Jak poczta sowiecka obchodziła pierwszą rocznicę zwycięstwa Armii Czerwonej nad „pańsko-burżuazyjnym rządem Polski”

Wprowadzono do obiegu serię pięciu propagandowych znaczków z napisem: „Oswobodzenie bratnich narodów zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi 17 IX 1939 r. Poczta ZSRR” i stosownymi obrazkami.

Tadeusz Loster

17 września 1940 roku w pierwszą rocznicę napaści Związku Radzieckiego na Polskę, Radziecka Rosja hucznie obchodziła zwycięstwo Czerwonej Armii nad „pańsko-burżuazyjnym rządem Polski”.

Zamieszczano zdjęcia i wspomnienia w prasie z tych „pełnych chwały dni oswobodzenia zachodniej Ukrainy oraz zachodniej Białorusi” – jak nazywała tę wojnę radziecka propaganda. Z tej okazji poczta ZSRR wprowadziła do obiegu znaczki pocztowe o nominale 10, 30, 50, 60 kopiejek i 1 rubel. Ta pięcioznaczkowa seria, zawierająca znaczki o dużym nominale, umożliwiała wysyłkę listów poleconych, pisanych za granicę kraju oraz przesyłanych drogą lotniczą. Każdy ze znaczków miał obok nominału tę samą propagandową treść: „Oswobodzenie bratnich narodów zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi 17 IX 1939 r. Poczta ZSRR”.

Źródło: Archiwum prywatne T. Lostera

Warto przyjrzeć się, co przedstawiały zamieszczone na znaczkach propagandowe obrazki. Na każdym z nich pokazano spontaniczne przyjęcie żołnierzy radzieckich przez ludność Kresów oraz potęgę niezwyciężonej Armii Czerwonej. Znaczek o nominale 10 kopiejek przedstawia bolszewickiego żołnierza trzymającego na rękach uśmiechniętego chłopca, który w wyciągniętej ręce trzyma bukiet kwiatów przeznaczony dla oswobodzicieli gnębionych narodów. Trzydziestokopiejkowy znaczek pokazuje grupę chłopów kresowych witających radziecką armię. Obok czołgu z przelatującymi nad nim samolotami podąża dobrze ubrany i uzbrojony żołnierz, witany otwartymi do braterskiego uścisku ramionami przez bosych, siermiężnie ubranych kresowych chłopów. Do żołnierza podbiega również dziewczynka z bukietem kwiatów.

Na znaczkach o nominale 50 i 60 kopiejek umieszczono rysunek, który jest prawie identyczny jak zdjęcie zamieszczone w rocznicowych „Nowostiach”. Radziecki żołnierz z ciężarówki rozdaje zgromadzonej ludności „Prawdę”. Wyciągnięte dłonie ludzi oblegających żołnierza świadczą o pragnieniu okłamywanej ludności, aby przeczytać wreszcie upragnioną prawdę. Znaczek o największym nominale, jednorublowy, pokazuje kolumnę czołgów witanych przez tubylczą ludność. Wśród niej znajduje się mężczyzna powiewający radziecką flagą oraz kobieta z maleńkim dzieckiem na ręku, które ma dłoń uniesioną w geście powitania oswobodzicieli narodu.

Cynizm propagandy przedstawiony na znaczkach nie różnił się od zdjęć i rysunków zamieszczanych w prasie radzieckiej.

Źródło: Archiwum prywatne T. Lostera

Tylko raz Związek Radziecki tak hucznie obchodził rocznicę 17 września. 22 czerwca 1941 roku hitlerowskie Niemcy zaatakowały bolszewicką Rosję, która formalnie była sojusznikiem Niemiec (pakt Ribbentrop–Mołotow). Rozpoczęcie „wielkiej wojny ojczyźnianej” spowodowało nową sytuację polityczną, w której trudno było się chwalić uczestnictwem wraz z Niemcami w IV rozbiorze Polski. Dokumenty czasu w formie propagandowych znaczków przetrwały, rozesłane drogą pocztową po całym świecie.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pierwsza rocznica sławy i chwały” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pierwsza rocznica sławy i chwały” na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Historia Rzeczpospolitej Iwonickiej utworzonej podczas Akcji Burza. Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim

W Lesie Warzyckim od 1941 do 1944 r. Niemcy i Ukraińcy z SS-Galizien rozstrzelali ok. 5 tys. Polaków, Żydów i obywateli polskich innej narodowości. Do 1970 roku ujawniono tam 32 masowe groby…

Stanisław Orzeł

(…) Fala aresztowań rozpoczęła się w czerwcu 1944 r.: W dniu 15. 06. 1944 r. około godziny pierwszej w nocy z moim kolegą Mieczysławem Zającem spotkaliśmy się z sierż. Ludwikiem Murdzkiem, który był wówczas dowódcą grupy AK w Lubatowej podległej placówce w Iwoniczu-Zdroju we wsi Lubatowa. On to polecił nam uciekać do pobliskiego lasu, bo będzie łapanka. Zaraz też udaliśmy się do pobliskiego lasu. Po kolejnej ucieczce nad ranem W. Murdzek dotarł do zagajnika „Przylasek” pod „Cergową”. Zebrało się tam około 10 osób, a wśród tej grupy (…) Franciszek Folcik, Piotr Pernal, Wincenty Albrycht i kilku innych. Nie wiem i nie rozumiem, dlaczego Ludwik Murdzek nie uciekł z nami, lecz dał się złapać Niemcom, wiedząc o terminie łapanki, bo przecież nas ostrzegł… (W. Murdzek, Lubatowa, jw., s. 165).

Przebieg aresztowań w tych dniach w Lubatowej tak opisał w 2010 r. najstarszy mieszkaniec tej wsi, Adam Zima: Konfident zdradził Niemcom, że w Lubatowej działa podziemie. Komendant placówki został aresztowany już wcześniej i rozstrzelany w Warzycach, w lesie. Co będzie dzisiaj? (…) słychać warkot samochodów. Nie czas już uciekać, bo esesmani biją kolbami w drzwi i pędzą ludzi do szkoły. Wtłoczyli wszystkich do jednej sali, kordonem wojska otoczyli szkołę. Każdy Niemiec miał broń gotową do strzału, karabin maszynowy stał na korytarzu. W Sali esesmani zasiedli na scenie, z ironią spoglądali na swoich więźniów. Kolbą lub kopnięciem uciszali rozmowy. Kazali wszystkim pojedynczo wychodzić na podwórze, gdzie stały samochody ciężarowe. Wsadzano na nie więźniów – jednego po drugim. Gdy już wszyscy zostali załadowani na ciężarówki, powiązanych sznurami powieźli do Jasła (J. Machnik, Aresztowanie żołnierzy Armii Krajowej w Lubatowej i tragedia w Lesie Grabińskim, w: „PIASTUN – dwumiesięcznik mieszkańców gminy Miejsce Piastowe” nr 2 (33), marzec/kwiecień 2010 r.).

Jak wynika ze wspomnień świadków, starszy sierżant L. Murdzek (rocznik 1901), który utworzył w Lubatowej pierwszy 18-osobowy pluton, nie tylko „dał się złapać Niemcom”, ale ściśle z nimi współpracował: przebrany w mundur Wehrmachtu, wskazywał spośród przeprowadzanych pod oknem szkoły w Lubatowej osoby związane z konspiracja BCh i AK.

W ten sposób wydał 37 mieszkańców Lubatowej. Czy dopiero wówczas poszedł na współpracę z faszystami niemieckimi dla ratowania życia, czy już wcześniej zdradził – nie wiadomo.

Kilka dni później podczas aresztowania 19 czerwca uczestników Szkoły Podchorążych w Korczynie koło Krosna zginął prowadzący szkolenie por. Nowakowski.

Pierwszą grupę aresztowanych z Lubatowej rozstrzelano 1 lipca w Lesie Warzyckim pod Jasłem. Egzekucji z dala przyglądały się rodziny oprawców [J. Machnik, aresztowanie…, jw.]. W lesie tym od 1941 do 1944 r. Niemcy i Ukraińcy z SS-Galizien rozstrzelali ok. 5 tys. Polaków, Żydów i obywateli polskich innej narodowości. Do 1970 roku ujawniono tam 32 masowe groby…

Dwa dni później, 3 lipca 1944 r., Niemcy ponownie okrążyli całą wieś. Wszystkich schwytanych mężczyzn ponownie, jak poprzednio, zapędzili do szkoły. W jednej z sal znajdowali się dowodzący akcją oficerowie: Becker, komendant SS Schmatzler, komendant gestapo z Jasła oraz jakiś oficer w mundurze w hełmie na głowie. Aresztowanych hitlerowcy pojedynczo wywoływali z sali, wyprowadzali przed budynek szkoły i przeprowadzali w kierunku drugiej klatki schodowej. W czasie przeprowadzania (…) ów człowiek w niemieckim mundurze i hełmie na głowie, stojący w oknie, skinieniem głowy dawał znaki esesmanowi, który wybranym znaczył kredą krzyż na plecach. Ci z krzyżami umieszczani byli w jednej sali, natomiast pozostałe osoby – w sąsiedniej. Oznakowani byli żołnierzami Armii Krajowej, których powiązanych sznurami załadowano następnie na samochody i wywieziono do więzienia w Jaśle. (…) Aresztowanych po trzecim lipca 1944 r. po torturach i przesłuchaniach w jasielskim więzieniu hitlerowcy przewieźli 22 lipca (…) do Iwonicza i umieścili w zakładzie o.o. Bonifratrów [J. Machnik, jw.].

Po trzech tygodniach tortur, w niedzielny wieczór (…) do dworu w Iwoniczu zajechały ciężarowe samochody, przywożąc 72 powiązanych ze sobą więźniów pod silną eskortą SS-manów. Następnego dnia skoro świt znowu pod strażą pognali ich do Lasu Grabińskiego. Tam czekał na nich wykopany wcześniej zbiorowy grób. (…) Każdego więźnia przyprowadzano na skraj mogiły, a Ukrainiec siedzący na koniu strzelał w tył głowy. Jeśli któryś ze strzałów nie był celny, wówczas żołdacy dobijali skazańca i układali na stosie pomordowanych w grobie (Marian Szczurek, Krosno, Aneks 3. Ocalić od zapomnienia, s. 331–332).

Zbrodni dokonali nacjonaliści ukraińscy z SS-Galizien (Hałyczyna) pod dowództwem niemieckiego komendanta barona Engelsteina i jego zastępcy, ukraińskiego majora, lekarza weterynarii Wołodymyra Najdy, który, siedząc na koniu, strzałami z wysokości w tył głowy osobiście strzelał do więźniów. Wśród zamordowanych było 3 mieszkańców Iwonicza i 38 Lubatowian.

W sumie faszyści niemieccy i ukraińscy zamordowali wówczas 72 ludzi. Na końcu na stosie trupów zastrzelili również konfidenta, który wydał swoich ludzi z AK, Ludwika Murdzka…

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (cz. II). Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim” znajduje się na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (cz. II). Niemieckie zbrodnie w lasach Warzyckim i Grabińskim” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O Kuźnicy Boguckiej. Na jej terenie powstała w XVI w. wieś nazwana później Katowicami od nazwiska zasadźcy – Kat lub Kot

Spisany po staroczesku dokument głosił, że J. Kleparski ma „kuźniczy stawiti” (postawić kuźnicę), precyzując, że w tym celu: „ten staw u Boguticz y młyn k swey potrzebie oprawiti ma”.

Stanisław Orzeł

Pierwsza zapisana wzmianka o istnieniu Kuźnicy Boguckiej pochodzi z akt wydanego w 1397 r. dla ówczesnych dziedziców Mysłowic wyroku sądu duchownego przy krakowskiej kurii biskupiej, dotyczącego nadań dla parafii w Mysłowicach. Wśród miejscowości przynależnych wówczas do Mysłowic dokument ten wyraźnie wymienia również ową Kuźnicę: „videlicet in opido Myslowicze et in Szepienicz, in Rozdzienia, in Koziniecz, in Woykowicze Komornie, in Iaswiecz, in Kuźnicza”. Ponieważ brak przy niej dodatkowego określenia, Ludwik Musioł w opracowaniu Początki przemysłu żelaznego nad Rawą („Zaranie Śląskie”, Rocznik XII, zeszyt 4/1936) przyjął ten fakt jako dowód, „że nad Rawą, w Mysłowiczyźnie, była wówczas jedyną. Że idzie tu o kuźnicę bogucką, nie może ulegać wątpliwości”.

Później ziemia mysłowicka w ramach księstwa pszczyńskiego trafiła w skład księstwa cieszyńskiego. W 1486 r. Kazimierz II, książę cieszyński z dynastii Piatów Śląskich, odkupił osadę Bogucką od Wiktoryna z Podiebradów, młodszego syna narodowego króla Czech, wyznającego husytyzm Jerzego z Podiebradów.

Po jej wykupie zatwierdził umowę, na mocy której kuźnik Jurga Kleparski, który był przedtem kuźnikiem w Hanusku nad rzeką Stołą, został właścicielem wioski Brwinów, 2 łanów w Bogucicach i terenu koło Bogucic (z młynem i stawem), który istniał już w XV wieku.

Spisany po staroczesku dokument głosił, że J. Kleparski ma „kuźniczy stawiti” (postawić kuźnicę), precyzując, że w tym celu: „ten staw u Boguticz y młyn k swey potrzebie oprawiti ma”. Może to potwierdzać informację Roździeńskiego, że wcześniej istniejąca w tym miejscu kuźnica została – albo w czasie wojen husyckich, albo walk Jerzego z Podiebradu z Maciejem Korwinem – „spustoszona”, czyli zniszczona, i zaprzestała działalności.

Kleparski otrzymał też pustą wieś Brwinów „ze wszelkim prawem i państwem, wolnościami i lasami, co ku potrzebie kuźnicy przysługuje od starodawna”. Miał też prawo używać „wszystkich innych rzeczy, których inni kuźnicy byli używali”, co potwierdza, że kuźnica wcześniej istniała, a pracujący w niej kuźnicy mieli wcześniej nadane podobne uprawnienia. Za te prawa miał płacić 12 złotych węgierskich rocznego czynszu, dostarczać dwa wozy żelaza i wszelkie takie sprzęty gospodarskie, jakich inni kuźnicy dostarczali… (…)

W 1568 r. Ondrej Bogucki zawarł układ z panem na Pszczynie, Karolem Promnitzem, w sprawie polowań na „wielkiego zwierza” w lasach należących do Kuźnicy Boguckiej. Widać krążyły jeszcze wówczas po naszych lasach żubry, a być może i niedźwiedzie… Jednak około 1580 r. na terenach należących do dóbr Kuźnicy Boguckiej Ondrej założył wieś zagrodniczą Katowicze, zwaną później Katowicami. Osadził tam na prawym brzegu Roździanki (dziś – Rawy), na gruntach należących do kuźnicy kilku chłopów-zagrodników. Być może pierwszy z nich, tzw. zasadźca, nazywał się Kot lub Kat i stąd wzięła się nazwa wsi… (…)

Dopóki wśród szlachty dominował średnioszlachecki ruch egzekucji praw i dóbr królewskich, czyli państwowych, a na jego czele stał ostatni obrońca polskiej racji stanu w I Rzeczypospolitej, hetman Jan Zamojski – dopóty magnateria nie sięgała po dobra królewskie, jakimi były kuźnice, czyli ówczesne mini-huty.

Po rozejściu się sejmu 1605 r. bez uchwał i zaostrzeniu się konfliktu między królem a średnią szlachtą, co po śmierci hetmana Zamojskiego (w czerwcu 1605 r.) w latach 1606–1609 doprowadziło do rokoszu zebrzydowskiego i wojny domowej w Polsce, magnateria przystąpiła do bezpardonowego zawłaszczania kuźnic w dobrach państwowych.

W ten sposób doszło w ciągu ćwierć wieku do zapaści hutnictwa na naszych ziemiach, co spowodowało, że w chwili wybuchu wojen kozackich, wojny z Rosją i najazdu szwedzkiego (lata 1648–1654/1655 do 1660) zabrakło odpowiedniej ilości i jakości żelaza na potrzeby zbrojne Rzeczypospolitej. Klęski Rzeczypospolitej magnackiej w tym okresie spowodowały dalsze zniszczenia i zastój gospodarczy na ziemiach polskich, w tym pierwotnego przemysłu hutniczego, czyli kuźnic.

Innym wymiarem tego procesu był exodus prześladowanych przez szlachtę kuźników na wschód. Część z nich znalazła przyjęcie w latyfundiach magnatów, tzw. królewiąt kresowych na Ukrainie czy Białorusi, jednak spora grupa wyemigrowała do państwa moskiewskiego, gdzie przyjmowano ich z otwartymi ramionami.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „O Kuźnicy Boguckiej (II)” znajduje się na s. 11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „O Kuźnicy Boguckiej (II)” na s. 11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Lektura artykułu pt. „Złodziejska nagroda Nobla” nie pozwala przejść nad nim milcząco. Treść wymaga sprostowań

Dopóki buldożery nie zmiotą z powierzchni ziemi obiektów, a woda nie zaleje wyrobisk nowej, bo uruchomionej w 1984 r. za ponad 300 mln $ KWK „Krupiński”, jest jeszcze czas na merytoryczną rozmowę.

Jerzy Markowski

Jakie są fakty:

  • Silesian Coal i jej właściciel HMS Bergbau AG nigdy nie planowały, nie zamierzają i nie będą planować w przyszłości nabycia KWK „Krupiński” ani eksploatacji jej złoża. Złożona deklaracja pisemna w tej sprawie z dnia 14.04.2015 przyjęta została z satysfakcją przez Ministra Tobiszowskiego pismem z dnia 31.05.2016 r.
  • Określoną w artykule jako „utajnioną” przed członkami Zarządu JSW, Radą Nadzorczą i organami właścicielskimi Umowę ramową o współpracy pomiędzy JSW SA a Silesian Coal podpisało 2 z 3 ówczesnych członków Zarządu JSW i prokurent, a nie jeden z pięciu członków Zarządu, jak twierdzi faktyczny twórca artykułu w wywiadzie internetowym.
  • Umowę negocjował ze strony JSW SA m.in. członek Rady Nadzorczej JSW SA.
  • Z umową zapoznała się Rada Nadzorcza JSW SA w maju 2015 roku.
  • O fakcie zawarcia oraz rozwiązania ww. Umowy ramowej o współpracy inwestor w treści pisma powiadomił: Prezesa Rady Ministrów, Ministra Energii oraz Ministra Rozwoju i Finansów.
  • O fakcie zawarcia i rozwiązania „TAJNEJ” Umowy ramowej o współpracy zostali również poinformowani w treści innego pisma przesłanego do wiadomości: Przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ Solidarność, Przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność, Przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność 80”, Przewodniczący OPZZ Ratowników Górniczych w Polsce, Przewodniczący Wolnych Związków Zawodowych „Sierpień 80”, Przewodniczący Porozumienia Związków Zawodowych „Kadra”, Przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce, Wójt Gminy Suszec, Burmistrz Miasta Orzesze, Dyrektor Regionalny Ochrony Środowiska w Katowicach, Radni Gminy Miasta Orzesze, Wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce, Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego, Prezes Zarządu Spółki Restrukturyzacji Kopalń SA, Prezes Zarządu Polskiego Funduszu Rozwoju, Mieszkańcy Orzesza w formie gazety o nakładzie 10 000 egzemplarzy, pt. „Pokłady Przyszłości” Nr 1, udostępnionej bezpłatnie!

Umowa ramowa o współpracy została przez kolejnego Prezesa Zarządu JSW SA rozwiązana, bez przystąpienia do jej realizacji, w dniu 28 maja 2015 r. – zatem istniała 3 miesiące. Argumentacją do rozwiązania zawartą w piśmie było, cytuję: „Zarząd JSW SA nawet przy dołożeniu najwyższej staranności nie widzi możliwości uzgodnienia i zawarcia załączników do umowy opisanych w pkt. IV.2, warunkujących jej realizację”, oraz „brak perspektyw dalszego funkcjonowania KWK Krupiński”. Skoro rozwiązał, to wiedział, że jest! (…)

Teraz rzecz najważniejsza: nigdy w KWK „Krupiński” nie wykonywano, a tym bardziej nie finansowano żadnych robót na rzecz Silesian Coal. Spółka wielokrotnie na piśmie występowała do Zarządu JSW SA o przystąpienie do tworzenia projekcji takich prac, oczywiście na koszt Silesian Coal. Wszystkie, wyłącznie pisemne, wystąpienia Silesian Coal w powyższej sprawie kolejne Zarządy JSW SA zawsze na piśmie odrzucały, nie podejmując żadnych rozmów.

Wymienione w artykule wyrobiska podziemne ze względów formalnych nie mogły być i nie były inspirowane przez Silesian Coal, chociażby ze względu na to, że są i były całkowicie bezużyteczne dla projektu udostępnienia i eksploatacji złoża w obszarze „Orzesze”. (…)

Przedstawiony w projekcie sposób udostępnienia i eksploatacji złoża w obszarze „Orzesze” nie jest w polskim górnictwie niczym nowym. Tak powstawała m.in. KWK „Szczygłowice”, udostępniana z KWK „Knurów”, czy KWK „Śląsk”, udostępniana z KWK „Wujek” i wiele innych.

Natomiast w całości podzielam pogląd Autora artykułu, że wielką korzyścią dla czynnej kopalni „Krupiński” byłoby udostępnienie pokładu 405/1 zawierającego węgiel koksowy. Jednak należy przyjąć do wiadomości, że znakomita większość tego pokładu znajduje się poza obszarem koncesyjnym KWK „Krupiński”, który zresztą należał do tej kopalni do roku 1998, a przestał należeć, bo ówczesny Zarząd JSW, za zgodą Rady Nadzorczej, z niego zrezygnował! Obecnie procedurę koncesyjną wobec tego złoża wszczęła, bardzo słusznie, JSW SA, łącząc to złoże ze złożem „Warszowice-Pawłowice”.

Pozostała część artykułu zawiera wyłącznie poglądy i domysły Autora, z którymi nie zamierzam polemizować, bo się nie da. Są bowiem dogmatyczną próbą wykazania, że niepodjęta nawet współpraca Kopalni „Krupiński” z Silesian Coal zaszkodziła kopalni tak dalece, że trzeba ją było zlikwidować. Nic bardziej błędnego, obłudnego i zresztą łatwego do obalenia.

Projekt „Orzesze”, oprócz udostępnienia nowego złoża, był również projektem przedłużenia funkcjonowania KWK „Krupiński” na cały okres eksploatacji złoża „Orzesze”, realizowanym wyłącznie za pieniądze inwestora. Był sposobem, aby nie zrealizować skutków błędnej decyzji Rządu PO-PSL o umieszczeniu KWK „Krupiński” w wykazie kopalń do likwidacji przekazanym Komisji Europejskiej.

Był również możliwością, aby w Polsce, przez polskich górników, płacąc w Polsce podatki, pracując na podstawie koncesji wydanej przez Rząd Polski na podstawie polskiego prawa, wydobywać około 3 mln ton węgla i przynajmniej o taką ilość zmniejszyć rosnący import węgla do Polski, który tylko w tym roku przekroczy 15 mln ton. Był sposobem, aby dać pracę kilku tysiącom ludzi na Śląsku i zainstalować setki urządzeń i instalacji wykonanych w Polsce. Ale ma przeciwników – bo nie rozumieją czy nie chcą rozumieć?

Dopóki buldożery nie zmiotą z powierzchni ziemi obiektów, a woda nie zaleje wyrobisk tej nowej, bo uruchomionej w 1984 roku za ponad 300 milionów dolarów zapłaconych przez budżet Państwa Polskiego kopalni „Krupiński”, jest jeszcze czas na merytoryczną rozmowę i należy mieć nadzieję, że proszony o nią Premier Mateusz Morawiecki ją podejmie.

Od Redakcji: Uprzejmie dziękujemy Panu Jerzemu Markowskiemu za podanie do wiadomości publicznej wszystkich danych zawartych w powyższym artykule. Jednocześnie przypominamy, że artykuł pt. „Złodziejska nagroda Nobla” powstał na podstawie i z przytoczeniem fragmentów wypowiedzi ministra Krzysztofa Tchórzewskiego z dnia 3 lipca 2018 roku na posiedzeniu Komisji Energii i Skarbu Państwa. Do wielokrotnego obejrzenia materiałów filmowych z posiedzenia tej Komisji, w części poświęconej kopalni „Krupiński”, zachęciliśmy Czytelników w pierwszym akapicie przywołanego artykułu, podając adres, pod którym materiały te znajdują się w internecie: http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/transmisje_arch.xsp?unid=5EB7FABA5603B8B6C12582B7002AF8C0).

Cały artykuł Jerzego Markowskiego pt. „Zamiast polemiki” znajduje się na s. 2 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Markowskiego pt. „Zamiast polemiki” na s. 2 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Walka o resztki po KWK „Krupiński” i o pokład 405/1 wkracza w decydującą fazę, a emocje sięgają zenitu

Zapach 40 mld zł, leżących ok. 900 m pod ziemią, dotarł za granicę, a nie potrafił dotrzeć do Warszawy, do siedziby rządu. Jaką minę mają teraz ci, co twierdzili, że tam nic wartościowego nie ma?

Ogólnopolski Komitet Obrony Polskich Zasobów Naturalnych

W dniu 18.09.2018 r. na stronie portalu WNP: https://gornictwo.wnp.pl/george-rogers-z-tamaru-pisze-do-krzysztofa-tchorzewskiego-i-michala-dworczyka,330713_1_0_2.html, został zamieszczony artykuł pt. „George Rogers z Tamaru pisze do Krzysztofa Tchórzewskiego i Michała Dworczyka”. W artykule możemy przeczytać, że list od firmy Tamar, adresowany do Ministra Tchórzewskiego, trafił także do Krzysztofa Szczerskiego, szefa Gabinetu Prezydenta RP, i do Dominika Kolorza, przewodniczącego zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność. (…)

Według artykułu na WNP.PL George Rogers wystosował także w imieniu Tamaru osobny list do min. Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Okazuje się że identycznej treści pismo zostało zaadresowane do min. Szczerskiego, szefa kancelarii prezydenta. W obu listach firma prosi o wsparcie w swoich działaniach, motywując to w następujący sposób (te same passusy przytacza w swoim tekście WNP.PL):

  • że godząc się na transakcję z Tamarem, „Polska nie ma nic do stracenia, a wznowienie wydobycia na „Krupińskim” przyniesie wymierne korzyści gospodarce i mieszkańcom Śląska”;
  • Że „polski rząd nie powinien zmarnować takiej okazji tylko dlatego, że minister nie chce przyznać publicznie, że nie powinien był oddać kopalni do likwidacji”;
  • Że „poinformowano nas o obawach ministerstwa, że w wyniku nabycia kopalni postawilibyśmy JSW SA w trudnej sytuacji, ujawniając przyczyny jej zamknięcia. W tym miejscu chcielibyśmy stanowczo zaznaczyć, że nie mamy w tym żadnego interesu” [będziemy milczeć aż po grób – przyp. aut.];
  • Że „naszym jedynym celem jest osiągnięcie sukcesu biznesowego poprzez przywrócenie kopalni do życia i przekształcenie jej w producenta węgla koksowego”;
  • Że spółka Tamar uważa za poważny skandal zlecenie SRK SA rozpisania przetargu na projekt likwidacji szybów, wydane przez ministra Tchórzewskiego.

Cały artykuł Ogólnopolskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych pt. „Walka obcych” znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ogólnopolskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych pt. „Walka obcych” na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie tylko na młodzież czyhają pokusy łatwizny i taniego sukcesu / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 52/2018

Wypowiedzi niektórych ministrów i ostatnie zachęty Kornela Morawieckiego do współpracy z Chińczykami, którzy mieliby finansować polityczne projekty w zamian za stanowiska, nie nastrajają radośnie.

Jadwiga Chmielowska

W październiku kolejne roczniki młodzieży przekraczają po raz pierwszy progi Alma Mater. Zaczyna się rok akademicki, czas nie tylko zdobywania wiedzy fachowej, ale i kształtowania się młodego człowieka, zawiązywanie przyjaźni na całe życie, zdobywanie umiejętności i przyspieszona socjalizacja, a także ugruntowanie systemu wartości. Te 4–6 lat można wykorzystać nie tylko na poszukiwanie hobby i zabawę, ale i na dojrzewanie odpowiedzialnego, silnego człowieka, który wie, czego chce. Wtedy świat staje przed nim otworem.

Nie tylko na młodzież czyhają pokusy: łatwizna, postawa „pokorne ciele dwie matki ssie”, „nie wychylaj się”, twierdzenie, że nie wartości ogólnoludzkie, a pragmatyzm się liczy, sukces ten chwilowy, a nie zwycięstwo długofalowe. Niedawno przesłano mi artykuł z ukraińskiej prasy. Przestrzega przed niebezpieczeństwem chińskiego kapitału, tak już rozpanoszonego w Afryce. Autorzy nawołują władze Ukrainy, aby badały sprawy prób przejęć zakończonych inwestycji w Pakistanie, Malezji i krajach Sri Lanki pod groźbą „pułapki zadłużenia”, po tym, jak Chiny sfinansowały tam kosztowne projekty infrastrukturalne.

Frank Fang z amerykańskiej gazety „Epoch Times” w tekście Warning Signs Hint at Dangers of Chinese Investment in Ukraine podaje: „Sri Lanka przekazała Chinom kontrolę nad swoim portem Hambantota w grudniu 2017 r., po tym, jak nie była w stanie spłacić pożyczek w wysokości 6 mld USD i przeliczyła dług na kapitał własny. W zeszłym miesiącu w Malezji premier Mahathir Mohamad anulował dwa chińskie projekty OBOR o wartości 23 miliardów dolarów, aby zminimalizować zadłużenie kraju. W lipcu Pakistan zwrócił się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego o dofinansowanie, gdy zadłużenie zagraniczne kraju wzrosło rekordowo do 91,8 mld dolarów, znacznie przekraczając wartość 62 mld dolarów proponowanego projektu OBOR, Korytarza Gospodarczego Chiny-Pakistan (CPEC)”.

Jestem pełna obaw, gdyż zarówno wypowiedzi niektórych ministrów, jak i ostatnie zachęty Kornela Morawieckiego do współpracy polityków z Chińczykami, którzy mieliby finansować różne polityczne projekty w zamian za stanowiska, nie nastrajają optymistycznie.

Miało być Międzymorze, jest już tylko Trójmorze – jedynie z państw UE i w dodatku Polska zaprosiła, nie wiadomo dlaczego, do współpracy Niemcy. Podejrzewam, że chyba na złość USA i dla przyjemności Rosji.

Dobrze, że wizyta prezydenta Dudy w USA zakończyła się decyzją budowy stałej bazy NATO w Polsce. Ważna jest jednak jej lokalizacja. Czy stanie w przesmyku suwalskim? Ciekawe, że prasa amerykańska rozpisywała się na ten temat, a polska zajęła się problemem, dlaczego Prezydent Duda stał, a Trump siedział!

Trudno zrozumieć podgrzewanie atmosfery wokół ustaw sądowych i decyzji Trybunału UE. Ważne jest, aby nasi obywatele wiedzieli, o co w tej reformie chodzi i ją wspierali. Ciekawe, czy nasi politycy okażą odwagę, czy zrejterują.

Szkoda, że odchodzą odważni, mądrzy dziennikarze. 28 września pożegnaliśmy Krystynę Grzybowską. W tym zawodzie liczy się wiedza i odwaga, inaczej zanika możliwość nie tylko rzetelnej dyskusji, ale i podejmowania rozsądnych decyzji.

Dyktat poprawności politycznej narzuca rządy autorytarne. Uchwalone ostatnio przez UE AKTA 2 wprowadzą powszechną kontrolę internetu. Wojna cywilizacyjna trwa. Polecam artykuł red. Jarczewskiego o Aborygenach Europy.

Na koniec dobra wiadomość – Radio WNET dostało koncesję w Warszawie i Krakowie. Ciekawe, kiedy będzie można go słuchać też na Śląsku.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Modlitwa poranna i wieczorna. Praktykujący rodzice i dziadkowie uczą swoje potomstwo odmawiania jej od najmłodszych lat

Pacierz zawiera wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba.

Barbara M. Czernecka

Pacierz jest zbiorem formułek, w skład których wchodzą zwłaszcza te podstawowe, jak Modlitwa Pańska, Pozdrowienie Anielskie, Skład Apostolski, Dekalog, Przykazania miłości Boga i bliźniego… Szczególnie popularną i zarazem prostą jest Modlitwa do Anioła Stróża. Jest to też pierwsza rymowanka, której uczą się nawet bardzo małe dzieci. Aniołowie bowiem bywają postrzegani jako doskonali pośrednicy między Panem Bogiem a ludźmi. Zwłaszcza ich tajemnicza duchowość pobudza człowiecze myślenie o istotach niebiańskich. (…)

Zachowane do naszych czasów starodawne aniołki z pokojowych ołtarzyków są już nieco wyblakłe, przykurzone, a nawet lekko wyszczerbione. Upodobniły się do naszych – ludzi żyjących współcześnie – prywatnych modlitw. Są, delikatnie mówiąc, zaniedbane – porównywalne z naszymi relacjami z ponadziemskim światem. Jesteśmy bowiem bezustannie niewyspani, zagonieni, rozdrażnieni, przemęczeni. Wstajemy już zazwyczaj spóźnieni, ciągle gdzieś dążymy, działamy, czegoś potrzebujemy, czymś się denerwujemy… i kładziemy się spać do wszystkiego zniechęceni. Rzadko znajdujemy kilka minut, aby pobożnymi myślami unieść swoją duszę ponad trudną rzeczywistość. (…)

Potrzeba religijna jest częścią ludzkiej natury. Człowiek musi wierzyć i dawać temu wyraz w praktyce. Jeśli na szczycie hierarchii swoich wartości nie odnajdzie prawdziwego Pana Boga, stoczy się w przepaść zatracenia. A nawiązane relacje z Bytem Absolutnym musi stale pielęgnować poprzez sprawdzone rytuały. Dlatego już od dziecięcych lat zaleca się odmawiać zwyczajny pacierz. Zawiera on wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba. Jeszcze bardziej wartościowa dla ciała i duszy jest pieśń religijna, zgodnie z przysłowiem, że „kto śpiewa, modli się dwa razy”.

Bardzo jest ważne, aby dzień zaczynać i kończyć z Panem Bogiem.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kilkadziesiąt tysięcy powstańców styczniowych jest nieznanych. 80% ich potomków nie wie, że ich przodek był bohaterem

Są grupy i indywidualni historycy, którzy podejmują trud przypominania o nieznanych faktach. Korzystając z ich opracowywań, można podążyć śladami tych, z których wielu zostało na obcej ziemi.

Marcin Niewalda

Mało kto wyjeżdża do Irkucka „na wycieczkę”. 6000 kilometrów to odległość dla wielu nie do przebycia, a jednak tysiące polskich zesłańców musiało przebyć je piechotą. Wśród artystów, których przybił smutny widok skutych kajdanami skazańców, był Modest Musorgski, który w swoich Obrazkach z wystawy zawarł utwór Bydło. Choć nie mógł tego napisać oficjalnie i choć większość encyklopedii twierdzi, że zainteresował go widok wołów na polu – to w partyturze napisał, że to właśnie karawany polskich zesłańców, gnanych przez Syberię jak bydło, zainspirowały go do stworzenia tego poruszającego muzycznego obrazu.

Dzisiaj w Irkucku można natrafić na kilka grobów, a nawet jest ulica polskich powstańców (pamięci tych, którzy w 1866 r. w desperacji wywołali powstanie zabajkalskie – uważane za ostatni akt powstania styczniowego). Gdyby jednak pojechać kilkanaście kilometrów dół Angary, natrafi się na Usole – dawne miejsce niewolniczych prac, gdzie na wyspie ważono sól, a solanka drażniła rany. Gdzie leżało, nie orientuje się nawet wielu zainteresowanych historią. Miejscowość ta w XIX wieku składała się z kilkuset drewnianych domów, w których, w różnych warunkach, mieszkało wielu Polaków. Dzisiaj daremnie szukać ich śladów. (…)

Właśnie trwają pracę m.in. nad ustaleniem grobu Piotra Garyantesiewicza – 16-latka, który po powstaniu uciekł do Stanów Zjednoczonych i wiódł trudny los górnika. Pozostałby zupełnie zapomniany, gdyby nie króciutka notka w jednym z emigracyjnych pisemek. Dzięki współpracy z Polonią w Calumet (Michigan) udało się odkryć, że pracował na przodku, że miał zmiażdżoną dłoń, był ojcem kilkorga dzieci, i że pewnego dnia podczas wybuchu w kopalni urwał się głaz i zabił go na miejscu. Dzieci, osierocone również przez matkę, która zmarła zapewne w połogu, zmieniły trudne nazwisko na Gaiy. Dzisiaj cmentarz jest zarośnięty, a nikt z Polonii nie miał pojęcia, że kryje grób powstańca.

Historia młodego bohatera jest wciąż pełna zagadek. Nie wiadomo, w którym oddziale walczył, gdzie przyszedł na świat w 1846 roku, ani czy zostawił w kraju rodzinę. Może któryś z czytelników „Kuriera WNET” będzie umiał rozjaśnić tajemnicę.

Choć ślady powstańcze znaleźć można i na dalekiej Kołymie, gdzie stoi pomnik Czerskiego – polskiego powstańca – i w Argentynie, gdzie postyczniowy emigrant ma swój plac, to wiele jest białych plam nawet na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. Jednym z zapomnianych miejsc są Antopojce, gdzie oddział Wisłoucha stoczył zwycięski bój. Miejscowość dzisiaj nie istnieje. Miejsca po domach zostały zaorane, polany leśne zarosły. Pamięć uleciała do tego stopnia, że darmo szukać tego miejsca na mapach Google czy w serwisach kresowych. Ustalanie jego położenia wymagało kilku dni ślęczenia nad XIX-wiecznymi mapami. Okazało się że miejsce miało też inną nazwę – Antonojce. Litwini, wymieniając dokonania wspomnianego dzielnego dowódcy, piszą, że walczył o wolność… Litwy. W ogóle na większości litewskich stron internetowych dotyczących powstania słowo ‘Polska’ nie pada ani razu, a napisy na nielicznych tabliczkach upamiętniających zryw dotyczą tylko „walki o wolność”. W świadomości Litwinów działania powstańcze w 1863 były zrywem litewskim.

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Czego nie wiemy o powstańcach śląskich” znajduje się na s. 10 i 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Czego nie wiemy o powstańcach śląskich” na s. 10 i 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Anonse prasowe na Śląsku na temat kolei w Królestwie Polskim na tle powstania styczniowego (1863–1864). Część I

Na stacjach w granicach guberni wileńskiej, grodzieńskiej i kowieńskiej umieszczono polskie nazwy z polskimi orłami. Na parowozach przewożono broń i amunicję oraz nielegalną literaturę.

Zdzisław Janeczek

W Trójkącie Trzech Cesarzy, miejscu, gdzie w latach 1846–1915 zbiegały się granice trzech europejskich mocarstw biorących udział w rozbiorze Polski: Prus (później Niemiec), Austrii (następnie Austro-Węgier) i Rosji, z pruskimi Mysłowicami graniczył rosyjski Sosnowiec. Do coraz większego znaczenia w życiu gospodarczym zarówno Zagłębia, jak i Śląska dochodziło kolejnictwo, a w szczególności po oddaniu do użytku w 1859 r. odnogi Ząbkowice-Sosnowiec. Kopalnie i huty, tak rządowe, jak i prywatne silnie związane były z koleją żelazną. Ponadto kolej dawała zatrudnienie licznej grupie mieszkańców, a jej pracownicy cieszyli się m.in. przywilejem zwolnienia z poboru (na 25 lat) do wojska oraz prawem do emerytury. Oprócz drogi żelaznej przechodził tędy trakt pocztowy. Ze stacji Granica w miejscowości Maczki (obecnie dzielnica Sosnowca) biegł szlak kolejowy przez austriacki Kraków do Wiednia, tzw. Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska. W latach 1860–1880 etapami ułożono drugi tor z Warszawy do Ząbkowic. Liczba lokomotyw sięgnęła 287, wagonów osobowych 432, a towarowych 8718.

Kolej Warszawsko-Wiedeńska była najbardziej dochodową spośród linii kolejowych w Imperium Rosyjskim. Jej znaczenie ekonomiczne polegało m.in. na umożliwieniu eksportu węgla kamiennego z Zagłębia Dąbrowskiego do Prus, a w następnych latach eksportu wyrobów łódzkiego przemysłu tekstylnego.

Tak więc działania powstańcze w tym newralgicznym rejonie stwarzały duże zagrożenie dla ruchu granicznego w Trójkącie Trzech Cesarzy i budziły niepokój władz zaborczych pruskich, rosyjskich i austriackich. Stan ten znajdował odbicie także w relacjach prasowych i rozkazach dowódców. (…)

Trójkąt Trzech Cesarzy | Fot. Wikipedia

Kolej Petersbursko-Warszawska – KP-W była czwartą na terenie Imperium Romanowych, a drugą w Królestwie Polskim. (…) Zasadniczą przyczyną budowy Kolei Petersbursko-Warszawskiej (KP-W) były względy strategiczne. Realizacja tej inwestycji umożliwiała bowiem szybką dyslokację wojsk na terenie ufortyfikowanego Królestwa Polskiego, stanowiącego zachodnie przedpole Imperium Rosyjskiego. Z drugiej – przez odcinek do granicy pruskiej – zapewniała połączenie portów bałtyckich z Polesiem i guberniami centralnymi. KP-W miała także istotne znaczenie w przypadku ponownej polskiej rebelii. Mikołaj I i rosyjscy sztabowcy, nauczeni doświadczeniem wojny polsko-rosyjskiej 1831 r., nie wykluczali w przyszłości takiego rozwoju wydarzeń na ziemiach zachodnich guberni i Królestwa Polskiego. Przezornie więc brali pod uwagę ewentualność zbrojnego zrywu Polaków już w trakcie projektowania linii.

W 1863 r. tabor KP-W składał się z 373 parowozów, 819 wagonów osobowych i 7545 towarowych. Podczas powstania styczniowego 1863 r. KP-W stała się, zgodnie ze swym przeznaczeniem, strategiczną linią komunikacyjną dowozu do Kongresówki pułków rosyjskich i ich zaopatrzenia. Jeszcze przed wybuchem powstania wśród kolejarzy, a także w zarządzie KP-W powstała zakonspirowana komórka, której członkiem był m.in. Bronisław Antoni Szwarce (1834–1904), działacz niepodległościowy i tłumacz literatury rosyjskiej, m.in. poezji Michaiła Lermontowa i Aleksandra Puszkina, zatrudniony przy budowie kolei jako inżynier w Łapach pod Białystokiem. Kierował on Wydziałem Spraw Wewnętrznych Centralnego Komitetu Narodowego do 22 XII 1862 r., tj. do aresztowania i osadzenia w Cytadeli Warszawskiej.

Groźba represji nie odstraszyła polskich pracowników kolei od różnych przedsięwzięć patriotycznych mających zasygnalizować odrębność narodową. Na stacjach w granicach guberni wileńskiej, grodzieńskiej i kowieńskiej umieszczono polskie nazwy z polskimi orłami. Po pewnym czasie zlikwidowano je w wyniku interwencji carskiej żandarmerii. Na parowozach przewożono broń i amunicję oraz nielegalną literaturę. Władze rosyjskie rozpoczęły masowe zwolnienia i represje wobec kolejarzy Polaków, na newralgicznych stanowiskach zastępowano ich lojalnymi Niemcami lub Rosjanami. W warsztatach głównych kolei w Łapach naprawiano broń i produkowano amunicję. Wielu pracowników kolei walczyło czynnie z bronią w ręku.

Już pierwszego dnia powstania w Łapach dwóch maszynistów, nie informując obsługi stacji, uruchomiło parowóz stojący na terenie warsztatów kolejowych, aby wyruszyć nim w kierunku Warszawy. Kresem podróży była stacja Szepietowo, gdzie zatrzymał ich powstańczy patrol, do którego niezwłocznie się przyłączyli.

Łapy, ze względu na przebieg KP-W, były ważnym punktem strategicznym na mapie Imperium, tą trasą przechodziły bowiem transporty wojsk rosyjskich w kierunku Warszawy. Ponadto zbudowano tutaj most kolejowy na Narwi, umożliwiający przejazd pociągów z Królestwa Polskiego do zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Dlatego w pierwszych godzinach insurekcji stacja Łapy została zajęta przez oddziały powstańcze, jednakże już po kilku dniach kontrola nad nią z powrotem przeszła w ręce rosyjskie. Za to akcje dywersyjne na torach do Warszawy były prowadzone przez Polaków aż do stłumienia powstania.

Bronisław Deskur | Fot. Wikipedia

Z kolei na stacji Kietlanka, nieopodal Czyżewa w powiecie ostrowskim, 13 V 1863 r. doszło do bitwy pomiędzy oddziałem powstańczym dowodzonym przez ppłk. Ignacego Mystkowskiego (1826–1863) ps. „Ojciec” i mjr. Bronisława Deskura (1835–1895), cywilnego naczelnika województwa podlaskiego, a grupą wojsk rosyjskich generała-majora Tolla. Dzięki pomocy dróżnika został wykolejony pociąg wojskowy, w wyniku czego zginęło lub odniosło rany około 600 żołnierzy i 20 oficerów. W bitwie tej jednak dzięki zdradzie powstańcy ponieśli duże straty, poległo 100 ludzi, m.in. ich dowódca, pełniący obowiązki naczelnika powiatów: ostrołęckiego, przasnyskiego i pułtuskiego. Atak na rosyjski pociąg wojskowy uwieczniony został na jednej ze współczesnych rycin. (…)

Koleje odegrały ważną rolę także w sferze zaopatrzenia nie tylko armii zaborczej. Pomoc w dostawach broni i amunicji przeznaczonych dla Królestwa Polskiego stała się najważniejszą kwestią już na przełomie 1862 i 1863 r. Organizatorzy powstania mieli swoich agentów, którzy działali na terenie Niemiec, Belgii, Francji i Anglii. Zakupów dokonywano najczęściej w wielkich firmach handlowych w Leodium (Liege) i Londynie, skąd transporty kierowano przez Hamburg do Gothy, Lipska, Drezna, Wrocławia i Legnicy, dalej do Raciborza, Lublińca, Katowic lub Mysłowic. Szlak ten wytyczała m.in. Instrukcja dla Komisarza Nadzwyczajnego Nr 3846/1108, wydana 30 XI 1863 r. w Warszawie przez Rząd Narodowy. Rewolwery sprowadzano z Bremy, kosy z Hagen w Westfalii, szable z Solingen, a karabiny z Schmalkalden.

„Breslauer Zeitung” w doniesieniu z Monachium informowała, iż na dworcu wschodnim w Passau „leży 50 pak broni przeznaczonej dla polskich powstańców, jednak bez możności dalszego przewozu, ponieważ bez pozwolenia (Waffen-pass) nie wpuszczają broni do Austrii”. Podobnej treści komunikat zamieściła gotajska „Tageblatt”: „że przesyłkę broni przeznaczonej do Polski poddano tam rewizji urzędu podatkowego, i że dotąd jeszcze leży ta broń u tamtejszego spedytora”.

Jeszcze w listopadzie 1862 r. swoją agenturę powołała we Wrocławiu paryska Komisja Broni, w skład której wchodzili: uczestnik powstania 1830/1831 i Wiosny Ludów gen. Józef Wysocki (1809–1873), Włodzimierz Milewicz i dziennikarz Józef Ćwierciakiewicz (1822–1869), a w której agentem do spraw zakupów broni był Marian Langiewicz (1827–1887). Komisja prowadziła także werbunek oficerów wśród emigrantów. (…)

Lokomotywa KkStB (Kraków) parowozom nadawano imiona. Lata 60-70 XIX wieku | Fot. Wikipedia

Na Śląsku w trakcie przygotowań do powstania zjawił się także młody książę Roman Adam Wilhelm Czartoryski, syn Adama Konstantego z Jutrosina i Wandy Radziwiłłówny, absolwent gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu, student prawa w Berlinie i Bonn. W pierwszych dniach stycznia 1863 r. przyjął posadę prawnika we Wrocławiu. Według pruskich akt procesowych (zarzuty dotyczyły nie tylko „rzekomych dynastycznych aspiracji rodu”), książę podjął się „na życzenie” Jana Działyńskiego zadania sprowadzania broni z Anglii. W końcu lutego 1863 r. pod pretekstem choroby oczu wystąpił ze służby rządowej, wyjechał z Wrocławia i udał się przez Poznań, Berlin, Paryż do Londynu. W Poznaniu spotkał się z J. Działyńskim, a w stolicy Francji z Władysławem Czartoryskim. Związał się wtedy z Hotelem Lambert i wspierał

finansowo powstanie styczniowe, co przypłacił półtorarocznym pruskim więzieniem. (…)

Z Wrocławia szlak agentów i emisariuszy wiódł do przygranicznych osad przemysłowych Górnego Śląska: Mysłowic i Katowic, gdzie na przełomie 1860 i 1861 r. Stanisław Maciejewski założył filię firmy Bronisława Ostrzyckiego pod nazwą „Skład importowanych cygar i kantor informacyjny i komisyjny”.

Policja pruska w Katowicach bardzo szybko zwróciła uwagę na jego działalność. Podejrzenie wzbudził fakt, iż Maciejewski „o ile mało łożył starań ku prowadzeniu interesów handlowych, o tyle w ciągłych zostawał stosunkach z urzędnikami drogi żelaznej, Polakami, z którymi natychmiast po przybyciu do Katowic ścisłą zawarł znajomość”.

W grupie tej znaleźli się m.in.: rzemieślnik Karol Lehmann, piekarze Ferdynand Zips i Kluska, urzędnik celny Knopf oraz ekspedytor kolejowy z Mysłowic, Kazimierz Szremmer.

Lokomotywa KkStB 18 CWAŁ z lat 50. XIX w. | Fot. Wikipedia

Maciejewskiemu w szczególności zależało na kontaktach z pracownikami poczty i kolei. Jego agentami najczęściej bywali miejscowi Ślązacy rekrutujący się spośród robotników, rzemieślników i rolników. Wpływy organizacji był jednak znacznie szersze, sięgając poprzez Wrocław m.in. do dalekiego Heidelbergu, Gothy, Berlina i Drezna. Śląscy konspiratorzy przesyłali broń transportem kolejowym przez Szczakową do Krakowa, a nawet przez Morawską Ostrawę do Łańcuta. Część dostaw kierowano do Dąbrowy i Sosnowca, gdzie m.in. felczer Władysław Bruder zajmował się organizacją pomocy dla powstania, zbierając i przesyłając sprzęt medyczny, odzież i żywność. Ślązacy dostarczali w tym czasie ubrań, bielizny, butów lub surowców i materiałów na ich wykonanie. Okrężny szlak wiódł przez Mysłowice, Szczakową i Maczki, gdzie przebiegała granica rosyjsko-austriacka.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku na temat kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” znajduje się na s. 6–7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku na temat kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” na s. 6–7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wspomnienia z ostatnich tygodni w Australii: Canberra, Sydney, Melbourne, spotkania z Polakami i płukanie złotego piasku

Przez środek osady płynie strumień. Na dnie jest złoty piasek Kto chce wypłukać trochę złota australijskiego, wystarczy, że za 5 dolarów kupi licencję ważną trzy miesiące i może spróbować szczęścia.

Władysław Grodecki

By Polacy nie narzekali na rząd, warto, by wszyscy musieli go wybierać! W Australii głosowanie jest obowiązkowe! Gdy zbliżały się wybory, ks. Franciszek zapytał, czy nie mam ochoty odwiedzić Canberry i Sydney, gdzie jest zameldowany i musi się tam udać, by oddać swój głos. Propozycję przyjąłem z radością. 10 marca ok. 9.00 ruszyliśmy na wschód. To trochę dłuższa droga, ale wiedzie przez zieloną Gippslandię, krainę jezior i lasów eukaliptusowych. Przejeżdżaliśmy przez kilka parków narodowych, Alpy Australijskie i tereny odkrywkowych kopalni węgla. W pewnej chwili udało się nam spotkać kangura, co było wielkim wydarzeniem, ponieważ te zwierzęta żerują w nocy. Później już nigdy nie spotkałem kangura na wolności!

Fot. CC0, Pxhere.com

Zbliżając się do Oceanu Spokojnego, minęliśmy kilka jezior mierzejowych, ale najbardziej zaintrygowała mnie nazwa niewielkiego miasteczka nad Pacyfikiem „Eden”. Oczywiście jest to miejscowość znana z popularnego w Polsce przed laty australijskiego serialu „Powrót do Edenu”. Niestety nic szczególnego tu nie znalazłem, może poza tysiącami kikutów wypalonego lasu eukaliptusowego. Ks. Franciszek zrobił mi nawet wykład na temat tego drzewa:

„Zaskakujące jest, że te opalone pnie nie są całkiem martwe i po pewnym czasie ożywają. Inna osobliwość eukaliptusów to fakt, że te najwyższe drzewa świata mają maleńkie nasionka w bardzo twardej łupinie. Ponoć Aborygeni podpalają lasy przed spodziewanymi opadami deszczu, bo tylko wysoka temperatura powoduje pęknięcie łupiny i wegetację po ugaszeniu pożaru przez burze

Jest ok. 450 gatunków tego drzewa. Drewno eukaliptusa jest bardzo odporne na gnicie. Eukaliptusy wykorzystywane są do osuszania bagien, ze względu na silną transpirację, a ich liście, wydzielające substancję odstraszającą muchy i komary, są ulubionym przysmakiem koala. Słynne olejki produkuje się z liści odrostów”.

Już po zachodzie słońca dotarliśmy do Polskiego Ośrodka Duszpasterstwa w Canberze, gdzie byliśmy pierwszymi gośćmi z Polski. Ośrodek jest votum za pontyfikat Jana Pawła II i jeszcze nie był gotowy, by przyjmować pielgrzymów. Musieliśmy sobie sami radzić, a więc jak w Melbourne, zająłem się przygotowaniem kolacji. Cały zaś następny dzień poświęciłem na zwiedzanie. Nazwa Canberra (miejsce spotkań) pochodzi od nazwy jednej z rodzin plemienia Ngunnawal. Powstała w 1913 r. na miejscu niewielkiej osady, wg projektu amerykańskiego architekta Griffina. Dwa promienisto-koncentryczne zespoły zabudowy są rozdzielone zbiornikiem wodnym Burley-Griffin. 9 maja 1927 r., kiedy przeniesiono tu z Melbourne urzędy państwowe, miasto liczyło ok. 320 tys. mieszkańców i ciągle się rozrasta. Jest jedną z najmłodszych i najpiękniejszych stolic świata. W środku miasta znajduje się zbiornik wodny powstały z położenia stopnia wodnego na rzece Molongo. Oś miasta wyznaczają: imponujący budynek parlamentu i Muzeum Wojny. (…)

W ciągu kilku godzin udało mi się zobaczyć najważniejsze obiekty: symbole Sydney – Harbour Bridge i Operę, a także Centrum rozrywki „Darling Harbour”, Sydney Tower, podziemne centrum handlowe i stare magazyny.

Sydney to największe i najpiękniejsze miasto Australii, wygląda szczególnie efektownie w nocy w blasku lamp i neonów. Spacer pod Harbour Bridge, kościół św. Jakuba, Town Hall – to niezapomniane przeżycie. Także opera projektu Jørna Utzona to architektoniczne cudo. Opera i teatr, sala konferencyjna i restauracja tworzą kompozycyjną całość z imponującymi schodami. Symbolizują łabędzia z rozłożonymi skrzydłami.

Skansen w Ballarat | Fot. Buszmen69, CC A-S 3.0, Wikipedia

(…) Ballarat to największe dziś śródlądowe miasto stanu Wiktoria. W połowie XIX w (1851 r.) było centrum „gorączki złota” i widownią zbrojnego powstania zbieraczy złota. Obecnie jest tu skansen będący wierną repliką z tamtego okresu, Sovereign Hill. Świetnie utrzymane domy, przy maszynach prostych konie, różny sprzęt napędzany mechanicznie; kotły parowe, prasy, młyny itp. Jest szkoła, domy mieszkalne, sklepy, zabudowania gospodarskie, a w nich, kury, kaczki, indyki, świnie, kozy, króliki, gołębie itp. Przez środek osady płynie strumień. Brzeg jest kamienisty, ale na dnie jest piasek, złoty piasek Jeśli ktoś chce wypłukać trochę złota australijskiego, wystarczy, że za 5 dolarów kupi licencję ważną trzy miesiące, otrzymuje naczynie i może spróbować szczęścia. Mark Twain powiedział, że „historię Australii czyta się jak najpiękniejszą bajkę”. Może będę miał trochę szczęścia i znajdę trochę złota, więc Marian kupił mi takie „zezwolenie” i zabrałem się do roboty.

Poza miastem-skansenem oglądaliśmy Muzeum Złota z wyjątkowymi samorodkami, wyrobami ze złota i monet (są też polskie z 1924 r.), a także Muzeum Powstania Poszukiwaczy Złota. Wybuchło ono w 1854 r. na znak protestu przeciw decyzji władz zmuszających kopaczy do płacenia podatku nawet w przypadku, gdy nic nie znajdą!

Wśród dokumentów znalazłem wzmiankę, że w gronie tych, co tłumili powstanie, był policjant… Władysław Kossak, brat Juliusza! „Był jednym z niewielu oficerów, którzy mieli sympatię dla górników”. Kilka lat później wyjechał do Polski, by wziąć udział w powstaniu styczniowym. Po powrocie przez blisko 20 lat sam szukał złota. Zmarł w Melbourne, a pochowano go na cmentarzu w Springvale.

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Australia – wędrówki po kraju”, znajduje się na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Australia – wędrówki po kraju” na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego