Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego. Jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa

Porażki polityczne (głównie porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej.

Zdzisław Janeczek

Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Józefa Piłsudskiego

Józef Klemens Piłsudski (1867–1935), urodzony w Zułowie na Żmudzi, dziecko Kresów i potomek rycerza Gineta, który w 1413 r. reprezentował w Horodle bojarów litewsko-ruskich, był wychowany w duchu tolerancji i tradycji republikańskich I Rzeczpospolitej, ojczyzny wielu narodów.

Józef Piłsudski | Fot. Narcyz Witczak-Witaczyński, źródło: NAC

Miarą polskości i praw obywatelskich były według niego zasługi dla kraju i lojalność wobec państwa, a nie urodzenie, nie krew i uprzywilejowana pozycja przodków. Tak rozumował również ulubiony poeta Naczelnika Państwa, Juliusz Słowacki, autor Króla Ducha. Dla obu ideałem była republika obywateli zasłużonych dla Rzeczpospolitej. Nieprzypadkowo więc w 1931 r. niedemokratycznie wybrany parlament, zdominowany przez piłsudczyków, zniósł wszelkie ograniczenia praw obywatelskich związane z językiem, narodowością czy religią, a rabini nawoływali wiernych do głosowania na Pana Piłsudskiego! Wyjątek stanowiły obce kulturowo żywioły najpierw rosyjskie, a potem sowieckie, reprezentowane przez partie komunistyczne i ich agentury.

Początek działalności konspiracyjnej przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego wiązał się z niepodległościowymi organizacjami studenckimi i rosyjskim ruchem rewolucyjnym Narodna Wola, z którym w 1885 r. zetknął się podczas studiów medycznych na Uniwersytecie Charkowskim na Ukrainie. 2 i 3 III 1886 r. brał udział w studenckiej demonstracji z okazji 25. rocznicy uwłaszczenia, znajdując się potem wśród ponad 150 zatrzymanych przez carską policję. J. Piłsudski, już jako przywódca rodzimego ruchu socjalistycznego, zmierzał do wyrugowania wpływów rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z terenów byłej I RP, zastrzegając sobie na tym obszarze dominację PPS. Dlatego ekspozytury tej organizacji funkcjonowały m.in. na Ukrainie. W kręgu J. Piłsudskiego dla Organizacji Bojowej PPS–Frakcji Rewolucyjnej, w ramach tzw. eksów, tj. akcji wywłaszczeniowych, w czerwcu 1907 r. opracowano plan opanowania skarbca filii banku państwowego w Kijowie, w którym wartość depozytów oceniano na miliony rubli. Zdobycz miała być wykorzystana do finansowania partii i działań niepodległościowych. W tym celu jakiś czas w Kijowie przebywali J. Piłsudski i Aleksandra Szczerbińska. Rozpatrywane były dwie możliwości: wariant z objęciem przez „beka” (bojowca) stanowiska palacza, z którego miejsca pracy można było przebić się do sejfu. Niestety było ono zajęte. W tej sytuacji alternatywę stanowił projekt podkopu z sąsiedniej posesji. Jednak w tym przypadku na przeszkodzie stanął brak pieniędzy na jej zakup. Ostatecznie na miejsce akcji wybrano małą stacyjkę Bezdany, oddaloną 25 km od Wilna, a celem stał się konwojowany wagon pocztowy. Broń z Kijowa przywiozła A. Szczerbińska.

Aleksandra Szczerbińska. Fot. Wikipedia

Bojowcy zdobyli ponad 200 tys. rubli, papiery wartościowe i worek srebra. Pieniądze posłużyły do spłaty długów organizacji, wsparcia uwięzionych i ich rodzin oraz sfinansowania organizacji niepodległościowych w Galicji. J. Piłsudski ponownie udał się za rosyjski kordon w związku z przygotowaniami do niezrealizowanej akcji ekspropriacyjnej w Mozyrzu. Prowadził wówczas rekonesans łodziami po Dnieprze. Opublikowany wcześniej w numerze 226 „Robotnika” z 4 II 1908 r. artykuł pt. Jak gotować się do walki zbrojnej zapowiadał likwidację Organizacji Bojowej i konieczność stworzenia nowej, dobrze przygotowanej do walki o niepodległość formacji o charakterze militarnym. Odtąd J. Piłsudski zaczął propagować przede wszystkim „taktykę czynu”. We Lwowie razem z Kazimierzem Sosnkowskim (1885–1969) omówił sprawę nie tylko likwidacji OB PPS, ale i narodzin Związku Walki Czynnej. Powstały struktury Związku Strzeleckiego we Lwowie i Towarzystwa „Strzelec” w Krakowie, formalnie kierował nimi Wydział Związku Strzeleckiego, praktycznie ZWC i J. Piłsudski.

POW na Ukrainie

Na Ukrainie pierwsze struktury organizacyjne POW powstały już w sierpniu 1914 r. W Kijowie jej początki związane były z ZWC. Dużą rolę odegrali polscy studenci, którzy weszli w skład Komendy Naczelnej III (Wschodniej) POW i rozpoczęli działania zwiadowcze, kolportaż materiałów propagandowych, szkolenia wojskowe oraz gromadzenie broni. Podjęto także akcje sabotażowo-dywersyjne. Wszyscy członkowie POW szykowali się do długiej wojny o Polskę. W 1917 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Kijowie. Jej oficerowie otrzymali jednak rozkaz niepodejmowania bezpośrednich działań przeciwko imperium rosyjskiemu, które i tak wojnę przegrywało. Do tego czasu POW rozszerzyła swoje struktury na obszar dzisiejszej Białorusi, Rosji (Petersburg i Moskwa), Krymu, Kaukazu, Donu i Kubania. Na mocy traktatu brzeskiego 1918 r. Niemcy zajęli Ukrainę i rozwiązali Ukraińską Radę Centralną. W 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, a J. Piłsudski rozkazem z 11 listopada 1918 r. rozformował POW, jednak zakonspirowana Komenda Naczelna III POW nie została rozwiązana i, podporządkowana Wojsku Polskiemu, kontynuowała działalność wywiadowczą m.in. na Ukrainie.

J. Piłsudski stawiał na Ukrainę z powodów geopolitycznych, licząc na to, że niepodległe Kijów i Warszawa będą zdolne wspólnie obronić się przed zaborczością Imperium. Problemem był jednak brak dominującej ukraińskiej orientacji politycznej na Ukrainie. Jej tereny były wielonarodowym pograniczem ważnym dla kultury polskiej, rosyjskiej i żydowskiej. Problem sprawiała także chwiejność poczucia własnej tożsamości, wynikająca m.in. z wpajanego przez Rosjan przekonania, iż język ukraiński to tylko mowa ludu „do użytku domowego”. Odzwierciedleniem istniejących podziałów była dawna stolica Rusi Kijowskiej.

Hetman Pawło Skoropadski. Fot. Wikipedia

Obok atelier polskiej malarki Marii Salinger-Gierzyńskiej mieścił się przy Zjeździe Andriejewskim dom autora Białej gwardii Michaiła Bułhakowa, któremu Pawło Skoropadski – germanofil, anachroniczny arystokrata, potomek Iwana Skoropadskiego, który zagarnął buławę hetmańską (1709–1722) po upadku Iwana Mazepy (1639–1709), jawił się jako samozwańczy hetman, przewodzący egzotycznej koalicji ukrainofilów, białych monarchistów i niemieckich władz okupacyjnych. Kijów pisarz utożsamiał z cywilizacją, której wyrazem była kultura rosyjska. Natomiast otaczające stolicę i mówiące po ukraińsku chłopskie wojska S. Petlury postrzegał jako ciemne moce, jako wysłanników piekła szerzących anarchię, dopuszczających się odrażających gwałtów i okrucieństw. Dla Bułhakowa Petlura był tylko „czarnym mitem, mgłą”, tak naprawdę „nie istniejącym” wobec przemożnych sił w Rosji, tj. ugrupowań białych i czerwonych.

Dopełnieniem tej politycznej i narodowościowej mozaiki był austriacki arcyksiążę Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński (1895–1948), niedoszły król Ukrainy, nazywany „Wyszywanym Wasylem”. Na początku 1919 r. podjął on służbę w Sztabie Generalnym URL. 16 XI 1919 r. wraz z Jewhenem Omelanowiczem Petruszewyczem (1863–1940) oraz grupą działaczy URL i ZURL opuścił Kamieniec Podolski zagrożony przez Armię Ochotniczą i udał się przez Rumunię na emigrację do Wiednia. Później prowadził w Lipsku negocjacje z hetmanem P. Skoropadskim. Latem 1921 r. udało mu się zdobyć znaczne fundusze na działalność polityczną od bawarskich kół monarchistycznych i przemysłowych oraz od szwagra, króla hiszpańskiego Alfonsa XIII.

Wilhelm Franciszek Habsburg Lotaryński, tzw. Wasyl Wyszywany. Fot. Wikipedia

Na przeciwnym biegunie politycznym znajdował się ukraiński nacjonalista Dmytro Iwanowycz Doncow (1883–1973), który miał brata bolszewika, a równocześnie głosił całkowite zerwanie więzi z Rosją i propagował orientację na Zachód oraz wieszczył „zmierzch bogów, którym cześć oddawał wiek XIX”, równocześnie proponując nietzscheańskie „przewartościowanie wartości”.

Trudno było w tym kalejdoskopie sprzeczności zdefiniować narodowość, a ponadto w całym kraju panował chaos społeczny! Nieufni, niepiśmienni ukraińscy chłopi, wrogo nastawieni do Żydów oraz ziemian polskich i rosyjskich, kierowali się głównie własnym interesem ekonomicznym, którego miały strzec liczne oddziały zbrojne. Z tysięcy samozwańczych atamanów największą siłą dysponował anarchista Nestor Machno (1884–1934), który emitował nawet własne banknoty, zaopatrzone w klauzulę przyznającą wszystkim prawo ich fałszowania. Stałym zagrożeniem były Siły Zbrojne Południa Rosji gen. Antona Denikina i Piotra Wrangla.

Przyszłość Ukrainy była niepewna. Na wschodzie odradzającej się Rzeczpospolitej panowała polityczna próżnia. Biała i Czerwona Rosja traktowała Ukrainę jako integralną część Imperium. Z kolei J. Piłsudski jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa. W tym czasie działanie POW III Komendy miało dać podstawy trwałemu polsko-ukraińskiemu braterstwu. Zasiedziały w Kijowie artysta malarz, uczeń Jacka Malczewskiego, kubista Henryk Jan Józewski (1892–1981) ps. Niemirycz vel Olgierd, został przez J. Piłsudskiego namaszczony na męża zaufania obu narodów. Wybór był nieprzypadkowy. Józewski, urodzony w Kijowie, od 1915 r. pełnił tam funkcję zastępcy komendanta POW.

Przez cały ten czas Komenda Naczelna III zbierała informacje zwiadowcze dla Warszawy. W lipcu 1919 H.J. Józewski objął jej kierownictwo. Prowadził zwiad za liniami wroga, dowodził dywersyjnym oddziałem partyzanckim, wydawał publikacje propagujące federację polsko-ukraińską i rekrutował agentów na potrzeby odrodzonego państwa polskiego. Gdy pod koniec 1919 roku do Kijowa zbliżali się bolszewicy, pojechał do Warszawy po instrukcje w sprawie dalszych działań. Podczas spotkań z Naczelnikiem Państwa opowiadał się za programem prometejskim i zbliżeniem polsko-ukraińskim.

Jan Józewski. Fot. Wikipedia

Petlura do Ukraińskiego Narodu

Rok 1920 przyniósł przewartościowanie w relacjach polsko-ukraińskich, co wyrażało się w uznaniu Rosji za wspólnego wroga. J. Piłsudski i S.W. Petlura zawarli porozumienie, które zaowocowało odejściem Ukrainy „od litery ugody perejesławskiej” zawartej w 1653 r. z Moskwą i wspólną ofensywą na Kijów. W przeszłość odeszły także żale poety ubolewającego, że nikt nie udusił w kołysce Bohdana Chmielnickiego, autora ugody. Na Ukrainie przypomniano sobie, jak to dawniej bywało i co Taras Szewczenko (1814–1861) w poemacie Do Polaków (ok. 1850) pisał:

Kiedyśmy byli Kozakami,
Zanim nasz cichy, zgodny świat
Wzburzyła unia, każdy rad
Bratersko jednał się z Lachami.

Także historyk Wiaczesław Łypynski (1882–1931) podtrzymywał tezę o bliskości obu nacji. Gdyż Ukraińcy mieli naturalną skłonność do demokracji ludowej, Polacy do ustroju arystokratycznego, a Rosjanie gustowali w turańskim despotyzmie. Treści te zawarł S.W. Petlura w odezwie skierowanej Do Ukraińskiego Narodu:

Ujawnione w tej bohaterskiej walce bezprzykładne czyny poświęcenia, ofiary, przywiązania do kraju rodzinnego, kultury i wolności przekonały inne narody świata o słuszności twoich żądań i o świętości twych ideałów, które znalazły oddźwięk przede wszystkim w sercach wolnego już narodu polskiego.

Naród polski w osobie swego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego, Józefa Piłsudskiego, i w osobie swego Rządu uszanował twe prawo do stworzenia niepodległej republiki i uznał twoją niezawisłość państwową. Inne państwa nie mogą nie uznać twojej niepodległości, gdyż cel twoich wysiłków jest czysty i sprawiedliwy, a sprawiedliwość zawsze zwycięża.

Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukraińskiej Republice ludowej w jej walce z moskiewskimi bolszewikami-okupantami, dając możność u siebie formować się oddziałom jej armii, i ta armia idzie teraz walczyć z wrogami Ukrainy.

Ale dziś armia ukraińska walczyć będzie już nie sama, jeno razem z przyjazną nam armją Rzeczypospolitej Polskiej przeciw czerwonym imperialistom-bolszewikom moskiewskim, którzy zagrażają również wolności narodu polskiego.

Pomiędzy rządami Republiki Ukraińskiej i Polskiej nastąpiło zgodne porozumienie, na którego podstawie wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy jako sojusznicy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wojska polskie wrócą do swojej ojczyzny.

Wspólną walką zaprzyjaźnionych armii — ukraińskiej i polskiej — naprawimy błędy przeszłości, a krew, wspólnie przelana w bojach przeciw odwiecznemu historycznemu wrogowi, Moskwie, który ongiś zgubił Polskę i zaprzepaścił Ukrainę, uświęci nowy okres wzajemnej przyjaźni ukraińskiego i polskiego narodu.

Symon Petlura. Fot. Wikipedia

Uwieńczeniem wyprawy była defilada polsko-ukraińska w zdobytym Kijowie. Polska kawaleria i piechota maszerowała bez końca. Był to fortel, gdyż te same oddziały paradowały wielokrotnie. Na gmachach miasta wywieszono ukraińskie sztandary. H.J. Józewski został w kwietniu 1920 r. członkiem rządu URL. Swój status u boku S. Petlury określał słowami: „Byłem Polakiem – mężem zaufania Polski i byłem Polakiem – wiceministrem ukraińskim, mężem zaufania Ukrainy. Nie byłem narzędziem Polski w ukraińskim rządzie, nie byłem agentem albo wtyczką. Polska mogła mieć do mnie zaufanie. W mierze nie mniejszej mogła mieć do mnie zaufanie Ukraina”.

Ukraińska Republika Ludowa miała być związana z Rzeczpospolitą Polską nie tylko ścisłym sojuszem wojskowym, ale oba kraje miały łączyć wspólne interesy gospodarcze. Nawiązywano do najlepszych tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ukraina i Polska miały zawrzeć coś na kształt unii celnej, która zezwalałaby na wolny przepływ towarów. Ponadto Polska na terenie Ukrainy uzyskiwała wiele istotnych koncesji, m.in. na wydobycie rud żelaza w Karnawatce i Kołaczewskoje, dwóch ważnych kopalniach w metalurgicznym Zagłębiu Krzyworoskim; mogła też mieć udziały w eksploatacji złóż fosforytów w Wańkowcach na Podolu.

Przypomniano sobie, iż już w epoce stanisławowskiej dążono do wykorzystania dostępu Rzeczpospolitej do Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. W tym celu zbudowano dwa wodne kanały: Królewski i Ogińskiego. Ten ostatni powstał w latach 1765–1783 jako prywatna inwestycja Michała Kazimierza Ogińskiego (1728 lub 1730 –1800), hetmana wielkiego litewskiego. Miał długość 46 km, łącząc dorzecze Dniepru i Niemna (przez co pośrednio Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym). Połączył Jasiołdę wpadającą do Prypeci ze Szczarą uchodzącą do Niemna.

 

Antoni Protazy Potocki. Fot. Wikipedia

Z kolei Antoni Protazy Potocki (1761–1801), pionier polskiej bankowości, współzałożyciel, a od 1785 r. kierownik Kompanii Handlowej Czarnomorskiej, zakupił część Jampola, gdzie urządził port i magazyny. Namawiał też osobiście wielu przedstawicieli magnaterii i znaczniejszych kupców do podjęcia prób przeniesienia handlu wiślanego w rejon Morza Czarnego. Na mocy nowych porozumień na linii Warszawa–Kijów otworem dla polskich statków miały stanąć trzy czarnomorskie porty: Odessa, Mikołajów oraz Chersoń. Planowano także współpracę w dziedzinie transportu lądowego, w szczególności budowę trzech nowych linii kolejowych i udostępnienie ukraińskiej infrastruktury dla polskich pociągów. Zamierzano nadto połączyć kanałami Wisłę z Dnieprem. W ten sposób Polska uzyskiwała dostęp do Morza Czarnego, a Ukraina do Morza Bałtyckiego. Warto także wspomnieć, iż na terenach, które na mocy umowy z 21 IV 1920 r. zostały przyznane Ukrainie, mieszkały setki tysięcy Polaków, przy czym to właśnie polskie ziemiaństwo oraz polscy kupcy i przedsiębiorcy stanowili jej elitę gospodarczą, zwłaszcza na obszarze wschodniego Wołynia, Podola oraz Ziemi Kijowskiej. Wybitnym reprezentantem tych kręgów był Józef Mikołaj Potocki (1861–1922), który cieszył się dużym uznaniem cara Mikołaja II. Jego najważniejszym przedsięwzięciem gospodarczym była w latach 1895–1910 budowa, za sprzedane udziały w afrykańskich kopalniach złota, podolskiej linii kolei normalnotorowej prowadzącej z północy na południe od Korostenia przez Owrucz do Kamieńca Podolskiego. Linia ta połączyła część Polesia i Wołynia z zachodnim Podolem. Tak więc były tradycje i podstawy do owocnej współpracy obu narodów. Na nich opierał się projekt polityczny, za którym stał ataman Symon Wasylowycz Petlura i któremu patronował Józef Piłsudski.

Józef Mikołaj Potocki. Fot. Wikipedia

Symon Wasylowycz Petlura usiłował nakłonić Józefa Piłsudskiego, by Wojsko Polskie po zdobyciu Kijowa kontynuowało ofensywę, kierując jej ostrze na Połtawszyczyznę. Byłby to jednak krok iście samobójczy. Piłsudski doskonale wiedział, że na północnym odcinku frontu ma miejsce koncentracja wojsk bolszewickich, które szykują się do podjęcia generalnej ofensywy, mającej na celu zniszczenie Polski. Armie polskie biorące udział w wyprawie kijowskiej otrzymały więc zadanie dotarcia do granic I Rzeczypospolitej (sprzed pierwszego rozbioru), zdobycie Kijowa i uchwycenie w rejonie tegoż przyczółka na lewym brzegu Dniepru. Zadanie to zostało w pełni wykonane, oddziały polskie wyzwoliły Wołyń i Podole, a także Ziemię Kijowską, zdobyły Kijów oraz uchwyciły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, którego głębokość wynosiła od 15 do 20 km.

Z kolei zadaniem strony ukraińskiej było odbudowanie na wyzwolonym obszarze armii ukraińskiej, docelowo liczącej 300 000 żołnierzy, zdolnej do podjęcia dalszych działań ofensywnych – na lewym brzegu Dniepru i w kierunku Morza Czarnego. Zluzowane przez oddziały ukraińskie formacje Wojska Polskiego miały tymczasem zostać możliwie jak najprędzej przerzucone na północny odcinek frontu (Front Białoruski), gdzie uprzedziłyby spodziewaną generalną ofensywę Armii Czerwonej i przejęły inicjatywę operacyjną. Zdaniem J. Piłsudskiego był to plan optymalny, a jego powodzenie zależało od postawy Ukraińców, których, jak oświadczył w wywiadzie dla angielskiego wysokonakładowego dziennika „The Times”, „rzucił na głęboką wodę, by nauczyli się pływać”.

Niestety S. Petlurze nie udało się na czas zebrać na tyle dużej armii, aby mogła ona zluzować Wojsko Polskie, a na Froncie Białoruskim pierwsza ruszyła kontrofensywa Armii Czerwonej, która latem 1920 r. dotarła pod Warszawę. Ostatecznie rozstrzygnięcie przyniosły zwycięskie dla Polaków bitwy: Warszawska i Nadniemeńska. Wojnę zakończył traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Pałacu Czarnogłowców w Rydze 18 III 1921 r. Położył on kres marzeniom o niepodległym państwie ukraińskim, kończąc wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919–1920, ustalał przebieg granic między tymi państwami oraz regulował inne sporne dotąd kwestie. Poprzedzony był Umową o preliminaryjnym pokoju i rozejmie między Rzeczpospolitą Polską a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Rad i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad, podpisaną w Rydze 12 X 1920 r.

Czeka już w 1920 r., po wyparciu wojsk polskich i ukraińskich, dokonała egzekucji agentów III Komendy POW w Kijowie. Wielu aresztowanych wywieziono do Charkowa. Tam uwięzionych przed wykonaniem wyroków śmierci brutalnie torturowano, stosując m.in. tzw. „krwawe rękawiczki”. Na szczęście J.H. Józewski ocalał z pogromu, wykonując swoje obowiązki przy rządzie S.W. Petlury, u którego boku schronienie znalazł w Tarnowie, a wraz z ministrami na terytorium II RP przeszło około 40 tys. uchodźców, głównie wojskowi. Wszyscy oni cieszyli się nadal moralnym i materialnym wsparciem Polaków.

W Tarnowie działały ukraińskie władze: prezes Dyrektoriatu, Rada Ministrów i parlament na uchodźctwie, a w obozach były dyslokowane oddziały wojska URL. Nadal dobrze układała się współpraca petlurowców ze zdominowanym przez J. Piłsudskiego Oddziałem II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dla którego poufne zadania wykonywali ukraińscy zwiadowcy. „Dwójka” wsparła ukraińskie przygotowania do tzw. drugiego pochodu zimowego, dowodzonego przez gen. Jurko Tiutiunnyka (1891–1930), rajdu wojsk URL, mającego stać się sygnałem do wybuchu nad Dnieprem antybolszewickiego powstania. Niestety wyprawa nie powiodła się, a gen. J. Tiutiunnyk, w 1923 r. aresztowany w ramach operacji specjalnej przez sowieckie OGPU, podpisał deklarację lojalności wobec ZSRR. Odtąd stał się wykładowcą taktyki walk partyzanckich w Akademii Czerwonych Dowódców i aktorem w filmach propagandowych. Zagrał m.in. samego siebie w „ruchomym obrazie” pt. PKP Piłsudski kupił Petlurę (1926), który był paszkwilem na atamana. Ponadto opublikował w 1924 r. utwór Z Polakami przeciw Ukrainie (З поляками проти Вкраїни). Aresztowany ponownie przez OGPU w 1929 r., został osądzony i rozstrzelany 20 X 1930 r. w Moskwie.

Gen. Jurko Tiutiunnyk, 1929. Fot. Wikipedia

Porażki polityczne (najważniejszą z nich był porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej. Zamachowcem był 20-letni Stepan Fedak, który oddał do niedoszłej ofiary trzy strzały, raniąc jedynie wojewodę Kazimierza Grabowskiego. Organizatorem zamachu były grupy młodzieżowe związane z emigracyjną Ukraińską Organizacją Wojskową byłego pułkownika Ukraińskiej Armii Ludowej Jewhena Konowalca (1891–1938) – Komitet Ukraińskiej Młodzieży oraz Wola; w większości przypadków byli członkowie Strzelców Siczowych.

Wykonawca zamachu Stepan Fedak (1901–1945; zaginął bez śladu w Berlinie) ps. Smok był zaopatrzony w fałszywy paszport z wizą niemiecką; zaraz po zamachu miał wyjechać do Berlina. W akcji pomagali mu: student prawa Dmytro Palijiw, który stał tuż obok S. Fedaka i zaraz po strzałach miał go obezwładnić oraz wezwać policję. Z pomocą miał przyjść trzeci spiskowiec, przebrany w mundur majora Wojska Polskiego. Mieli oni wyprowadzić S. Fedaka z tłumu, wsiąść z nim do wynajętego samochodu osobowego i rzekomo odstawić do więzienia, w rzeczywistości wywieźć za miasto. Plan nie powiódł się, a S. Fedaka tłum lwowian omal nie zlinczował. Według wspomnień Aleksandry Szczerbińskiej, żony marszałka, J. Piłsudski skutecznie zabiegał o łagodny wymiar kary dla zamachowców. W następstwie S. Fedak nie odbył całej kary. Zwolniony na skutek amnestii w 1923 r., wyjechał do Niemiec i osiadł w Berlinie. Natomiast Dmytro Palijiw (1896–1944) i Mychajło Matczak (1896–1958) po odbyciu części kary byli posłami na Sejm, pierwszy z ramienia centro-prawicowego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo Demokratycznego (UNDO), drugi – Ukraińskiej Radykalnej Partii Socjalistycznej.

Porządek ryski

Józef Piłsudski od początku go negował, uważając, iż bolszewicy traktat pogwałcą. Zapowiedzią takiego rozstrzygnięcia był zawarty przez Moskwę z Niemcami w 1922 r. układ we włoskim mieście Rapallo, podpisany przez Georgija Wasiljewicza Cziczerina (1872–1936), komisarza spraw zagranicznych RF SRR, i Walthera Rathenau`a (1867–1922), ministra spraw zagranicznych Niemiec. „Traktat w Rapallo powinien był zerwać resztę łusek z oczu – porozumienie rosyjsko-niemieckie zaszło tak daleko, że jest nie tylko faktem dokonanym, wspartym na doskonałej znajomości interesów stron obu, ale co więcej, faktem nie do odrobienia. Istnieje sprzysiężenie rosyjsko-niemiecko-litewskie […] skierowane przeciwko Polsce” oświadczył Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Gabinetowej 5 VI 1922 r. Marszałek, mimo iż po wyborze prezydenta usunął się z polityki i zamierzał poświęcić się tylko wojsku, zachowując przewodniczenie Ścisłej Radzie Wojennej, nie próżnował, skupił wokół siebie takich ludzi jak Henryk Jan Józewski i Tadeusz Hołówko, a Symonowi Petlurze i jego oficerom starał się zapewnić bezpieczny pobyt w Polsce. Odmówił stronie sowieckiej wydania ukraińskich przywódców.

W 1921 r. w Warszawie powołano Ukraiński Komitet Centralny, którego członkiem został Stanisław Stempowski. Z kolei J.H. Józewski reprezentował marszałka w kontaktach z przywódcami ukraińskimi oraz dysponował środkami pieniężnymi na ten cel. Osiadł na Wołyniu w kolonii im. Gabriela Narutowicza, gdzie dostał kawałek ziemi. Przewrót 12 V 1926 r. i powrót J. Piłsudskiego do władzy był wydarzeniem znaczącym zarówno dla Ukraińców, jak i emigrantów rosyjskich reprezentujących tzw. „trzecią Rosję”.

7 wątków dotyczących śmierci ukraińskiego „Bonaparte”

Symon Wasylowycz Petlura po odejściu od władzy J. Piłsudskiego, zmuszony przez rządzącą koalicję Chjeno-Piasta, która m.in. zaprzestała subsydiowania petlurowców i zlikwidowała obozy dla internowanej armii URL, 31 XII 1923 r. wyjechał z Polski i przebywał kolejno w Budapeszcie, Wiedniu, Genewie, by ostatecznie osiąść w Paryżu. Jako uznana międzynarodowo głowa rządu ukraińskiego na uchodźctwie mógł od 12 V 1926 r. żywić nadzieję na powrót do Warszawy i dalszą współpracę z J. Piłsudskim. Niestety 25 V 1926 r. na „paryskim bruku” został zamordowany przez Szolema Szwarcbacha, agenta rosyjskiej OGPU. Dla dezinformacji wśród opinii publicznej rozpowszechniano co najmniej siedem wątków mających wyjaśnić przyczyny tej tragicznej śmierci:

  1.  bolszewicy,
  2. anarchiści Nestora Machno,
  3.  „swoi” atamani – konkurenci do władzy, którą nie chciał się dzielić,
  4. Żydzi paryscy – czarny piar antysemityzmu,
  5. Ententa – zdradził, współpracując z P. Skoropadskim, tj. Niemcami,
  6. masoneria,
  7. zamach majowy J. Piłsudskiego i powrót do władzy byłego Naczelnika Państwa Polskiego według „Kuriera Warszawskiego” był wyrokiem śmierci dla ukraińskiego „Napoleona”. Wydał go Józef Stalin.

Podczas głośnego w Europie procesu paryskiego dobrego imienia atamana bronił tylko Józef Piłsudski. Wyrok sądu był stronniczy. Żona S.W. Petlury Olga musiała pokryć koszty sądowe, a przyznane jej odszkodowanie za śmierć męża wyniosło jednego franka. Zabójca Szolem Schwarcbard skazany został tylko na zapłacenie mandatu za zabrudzenie chodnika krwią swojej ofiary.

Mord polityczny popełniony w Paryżu nie zapobiegł współpracy polsko-ukraińskiej. Następcą S.W. Petlury, przewodniczącym Dyrektoriatu i prezydentem URL został Andrij Mykołajowicz Liwyckij (1879–1954). Już 4 VIII 1926 r. nowy naczelny ataman wraz z ministrem spraw zagranicznych URL gen. Wołodymyrem Salskim (1883–1940) złożyli na ręce J. Piłsudskiego poufny memoriał, będący propozycją odnowienia sojuszu z kwietnia 1920 r., którego celem długofalowym miało być „wspólne przeciwstawianie się potędze przyszłej Rosji”. Natomiast w bliższej perspektywie chodziło o zapobieżenie z polską pomocą rozkładowi sił URL na emigracji i podjęcie akcji organizacyjno-agitacyjnej na sowieckiej Ukrainie. J. Piłsudski po tajnych rozmowach zaaprobował warunki współdziałania, a polski minister August Zaleski odnowił kontakty z Ukraińską Republiką Ludową w całej Europie, wzywając polskich dyplomatów do śledzenia wydarzeń w środowisku ukraińskich emigrantów.

Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przystąpił do kontynuacji programu prometejskiego. Współpraca ta trwała do wybuchu II wojny światowej. Jej część tajna obejmowała sporządzenie planów organizacji i mobilizacji armii ukraińskiej jako sojusznika Polski, w przypadku wojny polsko-sowieckiej. Ponadto został sporządzony, w porozumieniu z polskim Sztabem Głównym, plan mobilizacyjny wojska ukraińskiego w oparciu o emigrantów i Ukraińców zamieszkałych w Polsce. Oficerowie i podoficerowie armii URL zostali przyjęci do Wojska Polskiego jako tzw. oficerowie i podoficerowie kontraktowi. Ze strony polskiej na polecenie J. Piłsudskiego współpracę nadzorowali generałowie: Julian i Wacław Stachiewiczowie oraz Tadeusz Kutrzeba; ze strony ukraińskiej gen. Pawło Feofanowycz Szandruk (1889–1979), który w ramach tej współpracy, po wstąpieniu do Wojska Polskiego (w stopniu majora WP) ukończył w 1938 r. Wyższą Szkołę Wojenną i został (na wniosek gen. W. Andersa) kawalerem Krzyża Virtuti Militari za dowodzenie w wojnie obronnej 1939 r. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim ocalił przed zagładą swoją 29 Brygadę Piechoty, ciężko ranny dostał się do niemieckiej niewoli i był więźniem gestapo. Podczas okupacji pomagał Polakom. Prezydent A.M. Liwycki do 1939 r. mieszkał w Warszawie pod ochroną polskiej policji. Piłsudczycy chcieli w ten sposób ustrzec go przed losem Petlury. Po niemieckiej agresji Liwycki pozostał w okupowanej Polsce do 1944 r.

Prometeizm i Prometejska Ukraina

Ruch prometejski był międzynarodówką antykomunistyczną, której celem było zniszczenie ZSRR i przekształcenie jego republik w niepodległe państwa. Cieszył się sympatią Tatarów Krymskich, Gruzinów i dużej grupy Ukraińców. H.J. Józewski oraz były współzałożyciel i prezes Polskiej Centralizacji Demokratycznej na Ukrainie, a także były minister Ukraińskiej Republiki Ludowej Stanisław Stempowski (1872–1952) utrzymywali kontakty z emigracją w Polsce. Z kolei Jerzy Stempowski (1893–1969) utrzymywał stosunki z emigrantami ukraińskimi we Francji.

Tadeusz Hołówko. Fot. Wikipedia

W 1925 r. J. Piłsudski był już gotów wdrożyć program prometejski. Na jego determinację miały wpływ dwa wrogie imperia (ZSRR i Niemcy), których agentury działały w Polsce i infiltrowały środowisko ukraińskie. Zadanie to powierzył T. Hołówce (1889–1931), naczelnikowi Wydziału Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który wydał francuskojęzyczną publikację „Promethee” i miał kontakty z Ankarą i Teheranem.

Placówka „Hetman”

W ścisłej tajemnicy 28 II 1927 r. odtworzono na terytorium Polski armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, jej sztab podzielono na trzy sekcje. Na Ukrainie powołano tajną placówkę wywiadowczą „Hetman”, którą kierował były partyzant wyprawy zimowej, szef wywiadu URL, płk Mykoła Czebotariw (1884–1972); jednym z jego atutów była kontrola nad archiwum S. Petlury. Współpracował on z Oddziałem II, który dość krytycznie oceniał wartość dostarczonych z sowieckiej Ukrainy materiałów wywiadowczych.

Natomiast doceniano działalność propagandowo-wydawniczą 2 Sekcji. W październiku 1927 r. płk M. Czebotariw wydał pierwszy numer organu prasowego zakonspirowanego Związku Walki o Niezależną Ukrainę, zatytułowanego „Do boju!”, którego winieta była ozdobiona rysunkiem przedstawiającym oblężenie Kremla, szturmowanego przez ukraińskich powstańców. W rocznicę śmierci S.W. Petlury wydrukowano odezwę Męczennik za Ukrainę, którą kolportowano na obszarze całej USRR. W ulotkach wzywano do strajków i bojkotu zarządzeń związanych z kampanią zbożową i „dobrowolnymi” pożyczkami wymuszanymi na ludności. Ponadto deklarowano, iż celem ostatecznym działalności konspiratorów jest przygotowanie powstania zbrojnego przeciw bolszewikom. Poirytowany J. Stalin miał poinformować szefa GPU Wsiewołoda Balickiego (1892–1937), że nawet Sowiecka Ukraińska Akademia Nauk jest narzędziem kontrrewolucji Józefa Piłsudskiego na Ukrainie.

Wołyń ukraińskim „Piemontem”

H.J. Józewski uwielbiał język ukraiński, Ukrainę uważał „za drugą Ojczyznę Polaków” i był piewcą kultury ukraińskiej oraz wspólnej przeszłości. Za ważne narzędzie uważał reformę rolną. Nawet sportretował ukraińskiego chłopa jako ukrzyżowaną ofiarę polskiego obszarnika. W budynkach publicznych obok portretu Piłsudskiego wisiał portret Petlury. H.J. Józewski obchodził święta i śpiewał pieśni narodowe ukraińskie, działał na rzecz ukrainizacji Kościoła prawosławnego, finansował teatr ukraiński, otaczał się petlurowcami. W 1929 r. Wołyń odwiedził Ignacy Mościcki, by poprzeć H.J. Józewskiego; prezydent II RP w Łucku przyjmował osobiście petycje mieszkańców. Rok później, w 1930 r., popi na Wołyniu po raz pierwszy jednoznacznie zademonstrowali lojalność wobec Polski. Podczas wyborów parlamentarnych kapłani poprowadzili wiernych do urn pod sztandarami kościelnymi i portretami J. Piłsudskiego. Blok Piłsudskiego zdobył 79% głosów. Tymczasem Wołyń w sejmie reprezentował wybitny statysta, ordynat ołycki Janusz Radziwiłł (1880–1967).

J. Piłsudski w 1928 r. wysłał H.J. Józewskiego na Wołyń, by pokonał komunizm, w jej twierdzy, tj. KPZU agitującą naród ukraiński za opcją przyłączenia do ZSRR. KPZU określała Polskę jako kraj faszystowski i optowała za jego rozbiorem! J. Piłsudski chciał zmniejszyć atrakcyjność komunizmu, a jego liderów często wtrącano w Polsce do więzień. Tylko dla mniejszości narodowych zarezerwowana była tolerancja. Tysiące zbiegów Ukraińców przynosiło informacji o terrorze, kolektywizacji i wielkim głodzie. Komuniści tracili wpływy. Działa jednak partyzantka wspierana przez ZSRR, która dokonywała aktów terrorystycznych. Przedstawiciele społeczności izraelickiej w Lubomlu na Wołyniu, spekulując na temat wpływów wojewody, rozpuścili plotkę, jakoby Henryk Jan Józewski był nieślubnym synem marszałka Józefa Piłsudskiego. Zagrożone było również życie wojewody.

Gen. Bronisław Pieracki. Fot. Wikipedia

Mimo tak wielu przeciwności, H.J. Józewskiemu udało się załagodzić m.in. konflikt między Żydami i Ukraińcami. Otaczał się petlurowcami, których ściągał nawet z Kijowa, ale nie był antysemitą. Stąd Sowieci mówili o „okupacji petlurowskiej”. Tolerancyjny porządek lokalny doceniało wielu Ukraińców i Żydów. Wypracowany przez Józewskiego standard miał zaprowadzić na całych Kresach Tadeusz Hołówko. Do tego dochodziła obietnica wyzwolenia reszty Ukrainy spod okupacji Moskwy.

Niestety w Galicji Wschodniej nacjonaliści ukraińscy z OUN na tolerancję odpowiedzieli brutalnym terroryzmem. Śmierć tak przyjaznych Ukraińcom polityków, jak Tadeusz Hołówko i minister spraw wewnętrznych gen. Bronisław Pieracki (1895–1934), ofiar ekstremistów z OUN, poskutkowała zakłóceniem dialogu. Skrajni szowiniści sparaliżowali politykę J. Piłsudskiego i ukraińskich kół centrowych chcących współpracy z Polakami. Podczas zjazdu OUN w Berlinie zapadła decyzja o zorganizowaniu zamachu na polskiego ministra ds. wyznań religijnych Janusza Jędrzejewicza lub właśnie gen. B. Pierackiego. Zabójstwo miało być odpowiedzią na aresztowania, których dokonały władze po nieudanym napadzie ekstremistów na pocztę w Gródku Jagiellońskim. Decyzja o zamachu na gen. B. Pierackiego zapadła, gdy podjął on próbę porozumienia z umiarkowanymi grupami Ukraińców. Zdaniem radykałów zagrażało to ich dalszej konfrontacyjnej polityce. Druga wojna światowa z udziałem Niemców i Sowietów dokonała ostatecznej destrukcji wzajemnych relacji polsko-ukraińskich.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” znajduje się na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Jakie cele realizuje polska polityka historyczna wobec Ukrainy? Jej autorzy nie ujawniają tego / Mariusz Cysewski

Nie da się też podmienić komuś świadomości ani zasuflować Ukraińcom jakiejś innej świadomości. Jeśli takie byłyby cele polskiej polityki wschodniej, to wypadałoby uznać ją za po prostu obłąkaną.

Czego właściwie chcemy? Powiada oto minister Parys, że „nie godzimy się” na fałszowanie historii. Że „odrzucamy” „heroizowanie UPA”. Że „nie pozwolimy”, by nas lekceważono lub by się z nas „wyśmiewano” i tak dalej, i tak dalej. Wcześniej prezes Jarosław Kaczyński oznajmił, że z UPA Ukraina do Europy nie wejdzie.

W wystąpieniu ministra Jana Parysa 9 grudnia w klubie Ronina zabrakło moim zdaniem nie tylko jasnego określenia tego, jak pan minister – i szerzej: obóz rządzący – pojmują interesy państwa polskiego, które polska polityka zagraniczna miałaby realizować w ramach tzw. „polityki wschodniej”, ale i bardziej prozaicznie, rzeczy jeszcze bardziej podstawowej: tego, co właściwie Polska chciałaby osiągnąć na Ukrainie.

Przyjmijmy na chwilę, że jak najpoważniej takie oto są cele polskiej polityki wschodniej adresowanej do Ukrainy. Jednak cele tego rodzaju są nierealizowalne. Cóż z tego, że rząd się „nie godzi” na to czy owo? Ja też mogę „nie godzić się” na to, że pada deszcz, lecz jako człek rozsądny wiem, że mogę co najwyżej nosić parasol, bo deszczu odwołać się nie da – pozostaje to kompletnie poza moim zasięgiem oddziaływania.

Nawiasem mówiąc, „godzić się” albo się „nie godzić”, „pozwalać na coś” albo „nie pozwalać”, to jak na mój gust czasowniki oznaczające odmowę uznania rzeczywistości. Są też, moim zdaniem, stosowane w języku słabości, bezradności, bezsiły albo taniej i prymitywnej moralistyki rodem z „Gazety Wyborczej”. Infantylizmu. Ktoś, kto mówi, że się na jakiś kawałek świata „nie godzi”, ośmiesza się wręcz automatycznie – i to jest zresztą jeden z powodów śmieszności i infantylizmu organu Michnika.

W odróżnieniu od dziecka dorośli wiedzą, że rzeczywistość warto przede wszystkim przyjąć do wiadomości, aby, ewentualnie, tym skuteczniej na nią oddziaływać; oddziaływać na sposoby realne. Natomiast wygrażanie piąstką czy tupanie nóżką nic nie da. Nikt też kogoś takiego szanował nie będzie – i nic dziwnego, że adresaci tupania czy wygrażania, mimo wszystkich prób zachowania powagi, nie mogą się czasem nie uśmiechnąć.

Po wtóre, „niegodzenie się” np. na fałszowanie historii albo na „heroizowanie” UPA jest też niewykonalne w tym sensie, że nie ma wyraźnego stanu granicznego, po przekroczeniu którego możemy uznać, że oto osiągnęliśmy założony cel. I tak, być może, udałoby się – spróbujmy to sobie wyobrazić – przekonać rząd ukraiński, by potępił UPA; być może udałoby się doprowadzić do czegoś w rodzaju „hołdu ruskiego”; co jednak, gdy następnie na Ukrainie jacyś (nierządowi) historycy opublikują prace względem UPA apologetyczne? Osiągnęliśmy swój cel, czy nie?

„Niegodzenie się”, czy też „potępianie” jest groteskowe również z tego powodu, że logicznie nie widać jego końca – można nie godzić się i potępiać do końca świata i nic z tego kompletnie nie wynika – w każdej bowiem chwili znajdzie się ktoś, kto oznajmi, że jego adwersarz jeszcze niewystarczająco potępił albo że nie dość szczerze się „odciął” itd. Dlatego nie miało sensu przepraszanie Żydów za zbrodnię w Jedwabnem w wykonaniu prezydenta Kwaśniewskiego, choćby tylko dlatego, że wkrótce przeprosiny ponawiać musiał (swoim zdaniem) prezydent Komorowski. I tak do końca świata.

Nie da się też podmienić komuś świadomości ani zasuflować Ukraińcom jakiejś innej świadomości. Jeśli takie byłyby cele polskiej polityki wschodniej, to wypadałoby uznać ją za po prostu obłąkaną.

Tzw. „polityka pamięci” nie ma żadnego zadania ani żadnego celu do osiągnięcia na Ukrainie i wśród Ukraińców, bo nie jest możliwe ani wymuszenie innej świadomości, ani wymuszenie budowania innej świadomości, ani nawet wymuszenie jakiegoś hołdu ruskiego.

Próby takich wymuszeń byłyby obłąkane i prowadziłyby do skutków odwrotnych od deklarowanych. Podobne skutki osiągnęliby Niemcy, gdyby zażądali od Polski rezygnacji z tradycji AK.

Nie znaczy to, że deklarowana polityka historyczna kierowana w stronę Ukrainy nie ma zupełnie celów racjonalnych.

Tyle, że jej autorzy uznali za stosowne celów tych nie ujawnić.

Władza w demokracji zależy – teoretycznie i w ujęciu najprostszym – od liczby wyborców danego ugrupowania.

Zastanówmy się, kim w rzeczywistości jest opozycja wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości. Odpuśćmy sobie telewizyjne historyjki, że jest to Platforma, Nowoczesna czy twory typu KOD itp. – są to bowiem twory agenturalne i stojące poza życiem Polski. Kim więc jest opozycja?

Otóż w opozycji do PiS jest przede wszystkim pan prezydent Andrzej Duda; nie afiszując się z tym i w wymiarze li tylko funkcjonalnym. Jednak prezydenckie weta były jak dotąd najbardziej skuteczną blokadą dla rządów PiS.

W opozycji do PiS jest również ruch Kukiza. Ruch Kukiza, nie posiadając żadnego realnego i sensownego, albo i wręcz jakiegokolwiek programu, i zdradziwszy (moim zdaniem) swych wyborców, a to widnieje nad, a to pod progiem wyborczym w sondażach. Wielu jego wyborców (ci rozsądni zwłaszcza) zmieniło swe preferencje i w przyszłości głosować będzie raczej na PiS.

Stałym elementem retoryki ruchu Kukiza (bo nie jego programu, tego bowiem nie ma) jest wrogość do Ukrainy. Walenie w szowinistyczne bębenki w kontekstach ukraińskich może być dla Kukiza jedną z ostatnich pozostających mu szans nie tylko na przetrwanie, ale i poszerzenie strumyczka wyborców płynących w stronę odwrotną – z PiS do Kukiza.

I analogicznie, bębenek szowinistyczny – swoista licytacja w irracjonalności – może być dla PiS sposobem zwężenia tego strumyczka czy nawet likwidacji i marginalizacji ruchu Kukiza.

Prawo i Sprawiedliwość w wielu wymiarach jest w Polsce partią najbardziej nowoczesną i z pewnością najbardziej świadomą mechanizmów wyborczych. Świadczy o tym nie tylko jego obecna pozycja, ale i jego historia. W przeszłości to PiS przejął większość elektoratu i SLD, i Samoobrony. Osiągnął to po przejęciu i dostosowaniu retoryki obu tych partii.

I nie inaczej będzie z ruchem Kukiza.

Mariusz Cysewski

Polska vs Ukraina. Nasze relacje określają takie pojęcia jak ‘wojna pomnikowa’ i ‘zakaz ekshumacji’. Co chcemy osiągnąć?

Potrzeba po stronie polskiej osoby, która swoim autorytetem kształtowałaby wizję, a nie wpisywała się w działania grup nacjonalistycznych, często będących w dziwnych relacjach z Federacją Rosyjską.

Paweł Bobołowicz

Po 26 latach wzajemnych stosunków, w sytuacji, gdy nasz sąsiad przeciwstawia się rosyjskiej agresji, łamie się dotychczasowy kształt Unii Europejskiej, a Polska przyjmuje największą migracyjną falę Ukraińców, nasze relacje określają takie pojęcia jak „wojna pomnikowa”, „zakaz ekshumacji” i „zakazy wjazdu”. Wzajemne stosunki w publicznym przekazie zostały zdominowane przez politykę historyczną, praktycznie całkowicie przykrywając największą od początku wzajemnych kontaktów liczbę projektów, działań, inicjatyw w zakresie obronności, stosunków gospodarczych, współpracy społecznej, naukowej i kulturalnej. Wielu polskich i ukraińskich obserwatorów nie ma wątpliwości, że polsko-ukraińskie relacje przeżywają załamanie, a nawet kryzys. (…)

 

Nowe elity i władze Ukrainy, poszukując korzeni ukraińskiej tożsamości i wzmacniając patriotyzm w obliczu rosyjskiej agresji, zaczęły jednak sięgać po historyczne wzorce i bohaterów, którzy z polskiego punktu widzenia nie są do zaakceptowania. W tym samym czasie, gdy część polskich elit domagała się uznania zbrodni popełnionych na Wołyniu i w Galicji za ludobójstwo, na Ukrainie coraz częściej gloryfikowano UPA, a jako bohaterów wskazywano ukraińskich nacjonalistów. Polskie protesty w tej sprawie zostały przyjęte na Ukrainie jako próba mieszania się do polityki wewnętrznej. (…)

W ostatnich dwóch latach w Polsce sprofanowano 15 ukraińskich cmentarzy i miejsc pamięci. W większości nie były to miejsca związane z UPA, lecz po prostu ukraińskie cmentarze. W tym samym czasie na Ukrainie doszło do 4 takich aktów. W przypadku Huty Pieniackiej do zniszczenia pomnika użyto ładunku wybuchowego, sprofanowano również cmentarz w Bykowni, będący jednym z czterech tzw. cmentarzy katyńskich – miejsc pochówku polskiej elity pomordowanej przez Sowietów w 1940 roku. W Bykowni jednak sprofanowano także ukraińską część cmentarza – co w polskich mediach bywało przemilczane, a przecież jednoznacznie wskazuje na kontekst tego zdarzenia. Wszystkie miejsca pamięci po stronie ukraińskiej zostały przywrócone do stanu poprzedniego – łącznie z odbudowaniem ze środków ukraińskich pomnika w Hucie Pieniackiej. Na Ukrainie i w Polsce jednak nie wykryto sprawców.

Kwestia niszczenia ukraińskich cmentarzy w Polsce prawie nie przebijała się do mediów i dotąd jest traktowana jako temat mało istotny. W tym samym czasie, gdy walczymy o pamięć polskich ofiar na Ukrainie.

Najbardziej głośne stało się jednak zniszczenie pomnika poległych partyzantów UPA w Hruszowicach na terenie Polski. Zniszczenia nie dokonali, jak to działo się wcześniej, „nieznani sprawcy”, lecz konkretne osoby uzbrojone, oprócz sprzętu, w decyzję administracyjną. Tzw. demontaż pomnika stał się wręcz momentem kulminacyjnym, który spowodował ostrą reakcję strony ukraińskiej i zainicjowanie przez Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej procesu wstrzymania polskich prac poszukiwawczych i ekshumacji ofiar na terenie Ukrainy.

I aczkolwiek możemy mówić o wielu aktach, które doprowadziły do eskalacji konfliktu „pamięci”, to nie ulega wątpliwości, że właśnie ten moment jest kluczowy, by go zrozumieć i zrozumieć, komu cała ta sytuacja służy.

Pomnik w Hruszowicach został zburzony praktycznie w przededniu 70 rocznicy akcji „Wisła” – komunistycznej zbrodni, w ramach której wywieziono i przesiedlono 140 tysięcy osób, zmuszając je do natychmiastowego porzucenia domów i terenów, gdzie ich rodziny zamieszkiwały od wieków. Wybranie tej daty nie było przypadkowe i samo to jest dostatecznym dowodem na prowokacyjny charakter działania, bez względu na argumenty o nielegalności pomnika. O innych okolicznościach i powiązaniach z osobami działającymi na rzecz Rosji i prorosyjskiej Partii Zmiana funkcjonującej w Polsce, a której lider siedzi w polskim areszcie podejrzany o szpiegostwo na rzecz FR, szczegółowo napisał Marcin Rey na prowadzonej przez niego stronie „Rosyjska V Kolumna w Polsce”. Rey wskazuje osoby odpowiedzialne za tę prowokację i sieć ich zależności:

Pomnik UPA w Hruszowicach w gminie Stubno został wyburzony 26 kwietnia 2017 roku przez bojówkę podkarpackich działaczy Ruchu Narodowego, na czele ze związanym z Andrzejem Zapałowskim i Mirosławem Majkowskim liderem podkarpackiego RN Markiem Kulpą, z aprobatą nie tylko w wójta gminy, lecz także Ministerstwa Kultury, mimo tego, że brygada wyburzeniowa Ruchu Narodowego zwaliła kolumnę pomnika na sąsiadujący grób, gdzie pochowany jest Ołeksa Panio, ponad podejrzeniami o „banderyzm”, bo zmarły w 1878 roku. (…)

Zniszczenie pomnika nastąpiło w czasie, gdy Polska i Ukraina negocjowały kwestię legalizacji pomników po polskiej i po ukraińskiej stronie. Nie można bowiem zapominać, że wiele polskich pomników na Ukrainie również postawiono w sposób nielegalny. I chodzi tu o upamiętnienia powstałe po 1991 roku, a nie, jak próbują twierdzić niektórzy polscy dziennikarze, o upamiętnienia przedwojenne. Ewentualnie dotyczy to też kwestii odbudowy przedwojennych pomników, które zostały zniszczone w czasach sowieckich – tak jak w przypadku Cmentarza Orląt Lwowskich. Wmieszanie się w tak delikatną materię konsultacji międzypaństwowych działaczy nacjonalistycznych bojówek o dziwnych związkach z rosyjskim piętnem musi niepokoić.

Nie podlega jednak dyskusji, że reakcja na wyburzenie pomnika w Hruszowicach strony ukraińskiej – wstrzymania ekshumacji – była nieadekwatna i nie do zaakceptowania nie tylko z polskiego punktu widzenia, ale także wartości, które są fundamentem funkcjonowania naszych państw.

Mariusz Cysewski w ostrym artykule na portalu wnet.fm „Ukraiński grób w Hruszowicach. Polityka pamięci IPN czy polityka łajdactwa i fałszerstwa? zwrócił uwagę na poważny problem, który w tej sprawie dodatkowo obciąża polską stronę za to, co się wydarzyło w Hruszowicach. Bo właściwie skąd wiemy o tym, że nie był to grób, jeśli nawet IPN tego nie wie? Pomnik był usytuowany na cmentarzu. A może nie trzeba było go wyburzać, może wystarczyło zasłonić, skuć napisy? Sowieckie pomniki nie tylko żołnierzy, ale i funkcjonariuszy NKWD stoją na polskich cmentarzach i nikt nie zamierza ich wyburzać. Godne pochówki mają żołnierze Wermachtu, chociaż wiadomo, że spoczywają tam też szczątki esesmanów. Upominając się o należny pochówek, spełniamy chrześcijański obowiązek, a nie gloryfikujemy zbrodniarzy. W dodatku pochówki najczęściej dotyczą ludności cywilnej, a nie partyzantów UPA. Musimy też pamiętać, że z każdym dniem wojny pomnikowej odkładamy w czasie możliwość godnego pochowania tych, o których podobno pamięć walczymy: naszych rodaków zagrzebanych na wschodzie w bezimiennych mogiłach. (…)

Dwa lata polskiej polityki pamięci nie przyniosło żadnego pozytywnego rezultatu: wstrzymano poszukiwania i ekshumacje, kwestie historyczne przekładają się na bieżące relacje, znów próbuje się realizować politykę za pośrednictwem innych państw (wcześniej przez Moskwę; dzisiaj Polska i Ukraina próbują w to wciągnąć UE), nasiliła się retoryka nacjonalistyczna. W wyniku takiej polityki na Ukrainie nie nastąpiło i nie nastąpi żadne przebudzenie świadomości co do wydarzeń na Wołyniu. Wręcz przeciwnie. Następuje syndrom oblężonej twierdzy. Ukraińcy czują się atakowani z każdej strony i pozostawieni sami w walce o niepodległość. Dołożenie do tego zachowań Rumunii i absolutnie wpisującej się w rosyjskie oczekiwania polityki Węgier wobec Ukrainy prędko przyniesie efekt zniechęcenia zachodem na Ukrainie.

Jakie w takiej sytuacji mogą być rezultaty grudniowej wizyty prezydenta Dudy na Ukrainie? Prezydent jako cel podroży wybrał Charków. Region przygraniczny z Rosją i bezpośrednio sąsiadujący z obszarem, na którym trwa regularna wojna. Andrzej Duda odda hołd polskim oficerom zamordowanym w 1940 roku przez Sowietów. W podkijowskich Piatychatkach spoczywa ponad 4000 naszych rodaków i kilka tysięcy ofiar sowieckich represji z lat 1937–1938. Ważnym elementem tej wizyty będzie zatem polityka pamięci, jak też wyraźne wsparcie dla ukraińskiej jedności terytorialnej.

Czy do tego czasu albo w czasie wizyty może nastąpić przełom w relacjach polsko-ukraińskich? Na pewno wymaga to wyjścia poza poziom polityki wewnętrznej i zagrań pod elektorat, wymaga szerokiej koncepcji i sprecyzowanej wizji. Być może też potrzeba wyraźnego lidera tej polityki po stronie polskiej. Osoby, która swoim autorytetem kształtowałaby wizję, a nie wpisywała się w działania grup nacjonalistycznych, często będących w niezrozumiałych relacjach z Federacją Rosyjską.

Cały artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Polska vs Ukraina. Co chcemy osiągnąć?” znajduje się na s. 9 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Polska vs Ukraina. Co chcemy osiągnąć?” na s. 9 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy warto umierać za Gdańsk? Albo czy istnienie Ukrainy jest warunkiem istnienia wolnej Polski? / Mariusz Cysewski

Najkorzystniejsze zmiany – narodotwórcze i państwowotwórcze – przewiduję dla tożsamości narodowej; oto bowiem dzisiejszy model patriotyzmu stadionowo-fejsbukowego zastąpi inny: wojenno-gotowościowy.

Przez media przetoczyła się fala komentarzy wywołanych wypowiedzią Jana Parysa 9 grudnia w klubie Ronina, polityka ważnego dla kształtowania polityki zagranicznej rządu (w tym jego polityki wschodniej) o tym, że istnienie Ukrainy nie jest warunkiem istnienia wolnej Polski. Wypowiedź oczywiście wyrwano z kontekstu i jej sens – jak i sens całości – jest odwrotny od tego, jaki jej przypisuje propagandowy przekaz (jej pełny zapis filmowy dostępny jest na YouTube); z drugiej jednak strony, z powodów zasadniczych trudno mnie, patriocie wielkiej Rzeczypospolitej, popierać polityka podtrzymującego dyskurs, w którym groby żołnierzy UPA w Polsce to już nawet nie „pomniki” ale… „tablice” (tak!).

Powiedział jednak Parys wiele rzeczy słusznych, choć w stylu publicystycznym, ze szczerością brutalną i nie unikając ujęć kontrowersyjnych, którymi łatwo manipulować – choćby właśnie to, że istnienie Ukrainy nie jest warunkiem istnienia wolnej Polski. Bo w rzeczy samej nie jest.

Do wypowiedzi Jana Parysa będziemy wracać. Ja jednak skupię się na sprawie w niej podstawowej. Oto powiada on, że polska polityka poparcia dla Ukrainy musi być zgodna z interesem państwa polskiego i że zatem nie jest bezwarunkowa ani bezkrytyczna i że taki właśnie jest prawdziwy sens tzw. doktryny Giedroycia. Słusznie. Polityka poparcia Ukrainy nie jest bezwarunkowa ani bezkrytyczna i musi być zgodna z interesem Polski.

Kluczowe jest tu pojęcie „interes państwa polskiego”. Na spotkaniu w klubie Ronina nikt o to nie pytał, a Jan Parys być może odpowiedź ma za oczywistą – ale nie wyjaśnia on, jak pojęcie to rozumie. A przynajmniej nie wyjaśnia wprost. Zastanówmy się więc, jak możemy rozumieć pojęcie „interes państwa polskiego” – w kontekście polityki wschodniej i szczególnie w związku z polskim poparciem dla Ukrainy.

Interesy państw realizują się na wielu płaszczyznach: związanych z demografią, gospodarką, podatkami, handlem zagranicznym i Bóg wie czym jeszcze. Interesem każdego państwa podstawowym, od którego zależy samo istnienie państwa, jest bezpieczeństwo państwa. Pomyślnie realizowany interes bezpieczeństwa państwa pozwala chronić życie obywateli, unikać wojen, zaborów, okupacji itd.

Ewentualny – choć mało dziś prawdopodobny – podbój Ukrainy przez Rosję w rzeczy samej nie oznacza zniknięcia z mapy wolnej Polski. Bezpieczeństwo Polski jest większe (powiedzmy) niż bezpieczeństwo Ukrainy; choćby przez to, że Polska jest państwem członkowskim NATO i UE. W wymiarze wojskowym pierwszoplanowa dla bezpieczeństwa wojskowego Polski jest nie Ukraina, a Białoruś, i tak już teraz przez Rosję de facto okupowana.

Pójdę dalej niż Parys i powiem nawet, że ewentualny i na szczęście mało prawdopodobny podbój całej Ukrainy przez Rosję może prowadzić do wzrostu bezpieczeństwa Polski, o ile doprowadzi do skądinąd i tak pożądanych zmian w polityce bezpieczeństwa Polski i NATO.

W końcu bezpieczeństwo Polski będzie większe, gdy Amerykanie przebazują do Polski na stałe kilka dywizji pancernych i zmechanizowanych i większość lotnictwa z obecnych baz w Niemczech; gdy rząd polski jako rząd państwa zagrożonego i frontowego będzie mógł kupować latające i strzelające zabawki na warunkach preferencyjnych (np. izraelskich); gdy Niemcy poczną dystansować się od Rosji i postawią na politykę zbrojeń; i tak dalej.

Naturalnie po ewentualnym upadku Ukrainy przede wszystkim rząd polski będzie musiał postawić na zbrojenia, podnosząc budżet MON, powiedzmy, z 2 do 2,5 procent. 3 procent? 4 procent?… Zależne to będzie od oceny stopnia zagrożenia. Konieczne stanie się też sprofilowanie inwestycji państwa tak, by były co najmniej zbieżne z wymogami obronności.

Polityka zagraniczna Polski podobnie może utracić wiele z obecnej względnej swobody manewru, w większym niż dzisiaj stopniu realizując interesy amerykańskie i niemieckie w zamian za poparcie obu tych państw dla polskiego wysiłku obronnego.

Mam nadzieję, że zmieniłaby się i polityka wewnętrzna bezpieczeństwa i w jej ramach bilet w jedną stronę do Rosji wreszcie otrzymaliby fundatorzy i autorzy rozmaitych pokątnych portalików typu Nowy Ekran czy kresy.ru, jak i „sekta” księdza Isakowicza-Zaleskiego czy najbardziej prorosyjskich odłamów Ruchu Narodowego. Najbardziej korzystne zmiany – narodotwórcze i państwowotwórcze – przewiduję dla tożsamości narodowej; oto bowiem dzisiejszy model patriotyzmu stadionowo-fejsbukowego zastąpi inny: wojenno-gotowościowy powiedzmy. Żołnierski. Jedyny prawdziwy…

Czy wszystkie te zmiany Polsce się opłacają?

A przecież nie jest to żadna – nawet najbardziej skomplikowana – kalkulacja biznesowa, bowiem są Wielkie Niewiadome. Nie wiemy mianowicie, czy drastycznie większy wysiłek na rzecz obrony kraju wystarczy, by od Polski odsunąć perspektywę agresji Rosji, a tym bardziej, jak mógłby przebiegać ewentualny konflikt, jakie byłyby tego konfliktu koszty, a nade wszystko – jaki byłby jego wynik końcowy.

Część tych kosztów dziś ponosi Ukraina.

Naturalnie wszystkie zmiany w polityce bezpieczeństwa polskiego państwa, jakże pożądane nawet bez agresji rosyjskiej przeciw Ukrainie, koniec końców mogą nie nastąpić, mimo jej upadku – i bal na Titaniku trwać będzie nadal, jak trwa i dziś.

Zatem prawdą jest, że istnienie Ukrainy nie jest warunkiem istnienia wolnej Polski.

Podobnie warunkiem istnienia wolnej Polski nie było w roku 1938 istnienie Czechosłowacji.

Podbój całej Ukrainy mam dziś za mało prawdopodobny. Ale w roku 1939 większość społeczeństw – bo nie lepiej zorientowane kręgi rządowe – też była święcie przekonana, że do kolejnej wojny nie dojdzie, skoro pierwsza była tak nieskuteczna, nieopłacalna, krwawa. Nawet już po wybuchu wojny, w roku 1939 i 1940, Francuzi nie chcieli „umierać za Gdańsk” – nie pojmując, że w rzeczywistości wojna dla nich toczy się nie o Gdańsk, a Paryż.

I w tym sensie poparcie dla Ukrainy – siłą rzeczy nie bezkrytyczne – to poparcie dla Polski.

A „Kijów, Warszawa” to „wspólna sprawa”.

Mariusz Cysewski

Rozmowy dobrej woli z deputowanymi ukraińskiej Werchownej Rady przerwane zamachem na Ihora Mosiejczuka

Politycy ukraińscy zgodzili się, że nasza narracja jest racjonalna i nie jest w treści antyukraińska. Problem oceny OUN-B-UPA jednak będzie jeszcze długo należał do tzw. trudnych tematów.

Mariusz Patey

Ktoś kto zapyta, po co spotykać się z banderowcami? Można odpowiedzieć, że nie my wybieramy przedstawicieli do ukraińskiego parlamentu, zatem rozmawiamy z tymi, którzy reprezentują społeczeństwo ukraińskie. Kimkolwiek są, reprezentują sąsiadujące z nami państwo. W naszym interesie jest podtrzymywanie kontaktów z możliwie szerokim spektrum politycznym w krajach, z którymi sąsiadujemy.

Podczas spotkania poruszyliśmy problematykę stosunków polsko-ukraińskich. Rozmówcy reprezentowali różne ugrupowania, ale zechcieli w imię interesów swojego kraju zapoznać się z polskim punktem widzenia. Przestrzegłem uczestników spotkania, że w Polsce trudno o spójną wizję polityki zagranicznej, w myśl przysłowia: „Gdzie dwóch Polaków, tam 3 poglądy”. Okazało się, że podobne przekonanie panuje o Ukraińcach na Ukrainie. (…)

Zgodziliśmy się, że jest wiele niewykorzystanych możliwości współpracy, ale także wiele problemów, o których należy mówić otwarcie, bowiem niedopowiedzenia, poprawność polityczna wyjmująca wiele tematów spod dyskusji stwarza potencjalne punkty zapalne i zagraża rysującym się perspektywom współpracy. Często zbytnie koncentrowanie się na polityce wewnętrznej może rodzić problemy w kontekście międzynarodowym. (…)

Odwiedzający Polskę z prywatną wizytą poruszyli (…) kwestię polskiej wrażliwości na odradzający się kult bojowników OUN-B, jak i problem Wołynia w tworzeniu nieprzychylnego klimatu wokół Ukrainy.

W trakcie spotkania widać było, że ukraińscy rozmówcy niewiele wiedzą o polskiej perspektywie.

Aby poznać polski punkt widzenia, warto przeczytać polskie strony na Wikipedii. Są inne niż ukraińskie czy rosyjskie. Brak dostępu do informacji w języku ukraińskim czy rosyjskim jest problemem, który musi być rozwiązany przez polskie instytucje odpowiedzialne za politykę historyczną. Wyjaśnienie kwestii historycznych jest bardzo ważne, bowiem to jeden z głównych tematów przewodnich używanych przez prorosyjski trolling.

Niestety, brak refleksji nad obecną polityką historyczną wśród ukraińskich polityków nie ułatwia znalezienia satysfakcjonujących rozwiązań. A przecież można by spróbować podejść do tego trudnego tematu, odwołując się do oczywistych faktów, jak i wyników badań socjologicznych. Z badań tych wynika, że dzisiejsze pokolenie Ukraińców nie ma nic wspólnego z tym, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Społeczeństwo ukraińskie chce budować demokratyczne państwo prawa, a nie dyktatury czerwone, brunatne czy jakiekolwiek inne.

Ukraińcy nie chcą, by ich państwo rościło sobie prawa do terytoriów państw sąsiednich, chcą tylko poszanowania integralności swoich granic. Społeczeństwo pragnie budować stosunki międzypaństwowe oparte na pokojowej, wzajemnie korzystnej współpracy, partnerskim traktowaniu i wzajemnym poszanowaniu suwerenności.

Respondenci, którzy coś wiedzą o Wołyniu, wyrażają pogląd, że jeśli w przeszłości doszło do godnych ubolewania czynów, zabójstw ludności cywilnej, rabunków ze strony bojowników o niepodległą Ukrainę, to te czyny, choćby i były uzasadnione celem wyższym, nie powinny mieć miejsca i nie są powodem do chwały.

W kontekście ostatnich decyzji przewodniczącego Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyra Wiatrowycza, zakazujących ekshumacji polskich ofiar zbrodni OUN-UPA, okazuje się, że większość ukraińskich respondentów uważa, że państwo ukraińskie powinno wspierać wszelkie działania prowadzące do ustalenia prawdy historycznej, bowiem tylko w prawdzie możliwe jest pojednanie, a władze ukraińskie powinny sprzyjać upamiętnianiu cywilnych ofiar bez względu na ich pochodzenie czy narodowość. Współcześni Ukraińcy chcieliby, aby czasy totalitaryzmów i wojen bezpowrotnie minęły. (…)

Dalszy dialog został przerwany przez zamachowca…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Rozmowy dobrej woli przerwane zamachem” można przeczytać na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Rozmowy dobrej woli przerwane zamachem” na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego