Władimir Putin l fot. kremlin.ru, Wikimedia Commons
Rosja wcale nie ukrywa swojego stanowiska i to wieczne tłumaczenie, czego chce Rosja, wbrew rosyjskim wypowiedziom, jest po prostu ogromną naiwnością – mówił w Poranku Radia Wnet Paweł Bobołowicz.
Posłuchaj całej rozmowy:
Paweł Bobołowicz, korespondent Radia Wnet na Ukrainie na początku swojej wypowiedzi odniósł się do deklaracji Władisława Surkowa, byłego doradcy Putina, który w rozmowie z „L’Express” stwierdził, że Rosja będzie „rozszerzać się we wszystkich kierunkach”, a koncepcja „russkij mir” nie ma granic. Według Surkowa celem Moskwy jest militarne zniszczenie Ukrainy i jej podział na „naturalne części” – to kontynuacja imperialnych ambicji od rozpadu ZSRR. Rosja ma dążyć do przywrócenia Ukrainy do swojej strefy wpływów, nawet jeśli proces ten się opóźni. Surkow sugeruje też, że Ukraina mogłaby funkcjonować jako mniejsze państwo, a Europa miałaby brać udział w tym procesie.
Rosja wcale nie ukrywa swojego stanowiska i to wieczne tłumaczenie, czego chce Rosja, wbrew rosyjskim wypowiedziom, jest po prostu ogromną naiwnością
– mówił Bobołowicz.
Dodał, że „dobrze jakby zachodni politycy, szczególnie amerykańscy wzięli sobie wreszcie to do serca i zrozumieli czego pragnie Rosja”.
W dalszej części audycji Paweł Bobołowicz komentował szczyt „koalicji chętnych”, czyli państw wspierających Ukrainę, który dobył się 27 marca 2025 roku w Paryżu. Uczestniczyli w nim przywódcy około 30 krajów, w tym premier Polski Donald Tusk, prezydent Francji Emmanuel Macron oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Głównym tematem rozmów było zapewnienie Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa po ewentualnym rozejmie z Rosją.
Ukraińskie media dziś obszernie cytują artykuł z The New York Timesa, który informuje, że Włochy są gotowe wysłać wojska, pod warunkiem że będą one częścią misji ONZ. Media podkreślają też, że Polska – podobnie jak wcześniej – całkowicie wykluczyła taką możliwość. Jedynie Francja i Wielka Brytania nalegają na rozmieszczenie sił pokojowych na Ukrainie
– relacjonował Bobołowicz.
Dodał, że „sprawa jednak się komplikuje, ponieważ Emmanuel Macron zaznaczył, że żadne europejskie wojska nie pojawią się na linii frontu ani nie będą zajmować się monitorowaniem czy egzekwowaniem zawieszenia broni”.
Zasugerował, że zadanie to mogliby przejąć żołnierze ONZ, co stanowi znaczącą zmianę wobec wcześniejszych deklaracji
Donald Trump i Władimir Putin / Fot. Kremlin.ru, Wikimedia Commons
Europejski, liberalny chór antytrumpowski to element, który działa na korzyść rosyjskiego dyktatora – mówi dziennikarz „Gazety Polskiej”.
Putin cały czas jest w takim miejscu, takim przedpokoju Trumpowym, w którym dostaje pewne koncesje, ale to nie są te koncesje w istocie, o które mu chodzi. Pamiętajmy, że Rosjanie cały czas mówią na przykład o tym, że oni nie zgadzają na zawieszenie broni w tej czy innej formie. Mówił to sam Putin już w styczniu. Trump tak jakby go nie słyszał
Ataki na Ukrainę ze strony Rosji nie ustają. W nocy z czwartku na piątek doszło do zmasowanego ataku dronów na Odessę. Rosyjską agresję komentował w Poranka Radia Wnet Paweł Bobołowicz.
Posłuchaj całej audycji:
Wczoraj wieczorem, 20 marca 2025 roku, rosyjskie siły przeprowadziły zmasowany atak dronów na Odessę, powodując poważne zniszczenia w mieście.W wyniku nalotu wybuchły pożary, które objęły centrum handlowe, sklepy oraz uszkodziły budynek mieszkalny.Według wstępnych informacji, trzy osoby, w tym niepełnoletnia dziewczyna, zostały ranne.W różnych częściach miasta słychać było eksplozje i strzały, a świadkowie odnotowali około 15 wybuchów.Alarm o nalocie ogłoszono około godziny 20:40, a służby monitorujące przestrzegały przed dużą liczbą dronów zbliżających się do Odessy i jej przedmieść.W kilku dzielnicach doszło do przerw w dostawie prądu.
Rosyjską agresję w Poranku Radia Wnet komentował korespondent radia w Ukrainie, Paweł Bobołowicz.
Jak bardzo Rosja chce pokoju, to pokazała to chociażby wczoraj, kiedy zaatakował obwód odeski. Zniszczona została infrastruktura cywilna. Atakowano też samą Odessę. Wieczorem 20 marca rosyjska armia przy pomocy dronów uderzyła na to miasto. Było słuchać się eksplozje, wybuchły, potężne pożary. Mer Odessy informował, że atak dronowy nastąpił ze strony Morza Czarnego. Spłonęło m.in. centrum handlowe i kilka sklepów. Został uszkodzony cywilny wielopiętrowy budynek
Bobołowicz dodał, że „Putin od samego początku wskazywał, że obwód odeski też miałby należeć do Federacji Rosyjskiej”.
Taką koncepcję cały czas forsują propagandyści Kremla. Ich głos jest bardzo ważny, bo okazuje się, że to właśnie on wyraża rosyjskie żądania i wskazuje kierunek działań Rosji. Te ataki na Odessę oczywiście nie są absolutnie przypadkowe. One trwają od samego początku. To, że Rosjanom nie udało się wejść do Odessy, świadczy raczej nie o żadnych innych zamiarach, tylko o tym, że nie byli w stanie tego zrobić. Ale nie tylko samą Odessą, ale samo obwodem odeskim są zainteresowani
Wojna za wschodnią granicą Polski trwa, a Ukraińcy się nie poddają, a nawet zanotowali niewielkie sukcesy i odbili z rosyjskich rąk tereny m.in. pod Pokrowskiem. Korespondencja Dmytro Antoniuka.
Posłuchaj całej rozmowy:
Dmytro Antoniuk, korespondent Radia Wnet w Kijowie w Poranku Radia Wnet rozpoczął od opisania sytuacji na ukraińskim froncie. Wynika z jego korespondencji, że Ukraińcy dzielnie się bronią, a nawet notują niewielkie sukcesy w starciu z najeźdźcą, chociaż wcześniej musieli się też wycofać z miasta Sudży, w obwodzie kurskim.
Wróg próbuje ciągle atakować pod Pokrowskiem, ale my odnotujemy tam nieduże, ale jednak sukcesy ukraińskie w odrzucaniu tych ataków i w wyzwoleniu w przestrzeni okupowanej przez Rosjan tam pod tym miastem. Oprócz tego też ciekawa sytuacja jest w mieście, które niestety już przestało istnieć, czyli Torecku, gdzie też prawdopodobnie mamy sukcesy, bo dwie trzecie miasta było okupowane przez Rosjan, a teraz mamy połowę miasta i udaje się w tych zrujnowanych dzielnicach jednak iść naprzód i odbijać te ruiny od Moskali
– mówił Antoniuk.
Rokowania pokojowe
Na pytanie, czy prezydent Ukrainy Wołodymy Zełenski pogodził się z tym, że jego kraj będzie w wyniku porozumień musiał utracić część swoich ziem, zdecydowanie zaprzeczył
Zełenski nie pogodził się jeszcze ze stratą ziemi ukraińskich, z tym mogą pogodzić się Stany Zjednoczone, już o tym otwarcie mówią, a opinie wśród naszych obrońców, tych żołnierzy, którzy bezpośrednio są na froncie są różne
Rosjanie od dawna wykorzystują agenturę do niszczenia swoich przeciwników l fot. x.com/Grok
Dywersja rosyjskich służb ma rozległe pola działania i jest definiowana dużo szerzej niż w państwach Zachodu. Przykłady taki działań podał w Radiu Wnet Michał Wojnowski, ekspert ds. służb specjalnych.
Posłuchaj całej rozmowy:
Pod koniec lutego TVN24 opublikował materiał „Rabota w Polsze”. Opisano w nim m.in. działania rosyjskich służb wywiadowczych, które werbowały ludzi do przeprowadzania aktów sabotażu na terenie Polski. Zadania te obejmowały m.in. instalowanie kamer w pobliżu strategicznych obiektów, podpalanie oraz malowanie antyrządowych haseł, takich jak „j***ć PiS” (znane również jako „osiem gwiazdek”). Werbunek odbywał się za pośrednictwem komunikatora Telegram, gdzie zlecano te działania w zamian za wynagrodzenie.
Gość Poranka Radia Wnet Michał Wojnowski, były były analityk w KPRM i BBN oraz ekspert komisja ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich, przypomniał, że wspomniane wyżej działania Rosjan to nic nowego, to typowy element działalności służb, które już stosowali Sowieci.
Trzeba pamiętać, że rosyjska szkoła dywersji ma wieloletnie tradycje. I co my rozumiemy konkretnie pod pojęciem dywersji, jeśli chodzi o rozumienie tego poprzez rosyjskie służby? Otóż dywersja w ujęciu rosyjskich praktyków i teoretyków to działania prowadzone zarówno w czasie pokoju, jak i wojny w sposób niejawny, przez niewielkie, specjalnie do tego celu przeszkolone grupy. Głównym celem dywersji, która powinna mieć wszechstronny charakter, należy podkreślić, że w Rosji pojęcie dywersji jest rozumiane dużo szerzej niż na Zachodzie, jest przede wszystkim oddziaływanie po pierwsze na psychikę przeciwnika, po drugie osłabienie jego woli, walki bądź oporu i rozkład morale
– mówił ekspert.
Cztery rodzaje dywersji
Wojnowski poinformował, że Rosjanie dzielą dywersję na cztery główne rodzaje, a zdefiniowana zostały przez „sowieckich i rosyjskich ekspertów, przeważnie wywodzących się z resortów siłowych”.
Pierwszy rodzaj to dywersja o charakterze ekonomicznym, czyli uderzenia w transport, przedsiębiorstwa, system finansów publicznych. Druga forma dywersji to tak zwana dywersja o charakterze politycznym, która zakłada prowadzenie działań propagandowych właśnie, inicjowanie wszelkiego rodzaju intryg, generowanie polaryzacji społecznej i celem właśnie takich działań powinny być struktury rządowe oraz społeczeństwo, a także wszelkie organizacje, które posiadają zdolności opiniotwórcze. Trzeci rodzaj dywersji wreszcie to dywersja w charakterze militarnym, czyli sabotaż sprzętu bojowego, wysadzanie składów, arsenałów, umocnień, niszczenie węzłów łączności, a dzisiaj byśmy powiedzieli infrastruktury krytycznej państwa. I wreszcie mamy dywersję o charakterze terrorystycznym, czyli, krótko mówiąc, likwidację osób przywództwa państwa lub osób po prostu cywilnych, wskazanych przez przeciwnika
Gość Poranka Radia Wnet komentując już reportaż TVN powiedział, że ujawnienie tych działań nie pokazuje nic nowego.
Tego typu działania prowadzili już Sowieci. I tutaj warto przywołać świadectwo generała Olega Kaługina, najmłodszego w historii generała KGB Który w latach 1930-1934 pełnił służbę w rezydenturze KGB w Nowym Jorku. I w swoich wspomnieniach opisuje coś takiego, coś co w nomenklaturze rosyjskich służb nosi nazwę – działań aktywnych
– przypomniał.
Wojnowski zacytował fragment raportu Kaługina. ”Moi koledzy opłacali amerykańskich agentów, aby malowali swastyki na synagogach w Nowym Jorku i Waszyngtonu. Nasza rezydentura w Nowym Jorku zatrudniała nawet ludzi, którzy dopuszczali się profanowania cmentarzy żydowskich. Informacjami o tych występkach dzieliłem się ze swoimi słuchaczami w Moskwie, którzy słuchając moich audycji dziękowali w duchu towarzyszowi Leninowi, że urodzili się w socjalistycznym raju, a nie w siedlisku napięć rasowych, takim jak Stany Zjednoczone” – czytamy.
Co wynika z tej wypowiedzi, jaki był cel tego? No po prostu polaryzacja społeczna, kreowanie napięć rasowych, etnicznych, co oczywiście nie było trudne, zwłaszcza w tak różnorodnym społeczeństwie jak amerykańskie
Wołodymyr Zełenski i Andri Jermak l fot. wikimedia.org
Ukraina chce się zgodzić na czasowe zawieszenie broni, wynika ze spotkania, które odbyło się w Dżuddzie. Możemy też spodziewać się zmiany na fotelu prezydenta Ukrainy? Komentarz Pawła Bobołowicza.
Posłuchaj całej audycji:
We wtorek w Arabii Saudyjskiej odbyło się spotkanie przedstawicieli USA i Ukrainy, podczas którego omówiono kwestię możliwego zawieszenia broni w wojnie z Rosją. Ukraina wyraziła gotowość do zaakceptowania 30-dniowego rozejmu, o ile Rosja również się na niego zgodzi, a Stany Zjednoczone zadeklarowały dalsze wsparcie wojskowe i wywiadowcze dla Kijowa. Sekretarz stanu USA podkreślił, że teraz decyzja leży po stronie Moskwy, a Waszyngton liczy na pozytywną odpowiedź.
Jermak za Zełenskiego?
Sprawę komentował w Radiu Wnet korespondent naszego radia w Kijowie – Paweł Bobołowicz. Podkreślał, że do tej pory Rosja pokazała, że nie respektuje żadnych porozumień. Odniósł się też do wewnętrznej sytuacji politycznej na Ukrainie oraz ewentualnej zmiany na fotelu prezydenta, na którym mógłby zasiąść Andrij Jermak, obecnie szef biura prezydenckiego.
Stał się de facto wiceprezydentem, chociaż jego funkcja absolutnie go do tego nie uprawnia, ponieważ jest szefem biura prezydenckiego. Nie ma takiej funkcji w konstytucji Ukrainy, ale można mieć wrażenie, że taką funkcję pełni od dawna. Jest osobą, która reprezentuje Ukrainę, a na pewno reprezentuje myśl, którą kieruje się prezydent Zełenski. Wczoraj jeden z moich znajomych komentatorów, ale ponieważ było to w rozmowie prywatnej, to nie przytoczę nazwiska, stwierdził, że można mieć wrażenie po tych zdjęciach i po wczorajszych wypowiedziach Jermaka, że to Jermak ma być następcą Wołodymyra Złańskiego
Zniszczenia wojenne na Ukrainie | fot. Paweł Bobołowicz
Ukraina oddała arsenał nuklearny Rosji, ale w zamian miała mieć gwarancje bezpieczeństwa. O co chodzi w Memorandum budapesztańskim tłumaczył w Radiu Wnet dr Jan Parys.
Posłuchaj całej rozmowy:
Memorandum budapeszteńskie to porozumienie międzynarodowe, które nie ma statusu traktatu. Zostało podpisane w grudniu 1994 roku w Budapeszcie, na mocy którego Stany Zjednoczone, Rosja i Wielka Brytania zobowiązały się do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, oraz powstrzymania się od wszelkich gróźb użycia siły przeciwko jej niepodległości i integralności terytorialnej, a Ukraina zobowiązała się do przekazania strategicznej broni nuklearnej Rosji i przystąpienia do układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
W Poranku Radia Wnet dr Jan Parys, były minister obrony narodowej komentował różne opinie polityków i dziennikarzy, którzy twierdzą, że powyższe kraje nie respektują tego porozumienia.
Trzeba umieć czytać każdy dokument, zwłaszcza ten. Tam każde z mocarstw, wtedy w 1994 roku się zobowiązywało, że samo nie naruszy granic Ukrainy. Tam nie ma mowy o tym, że kraje będą przychodzić jej z pomocą. Więc jeżeli ktoś naruszył, to Rosja naruszyła
– mówił.
Rosja i Memorandum budapesztańskie
Były minister obrony narodowej dodał, że dla Rosji sprawa też jest jasna, bo według nich warunki porozumienie nie zostały dotrzymane.
Rosja się tłumaczy tym, że dla niej to memorandum, to zobowiązanie było ważne, czy jest ważne w momencie, kiedy status Ukrainy się nie zmienia, czyli trwa status pozablokowy. A Ukraina poszła w kierunku zachodnim, no i wtedy Rosja poczuła się zwolniona z tego zobowiązania
Scenariusz, w którym Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny dzielą się strefami wpływów, jest jednym z możliwych rozwiązań w nadchodzącej dekadzie. W tym nowym układzie geopolitycznym, Polska, choć nie w pełni niezależna, staje się kluczowym punktem na mapie Europy Środkowej, przyciągającym uwagę zarówno Rosji, jak i USA. W sferze politycznej, krajowe wybory mogą zakończyć się przewagą kandydatów, którzy lepiej rozumieją potrzeby Polaków w tym zmieniającym się świecie, a nie skupiają się na globalnych aspiracjach, które są dalekie od polskich realiów i możliwości... - Tomasz Wybranowski
W kontekście globalnej polityki i geostrategicznych przemian, jakie mogą nastąpić w wyniku zmieniających się układów sił, warto zastanowić się nad możliwymi scenariuszami przyszłości
W kontekście globalnej polityki i geostrategicznych przemian, jakie mogą nastąpić w wyniku zmieniających się układów sił, warto zastanowić się nad możliwymi scenariuszami przyszłości. Jeden z nich może przybrać postać tzw. „nowego podziału stref wpływów” na świecie, w którym Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny staną się głównymi aktorami, mającymi decydujący wpływ na światowe wydarzenia zarówno w obszarze militarnym, jak i gospodarczym.
W tym układzie rola Unii Europejskiej, z jej obecnymi liderami, jak Emanuel Macron czy Ursula von der Leyen, może zostać poważnie osłabiona, a kraje takie jak Polska zyskają specyficzną rolę, którą warto szczegółowo przeanalizować.
Tomasz Wybranowski
Podział stref wpływów i globalna dominacja
W nadchodzących latach, według niektórych prognoz, możemy być świadkami rosnącej współpracy między Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami. Przemiany w tej sferze miałyby na celu określenie nowych stref wpływów, zarówno w kontekście gospodarczym, jak i militarnym. Taki scenariusz sugeruje, że kwestie związane z krajami bałtyckimi, Tajwanem, Gruzją czy północnym Kazachstanem nie będą przedmiotem dalszych kontrowersji czy międzynarodowych napięć. Zamiast tego, wielkie mocarstwa zgodzą się na podział stref, w których każda z tych potęg utrzyma swoje interesy.
Dla USA, Rosji i Chin, takie podejście ma sens z racji ich rosnącej dominacji w różnych częściach świata. W przypadku Rosji, istotna będzie stabilizacja w Europie Wschodniej, zaś Chiny, które mają ogromne aspiracje gospodarcze i strategiczne, będą mogły skupić się na swoim rozwoju oraz dominacji w Azji. USA z kolei, z jeszcze większą siłą ekonomiczną i militarną, będą nadzorować całość, umacniając swoją rolę jako globalnego lidera. Unia Europejska, pod wpływem kryzysów gospodarczych, decyzji politycznych i wprowadzenia zielonego ładu, nie będzie miała wystarczającej siły, by znacząco wpływać na te procesy.
W nadchodzących latach, jak wskazują prognozy, możemy rzeczywiście być świadkami dynamicznych zmian w globalnym układzie sił, szczególnie w kontekście rosnącej współpracy między Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami. Taki scenariusz, w którym te trzy wielkie mocarstwa ustalają nowe strefy wpływów, może stanowić reakcję na zmieniający się porządek międzynarodowy oraz dążenie do zachowania i umocnienia własnych interesów.
O strefach wpływów słów kilka
W przeszłości mieliśmy do czynienia z podziałem świata na różne strefy wpływów, zwłaszcza podczas zimnej wojny, kiedy USA i ZSRR rywalizowały o kontrolę nad różnymi obszarami. Taki podział stref wpływów mógłby powrócić w zaktualizowanej formie. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na kluczowe regiony:
Kraje bałtyckie – współpraca między Rosją, USA i Chinami mogłaby oznaczać, że kwestia bezpieczeństwa krajów bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – zostanie uznana za strefę rosyjskiego wpływu, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ich strategiczne położenie i bliskość do Rosji. Chociaż obecnie kraje te są członkami NATO, w przypadku nowego porozumienia międzynarodowego, Rosja mogłaby zdobyć pewne ustępstwa w kwestiach militarnych i politycznych.
Tajwan – Chiny, dążąc do pełnej kontroli nad Tajwanem, mogłyby w ramach porozumienia z USA i Rosją uzyskać zielone światło na dalsze działania w regionie. USA, posiadające silne interesy gospodarcze i strategiczne w Azji, mogłyby uznać pewne ograniczenia w tym zakresie, pod warunkiem, że nie wpłynęłoby to na równowagę sił w regionie.
Gruzja i Północny Kazachstan: Te regiony mogą stać się miejscem rywalizacji o strefy wpływów między Rosją a Chinami. W przypadku Kazachstanu, który leży na granicy Europy i Azji, zarówno Rosja, jak i Chiny, będą zainteresowane jego stabilnością i rozwojem, ale z różnych powodów – Rosja ze względu na bezpieczeństwo w swojej strefie wpływów, zaś Chiny z powodu rosnącej współpracy gospodarczej w ramach inicjatywy „Pasa i Szlaku”.
grafika ilustracyjna | fot. pixabay
Dominacja gospodarcza i militarna
Możemy jako Europejczycy nie zgadzać się I zaprzeczać a nasi politycy pobrzękiwać szabelkami I srogimi minami, ale prawda jest taka, że Rosja, Chiny i USA już teraz dominują w różnych częściach świata, a ich współpraca w przyszłości może pogłębić ich pozycję w kluczowych regionach.
Z punktu widzenia Rosji, utrzymanie wpływów w Europie Wschodniej będzie kluczowe dla zapewnienia stabilności wewnętrznej i zewnętrznej. Po aneksji Krymu w 2014 roku oraz wojnie w Donbasie, Rosja może starać się uzyskać uznanie swoich wpływów w regionie, co mogłoby wzmocnić jej pozycję wobec NATO i Unii Europejskiej.
Chiny dążą do zwiększenia swojej dominacji gospodarczej w Azji, ale także poza nią, zwłaszcza w Europie i Afryce. Ich ambitne plany rozwoju infrastrukturalnego, jak „Pas i Szlak”, mają na celu rozbudowę globalnej sieci transportowej, co da Chinom ogromną przewagę ekonomiczną i strategiczną. W ramach współpracy z USA i Rosją, Chiny mogłyby skupić się na stabilizacji w regionie Azji, nie konfrontując się bezpośrednio z interesami Zachodu.
Dla Stanów Zjednoczonych kluczowa pozostaje rola globalnego lidera – zarówno pod względem ekonomicznym, jak i militarnym. USA będą starały się utrzymać swoją dominację poprzez nadzorowanie innych potęg i zawieranie porozumień, które zapewnią im przewagę. Na przykład, ich obecność wojskowa w Europie, na Bliskim Wschodzie czy w Azji będzie częścią większej strategii kontrolowania równowagi sił.
Użyję slangu sportowego, powstanie układ krajów – mocarstw, czyli Liga Mistrzów i cała reszta, która kopać będzie o marny pucharek w Lidze Konferencji.
Rola Unii Europejskiej – my, my, my!!!
Unia Europejska, mimo iż pozostaje ważnym graczem na arenie międzynarodowej, może mieć trudności w konkurowaniu z takimi potęgami jak USA, Rosja i Chiny, zwłaszcza w obliczu kryzysów gospodarczych i wewnętrznych napięć politycznych. Zmiany polityczne i gospodarcze, takie jak wprowadzenie Zielonego Ładu, mogą ograniczyć zdolność UE do projekcji swoich wpływów na świecie. Ostatecznie, UE może być zmuszona do dostosowania swojej polityki do realiów dyktowanych przez większe mocarstwa.
Unia Europejska, mimo bycia jednym z kluczowych graczy na światowej scenie politycznej i gospodarczej, zmaga się z wieloma wyzwaniami, które mogą utrudnić jej dalszą konkurencję z takimi potęgami jak USA, Chiny czy Rosja. Istnieje kilka istotnych słabości, które wpływają na jej pozycję w globalnym kontekście.
Biurokracja i złożony system decyzyjny
Biurokracja w Unii Europejskiej jest jednym z głównych zarzutów wobec jej struktur. Złożony system instytucji, w tym Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej oraz Rady UE, często prowadzi do opóźnień i braku spójnej polityki. Decyzje podejmowane w UE wymagają kompromisów między 27 państwami członkowskimi, co sprawia, że proces legislacyjny jest wolniejszy i mniej elastyczny w porównaniu do bardziej scentralizowanych struktur, takich jak w Stanach Zjednoczonych.
Brak jednolitej polityki gospodarczej i inwestycji
W UE istnieje duża rozbieżność w poziomie rozwoju gospodarczego państw członkowskich. Kraje takie jak Niemcy, Francja czy Holandia są gospodarczo silne, podczas gdy inne państwa, szczególnie z Europy Środkowo-Wschodniej, wciąż borykają się z niższym poziomem inwestycji oraz słabszymi wskaźnikami wzrostu. Brak jednolitej polityki inwestycyjnej sprawia, że UE nie jest w stanie skutecznie konkurować z Chinami, które stawiają na gigantyczne inwestycje infrastrukturalne, oraz z USA, które skutecznie przyciągają inwestycje poprzez innowacje i rozwój technologiczny.
Brak gospodarczej niezależności
Unia Europejska, mimo swojego dużego znaczenia gospodarczo-politycznego, nie posiada pełnej niezależności gospodarczej. Większość państw członkowskich jest uzależniona od zewnętrznych źródeł energii (przede wszystkim z Rosji, choć to się zmieniło się po 2022 roku) i surowców, co sprawia, że UE jest podatna na zewnętrzne kryzysy, takie jak wojny handlowe czy napięcia geopolityczne.
Ponadto, relatywnie niewielka liczba międzynarodowych korporacji technologicznych ma swoją siedzibę w Europie, co utrudnia Unii konkurowanie z takimi gigantami jak Google, Apple czy Microsoft.
Zmiany polityczne i Zielony Ład
Wprowadzenie Zielonego Ładu, mimo że ma na celu zrównoważony rozwój i walkę ze zmianami klimatycznymi, wiąże się z dużymi kosztami dla gospodarki UE. W szczególności, transformacja energetyczna i przemysłowa może prowadzić do wysokich kosztów dla firm i konsumentów, co w dłuższej perspektywie może wpłynąć na konkurencyjność gospodarki europejskiej. Dodatkowo, zmiany te mogą wprowadzać wewnętrzne napięcia w państwach członkowskich, które różnią się pod względem podejścia do ochrony środowiska.
Zależność od polityki zagranicznej większych mocarstw
UE, mimo swojego znaczenia jako całość, często zmuszona jest dostosować swoją politykę zagraniczną do realiów dyktowanych przez większe mocarstwa, jak USA, Chiny czy Rosja. Polityki handlowe, wojskowe i energetyczne tych krajów mają ogromny wpływ na decyzje podejmowane w Brukseli, a Unia nie zawsze jest w stanie skutecznie przeciwstawić się decyzjom podejmowanym przez te potęgi. Z kolei globalne napięcia, takie jak wojny handlowe czy konflikty o dostęp do zasobów, mogą prowadzić do marginalizacji UE na arenie międzynarodowej.
Źródło: piqsels.com
Straty gospodarcze Europy, czyli porównując potencjały PKB
Porównując dynamikę PKB Unii Europejskiej do USA w ciągu ostatnich 15–20 lat, UE boryka się z rosnącym dystansem do amerykańskiej gospodarki. W 2000 roku PKB UE (nominalne) wynosiło około 13,6 biliona dolarów, podczas gdy PKB USA wynosiło około 10 bilionów dolarów. Do 2023 roku PKB USA wzrosło do około 26 bilionów dolarów, podczas gdy PKB UE wynosiło około 19 bilionów dolarów. Choć UE nadal stanowi około 70% gospodarki USA, to w ciągu ostatnich dwóch dekad straciła część swojej konkurencyjności, co w dużej mierze jest efektem niższego wzrostu gospodarczego oraz problemów strukturalnych, takich jak niska innowacyjność czy problemy z rynku pracy w wielu krajach członkowskich.
W ciągu ostatnich 15-20 lat, UE nie była w stanie nadążyć za szybkim rozwojem technologicznym, szczególnie w obszarze cyfryzacji i nowych technologii, co negatywnie wpłynęło na jej konkurencyjność w globalnym kontekście. Straty te wynikają również z trudności w realizowaniu skutecznych reform gospodarczych w obliczu kryzysów finansowych, zadłużenia publicznego oraz kryzysu migracyjnego, które powstrzymały ją od osiągnięcia pełnej dynamiki rozwoju.
Mimo że Unia Europejska pozostaje kluczowym aktorem na światowej scenie, jej wewnętrzne słabości, takie jak biurokracja, brak jednolitej polityki gospodarczej, oraz zależność od zewnętrznych potęg gospodarczych, mogą utrudnić dalsze konkurowanie z USA, Chinami czy Rosją. Aby sprostać tym wyzwaniom, UE będzie musiała wprowadzić głębokie reformy strukturalne, szczególnie w obszarze gospodarki, innowacji oraz polityki energetycznej.
Trochę historii. Przykłady działań potęg w przeszłości
USA i ZSRR, czyli czas zimnej wojny. Wtedy podział świata na strefy wpływów był wyraźny, a każde z tych mocarstw dążyło do rozszerzenia swojego wpływu na różnych kontynentach, co skutkowało licznymi kryzysami (np. kryzys kubański, wojna w Wietnamie a wcześniej w Korei).
Chiny i Rosja w Azji Centralnej. Przykładem współpracy pomiędzy tymi dwoma krajami może być ich rosnąca współpraca gospodarcza i wojskowa w Azji Centralnej, gdzie obie potęgi dążą do zabezpieczenia swoich interesów w regionie, a także do przeciwdziałania wpływom USA.
Sumując, należy podkreślić, że przyszłość współpracy między USA, Rosją i Chinami może przynieść istotne zmiany w globalnym układzie sił, z możliwym podziałem świata na strefy wpływów. Choć scenariusz ten może brzmieć kontrowersyjnie, to dla tych trzech potęg, mających rosnącą dominację gospodarczą i militarną, może to być naturalna odpowiedź na dynamiczne zmiany na arenie międzynarodowej.
Europa Środkowa – granica wpływów
W tej nowej rzeczywistości geopolitycznej, Polska, wraz z innymi krajami Europy Środkowej, jak Finlandia, Bułgaria czy Rumunia, stanie się istotnym punktem granicznym między strefami wpływów Rosji a USA. W szczególności Polska, przez swoje strategiczne położenie, zyska na znaczeniu, ale nie w tradycyjnym sensie militarno-politycznym, lecz bardziej jako swoista „strefa buforowa”.
Tego rodzaju rola przypominać może w pewnym sensie status Izraela na Bliskim Wschodzie, ale z pewnym istotnym zastrzeżeniem: nie chodzi tu o etniczną czy religijną tożsamość, lecz o rolę polityczną.
W tym układzie Polska stać się może państwem o szczególnym traktowaniu przez USA, które postawi na jej stabilność i strategiczne położenie, traktując ją jako fundament stabilizacji regionu. Choć Polska nie będzie traktowana jak tradycyjny sojusznik Stanów Zjednoczonych – Izrael, to przyszły status naszej Ojczyzny w relacjach z USA może przypominać ten, jaki Izrael ma na Bliskim Wschodzie
jako kluczowy punkt wpływów, ale też państwo o dużym znaczeniu w rozgrywkach regionalnych.
Polska scena polityczna
W tym nowym kontekście politycznym, także krajowe sprawy mogą przejść gruntowne zmiany. Wybory prezydenckie w Polsce, które odbędą się w maju 2025 roku, będą przebiegały pod dużym wpływem tego globalnego układu. Wybory te najprawdopodobniej zakończą się porażką Rafała Trzaskowskiego, który – mimo początkowych ambicji I przewag– nie zyska odpowiedniego poparcia.
Jego kandydatura już traci I tracić będzie na znaczeniu, zwłaszcza w kontekście rosnącej fali niezadowolenia z polityki unijnej, drożyzny, groźby podatku katastralnego i „zielonego ładu”, który według wielu, w tym wyborców zmęczonych unijnym kierunkiem, ogranicza rozwój gospodarczy.
Donald Tusk, który mógłby stanowić alternatywę, również nie zdoła (jeśli zdecyduje się na podmianę kandydata) przekonać większości Polaków. Jego marginalizacja oraz związane z nim decyzje polityczne sprawią, że nie będzie w stanie przejąć inicjatywy.
Zmęczenie polityką klimatyczną, nadmiernymi regulacjami i niekończącymi się debatami europejskimi, może przyczynić się do sukcesu innych kandydatów, bardziej zbliżonych do interesów narodowych i bezpieczeństwa narodowego, a nie koncentrujących się na rozwiązaniach, które są odległe od realiów codziennego życia Polaków.
Scenariusz, w którym Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny dzielą się strefami wpływów, jest jednym z możliwych rozwiązań w nadchodzącej dekadzie. W tym nowym układzie geopolitycznym, Polska, choć nie w pełni niezależna, staje się kluczowym punktem na mapie Europy Środkowej, przyciągającym uwagę zarówno Rosji, jak i USA. W sferze politycznej, krajowe wybory mogą zakończyć się przewagą kandydatów, którzy lepiej rozumieją potrzeby Polaków w tym zmieniającym się świecie, a nie skupiają się na globalnych aspiracjach, które są dalekie od polskich realiów i rzeczywistości…
Donald Trump i Władimir Putin / Fot. Kremlin.ru, Wikimedia Commons
Z ostatniej chwili, czyli wielcy ponad naszymi głowami
Czy nam się to podoba (albo nie), ostatnie wydarzenia jasno wskazują na zacieśnienie współpracy między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, przy radosnym pomruku Chin, w kontekście gospodarczym i politycznym, szczególnie w odniesieniu do konfliktu na Ukrainie i podziału stref wpływów.
Współpraca w zakresie surowców
Oto prezydent Rosji – Władimir Putin, wyraził gotowość do współpracy z amerykańskimi firmami w zakresie wydobycia metali ziem rzadkich na terytorium Rosji oraz na okupowanych terenach Ukrainy. W wywiadzie dla rosyjskiej telewizji państwowej W. Putin podkreślił, że Rosja posiada znaczne rezerwy tych surowców i jest otwarta na udział zagranicznych partnerów w ich eksploatacji. Zaproponował także sprzedaż około 2 milionów ton aluminium na rynek amerykański, pod warunkiem zniesienia sankcji ograniczających import rosyjskich metali.
W tym samym czasie prezydent USA, Donald Trump, informuje o prowadzonych „bardzo poważnych rozmowach” z Władimirem Putinem na temat zakończenia wojny w Ukrainie.
Donald Trump od początku sugeruje możliwość wprowadzenia europejskich sił pokojowych na terytorium Ukrainy, na co Władimir Putin miał wyrazić zgodę. Francuski prezydent Emmanuel Macron ostrzegł jednak przed zawarciem porozumienia, które mogłoby zostać odebrane jako kapitulacja Ukrainy, podkreślając konieczność poszanowania jej suwerenności.
Działania obu przywódców sugerują dążenie do redefinicji strefy wpływów i absolutnie nowego podziału geopolitycznego świata i Europy. Dla Ameryki kwestie Europy są najmniej ważne. Taka jest prawda w świetle ostatnich faktów i wydarzeń.
Propozycje współpracy w zakresie eksploatacji surowców na terenach okupowanych oraz rozmowy o zakończeniu konfliktu na Ukrainie mogą wskazywać na próbę osiągnięcia porozumienia, które uwzględniałoby interesy zarówno Rosji, jak i USA, kosztem suwerenności Ukrainy i podległości dawnych republik radzieckich Moskwie.
Europejscy marzyciele zaklinają rzeczywistość, ale ostatnie deklaracje i działania prezydentów Rosji i USA wskazują na bardzo możliwy sojusz, z którego rodzi się nowy podział stref wpływów oraz współpraca gospodarcza w kluczowych sektorach, takich jak wydobycie metali ziem rzadkich.
Zaklinanie rzeczywistości a fakty
Ktoś powie, że oszalałem, ale ja twierdzę, że nie zaklinam faktów i rzeczywistych zdarzeń w bajkę snutą przez chromą Europę. Reuters donosi „Russia’s Putin outlines potential aluminium, rare earth deals with the US” / „Putin przedstawia potencjalne umowy dotyczące aluminium i metali ziem rzadkich z USA”. Natomiast w The Guardian możemy przeczytać, że „Macron warns against 'surrender’ in Ukraine as Trump claims Putin will accept peacekeeper deal” / „Macron ostrzega przed 'kapitulacją’ Ukrainy, podczas gdy Trump twierdzi, że Putin zaakceptuje porozumienie w sprawie sił pokojowych”. I jeszcze jeden ostatni, gorący tytuł z The New York Post:„Trump says Putin agreed to European peacekeeping troops in Ukraine: 'He has no problem with it” / „Trump mówi, że Putin zgodził się na europejskie siły pokojowe na Ukrainie: 'Nie ma z tym problemu”.
Gdy wielcy i silni się dogadują, to cała reszta nie ma nic do powiedzenia. Europa od lat popada w marazm i degrengoladę. Europejczycy wymierają (wystarczy sprawdzić statystyki dzietności), coraz mniej czytają, są coraz słabiej wykształceni przez co w ogóle (albo słabo) popychają świat techniki i wynalazczości ku szczytom!
Europa coraz większym zaściankiem (by nie powiedzieć grajdołem)
Od dawna piszę i mawiam, że wielka i niegdyś dumna Europa zapada w sen zimowy. Problem w tym, że zamiast się obudzić na wiosnę, może już nigdy nie powstać i poczuć na twarzy ożywczych promieni słońca. Ktoś powie, a może nawet zakrzyknie: szczegóły! Odpowiem, proszę bardzo!
W 2024 roku liczba tak zwanych „mega – rund” finansowania startupów w Europie (chodzi o inwestycje powyżej 100 milionów dolarów) wyniosła zaledwie 36. To o 77,2% mniej niż rok wcześniej. Dawno, dawno temu to Europa rozdawała karty w pokerowej rozgrywce nauki i technologii. Ale nie teraz! Dzisiaj nasze „jednorożce” (startupy warte miliard dolarów) są niczym mamuty i nasze polskie tury na wymarciu. W trzecim kwartale 2024 roku powstało ich najmniej od sześciu lat.
Wniosek: Europa powoli, ale konsekwentnie, staje się skansenem.
Kiedy Amerykanie i Chińczycy inwestują w nowe technologie, Europa oddaje pole. Mediana wycen europejskich startupów jest dziś nawet o 61% niższa niż ich odpowiedników w Stanach Zjednoczonych. Czy rzeczywiście chcemy zostać globalnym zaściankiem? A może boimy się podbicia ze strony Rosji, Chin czy (no właśnie, kogo?!), że nie chcemy oddać taniej siły roboczej? Nie! Moi zdaniem gra idzie o rynek konsumencki cudzych wynalazków…
W Polsce sytuacja nie wygląda lepiej. Już w 2019 roku liczba zgłoszeń patentowych składanych przez polskich naukowców, badaczy i wynalazców w Europejskim Urzędzie Patentowym spadła o prawie 10%. Ten niepokojący się pogłębia. Jeśli nic się nie zmieni, zamiast nowoczesnego centrum technologii, staniemy się jedynie dostawcą surowców i montownią dla większych graczy.
Tylko nie wiadomo jeszcze, kto ostatecznie przejmie nad nami kontrolę – Stany Zjednoczone, Rosja czy Chiny?
Oczywiście, są i tacy, którzy twierdzą, że Europa jeszcze się podniesie. Europejska Rada ds. Innowacji planuje (znowu wolicjalność a nie fakt) przeznaczyć 1,4 miliarda euro na rozwój technologii i wsparcie startupów. Ale czy to aby wystarczy?
W świecie, gdzie jeden amerykański koncern technologiczny jest w stanie tyle wydać w ciągu trzech miesięcy na rozwój jednej tylko aplikacji, ta „europejska” suma wygląda jak jałmużna, albo mała zrzutka na drużynę zuchów i jej wakacyjny wyjazd.
Jeśli nie nastąpi radykalna zmiana w myśleniu i finansowaniu innowacji, Europa nie tylko przestanie się liczyć! Po prostu – nazwę to brytalnie – przestanie istnieć jako niezależny byt gospodarczy. Co unaocznił czas pandemii covidowej. Pamiętacie pęknięte łańcuchy dostaw … z Azji i Ameryki?
Czas przestać się łudzić. Jeśli nie obudzimy się teraz, obudzimy się za kilka lat jako kolonia. Pytanie tylko – czyja?
Wołodymyr Zełenski | fot. Piotr Mateusz Bobołowicz
Jednym z kluczowych tematów w międzynarodowej debacie jest plan pokojowy dla Ukrainy. Trump przedstawił propozycję, która zakłada gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy w zamian za dostęp do jej zasobów
Zachęcamy do wysłuchania całej audycji już teraz!
Plan pokojowy Trumpa a surowce Ukrainy
Paweł Bobołowicz, dziennikarz Radia Wnet, podkreśla, ze ten plan wysunął wcześniej sam Wołodymyr Zełenski, argumentując, że w przypadku upadku Ukrainy surowce te trafią w ręce Rosji. Choć plan wywołuje liczne kontrowersje, w tym wśród polityków amerykańskich, to wciąż nie wiadomo, jakie będzie jego rzeczywiste znaczenie dla przyszłości Ukrainy. Tymczasem na poziomie dyplomatycznym pojawiły się pierwsze sygnały gotowości do negocjacji – zarówno Zełenski, jak i strona rosyjska sugerują, że rozmowy są możliwe, choć warunki pozostają niejasne.
Wybory na Ukrainie – kiedy i na jakich warunkach?
Niepewność dotyczy również przyszłych wyborów na Ukrainie. Paweł Bobołowicz podaje, że specjalny wysłannik USA, Keith Kellogg, sugeruje ich przeprowadzenie, ale zauważa prawne ograniczenia wynikające ze stanu wojennego.
Wstrzymanie USAID
W ostatnich tygodniach temat pomocy USA dla Ukrainy i Białorusi ponownie nabrał znaczenia. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego zwraca uwagę na niepokojące zmiany dotyczące finansowania przez amerykańską Agencję ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Paweł Bobołowicz podkreśla, że nagłe wstrzymanie funduszy odbiło się szerokim echem, zwłaszcza w niezależnych środowiskach białoruskich i ukraińskich.
Agencja USAID wspiera nie tylko programy demokratyzacyjne, ale też ukraińskie szkolnictwo, służbę zdrowia oraz rehabilitację rannych wojskowych. Krytyka wobec tej instytucji, rozpowszechniana m.in. przez Elona Muska, zdaniem dziennikarza „zrobiła wiele złego”.