Najlepsze albumy roku 2024, w którym muzyka nie miała granic. Zestawienie Radia Wnet: miejsca 13 – 21 Tomasz Wybranowski

Czas na kolejną część zestawienia najlepszych albumów Radia WNET – oto płyty (pozycje od 13 d- 21), które zabrały nas w niezapomnianą muzyczną podróż. Wszystkie z nich gościły na antenie Radia Wnet.

Rok 2024 był wyjątkowy na muzycznej mapie Polski, pełen zaskakujących wydawnictw, które nie tylko zaspokoiły oczekiwania fanów różnych gatunków, ale również wprowadziły świeży powiew do rodzimej sceny

Hip-hop (Otsochodzi i supergrupa STRATA), rock niezależny (Happysad), a także powroty w stylu Tomasza Makowieckiego, stworzyły mozaikę, która w pełni oddaje różnorodność i siłę polskiej muzyki.

Od głębokich, intymnych brzmień (Shagreen, Hoszpital) , po mocne, energetyczne uderzenia (Quiet Sirens, Lesław i Komety) – rok 2024 był doskonały dla tych, którzy szukają prawdziwych emocji i nowatorskich rozwiązań. Czas na kolejną część zestawienia najlepszych albumów Radia WNET – oto płyty (pozycje od 13 d- 21), które zabrały nas w niezapomnianą muzyczną podróż. Wszystkie z nich gościły na antenie Radia Wnet.

Tomasz Wybranowski


Tutaj do wysłuchania program z recenzjami i opowieściami o długograjach z miejsc 13 – 21:


 

21. Pawbeats – „Dzienna”

Po sukcesie krążka „Nocna” muzyk, kompozytor i producent Marcin Pawłowski, znany jako Pawbeats wydał styczniową porą 2024 album „Dzienna”

Longplay to kolejny krajobraz jego producenckich wizji, z eklektyzmem gatunków (często zaskakujących), z paletą ponad dwudziestu gości pełna różnorodnych gości, z których wybijają się nagrania z udziałem Ewy Farny i M(iste)r(a). Polska „Hollywood”, piękny piosenkowy duet Zuzi Jabłońskiej z Piotrem Roguckim „Nie potrzebujesz mnie” czy spieranie na metafory Zeamsone’a i Palucha w jednym z singli promujących album „Rysy”.

Pawbeats jest mistrzem łączenia klasycznego pop z hip-hopem i domieszką akustycznych muzyczności. Ale potrafi zaskoczyć, jak w niezwykłym i nieoczywistym nawet jak dla niego brzmieniu w balladowym „Złap mnie” Przyłuca (najmłodszego reprezentanta QueQuality). Szlagier na lata z albumu to bez wątpienia „Mimo wszystko” z udziałem Sariusem.

No i jeszcze „Skit o Himalajach” z Jakubem Pasteckim który zawojował internet za sprawą teledysku, który został zrealizowany w Himalajach. To – można powiedzieć dosłownie i w przenośni – teledysk najwyżej położony na mapie świata, bo wyżej się nie da. Zresztą Marcin Pawłowski pasjonuje się górami i zapowiadał zdobycie sześciu szczytów Himalajów.

Niektórzy recenzenci wskazywali, że album „Dzienna” cechuje się brakiem jednolitej koncepcji, ale dla mnie to powód do zdecydowanych pochwał. wielostylowe kolaboracje, świeże brzmienie i jak zwykle mistrzowska produkcja to atuty wydawnictwa. Z zestawu 14 nagrań połowa zostanie z nami na dłużej.

20. Hoszpital – „Kowerkot”

 

„Kowerkot” to długo wyczekiwana płyta supergrupy Hoszpital. Po ośmiu latach oczekiwania otrzymaliśmy 12 nagrań, w których opowieść o znoju ciągłego zmagania się z życiem pokazuje zacność i dobroć małych, z pozoru zwykłych radości. To także wezwanie, aby wyłuskać w sobie chęć by dostrzec te dobre chwile. Przepiękną „7/8 wiosny” to pean na cześć życia i miłości.

Michał Bielawski, Adrian Borucki i Paweł Swiernalis mierzą się z walką dzieciństwa i bajkowej sielskości z nieuchronnym dominatem dorosłości. Muzycy Hoszpitala czynią to z gracją niezależnego grania z wielką falą słoneczności, która zaraża i wyzwala usmiech na twarzy. Albumu słucha się z największą przyjemnością.

Michał Bielawski, autor tekstów, intymnie i bardzo delikatnie zaprasza nas do ogrodu Hoszpital, gdzie obawa przed utratą bliskiej osoby (pastelowo smutny „Brzuch”) zbita jest z hymnem do miłości w „7/8 wiosny”…

 

/…/ gdyby to nie była zima

gdyby to nie było ciężko

gdyby to nie było trudna

jesień, zima, jesień /…/

 

Ale potem pojawia się Leśmianowa łąka i nadzieja, że każda miłość daje nam skrzydła. „7/8 wiosny” to jeden ze szlagierów minionego roku i nasz Wnetowo – radiowy częstoGraj pokryty platyną.

Kowerkot” to piosenkowe materie smutku i radości, dojrzałości i młodzieńczej niedojrzałości, słońce i księżyc, sen i bezsenność. Tej płyty należy słuchać sercem. Finał płyty to znakomite „Serce”.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z muzykami Hoszpital:

W rozmowie ze mną Michał Bielawski przyznał, że „Kowerkot” to longplay – pamiętnik, rodzaj muzycznej kozetki terapeutycznej na której trzeba się wyśpiewać o utracie złudzeń i niewinności, aby uzbrojony w kliszę pięknych chwil pójść dalej!

Najważniejszą piosenką z tego znakomitego albumu jest „Kot”. Rzecz o kocich łzach, przywiązaniu i potrzebie ciepła. I jeszcze ten niezwykły klarnet Pawła Cieślaka. Piękny album na każdą porę roku. Panowie, dziękuję!!!

„Kowerkot to kot w garnku na gazie, który ryzykuje życiem, żeby się ogrzać.” – to piękna metafora naszych zmagań z życiem.

19. Otsochodzi„TThe Grind”

 

Miłosz Stępień, znany wszem i wobec jako Otsochodzi, powrócił z albumem obok którego nie sposób przejść obojętnie. Mimo wieku mawiam, że rap / hip hop to przyszłość poezji w polskiej muzyce. Chodnikowe metafory przynoszą bowiem nie tylko diagnozę dobry współczesnej, ale przede wszystkim opis nas samych. Szczerze, bez poprawnościowego zadęcia i udawania. Jak mawiał Dr House „wszyscy kłamią”. Tym bardziej trzeba sięgnąć po ten krążek.

W rapie Otschodzi znajdziecie miłość i nienawiść, złość i uspokojenie, jak w życiu na które mamy coraz mniej czasu

Szósty album artysty „TThe Grind”, następca „Tarcho Terroru”, to płyta, która od pierwszego bitu przyciąga uwagę. Otsochodzi posiadł przepis i wiedzę jak techniczną biegłość połączyć z autentyczną, młodzieńczą, brawurową pewnością siebie. Do tego ma w sobie tę jasność świeżości, której brakuje wielu polskim raperom.

Bity są mocne, by nie powiedzieć kolumnowe. z odniesieniami do amerykańskich produkcji z wyraźnymi inspiracjami amerykańskim rapu (tutaj kłania się „diamentowy” Lil Uzi Vert), ale i z wielkim ukłonem dla polskiej klasyki stylu (szacunek do Molesty wyraźnie wyczuwalny).

Muzyki, którą wciąż poznaję (a tak jest z rapem) słucham uchem filologa – poety i sercem. W rymach – metaforach Otsochodzi dużo o odniesionych sukcesach, celach i pragnieniach, miłości i zapasach z życiem.

 

 

Jego sposób łączenia introspekcji z surowym, często brutalnym realizmem sprawia, że nawet ja (+50 utożsamiam się z jego przekazem. Tak jest w porażającym i przebojowym „Wszystko mija” z cytatem z Norbiego i zaskakującą gitarą Piotra Zegzuły. I nie jestem w stanie zdecydować co jest lepsze – bity Lohlqa (Karola Żmijewskiego) czy to jak Otsochodzi składa te linie we współczesny uliczny wiersz.

Miłosz – Otsik nie boi się eksperymentować z formą i brzmieniem, co czyni jego twórczość świeżą i pełną emocji, a jednocześnie przemyślaną pod względem artystycznym.

Są też goście (Oki, Young Igi oraz Taco Hemingway). którzy przydają płycie pieprzności i szlifu. Całość tekstowo, muzycznie i produkcyjnie dopięta na ostatni guzik.

Obok mojego ulubionego „Wszystko mija” w zestawie 16 nagrań zatrzęsienie poetycko – chodnikowych szlagierów. Otwierający „0:00” wpada w ucho od razu, „@champagnepapi” z moralizatorskim Okim warte zapętlenia w odtwarzaczu, że o zamykającymi Czarnych chmurach” z udziałem Young Igiego nie wspominając.

To jedno z najważniejszych i najlepszych produkcji hip-hopowych nie tylko 2024 roku, ale ostatnich pięciu lat.

 

18. happysad – „Pierwsza prosta”

 

Happysad – duma Skarżyska Kamiennej – w minionym roku powróciła z mocą i świetlistym optymizmem z płytą „Pierwsza Prosta”. To dobra pięciolatka dla Kuby Kawalca (przypomnę jego znakomity solowy album „Ślepota” z 2021 roku, w XXX. najważniejszych płyt podsumowania Radia Wnet) i ekipy, że przypomnę „Rekordowo letnie lato” (2019) i retrospektywny przebojowy z rarytasami „Odrzutowce i kowery” (2021).

Teraz Kuba Kawalec i happysad zabrali nas w ekscytującą podróż pełną pozytywnych emocji, nadspodziewanej energii i przemyśleń, które przypominają, że życie to nieustanna droga, z reguły kręta i bolesna, a nie chwilowy trend i tylko piękne chwile.

Ten dziewiąty album zespołu przełamał ich dotychczasowy wizerunek, kreślony kreską nostalgicznych klimatów i zmierzchu, stając się apoteozą radości i hymnem nadziei. Co mnie cieszy, na albumie „Pierwsza prosta” nie stracili swojej charakterystycznej melodyjności,  które z większą ilością słońca i radości łączą w sobie zarówno łagodne, akustyczne brzmienia, jak i energetyczne gitarowe riffy.

Tytułowy utwór otwierający cały album spokojnie wprowadza w atmosferę, aby z każdą chwilą windować eksplozję entuzjazmu i emanację „Élan vital” (z francuskiego „życiowy impet” lub „życiowa siła”).

Kochaj sobie kogo chcesz (był to pierwszy singel) w rockowym anturażu przegania smutek rozstań, zaś Kolory podpowiadają wybór własnej drogi bez porad tych, co z boku i „wiedzą lepiej”. Piosenki Żar” Zostań” przynoszą kontaminację wybuchowej energii z refleksją i przemile smakującą ideą, że warto po prostu być bez zmian, presji i spełniania oczekiwań innych.

Wymienię jeszcze balladęTęskno”, która przypomina, że plątanina dni i nocy to mozaika radości, smutków z towarzyszącą nam wiecznie parą – Panią Zawiłość – Pułapka i Panem Rozterką wyborów.

Rockowo niezależni, choć piosenkowi Happysad albumem Pierwsza Prosta pokazują, że indie rockpop rock mają się w Polsce znakomicie, zaś oni – muzycy są gotowi pokazać, że nawet po dwudziestu latach można opowiadać nowe, wciągające historie – proste, ale pełne znaczenia.

 

A teraz nadchodzi czas na opowieść o trzecim krążku Shagreen „Almost Gone” . To dzieło wybitne w swojej emocjonalnej szczerości i artystycznej dojrzałości. Shagreen niczym poetka baroku, w duchu trenu lub elegii, odważnie stawia pytania o sens straty, żalu i pogodzenia się z nieuniknionym. Jednocześnie oferuje ścieżkę wyjścia – drogę ku akceptacji i nowemu życiu. 

 

Shagreen – Natalia Gadzina – Grochowska. Fot. Amadeusz Andrzejewski

O albumie napisałem i powiedziałem już niemal wszystko.

/…/

Natalia Gadzina – Grochowska, która ukryła się pod pseudonimem Shagreen (polecam lekturę poczciwego Honoriusza Balzaka), nie wyrasta a jest już pierwszą damą polskiej sceny dark wave – industrial z pięknym (bo zmierzchowym) tchnieniem trip hopu i gotyckości. Beth Gibbons czy Tracey Thorn mogą i pewnie już czują Jej oddech. Bo ten album powinien pojawić się na rynku zagranicznym jak najszybciej i to nie tylko dlatego, że Shagreen śpiewa w języku autora „Pieśni Osjana”. /…./ Pełną recenzję przeczytasz tutaj: Spotkanie z Shagreen. Album „Almost Gone” kandydatem do miana „płyty roku 2024” – poleca Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Natalią – Shagreen:

 

17. Shagreen – „Almost Gone”

 

16. Wojtek Mazolewski Quintet „Beautiful People”

Skrzący się jazzem i pięknym kontrabasem album „Beautiful People” Wojtka Mazolewskiego to duchowa podróż w świat współczesnego jazzu, głęboko zakorzenionego w tożsamości WMQ, przy jednoczesnym zachowaniu muzycznych korzeni, ale w innych tonacjach i barwach harmonii.

Wojtek Mazolewski, jako lider zespołu i kontrabasista, od lat łączy ze swoimi utytułowanymi muzykami tradycyjny jazz z elementami swoich refleksji na temat muzyki, czasu i życia. Ta mozaika pachnie mi starymi, dobrymi polskimi filmami z czarno – białym obrazem, momentem gdy odkrywałem Komedę i Stańkę. Ta emocjonalna mozaika zaskakuje zabawą z rytmem, a zarazem hipnotyzujące brzmieniem saksofonu Piotra Chęckiego i trąbką Oscara Toraka. To przede wszystkim ich zasługa, że uruchamia się wyobraźnia i marzenia. 

Kompozycje takie jak Purple Space (miraże pustynne przed wieczorem), Live Spirit inwokacja do epopei życiowej energii bez skrępowania w muzyce i opoka tej płyty „New Energy, z zapadającym w pamięć saksofonem Piotra Chęckiego to najmocniejsze momenty tego longplaya.

Wojtek Mazolewski w jednym z wywiadów przed premierą płyty powiedział:

Beautiful People to dla nas nowe otwarcie. Po wielu koncertach, które zagraliśmy wspólnie, weszliśmy do studia i uchwyciliśmy tam nasze emocje, to, co czuliśmy, nasze podejście do życia i świata. Każdy utwór na albumie odzwierciedla nasze doświadczenia, ale przede wszystkim energię, która nas połączyła jako zespół.”

Gilles Peterson z radia BBC wyraził wielkie uznanie dla twórczości Mazolewskiego, mówiąc:

„Love Wojtek’s jazz lens… a leading light … bringing Polish jazz back into the limelight!” / „Uwielbiam jazzowe spojrzenie Wojtka… jest wiodącą postacią… przywracającą polski jazz na światło reflektorów!”

Album przywraca wiarę w subtelności ducha, moc wspomnień i siły brzmieniowych kalek przeszłości, które zawiera muzyka: Wojtka Mazolewskiego (kontrabas), Marcela Balinskiego (piano), Piotra Chęckiego (saksofon), Oscara Toroka (trąbka) i Tymka Papiora (perkusja).

15. Strata – „Subaru”

 

Znakomitymi produkcjami rap / hip – hop obrodził w Polsce rok 2024. To kolejny przykład, który mogę określić, jako osoba +50, która uczy się estetyki hip hopu, jako pełny różnorodności, niejednorodny i eksperymentalny krążek w ramie wielkiej bezkompromisowości i muzycznych granic.

Na „15” projekt niezwykły skryty pod nazwą STRATA. To efekt twórczych działań trzech artystów wywodzących się z różnych odłamów i gatunkowości hip-hopu W rolach głównych Hades, Kosi (JWP) producenta 2k88.

Nagrania z „Subaru” przenikają muzyczne kosmosy, gdzie napotkamy hip – balladowe zwroty z autotune’em, klasyczną rap – chodnikową nawijkę z tekstami, które kładą na łopatki nagradzanych przez mainstream poetów, wreszcie często eksperymentalne, basowe poszumy. Produkcja mistrzowska 2k88. Chwilę o nim.

 

2k88, właściwie Przemysław Jankowiak, zyskał zasłużony rozgłos dzięki wszechstronności i unikalnemu podejściu do kordu tworzenia muzyki.  Niczym wprawny witrażysta wtapia w wielkie dzieło hip-hop,dubstep, drum & bass z domieszką ambientowych przestrzeni czy muzyki jamajskiej.

Przemek 2k88 mistrz Jankowiak, tak mawiam o nim od czasu, gdy usłyszałem „Sadzę” Moniki Brodki, którą produkował.

Na „Subaru” od razu wyróżnia się przestrzenny (Batman), trapowa „Klatki po klubowy „Kwit”. Dla mnie opisem mistrzowskim całego albumu jest nagranie „Radary”. Materiał jest surowy, dynamiczny i emocjonalnie intensywny, a metafory odważne, chodnikowe i szczere… Nikt nie powie wprost bez ogródek o Tobie i świecie, ale i sobie co artysta hip hopowy w Polsce

STRATA to dzieło, które unika kompromisów i jeńców nie bierze. Słowa samego 2k88, który poproszony został o opowieść o płycie, mówią same za siebie:

To płyta śmietnik myśli, uliczna i brudna do bólu”.


 

Quiet Sirence z albumem "The Story of No Reverse" zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem. Tomasz Wybranowski

Teraz przechodzę do formacji Quiet Sirens i ich magicznej opowieści z bezpowrotności. Album „The Story of No Reverse” był długograjem listopada Radia Wnet.  O tej płycie napisałem m.in.:

/…/Quiet Sirence z albumem „The Story of No Reverse” zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem./…/

Tutaj do przeczytania cała recenzja: Quiet Sirens! Nazywam ich muzykę cross art rockiem!”

 

image description

14. Quiet Sirens – „Story of No Reverse”

Tutaj do wysłuchania rozmowa z muzykami Quiet Sirens:

 

 

13. Komety – „Ostatnie okrążenie”

Lesław znowu z Kometami powrócił na ziemski i polski nieboskłon. Długograj „Ostatnie okrążenie” to znakomity powrót do rockowych korzeni, szlagierowości formacji z totalną zwięzłością.

12 nagrań i ledwie 25 minut z sekundami, więc Lesław z kompanią serwuje nam szybką podróż prezentując na krótkich przystankach wszystko, co w rockowym graniu najważniejsze z nutą wspomnień klasycznych gitarowych brzmień.

Otwierająca album Ludzka istota poraża basowym transem i bajkowo zadziwia dźwiękiem ksylofonu. „Ktoś” to muzyczna rocko-polifonika ze skrzypcami i fletem, zaś „Paul Weller” to dla mnie jeden z klasyków roku 2024. Galopująca melodia i stadionowy Lesław, który zdaje się przeniósł nas (i siebie) na przełom lat 90. i XXI wieku. Bajecznie!

Zamykający album Pierwsze ostrzeżenie” rockowo zostawia chęć na więcej, bo refren zostaje na dłużej w uchu i dźwięczy w głowie. Lesław i Komety nie zatrzymują się i z żelazną konsekwencją strzegą swojego stylu. I nie przeszkadza mi fakt, że brzmią jak Komety sprzed lat! W ich przypadku to walor a nie zarzut! Są swoi, autentyczni a powoli poszerzają krąg słuchaczy o młodsze pokolenia.

 

Obecny skład zespołu Komety to Lesław Strybel – wokal, gitara (lider i założyciel zespołu), Wojciech Traczyk – gitara basowaHubert Gajewski – perkusja. 

CIĄG DALSZY NASTĄPI W OPOWIEŚCIACH O PIERWSZEJ „12” ALBUMÓW ROKU 2024 RADIA WNET – Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 22 – 29:

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 30 – 40:

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 41 – 50:

 

 

Spotkanie z Shagreen. Album „Almost Gone” kandydatem do miana „płyty roku 2024” – poleca Tomasz Wybranowski

Trzeci krążek Shagreen "Almost Gone" to dzieło wybitne w swojej emocjonalnej szczerości i artystycznej dojrzałości. Shagreen niczym poetka baroku, w duchu trenu lub elegii, odważnie stawia pytania o sens straty, żalu i pogodzenia się z nieuniknionym. Jednocześnie oferuje ścieżkę wyjścia – drogę ku akceptacji i nowemu życiu. Shagreen - Natalia Gadzina - Grochowska. Fot. Arkadiusz Grochowski

Natalia Gadzina – Grochowska, która ukryła się pod pseudonimem Shagreen (polecam lekturę poczciwego Honoriusza Balzaka), nie wyrasta a jest już pierwszą damą polskiej sceny dark-wave industrial

Natalia Gadzina – Grochowska, która ukryła się pod pseudonimem Shagreen (polecam lekturę poczciwego Honoriusza Balzaka), nie wyrasta a jest już pierwszą damą polskiej sceny dark wave – industrial z pięknym (bo zmierzchowym) tchnieniem trip hopu i gotyckości.

Beth Gibbons czy Tracey Thorn mogą i pewnie już czują Jej oddech. Bo ten album powinien pojawić się na rynku zagranicznym jak najszybciej i to nie tylko dlatego, że Shagreen śpiewa w języku autora „Pieśni Osjana”

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Shagreen – Natalią Gadziną – Grochowską:

 

Shagreen – Natalia Gadzina – Grochowska ma przepiękną barwę głosu. Słysząc Ją od razu przenosimy się klimatem w koloryt bajkowy. Ale te bajki dzieją (działy) się naprawdę. Bowiem „Almost Gone” to album bardzo osobisty i introspektywny. To rodzaj muzycznej podróży podczas której Shagreen, niczym poetka tkająca barokowe walety czy autorka współczesnego trenu, mierzy się z tym, co nieuniknione w ludzkim życiu: stratą, żalem i godzeniem się z rzeczywistością.

Płyta „Almost Gone” to nie tylko próba żegnania się z przeszłością, ale również odnajdywania nowego światła, które pozwala iść dalej, bogatszym o doświadczenia. Autorsko nazywam to godzeniem się ze sobą i życiem jakim jest – podpowiada Mark Hollies nucąc „Life’s What You Make It”.

Pierwsza impresja – poezja w dźwiękach

Album otwiera „Unspoken” / „Niewypowiedziany” piękne preludium, w którym przemilczenia, pauzyliczne niedopowiedzenia budują napięcie.

Znowu nadchodzi nieoczekiwany gość, przypominając nam, że musimy doświadczyć bólu.” – śpiewa i od razu podaje nam niezwykłą metaforę, odzwierciedlenie refleksji nad nieuniknionymi trudnościami w życiu, które – choć ciężko do przyjęcia – uczą nas akceptacji i wzrostu poprzez ból. Odgaduję, że Shagreen nie raz przekonała się, że to co zostaje między słowami, ma największy ciężar. I zmierzchowo przekonuje nas subtelną warstwą dźwiękową i oszczędnym wokalem.

Drugi utwór, „No Escape”, stanowi pierwszy emocjonalny szczyt i próg poznania albumu. Słuchając „No Escape” doświadczam po raz enty w życiu, że nie ma ucieczki od własnych myśli. Shagreen wyrzuca z siebie wersy w refrenie, który wibruje szczerością i intensywnością:

Brak ucieczki,

Ktoś kradnie wszystko, co mamy,

Koniec jest bliski,

Chcą tylko usłyszeć krzyk.”

Podobne uczucie zagubienia i walki znajdziemy w kolejnym utworze, „Drive”, gdzie głos artystki przechodzi od szeptów do pełnych pasji wykrzyknień, jakby prowadziła dialog między różnymi częściami własnej duszy i zbolałego serca.

Refleksyjność pasji (męki) przebaczenia

 

W głównej części albumu znajdziemy na albumie „Almost Gone” najbardziej poruszające, wręcz pasyjne momenty. „Underneath It All” zaskakuje muzycznie swoją mroczną falą i jednocześnie synth popową przebojowością, jednocześnie drążąc metaforycznie temat radzenia sobie z ciężarem własnych błędów:

Za każdym razem

Muszę dźwigać więcej

Pod powierzchnią

Pod tym wszystkim

Wszystkie walki

Rzeczy, które ignorowałem

Pod powierzchnią

Pod tym wszystkim”

W całości te wersy obrazują wewnętrzną walkę i ból, który jest ukryty głęboko, pod zewnętrzną fasadą. To piękna apostrofa do oczyszczenia i wypowiedzenia po raz ostatni wszyskiego co bolesne.

„Other Side” wprowadza bardziej medytacyjny klimat. Oczami wyobraźni widzę siebie w pięknej średniowiecznej katedrze. Dlaczego? Al bowiem elektryczne skrzypce dodają utworowi niemal sakralnego charakteru, podczas gdy liryczna narracja prowadzi nas przez emocjonalne mosty, łączące przeszłość z przyszłością, Cały ten przepiękny utwór streściłbym słowami: „Jeśli wszystko ma dwie strony, co jeśli ta druga jest jaśniejsza, niż myślałam?”.

„Nie ma śwIatła

Próbuję odszukać drugą stronę

Bądż niewzruszona, choć

tak trudno powiedzieć żegnaj”

Słowa „bądź niewzruszona” to metafora wytrwałości i niepoddawania się, pomimo trudności, zaś fraza „tak trudno powiedzieć żegnaj” wyraża emocjonalną trudność w rozstaniu lub pożegnaniu z czymś lub kimś, co było ważne, nawet jeśli rozstanie jest konieczne. Obraz muzycznie przepiękny malowany trip hopowym industrialem radzenia sobie z bolesnymi zmianami.

„Other Side” jest wstępem do utworu „The Right Way”, którym Natalia – Shagreen z pasją śpiewa hymn o akceptacji niedoskonałości i odnajdywaniu własnej drogi wbrew oczekiwaniom świata.

Shagreen. Fot. Amadeusz Andrzejewski

Łapanie strzępu światła w mroku

 

Najbardziej dynamiczny utwór, „Hate Yourself”, pełen jest gniewu skierowanego zarówno na siebie, jak i na zewnętrzny świat a może tego, co plecie scenariusze których nie akceptujemy. Ale nawet w tym wielkim gniewie znajdziemy się pragnienie przebaczenia i odkupienia.

To odważna, pełna energii piosenka, która – dla mnie osobiście – powinna stać się hymnem pokolenia szukającego swojego miejsca.

A potem łagodnie płynie „On the Edge of Dreams” z transowym, nieco ambientowym i przestrzennym klimatem, w którym wyraźnie widzimy pierwsze godzenie się ze sobą i światem. Shagreen śpiewa o akceptacji nieuchronności przemian:

„Samotne godziny

Najczystsza nadzieja

To nie to

Kim jesteśmy

Wstrzymaj oddech

Zamknij oczy

Pokaż mi, jak przeżyć”

Słuchając słów Shagreen i tej urzekającej melodii, notuję: „Stoję na krawędzi snów, gdzie kończy się teraźniejszość, a zaczyna coś nowego”.  Hipnotyczne linie syntezatorów i słowa „To nie to kim jesteśmy” oddają celnie sedno przesłania albumu.

„To nie to kim jesteśmy” jest tym momentem na albumie, w którym podmiot liryczny doświadcza a może bardziej uświadamia sobie sprzeczności w poczuciu zagubienia stratą. Zgaduję, że moment w którym się znalazła nie odzwierciedla jej prawdziwej natury lub tożsamości. Jak mantra wybrzmiewa powtarzana fraza:

„In dienial / w zaprzeczeniu”

To spowiedź Shagreen, że ignorując i odrzucając fakty, które są oczywiste szukała w sobie mechanizmu obronnego, który pomagał radzić sobie z trudnymi emocjami. Absolutnie urzekająca kompozycja! Genialna!

Piosenka „Far Behind” i zamykający piosenkowy koral Brightest Nights przynoszą ulgę i akt zawierzenia w pogodzeniu się ze sobą i światem. Pierwszy jest melodyjny, taneczny i z potencjałem lekkości. Przystanek oddechu i uspokojenia podczas tej pięknej, wyrafinowanej muzycznie i lirycznie podróży.

 

Najjaśniejsze noce są tam, gdzie spotykają się cienie

Finalny utwór, „Brightest Nights”, to piękny, refleksyjny epilog, który brzmi jak modlitwa – antyfona o odrodzenie:

„Drzwi są otwarte

Najjaśniejsze noce

Byłeś gdzieś

Widzę cię teraz”

Trzeci krążek Shagreen „Almost Gone” to dzieło wybitne w swojej emocjonalnej szczerości i artystycznej dojrzałości. Shagreen niczym poetka baroku, w duchu trenu lub elegii, odważnie stawia pytania o sens straty, żalu i pogodzenia się z nieuniknionym. Jednocześnie oferuje ścieżkę wyjścia – drogę ku akceptacji i nowemu życiu.

Muzycznie Shagreen Natalia Gadzina – Grochowska i partnerujący Jej muzycznie (nie tylko na scenie i w studiu) Arkadiusz Grochowski wyczowują swoją muzyczną ścieżkę z pogranicza industrialu i elektroniki, z domieszką gotyckości, mrocznej fali i ambientowego trip hopu. I jeszcze jedno! Ta płyta została wyprodukowana na najwyższym poziomie. W roli głównej Erie Loch.

W finale dodam od siebie, że każde nagranie jest małym arcydziełem, a głos artystki Shagreen raz ciepły i zmysłowy, raz dziki, pełen emocji i bólu – nadaje całości wydawnictwa „Almost Gone” niezwykłej głębi. Oto prawdziwa gwiazda – Shagreen. Zachęcam do słuchania i kupna tego albumu. Wart!!!

Tomasz Wybranowski

 

Shagreen – Almost Gone (2024) – wydawca: Dark Reptile Records

1. Unspoken

2. No Escape

3. Drive

4. Underneath It All

5. Other Side

6. The Right Way

7. Hate Yourself

8. On the Edge of Dreams

9. Far Behind

10. Brightest Nights

https://shagreen.bandcamp.com/album/almost-gone