W audycji prowadzonej przez Wojciecha Jankowskiego:
Olga Siemaszko poinformowała, że ćwiczenia wojskowe na terenie Białorusi weszły w fazę aktywną. Ministerstwo Obrony Białorusi poinformowało, że zintensyfikują się ćwiczenia i będą się odbywać na wszystkich lotniskach kraju
Wolni Białorusini będą obchodzić rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego w Wilnie, gdzie jest pochowany Konstanty Kalinowski, czczony przez Białorusinów jako bohater narodowy.
Paweł Bobołowicz i Dmytro Antoniuk w relacji ze wschodu Ukrainy. Nasi korespondenci byli między innymi w Bachmucie:
Bachmut sprawia niesamowite wrażenie, dlatego, że to jest miasto, które wciąż walczy i broni pozostałej Ukrainy, to jest miasto, które przeraża swoją pustką. Widzieliśmy 10 osób, ale to są osoby, które przemykają się ulicami, które regularnie są ostrzeliwane przez artylerię. Nad miastem unosi się dym – powiedział Paweł Bobołowicz.
Artur Żak w korespondenci ze Lwowa powiedział, że armia rosyjska w ciągu ostatniej doby ostrzelała osiem obwodów Ukrainy. Najbardziej wytężone działania Rosjanie prowadzą na odcinku frontu środkowego, gdzie jest Bachmut jest oskrzydlany od północy i od południa. Tam siły ukraińskie są nękany ciągłymi atakami. Artur Żak powrócił jeszcze do koncertu Taraki we Lwowie. Usłyszeliśmy wicemarszałek Sejmu Małgorzatę Gosiewską i Martę Malską, wokalistkę Taraki.
Robert Czyżewski, dyr. Instytutu Polskiego w Kijowie omówił różnice i punkty styczne w polskim i ukraińskim widzeniu Powstania Styczniowego.
Wojciech Kalwat, pełnomocnik MKiDN ds. organizacji wydarzeń kulturalnych związanych ze 160. rocznicą Powstania Styczniowego, o wydarzeniach, które rozpoczną się już w niedzielę.
Wysłuchaj całej audycji już teraz!
Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego zwraca uwagę, że Powstanie Styczniowe trwało nie tylko przez styczeń, lecz przez cały rok aż do 1864 i łączyło całe społeczeństwo polskie.
Trzeba podkreślić to, że tak naprawdę powstanie styczniowe było ostatnim akordem tej pierwszej Rzeczypospolitej, takim ostatnim wspólnym działaniem narodów zamieszkujących pierwszą Rzeczpospolitej, czyli Polaków, Litwinów i Rusinów: Białorusinów i Ukraińców, jak dzisiaj ich po prostu historycznie nazywamy. Później, po tym wydarzeniu zaczyna się era nowoczesnego nacjonalizmu, nowoczesnego pojmowania narodu – dodaje nasz gość.
W piątkowy poranek tradycyjnie w Radiu WNET przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, wywiady, analizy oraz korespondencje. Witamy zimę w Studiu Dublin i czas kolędowania.
W gronie gości:
Dariusz Bonisławski – prezes zarządu krajowego Stowarzyszenia Wspólnota Polska,
Jarosław Płachecki – dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie, były prezes Irish – Polish Society,
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
Paweł Sreberski – Kapela u Dobrego Pastarza z Galway,
Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin.
Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Wydawca techniczny: Andrzej Karaś i Aleksander Popielarz
Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia.
Kilka chwil po godzinie 9:10 specjalna i już przedświąteczna korespondencja Bogdana Feręca, szefa najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.
Dzisiaj – 18 grudnia 2020 roku – w życie wchodzi rządowe rozporządzenie, które mówi, że można podróżować po całej Republice Irlandii i odwiedzać rodziny. Mogą to zrobić osoby z innych gospodarstw domowych.
To jednak spowodowało, iż do społeczeństwa, wystosowany został apel i szef HSE dr Paul Reid powiedział, żeby mądrze korzystać z tej zasady. Reid prosi, by ilość kontaktów społecznych, ograniczyć do absolutnego minimum, ponieważ może to doprowadzić do wzrostu zakażeń, jaki obserwowany był w pierwszych dniach listopada.
To może wpłynąć na obciążenie systemu opieki zdrowotnej, który nadal odczuwa skutki wcześniejszych fal koronawirusa.
Leo Varadkar, autor: International Transport Forum, licencja: (CC BY-NC-ND 2.0)
Wicepremier rządu Republiki Irlandii Leo Varadkar podzielił się swoją opinią na temat kolejnych miesięcy z koronawirusem, a jest zdania, że nie uda się szybkim czasie znieść wszystkich ograniczeń.
Według wicepremiera Varadkara, ograniczenia w postaci prawdopodobnie trzeciego poziomu, a i możliwej sześciotygodniowej blokady, mogą być obserwowane w okresie pierwszych sześciu miesięcy 2021 roku, a zaczną znikać, kiedy rozpocznie się akcja masowych szczepień.
Duży krok w rozmowach brexitowych. Granicy nie będzie – Negocjatorzy Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii zgodzili się ustalić wspólne zasady unikania granicy celnej na Morzu Irlandzkim.
Porozumienie zostało formalnie podpisane, więc granica celna, nie powstanie po opuszczeniu przez Zjednoczone Królestwo Unii Europejskiej. Oznacza to, iż protokół irlandzki, zacznie obowiązywać wraz z 1 stycznia 2021 roku i oznacza, iż na irlandzkiej wyspie, nie powstanie fizyczna granica.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:
Hanna Dowling, były prezes Irish-Polish Society J. Płachecki i wspominana w wywiadzie „Trybuna Ludu” wydana w dniu wizyty Jana Pawła II w Warszawie, w 1979 roku | Fot. archiwum H. Dowling
Drugim gościem przeświątecznego Studia Dublin jest dr Jarosław Płachecki, dziekan zaprzyjaźnionej z Radiem WNET i irlandzką rozgłośnią NEAR 90,3 FM Filii Staropolskiej Wyższej Szkoły w Dublinie.
Jako ciekawostkę warto podać fakt, że to jedyna polska uczelnia wyższa posiadająca filię w Irlandii. W roku 2019 Wydział STSW w Dublinie przekształcony został w Filię Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie.
Dzisiaj rozmowa dotyczyła przed wszystkim premiery VII tomu Rocznika Towarzystwa Irlandzko – Polskiego / The Irish Polish Society Yearbook.
VII tom Rocznika Towarzystwa poprzedziło wydanie specjalnej książki „The Polish House in Dublin. An Illustrated Chronicle” / „Dom Polski w Dublinie. Ilustrowana Kronika”, które ukazało się pod redakcją dra Jarosława Płacheckiego.
To pierwszy i kompletny diariusz, który dotyczy spraw Domu Polskiego w Dublinie, ale i w szerszym kontekście całej historii irlandzkiej Polonii.
W VII, łączonym tomie Rocznika Towarzystwa Irlandzko – Polskiego m.in. artykuł o nestorze Polonii w Irlandii „Wspomnienie o Janie Kamińskim i jego rodzinnym sztetlu Biłgoraju” pióra Hanny Dowling, sylwetka Macieja Bogdalczyka polskiego architekta z Irlandii, którego przybliżył Andrzej Wejchert oraz historyczny fresk „Tytus O’Byrn z Irlandki, powstanie 1863 roku”, którego autorka jest Katarzyna Gmerek.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z dr Jarosławem Płacheckim:
Z Pawłem Sreberskim z Kapeli u Dobrego Pasterza z Galway przypominamy o tradycji „Polaków Kolędowania” oraz tradycji współnego celebrowania Adwentu i Świąt Bożego Narodzenia muzyką i śpiewem. W tym roku ze względu na reżim sanitarny odbywać się to będzie w formie zdalnej.
W sobotę 26 grudnia 2020 roku odprawiona zostanie niezwykła Msza Św. w kościele St. Mary’s Claddagh Galway.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Pawłem Sreberskim:
W serwisie informacyjnym ze Studia 37 Dublin „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat” m.in.: 0 sukcesie Roberta Lewandowskiego, szczepieniach w Irlandii i dyskusji o paszportach szczepień oraz wizycie Mike’a Pompeo w Polsce, która zdaniem wielu może nie dojść do skutku z powodu obostrzeń pandemicznych w Polsce.
Robert Lewandowski został uhonorowany wyróżnieniem Piłkarza Roku FIFA. W finale światowego plebiscytu pokonał Leo Messiego i Cristiano Ronaldo.
To historyczny sukces, bowiem Robert Lewandowski jest pierwszym wyróżnionym w ten sposób Polakiem.
Dublin rain from the bus. Foto (c) Studio 37.
Szczepienia rozpoczną się w Irlandii w tym roku. Covidowy paszport jest przesądzony. Tánaiste (wicepremier) Leo Varadkar potwierdził liderowi Partii Pracy i rzecznikowi ds. zdrowia Alanowi Kelly podczas Promised Legislation w Dáil, że szczepienia rozpoczną się w Republice Irlandii w tym roku.
Poseł Kelly powiedział, że irlandzki rząd musi dokładnie wyjaśnić, jaki format będą miały te świadectwa szczepień lub paszporty szczepionek. Musimy wiedzieć, kto będzie kierował tymi certyfikatami, czy będzie to państwo, czy organizacje prywatne.
Istnieją kwestie moralne, prawne i etyczne w odniesieniu do tego świadectwa, a rząd musi natychmiast udzielić jasności i pewności.
Donald Trump / Fot. Gage Skidmore, Wikipedia
Według amerykańskich mediów, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence odwiedzi Polskę przed objęciem władzy w Waszyngtonie przez nową administrację.
Wizyta ma uwydatnić osiągnięcia rządu prezydenta Donalda Trumpa w polityce zagranicznej i bardzo dobre kontakty z Polską.
Natomiast minister Krzysztof Szczerski, szef gabinetu Prezydenta RP powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że w styczniu nie jest planowana wizyta wiceprezydenta Mike Pence’a w Polsce:
Do 17 stycznia ma obowiązywać w naszym kraju kwarantanna narodowa i nie ma nawet możliwości przygotowania takiej wizyty.
Tutaj do wysłuchania serwis informacyjny Studia 37 „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”:
W okienku sportowym nie mogło zabraknąć Jakuba Grabiasza, który komentuje tytuł Piłkarza Roku FIFA przyznany Robertowi Lewandowskiemu i opowiada o jednej z trzech koronnych dyscyplin sportu dla Irlandczyków – rugby.
W Studiu Dublin gorący komentarz tuż po losowaniu drużyn na Mistrzostwa Świata w rugby, które odbędą się we Francji w 2023 roku.
Kalendarz rozgrywek międzynarodowych w rugby już się zakończył na ten rok. Irlandzka reprezentacja ma szansę dojść do ćwierć lub nawet do półfinału. A dodam, że Irlandia nigdy dotąd nie dotarła do półfinału w rozgrywkach tej rangi. – przypomniał Jakub Grabiasz.
W sportowym wyspiarskim zaułku sportowym także zapowiedź sobotniego (19 grudnia 2020 roku) wielkiego finału GAA w futbolu irlandzkim. Zmierzą się drużyny Dublina i Mayo. Tej ostatniej kibicuje nasz radiowy Kuba.
W części ekonomicznej Jakub Grabiasz opowiadał o styku ekonomii i Brexitu, który jak się okazuje już dotarł na Szmaragdową Wyspę i miesza szyki przedsiębiorcom.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:
Ostatnim gościem Studia Dublin był prezes zarządu Stowarzyszenia Wspólnota Polska Dariusz Bonisławski, który podsumował ostatni rok i niełatwy rok przez pryzmat organizacji, która wspiera Polaków i Polski poza Ojczyzną.
Rok temu Zjazd Delegatów powierzył Dariuszowi Bonisławskiemu pełnienie funkcji prezesa zarządu krajowego Stowarzyszenia Wspólnota Polska.
Przypomnę, żę Dariusz Bonisławski to historyk, uznany ekspert oświatowy, menadżer oraz wieloletni dyrektor szkoły, prezes Oddziału Warmińsko – Mazurskiego Wspólnoty Polskiej.
Plany były ambitne na rok 2020 – podkreśla – jednak pokrzyżował je Covid i pandemia.
Mimo wszystkich trudności udało się stworzyć społeczność polonijnych nauczycieli, dzięki wykorzystaniu internetowych komunikatorów.
Prezes Dariusz Bonisławski podkreślił, że należy wspierać ze wszystkich sił edukację polskich dzieci poza granicami kraju poprzez m.in. tworzenie Akademii Dwujęzyczności. Z dumą wspomniał o zakończonych sukcesem przygotowaniach do wydania podręczników dla małych i młodych Polonusów w Ameryce Południowej oraz Irlandii:
Człowiek, który wie skąd pochodzi, lepiej się rozwija i czuje swoją wartość. Stowarzyszenie Współnota Polska patronowało i wspierało opracowanie dwóch nowych podręczników do nauki języka polskiego dla dzieci Polaków mieszkających w Ameryce Południowej, Irlandii i na Ukrainie.
W finale rozmowy z Tomaszem Wybranowskim prezes Dariusz Bonisławski złożył za pośrednictwem Radia WNET bożonarodzeniowe życzenia dla wszystkich Polaków rozsianych na całym globie.
Tutaj do wysłuchania rozmowa z prezesem Dariuszem Bonisławskim:
Świąteczna ulica Grafton Street stołęcznego Dublina. Fot. Tomasz Szustek
Opracowanie: Andrzej Karaś, Alekasander Popielarz i Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Partner Radia WNET
Partner Studia 37 Dublin
Produkcja Studio Dublina Radia WNET – GRUDZIEŃ 2020 (C)
Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.
Na interaktywnej mapie „Szlak 1863” oznaczono już ponad 2000 skrupulatnie zweryfikowanych miejsc bitew, mogił, pomników, powstańczych dworów, krzyży powstańczych i tablic pamiątkowych.
Marcin Niewalda
Krzyż powstańczy w Wilkach | Fot. ze zbiorów autora
Powstanie 1863–1864 jest źródłem nowoczesnego patriotyzmu i było punktem wyjścia do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Genealogia Polaków” w 100 rocznicę wybuchu tego zrywu niepodległościowego uruchomiła serwis bazy danych, zbierający wszelkie informacje na temat powstańców, bitew, a także miejsc związanych z powstaniem. Chodzi nie tylko dokładnie oznaczone miejsca bitew. W serwisie są gromadzone i – co najważniejsze – stale weryfikowane takie punkty, jak groby, pomniki, kuźnie, dwory, gdzie zbierali się powstańcy, miejsca pracy na emigracji, miejsca zsyłek, a nawet szkoły, kościoły pod wezwaniem świętych powstańców itp. (…)
Fundacja „Genealogia Polaków” współpracuje z grupami eksploratorskimi, które weryfikują takie miejsca w terenie na podstawie badań nieinwazyjnych oraz kwerend archiwalnych. (…)
„Szlak 1863” już inspiruje do działania szkoły, drużyny harcerskie, organizacje społeczne. Włączają się one biernie i czynnie, np. weryfikując, podając dalsze informacje, aktualizując zdjęcia i stan obecny, zapalając znicze w czasie ważnych świąt. Jedną z takich grup jest np. Szkoła Polska w Grzegorzewie na Litwie oraz drużyna harcerska ze Starych Trok. Młodzież pod kierunkiem opiekunów podjęła w tym roku już po raz drugi akcję weryfikacji. W ten sposób nie tylko zaznajamia się z historią, ale także uczy się wykorzystywać nowoczesne metody pracy „w chmurze” online oraz narzędzia cyfrowe. „Szlak 1863” korzysta bowiem z nowoczesnych technik zarówno pod względem gromadzenia i prezentacji, jak i pod względem współpracy grupowej, pomagając w ten sposób nabywać nowe umiejętności, przydatne np. w późniejszym czasie w pracy zawodowej.
Katalog miejsc, łączony z bazą danych o powstańcach, jest przekazywany do wykorzystania instytucjom takim jak Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób społeczna praca np. polskiej młodzieży z Litwy jest doceniana na całym świecie przez wszystkich, którzy korzystają z portalu i katalogu.
Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” znajduje się na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com
Siostra Michaela Rak o pochówku powstańców styczniowych na Rossie, tym jak on przebiegał i atmosferze, jaka towarzyszyła temu wydarzeniu.
Siostra Michaela Rak mówi na temat uroczystego pochówku szczątek powstańców styczniowych, który w piątek miał miejsce w Wilnie. Stwierdza, że to była potężna lekcja historii. Trumny powstańców, m.in. Konstantego Kalinowskiego, dowódcy Powstania Styczniowego na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, zostały złożone w kaplicy na Starej Rossie. Przedstawiciele Polaków, Litwinów, Łotyszy i Białorusinów brali udział na pogrzebie. Na balkonach można zobaczyć ludzi z flagami tych państw. W przypadku Białorusi są to flagi biało-czerwono-białe, nieuznawane przez państwo białoruskie i używane przez opozycję wobec prezydenta Aleksandra Łukaszenki.
Powiem, że podstawa na baczność naszych i litewskich żołnierzy trzymało mnie i siostrę w postawie klęczącej […] To było bardzo wzruszające.
Nasza rozmówczyni podkreśla wzruszenie, jakie widać było u obecnych na uroczystościach prezydentów, którzy wymieniali się między sobą uwagami (nie było słychać jakimi).
Wicedyrektor TVP Polonia i przedstawiciel PiS ocenia przemówienie sejmowe Grzegorza Schetyny i I rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego. Mówi też o pogrzebie bohaterów powstania styczniowego w Wilnie
Warszawski radny Prawa i Sprawiedliwości Filip Frąckowiak komentuje sejmowe przemówienie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej:
[…] z zażenowaniem, jak zawsze, słucham przewodniczącego Grzegorza Schetyny.
Samorządowiec twierdzi, że przewodniczący PO krytykuje PiS za praktyki, których sama Platforma dopuszcza się w Radzie Warszawy. Przypomina, że przedstawicielom PiS w Radzie często odbierany jest głos. Ubolewa nad brakiem nawet próby okazania zaufania rządowi ze strony Koalicji Obywatelskiej:
Nic z tego, co mówił, nie jest próbą wspólnego działania.
Radny nie zgadza się z krytyką ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Zwraca uwagę na niespotykaną wcześniej skalę zakupów w MON. Radny w mocnych słowach podsumowuje przemówienie przewodniczącego PO:
To nie jest poziom dyskusji, jakiej oczekiwałbym w parlamencie.
Filip Frąckowiak mówi o mającym się odbyć w Wilnie pogrzebie dwóch emisariuszy powstania styczniowego, w którym będą uczestniczyć przedstawiciele Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Podkreśla fakt, że pochówek bohaterów narodowego powstania może stać się szansą na powrót do ponadnarodowej dyskusji o I Rzeczpospolitej. „To nawiązanie do Trójmorza” – zwraca uwagę radny. Uroczystości będą transmitowane w TVP Polonia i TVP Info od 11.30. W składzie polskiej delegacji będzie prezydent Andrzej Duda, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński i marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
Gość Poranka WNET podsumowuje pierwszy rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. Krytykuje plany ograniczenia dostępu samochodów do śródmieścia. Wspomina też niedawno usuniętą awarię oczyszczalni „Czajka” : „To ewidentna wina prezydenta Trzaskowskiego” – zauważa. Negatywnie ocenia pomysł poprowadzenia linii tramwajowej przez Pole Mokotowskie. Filip Frąckowiak ubolewa też nad brakiem reakcji mieszkańców Warszawy na złą politykę prezydenta Warszawy.
Barbara Węglasz, Kustosz Muzeum Pienińskiego o góralskich haftach, góralskim poczuciu wolności i o tym, kto udzielał w Szczawnicy schronienia powstańcom styczniowym.
Barbara Węglasz mówi różnicach między góralami szczawnickimi i pienińskimi. Nie jest łatwo rozróżnić różne grupy górali na pierwszy rzut oka. Jednak różnią się oni strojem: spodniami, suknią, gorsetem, czy haftami.
Tutejsi hafciarze prześcigali się w przepięknych haftach.
W tej okolicy mieszkało wielu utalentowanych szwaczy, do których przyjeżdżali ludzie z okolicznych wsi.
Niektóre rody szczawnickie mogą wyciągnąć swoje rodowody z czasów nawet średniowiecznych.
Jak mówi Kustosz Muzeum Pienińskiego, miejscowi kultywują pamięć o przodkach, posiadając często bardzo rozbudowane drzewa genealogiczne. Choć żyją oni w okolicy od wielu pokoleń, to przybyli tutaj z różnych stron. Obecne tu pustkowia zasiedlane były za panowania Bolesława V Wstydliwego i św. Kingi. Później przyszła fala przybyszy z Wołoszczyzny i Rusi. Z tego powodu na tych terytoriach poza góralami mieszkali także Rusini Szlachtowscy, podgrupa Łemków. Zostały po nich budynki cerkwi grekokatolickich.
To są tereny, które zawsze należały do królewszczyzn. […] Górale podlegali pod starostę czorsztyńskiego, […] i zawsze uważali się za tych wolnych chłopów.
Kontynuując opowieść o dziejach tych ziem, Węglasz mówi o sytuacji ludności w czasach RON. Jako podlegający po władzę urzędnika królewskiego, a nie pod poddaństwo prywatne, mieli prawo odwoływać się do króla i z niego korzystali.
W XIX w. w Szczawnicy rodzi się wyjątkowa sytuacja.
Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego powraca do dziejów uzdrowiska. Jego właściciel, Węgier Józef Szalej przyjmował weteranów powstania styczniowego, którym pozwalał mieszkać w swoim ośrodku. Pod koniec życia zapisał on uzdrowisko Polskiej Akademii Umiejętności.
Car przysłał do Królestwa jako p.o. namiestnika osławionego stupajkę, generała Suchozanieta, który zapewniał, że rosyjskie panowanie nad Wisłą musi się ostać, choćby miało zginąć i 20 000 Polaków.
Zanim poszli w bój bez broni…
Rozmowa WNET z Barbarą Petrozolin-Skowrońską, autorką książki „Przed nocą styczniową”.
„Z znakiem Orła i Pogoni poszli nasi w bój bez broni” są to słowa Wincentego Pola z popularnej piosenki o powstaniu styczniowym. Prawda czy fałsz?
Prawda.
Zacznijmy rozmowę od tych dwóch znaków. Potem poruszymy sprawę broni.
Powinniśmy mówić o trzech znakach. Na słynnej pieczęci Rządu Narodowego 1863 roku obok Orła i Pogoni był jeszcze św. Michał Archanioł, patron Rusi. Te znaki określały terytorium pozbawionej w rozbiorach niepodległości Rzeczypospolitej. Powstanie stawiało sobie za cel przywrócenie niepodległości państwa w granicach sprzed 1772 roku.
„Polska od morza do morza”. Czy nie czuło się od razu, że to niebezpieczna mrzonka?
„Point de reveries…” – żadnych marzeń czy też mrzonek – przestrzegał już Polaków w Warszawie goszczony po królewsku w 1856 roku Aleksander II…
Jakie były te polskie marzenia, których spełnienia spodziewano się po młodym carze-reformatorze?
Było to marzenie o przywrócenie Królestwu Polskiemu praw, które zapewnił traktat wiedeński i o połączeniu z Królestwem wszystkich „ziem zabranych” – przyłączonych w rozbiorach do cesarstwa rosyjskiego jako Gubernie Zachodnie. Oczywiście wszystko pod berłem cara z dynastii Romanowych jako króla polskiego liczącego się z nadaną Polakom konstytucją. Taką perspektywę łączono w początkach Królestwa Polskiego z Aleksandrem I jako królem polskim i był przyjmowany entuzjastycznie „jakby jakiś zmartwychwstały Piast lub Jagiellończyk”… Tak był też witany w Warszawie 40 lat później Aleksander II…
Ale to „żadnych marzeń – co mój ojciec zrobił, dobrze zrobił” – było kubłem zimnej wody wylanym na głowy Polaków.
Nie dziwmy się jednak marzeniom o powrocie historycznej Rzeczypospolitej na mapy Europy. Prawie 500 lat wspólnej historii, a blisko 300 od unii lubelskiej – można się było przyzwyczaić i trudno odzwyczaić, gdy nie minęło jeszcze nawet sto lat od pierwszego rozbioru… Dziewiętnastowieczny patriotyzm polski był patriotyzmem całej Rzeczpospolitej utraconej w rozbiorach, a powstania – związane z marzeniami o przywróceniu jej niepodległości…
Żeby walczyć i zwyciężać, oprócz marzeń, motywacji i siły ducha potrzebna jest broń… Czemu wyprowadzani z Warszawy chłopcy z dziesiątek i setek warszawskiej Organizacji Narodowej „czerwonych” uzbrojeni byli w drągi?
Można przypuszczać, że następca Jarosława Dąbrowskiego na stanowisku naczelnika Warszawy w Organizacji Narodowej „czerwonych”, Zygmunt Padlewski (z Petersburskiego Koła Oficerów Polaków Sierakowskiego i Dąbrowskiego), jedyny wojskowy w Komitecie Centralnym Narodowym, który szykował militarny plan powstania, wierzył w informacje przesłane z Cytadeli przez Dąbrowskiego, że objęci spiskiem wojskowi z armii rosyjskiej stacjonującej w Królestwie Polskim otworzą powstańcom arsenały w Modlinie i uzbrojona młodzież polska będzie zwyciężać, a broni starczy dla wszystkich, którzy „ruszą do obozu”…
I co się okazało?
Gdy już spiskowcy wyprowadzeni do Kampinosu marzli tam kilka dni, a rozkazy dotyczące rozpoczęcia powstania w noc z 22 na 23 stycznia zostały rozwiezione do innych miast Królestwa Polskiego – okazało się, że załoga Modlina została wymieniona.
A może cały plan był fantazją? Obliczoną na to, by decyzja o powstaniu zapadła już w styczniu, gdy wzburzenie z powodu branki usprawiedliwiało decyzję jej podjęcia?
Myślę, że Jarosław Dąbrowski wierzył, że ten plan jest realny. Ale na pewno też był zwolennikiem szybkiego wybuchu powstania. Przedstawiał plan powstania już w czerwcu 1862 roku, potem w sierpniu… Zawsze powiązany ze spiskiem w wojsku rosyjskim. To dzięki tym kontaktom planowano przejęcie przez powstańców arsenałów Cytadeli Warszawskiej i twierdzy Modlin.
Ale w sierpniu Dąbrowski sam znalazł się w Cytadeli. Jak mógł zachować tak bliskie kontakty z politycznymi przyjaciółmi z Komitetu Centralnego Narodowego i ze spiskowcami powiązanymi z rosyjską rewolucyjną Ziemlą i Wolą?
Pośrednikami byli: narzeczona Dąbrowskiego (później żona) Pelagia Zgliczyńska (o sposobie grypsowania pisze w swoich wspomnieniach) oraz Ukrainiec Andrij Potebnia (w powstaniu miał plan utworzenia oddziału pod sztandarem Ziemli i Woli, zginął pod Skałą).
To są osoby poza podejrzeniem. Ale ta korespondencja mogła spotykać „po drodze” prowokatora powiązanego z tajnymi służbami…
Nic o tym nie wiem, ale skoro mówimy o broni i prowokatorach, warto przypomnieć historię aresztowania w Paryżu w hotelu Corneille członków Komisji Broni, wysłanych w grudniu 1862 r. przez KCN do Paryża z pieniędzmi, by ją zakupić dla przyszłego powstania. Aresztowano ich na skutek prowokacji szpiega rosyjskiego, Juliana Bałaszewicza, który jako Albert Potocki, właściciel antykwariatu, bardzo sprawnie działał w polskim środowisku emigracyjnym, snując wiele udanych intryg. To on doniósł prefektowi francuskiej policji, że w hoteli przy rue de Corneille zatrzymali się terroryści planujący zamachy na koronowane głowy… (winą za to aresztowanie obciążył dwóch antagonistów: Mierosławskiego i Padlewskiego, a jako jego przyczynę podał prasie francuskiej donos Anglików). Wynikiem aresztowania było nie tylko znaczne opóźnienie zakupu broni, lecz również skopiowanie przez policję francuską i przekazanie ambasadzie rosyjskiej przejętych od Polaków dokumentów dotyczących tras przesyłania broni do kraju, a także konspiracyjnych kółek w jednostkach rosyjskiej armii stacjonującej w Królestwie.
Może z tym wiązała się decyzja o wymianie załogi Modlina?
Tak czy nie – beztroska działaczy konspiracji zadziwia.
Zapytam za najwybitniejszym badaczem powstania styczniowego prof. Stefanem Kieniewiczem: Jak to się stało, że szczupłe środowisko złożone z luźnych grup inteligencji, zubożałej szlachty, uczącej się młodzieży, rzemieślników i robotników narzuciło swą decyzję [powstania] całemu narodowi? I dlaczego w tak niedogodnej chwili i przy tak nikłych szansach powodzenia?.
Napisałam całą książkę – osiemnaście rozdziałów i ponad pięćset stron, by także sobie odpowiedzieć na tak zadane pytanie…
A nie można odpowiedzieć krócej?
Mogę spróbować, ale będzie to pozbawione kolorytu epoki, ciekawych postaci… Uważam, że do wybuchu powstania doprowadziła spirala przemocy. Przekreśliła ona szanse drogi wskazywanej przez demokratyczne i niepodległościowe środowisko inteligencji warszawskiej z Edwardem Jurgensem na czele, które chciało nie tylko odzyskania niepodległości Rzeczypospolitej, lecz i głębokich przeobrażeń społecznych; uczynienia jej nowoczesnym, ważnym państwem w Europie Środkowo-Wschodniej.
Bez powstania?
Z dobrze przygotowaną i podjętą w sprzyjającej sytuacji międzynarodowej walką zbrojną. Przytoczę słowa Jurgensa: „Przywódcy nie mają prawa szafować ani krwią, ani życiem, ani zasobami materialnymi. Walka ostateczna musi być zwycięska i rozpoczynać jej nikt z gorącością zapału lub rozpaczy nie ma prawa”.
Stało się zupełnie inaczej – walkę podjęto i z „gorącością zapału”, i z rozpaczą…
I wówczas właśnie Jurgens pierwszy w obozie „białych” powiedział „Nie ma już wyboru, bądźmy przynajmniej razem”. Uznał, że „biali” powinni przystąpić do powstania. Wielopolski tego wykształconego, inteligenckiego polityka doceniał, więc gdy nie udało mu się go zjednać i Jurgens odmówił katedry w Szkole Głównej – pozostała Cytadela. Tam zmarł w sierpniu 1863 r., rok przed swoim rówieśnikiem Romualdem Trauguttem.
Nie poznał rozmiarów tragedii, jaką przyniosło powstanie, a sam też był postacią tragiczną. Ale wróćmy do „łańcucha przemocy”, który prowadził do powstania.
W 1861 roku decydujący wpływ na wydarzenia miała przemoc ze strony autokratycznej, rosyjskiej władzy i jej zbrojnego ramienia – wojska stacjonującego w Warszawie. W 1862 natomiast – w warunkach autonomii z margrabią Aleksandrem Wielopolskim jako naczelnikiem rządu cywilnego na czele – była to już przemoc polska.
Latem 1862 r. – przemoc radykałów obozu „czerwonych”, inicjatorów czterech zamachów na najważniejsze osoby w państwie (w tym dwóch na Wielopolskiego) destabilizowała sytuację, uniemożliwiała normalizację w warunkach „małej Polski”, powiązanej „na zawsze” z carską Rosją. Radykałowie dążyli do powstania w sojuszu z rewolucjonistami rosyjskimi. Ostatecznym celem miało być pokonanie caratu.
Odpowiedzią na zamachy i na rewolucyjne zagrożenie była także przemoc. Policyjny system rządów, liczne aresztowania, znów szubienice na stokach Cytadeli (na których zawiśli młodzi spiskowcy z warszawskiej Organizacji Narodowej, wykonawcy nieudanych zamachów), wreszcie branka do rosyjskiego wojska – skalpel „przecinający nabrzmiały wrzód” – to były środki zastosowane przez polski rząd cywilny Wielopolskiego. Idea powstania w odpowiedzi na brankę eksplodowała decyzją o jego wybuchu.
W tym łańcuchu przemocy aż gęsto od emocji i faktów.
Odsyłam do książki; każde uproszczenie jest kalekie.
Jednak w relacjach historycznych musimy sięgać po uproszczenia. Pytam więc o przemoc rosyjską roku 1861 i jej skutki dla polskiego ruchu niepodległościowego.
Pierwszy etap to wydarzenia 25 i 27 lutego. Pokojowa patriotyczna manifestacja zorganizowana w 30 rocznicę bitwy grochowskiej z inspiracji Jurgensa (przeciwstawiona planom powstańczym Mierosławskiego) została krwawo spacyfikowana i nastąpiły aresztowania. Wzburzenie tymi wypadkami i żądanie uwolnienia aresztowanych towarzyszyło manifestacji 27 lutego i wówczas padło od rosyjskich kul pięciu Polaków. Rewolucyjny nastrój Warszawy tak przestraszył namiestnika Gorczakowa, że poszedł na spore ustępstwa i to był początek „dni polskich” – oddolnego organizowania się społeczeństwa (Delegacja Miejska, organizacja „konstabli” pilnujących porządku), wielkiej społecznej aktywności, „rewolucji moralnej”, manifestacji strojem (żałoba narodowa, stroje polskie – czamary, rogatywki), manifestacji patriotyczno-religijnych, gdy śpiewano Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie…. Ale wszystko, co działo się w Warszawie, a za jej przykładem w innych miastach Królestwa i „odwiecznej Polski” – dla cara było czasem „swawoli”, której należało „energicznie” położyć kres. Finałem stała się krwawa konfrontacja – masakra na placu Zamkowym 8 kwietnia 1861 roku.
Warto przypomnieć, że ów polski ruch non violance 1861 roku umożliwił początek kariery politycznej margrabiemu Wielopolskiemu, który krok po kroku chciał zbudować autonomię Królestwa Polskiego. Jego kariera, oczywiście powiązana z systemem władzy zaborczej, nie mogła budzić zaufania w niepodległościowych środowiskach, tym bardziej, że Wielopolski potępiał powstanie listopadowe (w którym sam brał udział), a w polu zainteresowań politycznych miał tylko Królestwo Polskie.
Do tego w początkach kariery podjął decyzję o rozwiązaniu Towarzystwa Rolniczego, jedynej legalnej polskiej organizacji, której przewodził popularny hrabia Andrzej Zamoyski, patriota nie zapominający o całej dawnej Rzeczypospolitej. Skutkiem tej decyzji było wielkie wzburzenie, a obok niechęci pojawiła się nienawiść; w środowisku ziemiańskim nie wypadało już mówić i Wielopolskim inaczej jak „Ropucha” i „Dzik”. Fakt, że po masakrze kwietniowej pozostał u steru rządów, dobrze zapamiętało przede wszystkim plebejskie środowisko Warszawy, dla którego był po prostu zdrajcą. A w tym środowisku konspiracja niepodległościowa zaczęła się rozwijać właśnie po 8 kwietnia. Pomocne w tym były struktury rozwiązanej na żądanie cara organizacji „konstablów” – polskiej straży porządkowej czasu „dni polskich” (właśnie dziesiątki i setki).
Tak więc kwietniowa przemoc rosyjskiej władzy budowała przyszłe powstanie…
W każdym razie takie były skutki. Jesień 1861 roku pod tym względem była jeszcze bardziej owocna. Wprowadzenie stanu wojennego 14 października 1861 roku przyniosło zjednoczenie różnych kółek „czerwonych” pod jednolitym kierownictwem Komitetu Miejskiego, które zamiast organizować pokojowe manifestacje ze śpiewami patriotycznymi, zabrały się do przygotowania powstania. A sytuacja stała się tak drastyczna, że zdobywały szerokie poparcie….
Stan wojenny to dla nas nie nowość, ale pewnie każdy ma swoją odmienność…
W tym wypadku prawdziwym szokiem było wtargnięcie wojska do katedry nad ranem 16 października, by dokonać tam aresztowań.
Wyjaśnijmy, że tkwili tam od południa uczestnicy mszy w intencji Kościuszki, uważanego przez władze za „przestępcę politycznego”, i śpiewali zakazane pieśni. A potem kolejny szok, głośny w Europie: zamknięcie wszystkich kościołów.
Była to decyzja władz Kościoła katolickiego, z którą solidaryzowali się rabini, zamykając synagogi, i ewangelicy – zamykając swoje kościoły. Ten akt solidarności był kontynuacją postaw z czasu „dni polskich”. „Rewolucja mieszczańska”, polski niepodległościowy ruch non violance eksponowały sprawę równouprawnienia niezależnie od wyznania i narodowości i znajdowały wielkie poparcie środowisk żydowskich i ewangelickich.
Osobny ważny i ciekawy problem tamtej epoki. Ale wróćmy do stanu wojennego.
Przede wszystkim spowodował on „trzęsienie ziemi” na szczycie władzy. Na Zamku generał gubernator postrzelił się śmiertelnie w pojedynku amerykańskim z namiestnikiem, chory namiestnik wyjeżdżał po przyjętej dymisji… Car przysłał wówczas do Królestwa jako p,o. namiestnika osławionego stupajkę, generała Suchozanieta, który zapewniał, że rosyjskie panowanie nad Wisłą musi się ostać, choćby miało zginąć i dwadzieścia tysięcy Polaków. Wielopolski odmówił z nim współpracy i na wezwanie cara jechał do Petersburga prawie jako więzień stanu. W Warszawie trwały masowe aresztowania, wyroki sądów wojennych, wywózki na Sybir. A dotykały „ludzi umiarkowanych”: byłych członków Delegacji Miejskiej z czasów „polskich dni”, osób wybranych niedawno do Rady Miejskiej Warszawy, członków komitetu organizacyjnego pogrzebu arcybiskupa Fijałkowskiego (pogrzeb ten był wielką manifestacją patriotyczną, na której szczególnie podkreślano jedność Polski i Litwy), księży katolickich, rabinów, pastora ewangelickiego…
Spośród „czerwonych” aresztowano i zesłano na Sybir tylko Apolla Korzeniowskiego (ojca czteroletniego wówczas przyszłego sławnego pisarza Conrada). Miało to polityczne uzasadnienie: „Czerwoni nas nie obchodzą, z nimi dalibyśmy sobie prędko radę, ale ta kanalia umiarkowana przeszkadza nam najbardziej” (…) „Czerwoni porwą za broń, my ich zdusimy i na tym cała komedia się skończy. Ale te łotry białe, jeśli uda się im opanować rewolucję, gotowi nas wszystkich stąd wykurzyć” (za pamiętnikiem Zygmunta Felińskiego cytuję wypowiedzi wysokich stopniami wojskowych w Królestwie).
Zamiar „wykurzenia” Rosjan znad Wisły miał też przecież Wielopolski, który w Petersburgu zręczną akcją dyplomatyczną znacznie poszerzył autonomiczne reformy Królestwa…
Niepokoiło to rosyjską elitę władzy nad Wisłą, bo groziło utratą intratnych posad, ale nie mniej – „czerwonych”, którzy rośli w siłę w warunkach nasilonych represji, gdy już uważano niemal powszechnie, że powstanie to jedyne wyjście, a poparcie dla nich topniało w oczach, gdy przyszła zapowiedź reform, a aresztowani w początkach stanu wojennego opuszczali więzienia bądź wracali z krótkiego zesłania…
Gdyby społeczeństwo Królestwa Polskiego, zadowolone z poprawy sytuacji, poparło Wielopolskiego, bardzo zaszkodziłoby to planom szybkiego wybuchu powstania…
Nie dla wszystkich ta sytuacja zmieniała się na lepsze. Liczni byli i tacy, którym reformy autonomiczne nie przynosiły nic; zostawała beznadziejność, skrajna nieraz bieda, brak perspektyw. A nadzieja była w powstaniu, które przyniesie równość i niepodległość… Ta zakonspirowana „armia” z Organizacji Narodowej „czerwonych” gotowa była chwycić za broń, byle ją dostała. A margrabia był dla nich, pamiętających o zabitych na placu Zamkowym, tylko zdrajcą zaprzedanym moskiewskim rządom, stał na czele „rządu najezdniczego” – jak mogli dowiedzieć się z ich tajnej prasy czytanej na konspiracyjnych zebraniach „dziesiątek”.
Nie było więc trudno znaleźć chętnych, by go zabić, gdy powrócił do Warszawy jako naczelnik cywilnego rządu…
Od razu zgłosiło się dwóch odważnych dziewiętnastolatków z Organizacji Narodowej, nieświadomych jednak, że owego „patriotycznego czynu” nie zlecił Komitet Centralny Narodowy, bo tam nastąpiły zmiany i decydowali przeciwnicy terroryzmu, a nawet szybkiego powstania…
Struktura „podziemia” sprawiała, że nie wiadomo było, kto wydaje polecenie. A mogło być więcej zakonspirowanych ośrodków decyzyjnych.
I tak było. Wiadomo, że w drugiej połowie roku 1862 w Warszawie jedno centrum „czerwonych” należało do KCN i nawiązało bliższe stosunki z „Ziemlą i Wolą”, drugie od tego sojuszu się dystansowało i za swojego guru uważało generała Ludwika Mierosławskiego.
Wybuch powstania w odpowiedzi na brankę, a więc uzależnionego od jej terminu, zapowiadała „kartka o poborze”. Podejrzewano o inspirację wydania tego oświadczenia mierosławczyków.
To jest prawdopodobne, bo Mierosławski w swoich prognozach łączył perspektywę wybuchu powstania z branką, ale tradycyjnie przeprowadzaną na wsi… Może właśnie artykuł Mierosławskiego na ten temat stał się natchnieniem dla Zygmunta Wielopolskiego, syna margrabiego i prezydenta Warszawy, któremu przypisuje się – zaaprobowaną przez margrabiego – inicjatywę branki proskrypcyjnej w mieście? Odsunęłaby widmo powstania, które porusza wieś, co może się skończyć jak w Galicji w 1846 roku. A zarazem pozwalała usunąć „element rewolucyjny” z miast…
Wielopolscy liczyli chyba, że odpowiedzią na pobór może być powstanie.
Tak, a „kartka o poborze” to potwierdzała. Wybór najbardziej niekorzystnego dla podjęcia walki terminu poboru był w rękach Wielopolskiego. Uważał też, że taką zbrojna próbę oporu szybko można zgnieść przy pomocy wojska.
Ale własnego wojska nie miał, tym wojskiem dowodzili rosyjscy generałowie…
Nie wiem, czy pomyślał, że w pierwszym rzędzie będzie im zależeć na likwidacji autonomii nad Wisłą i „wykurzeniu” stąd Wielopolskiego, zanim on ich stąd „wykurzy”… A jaki był stosunek wielu Rosjan do autonomii, świadczył np. artykuł „Moskowskich Wiedomosti”, którego autor twierdził, że głównym wrogiem Rosji nad Wisłą jest „cywilna administracja Królestwa”. Niestety „czerwoni” jako wrogowie Wielopolskiego mieli mocne i wpływowe towarzystwo…
Wiedzieli o tym?
Uważali za potwarz przypominanie im o tym i nic nie wskazuje na to, że były próby agenturalne… „Czerwoni” byli rewolucjonistami. A ci pozorni „sojusznicy” zwalczali dążenia rewolucyjne…
W grudniu 1862 roku wydawało się, że wszyscy w KCN są przeciwnikami rozpoczęcia powstania zimą. Uważali, że najwcześniej może ono wybuchnąć wiosną 1863 roku, a „popisowych” trzeba ukryć, by obronić przed poborem… Tak relacjonował rozmowy z przedstawicielami Komitetu w Warszawie Zygmunt Miłkowski (T.T. Jeż), który miał kierować powstaniem na Rusi.
„Zima wasza – wiosna nasza” – ale instynkt prawdziwych rewolucjonistów, takich jak Jarosław Dąbrowski, mówił wyraźnie, że na wiosnę wszystko może rozejść się po kościach. I raptem zjawia się w Warszawie Stefan Bobrowski (szwagier Apolla Korzeniowskiego). Jest przyjacielem Zygmunta Padlewskiego, członka KCN i naczelnika Organizacji Narodowej w Warszawie. Padlewski wprowadza go na zebranie KCN 3 stycznia i choć niedawno sam tłumaczył, że bez broni powstanie jest niemożliwe, po logicznej, zdecydowanej przemowie Bobrowskiego, która ma przekonać zebranych, że powstanie powinno być wiązane z branką – głosuje za spodziewanym terminem styczniowym!
Można podejrzewać, że Bobrowski i Padlewski znali plan Dąbrowskiego i wierzyli, że będzie broń dla powstania z arsenałów Modlina…
Takiej sugestii nie ma w mojej książce, ale teraz myślę, że to prawdopodobne! Dlatego na zebraniu 3 stycznia 1863 r. zadecydowano w Komitecie Centralnym Narodowym „czerwonych” o łączeniu wybuchu powstania z branką, a wkrótce postanowiono wyprowadzić przed branką znaczną część młodzieży z Organizacji Miejskiej „czerwonych” do Kampinosu. Ale gdy branka stała się faktem, gdy termin wybuchu powstania był już wyznaczony na noc z 22 na 23 stycznia, stało się jasne dla Padlewskiego, który na tym budował swój wojskowy plan, że broni z arsenałów Modlina dla młodzieży uzbrojonej w drągi nie będzie. Nie można się dziwić, że przeżył załamanie.
Jednak ta noc styczniowa 1863 roku stała się jedną z najważniejszych w naszej historii, a powstanie styczniowe – istotnym krokiem do odzyskania przez Polskę niepodległości! Zaczęliśmy rozmowę od znaków Orła, Pogoni i św. Michała na pieczęci Rządu Narodowego 1863. Przypomnijmy też słowa z tej pieczęci wciąż dla nas ważne: wolność, równość, niepodległość!
Książkę Barbary Petrozolin-Skowrońskiej „Przed nocą styczniową” opublikowało wydawnictwo Zysk i S-ka w 2013 roku.
Wywiad z Barbarą Petrozolin-Skowrońską, autorką książki „Przed nocą styczniową” znajduje się na s. 5 i 7 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad z Barbarą Petrozolin-Skowrońską, autorką książki „Przed nocą styczniową” na s. 5 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com
Od 1 września 1863 do 1 maja 1865 r. komisje śledcze i wojenno-sądowe z samego Królestwa zesłały do Rosji 7447 osób: do rot aresztanckich 2617, na osiedlenie w Syberii 1979, a na katorgę 3399 osób.
Tadeusz Loster
5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli Warszawskiej Rosjanie powiesili ostatniego dyktatora powstania styczniowego, Romualda Traugutta, wraz z czterema towarzyszami. Kończyło się najtragiczniejsze i najdłuższe, bo trwające od 22 stycznia 1863 roku polskie powstanie, zwane styczniowym. W okresie tym w sumie około 200 tysięcy powstańców stoczyło 1228 bitew i potyczek, w których poległo blisko 25 tys. insurgentów. Majątki na terenie Królestwa Polskiego osób biorących udział w powstaniu zostały skonfiskowane i rozdane tym, którzy przyczynili się do „usmirenia polskogo mjatieża” (stłumienia polskiego buntu). Konfiskatę zastosowano do 1660 majątków ziemskich. Ogólną liczbę emigrantów zesłanych w głąb Rosji i na Syberię z samego Królestwa Polskiego oblicza się na 31573 osoby. Wiadomo, że w czasie od 1 września 1863 do 1 maja 1865 roku komisje śledcze i wojenno-sądowe z samego Królestwa zesłały do Rosji 7447 osób: do rot aresztanckich 2617, na osiedlenie w Syberii 1979, a na katorgę 3399 osób (Grabiec J., Rok 1863, Poznań 1922).
Skazani mieli za sobą udział w powstańczych walkach lub pracę w konspiracji, dostanie się do niewoli lub aresztowanie oraz gehennę śledztwa i pobyt w więzieniu. Lżejsze wyroki, które otrzymywali, to osiedlenie („posielenie”), zamieszkanie („żitielstwo”) lub osadzenie („wodworienie”). Mniej szczęścia mieli ci skazani do rot aresztanckich lub do służby w wojsku rosyjskim. Najcięższym wyrokiem była katorga, czyli ciężka praca w zakładach lub kopalniach.
Większość z nich, aby się znaleźć na Sybirze w miejscu wyznaczonym carskim wyrokiem, musiała przekroczyć granicę między Europą a Azją. Najcięższe chwile przeżywali skazańcy podczas długiej drogi etapowej. Z każdej partii podążającej na Sybir prawie codziennie ubywało kilka osób umierających z wycieńczenia i chorób. (…)
Skazani na katorgę zesłańcy byli kierowani do okręgu nerczyńskiego do pracy w kopalniach Akatuja, Kliczka, Kadaja, Kara, Zarentuja itd. Tutaj powstańcy styczniowi byli kolejnym pokoleniem zesłańców. W kopalniach rudy żelaza i ołowiu Akatuja przebywał Piotr Wysocki (1797–1875) – inicjator powstania listopadowego, przywódca sprzysiężenia podchorążych, pułkownik, za udział w powstaniu odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari. Dostał się do niewoli rosyjskiej w 1831 roku podczas walk w obronie Warszawy. Był więziony i trzykrotnie skazany na śmierć. Karę śmierci zamieniono ukazem carskim na 20 lat ciężkich robót na Syberii. Przebywał w Aleksandrowsku. Po próbie ucieczki skazany na karę półtora tysiąca batów, został karnie przeniesiony na katorgę do kopalni miedzi w Akatui w kolonii katorżniczej w Nerczyńsku, gdzie pracował przykuty do taczki. Powrócił do kraju w 1857 roku po amnestii carskiej. Miał zakaz przebywania w Warszawie.
Ci, których nie objęła amnestia w 1856 roku, pozostali na Syberii. Spotkały się dwa pokolenia powstańców oraz politycznych, tych z listopadowej insurekcji i ze styczniowej.
Pracowali tu ciężko w trudnych warunkach również w niedziele i święta. Oprócz ciężkiej pracy okolica ta była przygnębiająca – strome, nagie szczyty gór, nieliczne krzewy i szkielety drzew. Katorżnicy, którzy mimo woli musieli zostać górnikami, pochodzili w większości z rodzin ziemiańskich czy mieszczańskich, nie byli przyzwyczajeni do ciężkiej fizycznej pracy, którą musieli wykonywać. Prostymi narzędziami, jak łopata, kilof czy młot, rozbijali skały, szukając pokładów rudy lub kruszconośnych żył. (…)
W 1866 roku nerczyńskie kopalnie zasilili nowi katorżnicy skazani na wieloletnie ciężkie roboty. Byli to Polacy ponownie osądzeni po nieudanym powstaniu bajkalskim. Więźniowie niekiedy przenoszeni byli do pracy w inne miejsca niż kopalnie. Mełli na żarnach zboże dla więźniów czy wojska, budowali drogi, a zimą pracowali w porcie nad rzeką Szyłką, rąbiąc lód. Po odbyciu kary ciężkich robót przenoszono ich do guberni irkuckiej na osiedlenie. W drugiej połowie lat 70. sporą grupę byłych katorżników zatrudniała Żegluga Parowa na Amurze.
O wiele cięższe warunki niż w okręgu nerczyńskim panowały w kopalniach guberni jakuckiej. Wiązało się to z jej położeniem i surowym klimatem. Tutaj trafiali na katorgę ludzie młodzi, silni, odbywający kary ciężkich robót i osiedlenia. Byli to Polacy, którzy wcieleni do wojska rosyjskiego za udział w powstaniu, próbowali ucieczki. Pracowali w tajdze, w odkrywkowych kopalniach złota, a także w rolnictwie.
Jakucja, a zwłaszcza okręg olekmiński ze złotonośnymi terenami, kusił poszukiwaczy złota. Byli wśród nich także Polacy-zesłańcy, którzy po odbyciu kary potrzebowali źródła utrzymania lub gotówki na powrót do kraju. Podejmowali oni pracę w kopalniach złota jako urzędnicy, górnicy w charakterze poszukiwaczy złota, a niektórzy stawali się nawet udziałowcami kopalń. Byli też tacy, którzy pochłonięci gorączką złota pozostawali na Syberii na stałe. Zdjęcie z końca lat 70. XIX wieku pokazuje tych poszukiwaczy złota i przygód – Polaków, Sybiraków i Rosjan. (…)
Ilość zesłańców syberyjskich z okresu powstania styczniowego była największą grupą skazanych od okresu konfederacji barskiej, insurekcji kościuszkowskiej, wojen napoleońskich, powstania listopadowego.
Powstańcy styczniowi byli piątym pokoleniem Polaków odbywającym karę za usiłowanie przywrócenia wolności Polsce. Ci z Galicji, o których rząd austriacki upomniał się jako o swoich podwładnych, powrócili do kraju po kilku latach. Carska łaska – amnestia – nie obejmowała tych z ciężkimi wyrokami. Ostatnim sybirakiem okresu powstania styczniowego był członek Rządu Narodowego Bronisław Szwarce, który mógł wyjechać z Syberii w 1892 roku.
Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Górnicy mimo woli” znajduje się na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Górnicy mimo woli” na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com
Następne pokolenie, pielęgnując tradycje przodków, korzystało z doświadczeń 1863 r. i tych samych punktów przerzutowych. Jednak w latach 1919–1921 broń przemycano z Polski dla walczącego Śląska.
Zdzisław Janeczek
Broń ze Śląska napływała do Królestwa od pierwszych dni powstania. Świadczy o tym m.in. zatrzymany od strony śląskiej granicy w nocy z 22 na 23 I 1863 r. ładunek przewożony na dwóch furmankach. Również miejscowa prasa zamieszczała informacje o udaremnieniu prób przemytu broni i amunicji.
Pruski koszmar (karykatura współczesna) | Fot. Wikipedia
Według relacji „Breslauer Zeitung”, w lutym 1863 r. policja aresztowała w pociągu agenta fabryki broni, którego celem podróży była Warszawa. „Schlesische Zeitung” donosiła z Wrocławia m.in. o konfiskacie nocą z 12 na 13 III 1863 r. wozu z bronią (50 sztuk broni palnej zaopatrzonej w bagnety). Po upływie dwóch tygodni (30 III) policja pruska zarekwirowała na dworcu w Gliwicach 21 cetnarów ołowiu, formy do lania kul i 600 karabinów. W kwietniu na dworcu w Katowicach czekało na przewiezienie do Sosnowca, a stamtąd na Lubelszczyznę, 270 sztuk broni. Z kolei w Mysłowicach, u piekarza Kluski, przechowywano skrzynki z prochem. Nie udało się niczego znaleźć podczas rewizji u piekarza Ferdynanda Zipsa, bliskiego współpracownika Stanisława Maciejewskiego, za to, jak donosiła „Breslauer Zeitung”, na katowickim dworcu znaleziono pistolety ukryte w beczce. Kolejnym niepowodzeniem było wykrycie (29 V 1863 r.) na stacji katowickiej, w wagonie w składzie do Sosnowca, podwójnego dna, które skrywało 42 szable kawaleryjskie i 3 paczki prochu. Z powodu pośpiechu, podczas załadunku w Gliwicach konspiratorzy nie dopilnowali zasmarowania nowych gwoździ, co zwróciło uwagę kontrolujących. (…)
Agenci, aby uchronić transporty broni i amunicji przed pruską konfiskatą, stosowali różne systemy zabezpieczeń. Zmieniali szlaki transportowe, tworzyli coraz nowe kantory i magazyny, fałszowali opakowania i napisy.
Broń pakowali jako cukier, wino, mąkę, oliwę, płótno, cygara, wyroby żelazne, ziarno itp., chowali ją w kasach ogniotrwałych między podwójnymi ściankami, w skrzynkach z szufladami, w walizach z ubraniami i bielizną oraz w szafach i kołyskach; wykorzystywali również podwójne dna skrzyń, wagonów, powozów i wozów. Rapiery i broń krótką ukrywano w laskach i pejczach, lufy karabinów deklarowano jako części maszyn.
Ludwik Ohnstein z synem wozili materiały wojenne z Legnicy i Głogowa w pudłach, których zawartość zgłaszano jako porcelanę. W październiku 1863 r. urzędnicy pruskiej komory celnej w Katowicach zatrzymali paczkę z laskami i szpicrutami, w których były ukryte sztylety. (…)
Broń i materiały wojenne były również transportowane przez tzw. zieloną granicę pomiędzy Bytomiem, Czeladzią a Siemianowicami, w rejonie nadgranicznej Brynicy. Ustalone były stawki opłat w zależności od rodzaju ładunku: 50–60 rs. od cetnara prochu, 3 rs. (w polskiej walucie 3 zł) od karabinu, 1 rs. od rewolweru lub szabli. Organizacją akcji przerzutowej w tej strefie zajmowali się Hoffman, Fiedler, Adam Gruman i Adam Kościuch z Będzina. Istotną rolę w organizowaniu zaopatrzenia w broń i środki do prowadzenia walki odgrywał także powiat pszczyński i Pszczyna, skąd sprowadzony z Wrocławia sprzęt wojenny transportowano nad Przemszę, gdzie w Jaździe, w okolicy Imielina, przerzucano go do położonego już po austriackiej stronie Jelenia. Dalsze punkty przerzutowe znajdowały się w rejonie Nowego Bierunia, Dziećkowic i innych nadgranicznych osad.
Dworzec Główny Wrocław | Fot. Wikipedia
W takich przypadkach wykorzystywano najczęściej miejscowych przemytników, tzw. szwarcowników lub „defraudantów” (zamieszkujących miejscowości po obu stronach granicy) oraz chłopskie łodzie i podwody. Ładunki z bronią transportowano na Górny Śląsk także Odrą i Kanałem Kłodnickim do Gliwic. Zwracała uwagę na ten proceder „Breslauer Zeitung”, cytując uwagi swojego korespondenta z Bodzanowic z 27 III 1863 r.: „powstańcy obsadzili las […] i licznymi forpocztami dobrze go zabezpieczyli. 40 przemytników spotkało się z forpocztami, straże zaprowadziły ich do dowódcy, który sprawdziwszy o ile można było, ich zeznania, polecił im postarać się o proch, obiecując dobrą zapłatę”.
W tej sytuacji, współpracujący z naczelnym prezesem prowincji śląskiej, Johannem Hansem Eduardem Schleinitzem (1798–1869), naczelny prezes Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Karl Horn, był niezadowolony z małej skuteczności policji i władz wojskowych, ścigających emisariuszy i przemytników broni. Jego zdaniem, konfiskaty, do jakich dochodziło na granicy rosyjsko-pruskiej od Śląska po Wielkopolskę, „w większości wypadków zawdzięczać należało tylko przypadkowym, szczęśliwym okolicznościom, rzadko poprzedniemu donosowi. Polacy wielokrotnie stosowali tę metodę, że dostawcy, którzy dany sprzęt wojenny oddali w oznaczonym miejscu, oprócz ceny otrzymywali jeszcze pewne premie”. Działający w Legnicy Mrowiński płacił za zrealizowany kontrakt 50 talarów. Taką cenę dostał m.in. puszkarz Adolf Hoffman. (…)
25 VIII 1863 r. przytrzymano w Ostrawie inny transport prochu ukrytego w mące. Odkrycie to pociągnęło za sobą zwłokę w przesyłce następnego transportu; tymczasem postarano się o odpowiednią ilość starych sprzętów, np. skrzynek, szaf, nawet kolebek itp., które posłużyły do ukrycia nie tylko prochu, lecz nadto różnych przedmiotów uzbrojenia, które tym razem wysłano równocześnie z transportem prochu 5 XI 1863 r.”. (…)
Jednym z ważniejszych agentów na austriackim Śląsku był inżynier architekt Jan Gering (Gerink), naczelnik stacji kolei północnej w Hruszowie (Gruszowie) pod Ostrawą, należącej do powiatu bogumińskiego. (…) 5 II 1864 r. Gering i jego towarzysze zostali aresztowani, a 238 powstańców internowanych w Ołomuńcu przeniesiono do Hradec Kralove. Austriacy, aby zdemaskować konspiratorów, posłużyli się prowokacją, której plan przygotował inspektor policji w Brnie, a jego wykonawcami zostali: kancelista dyrekcji policji Walazza i strażnik cywilny Neslany. Udali się oni do stacji w Hruszowie w towarzystwie prowokatora – internowanego powstańca Clementa de Monts – i Walazza przebranego za kupca mającego nakaz rewizji i aresztowania osoby wskazanej przez Neslanego, przyodzianego „w polskie futro”. Podając się za zbiegów, Neslany i de Monts nakłonili Geringa w domku Stoklaska, aby dał im fałszywe karty legitymacyjne. Gdy ten się zgodził, Walazza przystąpił bezzwłocznie „z asystencją wojskową” do rewizji w kancelarii Geringa, gdzie znaleziono pakiet, w którym znajdowały się m.in. sfałszowane formularze legitymacyjne oraz listy „pod adresem dwóch dam do Paryża przesyłane, a w nich rozporządzenia i cyrkularze Rządu Narodowego, dalej spis Polaków internowanych w Morawie, wskazówki adresów, wreszcie propozycja dotycząca obsadzenia stopni oficerskich”. Dodatkowym dokumentem obciążającym był notes Stoklaska.
Dworzec kolejowy w Boguminie. Fot. Wikipedia
Proces zatrzymanych rozpoczął się po długim śledztwie 11 X 1864 r. w Brnie. W roli obrońcy wystąpił znany ze swych liberalnych przekonań wiedeński adwokat dr Mühlfeldt. Prokurator Maluska oskarżył Geringa „o zbrodnię naruszenia porządku publicznego” i zażądał dla niego kary 3 lat, dla Wrany i Janeckiego 2 lat (dla tego ostatniego jako poddanego pruskiego dodatkowo wydalenia z kraju po odbyciu kary), dla Stoklaska – 8 miesięcy. Dzięki znakomitej mowie obrończej dr. Mülfeldta sąd ostatecznie ukarał oskarżonych tylko za przemyt. Gering otrzymał wyrok 6 miesięcy, Janecki i Wrana 4 miesięcy, a Stoklasek – 2 miesięcy więzienia. „Skazani zgłosili natychmiast rekurs przeciw wyrokowi”. Ostatnia rozprawa odbyła się przed Sądem Najwyższym w Wiedniu, gdzie wyrok podtrzymano. (…)
Na dawniejszych przedpolach gminy Siemianowice, już po rosyjskiej stronie granicy znajdowała się kopalnia „Saturn”, której załoga w latach 1905–1914 odegrała rolę w polskim ruchu niepodległościowym. Tutaj najczęściej znajdowali schronienie ścigani przez carską ochranę emisariusze i bojowcy Polskiej Partii Socjalistycznej, których przerzucano za pruski kordon. Zdarzało się, że mężczyzn przemycano w ubraniu kobiecym, a kobiety w męskim, w zależności od posiadanych papierów.
Człowiekiem, który wyekspediował w ten sposób dziesiątki ludzi, był sztygar Paweł Piotr Dehnel, zwany „Strychniną”. Pseudonim zawdzięczał kapsułce trucizny, z którą się nigdy nie rozstawał; nosił ją zawsze w kieszonce kamizelki. Dehnel wielokrotnie przez komorę bańgowską przeprowadzał towarzysza „Ziuka”, tj. Józefa Piłsudskiego, a także Walerego Sławka, Aleksandrę Piłsudską jako „Wandę”; tędy ekspediował do Siemianowic Piotra Nasiłkowskiego i wielu innych, którzy dokonywali zakupów broni w Katowicach.
„Polonia” korfantowska (nr 2817 z 11 VIII 1932) w skonfiskowanym artykule pt. Sanacyjne poprawki historyczne w naszej propagandzie zagranicznej tak skomentowała te wydarzenia: „O ile wiemy, styczność pana Piłsudskiego ze Śląskiem ograniczyła się do tego, że około roku 1905 zamawiał rewolwery dla partii i jej akcji na terenie byłej dzielnicy rosyjskiej i że w owych czasach, przebywając na kopalni „Saturn” w Czeladzi u swojego przyjaciela sztygara […], czasem przechodził przez zieloną granicę, udając się do Siemianowic na wódkę”.
Pomijając kąśliwy ton relacji, należy wspomnieć, że Paweł Dehnel nie tylko doczekał wolnej Polski, ale symbolicznego przeprowadzenia Naczelnika Państwa i Pierwszego Marszałka przez dawną granicę, które odbyło się w następujących okolicznościach:
Józef Piłsudski w 1922 r., bawiąc na Górnym Śląsku, postanowił odwiedzić dawnego towarzysza i przyjaciela na „Saturnie”. Zjechawszy do niego, po krótkim pobycie miał powiedzieć: „Paweł, teraz powieziesz mnie na granicę, tam, gdzieś mnie dawniej przeprowadzał jako „Ziuka”.
Prośbie stało się zadość. Pojechano autami na dawną komorę graniczną pod Bańgowem, gdzie Dehnel, wyciągnąwszy z kieszeni kawałek papieru, wręczył go Józefowi Piłsudskiemu, mówiąc: „Masz tu, „Ziuk”, paszport, z którym możesz jeździć o całym świecie”. Po tej ceremonii Marszałek pojechał do stolicy, a Dehnel powrócił na „Saturn”. Bohater naszej opowieści zmarł 14 II 1939 r. w wieku 70 lat.
Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku nt. kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” znajduje się na s. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku nt. kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” na s. 6-7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl