Reuters: zamożne kraje czerpią wielomiliardowe zyski na programach walki ze zmianami klimatu

Przemysł/aut. byrev

Japonia, Francja, Niemcy, USA oraz inne zamożne kraje czerpią wielomiliardowe zyski na programach walki ze zmianami klimatu – pisze agencja Reuters.

Agencja zamieściła analizę danych pochodzących z Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Wynika z nich, że zamożne kraje udzielają biednym dobrze oprocentowanych pożyczek na niskoemisyjne źródła energii.

W ten sposób pożyczono co najmniej 18 miliardów dolarów. Kolejne 11 miliardów dolarów – prawie wszystkie z Japonii – wymagało od krajów otrzymujących pożyczki kupowania materiałów w kraju udzielającego pożyczki.

Reuters zidentyfikował co najmniej 10,6 miliarda dolarów w dotacjach z 24 krajów i Unii Europejskiej, które podobnie wymagały od odbiorców zatrudniania firm, organizacji non-profit lub agencji publicznych z określonych krajów do wykonania pracy lub dostarczenia materiałów.

Oferowanie pożyczek klimatycznych po stawkach rynkowych lub uzależnianie finansowania od zatrudniania określonych firm oznacza, że pieniądze przeznaczone dla krajów rozwijających się trafiają z powrotem do krajów bogatych.

Pocisk, który eksplodował w Przewodowie, został wystrzelony przez Ukraińców

Źródło fotografii: Unsplash

Tragiczny wypadek w Przewodowie, w którym zginęły dwie osoby, miała spowodować rakieta wystrzelona przez ukraińskie siły zbrojne. Informację podały czołowe agencje informacyjne: AP i Reuters.

Agencja Reuters, powołując się na źródła w NATO podała sensacyjną informację. Wg ustaleń Reutersa, prezydent Biden powiadomił sojuszników z G7 i NATO, że za incydent w Przewodowie odpowiada pocisk rakietowy wystrzelony omyłkowo przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. Wcześniej agencja Associated Press – za anonimowym źródłem w amerykańskiej administracji – podała, że rakieta z Przewodowa została „prawdopodobnie wystrzelona przez Ukraińców”.

Rząd RP nie komentuje tych rewelacji. Prezydent Andrzej Duda powiedział tylko, że „Na razie brak jednoznacznych dowodów, kto wystrzelił rakietę”.

Będziemy informować o sprawie na bieżąco.

[ARP]

Wypowiedź szefa KRRiT budzi obawy TVN. Zdaniem Kołodziejskiego TVN24 łamie zasady zagranicznej własności firm medialnych

W niedawnym wywiadzie dla Reuters przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Witold Kołodziejski stwierdził, że organ nadzoru nie ma wspólnego stanowiska w odnowienia koncesji dla stacji.

Ostatni wywiad Witolda Kołodziejskiego dla Agencji Reuters podsyca niepewność TVN. Stanowisko szefa KRRiT w kontekście struktury własnościowej stacji jest zbliżone do tego, jakie prezentują politycy Prawa i Sprawiedliwości. Według Kołodziejskiego ​​zasady własności mediów w Polsce były traktowane zbyt pobłażliwie. Zagrażało to jego zdaniem narodowemu bezpieczeństwu, w przypadku jeśli obce mocarstwo chciałoby kupić aktywa w Polsce.

Zdaniem przewodniczącego KRRiT w zaistniałej sprawie nie ma mowy o żadnym politycznym nacisku. Jednocześnie, Witold Kołodziejski przyznał, że pięcioosobowa rada KRRiT nie ma jednolitego stanowiska w sprawie przedłużenia koncesji TVN, a wstępne głosowania w tej sprawie nie są równoznaczne z rozstrzygnięciem. Wiadomo, że w celu odnowienia licencji TVN24 na kolejne 10 lat konieczna jest większość co najmniej 4:1.

Polityk zakłada, że KRRiT ponownie rozpatrzy kwestię struktury własności stacji po zakończeniu fuzji między Discovery i podlegającym pod AT&T WarnerMedia. Mimo, że cała medialna burza, która nawiązała się wokół tej sprawy, koncentruje się na stacji TVN24 – szef KRRiT zaprzecza, że chodzi jedynie o tę stację:

Nie chodzi tylko o TVN24. Analizowane przez nas sprawy dotyczą całej struktury firmy. To poważniejsza sprawa. Moim zdaniem potrzebne jest tutaj rozwiązanie prawne – komentuje polityk.

Obecnie komercyjna stacja telewizyjna TVN jest zarządzana przez spółkę Polish Television Holding BV. Spółka jest zarejestrowana w Niderlandach, czyli państwie przynależącym do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, należąc jednocześnie do amerykańskiego koncernu Discovery. Zdaniem Kołodziejskiego praktyka ta stoi w sprzeczności z prawem, czyli art. 35 ustawy o mediach.

Źródło: Onet.pl/media

N.N.

Tajwan zaniepokojony ruchami chińskich wojsk. Prezydent Tsai Ing-wen deklaruje gotowość do obrony wyspy

Cieśnina Tajwańska stała się w ciągu ostatnich świadkiem chińskiej i amerykańskiej aktywności militarnej, a rząd w Tajpej ostrzega, że nie cofnie się od aktywniejszej odpowiedzi.

W ciągu ostatnich trzech tygodni Chińska Republika Ludowa przeprowadziła cztery oddzielne ćwiczenia wojskowe wzdłuż swych wybrzeży, których zamysłem jest “obecny stan bezpieczeństwa w Cieśninie Tajwańskiej”. W reakcji na działania Pekinu szef tajwańskiego MON ogłosił we wtorek, że im bliżej chińskie odrzutowce zbliżą się do wyspy, tym aktywniej odpowie na to Tajpej. Zastrzegł przy tym, że nie będą eskalować konfliktu, ani wywoływać incydentu. Zgodnie z przekazanymi przez władze danymi tajwańskie pociski ziemia-powietrze wykryły nadlatujące chińskie myśliwce.

Tymczasem Stany Zjednoczone wysłały w tym miesiącu kolejny okręt wojenny do Cieśniny Tajwańskiej, kilka dni po ćwiczeniach wojskowych na spornym Morzu Południowo-Chińskim. Cytowany przez Reuters, chiński ekspert ds. wojskowości skomentował prowadzone przez Chiny w Zatoce Pohaj na północy oraz na Morzach Wchodnio- i Południowochińskim i Morzu Żółtym. Emerytowany profesor z Uniwersytetu Szanghajskiego stwierdził, że

Prowadząc ćwiczenia na trzech morzach Chiny testują swoją zdolność do walki z wrogami nadchodzącymi z trzech kierunków w tym samym czasie.

W odpowiedzi na napięcia prezydent Republiki Chińskiej Tsai Ing-wen zapowiedziała gotowość do obrony wyspy. Skrytykowała przy tym kampanię swojego poprzednika Ma Ying-jeou, który ostrzega Tajwan przed zaczepianiem Chin, gdyż sprowadziłoby to katastrofę na wyspę, która nie wytrzymałaby długo w przypadku wojny.

A.P.

Norwegia likwiduje aplikację monitorującą jej użytkowników w związku z Covid-19. Powodem kwestia ochrony prywatności

Zgodnie z oceną wydaną przez norweską agencję rządową, aplikacja do monitorowaniu ruchu ludzi pod kątem ich stykania się z SARS-CoV-2 zostaje zawieszona, a dane przez nią zebrane będą skasowane.

16 kwietnia ruszyła norweska aplikacja mobilna do śledzenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Aplikacja Smittestopp została zaprojektowana by  gromadzić danych i rejestrować trasy użytkowników za pomocą geolokalizacji, aby można było jak najszybciej poinformować ich o kontakcie z osobą ze zdiagnozowanym COVID-19. Obecnie, jak informuje Reuters, norweski Instytutu Zdrowia Publicznego (Folkehelseinstituttet) ogłosił wycofanie aplikacji z działania. Przyczyną jest krytyka ze strony Datatilsynet – agencji rządowej odpowiedzialnej za kwestie związane z prywatnością obywateli. W ocenie agencji naruszenie prywatności obywateli jest nieproporcjonalne do efektywności aplikacji (gdyż mało osób zdecydowało się ją zainstalować)  i do istniejącego obecnie zagrożenia (wobec spadku liczby zachorowań w kraju).  Jak ogłosił w cytowanym przez Reuters oświadczeniu Folkehelseinstituttet:

Nie zgadzamy się z ewaluacją DPA [Data Protection Authority, czyli Datatilsynet- przyp. red.], ale uznajemy za konieczne skasowanie wszystkich danych i wstrzymanie pracy w wyniku tego.

[related id=115669 side=right] Tymczasem w Polsce od 9 czerwca można korzystać z aplikacji rządowej ProteGO Safe. Na temat tego, w jaki sposób zabezpieczona jest w ramach niej prywatność jej użytkowników, tłumaczył na antenie Radia WNET Marcin Maj z portalu Niebezpiecznik. pl.

Materiał promujący norweską aplikację możesz obejrzeć poniżej.

A.P.

Siedmiu zabitych i ok. 150 rannych w zamieszkach w Delhi. Indie zakupią amerykański sprzęt wojskowy za 3 mld dolarów

W poniedziałek rozpoczęła się pierwsza wizyta Donalda Trumpa w Indiach. Wraz z nią rozpoczęły się najkrwawsze od ostatnich dwóch miesięcy starcia w związku z planem nowelizacji prawa o obywatelstwie.

Miejsce rozmów prezydenta USA Donalda Trumpa i premiera Indii Narendy Modiego znajduje się tylko kilka kilometrów od miejsca, gdzie miały miejsca zamieszki, które Anil Mittal, oficer policji opisał Reutersowi:

Siedem osób, w tym szef policji Delhi, nie żyje.

Około 150 osób zostało rannych w starciach, jakie nastąpiły w północno-wschodniej dzielnicy miasta, między grupami zwolenników i przeciwników nowego prawa, które ułatwia uzyskania indyjskiego obywatelstwa niemuzułmańskim mieszkańcom Afganistanu, Pakistanu, Bhutanu i Bangladeszu. [related id=96158 side=left] Według Modiego nowe prawo ma służyć ochronie prześladowanych przez muzułmanów mniejszości. Zdaniem przeciwników nowelizacji stanowi ona dyskryminację ze względu na religię i jako taka jest sprzeczna ze świeckim charakterem indyjskiego państwa. W zeszłym miesiącu w czasie demonstracji pod Narodowym Uniwersytetem Islamskim w Nowym Delhi mężczyzna otworzył ogień do protestujących.

Obecnie, jak powiedział agencji Reuters, dr Rajesh Kalra z Guru Teg Bahadur Hospital w Nowym Delhi:

Niektórzy z przywiezionych ludzi miało rany postrzałowe.

Policja użyła przeciw uczestnikom starć, którzy zbudowali barykady i rzucali kamieniami, gazu łzawiącego i granatów dymnych. Na wtorkowej konferencji o spokój zaapelował szef rządu Terytorium Delhi, Arvind Kejriwal. Tego samego dnia Donald Trump ogłosił wyniki swoich rozmów z Modim. Indie zakupią amerykański sprzęt wojskowy wart 3 miliardy dolarów, w tym helikoptery bojowe. Trump zapowiedział także podpisanie umowy handlowej między oboma krajami.

A.P.

Duńczycy wrócą do bazy Al-Asad w Iraku 1 marca

Jak ogłosiła w poniedziałek Trine Bramsen, szefowa duńskiego MON, Dania 1 marca wyśle swój kontyngent z powrotem do irackiej bazy Al-Asad.

Stacjonujący w ramach międzynarodowej koalicji w irackiej Al-Asad personel duński to, jak przypomina Reuters, ok. 130 osób. Został on wycofany z Iraku do Kuwejtu po amerykańskim zamachu na gen. Sulejmaniego.

A.P.

Jedna Unia, jedna ładowarka. Komisja Europejska przyjęła rezolucję dotyczącą jednolitej ładowarki

Smartfon, tablet, czytnik e-booków- jedna ładowarka. Tak ma być jeśli wejdą w życie nowe przepisy unijne.

Obecnie ludzie polegają na swoich urządzeniach przenośnych w licznych codziennych sytuacjach, szczególnie w nagłych wypadkach lub podczas podróży, również ze względu na brak publicznych telefonów; mając na uwadze, że ludzie korzystają z telefonów komórkowych, które można łatwo i szybko naładować, aby uzyskać szybki dostęp do podstawowych usług i ważnych narzędzi, takich jak środki płatnicze, wyszukiwarki, urządzenia nawigacyjne itp.

W tych słowach rezolucja KE uzasadnia zasadność ujednolicenia ładowarek do urządzeń tak zwanej „małej elektroniki”. Została ona poparta przez znaczną większość europosłów. Poza ułatwieniem dla użytkowników potrzebę redukcji rodzajów ładowarek uzasadniano względami ekologicznymi. W ten sposób zredukowane mają być odpady.

Co roku na świecie wytwarza się około 50 mln ton odpadów elektronicznych, czyli średnio ponad 6 kg na osobę; mając na uwadze, że w 2016 r. w Europie wytworzono łącznie 12,3 mln ton odpadów elektronicznych, co odpowiada średnio 16,6 kg na mieszkańca, mając na uwadze, że stanowi to niepotrzebny ślad środowiskowy, który można zredukować.

Przeciwko nowym regulacjom głos już wcześniej zabrała amerykańska firma Apple. W wydanym przez siebie komunikacie, cytowanym przez Reutersa, stwierdziła, że:

Wierzymy, że regulacja, która zmusza jednolitość w rodzaju złącza wbudowanego we wszystkie smartfony, to raczej zduszenie innowacji niż zachęta do nich i zaszkodziłaby zarówno konsumentów w Europie i gospodarce jako takiej.

Jak przypomina Wprost, dyskusje na temat tych zmian trwają w Komisji od 2009 r. Apple w swoim komunikacie stwierdziła też, że:

Mamy nadzieję, że Komisja będzie kontynuować poszukiwanie rozwiązania, które nie będzie blokować innowacyjności branży.

Lightning od Apple należy obecnie do najbardziej popularnych  typów złącz wykorzystywanych przez producentów obok micro USB i USB-C.

A.P.

Australia: Prawie 200 osób podejrzanych o wywoływanie pożarów

1/5 osób oskarżonych o podpalanie lasów stanowią nieletni. Za celowe podpalenie grozi w Australii 25 lat więzienia.

Jak poinformowała część polskich mediów, australijskie służby zatrzymały do tej pory 183 osoby podejrzane o działania prowadzące do szybszego rozprzestrzeniania się pożarów  od kilku miesięcy trawiących kraj. Władze stanu Nowa Południowa Walia podały, że spośród zatrzymanych 24 osoby podejrzewa się o celowe podpalenie, 53 o rozpalenie ognia w miejscach objętych zakazem, a 47 o wywołanie pożarów poprzez wyrzucenie niedopałka papierosa lub niezgaszonej zapałki. Niektórym z nich grozi kara 25 lat pozbawienia wolności. Do zatrzymań doszło w pięciu stanach: Queensland, Tasmanii, Nowej Południowej Walii, Wiktorii i Australii Południowej. Okazało się, że aż 40 podejrzanych to osoby niepełnoletnie. Niektórzy komentatorzy stwierdzają, że w takiej sytuacji jednoznaczne wiązanie pożarów ze „zmianami klimatu” nie jest oczywiste, bo za katastrofę mogą odpowiadać konkretni ludzie. Za lekkomyślne podpalenie i doprowadzenie do rozprzestrzeniania się ognia australijskie prawo przewiduje karę do 21 lat więzienia. Za celowe podpalenie grozi kara 25 lat więzienia.

Radio Zet podaje, że jednym z oskarżonych o wywołanie pożaru osób jest 19-letni wolontariusz. Chłopak miał doprowadzić do 7 pożarów w stanie Nowa Południowa Walia. Według świadków był w miejscu, w którym wybuchł ogień, a później wrócił z innym wolontariuszem, by go ugasić. 19-latek nie przyznał się do winy. Inną osobą oskarżoną o wywołanie pożaru była 19-letnia wolontariuszka. Blake Banner miała doprowadzić do 7 pożarów, również w stanie Nowa Południowa Walia. Świadkowie widzieli, jak opuszczała miejsce, w którym wybuchł ogień, a potem wróciła z innymi ochotnikami, by go ugasić. 19-latka nie przyznaje się do winy i została zwolniona za kaucją.

Tegoroczna fala pożarów w Australii rozpoczęła się bardzo wcześnie i zbiera tragiczne żniwo w skali niespotykanej w ubiegłych latach.  Temperatury w niektórych miejscach, w tym wzdłuż południowego wybrzeża Australii, przekraczały 40 stopni C. W wyniku pożarów zginęły bardzo duże ilości zwierząt. Ponad 50 tys. ludzi jest pozbawionych prądu, w części miast nie ma dostępu do wody pitnej.

W gaszeniu ognia pomagają strażacy ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Nowej Zelandii.  O gotowości pomocy zapewnił premier Mateusz Morawiecki. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik powiedział:

Stu polskich strażaków w ciągu 48 godzin będzie gotowych wyruszyć do Australii, aby walczyć z gwałtownymi pożarami lasów, jeśli ze strony australijskiej padnie sygnał o takiej potrzebie.

Chęć pomocy zadeklarowały też m.in. Francja i Rumunia.

W pożarach buszu w Australii zginęło co najmniej 25 osób, a ponad 2 tys. domów zostało zniszczonych. Według Agencji Reutera łącznie spłonęło ponad 10 milionów hektarów ziemi.

A.W.K.

Ewakuacja ambasady USA w Bagdadzie. Na teren kompleksu wdarli się protestujący.

Ambasador Stanów Zjednoczonych w Iraku i jego współpracownicy ewakuowali się z budynku ambasady. Protestujący, popierający szyickie milicje wyłamali boczną bramę i wdarli się na teren budynku.

W niedzielę Stany Zjednoczone dokonały ataku powietrznego na szyicką grupę paramilitarną Kataib Hezbollah w odpowiedzi na śmierć amerykańskiego cywila w ataku rakietowym bojówkarzy na iracką bazę wojskową.

We wtorek bojówkarze ze wspieranych przez Iran milicji  napisali na bramie ambasady USA: „Zamknięte w imieniu ludu” i zniszczyli kamery ochrony. Przed ambasadą zgromadziło się kilkaset osób, w tym przywódcy bojówek tacy jak Qais al-Khazali stojacy na czele organizacji Ahl al-Haq. Jak powiedział agencji Reuters:

Amerykanie są niechani w Iraku. Są oni źródłem zła i chcemy żeby wyjechali.

Do środka ambasady przedarło się kilkadziesiąt osób. Jak informuje serwis AP, amerykańscy żołnierze użyli przeciw nim gazu łzawiącego. Jednocześnie dostrzeżono amerykańskich snajperów na dachu budynku, którzy mierzyli do intruzów.

A.P.