Raport z Kijowa 27 XI 2023 r.: Przewoźnicy tacy jak ja, walczą o to, żeby mieć dostęp do państwa rynku

Dyskusja polskich protestujących w Dorohusku ze stroną ukraińską | fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Powiedział jeden z liderów blokady granicy Polski z Ukrainą Piotr Krzyżankiewicz, wiceprezes Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych.

Piotr Mateusz Bobołowicz prezentuje materiał z zablokowanego przejścia Dorohusk-Jagodzin, który nagrał podczas sobotniego spotkania z protestującymi Serhija Derkacza, wiceministra Ministerstwa Rozwoju Wspólnot, Terytoriów i Infrastruktury Ukrainy.

 

Piotr Krzyżankiewicz, wiceprezes Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych:

My nie rozmawiamy w tej chwili o blokowaniu możliwości transportu do Ukrainy. Proszę pana, jeśli jest milion transportów, odbywa się w kierunku Ukrainy, równie dobrze kolega tutaj składał propozycję, że możecie otrzymać 600 tysięcy pozwoleń, 400 tysięcy my. Tak. 30% nam wystarczy jako Polakom, czyli 300 tysięcy pozwoleń dla nas, 700 tysięcy pozwoleń dla was. To jest dobra propozycja. Ona by tak naprawdę zaspokoiła potrzeby państwa ukraińskiego w dziedzinie transportu. Myślę, że jeśli przewoźnicy, tak tacy jak ja walczymy o to, żeby mieć dostęp do państwa rynku, to powoduje, że nie możecie podejrzewać, że automatycznie będą przerwane łańcuchy dostaw, że te transporty nie dotrą. Ktoś dowiezie, Polak dowiezie, spokojnie. Bo dowiozą to i Ukraińcy i w jakiejś części Polacy.

 

Serhij Derkacz, wiceminister Ministerstwa Rozwoju Wspólnot, Terytoriów i Infrastruktury Ukrainy:

Kluczowe kwestie, z którymi przyjechałem to kwestia transportów humanitarnych i niebezpiecznych. To są te 2 pytania , na temat których rozmawialiśmy poprzednio i zapewniliście nas, że takie transporty będą przepuszczane. Otrzymujemy informację, że nie przepuszczacie transportów humanitarnych i niebezpiecznych. Dlatego porozmawiałem z kierowcami, zobaczyłem, że pojazdy z ładunkami niebezpiecznymi stoją. Jeżeli mówicie, że faktycznie przepuszczacie takie pojazdy, to powiadomimy kierowców i oni zaraz tu przyjadą. To jest ta kluczowa kwestia, którą chciałem sprawdzić, porozmawiać i wyjaśnić. Ponieważ dziś jestem w Polsce przejazdem… Kwestie kluczowe to po pierwsze teraz obowiązuje umowa, a po drugie wszystkie swoje postulaty jako polscy przewoźnicy powinniście kierować do polskiego rządu, a nie blokować granicę, ponieważ szkodzi to ludziom i państwom. Nie blokujecie waszą granicę – polską. Szkód doznają ludzie w Polsce i na Ukrainie, ponosimy straty i my, i wy. Szanujemy wasze prawo na protest, lecz aktualnie blokada granicy jest bardzo niekorzystna w kwestii ekonomicznej dla waszego i naszego państwa. Wasze postulaty powinniście kierować do waszego rządu, który ma możliwości komunikowania się z nami, z Unią Europejską i Komisją Europejską. Nie do nas tu dziś zgromadzonych należy taka decyzja. Dziś chciały tylko zapytać o transporty niebezpieczne i ADeEry.

 

Rafał Mekler, lider Klubu Konfederacji Lublin, pełnomocnik woj.lubelskiego Ruchu Narodowego:

Jak będzie temat zezwoleń, to będziemy rozmawiać dalej. W zasadzie to jest pierwszy punkt, taki można powiedzieć punkt zwrotny. Pozostałe postulaty są do spełnienia dopiero w momencie, kiedy uzyskamy przywrócenie pozwoleń. I można powiedzieć, że pierwszy postulat, który jest za pańskimi plecami, on jest jako numer jeden do zrealizowania. Bez niego wszystkie kolejne postulaty tracą sens.

 

Protestujący deklarują, że transporty humanitarne, militarne i te niebezpieczne o klasyfikacji ADR, są przepuszczane, nie mniej jednak Piotr Mateusz Bobołowicz, który w ten weekend był na kilku przejściach granicznych i obserwował systuację, ma nieco odmienne zdanie:

Tak jak Państwo słyszeli na koniec, nawet organizatorzy protestu przyznali, że te transporty ADR jednak stoją w kolejkach. Te cysterny widziałem, one rzeczywiście stoją. Byłem też świadkiem przepuszczania, bo o każdej pełnej godzinie jest przepuszczana określona liczba samochodów. Sytuacja tutaj bardzo różni się to, co widziałem, od tego, co słyszałem, ponieważ teoretycznie miały być przepuszczane po trzy samochody. Miała być zwiększona liczba. Pierwotnie był to jeden samochód na godzinę. Teraz trzy. Z czego mają być wyłączone ta pomoc humanitarna, ma być wyłączone te ADR-y i, świeża żywność, żeby nie stała i nie psuła się w tych samochodach. Natomiast to nie jest prawda, bo ja widziałem przejazd trzech samochodów o godzinie 10 i wtedy rzeczywiście przejechały tylko te samochody, przejechały tylko trzy samochody, z czego dwa miały świeżą żywność, a jeden to był samochód z innymi towarami. Więc ten argument nie pokrywa się z tym, co widziałem. Tak samo dotyczy to cystern. Cysterny również są przepuszczane tylko o pełnych godzinach i tylko w ramach tego limitu trzech samochodów. Tutaj policja pozwala na dojazd do protestujących, protestujący przepuszczają, protestujący sami sprawdzają papiery i niektórzy sprawdzają dokumenty przewoźników i niektóre samochody zatrzymują, twierdząc, że to nie jest pomoc humanitarna, że ona nie przejedzie, że te dokumenty są fałszywe.

Blokada granicy – strajk przewoźników 25.11.2023 r. | fot.: Janek Brewczyński

Paweł Bobołowicz rozmawia na temat blokady granicy i transportów humanitarnych z Rafałem Roszkiewiczem, prezesem Stowarzyszenia Pogoń Ruska:

Jak mówiłem, to nieszczęście. Stałem TIR-em, który był wypełniony rzeczami dla szpitala w Zaporożu. No i stałem dość długo i protestujący nie chcieli nas przepuścić. Nie sprawdzali nam ani papierów, ani zawartości. Po prostu powiedzieli, że jeżeli TIR, to nie przejedziemy i na tym skończyła się rozmowa. Chodziło o to, że jak powiedziałem, że mam tutaj TIR-a, mam cały wypełniony paletami ze sprzętem medycznym i czy mnie puszczą? i powiedzieli, że nie, po prostu nie, jeżeli TIR to musi stać i tyle. Nie było nawet propozycji, żeby sprawdzili, bo ja słyszałem, że niektórzy przejeżdżają, bo pokazują dokumenty, otwierają tego TIR-a, pokazują, że pomoc humanitarna jest tam przepuszczalnie, więc w naszym przypadku tak nie było. W końcu pojechaliśmy na inne przejścia graniczne i tam usłyszeliśmy, że jeżeli to jest pomoc humanitarna, możemy przejechać. Następny mój transport, który jest, nie pojechał TiRem, tylko w busach. Przejechał bez problemu, ale z tego co słyszę, teraz nawet busy mogą mieć problemy na granicy. Więc planujemy następny wyjazd, ale mocno się zastanawiam czy nie przejechać przez węgierską granicę.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!


Program Wschodni 25 XI 2023 r.:

Program Wschodni 25.11.23: Blokada granicy uderza też w polską gospodarkę

Raport z Kijowa 6 XI 23: UE dostarcza ponad 370 busów w ramach kampanii solidarnościowej „Autobusy szkolne dla Ukrainy”

Autobusy szkolne przekazane w ramach akcji „Autobusy szkolne dla Ukrainy”. Kijów 04.11.2023 r. | fot.: Paweł Bobołowicz

100 z nich zostało sfinansowanych dzięki wsparciu polskiej Fundacji Solidarności Międzynarodowej.

W sobotę Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, Pierwsza Dama Ukrainy Ołena Zełeńska oraz prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej Rafał Dzięciołowski wzięli udział w przekazaniu autobusów władzom obwodów kijowskiego, sumskiego, mikołajowskiego, dniepropietrowskiego, lwowskiego i czernihowskiego. Według Ministra Edukacji i Nauki Ukrainy Oksena Lisowego obecnie brakuje jeszcze około 2100 autobusów.

 

Od prawej: Rafał Dzięciołowski, Ołena Zełeńska i Ursula von der Leyen | fot.: Paweł Bobołowicz

Ursula von der Leyen, Przewodnicząca Komisji Europejskiej:

Rzeczywiście, Ukraina wciąż przeżywa bardzo mroczne czasy. Minęło ponad 600 dni od rozpoczęcia tej brutalnej wojny, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie. Ale dzisiaj chodzi nam o nadzieję. Dzisiaj chodzi o przyszłość. Dzisiaj mówimy o dzieciach. W rzeczy samej, bardzo dobrze pamiętam spotkanie rok temu w Strasburgu. Droga Oleno, poprosiłaś mnie o pomoc w tym konkretnym temacie, aby ulżyć trudnej sytuacji ukraińskich dzieci, których szkoły zostały zniszczone przez rosyjskie bomby, a wraz z ze szkołami ich świat się zawalił. Wiedziałam, że Unia Europejska musi coś z tym zrobić, pomóc tym dzieciom, aby mogły dotrzeć do innych szkół, aby mogły nadal uczyć i bawić się, aby nadal mogły być dziećmi, nawet w tych trudnych czasach. Dyskutowaliśmy więc na ten temat – dlaczego nie zaapelować do solidarności naszych państw członkowskich, naszych regionów, miast i przedsiębiorstw? Rok później jesteśmy tutaj. Kampania „Autobusy szkolne dla Ukrainy” okazała się dużym sukcesem.

Od prawej: Ołena Zełeńska, Ursula von der Leyen i Rafał Dzięciołowski | fot.: Paweł Bobołowicz

Ołena Zełeńska, Pierwsza Dama Ukrainy:

W ukraińskim oporze wobec agresora te autobusy szkolne pełnią osobną, wręcz heroiczną rolę. Bo to właśnie autobusami szkolnymi w pierwszych dniach ewakuowano głównie ludzi z Buczy, Irpienia, Hostomela i wielu miast na wschodzie, w obwodzie czernihowskim. To właśnie te autobusy ratowały życie i pomagały w obronie. A na tych, które przetrwały, które nadal działają, dzieci jeżdżą do szkół, aby się uczyć. Bardzo ważne jest, aby te połączenia nie zniknęły, ponieważ teraz są to prawdziwe drogi, które prowadzą ku przyszłości. Dopóki nasze dzieci się uczą, wierzymy w naszą przyszłość. Jeszcze raz dziękuję pani Ursuli, Unii Europejskiej, krajom UE, które przyłączyły się do tej inicjatywy, naszym polskim kolegom z Funduszu Solidarności Międzynarodowej i Polskiego Banku Gospodarstwa Krajowego za to, że stało się to rzeczywistością.

 

Oksen Lisowy, Minister Edukacji i Nauki Ukrainy:

W sumie do tej pory straciliśmy ponad trzy tysiące autobusów. Są to autobusy, które zostały skradzione, zniszczone i te których przeznaczenie zostało zmienione ze względu na okoliczności związane z wojną. A dziś, dzięki takim projektom, które są wspierane przez Komisję Europejską i partnerów, z powodzeniem zabezpieczamy część potrzeb. Łącznie w ramach tego projektu przekazanych zostanie ponad trzysta autobusów. Ponadto państwo przeznaczy także dofinansowanie, co pozwoli, wraz ze współfinansowaniem gmin, na zakup ponad pięciuset autobusów. Potrzeby są nadal duże. Nadal potrzebujemy sporo autobusów, bo autobusy to powrót do normalnego życia.

Od prawej: Oksen Lisowy i Rafał Dzięciołowski | fot.: Paweł Bobołowicz

Wiktoria Samboryn, sekretarz Nowobasańskiej Wspólnoty Terytorialnej w obwodzie czernihowskim:

Ponieważ w zeszłym roku od 27 lutego do 31 marca, gmina była okupowana, to w wyniku działań wojennych uszkodzone zostały dwa autobusy szkolne. To znacząca pomoc. Ten autobus będzie zabierał dzieci z kilku miejscowości i zawoził do jednej szkoły.

 

Paweł Bobołowicz rozmawia na temat akcji z gościem audycji Rafałem Dzięciołowskim, prezesem Fundacji Solidarności Międzynarodowej, który w następujących słowach opowiedział o przebiegu tej inicjatywy:

Jest to taki dobry model funkcjonowania synergii między działaniami Polski, a Unii Europejskiej. Fundusz Covidowy został przekazany do Banku Gospodarstwa Krajowego przez Komisję Europejską, jeszcze w okresie panowania pandemii, z polskiej inicjatywy został przekierowany po wybuchu pełnoskalowej agresji rosyjskiej na Ukrainę, na rzecz świadczenia pomocy humanitarnej w tym kraju i w ramach tego funduszu, a więc w ramach środków Unii Europejskiej realizujemy pomoc od dwóch lat – ogromny projekt wsparcia humanitarnego dla Ukrainy. W ubiegłym roku podsumowaniem tego projektu to było przekazanie 25 ambulansów dla obszarów wschodnich Ukrainy, tych najbardziej dotkniętych wojną, a w tym roku to jest właśnie wspomniane 100 autobusów z 370, które Komisja Europejska obiecała… W tym roku kontynuujemy to zadanie, także wspieramy dalsze akcje. Uczestniczymy w akcji zimowej, czyli we wsparciu Ukrainy w obliczu zbliżającej się zimy przy niebezpieczeństwie ataków rosyjskich na system energetyczny. Ale to, co jest ważne i co chciałbym, żeby pozostało z tej rozmowy, to że można realizować interesy polityczne kraju i jednocześnie zachowywać wierność wobec zasad moralnych. Dla mnie to jest najważniejsze przesłanie z tej aktywności fundacji. My realizujemy w praktyce ideę solidarności między narodami, solidarności między Polakami i Ukraińcami i jednocześnie najszerzej rozumiany polski interes polityczny. To nie jest żaden romantyzm, to jest w moim przekonaniu najwyższej próby pragmatyzm. W tym pragmatyzmie jest na pewno to, że rola Polski została dostrzeżona z perspektywy Komisji Europejskiej.

Od prawej: Ursula von der Leyen i Rafał Dzięciołowski | fot.: Paweł Bobołowicz
Od prawej: Ursula von der Leyen i Rafał Dzięciołowski | fot.: Paweł Bobołowicz

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Raport z Kijowa 3 XI 2023 r.: W nocy Rosja atakowała Ukrainę przy wykorzystaniu 38 dronów kamikaze

Shahed-136/Gerań 2 strącony w okolicy Kupiańska | fot.: Ministerstwo Obrony Ukrainy

Tym razem główne cele rosyjskich Shahedów 131/136 były ulokowane w zachodniej części Ukrainy. Doszło do Uszkodzeń infrastruktury krytycznej.

Prowadzący audycję Paweł Bobołowicz rozmawia z Dmytrem Antoniukiem i Arturem Żakiem na temat nocnego ostrzału Ukrainy.

Artur Żak:

Tej nocy na zachodzie Ukrainy obserwowaliśmy ruchy BSP, które niemalże codziennie widzimy na terenie południowej i wschodniej części naszego kraju. Faktycznie drony bardzo często zmieniały swój kierunek czy przenikały z jednego obwodu do drugiego, więc to potwierdza tylko tyle, że Rosjanie jak najbardziej się uczą. Rosjanie opracowują jak najbardziej dogodne trasy przelotu tej amunicji krążącej, tych dronów uderzeniowych dronów na terenie Ukrainy. Te bezzałogowce wyczerpują obronę przeciwlotniczą ukraińską i dosyć tanie w produkcji. Zresztą coraz częściej docierają do nas informacje, że Rosjanie już na terenie Federacji Rosyjskiej budują podobne do tych irańskich bezzałogowców – Shahed 131/136. Celem była infrastruktura, która jest w obwodzie lwowskim, a nie bezpośrednio we Lwowie. Niemniej jednak w nocy, mniej więcej do godziny trzeciej, wychodząc na balkon, słyszałem mobilne grupy obrony przeciwlotniczej ukraińskiej przemieszczające się po mieście…Maksym Kozycki, przewodniczący Lwowskiej Obwodowej Administracji Wojennej, powiedział, że nad obwodem lwowskim, zdołano zniszczyć 11 dronów. W sumie na zachód Ukrainy zmierzało 16 wrogich dronów szturmowych. Niestety, w naszym obwodzie doszło do 5 trafień w obiekt infrastruktury krytycznej. Na szczęście obyło się bez ofiar. Wybuchł pożar, który został szybko ugaszony.


Dmytro Antoniuk opisuje trudną sytuację na froncie, ze szczególnym uwzględnieniem Awdijiwki:

Ukraiński dziennikarz Jurij Butusow, który był pod Awdijiwką, informuje, że Rosjanie na zajętych terenach, już za pomocą koparek, ciężarówek i ciężkiego sprzętu, robi wzmocnienia z pomocą betonu, a po naszej stronie tam, gdzie wróg przekroczył drogę kolejową. to tam żadnych wzmocnień nie ma. Tam nawet okopów nie ma. Jak mamy się bronić, skoro za 9 lat wojskowa administracja tego obwodu nic nie zrobiła dla naszych żołnierzy, żeby bronić to miasto. Teraz nasi żołnierze pod ostrzałem muszą swoimi rękami kopać okopy i to jest potężny problem. A ja po prostu cytuję teraz Jurija, to osoba, która wprost mówi, że wojskowa administracja jest bezpośrednio podporządkowana prezydentowi Ukrainy i to jest jego wina, że on nie i nic nie zrobił, żeby wzmocnić obronę. Jesteśmy w takiej sytuacji, że całkiem realnie możemy utracić to miasto.


Artur Żak prezentuje reakcje na artykuł gen. Załużnego w The Economist:

Dmitrij Pieskow, sekretarz prasowy prezydenta Federacji Rosyjskiej, po raz kolejny obiecał Rosjanom, że „wszystkie cele operacji specjalnej zostaną osiągnięte”. Komentując słowa Załużnego o wojnie pozycyjnej, Pieskow powiedział, że tak nie jest. „Specjalna operacja wojskowa jest kontynuowana konsekwentnie, wszystkie cele zostaną osiągnięte”. Według rzecznika Kremla Kijów rzekomo „musi zrozumieć”, że rzekomo „nie ma perspektyw na zwycięstwo na polu walki”. „Im szybciej to zrozumieją, tym szybciej sytuacja zostanie rozwiązana”. Ponadto sekretarz prasowy Władimira Putina powiedział, że na Zachodzie „jest już zrozumienie, że sankcje nałożone na Federację Rosyjską uderzają również w ich interesy, ale nie nosimy różowych okularów, presja będzie tylko rosła”. Dodatkowo Koordynator Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu John Kirby określił artykuł generała Załużnego jako jeden z ważnych argumentów potwierdzających pilną potrzebę dalszego wsparcia dla Ukrainy. „Myślę, że to pokazuje, jak ważne jest, abyśmy nadal wspierali Ukrainę. Rozwijamy się i już ewoluowaliśmy w kontekście tego, co dostarczamy Ukrainie, tak jak ewoluowała sama wojna. I podejrzewam, że ten proces będzie trwał nadal”. Ale dziś amerykańska Izba Reprezentantów zatwierdziła pomoc dla Izraela oddzielnie od Ukrainy. Za było 226 głosów, przeciw 196. Prawie wszyscy Demokraci, z wyjątkiem dwunastu, głosowali przeciw. Teraz projekt ustawy trafi do Senatu.


Paweł Bobołowicz rozmawia z goście Raportu z Kijowa, Tomaszem Barteckim, koordynatorem grupy „Granica / Кордон PL – UA”, na temat blokady przejść graniczny, która zapowiadają polscy przewoźnicy.

Tomasz Bartecki:

Podaliśmy tę informację już kilka dni temu. Nawet może tydzień temu, dlatego, że na bieżąco monitorujemy sytuację na bieżąco, a dziś już piszą o tym różne media, szczególnie ukraińskie. Do blokady miało dojść właśnie dzisiaj. W tym momencie o godzinie dziesiątej na przejściach jest normalny ruch. Zgromadzenie jest zgłoszone do miejscowego urzędu gminy. Ale coś się takiego stało, że uczestnicy nie zebrali się jednak, przełożyli to na szóstego. No zobaczymy… Polacy chcą, chcą, aby Ukraińcy mieli ponownie wydawane zezwolenia, ale to powiedzmy jasno, że ci co protestują to grupa transportowców działających głównie na ścianie wschodniej i oczywiście jeżdżących do Ukrainy. I nie są to wszyscy przedsiębiorcy. To jest jakaś ich część. Według mnie ten postulat praktycznie jest nierealny do spełnienia, ponieważ to zwolnienie trwa, a jego adresatem, oczywiście jeśli ewentualnie miała zostać cofnięta decyzja, jest Komisja Europejska, a nie granica polsko-ukraińska, rząd Ukrainy czy też rząd Polski.


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Dr Józef Orzeł: proniemiecki zwrot nie wyjdzie Ukrainie na dobre

Flaga Niemiec / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

W kijowskich elitach rozpocznie się spór o to, z którymi państwami należy blisko współpracować – przewiduje publicysta.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Budzisz: obraz polskiej sceny politycznej jest na Ukrainie mocno skrzywiony. To skutek braku obecności naszego przekazu

Dr Marek: rosyjskie działania dezinformacyjne mają na celu wyhamowanie polskiej pomocy dla Ukrainy

Ambasada Federacji Rosyjskiej w Warszawie/ Źródło: Wikimedia Commons/ Autor: nieznany

Rosjanie będą również dążyć do zablokowania polskiego projektu atomowego podsycając lęk przed ewentualną awarią – mówi ekspert.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Wojownik „Cesar”: Putin zabija moją ojczyznę i my z tym skończymy

Nie współczuję Rosji, bo to państwo, które nadal żyje w pogardzie dla ludzkiego życia i rujnuje tyle istnień ludzkich

Fragment ściany pamięci w Kijowie | Fot. Paweł Bobołowicz

Trzeba zrobić wszystko, żeby Ukraina wygrała, nie tylko dlatego, że chyba nikt z nas nie chce graniczyć z Rosją ani żeby świat wyglądał w ten sposób, tylko po prostu z ludzkiej przyzwoitości.

Paweł Bobołowicz

Nie współczuję Rosji

Wywiad z polskim wolontariuszem na Ukrainie, medykiem pola walki, którego nazwisko musi zostać utajnione ze względów bezpieczeństwa

Nie musiałeś jechać na Ukrainę. Dlaczego to zrobiłeś?

Za blisko jest ta wojna, żebyśmy mogli powiedzieć, że ona nas nie dotyczy. Wybór był dla mnie odpowiedzią na pytanie, czy wolno uciec od tej wojny, czy nie? A jeżeli nie, to co mogę zrobić, żeby tę wojnę odsunąć od nas, zaradzić temu, co się dzieje? Ja mam konkretne umiejętności. W Polsce są one, powiedzmy, mało przydatne, a tam faktycznie są. (…)

Jak wygląda Twój dzień? Czy to są dyżury, czy praca non stop?

To zależy, na jakim odcinku pracuję. Jeśli mówimy o ewakuacji taktycznej, można to nazwać pewną formą dyżuru. Zachowuje się gotowość do wyjazdu; trzeba jechać, bo jest poszkodowany, umawiamy się z żołnierzami na odebranie go. Zabieramy go i transportujemy na tzw. punkt stabilizacyjny. Praca na punkcie stabilizacyjnym i w ewakuacji medycznej wygląda inaczej i jest cięższa. Punkt stabilizacyjny, najprościej rzecz ujmując, to taki polowy oddział ratunkowy i warunki są polowe. Takich punktów jest sporo porozrzucanych na długości frontu w danym rejonie. Zadaniem tego punktu jest przejęcie pacjenta od załogi ewakuacji taktycznej i ustabilizowanie jego podstawowych parametrów życiowych tak, żeby przeżył transport do szpitala.

Ta praca jest bardzo obciążająca fizycznie, ponieważ poszkodowani są przywożeni praktycznie na okrągło.

Na okrągło przygotowuje się ich i dowozi do szpitala polowego 40 minut od punktu stabilizacyjnego, a pacjent musi transport przeżyć. Praca zaczyna się bladym świtem, kończy się nad ranem. Jest kilka godzin przerwy, kiedy nie ma działań wojennych, patroli, więc nie ma ofiar, wybuchów min itd. Wtedy można wytchnąć, złapać trochę snu. A rano zaczyna się znowu młyn i poszkodowani napływają strumieniem.

Jaki dzień swojej pracy szczególnie pamiętasz?

Ciężko mi oddzielić poszczególne dni. Było wiele procedur, które wykonywałem po raz pierwszy, np. amputację wyrwanej kończyny czy jakieś zaawansowane zabiegi, których się w medycynie cywilnej nie wykonuje w takich warunkach. Ale trudno zapamiętać, co się działo którego dnia, ponieważ ma się parę godzin snu, wstaje się i pracuje się dalej. Kilku pacjentów pamiętam, ale większość bez więzi emocjonalnych.

Starasz się nie mieć więzi emocjonalnych czy nauczyłeś się tak zachowywać?

To jest dobra praktyka.

Tłumaczę sobie, że nie ja jestem odpowiedzialny za obrażenia, których doznali. Moim zadaniem jest zrobienie wszystkiego, żeby przeżyli. Staram się robić wszystko tak, jak potrafię najlepiej. Zdaję sobie sprawę z cierpienia tych ludzi, ale tłumaczę sobie, że nie ja je spowodowałem.

Jacy to są ludzie? Młodzi, starsi, mężczyźni, kobiety?

Często to są ludzie bardzo młodzi, mający po 18–20 lat, których życie jest kompletnie zrujnowane przez obrażenia, jakich doznali – oberwane kończyny, rany. Są też często ludzie, którzy mają po pięćdziesiąt kilka lat. Miałem pacjenta, który pokazywał mi swoje wnuki. Był zmobilizowany z poboru. Kobiet na froncie jest stosunkowo mało i do nas nie trafiły. Ludności cywilnej u nas nie ma, bo nasze punkty są daleko wysunięte, przyfrontowe.

A zdarza się, że trafiają żołnierze wroga?

Nie.

Czy im tak samo udzielałbyś pomocy?

Na to pytanie łatwiej byłoby mi odpowiedzieć przed wyjazdem. Jechałem z nastawieniem, że nie wezmę broni do ręki, że człowiek jest wartością nadrzędną. Nie ma znaczenia jego narodowość. Na miejscu wiele zasad się łamie. Wiele z tych reguł złamałem i nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

Czy wziąłeś broń do ręki?

Niestety tak. To jest wojna, a na wojnie nawet dla bezpieczeństwa warto tę broń mieć. Nie musiałem walczyć, ale gdybym musiał, to bólu psychicznego bym nie miał.

Co się wydarzyło, że się teraz identyfikujesz z jedną stroną tej wojny?

Zawsze miałem taki pogląd na tę sytuację, ale jak zobaczyłem skalę krzywd i niesprawiedliwości, nie mogę myśleć inaczej. To jedyna wina tych wszystkich ludzi, którzy tam codziennie giną – że nie chcą żyć we wschodnim obozie, tylko w zachodnim, chcą mieć demokrację, normalne państwo. A płacą za to cenę najwyższą, jaką się tylko da zapłacić w XXI wieku, w czasach, w których, wydawałoby się, taka wojna nie ma prawa się pojawić. Przywołuje najgorsze czasy ludzkości. Okazuje się, że nadal jest państwo, które żyje w rzeczywistości pogardy dla ludzkiego życia i zdrowia i rujnuje tyle istnień w imię własnych interesów i jakiejś chorej ideologii. Więc im nie współczuję. (…)

Co przede wszystkim przychodzi Ci do głowy jako obraz tych miejsc?

Błoto. Jedno wielkie błoto – wszędzie. Nieraz czytałem wspomnienia Niemców walczących na wschodzie, że tamtejsze błoto ich przeraziło. Nie dziwię się. Błoto jest po kolana, błoto jest w ubraniach, w kieszeniach, błoto na punktach stabilizacyjnych na podłogach, w karetkach… Jak się rozbiera żołnierzy, błoto jest na nich wszędzie. Mają je pod pachami, w błocie mają genitalia… Po prostu siedzą w błocie.

I wszyscy czekali, żeby to błoto zamarzło, żeby front mógł ruszyć. Jedna i druga strona. To jest walka w błocie i naprawdę wygląda jak I wojna światowa. Ci ranni żołnierze tak wyglądają: krew pomieszana z błotem. (…)

Jak Ukraińcy reagują na to, że Polak jest wśród nich medykiem?

Ukraińcy są za to wdzięczni i wdzięczni szczerze. Kiedy zaraz po przekroczeniu granicy odpowiedziałem na pytanie celnika, gdzie się wybieram i w jakim charakterze, od razu miałem pomoc, herbatę, zaniesione torby, darmowy transport; ta pomoc była na każdym kroku. W noclegu, w kawie, w herbacie. Nie chcą brać pieniędzy w sklepie, kiedy zorientują się, że jestem Polakiem. Nie zależało mi na tym docenieniu, ale jednak to miłe.

Masz czas rozmawiać o sprawach, które nas dzielą? Czy takie tematy pojawiają się w twoich rozmowach z Ukraińcami?

Nikt o tym nie myśli. Przed wojną jeździłem na Ukrainę. To, co mnie teraz uderzyło, to chętne przyznawanie się do polskich korzeni, kiedy tak wielką pomoc okazaliśmy Ukrainie. I to na pewno jest widoczna zmiana. Tym bardziej, że większość ludzi, z którymi miałem styczność – żołnierze, wolontariusze, personel – była z zachodniej Ukrainy, czyli tej, którą przez długi czas byliśmy straszeni jako niechętną wobec Polaków. Nie ma po tym śladu. Jest jedna wielka wdzięczność za to, że tu jesteśmy, za tę pomoc, którą oferujemy i za to, że narażamy się dla nich.

Powiedziałeś, że wierzysz w ukraińskie zwycięstwo, ale że nie będzie ono proste. Czy jest ono możliwe bez wsparcia Zachodu?

Nie jest możliwe bez wsparcia Zachodu. Ukraina mierzy się z nieporównywalnie silniejszym przeciwnikiem i musimy o tym pamiętać. Myślę, że wielu ludzi o tym zapomniało na skutek początkowych sukcesów armii ukraińskiej. Ale to jest Rosja, która nadal posiada potężne możliwości, nadal posiada rezerwy i zdolność bojową. To, że Ukraińcy przeszli do kontrofensywy, jest wymuszone przeciwnikiem, z którym się mierzą. Ukrainy nie stać na wojnę na wyniszczenie, bo tę wojnę przegra. To jest jasne.

Sprzęt z Zachodu musi płynąć, nowoczesny sprzęt, który da faktyczną przewagę jakościową, nie ilościową, bo na ilość Ukraina ani Zachód nie wygrają.

Ukraina jest zdeterminowana do tej walki i nie podda się. Zresztą Ukraina albo wygra tę wojnę, albo jej nie będzie. Bo jeżeli okroić Ukrainę z jej wschodnich terenów, z Donbasu, po prostu jej nie będzie. Nie będzie znaczyła nic w polityce międzynarodowej. Ukraińcy o tym wiedzą.

Trzeba zrobić wszystko, żeby Ukraina wygrała, nie tylko dlatego, że chyba nikt z nas nie chce graniczyć z Rosją tam, gdzie teraz graniczymy z Ukrainą, i nie chce, żeby świat wyglądał w ten sposób, tylko z ludzkiej przyzwoitości wynikającej z tego, w jakiej cywilizacji żyjemy. Pamiętajmy, że jest to państwo, którego jedyną winą było to, że tam ludzie chcieli żyć normalnie, tak jak żyjemy my.

Cały wywiad Pawła Bobołowicza z polskim wolontariuszem, medykiem pola walki, pt. „Nie współczuję Rosji”, znajduje się na s. 8 i 9 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Pawła Bobołowicza z polskim wolontariuszem, medykiem pola walki, pt. „Nie współczuję Rosji”, na s. 8–9 lutowego „Kuriera WNET” nr 104/2023

Prof. Szafrański: medialne głosy o wewnątrzamerykańskich sporach o pomoc dla Ukrainy są przesadzone

Featured Video Play Icon

Prof. Bogdan Szafrański / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Ekspert wypowiada się również na temat sytuacji ekonomicznej w USA. Trwają dyskusje nad zwiększeniem limitu zadłużenia państwa. Jeżeli do tego nie dojdzie, 3 mln Amerykanów czasowo straci pracę.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

Udało nam się zakupić już 300 samochodów dla armii – lwowski przedsiębiorca o swojej działalności humanitarnej

Lwów / Fot. Wojciech Jankowski, Radio WNET

Eugeniusz Szczur opowiada o pomocy jakiej udziela ukraińskiej armii. Sprowadza on samochody z całej Europy, a następnie przekazuje je wojsku.

Eugeniusz Szczur jest przedsiębiorcą, który oprócz prowadzenia własnej firmy, dostarcza również samochody dla ukraińskiej armii. Sprowadza je z różnych zakątków Europy. Do tej pory przekazał wojsku 300 maszyn.

Uzyskaliśmy bardzo dużą pomoc od Polaków. Kupowali oni samochody i oddawali nam je za darmo. Istotny dla mojej działalności jest też ustabilizowany kurs hrywny. Za nią kupujemy euro, a za euro auta.

Wojna nie jest łatwym czasem dla prowadzenia biznesu. Wielu ludzi, w tym Eugeniusz Szczur nie zawiesiło swojej działalności gospodarczej. Zdaniem naszego rozmówcy gospodarka musi pracować nawet w tak trudnych okolicznościach.

Trzeba dawać ludziom możliwość pracy. Mam nadzieję, że nasze władze stworzą w przyszłości programy wsparcia dla przedsiębiorców.

K.B.

Czytaj też:

We Lwowie chcemy zbudować wielkie centrum rehabilitacyjne- mówi prezydent miasta Andrij Sadowy

Korespondent Ukrinform o wystawie zniszczonej broni w Warszawie: ma ona pokazywać, że wojna na Ukrainie wciąż trwa

Jurij Banachiewicz mówi o wystawie zniszczonej rosyjskiej broni na Placu Zamkowym w Warszawie. Porusza też temat rosyjskiej propagandy.

W Warszawie odbywa obecnie się wystawa zniszczonej rosyjskiej broni. Na Placu Zamkowym można obejrzeć między innymi czołg czy armatohaubicę. Jak zaznacza korespondent Ukrinform w Polsce Jurij Banachiewicz:

Ekspozycja ma zachęcać do wspierania Ukrainy i pokazywać, że wojna nadal trwa. Nasz kraj wciąż potrzebuje nie tylko broni, ale i pomocy humanitarnej.

Jak Ukraina ma zamiar walczyć w rosyjskimi propagandystami? Dowiesz się słuchając całej rozmowy z naszym gościem!

K.B.