Trzecia dziesiątka najlepszych albumów 2024 roku Radia Wnet. Od Coals, Mary po SOUNDSCAPE – część 3 Tomasz Wybranowski

NAJLEPSZE ALBUMY ROKU 2024 W OPINII RADIA WNET

Nadszedł czas, by przyjrzeć się trzeciej dziesiątce najbardziej niezwykłych polskich albumów, które wyróżniły się w 2024 roku.

 Po wspomnieniu albumu, który otworzył naszą podróż – Sanatorium Coals, a także takich artystów jak Tomasz Makowiecki, Matylda / Łukasiewicz, czy Skubas, przechodzimy do kolejnych fascynujących projektów.

W tej części zestawienia na uwagę zasługują zarówno muzycy poszukujący nowych brzmień, jak i ci, którzy wciąż z pasją eksplorują polską tradycję i współczesną muzyczną scenę. Wśród nich znajdziemy takich artystów jak Brodka, Mary, SOUNDSCAPE, a także Narrenturm, którzy wprowadzają nas w coraz głębsze rejony muzycznej eksperymentacji, zachwycając swoją oryginalnością i emocjonalnym ładunkiem. Przygotujcie się na kolejną porcję niezwykłych, Made in Polska brzmień!

Tomasz Wybranowski 


Tutaj do wysłuchania program z opowieściami o albumach z III dziesiątki najważniejszych wydawnictw 2024:


 

 

30. Coals – „Sanatorium”

Duet Kacha (Katarzyna Kowalczyk) i Lucassi (Łukasz Rozmysłowski), po dwóch latach przerwy wydali nowy, już trzeci album „Sanatorium”, który zawiera 14 onirycznych piosenek.  Coals zyskał popularność dzięki swojemu charakterystycznemu stylowi, łączącemu elektronikę z alternatywnym popem.

Zespół eksperymentuje z różnymi konwencjami muzycznymi, rytmami i wokalnymi szatami, tworząc mieszankę nostalgii, niepokoju i nadziei.

 

29. Tomasz Makowiecki – „Bailando”

 

Tomasz Makowiecki, po 11 latach przerwy, powrócił z nowym albumem „Bailando”. Longplay spotkał się z gorącym odbiorem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. Ja sam z niecierpliwością czekałem na tę premierę! Tomek łącząc elementy znane z jego dotychczasowej twórczości z nowatorskimi rozwiązaniami kompozycyjnymi i piosenkowym pięknym pejzażem umacnia swoją niezachwianą pozycję na scenie. „Bailando” ukazuje dojrzałość artysty i jego narracyjny rozmach.

Tomasz Makowiecki, który zyskał popularność po udziale w programie „Idol”, przez lata rozwijał swoją karierę, wydając takie albumy jak „Makowiecki Band” (2003), „Piosenki na nie” (2005), oraz współpracując z Myslovitz. Po kilku latach przerwy w 2013 roku wydał album „Moizm”. Po ponad dekadzie zaskoczył słuchaczy znakomitym „Bailando”.

W wywiadzie Makowiecki przyznał, że w pewnym momencie rozważał zakończenie kariery muzycznej, ale ostatecznie postanowił kontynuować twórczość, zrozumiawszy, jak ważna jest dla niego muzyka i jak wielkie ma wsparcie od fanów.

Nostalgiczny utwór „I co?” otwiera nową płytę Tomasza Makowieckiego i od razu wprowadza nas w elektro popowy klimat, którego ciepłota nie jest zbyt radosna, ani zbyt smutna. Więcej słońca dostajemy w „Bardziej niż zwykle”, gdzie pojawia się saksofon. 80’ove brzmienia przenikają do synth popowej materii z domieszką zmierzchu „Warszawy Wschodniej„.

Urzeka świetlista i przestrzenna piosenka „Gary Hell”, która w chłodzie interpretacji pokazuje moc Makowieckiego – poety.

 

Na albumie Tomek Makowiecki zaprosił gości. W tym gronie m.in. Katarzyna Nosowska. Ale mnie zachwyciła Julia Wieniawa, która w delikatnym, bardzo kameralnym utworze „Na paluszkach”, kontrastując z głosem Tomka przydała uroku tej piosence. W finale electro „Słońce nie przestaje świecić w nocy” i optymistyczne „Wiem, że to nie koniec”.

„Bailando” to płyta, która płynie w równym tempie, osadzona na popowych podkładach w różnych nastrojach i metrum. „Bailando” może zwiastować taneczny klimat, ale niech to Was nie zwiedzie! Ta płyta to bardziej smutek i tęsknota za utraconymi chwilami z przeszłości, za dniami pełnymi emocji i beztroski.

Owa, nieco gorzka, baza nostalgii, która tworzy fundament każdej piosenki czyni album „Bailando” zjawiskowym i wyjątkowym.

„Bailando” więc to nie tylko powrót artysty, ale i wyjątkowa opowieść muzyczna, która wciąga słuchacza w emocjonalną podróż. Po prostu znakomity pop – jak dawniej, jak drzewiej!

Odzyskaliśmy Wielkiego Artystę. Strefa muzyczności Made In Polska poszerza się o kolejną niezwykłą przestrzeń. Tomku z mojej strony autentyczna wdzięczność, zachwyt i nadzieja na więcej!

 

28. Matylda / Łukasiewicz – „Matka”

 

Projekt Radka Łukasiewicz i Matyldy Damięckiej muszę zestawić z supergrupą Polskie Znaki i albumem „Rzeczy ostatnie”. Dlaczego? Bowiem na debiutanckim krążku „Matka” refleksja nad współczesnym światem i tożsamością z eschatologią dominuje. Przeraża, zachwyca i godzi człowieka – słuchacza z tym, co nieuniknione.

Zarówno album Rzeczy ostatnie, jak i Matka” są głęboko osadzone w analizie emocji i społecznych schematów. W Matce” Matylda i Radek poruszakwestie związane z rolami płci i społecznymi oczekiwaniami wobec kobiet i mężczyzn, kiedy w „Rzeczach ostatnich” z kolei słuchacz staje przed pytaniem o naszą rolę w świecie, pełnym niepokoju i zagubienia.

W obu przypadkach chodzi o wyjście poza schematy, przełamywanie tabu i akceptację inności.

„Matka” to album, który w sposób odważny i szczery bada tematykę społeczną, w tym licznych stereotypów. Piosenka tytułowa niesie ze sobą silne przesłanie o rozczarowaniu i buncie. Na płycie autentyczność wyraża się także poprzez emocjonalność i szczerość wokali Matyldy Damięckiej, które czasami nie są technicznie doskonałe, ale pełne prawdy i głębi.

 

„Zbiorowa terapia to kluczowe słowa, jak mówią oboje twórcy Matylda i Radek – odnoszą się do procesu tworzenia tego albumu. Łukasiewicz podkreśla, że ich muzyka ma na celu otwarcie emocji słuchaczy i pokazanie, że nie są oni sami w swoich przeżyciach.

Album warty nie tylko słuchania, ale i posiadania na własność, aby wracać do niego w chwilach, kiedy nasze egzystencjalne wątpliwości egoistycznie wpychają nas na piedestał cierpienia świata, kiedy – tak naprawdę – inni przeżywają to samo… Także samotnie…

 

 

27. Skubas – „W ogień”

 

Album „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, wydany po kilkuletniej przerwie, to projekt pełen emocji i refleksji nad miłością, życiem i relacjami. Skubas, choć nie jest debiutantem, wciąż potrafi zaskoczyć świeżością i autentycznością.  Płyta ukazuje różne oblicza i konteksty ognia – zarówno niszczycielskiego żywiołu, ale i pożądanego symbolu pragnienie. Skubas porusza tematy miłości do miejsc, samego siebie, utraconej i oczekiwanej miłości, a także miłości ojca do syna.

Minęło już trochę czasu od kiedy w 2012 roku Skubas z zadumą nucił „Linoskoczka”, a potem w gitarowej prostocie wyznawał przeszywająco szczerze „Nie mam dla ciebie miłości”. Jego nowy album W ogień odzwierciedla skrajne twarze żywiołu, który bywa niszczycielski trawiąc wszystko na swojej drodze, a jednocześnie ogrzewa stając się symbolem pożądania.

Płonienie są nieprzewidywalne, palą się nierówno tak jak czwarte wydawnictwo Radka Skubaja.

Na longplayu „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, mimo wieloletniego doświadczenia artysty, zaskakuje świeżością i młodzieńczą autentycznością, choć zdobiona ranami czasu. Jego teksty, pełne emocji i życiowej mądrości, unikają moralizatorstwa, a album odznacza się dojrzałością i odwagą. Muzycznie wydawnictwo łączy folk, blues, rock oraz elektronikę, a momenty euforyczne przeplatają się z bardziej balladowymi, co odzwierciedla zmienność życia.

Słów kilka o gościach. W tym gronie Krzysztof Zalewski, Kasia Sienkiewicz i Dawid Tyszkowski, którzy wnieśli świeżość i dobrze zakomponowali się z wizją autora.

„W ogień” to tropy wiodące od miłości do miejsc kochanych i siebie, przez utraconą i oczekiwaną miłość, aż po topos miłości ojca do syna. „Wracam do domu”, przypomina pióro i sznyt Wojciecha Młynarskiego, przejmujące „Co tylko chcesz” czy wyznanie „Jedyny syn” to ozdoby płyty.

Album „W ogień” to przykład – jak mawiam – „heroizm na dzisiejsze czasy”, w którym Skubas odważa się zmierzyć z żywiołem ognia, starając się go okiełznać, nie tracąc przy tym swojej autentyczności.

 

 

26. Joanna Wojtkiewicz i Mateusz Kaszuba – „Komeda – „Romanse” EP-ka

 

Album Komeda: Romanse autorstwa Joanny Wojtkiewicz i Mateusza Kaszuby to subtelna reinterpretacja mniej znanych kompozycji Krzysztofa Komedy, jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów jazzowych.

Ten intymny, a chwilami oniryczny mini album powstał z chęci oddania intymnego charakteru tych utworów, przy minimalnym składzie. Tylko fortepian i głos tworzą ten melancholijny i liryczny zarazem landszaft.

Joanna Wojtkiewicz, wokalistka o silnej ekspresji, oraz Mateusz Kaszuba, pianista jazzowy, interpretują piosenki Komedy w sposób prosty, ale głęboki, zachowując ich emocjonalny ładunek.

W swoim jazzowym debiucie dwójka młodych artystów uchwyciła esencję kompozycji wielkiego Komedy, bez potrzeby by chwytać się przebojowości. Są wielcy, bowiem skoncentrowali się na atmosferze, nastroju i subtelnych brzmieniach.

Głos Joanny Wojtkiewicz znakomicie współgra z wirtuozerskim fortepianem Mateusza Kaszuby, a to tworzy spójną całość. To niezwykle udany projekt, który łączy klasyczne kompozycje z nowoczesnym podejściem do jazzu. Czekam na duży krążek w 2025 roku.

 

25. Brodka – „Wawa”

 

Powstanie Warszawskie inspiruje nowe pokolenia polskich artystów i muzyków. Miniony rok przyniósł znakomity krążek „WAWA”, album sygnowany przez Monikę Brodkę. Wydawnictwo jest wyjątkowym projektem upamiętniającym 80. rocznicę Powstania Warszawskiego. Album, który zaskakuje zróżnicowaniem dźwięków i metafor, gdzie Monika Brodka jest tak naprawdę przewodnikiem niż główną postacią płyty. „WAWA” łączy w sobie potoczyście wizje przeszłości z teraźniejszością muzyczną w alternatywnych i jazzowych kontekstach i nawiązaniach.

Monika Brodka oddaje głos różno stylowej muzyce, gościom i samej Warszawie. To nie tylko muzyczny hołd dla stolicy Polski i opowieść o jej skomplikowanej historii, ale przede wszystkim przyczynek do odpowiedzi na pytanie „Kim Warszawa jest dla nas, współczesnych”.

Płyta zadowoli największych muzycznych malkontentów. Poraża różnorodnością gatunków, bo oprócz pop, rocka jest i punkowe granie, oraz jazzowe elementy. Jest Wojna!z repertuaru Brygady Kryzys w brawurowej wersji WaluśKraksaKryzys a obok interpretacja Moniki Brodki Spotkania z Warszawą” z repertuaru królowej polskiej piosenki Ireny Santor.

Mnie zachwyciły instrumentalne nagrania jazzowych Wrocławian z EABS, którzy wyczarowali swoją wersję „Snu o Warszawie” Czesława Niemena czy psychodeliczna i jeszcze mroczniejsza wersja „Warszawy” Davida Bowie w wykonaniu zespołu Księżyc z udziałem Brodki.

Znajdziemy też odrobinę rapu z energetycznym Hadesem („Moja droga”) i wspaniały, eksperymentalny Hejnał Warszawski” w wykonaniu Marcina Maseckiego i Sama Gendela.

Długograj jest wielowymiarowym dziełem wymagającym uwagi, który z każdą odsłoną przynosi nowe emocje i znaczenia. To rodzaj muzycznej wędrówki przez tożsamość, historię i symboliczność Warszawy. „WAWA” to nadzwyczajny koncept – album, który wciąga słuchacza w sieć subtelnej refleksji nad historią, współczesnością i przyszłością stolicy.

 

24. Mary – „Widy styczniowe”

 

Mary – muzyczna podróż w głąb polskiej tradycji i mrocznych legend

Kibicuję grupie Mary od momentu, kiedy usłyszałem ich debiutancką EP-kę „Mary”. Zespół założony przez Oskara Gowina i Jakuba Regulskiego to powiew świeżości na polskiej scenie muzycznej. Ich twórczość to unikalna mieszanka black metalu, hardcore’a i punka, podana w charakterystycznym dla Mar (zwidów somnambulicznych, albo przyrządu na które kładziemy truchła) , polskim stylu, gdzie pobrzmiewają słowiańskie echa.

Najnowszy album zespołu „Widy styczniowe”, to dzieło, które śmiało można przyrównać do przełomowego debiutu Lao Che „Gusła”. Muzyczna podróż w przeszłość, wypełniona ludowymi odniesieniami i atmosferą m.in. mojej ukochanej Zamojszczyzny, oferuje coś więcej niż tylko muzykę – to pełnoprawna opowieść, zakorzeniona w polskiej kulturze i tradycji.

 

„Czartowe Pole” – serce płyty

Jednym z najważniejszych punktów albumu jest trzeci singiel, Czartowe Pole. Utwór ten to nie tylko muzyczna perła, ale także fundament całej płyty. Opowiada on o legendzie z Roztocza – o przeklętej karczmie, która zapadła się pod ziemię, oraz o skrzypku zmuszonym przez diabły do wiecznej gry. Ta opowieść, bogata w mroczne metafory, sięga korzeniami polskiej tradycji i ludowych podań. Co więcej, tekst utworu inspirowany jest wierszem Bolesława LeśmianaKarczma”, co dodaje mu literackiego sznytu i głębi.

Nie sposób pominąć gościnnego występu Tuji Szmaragd, charyzmatycznej wokalistki zespołu Wij, która swoimi wokalami nadała temu utworowi mistycznego charakteru. Muzycznie kompozycja nawiązuje do ludowych melodii, które polscy romantycy wynieśli na piedestał, a w interpretacji Mary zyskują nowoczesny, choć surowy wydźwięk.

Mary – archetypiczny głos polskiej wsi i jej mroczne oblicze z rebelią w tle

Mary to zespół, który śmiało sięga po tematykę polskiej wsi, jej tradycji, legend i wierzeń. Gusła, przesądy, a także historie morderstw, głodu i rebelii – wszystko to składa się na niepokojącą, ale fascynującą narrację albumu. Wiele utworów opowiada o sielskiej wsi, jednak ukazanej w jej brutalnym, XIX- i XX-wiecznym wydaniu. Przykładem tego jest kawałek „Wyzwolenie kosiarza”, traktujący o buncie chłopów przeciw wyższym klasom.

Pod tym względem Widy styczniowe przypominają album „Murder Ballads” Nicka Cave’a – Mary opowiadają mroczne historie, które jednocześnie przerażają i fascynują. Każdy utwór to osobna opowieść, której korzenie tkwią w polskiej historii i kulturze. Wspólnym mianownikiem jest jednak zawsze wieś – miejsce magii, przesądów i dramatycznych wydarzeń, ale – to warto podkreślić – jako tło i punkt wyjścia ku współczesnym refleksjom.

Siłą Mary jest ich kolektywna pasja i umiejętność łączenia różnych światów. Trzon zespołu stanowią Oskar Gowin i Jakub Regulski. 

Mary to grupa, która śmiało czerpie z polskiej kultury i historii, tworząc muzykę świeżą, autentyczną i poruszającą. Widy styczniowe to album, który warto przesłuchać w całości, by w pełni docenić jego literacki i muzyczny wymiar. To hołd dla polskiej wsi – jej piękna, tradycji, ale i mrocznych tajemnic. Polecam z całego serca – zarówno miłośnikom metalu, jak i wszystkim tym, którzy pragną zanurzyć się w klimacie polskiego folkloru.

 

23. Narrenturm – „Modern Tribal Music”

 

Dwa lata dzieli albumy „Northern Lights” od wydanego w maju 2024 „Modern Tribal Music”. I powiem krótko: znowu wielkie oczarowanie i ekscytacja słuchania! Na longplayu rozbrzmiewają świeże, intrygujące nagrania, będące odważną mieszanką różnych światów muzycznych. Metalizujące i gęste riffy tętnią energią, tworząc solidną bazę, która jednocześnie otwiera przestrzeń dla zaskakujących, różnorodnych wpływów. Progresywne struktury rozwijają się tu z finezją, prowadząc słuchacza przez meandry dynamicznych zmian tempa i nastroju, niczym podróż przez emocjonalne pejzaże.

I to pierwsze moje skojarzenie, impresyjna wizja po pierwszym przesłuchania. „Modern Tribal Music” płytą pejzażową z różnych zakątków świata, stref czasowych i klimatów. 

Nie brak tu również nawiązań do zimnej, hipnotycznej estetyki – kryształki zimno falowego dron metalu wypełniają powietrze ciężkim, niemal mglistym brzmieniem, budując klimat pełen napięcia i melancholii. Te dźwięki zdają się być jak echo industrialnych przestrzeni, w których surowość i mrok stają się formą artystycznego wyrazu.

Płyta jest jak żywy organizm – zmienia się, pulsuje, raz prowadzi ku eksplozji gitarowej furii, by za chwilę uspokoić słuchacza onirycznym pasażem dźwięków, które zdają się zatracać czas. To dzieło stworzone z myślą o tych, którzy cenią zarówno techniczne mistrzostwo, jak i emocjonalną głębię, wyznaczając nowe granice w symbiozie różnych gatunków muzycznych. Ale po kolei redaktorze Wybranie!

„Wieża wariatów, szaleńców”, bo tak można z języka Goethego tłumaczyć nazwę Narrenturn, działa od 2007 roku i jest jednym z niewielu grup, które nie boją się eksperymentować z eklektyzmem muzycznym tworząc jakościowo nowe pejzaże dźwięków bez stawania się epigonami wielkich marek.

Znajdziemy to w znakomitym wydaniu i na albumie „Modern Tribal Music”. Płytę otwiera prawdziwy strzał, mroczny Under The Stars, który rozwija się w potok energii For Reasons Unknown”. Rozkoszą dla metalowych uszu jest doom-metalowy

Vagabond, który zawiesistością dźwięków i melodyką przywołuje legendarne Black Sabbath i Type O Negative.

 

Nie wiem, czy czytali pozycje o muzyce filozofa Rogera Scrutona, ale – co mnie cieszy – Narrenturm śmiało eksperymentuje z rytmem, oferując słuchaczom intensywne muzyczne doświadczenie a nie powtarzalną często kalkę brzmień i przewidywalności. Jako przykłąd podam transowy Death Dance i refleksyjny, co nie znaczy balladowy I Bid You Farewell.

Nazwa nawiązującą do „wieży wariatów” odzwierciedla ich nieszablonowe, nowatorskie i czasem (dla niektórych) kontrowersyjne podejście do tworzenia. „Modern Tribal Music” to esencja ich unikalnego stylu, który trudno jednoznacznie sklasyfikować, co jako dziennikarz muzyczny uwielbiam.

W Narrenturm usłyszycie zdolnych muzyków, którzy pokazują siłę polskiej muzyki: Methuselah (elektrofony, śpiew), Juchniewicz PG (perkusja i chórki), Maciej Pandzioch (gitara, głos), Grzegorz Bajdała (akustyczności na żywo), Ivar (gitara) i Igor John (bas).

 

22. SOUNDSCAPE – „Revival”

 

Formacja Soundscape powróciła po dekadzie z wielką klasą z minionym roku z najnowszym materiałem. Na EP-ce „Revival” znajdziemy cztery utwory. Być może ktoś  zadziwi się i spyta: po co nagradzać krótkie EP-ki zamiast pełnowymiarowych płyt? Ja odwiecznie mawiam: Nie ilość, nie rozpraszające blichtry okładek i wydań, ale muzyczna jakość się jedynie liczy!

SOUDSCAPE A.D. 2024 skręcił z torów monumentalnych, ciężkich niczym ołowiane chmury nad Wyspami prog – metalizujących dźwięków znanych z debiutu fonograficznego „Synæsthesia Deluxe” (2014) i obrali podróż w kierunków stacji: modern prog rock z odrobiną baśniowego cinamatic rock i smart rocka.

I powiem, że zmiana podróży wyszła zespołowi na dobrem ku uciesze fanów, której grupie przybywa!

 

Już otwierający EP-kę nagranie „Shooting Stars” przynosi nam melodię, radiową szlagierowość i porywającą gitarową solówką, która idealnie balansuje między biegłą, techniczną wirtuozerią a emocjonalnym wyrazem. Ta kompozycja powinna być radiową wizytówką zespołu, do czego kolegów z innych rozgłośni zachęcam.  

„Scattered”/ „Rozproszony” („Rozwiany”) jest delikatną i pełną refleksji balladą, która łagodzi tempo. Jej gorzkie, społeczne przesłanie przenika przez subtelne linie wokalne i oszczędne aranżacje, tworząc melancholijną, ale zarazem niepokojącą, nieco dystopijną atmosferę.

Centralnym punktem wydawnictwa jest bez wątpienia „Kill You Thousand Times”, prawie dziesięciominutowa, epicka kompozycja, która zachwyca bogactwem dynamicznych zmian tempa i ciężkich gitarowych riffów. W niektórych momentach utwór wywołuje skojarzenia z twórczością Iron Maiden (i to nie żaden żart) Porcupine Tree, dzięki umiejętnemu połączeniu progresywnej złożoności z mocnym, emocjonalnym ładunkiem. Instrumentalne partie przeplatają się z klimatycznymi przestojami, tworząc napięcie i dramaturgię, która nie pozwala się oderwać aż do samego końca.

EP-kę zamyka „The Diary” utwór o nostalgicznej melodii, wyraźnie ciążący ku klasycznym brzmieniom legendarnych Talk Talk i Simple Minds, podany jest w nowoczesnej, bardziej nastrojowej formie. Porywający tekst porusza tematy pamięci i utraty, wzmacniając emocjonalny wydźwięk kompozycji. Kulminacją jest przepiękne solo gitarowe Krzysztofa Siryka– pełne uczucia, ale i technicznej precyzji – które zostawia słuchacza z nutą refleksji, zamykając wydawnictwo w wyjątkowo poruszający sposób. Myślałem, że tylko Szymon Brzeziński (ex – Abraxas) potrafi gitarowo dać tyle emocji, ale Krzysztof Siryk też jest zmierzchowym magiem sześciu strun.

Krytycy zgodnie podkreślają zarówno dojrzałość, jak i świeżość, jakie niesie ze sobą „Revival”. Materiał wyróżnia się spójnością i nowoczesnym podejściem do progresywnego rocka, co doskonale wpisuje się w aktualne trendy gatunku. Album zdaje się świadomie nawiązywać do klasycznych korzeni, jednocześnie eksplorując nowe kierunki, co nadaje mu wyjątkowego charakteru.

Ja dorzucę, że na wyraźnej transformacji stylistycznej SOUNDSCAPE skorzystali, ale wygranymi jesteśmy my! – słuchacze. Bowiem odrodzenie w zupełnie nowej formie dowodzi artystycznej elastyczności i zdolności do redefinicji własnego brzmienia, aby ruszyć dalej. Dodatkowym atutem „Revival” jest dbałość o detale (od aranżacji, przez brzmienie, aż po koncepcyjne podejście do kompozycji). Widać wkład pracy i czuć pogłosy wielu twórczych burz.

Całość wydaje się być poprowadzona z pełną świadomością i precyzją, co czyni album dopracowanym w każdym aspekcie. I jest to dzieło, które nie tylko pozytywnie zaskakuje, ale przede wszystkim angażuje słuchacza i pozostawia na nim trwałe wrażenie.

EP-ka Revival” to nie tylko reaktywacja i metamorfoza zespołu, ale także zapowiedź nowego rozdziału w ich twórczości na który czekam! Dodam, że EP-ka została wydana przez Lynx Music i jest do kupienia w dystrybucji Rock Serwis (tutaj kliknij link) – kup „Revival”

Ekipę SOUNDSCAPE tworzą: Krzysztof Siryk (gitary), Przemysław Zubowicz (śpiew, glos), Mariusz Bieniasz (perkusja) i Tomasz Marmol (gitara basowa). 

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI, O CZYM INFORMUJE OPOWIADAJĄCY O ALBUMACH ROKU 2024 TOMASZ WYBRANOWSKI

Tutaj do wysłuchania program o albumach z miejsc 30 – 40:

Tutaj do wysłuchania audycja o albumach z miejsc 41 – 50:

 

RADIO WNET – MUZYKA WARTA SŁUCHANIA 

 

Polskie Znaki łamią tabu i oswajają śmierć. „Rzeczy ostatnie” to płyta o śmierci, przemijaniu i radzeniu w jej cieniem

Pod nazwą Polskie Znaki ukrywa się trzech utalentowanych i znanych muzyków z alternatywnego tygla: Radek Łukaszewicz (m.in. Pustki, Bisz/Radex) oraz Janusz Zdunek i Jarek Ważny znani z grupy Kult.

 

Trzy lata temu wpadli na pomysł, aby nagrać zbiór piosenek, które opowiadają o śmierci i próbie jej oswojenia. We współczesnej kulturze to właściwie temat tabu i 

Dlatego postanowiliśmy go przełamać i zburzyć ten niepokojący i wiecznie kładący się cieniem mur – powiedział Radek Łukaszewicz. 

W tym celu wyruszyli w wędrówkę po polskich wsiach Zamojszczyzny, Lubelszczyzny i Podkarpacia, by nagrać ludowe przyśpiewki żałobne. Tak też się stało.

Odwiedzając Koła Gospodyń Wiejskich czy uczestnicząc w pogrzebach nagrywali na dyktafon ludowych pieśniarzy, by potem spisywać zarejestrowane teksty.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Radkiem Łukaszewiczem:

 

 

Jarek Ważny pochodzi z Polesia Lubelskiego. Jeździł w swoje rodzinne strony i tam spotykał się z różnymi odcieniami folkloru. I te pieśni z folkloru zaczął zbierać i nagrywać. Dostawał od ludzi pożółkłe śpiewniki, ręcznie przepisane zeszyty, nagrywał na telefon masę wykonawców – opowiada Radek Łukasiewicz. – I okazało się, że w jego zbiorach jest sporo utworów, które poruszają tematykę śmierci i odchodzenia. Może to są tylko nasze przemyślenia, ludzi z wielkiego miasta, ale tak naprawdę ludzie ze wsi mieli te sprawy poukładane lepiej niż my. – opowiadał mi w Wielką Sobotę AD 2022 roku Radek Łukasiewicz.

Na płycie „Rzeczy ostatnie” supergrupa Polskie Znaki zaprezentowała kompozycje z wiernymi tekstami ludowymi, które poruszają temat śmierci, tematu odchodzenia i czasu żałoby.

Wizja przejścia na drugą stronę wcale nie musi być smutna, mroczna i dramatyczna. Wyobrażam ją sobie jako lekko psychodeliczną podróż przez kolorowe zaświaty z miękkim lądowaniem gdzieś po drugiej stronie. Śmierć jako część życia, może być jego teledyskową wersją, skrótem, teaserem. I tej wizji się trzymajmy – mówi Radek Łukasiewicz, który zaśpiewał w utworze „Już idę do grobu”.

 

Rockowe Wielkopostne rekolekcje w programie „Cienie W Jaskini” Tomasza Wybranowskiego. Część I.

Jezus wciąż jest natchnieniem. Nie ma w historii żadnej innej postaci, która daje inspirację miliardom ludzi. Łaska miłości, dar nadziei i przyrzeczenie odkupienia nie omija także muzyków rockowych.

Często piosenki, które znamy i nucimy powstały z myślą o Zbawicielu. Tylko my o tym nie wiemy. Nie wiemy? A może nie chcemy wiedzieć albo nie chcemy się wsłuchać baczniej w wyśpiewane metafory.

Mnóstwo znakomitych nagrań często wyszło spod piór i strun muzyków, którym w życiu codziennym bardziej niż daleko od chrześcijańskiej tradycji. Ale czy aby do końca?

Okazuje się, że wciąż w muzyce rozrywkowej a i rockowej jest miejsce na wiarę i na Jezusa! W czasie Wielkiego Postu w moich programach w cyklu „Cienie w jaskini” prezentuję nagrania, które są modlitwami do Boga i bezpośrednimi zwrotami do Jezusa.

 

                                                                                                    Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Cienie W Jaskini – Jezus”:

 

Te wyzwania ducha nie zawsze są uniżone i proste w odbiorze, ale zdecydowanie cechuje je prawda i szczerość. I jeszcze jedno – poruszają serca, nie tylko w wielkim tygodniu!

 

Wyobraźmy sobie Jerozolimę prawie dwa tysiące lat temu. Zmierzchało, ale nocne niebo nad Palestyną rozświetlały bladawe promienie księżyca. Następnego dnia Żydzi mieli spożyć Paschę. W tym czasie Jezus i apostołowie przekraczali potok Cedron. Kierowali się wprost do ogrodu Getsemani, który był oddalony od wieczernika o jakieś pół godziny drogi. Ale nie było już z nimi Judasza.

 

Moc muzycznych przykładów

Któż nie zna trzeciego albumu Lenny’ego Kravitza i rockowej, tytułowej błyskawicy na otwarcie. Piosenka opowiada o Jezusie Chrystusie i o wyborze, jaki Bóg stawia przed każdym z ludzi. Czy podążymy za Nim? Czy pozostaniemy głusi? Sam Lenny jest chrześcijaninem i otwarcie mówi o swojej wierze i ufności w Boga.

„Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy część ciebie? Czy Chrystus to tylko imię, które przeczytałeś w księdze, gdy byłeś młody? – śpiewa Lenny.

15 lat temu zespół płocka formacja Lao Che wydała płytę „Gospel”. Do dziś to wciąż pasjonujący zestaw najdojrzalszych opowieści o teraźniejszych relacjach między człowiekiem a Bogiem.

Spięty zwraca naszą uwagę nie na dewocjonalia i odpustowość, ale przeczucie niewyrażalnego absolutu Boga.

 

Bono w Red Rocks Amphitheatre, Denver 1983. Fot. z witryny u2.com

 

Oto gwiazdorzy z U2, którzy muzycznie trochę dołuję od ponad dekady. Ale wróćmy myślami do albumu „Achtung Baby” z 1991 roku. Znajdziemy tam nagranie „Until The End Of The World”. To nie błaha piosenka, jak może się dawać nam, o zdradach na różnych poziomach.

Bono ukazuje te sytuacje przez przedstawienie ostatniej wieczerzy z perspektywy Judasza. Jest w niej żal z powodu zdrady przyjaciela i wyrzuty sumienia, które doprowadziły Judasza, jedną z najtragiczniejszych i przeklętych postaci Nowego Testamentu do samobójstwa. U2 nie unika wyrażania wiary w muzyce, którą tworzy.

Ale z drugiej strony była to zdrada, która rozpoczęła wydarzenia, które wspominamy w tajemnicy Triduum Paschalnego. Jest to opowieść o niespełnionych nadziejach, nienawiści, kłamstwie i zdradzie. Opowieść o najgorszych postawach, z których – jak naucza Kościół – wypłynęło największe w historii dobro.

 

Dezerter, koncert w dublińskim klubie Village. Marzec 2011. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37 Dublin

 

Dezerter o Jezusie

Piosenkę o Jezusie nagrała kultowa punk – rockowa formacja Dezerter. Słowa perkusisty grupy Krzysztofa Grabowskiego z albumu „Ziemia jest płaska” (1998) stawiają konkretne pytania i to nie tylko przed ludźmi wierzącymi.

Jak nauczałby Jezus Gdyby żył w naszych czasach?

Czy prowadziłby odczyty Na śródmiejskich placach?

Czy miałby program w radiu Albo show w telewizji?

Czy chciałby iść do wojska? Czy ufałby policji?

Jaki rodzaj śmierci Jezusowi by zadano?

Czy umarłby na krześle Czy też by go rozstrzelano?

Jaki symbol męczeństwa Swojego zbawcy

Na złotych łańcuszkach nosiliby wyznawcy?

Czy dziś bylibyśmy Judaszami czy stali się bardziej św. Piotrem, co trzykrotnie wyrzeka się i zapiera? Ta piosenka grupy Dezerter wzbudza we mnie pytanie, czy zdrada Judasza była konieczna do zbawienia.

Wiem, że ta kwestia dzieli teologów do dziś, a oni nie są w stanie bezsprzecznie rozstrzygnąć. Ale słuchając Dezertera i wspominając scenę z Poncjuszem Piłatem, Barabaszem i tłumem mieszkańców Jerozolimy pojawia się problem wolnej woli i planu Boga. Przecież istniała na pewno perspektywa, aby zbawienie przyszło na świat w inny sposób. Niekoniecznie przez Judasza. Ale to nie on sam odpowiada za śmierć Jezusa.

Sanhedryn cały czas szukał fałszywych oskarżeń przeciwko Jezusowi, ale to Piłat i Herod nie mieli odwagi oprotestować wyroku śmierci. To tak naprawdę lud Jerozolimy wolał Barabasza.

 

Ozzy Osbourne w Dublinie. Fot. Tomasz Wybranowski

Black Sabbath śpiewają o Jezusie! Zdziwieni???

 

Myślałeś kiedyś o swej duszy − czy można ją uratować?

A może sądzisz, że po śmierci po prostu zostajesz we własnym grobie

Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy też część ciebie?

Czy Chrystus to tylko imię, które wyczytałeś w książce, kiedy byłeś młody?

/…/ Cóż, ja ujrzałem prawdę, tak, zobaczyłem światło i zmieniłem się

I będę gotów, gdy będziesz samotny i przerażony u kresu naszych dni

Czy to możliwe, żebyś się bał? Co powiedzieliby twoi przyjaciele

Gdyby wiedzieli, że wierzysz w Boga w niebie?

Powinni zrozumieć zanim skrytykują

Że Bóg to jedyna droga do miłości

Ile razy cięgi zbierałem, że na antenie Wnet prezentuję grupę Black Sabbath. Jak na ironię bowiem w tym opisie „Cieni w jaskini – opowieści o Jezusie”, Black Sabbath dla wszystkich „znawców rocka i muzyki” kojarzony się ze złym i szatanem. Kropka! Z bólem piszę i smutkiem, że większość ludzi ignoruje to, że

Ozzy Osbourne na ogół poprzez treści swych piosenek chwali Boga i podkreśla, że szatan został pobity.

Nagranie „After Forever” z doskonałej trzeciej płyty grupy „Master of Reality” (1971 rok) ma święcie wyraźny i prosty przekaz. Ozzy Osbourne hard – rockowe rekolekcje wierzącym. Chce, aby byli oni w pełni przeświadczeni o swojej wiarze nawet w czasach prześladowań i szykan. Warto to znieść, bowiem jak śpiewa:

Jedyną drogą do miłości jest Bóg.

                                                                                                         Tomasz Wybranowski