„Śląski Kurier WNET” 40/2017, Rafał Brzeski: Zachodni odbiorcy nie są odporni na zrobotyzowaną dezinformację rosyjską

Przepisy prawa oraz użytkownicy sieci nie są przygotowani do kolejnej innowacji rosyjskiej, czyli do „sobowtórów” imitujących internetowe strony uważanych za autorytatywne organizacji medialnych.

Rafał Brzeski

Robotyzacja dezinformacji

Niedawne gigantyczne rosyjskie manewry Zapad 2017 poprzedziła dezinformacyjna „podgotowka”, której nowym elementem była automatyzacja rozpowszechniania fałszywych wiadomości w mediach społecznościowych. Można było nawet odnieść wrażenie, że rosyjscy trolle przepracowali się albo Moskwie brakuje funduszy na finansowanie żywych trolli i sięgnęła do powielających fałszywki robotów.

Czy była to skuteczna innowacja, trudno jeszcze ocenić, ale nie jest tajemnicą, że skoncentrowany w czasie kolportaż spreparowanych wiadomości zwiększa siłę oddziaływania dezinformacji na odbiorców, zwłaszcza młodych, którzy w większym stopniu dają wiarę treściom umieszczanym w mediach ich pokolenia.

Zaobserwowana w letnich miesiącach robotyzacja dezinformacji nastąpiła przede wszystkim w państwach bałtyckich, które są stale pod informacyjnym ogniem Moskwy.

Minister spraw zagranicznych Łotwy, Edgars Rinkëvičs powiedział, że przed manewrami Zapad 2017 w sieciowej przestrzeni jego kraju szczególnie licznie pojawiły się fałszywe informacje i tendencyjne komentarze dotyczące NATO, przy czym roboty rozpowszechniły pięć razy więcej takich dezinformacji niż tradycyjne, żywe trolle. W Estonii stosunek robotów do ludzi był jeszcze większy – 9 do 1.

W opinii Rinkëvičsa zachodni politycy, nie mówiąc już o odbiorcach, nie są przygotowani na zmasowany atak rosyjskich robotów dezinformacyjnych, gdyż z zalewem fałszywych informacji trudno walczyć. „Cóż z tego, że wiemy, skoro bardzo trudno jest uzyskać niepodważalne dowody” – ubolewał szef łotewskiej dyplomacji i zwracał uwagę na konieczność nowelizacji prawa międzynarodowego niedopasowanego do realiów sieciowej wojny informacyjnej.

Przepisy prawa oraz użytkownicy sieci nie są też przygotowani do kolejnej innowacji rosyjskiej, czyli do „sobowtórów” imitujących internetowe strony znanych i uważanych za autorytatywne organizacji medialnych.

Podszywanie się pod wiarygodne źródło informacji i rozpowszechnianie fałszywek poprzez kanał informacyjny uważany za rzetelny nie jest niczym nowym. W trakcie oblężenia Paryża przez wojska niemieckie w 1870 roku, mieszkańcy francuskiej stolicy komunikowali się z resztą kraju balonami pilotowanymi przez odważnych aerostierów paradujących w wysokich butach i czapkach-pilotkach z wyszytym złotym napisem „Aer”. Gdy wiał sprzyjający wiatr, wywozili oni na nieokupowane tereny Francji kurierów rządowych, specjalnie preparowane superlekkie listy i przekazy pieniężne, drukowane w Paryżu gazety oraz gołębie pocztowe, które stanowiły zwrotny kanał informacyjny. Wypuszczone na terenach wolnych od wojsk niemieckich, wracały do Paryża, niosąc na płatkach celuloidu mikrofotografowaną korespondencję, którą przy pomocy latarni magicznych rzucano na ekran. Powiększone w ten sposób listy przepisywali kopiści pocztowi, a listonosze dostarczali adresatom. Odważni aerostierzy i skromne gołębie traktowani byli z admiracją należną rzetelnym kanałom informacyjnym.[related id=39169]

Wymiana wiadomości między władzami i mieszkańcami oblężonego Paryża a światem zewnętrznym irytowała niepomiernie „żelaznego kanclerza” Ottona von Bismarcka, który drogą rozsiewania plotek oraz drukowania fałszywych wydań lokalnych gazet i podrzucania ich paryżanom usiłował poderwać morale broniących się. Na jego polecenie ujętych aerostierów traktowano nie jako jeńców wojennych, lecz szpiegów, do zwalczania zaś balonów wyprodukowano w zakładach Alfreda Kruppa pierwsze działa przeciwlotnicze. Propagandziści Bismarcka wykorzystali też dwa „wzięte do niewoli” gołębie pocztowe z rozbitego balonu i odesłali je do Paryża z listem wzywającym do kapitulacji, gdyż „wszelki opór jest beznadziejny”. List podpisany był przez przebywającego rzekomo na prowincji znanego urzędnika państwowego. Niemcy mieli pecha. Urzędnik przebywał w stolicy, pracował w obronie miasta i paryżanie zamiast popaść w depresję, zataczali się ze śmiechu.

Znacznie lepszy rezultat osiągnęli w latach 80. XX wieku specjaliści od „działań aktywnych” ze Służby A Pierwszego Zarządu Głównego KGB. Przeprowadzili oni udaną kampanię dezinformacyjną obliczoną na zrzucenie winy za pojawienie się wirusa HIV na amerykański program wojny biologicznej. Kampanię rozpoczęła w 1983 roku publikacja anonimowego listu „znanego amerykańskiego naukowca” w hinduskiej gazecie sponsorowanej potajemnie przez sowiecki wywiad. „Ujawniał” on, że wirus HIV to sztuczne dzieło amerykańskich mikrobiologów z tajnego laboratorium wojny biologicznej w Fort Derrick.

Nieco później historii AIDS sfabrykowanej w siedzibie Pierwszego Zarządu w Jaseniewie pod Moskwą wiarygodności dodał pozorujący francuskiego naukowca, a w rzeczywistości mieszkający w Niemieckiej Republice Demokratycznej dr Jakob Segal, który firmował opracowany przez KGB „naukowy raport”. Rewelacje „raportu Segala” zaczęły publikować najpierw prosowieckie media w różnych państwach afrykańskich i azjatyckich, potem media lewicowe, a później fałszywka „przesiąknęła” do światowych mediów głównego nurtu. W rezultacie do 1987 roku fabrykację KGB powielono w 80 krajach i 30 językach. Dały się nawet na nią wziąć redakcje konserwatywnego dziennika londyńskiego „Daily Express”, brytyjskiego kanału telewizyjnego Channel 4 oraz niemieckiej Deutschland Rundfunk.

Raz zakorzenionej dezinformacji nie daje się całkowicie wyplenić. Nie pomogło wyznanie dr. Segala, opublikowane po upadku NRD i zjednoczeniu Niemiec, a nawet oświadczenie szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, Jewgienija Primakowa, który przyznał, że była to operacja KGB. Fałszywka funkcjonuje do dzisiaj i ma swoich zagorzałych wyznawców w internecie.

Sieć daje dezinformatorom wiele nowych możliwości. Przede wszystkim bezpośredni dostęp do odbiorców, bez konieczności korzystania z „zaprzyjaźnionych” organizacji medialnych. Wiarygodnym kanałem warto się jednak zawsze podeprzeć i stąd zaczęły się pojawiać bardzo umiejętnie podrobione rosyjskie fałszywki imitujące publikowane w internecie artykuły renomowanych mediów. Od początku bieżącego roku wykryto fabrykacje internetowych stron portali: telewizji Al-Dżazira, anerykańskiego miesięcznika „The Atlantic”, izraelskiego dziennika „Haaretz”, a ostatnio belgijskiego dziennika „Le Soir” i brytyjskiego „The Guardian”.

Świetne odtworzone graficznie, rosyjskie „podróbki” utrzymywane są w sieci w domenach łudząco podobnych do oryginalnych. Przykładowo w „sobowtórze” domeny brytyjskiego dziennika literę „i” w domenie guardian.co.uk zastąpiono tureckim „ı”, tworząc replikę trudną do rozpoznania na pierwszy rzut oka.

Treściowo imitacje utrzymane są w wiarygodnym stylu i ich argumentacja bądź narracja może trafić do mniej zorientowanych i wyrobionych odbiorców. Oni też są głównym adresatem rosyjskich dezinformatorów. Fałszywa strona telewizji Al-Dżazira informowała, że saudyjscy dyplomaci przekupują rosyjskich dziennikarzy, aby nie pisali negatywnie o ich kraju i saudyjskiej monarchii. Podróbka artykułu z dziennika „Haaretz” zawierała wiadomości o wielomilionowych inwestycjach w Izraelu prowadzonych przez rodzinę prezydenta Azerbejdżanu. Przed wyborami prezydenckimi we Francji rzekoma publikacja „Le Soir” demaskowała tajny fundusz wyborczy Emmanuela Macrona, którego kampania miała być finansowana przez saudyjski dwór. Natomiast zawieszona w sieci w sierpniu imitacja strony „Guardiana” zawierała „wypowiedź” sir Johna Scarletta, byłego szefa brytyjskiego wywiadu zagranicznego MI6, który rzekomo wyznał, iż „Rewolucja róż” 2003 roku w Gruzji została zorganizowana przez służby wywiadowcze Wielkiej Brytanii i USA celem zdestabilizowania Rosji.

Kierowane do rosyjskiej i międzynarodowej społeczności „sobowtóry” demaskowane są wprawdzie szybko i po kilku lub kilkunastu godzinach usuwane z sieci, ale ściągane na różne komputery, zaczynają jednocześnie żyć własnym życiem. Zwłaszcza że są umiejętnie „reanimowane” przez media rosyjskie lub prorosyjskie. Przykładowo po usunięciu fałszywej strony „Guardiana” „wyznanie” byłego szefa MI6 powtórzyła sprzyjająca Kremlowi RenTV. Na portalach w Armenii powtarzano natomiast zdemaskowaną fałszywkę dziennika „Haaretz”.

Powtórzenia rosyjskich fałszywek można też znaleźć w polskiej sieci. Sfabrykowane w Moskwie „rewelacje” belgijskiego dziennika „Le Soir” przykładowo wciąż wiszą na stronach Kurnika Politycznego pod tytułem „Macron jest na liście płac królestwa wahabickiego”, w komentarzach pod materiałem w fakty.interia.pl czy na portalu alexjones.pl. Ponad pół roku po zdemaskowaniu!

Można się spodziewać, że pełne sensacyjnych doniesień imitacje stron znanych organizacji medialnych będą się powtarzać coraz częściej, bowiem sfabrykowanie strony pod łudząco podobną domeną jest dużo łatwiejsze (i tańsze) niż zhakowanie oryginalnej witryny. Dla dezinformatora profit jest przy tym podwójny. Po pierwsze – rozpowszechnienie spreparowanych treści. Po drugie – poderwanie wiarygodności znanego, rzetelnego medium.

Spadek wiarygodności organizacji medialnych uważanych powszechnie za rzetelne powoduje wzrost zainteresowania portalami, blogami i stronami „bocznego nurtu”, a w takich mediach łatwiej jest uplasować zgrabną fałszywkę. Równolegle poważnym redakcjom nie jest łatwo usunąć imitacje swoich stron w sieci oraz przekonać Google’a oraz media społecznościowe do usunięcia linków prowadzących do „sobowtórów”. Zwłaszcza, że brak odpowiednich i skutecznych środków prawnych. Użytkownikom internetu pozostaje więc zdrowy rozsądek, posiadana wiedza i „nos” ułatwiający rozpoznanie, co prawdziwe, a co śmierdzi fałszem.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Robotyzacja dezinformacji” znajduje się na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Robotyzacja dezinformacji” na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Edukacja jest usługą. Zarządzający uczelniami dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia

Pomysły zaprezentowane przez ministerstwo na konferencji rektorów nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych.

Mariusz Patey

Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? (…)

Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych.

Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. (…)

Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy?

Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymujących się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego.

Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata.

Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów.

Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne kryteria. Górny limit pożyczki mógłby być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata.

Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła.

Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. (…)

Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem.

Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Reforma górnictwa w wydaniu PiS ma doprowadzić do oddania naszego narodu pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji

Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza.

Krzysztof Tytko

W Polsce, która posiada potężne zasoby węgla, nie ma i już nie będzie bardziej innowacyjnego PROJEKTU wytwarzania olbrzymich zysków w przyszłości (nawet w okresie setek lat), niż ten, jaki powstał dla sektora paliwowo-energetycznego, chemicznego i branż pochodnych, oparty na podziemnym zgazowaniu węgla skonsolidowanym z energetyką rozproszoną. To nasz największy narodowy potencjał rozwojowy. Przekazanie tego biznesu wartego biliony złotych obcym byłoby ZDRADĄ STANU – najcięższą z możliwych! Haniebny proces jest już tymczasem na etapie ostatecznego domykania. Najbliższe kwartały będą rozstrzygające.

Oto fakty, które to potwierdzają:

W listopadzie 2015 roku, pomimo pozostawania przez 8 lat w opozycji, PiS przejął kontrolę nad sektorem paliwowo-energetycznym bez gotowego planu naprawczego. W deklaracjach przedwyborczych twierdzono, że program restrukturyzacji jest dopracowany i od razu będzie wdrażany. Dlatego nie chciano brać pod uwagę rozwiązań programu obywatelskiego, który był przeciwieństwem „reformy górnictwa” w wydaniu PiS. Dopiero na przełomie lat 2018/2019 będzie wiadomo, który program wytrzymał próbę czasu. Jeśli nasz, to wątpliwa będzie to satysfakcja, gdyż wtedy będzie już za późno na ratowanie najbardziej strategicznego sektora kapitałami polskimi. (…)

PiS faktycznie zwyciężyło w wyborach i doszło do władzy, by w konsekwencji nie 2,5, ale 8 mld zł przeznaczyć nie na inwestycje, a na likwidację najlepszych kopalń, zostawiając przy życiu najgorsze i likwidując tysiące miejsc pracy. (…)

Nie dopracowano ostatecznie bilansu i miksu energetycznego do roku 2030 lub przynajmniej 2025, co skutkuje brakiem jednoznacznej wizji zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po dwóch latach rządów nowej ekipy w tym zakresie panuje chaos. (…)

Nie dokonano wyceny w poszczególnych kopalniach złóż węgla i metanu zalegających do głębokości 1200 m, biorąc pod uwagę 2 metody: wycenę wg wydobywania węgla metodą tradycyjną oraz wg wydobywania zawartej w węglu energii poprzez technologię zgazowania podziemnego. Po wykonaniu rozpoznania otworami głębokimi wycena powinna być skorygowana. Na skutek tego najcenniejszemu majątkowi spółek surowcowych, jakim jest złoże, w aktywach bilansu spółek węglowych przypisano wartość zero. Aktywo to, nie wzięte w ogóle pod uwagę, jest o wiele ważniejsze od aktywów w postaci gruntów i budowli oraz maszyn i urządzeń, które dominują w obecnych bilansach kopalń. Spółka bez aktywa, jakim jest węgiel, jest nic niewarta, bo bez niego nie może kontynuować działalności gospodarczej i generować przychodów. (…)

Umożliwiło to straszenie środowiska górniczego upadłością spółek i utratą 50 000 miejsc pracy z powodu braku kapitałów własnych, które wcześniej zabiegami księgowymi zostały zmniejszone, a ich resztki skonsumowane w wyniku wieloletniego pokrywania nimi strat. Gdyby aport SP w postaci wniesionych do KW i KHW złóż został prawidłowo wyceniony, zapisany i zarejestrowany w podstawowym sprawozdaniu finansowym, jakim jest bilans, to pomimo poniesionych wielomiliardowych strat, spółki te nadal dysponowałyby wystarczającymi kapitałami własnymi pozwalającymi na prowadzenie nieprzerwanej działalności gospodarczej. (…)

Nie wykonano studium wykonalności dla podziemnego zgazowania węgla, zgodnie z zaleceniami dla Ministra Energii zapisanymi w znowelizowanej w grudniu 2015 roku ustawie o funkcjonowaniu górnictwa na lata 2007–2015, uprzednio zatwierdzonej przez prezesa RM z PiS we wrześniu 2007 roku. Ustawa ta obowiązywała bez zmian w ciągu 8 lat rządów PO-PSL.

Politycy tych dwóch zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym, oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy nie jest to zastanawiające?

Nie rozpoczęto na skalę przemysłową wdrażania technologii podziemnego zgazowania węgla w formie instalacji pilotażowej na skalę przemysłową, zlokalizowanej w najkorzystniejszych warunkach w Polsce, by społeczeństwo nie dowiedziało się o korzyściach i wielkości polskiego potencjału rozwoju. Zastosowanie tych technologii ma być wzięte pod uwagę dopiero po upadku spółek górniczych, czyli w latach 2019-2020. (…)

Aby maksymalnie przyśpieszyć likwidację polskiego górnictwa dotyczącego węgla energetycznego, którego wydobyciem głównie zajmuje się obecna PGG, wysłano tysiące górników na urlopy górnicze pomimo chronicznego braku frontu wydobywczego, niezbędnego do generowania przychodów i zysków w przyszłości, zamiast ograniczenia zatrudnienia zbędnej administracji, która generuje tylko koszty powiększające straty spółki. (…)

Nie przetłumaczono decyzji KE dotyczącej notyfikacji z dnia 18 listopada 2016 roku, która udzielona została tylko w języku angielskim za aprobatą ME, w której są złowrogo brzmiące zapisy w punkcie 3. Objective and Scope of the Notification: To assist the closure by 31 December 2018 of the coal mining companies remaining in operations in the Polich coal sector. (…)

W zapisie tym nie wspomina się o zamykaniu tylko nierentownych kopalń, co może oznaczać, że po to połączono wszystkie kopalnie z KW i KHW w jedną strukturę organizacyjną, jaką jest niewydolna spółka PGG, by po propagandowym sukcesie roku 2017 wygenerować w 2018 roku straty i za jednym zamachem postawić w stan likwidacji wszystkie wchodzące w jej skład zakłady górnicze.

Nie zdziwiłbym się również, gdyby w 2018 roku w JSW SA wystąpiły nadzwyczajne okoliczności, które spowodują, że nagle spółka z wysoko rentownej generować będzie straty i spotka ją ten sam los co PGG.

Pomimo deklaracji, nawet nie podjęto starań o zablokowanie importu z Rosji, który paradoksalnie będzie musiał być zwiększony tegorocznej zimy, bo PGG nie zdoła wydobyć nawet tego, co sobie zaplanowała. (…)

Reforma górnictwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości prowadzona jest w sposób krańcowo skandaliczny, wręcz kryminalny, i ma dokończyć niszczycielskiego dzieła rozpoczętego już w 1989 roku przez rząd Unii Demokratycznej, kontynuowanego przez kolejne rządy UW, PSL, AWS, SLD, PiS, PO-PSL, by w setną rocznicę odzyskania i „świętowania” niepodległości, przypadającą w okresie sprawowania władzy pod rządami PiS, położyć nieodwołalnie na obydwie łopatki strategiczną branżę i świadomie doprowadzić do oddania narodu polskiego pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji.

Jeśli to nastąpi, skazując na pokolenia zdecydowaną większość Polaków na narodowość II kategorii bez zorganizowanego już państwa, to głównym sprawcą polskiej tragedii narodowej nie będą Krzysztof Tchórzewski i Grzegorz Tobiszowski, ludzie prawdopodobnie wynajęci przez lobbystów reprezentujących wrogi kapitał, którzy jako wytrawni gracze „wzorcowo” odgrywają swoje niechlubne role w epilogu dramatu pod tytułem „Polska Transformacja”. Winnym będzie Pan Prezes Jarosław Kaczyński, który poprzez kadrowe propozycje dla Pani Premier do tej najważniejszej w gospodarce roli celowo ich desygnował, zawierzył, a nie kontrolował.

Tekst stanowi całość z artykułem K. Tytki  pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 40/2017

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zarabianie jest fundamentalnym obowiązkiem państwa, a psią powinnością rządzących – uniemożliwienie kanciarstwa

Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce w wypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy

Krzysztof Tytko

Wrażliwość rządu PiS na krzywdę ludzką, wyrażona w hojnych wydatkach budżetowych w imię sprawiedliwości społecznej, to bardzo ważna, konieczna i jak najbardziej słuszna sprawa, tym bardziej, że finansowana jest ze środków rozkradanych wcześniej przez „biznesmenów” wspierających dziś zakotwiczone w szeregach KOD-u elity PO-PSL, Nowoczesnej i dawnej rządowej administracji, którzy taką bezkarną okazję im zorganizowali.

Okazja czyni złodzieja, ale złapanie go, by odebrać mu łupy i rozdać je biednym bez wymierzenia mu kary, to bezprawie wynikające prawdopodobnie z oczekiwania, że przyszła władza też tak potraktuje poprzedników. Chyba że jedyną karą ma być utrata zaufania społecznego, a nie kara kodeksowa. PiS mówi o ponad 200 mld zł pieniędzy rozkradzionych przez tysiące firm, a złapanego winnego nie ma ani jednego. (…)

Potęga Prawa i Sprawiedliwości, co jest niepokojące, a nawet zatrważające, nie jest budowana na możliwościach wykorzystywania silnych stron polskiej gospodarki, której PiS prawie nie zauważa, a na słabościach i patologiach gospodarczych poprzedników i na dalszym zadłużaniu państwa, pomimo okresowych, propagandowych nadwyżek budżetowych. (…)

Władza wyżywi się sama i świetnie jej to wychodzi, szczególnie gdy ma możliwości kupowania sobie dużego elektoratu w imię dobrej sprawy, szczególnie gdy te możliwości są silnie wzmocnione bezkarną manipulacją i propagandą sukcesu, tak by prawda nigdy nie wyszła na jaw.

Najlepszym powodem tak surowej oceny obecnego rządu jest sposób reformowania sektora paliwowo-energetycznego oraz skupiania swojej głównej aktywności i poświęcania swojego cennego czasu na wyjazdy zagraniczne kluczowych polityków, których celem wydaje się wręcz nawoływanie inwestorów zagranicznych do inwestowania w Polsce, ograniczając nam w ten sposób możliwość bogacenia się. (…)

Idea repolonizacji strategicznych przedsiębiorstw – banków, elektrowni i elektrociepłowni, które okres świetności mają już za sobą, nie jest rzeczą godną polecenia z punktu widzenia możliwości zarabiania i chęci zapewnienia bezpieczeństwa finansowego i energetycznego kraju. Jest jednak miła dla polskiego ucha, pomimo że odwołuje się do czysto propagandowego patriotyzmu gospodarczego.

Tymczasem niezamknięcie KWK „Krupiński” i zainwestowanie w nią około 1 mld zł wygenerowałyby nie do podważenia zyski na poziomie około 10 mld zł. To tylko jeden z bardzo wielu namacalnych przykładów, jakie potencjały bogactwa związane z możliwością wykorzystania dopracowanych już na skalę przemysłową innowacyjnych technologii, tkwią w sektorze. (…)

Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, mozolną, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce i, mam nadzieję, ciągle ma w przypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy.

Tym momentem niebawem będzie ten, w którym polskie społeczeństwo uzmysłowi sobie, co na pokolenia bezpowrotnie utraciło w wyniku ukartowanego w najdrobniejszych szczegółach i prawdopodobnie uzgodnionego z naszymi władzami zamachu na polską suwerenność gospodarczą, aby pozbawić skarb państwa kontroli nad polskim sektorem paliwowo-energetycznym.

Rota przysięgi powinna obejmować nie tylko przedstawicieli władzy, którzy formalnie ją sprawują. Powinna również dotyczyć liderów partii, którzy pełnią władzę w sposób nieformalny i brzmieć:

„Obejmując urząd Lidera Partii Rządzącej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej, a dobro Ojczyzny i pomyślność obywateli będą dla mnie najwyższym nakazem”. Tak mi dopomóż Bóg!

Jeszcze nie jest za późno i wszystko można naprawić bez uszczerbku dla reputacji PiS-u i jego prezesa, a z wielkim pożytkiem dla Polaków. Wystarczy tylko wola i odwaga w dążeniu do naprawienia i ukarania zła, które panoszyło się w elitach PO–PSL, ale również, kunsztownie zakonspirowane, panoszy się obecnie pod skrzydłami Orła Białego, będącego symbolem Prawa i Sprawiedliwości. Tak Nam dopomóż Bóg!

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” znajduje się na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Geopolityczny tygiel. Jerzy Targalski o wywiadzie rosyjskim w Macedonii i sytuacji w krajach bałtyckich cz. I

Jeżeli Rosjanie starają się stworzyć w Macedonii strukturę paralelną wobec państwa, to przecież tak samo działają również w innych krajach. Bo dlaczego miałoby to mieć miejsce jedynie w Macedonii?

Jerzy Targalski

My wiemy oczywiście, że w Polsce żadnego wywiadu rosyjskiego nie ma, zapewniał nas o tym już niejeden specjalista. Ja też z ostrożności procesowej to potwierdzam (…).

Ciekawe jest, że główna aktywność wywiadu wojskowego i cywilnego koncentruje się na oddziaływaniu na opinię publiczną. To znaczy: z jednej strony jest sieć paralelna, werbowanie ludzi, którzy mają przygotowanie wojskowe, żeby można było w razie czego wywołać jakieś rozruchy, a z drugiej – przede wszystkim oddziaływanie na opinię publiczną, czyli związki z mediami, z wydawnictwami, z portalami. Chodzi nie tylko o wpływanie – poprzez kontakty i zwerbowanych współpracowników – na treści, które się tam ukazują, ale nawet przygotowywanie konkretnych tekstów.

Myślę, że warto by było o tym pomyśleć, że skoro tak się dzieje w małej Macedonii, to tym bardziej musi się dziać podobnie w krajach ważniejszych, chociażby w Polsce. (…)

Jeżeli chodzi o kraje bałtyckie, to należy zdawać sobie sprawę z tego, że istnieje zasadnicza różnica między Litwą, która jest podobna do nas, a Łotwą i Estonią, które są w całkowicie innej sytuacji. I nie tylko ze względu na tradycję, ale dlatego, że mają bardzo liczne mniejszości rosyjskie. A z punktu widzenia geopolitycznego obszar ten jest bardzo ważny, gdyż stanowi pomost między Polską a państwami skandynawskimi. Dlatego musimy się dobrze orientować, kto jest kim i jakie są możliwości rozwoju sytuacji.

Przyjmuje się, czy też przyjmowało się, że Rosjanie będą oddziaływali przez mniejszość rosyjską, doprowadzając do demonstracji i destabilizując sytuację w kraju; że to jest ten główny cel, bo takie były kiedyś doświadczenia w Estonii. Ale sytuacja jest poważniejsza, ponieważ Rosjanie mogą przejąć kontrolę nad tymi krajami w drodze normalnych wyborów. (…)

W Estonii w 1989 roku Rosjan było 474 tysięcy, a dzisiaj ta liczba spadła do jakichś 315 tysięcy. Jest to oczywiście pozytywne, ale należy pamiętać, że również spadła liczba Estończyków – z miliona do 900 tysięcy. Na te 315 tysięcy Rosjan mniej więcej 200 tysięcy ma obywatelstwo estońskie; to bardzo duży procent.

Na Łotwie Rosjan było 900 tysięcy. Ta liczba spadła do mniej więcej 495 tysięcy, z czego obywateli łotewskich jest jakieś 320 tysięcy. Wobec mniej więcej 1 miliona 200 tysięcy Łotyszy to jest znaczna siła wyborcza.

Obecnie w Estonii Rosjan nie-obywateli jest już tylko 80 tysięcy, na Łotwie 247 tysięcy, więc stanowią małą grupę, coraz bardziej się zmniejszającą. Wszyscy ich potomkowie mają już obywatelstwo, więc nie-obywatele narodowości rosyjskiej mają coraz większe znaczenie polityczne. (…)

Na Łotwie, a zwłaszcza w Estonii, główny podział w momencie odzyskiwania niepodległości nie przebiegał między komunistami i niekomunistami; z jednej strony niekomuniści zawarli sojusz z komunistami narodowymi, a z drugiej strony byli ci, którzy chcieli pozostania Związku Sowieckiego, czyli komuniści rosyjscy. I ponieważ o niepodległości kraju zadecydował ten sojusz, to mamy inny układ polityczny. Pamiętam, że kiedy rozmawiałem w tamtych czasach z tamtejszymi działaczami, oni się po prostu bali, że jeżeli nie będą popierali komunistów narodowych, to ci po prostu zwrócą się w kierunku Rosji.

Na Litwie ta sytuacja wyglądała inaczej. Tutaj podział przebiegał między Sajudisem a komunistami narodowymi, czyli między, powiedzmy, środowiskiem Landsbergisa a komunistami narodowymi Brazauskasa. W tym sensie sytuacja była podobna do naszej, ale to, jeżeli chodzi o stosunki polsko-litewskie, rodzi konsekwencje. (…)

Powstanie Frontu Ludowego na Łotwie zostało rozpropagowane przez oficjalną telewizję w programie, który prowadził agent KGB Edwins Inkens. Wystąpił w nim między innymi major KGB Bojars. (…)

W wypadku litewskiego Sajudisu powstało podejrzenie, że na 35 członków grupy inicjatywnej 16 było współpracownikami. Niestety, zidentyfikowałem tylko siedmiu, ósmy przypadek jest dyskusyjny, dlatego że nie mamy dokumentów. Wiemy tylko, że Tomas Wajswila przyjaźnił się z przyszłym szefem KGB Litwy Marcinkusem i mieszkał u niego w Dumnej. W tej Dumnej, gdzie przebywał młody geniusz intelektu Petru.

Mam taki – oczywiście niesłuszny – pogląd, że współpracownicy KGB, kiedy tworzyli opozycję, nie byli samodzielni; ale oczywiście potępiam ten pogląd. Jak dowodzi przykład Bolka, każdy współpracownik bezpieki był całkowicie samodzielny w tym, co robił, bo przecież ze swoim oficerem prowadzącym rozmawiał o pogodzie. To najbardziej interesowało oficera prowadzącego.

Tak więc pochodzenie elit krajów bałtyckich z okresu pierestrojki wskazuje na to, że były one silnie związane z bezpieką. (…)

Cały artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Wywiad rosyjski w Macedonii i sytuacja w krajach bałtyckich” cz. I znajduje się na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Wywiad rosyjski w Macedonii i sytuacja w krajach bałtyckich” cz. I na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier WNET” 40/2017 Zbigniew Kopczyński: Integracja w Niemczech postępuje – Niemcy integrują się z muzułmanami

Pełnomocnik ds. integracji, Turczynka, powiedziała o integracji imigrantów w niemieckiej kulturze, że chodzi tylko o znajomość języka, bo poza nim trudno znaleźć jakąś specyficzną niemiecką kulturę.

Zbigniew Kopczyński

Kabareton wyborczy

Przedwojenne Niemcy były na światowym topie w wielu dziedzinach, między innymi w sztuce kabaretowej. Jedynym problemem było to, że prym wiedli tam artyści o niesłusznym pochodzeniu rasowym.

Po przejęciu władzy przez prawdziwych aryjczyków zlikwidowano więc kabarety wraz z ich personelem, dzięki czemu dziś humor niemiecki zalicza się do tych cięższych. Dotkliwy brak dobrych kabareciarzy wypełniają jak mogą politycy.

Kandydat socjalistów na kanclerza – Marcin Schulz wypadł w debacie korzystniej od swojej konkurentki ze względu na autentyczność. Jest to jednak autentyczność zaślepionego lewaka. Uzasadnił swoją wypowiedź, że muzułmańscy imigranci „są cenniejsi niż złoto”, tym, że oni naprawdę wierzą w Unię Europejską, w przeciwieństwie do rdzennych Niemców. Trudno nie przyznać mu racji.

Chyba żaden Niemiec nie wierzy, że Unia zajmie się nim tak jak imigrantami, zapewniając godny poziom życia i faktyczny immunitet bez jakichkolwiek wymagań. A imigranci naprawdę w to wierzą, i to nie bezpodstawnie.

Zarzut o wpuszczaniu islamskich terrorystów zbył Schulz stwierdzeniem, że sprawa jest przesadzona, bo islamistów wśród imigrantów jest góra pięć procent. Trudno od człowieka bez matury wymagać głębszej analizy, ale czterech działań i procentów uczą w szkole podstawowej. Więc policzmy: szacuje się, że w krytycznym 2015 roku Niemcy nawiedziło 1,3 do 1,5 miliona muzułmanów. Dokładnie nikt nie wie. Przyjmijmy milion, a pięć procent od miliona to pięćdziesiąt tysięcy, czyli mniej więcej pięć dywizji. Pięć dywizji gotowych na wszystko, by zabijać niewiernych, bez jakiejkolwiek kontroli ze strony gospodarzy.

Dalej odleciał Schulz, zapewniając, że pod jego rządami imigranci całkowicie zintegrują się w ciągu kilku lat i nie zrobiła na nim żadnego wrażenia trzeźwa uwaga prowadzącego, że obecnie w Niemczech żyje trzecie pokolenie muzułmańskich imigrantów dalekich od integracji.

Przy tych skeczach detalem jest fakt, że kandydat partii mającej dwa razy mniejsze poparcie od Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej co chwilę proponuje Angeli Merkel objęcie posady wicekanclerza w jego gabinecie. Nic dziwnego, że „Die Welt” określiła jego wystąpienia jako „Teatr Iluzji Schulza”.

Główna faworytka wyborów nie pozostaje w tyle. Zaproponowała swój plan przeciwdziałania nielegalnej imigracji. Rozwiązaniem jest jej zalegalizowanie, przynajmniej w sporej części. Rozwiązanie stworzone przez najlepsze niemieckie mózgi – bo chyba tylko takie doradzają kanclerce – jest genialne w swej prostocie. Jeśli zalegalizujemy pewne przestępstwa lub ich znaczną część, to ilość popełnianych przestępstw (tych nielegalnych) gwałtownie spadnie. Proste? Proste!

Do spraw integracji Rząd Federalny powołał specjalnego pełnomocnika. Jest nim urodzona w Hamburgu Turczynka, członek Socjalistycznej Partii Niemiec – Aydan Özoguz´. Ta właśnie Pełnomocnik ds. integracji, urodzona w Hamburgu Turczynka, mówiąc o integracji imigrantów w niemieckiej kulturze, stwierdziła, że chodzi tylko o znajomość języka, bo poza nim trudno znaleźć jakąś specyficzną niemiecką kulturę.

Słowa Aydan Özoguz´ tak zdenerwowały kandydata na kanclerza Alternatywy dla Niemiec – Aleksandra Gaulanda, że obiecał usunąć Özoguz´ do Anatolii. Użył przy tym czasownika „entsorgen”, używanego najczęściej w kontekście gospodarki odpadami. Ściągnęło to na niego falę krytyki. Bronił się, wskazując, że użycie takiego słowa wobec Angeli Merkel przez polityka SPD Jana Kahrsa nie wzbudziło takich emocji. Zapomniał najwyraźniej, że co wolno SPD, tego nie wolno AfD, a co wolno wobec kanclerki, tego nie wolno wobec muzułmanki. Burzę usiłowała uciszyć Eryka Steinbach, przypominając, że Anatolia jest dla Niemców ulubionym celem urlopowych wyjazdów.

Wygląda na to, że towarzyszka Özoguz´, urodzona i wychowana w Niemczech, sama jest kiepskim przykładem udanej integracji. Jest również świadectwem stanu niemieckiej oświaty. Przeszła bowiem wszystkie szczeble edukacji – od podstawówki do uniwersytetu – i nie dowiedziała się tam niczego o kulturze kraju, w którym żyje.

Mimo wszystko integracja czyni w Niemczech postępy, to znaczy Niemcy coraz lepiej integrują się z muzułmanami. Wspomniana Eryka Steinbach zamieściła na Twitterze plakat wyborczy CDU po turecku dla, jak pisze, „dobrze zintegrowanych wyborców”. Spośród wielu komentarzy wyrażających zdumienie i oburzenie, przytoczę pytanie jednego z internautów: „Czy muzułmańscy wyborcy będą teraz mogli na karcie do głosowania postawić półksiężyc zamiast krzyżyka?”

Piszę te słowa tydzień przed wyborami. Przez następne dni polityczny kabareton z pewnością nabierze intensywności. Co będzie po wyborach, trudno powiedzieć. Łatwiej mówić o dalszej perspektywie. Polecam drobny fragment tekstu usłyszanego kiedyś w – polskim – kabarecie:

Przed wojną były już kabarety.
Czym się skończyło, wiemy niestety.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kabareton wyborczy” znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kabareton wyborczy” na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Argumentuje Pan, że decyzje podjęte w przypadku kopalni „Krupiński” wydają się Panu rozsądne. Nic bardziej mylnego

Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, przez cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalni w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów.

Bogumiła Maria Boba

Szanowny Panie Prezesie!

W świetle oczywistych i niepodważalnych faktów, do których dotarłam w ostatnim okresie czasu, jednoznacznie stwierdzam, że decyzja o likwidacji KWK „Krupiński” była na wskroś nieuzasadniona ekonomicznie, społecznie i politycznie. W okresie obowiązywania koncesji, tj. do roku 2030, rezygnując z wydobycia tylko węgla koksowego typu 35, JSW SA utraciła minimum od 5 do 8 mld zł zysku netto, w zależności od kształtowania się cen na rynkach światowych. (…)

Rozwiązanie rehabilitujące wszystkich współwinnych istnieje, potrzeba jedynie woli do spotkania i odwagi do zderzenia się z niewygodną rzeczywistością, celem finezyjnego zrekompensowania strat z ponad 40% naddatkiem.

Afera Amber Gold i afera reprywatyzacyjna, którymi obecnie tak gorliwie w Parlamentarnej Komisji Śledczej i Komisji Weryfikacyjnej zajmują się posłowie Prawa i Sprawiedliwości celem ukazania społeczeństwu patologii, jaka miała miejsce w okresie ostatnich 8 lat sprawowania władzy przez koalicję rządzącą PO-PSL, jest tylko namiastką w stosunku do afery, jaką jest megaszachrajstwo związane z likwidacją kopalni „Krupiński”. (…)

Dlatego w duchu odpowiedzialności za kontynuację dobrej zmiany i konieczność jednoczenia narodu w ramach wspólnej realizacji Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, której nadrzędnym celem jest akumulacja polskiego kapitału i odbudowa polskiej własności, ponawiam prośbę o pilne spotkanie celem naprawienia szkody przed niepowetowanymi skutkami w polskiej gospodarce i opinii społecznej, szczególnie tej, która jest twardym elektoratem Prawa i Sprawiedliwości.

W przeciwnym razie realizacja celów ww. strategii w najwyższym stopniu będzie zagrożona, mogąc doprowadzić do nieodwracalnej sytuacji, że zamiast Polski wielkiej, nie będzie jej wcale.

Dotarłam do informacji z UE, poprzez senator III kadencji Panią Stokarską, do planów europejskich, w których Polska jest wąskim pasem terytorialnym nad Wisłą – dla kontaktów Wschodu z Zachodem. Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, poprzez cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalni w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów.

Cały list Bogumiły Marii Boby do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Bogumiły Marii Boby do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier WNET” 40/2017. Jadwiga Chmielowska: Niektórzy nie zauważyli, że wojna trwa od pewnego czasu

Od prawie 30 lat wmawia się nam, że patriotyzm to idiotyzm. Uprawiana jest propaganda wstydu. W szkołach i na uczelniach młodzież nie jest niestety wychowywana w duchu odpowiedzialności za państwo

Jadwiga Chmielowska

Największe straty we współczesnej formie wojny ponoszą kraje zachodnioeuropejskie. Metody i broń używana do prowadzenia wojen zmieniają się. Tak jak nie można porównać I i II wojny światowej, tak samo jest teraz. Niektórzy nie zauważyli nawet, że wojna trwa już od pewnego czasu.

Do realizacji marzenia Lenina panowania nad całą Europą, czyli powstania Eurazji od Atlantyku do Pacyfiku, musi nastąpić paraliż woli walki narodów przeznaczonych do ujarzmienia. Nie są to działania przeprowadzane rewolucyjnie, więc większość społeczeństw nie odczuwa skutków dezintegracji rodzin, upadku tradycyjnych wartości. Ostatnio jednak obserwujemy przyśpieszenie. Wielomilionowy napływ emigrantów ma zniszczyć państwa narodowe i zmęczyć społeczeństwa ciągłymi zamachami, napadami i gwałtami.

Tak się składa, że najlepszą sojuszniczką Putina stała się Merkel. To ona odpowiada za destabilizację Europy. Co gorsza, radykalne partie narodowe, jak francuski Front Narodowy czy Alternatywa dla Niemiec widzą w Rosji sojusznika w walce z nienormalnością, która ich otacza. Niektórzy byli przywódcy Niemiec są wprost na garnuszku Kremla, obejmując posady w Gazpromie.

Obywatele państw europejskich, choć widzą, co dzieje się dookoła, nie są w stanie zdiagnozować przyczyn. Cała machina propagandowa mediów jest nastawiona nie na informowanie i edukowanie obywateli, a na dezinformację, sianie zabobonów i uprzedzeń. Ba, nawet historia tworzona jest na nowo. Nie fakty się liczą, a bzdury upowszechniane masowo. Najgorsze jest to, że tak jak w komunizmie, słowa straciły pierwotne znaczenie. Fakty historyczne i postaci są skazane na zamilczenie, aby torować drogę kłamstwu i fałszywym autorytetom.

W ten właśnie sposób Polakom usiłuje się przypisać udział w eksterminacji Żydów. Ostatnio nawet niemiecka prasa zaczęła walczyć z panującym w Polsce nazizmem. Obłuda nikogo tam nie porusza. Teksty pisane są na zamówienie i publikowane w lewicowych mediach, a następnie masowo cytowane. Tradycyjne dziennikarstwo upadło. Nikt niczego nie sprawdza.

Nasila się w Polsce propaganda antyukraińska i prorosyjska. Aby była skuteczniejsza, po ukraińskiej stronie granicy gloryfikuje się UPA, nie bacząc na to, że część jej przywódców to zbrodniarze. Całkowicie zamilcza się natomiast Petlurę. Jeśli już mówi się o twórcach Ukraińskiej Republiki Ludowej, to wychwala się proniemieckiego Skoropackiego, którego ugodowa postawa pacyfikowała wolę walki zbrojnej Ukraińców o swoje państwo.

W III RP od prawie 30 lat społeczeństwu wmawia się, że patriotyzm to idiotyzm. Uprawiana jest wobec obywateli propaganda wstydu. W szkołach i na uczelniach młodzież nie jest niestety wychowywana w duchu odpowiedzialności za państwo, a poziom nauczania drastycznie spadł. Najlepsze kadry naukowe zasiliły uczelnie całego świata. Skostniałe układy sitw miernot hamują karierę młodych elit. Wśród młodych pracowników naukowych szerzy się cwaniactwo i bylejakość.

Państwo trzeba uzdrowić od podstaw. Mamy powtórkę z historii. Na łamach „Śląskiego Kuriera WNET” publikujemy historię naszych przodków, którzy próbowali ratować I Rzeczpospolitą. Tamte czasy bardzo przypominają teraźniejszość. Na Śląsku z naszych podatków finansowane są różne schlesierskie inicjatywy. To one otrzymują różne granty. Państwo nie reaguje. Nie dostają wsparcia inicjatywy propolskie.

Na naszych łamach poświęcamy dużo miejsca obronie obywatelskiej w toczącej się współcześnie wojnie gospodarczej i psychologicznej.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej Jadwigi Chmielowskiej znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

AK w rejonie Andrychowa i Wadowic. Prace konspiracyjne w obwodzie wadowickim rozpoczęto w pierwszych miesiącach 1940 r.

Walusiak był w kontakcie z furmanami z puszczy. Oni przywozili do niego mąkę od partyzantów po rozbiciu sklepów niemieckich. Walusiak wypiekał chleb, który znowu furmani zabierali do Puszczy.

Wojciech Kempa

Pod Zamościem dostałem się do niewoli, lecz zbiegłem i dotarłem piechotą do Andrychowa, gdyż na Śląsk nie mogłem powrócić. Tutaj ukrywałem się u rodziny. W kwietniu 1940 r. aresztowali mnie Niemcy i znalazłem się w Dachau, potem w Mauthausen-Gusen. W grudniu 1940 r. wydostałem się z obozu. Zostałem skierowany przez gestapo do fabryki w Andrychowie jako robotnik, meldując się co trzeci dzień na policji.

Z wiosną 1941 r. przybył do mnie oficer ze służby czynnej, z 12 p.p. w Wadowicach, którego znałem osobiście, gdyż w tym pułku odbywałem ćwiczenia. Zaangażował mnie do pracy podziemnej. Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska. Wtenczas reprezentował on organizację „Związek Powstańców”. Dał rozkaz zgłosić się do dr. Apolinarego Wietrznego ps. Wiktor. Ten odebrał ode mnie przysięgę i ustaliliśmy pseudonim – „Ryś”. Podzieliliśmy funkcje. On został przełożonym terenu, a ja komendantem wojskowym placówki Andrychów. Zaraz rozpocząłem organizację plutonów, zaprzysięgając dowódców.

W krótkim czasie Zw. Powst. otrzymał nazwę ZWZ. Skrytkę kontaktów prowadził Wietrzny i od niego otrzymywałem polecenia. (…)

Prawdopodobnie było to w styczniu 1942 r. Otrzymałem rozkaz od „Wiktora”, abym udał się do Wieprza za Żywiec, na odprawę komendantów placówek. Godz. 21 – drewniany dworek w pobliżu przystanku kolejowego. Hasło – „lampa” i książka w ręce. Zaprosiła mnie do salonu starsza pani. Było tam już wielu mężczyzn. Spośród nich poznałem tylko jednego, który był ze mną w obozie. Tam przeszedł przez ogromne męczarnie i wytrwał. Prawdopodobnie był to nauczyciel z okolic Oświęcimia. Uderzyło mnie to, że z radością go powitałem, on natomiast ścisnął mi dłoń i wbił mi paznokcie do dłoni. Wyraz jego twarzy był bardzo dziwny. Odniosłem wrażenie, że on coś wie i że tutaj grozi niebezpieczeństwo.

Zasiedliśmy wokół dużego stołu. Mam wrażenie, że nas było około 18 osób. W środku zasiadł młody, przystojny człowiek. Gdzieś dowiedziałem się, że był to oficer służby czynnej, pseudonim Mietek. Naprzeciw niego właśnie siedziałem. Położył na stole mapę i jeszcze jakieś papiery. Zaczął referować. Uderzył mnie jego optymizm (powiedziałbym nieszczere bujanie). Sytuację na frontach znałem z nasłuchów, a on twierdził wręcz przeciwnie, że Niemcy ponoszą klęski, a my już lada dzień będziemy musieli ruszyć do akcji.

Następnie zaczęliśmy składać raporty z naszych terenów. Zasięg był: Żywiec, Wadowice, Oświęcim, Bielsko, o ile sobie przypominam. Gdy padła na mnie kolej, mając wrażenie zdrady, nie podałem placówki Andrychów, tylko Kleczę za Skawą. Zażądałem tylko broni, gdyż takiej nie posiadałem w plutonach. O godz. 4 skończyła się odprawa. Zapomniałem książki i po nią wróciłem. O godz. 5 wsiadłem do pociągu. Jechałem w towarzystwie kapitana, który był na odprawie, aż do stacji Kozy, gdzie on pracował na poczcie. Jemu również nie przyznałem się, że jadę do Andrychowa.

W kilka dni później spotkałem na rynku w Andrychowie Wietrznego „Wiktora”, który wybiegł z domu. Oświadczył mi, że zjechało do miasta gestapo i czyni przeszukania. Pobiegliśmy do miasta na targowicę i schroniliśmy się do budy, gdzie ważono świnie. „Wiktor” przedstawił mi, iż nastąpiła wsypa po odprawie w Wieprzu. Zdradził „Mietek”. Wszystkich będących na odprawie aresztowało gestapo i dwoje wieśniaków z tego dworku. Miano ich wywieźć do Mysłowic i tam stracono. Jedynie „Mietek” otrzymał sfingowany postrzał w rękę i uciekł do Bielska, gdzie miał prowadzić dalszą wsypę. Później dowiedziałem się od łączniczki „Krysi”, iż został on ukarany i zgładzony przez naszych.

Więcej relacji uczestników walki AK na Śląsku w artykule Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” można przeczytać na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wielcy Pedagodzy, ich promotorzy są jak pieluchy. Powinni być zmieniani często i z tego samego powodu. (Mark Twain)

Warto rozpocząć od nagłaśniania intuicji Zbigniewa Herberta, który zauważył: „Wielkie nazwiska uprawdopodobniają największe idiotyzmy, gdyż tłum ma naiwną pewność, że wielcy ludzie bredzić nie mogą”.

Herbert Kopiec

„Wielki”. Takim to pompatycznym tytułem wielokrotnie obecny w moich felietonach „olbrzym” polskiej pedagogiki prof. Zbigniew Kwieciński (wielkie nazwisko – do niedawna m.in. przewodniczący Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego) opatrzył pomieszczoną w swojej książce opinię o Wielkim Pedagogu (Cztery i pół, Wrocław 2011 r., s. 501–504).

Wincenty Okoń (1914 –2011) – bo o tego pedagoga tu chodzi – dokonał wszystkiego, co może osiągnąć uczony wielkiej rangi – napisał Z. Kwieciński w recenzji osiągnięć W. Okonia w postępowaniu dotyczącym nadania mu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Uroczystość wręczenia dyplomu odbyła się (w grudniu 2006) w Pałacu Kazimierzowskim w Warszawie. Wynoszono pod niebiosa autora powszechnie w Polsce i wielu krajach znanych i stosowanych podręczników dydaktyki ogólnej, które z wydania na wydanie stawały się coraz bardziej nowoczesne i kompletne. (…)

Trudno mieć pretensje do prof. Okonia, że mimo intensywnych podróży zagranicznych nie wszędzie jednak postawił stopę. Chyba nie było profesora na Kubie – państwa należącego, jak Polska, do bliskiego jego sercu obozu socjalistycznego. I co w tej sytuacji robi nasz późniejszy doktor honorowy? Ani mu w głowie dać za wygraną! Pozbawić znajomości polskich pedagogów „postępowych” osiągnięć kubańskiej myśli pedagogicznej? (…)

Skoro nie można ofiarować młodzieży perspektyw osobistego powodzenia materialnego, działajmy metodą przekształcania słabości w siłę. Od wielu miesięcy ulubionym tematem niemal wszystkich przemówień Fidela Castro są założenia nowej kubańskiej pedagogiki rewolucyjnej. Sens tej pedagogiki (…) sprowadza się do próby wychowania w ciągu jednego pokolenia nowego typu obywatela, który nie reagowałby zupełnie na słowo ‘pieniądz’ i kierował się w życiu wyłącznie motywacjami moralnymi typu ‘dobro ogółu’ bądź patriotycznymi.

Nie mam zamiaru udawać, że zdając się wyłącznie na własne siły, postanowiłem zafundować Państwu pomoc w zrozumieniu Wielkiego Pedagoga. Aż takim mądralą to ja nie jestem. Będę się więc posiłkował obszerną laudacją pt. Życie i twórczość naukowa profesora Wincentego Okonia. IUBILAEI CAUSA LAUDATIO (S. Juszczyk z UŚ w Katowicach, A. Surdyk z Uniwersytetu w Poznaniu). Opublikowało ją czasopismo „Homo Ludens” 1/2009. Sporo tu uwag o rozlicznych przymiotach tego Wyjątkowego Człowieka. Oto laudatorzy zauważyli, iż Okoń nie skupiał się na krytyce tego, co mu przeszkadza. Niestety, nie wskazali równocześnie, co prof. Okoniowi przeszkadza. A przecież – jak piszą – jednak przeszkadza. Stąd trzeba nam się pogodzić, iż od laudatorów nie dowiemy się tego, co nas najbardziej interesuje: czyli: czy w ogóle i na ile prof. Okoniowi na drodze do umiłowanego postępu pedagogicznego przeszkadzała zwykła ludzka głupota…

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone” znajduje się na s. 5 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Wszystkie chwyty dozwolone” na s. 5 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego