister i premier austriacki, marszałek krajowy i namiestnik Galicji, którego wnuk Alfred Antoni (1886–1958), ostatni ordynat łańcucki, na konferencji pokojowej w Paryżu zamykającej I wojnę światową reprezentował konserwatystów galicyjskich.

Natomiast podczas wojny Potoccy wspierali finansowo we Francji akcję gen. Józefa Hallera i jego „Błękitną Armię”. Józef Mikołaj Potocki z Antonin dał ze swoich stadnin 600 koni na potrzeby 2 Pułku Ułanów, który sformował się w Antoninach i wszedł w skład polskiego I Korpusu gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego.

Jadalnia wielka pałacu Potockich w Łańcucie | Fot. Piotrus (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Po odzyskaniu niepodległości w okresie II Rzeczpospolitej brat Alfreda Antoniego, Jerzy Potocki (1889–1961) z Pomorzan, syn III Ordynata na Łańcucie, był dyplomatą i pełnił obowiązki ambasadora w RP, w Turcji i USA.

Równie aktywny był trzeci z braci, Józef Alfred (1895–1968) z Antonin, charge d`affaires w Portugalii, a następnie ambasador RP w Hiszpanii, twórca sekcji polskiej Radia Madryt.

Z kolei ostatni ordynat łańcucki Alfred Potocki przejął na siebie obowiązek goszczenia w swoim pałacu licznych zagranicznych delegacji rządowych, co było znaczącym obciążeniem jego finansów.

Ostatnią z Pilawitów panią na Wilanowie była Beata Maria Potocka (1896–1988) z Monasterzysk, prawnuczka gen. Antoniego (1780–1850), adiutanta ks. Józefa Poniatowskiego, bohatera spod Smoleńska, Możajska, Czirikowa, Wiaźmy, od 1921 r. żona Adama Branickiego, w czasie okupacji niemieckiej związanego z Armią Krajową.

Oboje małżonkowie prowadzili działalność społeczną i patriotyczną. Finansowali wykup więźniów z Pawiaka, Oświęcimia i innych obozów, a także wspierali tajne nauczanie. W 1945 r. cała rodzina została aresztowana przez NKWD i osadzona w Krasnogorsku pod Moskwą. Współpracy politycznej z Berlinem odmówił także Alfred Antoni Potocki z Łańcuta, który aby uniknąć losu rodziny Beaty Marii z Potockich Branickiej, opuścił kraj w 1944 r. i osiadł na stałe w Wiedniu.

Choć ród Pilawitów od wieków odgrywał w Polsce znaczącą rolę, zadziwia skromna liczba opracowań poświęconych życiu i działalności wielu jego przedstawicieli. Do wyjątków należy zaliczyć m.in. postaci Jana Potockiego (1761–1815) oraz braci Ignacego (1750–1809) i Stanisława Kostki (1755–1821) Potockich, którzy Wilanów zamienili w mauzoleum Jana III Sobieskiego ku chwale polskiego oręża i pamięci minionej świetności Rzeczpospolitej. A przecież osobowość, pasje i losy tych ludzi miały nie raz decydujący wpływ na życie narodu.

Przemilczano ich zasługi dla Kościoła katolickiego (ostoi polskości), a także unickiego jako fundatorów i opiekunów świątyń, szpitali, zakładów dla starców i kalek, darowizny olbrzymich sum na cele dobroczynne i walkę niepodległościową. Potoccy istotną rolę odegrali w życiu społecznym także jako protektorzy artystów, kolekcjonerzy, muzealnicy i twórcy wspaniałych księgozbiorów.

Działalność ta korespondowała z myślą księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, iż „Katolicyzm nie powinien być z miłości Ojczyzny, ale patriotyzm z miłości Boga”. W swoich dobrach zatrudniali samych Polaków, popierali polski przemysł, rolnictwo i handel oraz rodzimą twórczość i rzemiosło. Jak pisze Andrzej Majdowski, Aleksandra z Potockich Potocka (1818–1892) „dbała nawet o to, żeby na jej stole podawano wyłącznie potrawy przyrządzane z produktów krajowych.

Wierząc w zmartwychwstanie Polski, a także widząc, iż dla utrzymania polskości niezbędna jest duża liczba ludzi wykształconych, przekazywała fundusze na utrzymanie kilkunastu studentów Szkoły Głównej, a następnie Uniwersytetu Warszawskiego. Pokrywała też koszty wpisowe wielu studentów i uczniów, a także łożyła poważne sumy na Seminarium Archidiecezjalne w Warszawie oraz na seminarium duchowne w Lublinie i Żytomierzu”.

W 1839 r. pani Augustowa utworzyła fundusz na utrzymanie i edukację 12 dziewcząt przy kościele pw. św. Katarzyny w Petersburgu, który stał się podstawą do powstania szkoły żeńskiej prowadzonej przez zakon dominikanów aż do rewolucji październikowej.

Pałac Potockich w Antoninach na Wołyniu w 1914 r., litografia N. Ordy, domena publiczna, Wikipedia

Wielu przedstawicieli rodu zdobyło uznanie, uchodząc za wzór gospodarności. Antoni Protazy Jacek Potocki (1761–1801), znany jako Prot, był jednym z pierwszych polskich bankierów i przemysłowców oraz prekursorem kapitalizmu. Należał do grona współtwórców Kompani Handlowej Polskiej, która miała umocnić polski handel na Morzu Czarnym. W 1784 r. ułożył wspólnie z Antonim Dzieduszyckim jej statut, a następnie objął kierownictwo. De facto przejął on na siebie jej kapitał i tą decyzją uratował przedsięwzięcie.

Założył port oraz magazyny w Jampolu. Za jego sprawą z Chersonia nad Morzem Czarnym przez Bosfor szły statki z podolskim zbożem do zachodniej Europy. W 1784 r. od brzegów portowych odprawiono pięć polskich okrętów: „Polska”, „Podole”, „Jampol”, „Św. Prot” i „Ukraina” do Egiptu i Marsylii. W okresie Sejmu Wielkiego pośredniczył w procedurze pożyczki zaciąganej przez Rzeczpospolitą w Holandii. Ponadto podjął negocjacje w celu uzyskania dla Polski pożyczki w Genui. Równocześnie wyasygnował skarbowi ze swego banku 5 000 000 złp. Pieniądze te były potrzebne m.in. na realizację uchwały sejmowej o 100 tys. armii.

Za dobrego administratora i gospodarza uchodził syn Alfreda Józefa, namiestnika Galicji, Józef Mikołaj Potocki (1862–1922) z Antonin, wnuk księcia Romana Sanguszki, który zasłynął z wielotysięcznej hodowli koni roboczych, koni rasy arabskiej i angloarabskiej sprzedawanych jako materiał zarodowy do najsłynniejszych stadnin w całej Europie. W swoich rozległych dobrach (63 tys. ha) dokończył uwłaszczenie chłopów, meliorował folwarki, zakładał stawy rybne i plantacje buraka cukrowego. W Antoninie i Piszczowie posiadał własne stacje hodowli roślin. W oparciu o własne zasoby stworzył nowoczesny przemysł przetwórczy, na który składały się cukrownie, gorzelnie, fabryki sukna i młyny.

Jego aktywność gospodarcza zaowocowała powstaniem wielu tysięcy miejsc pracy dla miejscowej ludności. Dbał o warunki zatrudnienia i jakość życia swoich robotników. W Szepetówce rozbudował uzdrowisko antyreumatyczne i ustanowił opiekę lekarską, z której korzystali jego pracownicy. Ponadto utworzył fundusz emerytalny dla robotników oraz wspierał rozwój lokalnego szkolnictwa podstawowego i zawodowego. Jak pisze Józef Długosz, budował także szkoły rzemieślnicze, m.in. w Krzemieńczugach i Piszczowie.

F. Amerling, Aleksandra z Potockich Potocka 1818-1892 (domena publiczna, Wikipedia)

Aby powiększyć swój kapitał obrotowy i inwestować w kraju, sprzedał swoje udziały kopalń złota w Afryce Południowej. Za zgodą cara Mikołaja II zyskał koncesję dla utworzonego Towarzystwa Akcyjnego Kolei Podolskiej i zbudował linię Korosteń – Kamieniec Podolski łączącą poprzez linie boczne Polesie, Wołyń, Podole i Kijowszczyznę. Zabiegał o powrót do Warszawy Marii Skłodowskiej-Curie, dla której rezerwował kierownictwo projektowanego laboratorium radiologicznego. Ponadto był podróżnikiem, kolekcjonerem i badaczem zainteresowanym odkryciami geograficznymi, etnograficznymi i przyrodniczymi. Łożył duże sumy na Warszawskie Towarzystwo Naukowe i polskie periodyki. Z Józefem Mikołajem Potockim jako finansistą liczono się zarówno w Petersburgu, Paryżu jak i Londynie. Car Mikołaj II widział w nim „najlepszego rolnika” imperium Romanowów.

Równie aktywne bywały także kobiety z rodu Potockich. Aleksandra Potocka była zaangażowana w działalność Towarzystwa Rolniczego. W Wilanowie założyła pierwszą w Królestwie Polskim fermę drobiu. „Za wyhodowany przez siebie drób oraz bydło otrzymywała na wystawach rolniczych medale i listy pochwalne”. O jej osiągnięciach hodowlanych pisywała m.in. „Gazeta Rolnicza i Handlowa”.

Pilawici, od stuleci związani z dziejami Rzeczpospolitej, zasłużyli na pamięć. I chociaż, jak zauważyła Anna Konstantowa Potocka, w tym łańcuchu pokoleń ,,byli ludzie wielcy i mali, dobrzy i źli, jak wszędzie na świecie, lecz na tym, kto nosi nazwisko Potocki, spoczywa obowiązek szanowania tego historycznego nazwiska i starania się być szlachetnym człowiekiem, służenia sercem Ludziom, Bogu i Ojczyźnie”.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Potoccy herbu Pilawa” znajduje się na s. 8 i 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Potoccy herbu Pilawa” na s. 8 i 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Migracja zarobkowa do Polski. Zagrożenia rosną wraz z liczbą migrantów, ale zależą także od kręgu kulturowego przybyszów

Jeśli już musimy zgadzać się na import pracowników, to blokujmy masowy, niekontrolowany napływ imigrantów spoza krajów tzw. Międzymorza. Nie popełniajmy błędów państw zachodniej Europy.

Mariusz Patey

Polska do tej pory była krajem eksportującym siłę roboczą do bogatszych krajów Europy. W ciągu 25 lat rozwoju gospodarki względnie rynkowej przechodziliśmy różne fazy rozwoju rynku pracy, od rosnących problemów z bezrobociem do ostatnio coraz ostrzej odczuwalnego braku siły roboczej w wielu sektorach gospodarki. (…)

Firma transportowa nie jest w stanie przeszkolić w krótkim czasie bezrobotnych nie mających doświadczenia w kierowaniu pojazdami. Podpisane kontrakty, jak i ciągła walka o rynek, nie pozwalają na sięgnięcie po zasoby rynków zachodnich. Tam bowiem płace są na takim poziomie, że polscy transportowcy zostaliby wypchnięci z rynku przez ich europejskich rywali. Pojawiło się zatem zapotrzebowanie na kierowców akceptujących określone warunki płacy i pracy (wcale nie głodowe). Zatrudnianie Ukraińców pomogło polskim firmom pokryć niebezpieczne deficyty pracowników. Podobny problem odczuwają inne branże: budowlana, przetwórstwa spożywczego, czy wreszcie nasze rozwijające się rolnictwo. (…)

Pojawiają się głosy pełne zaniepokojenia o nadużywanie socjalu przez przebywających w Polsce Ukraińców. I znowu, jeśli popatrzymy na statystyki, to uprawnionych do zasiłków i dodatków na dzieci nie jest wcale tak dużo. Pełny pakiet socjalny przysługuje bowiem osobom z Kartami Polaka lub osobom płacącym pełne składki, przebywającym na podstawie kart czasowego pobytu. Tych jednak, spełniających oba warunki naraz, jest niewielki procent w ogólnej liczbie przebywających u nas Ukraińców. (…)

Większość studiujących w Polsce cudzoziemców (w tym Ukraińców) płaci pełne czesne, bez państwowych subsydiów, wynajmuje za własne pieniądze miejsca w akademikach i na stancjach. Pomagają zatem, zwłaszcza sektorowi prywatnemu szkolnictwa wyższego, przetrwać kryzys związany z niżem demograficznym. Osoby starsze mogą dorobić do swoich emerytur, wynajmując stancje mniej wymagającym studentom. (…)

Oczywiście są też poszkodowane grupy pracownicze. Na przykład w obszarze opieki nad osobami starszymi, sprzątania mieszkań i biur wzrost płac jest wolniejszy. Ale oznacza to oszczędności dla ludzi starszych, często średnio zamożnych. Więcej też z tych ludzi decyduje się na życie samodzielne, bez przenoszenia się do domów opieki.

Innym zjawiskiem w przypadku masowego osiedlania się Ukraińców w Polsce (nadal większość przyjeżdżających do pracy pozostaje tu czasowo) byłoby odtworzenie się mniejszości w jednorodnej do tej pory etnicznie Polsce. Mimo zatem korzystnego czynnika ekonomicznego, imigracja powinna mieć swoje limity. (…)

Dziwi mnie, że środowiska imigranckosceptyczne, zwracając uwagę na Ukraińców, pomijają coraz bardziej wyraźnie zaznaczającą się imigrację z rosyjskiego Kaukazu i krajów Azji Centralnej. Punktem przerzutowym jest granica białoruska. Wystarczy pojechać na przejście graniczne w Brześciu, aby zrozumieć powagę problemu.

Ci „uchodźcy” o odmiennej kulturze, religii i obyczajach zaczynają przenikać przez naszą wschodnią granicę. Z uwagi na niską przydatność na naszym rynku nie podejmują pracy, a ich źródła utrzymania są trudne do ustalenia. Częściej niż Ukraińcy zgłaszają się po pomoc socjalną. Trudniej się integrują, tworząc mikrogetta.

Osobna grupa imigrantów to Wietnamczycy, których przyjazdy zaczęły się już w czasach PRL-u. Ostatnio pojawili się też inni przybysze z krajów Dalekiego Wschodu. Chińczycy, Hindusi, Pakistańczycy, Nepalczycy i inni.

Jeśli ktoś chce zrozumieć, jak działa zasada „swój do swego po swoje”, niech przyjrzy się właśnie wietnamskim przedsiębiorstwom. Są one również niezwykle sprawne w omijaniu naszego systemu fiskalnego. (…)

Obroną przed niekontrolowaną imigracją i wykorzystującymi nasz system wsparcia socjalnego przybyszami jest pozbawienie tego wsparcia osób nieposiadających polskiego obywatelstwa lub Karty Polaka. Ukłonem w stronę polskich firm poszukujących pracowników jest ułatwienie uzyskiwania krótkoterminowych pobytów ze względu na pracę, przy jednoczesnym utrudnieniu otrzymywania pobytu długoterminowego czy polskiego obywatelstwa.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Migracja zarobkowa do Polski z krajów ościennych” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Migracja zarobkowa do Polski z krajów ościennych” na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polacy i Polska nad Bosforem. Stosunki między Lechistanem a Osmanią przez wieki układały się całkiem przyjaźnie

Polonezkoy z powodu swej urzekającej odrębności, swoistego klimatu oraz serdeczności i gościnności mieszkańców stanowi szczególną atrakcję, a spędzone tam godziny wynagradzają wszystkie trudy podróży.

Władysław Grodecki

 

(…) Ostatni poseł osmański zawitał nad Wisłę, kiedy oba kraje nie odgrywały już znaczącej roli w Europie. Opuszczając Warszawę, przestrzegał: „Jeśli Polacy pozwolą, by w ich kraju panoszyły się obce wojska, to cały dorobek narodu zostanie zdeptany i zrujnowany, a królestwo będzie stracone.” Niestety były to prorocze słowa. (…)

W ciągu kilku wieków wspólnego sąsiedztwa znacznie więcej łączyło niż dzieliło oba państwa. Według tradycji tylko Turcja nie uznała rozbiorów Polski, a później nad Bosforem schronienie znajdowali powstańcy listopadowi, uczestnicy Wiosny Ludów, powstania węgierskiego, styczniowego itd. Polacy zajmowali w armii tureckiej wysokie stanowiska i reformowali jej przestarzałe struktury.

Warto przypomnieć, że w 1920 r., gdy wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy i nad Polską, ba, nad całą Europą zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo wzniecenia „na ostrzach bagnetów” rewolucji światowej, gdy osamotniona Polska miała spłonąć jak wiązka chrustu, gdy wszyscy dyplomaci obcych państw opuścili Warszawę, w naszej stolicy pozostali jedynie nuncjusz apostolski Achille Ratti (późniejszy papież Pius XI) i przedstawiciel państwa tureckiego.

Dwadzieścia lat później, w czasie II wojny światowej w Ankarze działała nieprzerwanie Ambasada RP, gdzie w kaplicy na niedzielnej mszy św. gromadzili się dyplomaci państw katolickich, a władze tureckie pomagały uchodźcom z Polski. Pomogły też w wywiezieniu rezerw państwowych złota Banku Polskiego. (…)

Zatarg sułtana Mahmuda II z wicekrólem Egiptu i realne zagrożenie Stambułu ze strony wojsk tego kraju spowodowały ożywioną działalność dyplomatów tureckich na Zachodzie i zainteresowanie planami Adama Czartoryskiego przeniesienia nad Bosfor kilkutysięcznej emigracji polskiej z Francji, by tam organizować administrację i armię sułtańską. (…)

Prawo do osiedlania tak precyzował paragraf 14 regulaminu: „Aby zostać przyjętym do osady, trzeba być Polakiem albo przynajmniej Słowianinem-katolikiem”. Przybywający tu otrzymywali po 10 donunów ziemi (ok. 92 a), której nie wolno było sprzedać, a w wypadku małżeństwa z osobą niepolskiego pochodzenia osadnik tracił prawo do ziemi i „dachu nad głową”.

Adampol poprzez gromadzenie pamiątek, książek i dokumentów miał stać się „arką na czas potopu dziejowego”. Szczególną rolę odgrywał cmentarz, gdzie pochowano wiele wybitnych osób: Ludwikę Śniadecką – wielką, niespełnioną miłość Juliusza Słowackiego; A. Wiaruskiego, kpt. Legionu na Węgrzech, instruktora armii tureckiej; Ludwika Biskupskiego – dr. Sorbony, prof. Uniwersytetu w Stambule, czy Zofię Ryży, krzewicielkę polskości. W ich gronie miał spoczywać „król dusz” Adam Mickiewicz, ale ks. Czartoryski zadecydował inaczej. Mickiewiczowi nawet nie udało się odwiedzić Adampola.

Zniewalający urok polskiej osady sprawił, że odwiedzili ją nawet dwaj prezydenci Turcji: Atatürk w 1937 r. i Kenan Evren w 1985 r. Naoczni świadkowie wizyty „Ojca Turków” wspominają, że prezydent bez mrugnięcia okiem przeszedł pod bramą powitalną z jedliny i pozwolił się powitać polskim zwyczajem chlebem i solą. „Chodził od chałupy do chałupy (…) macał, czy płoty silnie stoją, zaglądał do obór i chlewków, liczył, ile śliwek i orzechów może zmieścić się na jednej gałązce. Później był bankiet. Atatürk (…) zajadał, aż mu się uszy trzęsły. Wieprzowina, nie wieprzowina, popijał niezgorzej. Śmiał się i klaskał”. (…)

Dziś w Adampolu mieszka ok. 700 osób, w tym ok. 50 Polaków. Tradycyjnie wójtem wybierany jest tu Polak.

Lesław Ryży, Daniel Ochocki, Antoni Wilkoszewski, Fryderyk Nowicki to kolejni włodarze Adampola. Najdłużej wójtem był ten ostatni. Kilka lat temu „Fredi” kupił 10 ha ziemi w Sucholaskach k/Wydmina na Mazurach. Tu założył gospodarstwo agroturystyczne, został wybrany sołtysem, ale serce zostało nad Bosforem… Gdy ogłoszono kolejne wybory, Fredi wrócił do Adampola i znowu został wybrany wójtem. Ot, niezwykła historia polskiej wioski „Nad Bosforem”.

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Polska nad Bosforem” znajduje się na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Władysława Grodeckiego pt. „Polska nad Bosforem” na s. 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr hab. Józef Brynkus, poseł Kukiz’15: Sądzę, że udaje mi się wiązać poglądy niepodległościowe z katolickimi

Staram się zdecydowanie bronić stanowiska niepodległościowców, np. przez dosyć negatywną ocenę Rosji – w tym tej komunistycznej – oraz podkreślać, że Polska jest krajem katolickim.

Paweł Czyż
Józef Brynkus

Od Rodziców i z rodzinnej wioski wyniosłem przekonanie, że człowiek powinien w życiu kierować się wartościami religijnymi. To na studiach podjąłem działalność antykomunistyczną, m. in. uczestnicząc w strajku hutników w ówczesnej Nowej Hucie, gdy Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Pracując zaś na macierzystej uczelni, wolałem być wierny swoim wartościom, niż za cenę sprzeniewierzenia się im skakać po szczeblach tzw. kariery naukowej. I tak osiągnąłem to, co mi się należało, mimo przeszkód ze strony tzw. systemu feudalnego w nauce polskiej. (…)

Rosja nie ma współcześnie problemów z tożsamością. Nawiązuje w niej do tradycji imperialnej: carskiej-rosyjskiej, potem sowieckiej, a teraz znów rosyjskiej. Ma problem z przyznaniem, że napadała na swoich sąsiadów.

Ale z mojego punktu widzenia na sprawy rosyjskie i ich przeszłość, należy przypomnieć o tych Rosjanach, którzy z komunizmem czynnie walczyli. Nie martwi mnie więc, że będę potencjalnie objęty rosyjskimi sankcjami za prawdę. Gdy zlikwidujemy sowieckie monumenty – „ubeliski”, to wystawimy w końcu pomniki tym, którym się one naprawdę należą, np. gen. Białoruskiej Armii Sprzymierzonej Stanisławowi Bułak-Bałachowiczowi, zwanemu „biczem na bolszewików”, który ogłosił niepodległość Białorusi, czy jego bratu, gen. Józefowi Bułak-Bałachowiczowi, zamordowanemu z inspiracji sowieckiej w 1923 roku niedaleko Hajnówki. (…)

W moich interpelacjach w sprawach tzw. niemieckich pytam nie tylko o brak równowagi w prawach Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce, ale też o działania Jugendamtów. Ktoś powinien reagować na roszczenia naszych sąsiadów, obojętnie czy polityczne, czy gospodarcze.

Myślę, że projekt Józefa Piłsudskiego odnośnie do równej drogi do Berlina i Moskwy dziś jest jak najbardziej aktualny. Nikt z zagranicy nie ma prawa wtrącać się w suwerenne decyzje polskiego parlamentu, na przykład dotyczące wymiaru sprawiedliwości. Polska AD 2017 to nie I RP z II połowy XVIII wieku.

Cały wywiad Pawła Czyża z posłem Józefem Brynkusem pt. „Do przodu, korzystając z wniosków wyciągniętych z historii!” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Pawła Czyża z posłem Józefem Brynkusem pt. „Do przodu, korzystając z wniosków wyciągniętych z historii!” na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rosja carska czy sowiecka, pozostaje Rosją. Wyhodowano kolejne rosyjskie monstrum. Grzech zaniechania się multiplikuje

Specnaz rosyjski walczy w Donbasie. Rosja wysyła pomoc humanitarną, czyli uzbrojenie. Czeka teraz spokojnie na całkowitą destabilizację państw UE. Terroryści islamscy mają je rzucić na kolana.

Jadwiga Chmielowska

Nieprzeprowadzenie dekomunizacji w krajach postsowieckich spowodowało, że skutki odczuwane są do dziś, po prawie 30 latach od przemian lat 89–90 XX wieku. Organizacje niepodległościowe chciały w latach 1990– 91 powołania trybunału do osądzenia komunizmu i jego zbrodni. Była nawet proponowana nazwa „Norymberga 2”. Najaktywniejsi byli w tym działaniu Estończycy. Mieli wtedy mocne wsparcie Litwinów (Liga Wolności Litwy) i Polaków (Solidarność Walcząca), ale też Łotyszy, Gruzinów i innych zniewolonych narodów.

Tymczasem rządzący sprawili, że z byłymi komunistami obchodzono się łagodnie jak ze zgniłym jajkiem. Zamiast je wyrzucić, pozwalano, by gniło dalej i roztaczało smród. W Polsce dopiero teraz weszła w życie ustawa o zmianie nazw ulic byłych komunistycznych zbrodniarzy. (…)

W komunizmie bolszewickim istniała toporna cenzura, w zachodnim komunizmie autocenzura poprawności politycznej. W jednym i drugim systemie komunistycznym zmieniano siatki pojęć na nieprzystające.

W krajach sowieckich, jak słyszeliśmy: ‘ludowa sprawiedliwość’ czy ‘ludowa demokracja’ – wszyscy wiedzieliśmy, o co chodzi. Byliśmy i jesteśmy zaszczepieni przed ideologicznym bakcylem. W wolnych społeczeństwach było to zupełnie nie do pomyślenia. Każdy bowiem wiedział, co to demokracja. Tak samo nie rozumiano, co to jest Związek Sowiecki i traktowano Rosję Sowiecką jako normalne państwo. Poważnie.

Dopiero Reagan właściwie ją zdiagnozował: „Imperium zła”. I było to faktycznie imperium zła. Obficie finansowało nie tylko komunistyczne partie na całym świecie, ale też wszelkiego rodzaju terrorystów. Nie tylko różne Czerwone Brygady czy gangi Baader-Meinhoff, ale też bojowników palestyńskich i arabskich terrorystów. W komunistycznej PRL przechodzili szkolenia i odpoczywali, a w broń zaopatrywała ich Czechosłowacja. Taka była specjalizacja „demoludów”.

Obywatele Związku Sowieckiego składali się na finansowanie światowego terroryzmu. Związek Sowiecki również nie został osądzony, tak jak Niemcy po 1945 roku. Zbrodnie komunistyczne dokonane na ludności cywilnej, chociaż dziesięciokrotnie większe niż nazistowskie, też nie zostały osądzone. Sprawcy nie trafili za kratki tak jak hitlerowcy. W III RP, choć katom z lat 1945–56 udowodniono winę, nikt nie trafił do więzienia. Dalej na Zachodzie bycie komunistą nie jest kompromitujące. (…)

Przypomnijmy raz jeszcze, kto wysyłał w świat terrorystów w latach 70. i 80. XX wieku, kto wysadzał bloki z własnymi obywatelami, kto dokonywał zamachów terrorystycznych i zrzucał winę na Czeczenów, kto później głosił potrzebę koalicji antyterrorystycznej i ogłupił Obamę? Teraz świat ma ulec islamofobii i pogrążyć się w wojnie religijnej. Gdziekolwiek się spojrzy, tam widać moskiewski ślad.

Moskale nie cofną się przed niczym, taka jest ich istota.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Grzech zaniechania” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Grzech zaniechania” na s. 2 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Termin ‘społeczeństwo otwarte’ nie znaczy nic konkretnego, służy tylko dowartościowaniu jednych i piętnowaniu drugich

Autorzy niefortunnej nazwy ‘społeczeństwo otwarte’ nie pisali o otwarciu granic europejskich i wcale nie chodziło im o otwarcie społeczeństwa zachodniego na wpływy islamu. O tym w ogóle nie było mowy.

Andrzej Jarczewski

‘Otwarte społeczeństwo’, ‘otwarta Europa’, ‘otwarty dialog’ – to częste terminy w nowszym obrocie medialnym. Należą do kategorii pojęć niejasno zdefiniowanych, które zmieniają swe znaczenie w zależności od doraźnych potrzeb, a w końcu przekształcają się w symulakry, czyli w nazwy bytów mniemanych. Na naszych oczach dzieje się to z ‘otwartym dialogiem’. Ta nazwa nie ma już nic wspólnego z dialogiem. Stała się synonimem monologu i hejtu.

Gdy filozofowie definiowali pojęcie nowoczesnego ‘społeczeństwa otwartego’ w kontraście do ‘społeczeństwa plemiennego, magicznego’, mieli na myśli szlachetną utopię, w której syn robotnika może zostać profesorem, córka chłopa – sędzią, a każdy ma prawo do osobistych decyzji. Tworzyli koncepcję społeczeństwa drożnego, czyli takiego, w którym wewnętrzne ścieżki awansu są otwarte dla każdego. W tym również otwarte są drogi do najwyższych urzędów politycznych. (…)

Zauważmy, że coś takiego, jak „społeczeństwo otwarte” w przyrodzie nie występuje. Ale istnieje coś, co można nazwać „społeczeństwem zamkniętym”. Wystarczy uznać np., że ‘rozum’ jest sprzeczny z katolicyzmem, ‘wolność’ z przyzwoitością, a ‘braterstwo’ z rodziną, i już ideologia gotowa. Trzeba tylko zebrać, ukraść lub wyspekulować kasę na jej wdrażanie. Oczywiście – żadne „społeczeństwo otwarte” z tego się nie urodzi. Będzie nowy totalitaryzm, ale za to… jak ładnie nazwany! Serce Europy już jest otwarte. Teraz szamani ostrzą noże i szykują mocną operację. (…)

[W]yraźnie odróżniamy dobrze rozpoznane pojęcie politologiczne: ‘społeczeństwo obywatelskie’, a także np. ‘społeczeństwo cywilne’ od mydelniczki z napisem ‘społeczeństwo otwarte’. Bo ta ostatnia nazwa to typowe symulakrum, wyraz, który udaje nazwę czegoś rzeczywistego. Ów termin symuluje rzeczywistość i zakrywa nieistnienie nazywanych przez siebie faktów! Wprowadzenie w życie – oczywiście po trupach opornych – wizji „społeczeństwa otwartego” w istocie wytworzy europejskie społeczeństwo niedrożne, czyli takie, w którym nieposłuszne osoby i nieposłuszne narody będą wykluczane i karane za trwanie przy własnych wartościach. A w tak ogromnej i tak zróżnicowanej społeczności, jaka zamieszkiwać będzie Stany Zjednoczone Europy, utrzymywanie posłuszeństwa możliwe będzie tylko za pomocą terroru!

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Operacje na otwartym” znajduje się na s. 3 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Operacje na otwartym” na s. 3. wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Anioły to stworzone istoty duchowe, rozumne i o wolnej woli, doskonałe, nieśmiertelne, obdarzone najwyższym intelektem

Nie mają ciała ani nie są żadną materią, dlatego jakiekolwiek ich realne przedstawienie wydaje się niemożliwe. Ich ziemskie wizerunki muszą więc być tylko tworami artystycznej o nich wyobraźni.

Barbara Maria Czernecka

Postacie anielskie widnieją w herbach wielu krajów i królestw, bywają też symbolami niektórych narodów. Święty Michał Archanioł był i jest patronem Izraela i wielu innych państw, w tym Cesarstwa Rzymskiego, Anglii, Austrii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Węgier, Rusi Kijowskiej. W Fatimie, tuż przed objawieniem Maryi, trójce tamtejszych dzieci ukazał się Anioł Portugalii. Swojego Anioła Stróża mają także Polacy. Jego objawienie się w Przemyślu 3 maja 1863 roku poświadczył bł. ksiądz Bronisław Markiewicz, założyciel Michalitów, którego centrum jest przy Sanktuarium w Miejscu Piastowym na Podkarpaciu w powiecie krośnieńskim.

W każdym słynniejszym mieście czuwa charakterystyczna postać ze skrzydłami. W Berlinie na Kolumnie Zwycięstwa stoi taka figura zwana Złotą Elzą. W jedynej zachowanej miejskiej bramie w Bratysławie znajduje się Święty Michał Archanioł. Postać Archanioła Gabriela jako Pomnik Tysiąclecia góruje nad placem Bohaterów w Budapeszcie.

W Królewskich Muzeach Sztuk Pięknych w Brukseli przeraża wręcz obraz Pietera Bruegla starszego, zatytułowany: „Upadek zbuntowanych aniołów”. Złoty posąg Archanioła Michała nad centrum kijowskiego „Majdanu Niezależności” dzierży tarczę i miecz ognisty. Przed pałacem Buckingham w Londynie z pomnika Skrzydlatej Wiktorii w stronę Green Parku spogląda Anioł Sprawiedliwości, a na Motherhood patrzy Anioł Prawdy. Ponad angielską doliną Team stoi Anioł Północy z szeroko rozpostartymi skrzydłami, jako zwiastun kulturalnej i ekonomicznej nadziei.

Na tympanonie Teatru Opery i Baletu we Lwowie wdzięczą się aniołowie będący alegoriami muzyki, dramatu i sławy. Anioły i cheruby otaczają Wniebowziętą Najświętszą Maryję Pannę w oficjalnym herbie Mińska, stolicy Białorusi. Na moskiewskim Kremlu wznosi się Sobór Błagowieszczeński, zdobiony anielskimi ikonami będącymi dziełami Teofana Greka i Andrieja Rublowa. „Białym Aniołem Moskwy” nazywana była, już za swego życia uznawana za świętą, Księżna Elżbieta Romanowa. (…)

 

Aniołowie występują w starodawnych księgach tajemnych. Wzmiankowani są w Talmudzie czy Pasterzu Hermesa. Judaistyczna Kabała zawiera spis wszystkich aniołów zamieszkujących siedem niebios. Tym duchowym istotom nie oparli się nawet starożytni pisarze i filozofowie na miarę Homera, Orygenesa, Platona, Sokratesa. Awicenny, Augustyna z Hippony. (…)

Tematyka anielska nieobca była naszym rodzimym artystom. Najwięcej przedstawień tych nieziemskich istot zapełnia polskie kościoły. W Tumie pod Łęczycą romańscy aniołowie występują w najstarszych zachowanych na naszych ziemiach ściennych malowidłach, a nawet stanowią rzeźbiarską podstawę służek sklepiennych. Dwaj sześcioskrzydli serafini adorują Chrystusa w tęczy mandylionu ukazanego w Sakramentarzu Tynieckim, jednej z pierwszych ksiąg w Polsce. Aniołowie iluminują także karty Złotego Kodeksu Gnieźnieńskiego. Zostali wyryci w złoconym srebrze na dwunastowiecznych naczyniach liturgicznych z Trzemeszna. Licznie występują na portalach średniowiecznych świątyń, w jeszcze większej liczbie – przy ołtarzach, kolumnach, sklepieniach, stallach, chórach, organach. Bizantyjsko-ruskimi wyobrażeniami tych uduchowionych postaci została ozdobiona z inicjatywy króla Władysława Jagiełły kaplica Świętej Trójcy na Zamku w Lublinie. Anioł-tarczownik pojawił się także na pieczęci jego pierwszej małżonki, św. Królowej Jadwigi. A ile tych niebiańskich figur jest w ołtarzu Wita Stwosza?

Aniołowie zdobią srebrną trumnę św. Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej. Z tego samego kruszcu odlane ich postaci podtrzymują relikwiarz św. Stanisława, biskupa i męczennika. Czuwają przy sarkofagach polskich królów. Latarnia Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu zwieńczona jest aniołkiem wznoszącym krzyż ponad koroną. Mało komu jest wiadome, że jego autorami są ludwisarz Arnold z Raciborza oraz złotnik Stanisław. Aniołów można się dopatrzeć także na wawelskich arrasach. (…)

Przerażające duchy fascynują wielbicieli talentu Zdzisława Beksińskiego. Metaforyczne przesłanie niosą anioły na obrazach współczesnej artystki Joanny Sierko-Filipowskiej. W kształcie anielskich postaci odlane są ze złoconego brązu lampy w licheńskiej bazylice. W tradycyjnej wersji mozaikowej autorstwa ojca Marko Rupnika, jezuity pochodzącego ze Słowenii, aniołowie pojawili się na ścianach Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” w Krakowie-Łagiewnikach.

Co roku powstaje nowa figurka do kompletu „Anielskiej Orkiestry” z ćmielowskiej porcelany. Do unikatów należą aniołki z rodzimej ceramiki bolesławieckiej. Ciekawe i niepowtarzalne są anioły odlane ze szkła krośnieńskiego. Oryginalne ich wizerunki: drewniane, gliniane, gipsowe wychodzą z rąk ludowych twórców. Galerie handlowe oferują całą gamę przedmiotów z anielskimi motywami. Mnożą się w komputerowych grafikach. Zapewne wiele pomysłów na nie pozostaje jeszcze w głowach twórców.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Aniołowie” znajduje się na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Aniołowie” na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

10 mld dolarów Juan Negrin zdecydował się powierzyć Stalinowi, gdyż uznał, że Moskwa to miejsce „najbardziej bezpieczne”

„Masz wyobrażenie, ile złota wyładowano w Odessie? Gdyby te skrzynki ustawić obok siebie na Placu Czerwonym, sięgałyby od krańca do krańca” – chwalił się Stalin w rozmowie marszałkiem Woroszyłowem.

Rafał Brzeski

Operacja rabunku hiszpańskich rezerw złota, zwana eufemistycznie „ewakuacją”, rozpoczęła się jesienią 1936 roku, kiedy do Madrytu zbliżały się oddziały zbuntowanych wojskowych pod wodzą Francisca Franca, wsparte przez narodowców, monarchistów, konserwatystów oraz faszystów i trząsł się w posadach rząd Frontu Ludowego popierany przez liberałów, republikanów, komunistów, socjalistów i anarchistów. Wówczas to, 12 października 1936 roku, przysłany z Moskwy specjalny doradca rządu hiszpańskiego do spraw bezpieczeństwa wewnętrznego, a jednocześnie rezydent NKWD, generał Aleksandr Michajłowicz Orłow (prawdziwe nazwisko Lejba Łazarewicz Feldbin). (…)

„Załatwić z szefem hiszpańskiego rządu Caballerem przewiezienie rezerw złota Hiszpanii do Związku Sowieckiego. Użyć sowieckiego parowca. Utrzymać ścisłą tajemnicę. Odmówić, jeśli Hiszpanie zażądają pokwitowania. Powtarzam – odmówić – podpisania czegokolwiek. Oświadczyć, że formalne pokwitowanie zostanie wydane w Moskwie przez Bank Państwowy. Czynię was osobiście odpowiedzialnym za całą operację. Iwan Wasiliewicz.” Pod pseudonimem Iwan Wasiliewicz krył się Józef Stalin, który używał go tylko w wyjątkowych okazjach, jako sygnał, że sprawa wymaga najwyższego utajnienia.

Na wszelki wypadek uzgodniono wersję oficjalną: złoto Hiszpanii ewakuowane jest do Stanów Zjednoczonych i zgodnie z tą dezinformacją, Negrin wystawił imponujący dokument ministerstwa finansów wzywający republikańskie władze wojskowe, aby udzielały wszelkiej pomocy „panu Blackstone, pełnomocnemu przedstawicielowi Bank of America”. (…)

Do portu wpłynęły trzy kolejne frachtowce sowieckie, które Orłow polecił jak najszybciej rozładować. 22 października wszystko było przygotowane i kolumna pojazdów, której przewodzili Orłow i dyrektor hiszpańskiego skarbca Francisco Mendez-Aspe, ruszyła do jaskiń mieszczących magazyny amunicyjne. Za okutymi żelazem drewnianymi wrotami sztolni kryła się sala, pod ścianami której stały jedna na drugiej tysiące identycznych drewnianych skrzynek. „Gromadzony przez stulecia skarb starego narodu i ja go miałem dostarczyć do Moskwy” – zapisał Orłow. (…)

Kiedy frachtowce były już gotowe do odpłynięcia, Orłow znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż Mendez-Aspe poprosił opotwierdzenie odbioru depozytu, a Stalin wyraźnie zakazał podpisywania czegokolwiek. – Ależ towarzyszu, ja nie mam pełnomocnictw do wydawania pokwitowań – wykręcał się Orłow. – Ale nie martwcie się. Potwierdzenie wydane zostanie na miejscu przez Gosbank (Bank Państwowy), kiedy wszystko zostanie sprawdzone i zważone.

Mendez-Aspe mało nie dostał zawału na takie słowa, ale uspokoił się, kiedy Orłow zaproponował, żeby na każdym frachtowcu popłynął do Związku Sowieckiego jeden przedstawiciel hiszpańskiego ministerstwa finansów w charakterze upełnomocnionego konwojenta. Dyrektor skarbca szybko oddelegował dwóch towarzyszących mu urzędników a dwóch brakujących „konwojentów” dobrano z przypadkowych ochotników na kilkudniową „wycieczkę” do ZSRS podczas „łapanki” w hotelach Kartageny. Złoty konwój złożony z frachtowców „Kine”, „Kursk”, „Newa” i „Wołgolec” odpłynął do Odessy. (…)

Rozradowany Stalin wydał bankiet dla „wierchuszki” NKWD, na którym obecni byli wszyscy członkowie politbiura. W trakcie przyjęcia miał ponoć powiedzieć, że Hiszpanie „tak zobaczą swe złoto, jak własne uszy”. Jeszcze kilka miesięcy później czterej konwojenci ministerstwa finansów republikańskiego rządu wciąż czekali w moskiewskim hotelu na pokwitowanie przyjęcia w depozyt rezerw złota Hiszpanii. Jak podaje Orłow, wypuszczono ich z Rosji dopiero po zakończeniu wojny domowej.

Cały artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Hiszpańskie złoto” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Hiszpańskie złoto” na s. 3. wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mikołajek nadmorski, jak pisałam przed rokiem, zagrał na nosie wszystkim Dyzmom i cwaniakom – i rośnie sobie w najlepsze

Rok temu mikołajek został wyrwany z korzeniami i wywieziony w nieznanym kierunku. Władze próbowały zastraszyć społecznika. Wytoczono przeciwko niemu wielkie działa. Uruchomiono nawet prokuraturę.

Jadwiga Chmielowska

Rok temu, we wrześniowym numerze Śląskiego Kuriera WNET opublikowałam tekst pt. „Mikołajek a sprawa polska”.

W Białogórze, na zlecenie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, Pomorski Park Krajobrazowy postanowił w końcu 2015 r. rozprawić się z mikołajkiem – chronioną, rzadko występującą rośliną wydmową. (…)

Roślinkę, za wiedzą i poparciem lokalnych władz samorządowych, posadził Ryszard Gordziej, właściciel pensjonatu „Mikołaj” i miłośnik mikołajka nadmorskiego. Jednak bezwiednie prawdopodobnie nadepnął na odcisk naukowcom, którzy załatwili duży grant na rozmnażanie mikołajka metodą in vitro, czyli przez klonowanie z łodyżki. Nie podobało się chyba to, że pan Gordziej uzyskał sadzonki z nasion.

Mikołajek został wyrwany z korzeniami i wywieziony w nieznanym kierunku. (…) Na sztucznej wydmie usypanej na Wyspie Sobieszewskiej mikołajek pojawił się w tym samym czasie, w którym zarządzono jego eksmisję z Białogóry.

Przypadek mikołajka obnaża głupotę ludzką i udowadnia, że prawo naturalne, przyroda zawsze ma wyższość nad stanowionym. Wystarczy myśleć i działać zdroworozsądkowo. Państwo, a więc jego funkcjonariusze, powinni służyć dobru wspólnemu. Nie mnożyć przeszkód, ale je usuwać.

Mikołajek nadmorski, tak jak przewidywałam rok temu – „zagrał na nosie wszystkim Dyzmom i cwaniakom – i rośnie sobie w najlepsze”. (…) Teraz nic mu już nie grozi. Wójt i sołtys stwierdzili, że obecne rośliny pojawiły się samoistnie. Chroni więc mikołajka prawo. To jego siedlisko, które sobie wybrał i obronił.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Zwycięstwo mikołajka” znajduje się na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Zwycięstwo mikołajka” na s. 1. wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier WNET” 392017/ Jadwiga Chmielowska: W politykę siania dezinformacji wpisał się ostatnio Kornel Morawiecki

Kornel Morawiecki jest zwolennikiem obecności pomników wdzięczności armii sowieckiej w przestrzeni publicznej. Może takie poglądy wygłaszać prywatnie, ale nie w imieniu Solidarności Walczącej.

Jadwiga Chmielowska

Już czas zmienić Polskę. Najpierw jednak musimy zmienić myślenie polityków i obywateli o państwie i wrócić do znanego w I i II Rzeczpospolitej o państwie jako rzeczy wspólnej. Odpowiedzialność za nie teraz i w przyszłości ponosimy my – obywatele.

Nawet królowie nie mogli traktować Polski jako swojej własności. Artykuły henrykowskie z 1573 r. jasno określały ustrój państwa. Były pierwszą w świecie namiastką konstytucji. Dawały szlachcie przywilej wpływania na losy ojczyzny, a stan szlachecki był otwarty. Każdy – mieszczanin czy chłop, który wspierał ojczyznę w potrzebie (wojny), był nobilitowany.

Wolność wiąże się z odpowiedzialnością nie tylko w życiu prywatnym, ale też społecznym i państwowym. Niestety, nie wszyscy nasi dziadowie to rozumieli. A teraz?

Znowu stoimy w obliczu podziału społeczeństwa na dwa obozy. Przeciwnicy naprawy naszej ojczyzny celowo dezinformują. Jednak ten podział społeczeństwa jest sztuczny. W jednym i drugim obozie są patrioci.

Dodatkowo polityka kadrowa „dobrej zmiany”, prowadzona w myśl zasady „mierny, ale wierny”, prowadzi do pozbywania się wielu pożytecznych jednostek, które są eliminowane, bo mogą komuś niekompetentnemu zagrozić. Powiększa to liczebność grupy stojącej z boku. „Dobra zmiana” potrzebuje nie tyle jedności, co głębokiej dyskusji o naprawie Rzeczpospolitej.

Nowa konstytucja, z rozwiązaniami usprawniającymi nie tylko zarządzanie państwem, ale również gwarantująca wolność i pomyślność wszystkim obywatelom, pomoże scalić naród i zanegować fikcyjny, wykreowany przez zawodowych dezinformatorów podział. I sprawić, że ci, którzy działają z własnych, ambicjonalnych, finansowych pobudek i w interesie obcych państw, zostaną sami.

Niestety, w politykę siania dezinformacji wpisał się ostatnio Kornel Morawiecki, posługując się kłamstwami i nadinterpretując fakty. Nie tylko uważa on, że Polska powinna otworzyć się na emigrantów z Afryki (wystąpienie na zjeździe rocznicowym Solidarności Walczącej w czerwcu br.), ale również broni obecności pomników wdzięczności armii sowieckiej w przestrzeni publicznej (Różnica, „Gazeta Obywatelska” nr 147 z 17–30.08.17 r.) Swój tekst opatrzył znaczkiem „SW”.

Wcześniej sprzeciwiał się ekshumacjom ofiar katastrofy smoleńskiej i postulował wspólny grób. Wystąpił w ten sposób przeciwko kulturze chrześcijańskiej i tradycji polskiej, gdzie każdy zmarły otoczony jest czcią i ma prawo do godnego pochówku we własnym grobie.

Niezrozumiałe jest twierdzenie Kornela Morawieckiego, wygłoszone na konferencji o Białorusi, która na szczęście nie odbyła się, jak planowano, w Sali Kolumnowej Sejmu RP, a w bibliotece poza parlamentem. W swoim wystąpieniu powiedział, że Białorusini, Ukraińcy, Polacy i Rosjanie powinni żyć w jednym państwie. Czyżby aż tak bał się Rosji, że aby jej nie drażnić, chce oddać Polskę w niewolę?

Kornel Morawiecki, cytując Józefa Mackiewicza, często powtarza, że tylko prawda jest ciekawa. Tymczasem sam przekłamuje fakty, a nawet chce „wygumkować” z historii „Solidarności Walczącej” osoby o innych niż jego poglądach.

Prywatne poglądy Kornela Morawieckiego mnie nie interesują, jednak nie ma on najmniejszego prawa wypowiadać się w imieniu całej „SW” i opatrywać swoich tekstów naszym logo.

Ślązacy za wysadzanie pomników sowieckich odsiedzieli duże wyroki.

Artykuł wstępny Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera Wnet” Jadwigi Chmielowskiej na s. 1. wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera Wnet” Jadwigi Chmielowskiej na s. 1. wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl