Radio to moja miłość – irlandzkie podsumowania. W Międzynarodowym Dniu Muzyki tekst o pewnym dublińskim studiu pod nr 37

Międzynarodowy Dzień Muzyki obchodzony jest na całym świecie 1 października.

Dzieje się tak od roku Pańskiego 1975, kiedy to za sprawą znakomitego mistrz wiolonczeli i skrzypiec Yehudiego Menuhina, ówczesnego Prezydenta Międzynarodowej Rady Muzyki działającej pod egidą organizacji UNESCO, ustanowiono ten szczególny dzień.

Głównym celem tego świątecznego dnia jest przedstawienie muzyki w taki sposób, aby kojarzono ją jako najwspanialszej dobro ludzkości. To także ważny moment w kalendarzu najważniejszych świąt, aby wypromować muzyków jako nadzwyczajnych czarodziejów, którzy tworzą piękno muzyki.

W wielu ośrodkach muzycznych w Polsce dzień ten jest świętowany w sposób szczególny. W Filharmonii Śląskiej w Katowicach jego obchody połączono z jubileuszem 30-lecia Kwartetu Śląskiego. Ten znakomity zespół, wspólnie ze znaną pianistką Ewą Pobłocką, wykonał Kwintet fortepianowy f-moll op. 34 Johannesa Brahmsa oraz kwartety smyczkowe Ludwiga van Beethovena i Antona Weberna.

W Warszawie w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej wystąpiło aż 8 dyrygentów, 10 gwiazd operowych z La Scali, Metropolitan Opera, Opery Paryskiej, Covent Garden, gwiazdy baletu z Wilna, Kopenhagi, Moskwy, choreografowie z Polski, Ukrainy, Rosji i Amsterdamu, wybitni aktorzy, Chór alla Polacca, akrobaci, tancerze oraz Chór, Orkiestra i Balet Opery Narodowej.

Wszyscy oni jednym maratonem muzyczno-baletowym zainaugurowali nowy sezon artystyczny warszawskiego Teatru, a w programie wieczoru znajdą się największe przeboje z repertuaru przyszłego sezonu: Trubadur, Rigoletto, Don Carlos, Faust, Hrabina, Łucja z Lammermooru, Medea, Czarodziejski Flet i Cyrulik sewilski.

Dnia 1 października rozpoczęła się również jedenasta edycja Festiwalu Muzycznego Polskiego Radia pod hasłem Emigranci.

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak i Jakub Grabiasz.

 

Tutaj do wysłuchania program:

 

Radio – urządzenie do pomnażania muzyki w sercach ludzi 

Dobry program radiowy to przede wszystkim wyraz szacunku dla słuchaczy. Dobre radio musi być tym podmiotem, które opisuje świat tak, jak on wygląda i produkuje w sercach odbiorców nadprogramową ilość endorfin. – mawiam nieprzerwanie od 33 lat.

W Międzynarodowym Dniu Muzyki, który jednocześnie w tym roku jest i 40. rocznicą premiery albumu grupy U2 „The Unforgettable Fire” pokusi się autor niniejszego tekstu o garść refleksji. W moim życiu nie umiem oddzielić poezji z literaturą od muzyki i radia, jako środka masowego rażenia metaforą i melodią.

Od 19 roku życia, a więc od lat już 34 prawie, radio to nie tylko moja pasja, ale i profesja. Wiele tych redakcji było, ale skupię się tylko na ostatnich dwóch, które podarowała mi Irlandia i jej poetyckość. I on – Krzysztof Skowroński, przyjaciel, mistrz i wizjoner, wreszcie Przyjaciel. 

 

NEAR FM i polska redakcja

 

7 czerwca 2017 roku był jednym z najważniejszych dni dla programu nadawanego dla rzeszy Polaków w Irlandii i na świecie o nazwie Polska Tygodniówka NEAR FM. Owego dnia obchodziłem jubileusz 500 wydania programu. Od czerwca 2006 roku zapraszam słuchaczy w każdą środę, do irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, które króluje wciąż w eterze Dublina.

Zanim jeszcze powstał pomysł realizacji programu Polska Tygodniówka, osoby związane zawodowo ze mną, rozpoczęły cykl szkoleń pod czujnym okiem szefa stacji Sally Galiana. Po serii kursów (m.in. z udziałem dziennikarzy i redaktorów z Austrii, Szwajcarii i Niemiec) Katarzyna Sudak i Przemysław Bogdański zrealizowali dwa pierwsze programy poświęcony prawom człowieka. Audycje miały swoje premiery w grudniu 2005 roku i w styczniu 2006, natomiast w czerwcu 2006 roku po raz pierwszy wyemitowany został program pod szyldem Polska Tygodniówka.

Przygoda z radiem NEAR FM wciąż trwa. Lecz to nie jest główny flagowiec eteru, gdy mowa o mnie. Radiem, które wypełnia mnie przez cały czas jest Wnet i moje dublińskie Studio 37, skąd cyber – autostradą wędrują w czasie rzeczywistym moje programy.

Era „więcej niż radia” – Radio Wnet i irlandzkie tropy

Często się uśmiecham, kiedy zdam sobie sprawę, że patrząc na wieże Christchurch Cathedral i Katedrę pod wezwaniem św. Patryka słuchają mnie słuchaczki i słuchacze w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, Białymstoku, Bydgoszczy, Łodzi i Lublinie.

Zresztą mój irlandzki prezes i przyjaciel Dariusz Trela wywróżył mi to jeszcze w czasach, gdy odpaliśmy projekt Twoje Radio Dublin.

Radio Wnet istnieje od 2009 roku. Obchodzimy jubileusz 15-lecia. Ale najpierw radio było osiągalne dla słuchaczy tylko w sieci. Stąd też nazwa Radio Wnet wymyślona przez Grzegorza Wasowskiego.

12 listopada 2018 roku, w roku setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, Radio Wnet rozpoczęło nadawanie w Warszawie i Krakowie. Obecnie program rozgłośni, której redaktorem naczelnym i prezesem jest Krzysztof Skowroński, zaś dyrektorem muzycznym i szefem Studia 37 Dublin jestem ja, można słuchać także w Łodzi, Bydgoszczy, Białymstoku, Szczecinie i Wrocławiu.

Prawy Polonii są bardzo ważne dla szefów i dziennikarzy Radia Wnet, o czym świadczy liczba studiów zagranicznych. Pierwsze było oczywiście Studio 37 Dublin. Pierwszy program poszybował w cyber przestrzeń w październiku 2010 roku.

Tomasz Wybranowski podczas serwisu w Studiu 37 Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37

 

Studio 37 Dublin – nie tylko muzyczne

Studio 37 Dublin skupia się na informowaniu Polonii na Wyspach o sytuacji w Polsce, tak politycznej, społecznej jak i kulturalnych zdarzeniach. Jest to także antena do informowania rodaków w kraju o dokonaniach, sukcesach i bolączkach ziomków w Irlandii i na Wyspach Brytyjskich.

Szczególny nacisk kładę na kwestie edukacji dzieci i młodzieży, wydarzenia kulturalne i literackie, oraz współpracę Polaków i Irlandczyków i to nie tylko na niwie biznesowej.

Studio Dublin” to realizacja mojej innej audycji „Irlandzka Polska Tygodniówka Wnet”, która gościła na antenie radia Wnet od października 2010 roku.

Nie byłoby tego programu gdyby nie Katarzyna Sudak, moja przyjaciółka, dyrektor wydawnicza miesięcznika „Wyspa” (w latach 2006 – 2008), malarka i plastyczka a także dwóch moich przyjaciół – Bogdan Feręc, szef portalu Polska-IE.com, człowiek żyjący słowem i dla słowa dziennikarskiego a jednocześnie powiernik i Jakub Grabiasz, który o sporcie wie absolutnie wszystko. Zwłaszcza tym irlandzkim.

Tutaj zacytuję pewną myśl, która jest też stwierdzeniem, bo kiedy patrzę wstecz w Międzynarodowym Dniu Muzyki na to, co zrobiłem tylko przed te minione 20 lat na Wyspie (wydawnictwa, miesięcznik, dwa tygodniki, zbiory wierszy, tysiące programów radiowych „Tu” (Irlandia) i „Tam” (Rzeczypospolita), prawie 4 tysiące tekstów, w tym recenzji muzycznych, wywiadów, reportaży i artykułów naukowych(małych i dużych):

Są tacy, co kochają to co robią i czynią to najlepiej jak potrafią. Są też i tacy – a jest ich większość – co to chwalą się ponad miarę czyniąc z każdej medialnej okazji niemal Boże Narodzenie. Ale fotka z kimś znanym nie zawsze przynosi znakomity tekst, wywiad czy po prostu reporterski zapis chwili.

Radio jako teatr wyobraźni

Często słyszę pytanie: dlaczego radio? Dlaczego?! W czasach, gdy rządzi szybkość i obrazkowa prostota przekazu, dobre radio z narracją wymaga od odbiorcy refleksji i zatrzymania się. Oczywiście zdobycze cywilizacyjne ułatwiają życie, właśnie to pośpieszne, szybkie, nastawione na maksimum zdobyczy i korzyści. To doznania dla ciała. Ale jest to przysłowiowe „ale”. Bo…

Kondycja duszy i duchowości człowieka spychana jest na plan dalszy. Żyjemy bez refleksji utartymi schematami planu dnia albo tygodnia. Notorycznie nie mamy czasu, ani dla siebie ani dla najbliższych, usprawiedliwiając się, że „przecież kryzys”, że „tak trzeba”, że „obowiązki”. Przestajemy ze sobą rozmawiać na poziomie idei i wartości.

I przestajemy się słuchać. Tylko słyszymy, ale nie wsłuchujemy się. Ze smutkiem odnoszę wrażenie, że zdecydowana większość stacji radiowych idzie drogą uniwersalizacji programu i przekazu, gdzie reklama jest ważna i opis świata w trzy minuty, wyartykułowany przez spikera wiadomości z precyzją AK 47. Dlatego robię swoje w tej materii naiwnie wierząc, że współkreuję wciąż teatr wyobraźni.

Zawsze przy tej okazji powtarzam, przypominam, że autorem nazwy dla radiowych słuchowisk „teatr wyobraźni” jest Witold Hulewicz. Pierwszy kierownik literacki Teatru Reduta w Wilnie i dyrektor programowy wileńskiej rozgłośni radiowej Polskiego Radia. Człowiek poetycko – mistyczny. To on odnalazł w pobazyliańskim klasztorze celę Konrada. Wielki człowiek, który zginął tragicznie rozstrzelany przez Niemców w Palmirach, w czerwcu 1941 roku.

 

Poezja i radio


Konrad, Dziady, Adam Mickiewicz, poezja. Dlaczego poezja? Odpowiadam, że ma ona swoją część wspólną z radiem. Od bardzo dawno powtarzam, że współcześnie komunikujemy się ze sobą często w skrótowy sposób, często chamski i arogancki. Nie mówię już nawet o ortografii czy dbałości o słownik. Stąd pojawia się potrzeba magicznej przemiany, chociaż na chwilę.

Czy to po-nowoczesność, czy post – modernizm nie ma to najmniejszego znaczenia. Chaos, pośpiech, samotność należy zdyskontować odrobiną odświętności. Poezja to magia, która sprawia, że człowiek dzięki metaforom może poruszyć te struny, o których istnieniu dawno zapomniał. Na nowo, choć na chwilę odnaleźć siebie, przystanąć w tym pędzie dnia i zapytać. Poezja ma w sobie wymiar egalitaryzmu, odświętności i przeczucia niezwykłości, co nie znaczy, że nie może być popularna (alias masowa).

To wina złych metodyk nauczania literatury w szkołach w Europie, mediów, które chamieją w zastraszającym tempie (głównie radiowe i telewizyjne) i ludzi, którzy stają się tylko „zjadaczami chleba”. Stąd poetycka magiczność w moim flagowym programie „Polska Tygodniówka NEAR FM”, ale i Wnetowym zaułku, w którym zebrałem sieroty po Tomaszu Beksińskim, w programie „Cienie w jaskini”.

Szacunek i wiara w słuchaczy


Zawsze powtarzam, tak sobie, jak i młodym adeptom sztuki dziennikarstwa radiowego, że prowadzący, autor programu musi zawsze pamiętać o słuchaczach, którzy są po drugiej stronie. Szacunek dla nich zmusza do ciężkiej pracy, doboru gości, którzy ubogacą nasz świat i naszą wiedzę o nich.

To samo dotyczy muzyki, która musi nieść ze sobą przesłanie i głębię. Muzyka w moich programach jest zupełnie inna niż w rozgłośniach publicznych czy komercyjnych. Przede wszystkim tchnie świeżością, nowymi historiami stylowymi. Najważniejsze jednak jest to, że ponad pięćdziesiąt procent to muzyka polska.

Za punkt honoru wciąż stawiam sobie popularyzację polskiej muzyki poza granicami oraz oddanie anteny dla debiutantów, dla których miejsca w polskim eterze coraz mniej. W Radiu Wnet zaś propaguję kulturę irlandzką i muzykę ze Szmaragdowej Wyspy. Częstym gościem jest mistrz Ernest Bryll, który był pierwszym ambasadorem Polski w Republice Irlandii.

Głód radia

Od przyjazdu do Republiki Irlandii marzyłem o jednym tylko, aby nie stracić kontaktu z radiem. Już z Dublina współpracowałem z redakcjami radia Vox FM, radiowej publicznej Jedynki, byłem też korespondentem Informacyjnej Agencji Radiowej. Ale własny program w irlandzkim radiu był moim celem numer 1.

Marzenie to spełniło się 7 czerwca 2006 r., kiedy to po raz pierwszy w eterze zabrzmiała „Polska Tygodniówka”. I tak do tej pory. Jutro (środa 2 października) wydanie premierowe nr 854.

Pierwszymi gośćmi byli: gitarzysta grupy Myslovitz Przemek Myszor oraz wokalista De Mono Andrzej Krzywy. Przeżycie niezwykłe. Brak słów, aby to opisać.

W czerwcu 2006 roku nie przypuszczałem, że ten program przetrwa w irlandzkim eterze tak długo, i że stanie się tak ważny także dla muzycznego środowiska w Polsce i na świecie. A jest przecież już październik 2024 roku.

 

Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP. 2008 r.
Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP przy  Ailesbury Road. 15 marca 2008 r.

 

Ja po prostu uwielbiam słuchać moich gości, daję im się wypowiedzieć, wygadać. Dobry klimat sprzyja otwarciu na różne tematy, często kontrowersyjne. Tak było podczas wywiadu z profesorem Normanem Davisem o pierwszym ruchu „Solidarność”. Tak było w przypadku nagrywanego wywiadu z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, który powiedział bardzo ważne słowa o nas Polakach. Brzmiało to tak:

Jeżeli my Polacy odbijemy, odnajdziemy w sobie szacunek dla samych siebie, to wtedy wspólnie uczynimy takie rzeczy, które zadziwią świat”.

Wspaniałe rozmowy z Ernestem Bryllem, który ciągle nawiązuje do kulturalnego dziedzictwa i bogactwa literatury, jako klucza do otwarcia i dobrego dialogu:

 

Ernest Bryll i Tomasz Wybranowski a w środky=u Katarzyna Sudak (dom Państwa Bryllów w Warszawie 12 stycznia 2023).
Ernest Bryll i Tomasz Wybranowski a w środku Katarzyna Sudak (dom Państwa Bryllów w Warszawie 12 stycznia 2023).

Co tu gadać… Kiedy spotykałem się z „najwyższymi” z banków irlandzkich a szło o to, aby założyli w Polsce swe przedstawicielstwa ( bo bardzo to wtedy było ważne, za Irlandczykami zawsze pojawiali się i inni), więc kiedy cały napięty i obkuty w terminologię bankową zjawiłem się na spotkaniach… No właśnie, zaprowadzono mnie do sali, gdzie zebrane były reprinty najstarszych ksiąg irlandzkich. Bank koszta stworzenia tych reprintów wspomagał, pewno chciał się tym poszczycić. Gdybym mało wiedział o irlandzkiej kulturze to nie zagadalibyśmy się o apokryficznej Ewangelii Dzieciństwa, która w tłumaczeniu, na staroirlandzki, jest charakterystycznie różna od oryginału… Bo opuszcza niesmaczne anegdotki, głupie pomysły a zostawia to, co w apokryficznej opowieści delikatne, mądre i piękne. Potem były długie rozmowy o poezji – mały egzamin. Potem starałem się wrócić do spraw bankowych. „Wszystko załatwione” – powiedzieli”. Czy to nie jest piękne i ważne?

 

Metafory jak tlen i światło

Pod koniec tego tekstu o muzyce i radiu (bo przez radio i muzykę) pisanego, powrócę do poezji. Co prawda od wydania „Nocnego Czuwania” minęło już 12 lat, a od premiery „Zaklinatora” prawie pięć, ale to się zmieni na początku przyszłego roku 2025. Po drodze była jeszcze nagroda poetycka „Wiersz Roku” za jeden z moich najciekawszych wierszy, w którym starałem się na powrót odnaleźć Boga. 

Zdaje mi się, że moje rozmowy w radiu i opowieści o muzyce, a także pisanie stało się roztropne przez soczewki i lat, i przeżyć, mnogości miejsc w których byłem i przeczytanych książek. Wreszcie rozmów z ludźmi mądrzejszymi ode mnie. Co uwielbiam.

A ja życzę wszystkim tego, aby czytali poezję i dobrą literaturę, ale przede wszystkim – i to nie tylko w Międzynarodowym Dniu Muzyki – słuchali Ją. Tę klasyczną i popularną, organową barokowych klasyków i tkliwych pop śpiewaków, po metalowe gitariady  i smutek black metalu.

Ale to poezja sprawia, że absolutnie każdy Czytelnik z kłębowiska metafor, z tego, „co pomiędzy wierszami”, wyciągnie to przesłanie i energię, której w danym momencie poszukuje. Poezja ma dawać skrzydła i zamieniać czasoprzestrzeń w magię.

To też styczna znacząca do radia i … jego magii. Oczywiście dobrze jest wiedzieć cokolwiek o metaforze (kłania się Blake, ale nie William tym razem), okresie literackim i jego założeniach, ale .. nie jest to niezbędne by czytać poezję.

Tomasz Wybranowski

Foto: Tomasz Szustek

 

Ogłoszono Wiersz Roku 2024. Jest nim utwór „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, który napisał Ernest Bryll

Nagrodę za WIERSZ ROKU 2024 otrzymał utwór „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, który napisał Ernest Bryll. To bardzo aktualny utwór, jednocześnie wspaniale oddający osobowość i literacki temperament, zmarłego 16 marca 2024 roku, autora. Związek Pisarzy Katolickich od 2017 roku organizuje konkurs Wiersz Roku. Kapituła konkursu poszukuje poetyckich utworów literackich, odwołujących się do chrześcijańskich i humanistycznych wartości. Organizatorom zależy na promocji utworów […]

Nagrodę za WIERSZ ROKU 2024 otrzymał utwór „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, który napisał Ernest Bryll. To bardzo aktualny utwór, jednocześnie wspaniale oddający osobowość i literacki temperament, zmarłego 16 marca 2024 roku, autora.

Związek Pisarzy Katolickich od 2017 roku organizuje konkurs Wiersz Roku. Kapituła konkursu poszukuje poetyckich utworów literackich, odwołujących się do chrześcijańskich i humanistycznych wartości. Organizatorom zależy na promocji utworów o szczególnych walorach artystycznych godnych tytułu „Wiersz Roku”.

Rozstrzygnięcia kapituły konkursu ogłaszane są w przeddzień Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO, który przypada na 21 marca.

Tutaj do wysłuchania specjalny program o poezji Ernesta Brylla:

 

W 2017 roku Kapituła Konkursu za „Wiersz Roku” uznała poemat „Corrida” Juliusza Erazm Bolka. W 2018 roku wyróżniono pieśń „Bogurodzica”. W 2019 roku nagrodzono utwór „Sonet III”, którego autorem jest Marek Czuku. Wierszem roku za rok 2020 został wiersz „Śpieszmy się”, który napisał ks. Jan Twardowski. W 2021 roku wyróżniono utwór „List do Zalęknionych” stworzony przez Tomasza J. Chlebowskiego.

Nagrodę za rok 2022 otrzymał tekst „Świętości dowodu” napisany przez, przedwcześnie zmarłego Dariusza Węcławskiego. W 2023 roku nagroda przypadła wierszowi „Królestwo bezprzestrzenne”, którego autorem jest Tomasz Wybranowski.

Dokonane przez jury konkursu „Wiersz Roku” wybory wskazują, że spektrum utworów, które są wyróżnianie, jest bardzo szerokie.

Wiersz „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, napisany przez Ernesta Brylla, który został „Wierszem Roku 2024” to jeden kilkudziesięciu wierszy Poety, który zasługuje na nagrodę, więc podjęcie decyzji kapituły, o wyborze tylko jednego utworu było bardzo trudne.” – wyjaśnia Juliusz Erazm Bolek – poeta i laureat nagrody Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO.

 

Utwór „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, napisany przez Ernesta Brylla oddaje stosunek Poety do Boga, z którym, jak zwykł mawiać lubi się mocować. To zarówno bardzo dramatyczny utwór odnoszący się do wiary, jak również bardzo charakterystyczny dla twórczości autora.

Uważam, że nagroda dla wiersza „Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię”, przez kapitułę konkursu „Wiersz Roku 2024” to bardzo trafny wybór. Bardzo przykro, że niestety Ernest Bryll nie zdążył dowiedzieć, się o tej nagrodzie, przed śmiercią.” – podsumowuje Juliusz Erazm Bolek – poeta i laureat nagrody Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO.

 

Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię…

 

Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię

Ale jałowe, puste moje pole

I chociaż mam, co chciałem, czuję opuszczenie

Jak gdyby chleba brakło na mym stole

 

Ja się modlę, jak gdybym darł palcami ziemię

I wygrzebywał z ziemi kamień za kamieniem.

 

Ernest Bryll (1935-2024)

 

Związek Pisarzy Katolickich

Organizatorem konkursu „Wiersz Roku” jest Związek Pisarzy Katolickich, który nawiązuje do tradycji przedwojennej organizacji o tej samej nazwie. Wiedza o jej istnieniu, działalności i twórcach została praktycznie zniszczona, przez system komunistyczny Polski Rzeczpospolitej Ludowej, po II wojnie światowej.

Obecny Związek Pisarzy Katolickich pragnie nawiązać do tradycji przedwojennej organizacji. Podejmuje też działania związane z promocją i popularyzacją literatury, o wartościach chrześcijańskich i humanistycznych. Przykładem jest organizowanie od 2017 roku konkursu „Wiersz Roku”.

21 marca jako Światowy Dzień Poezji, został ustanowiony przez UNESCO (ang. United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization – Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Edukacji, Nauki i Kultury) w 1999 r. Celem tego dnia jest promocja czytania, pisania, publikowania i nauczania poezji na całym świecie.

UNESCO zadeklarowało, że ten dzień ma „dać nowy impuls, aby docenić poezję oraz poprzeć krajowe, regionalne i międzynarodowe ruchy poetyckie”.

Z okazji Światowe Dnia Poezji w okolicach 21 marca, co roku, na całym świecie, organizowane są festiwale, konferencje, konkursy, koncerty, spotkania literackie i autorskie, poświęcone upowszechnianiu i popularyzacji poezji. Główne uroczystości Światowego Dnia Poezji odbywają się w Paryżu we Francji.

W Polsce pierwszy propagowania Światowego Dnia Poezji podjął się Aleksander Nawrocki – poeta, krytyk, tłumacz, eseista, twórca, szef Wydawnictwa Książkowego IBiS i redaktor naczelny pisma „Poezja Dzisiaj jedynego w kraju czasopisma, poświęconego poezji. Podczas obchodów wydarzenia wybitnym poetom polskim, niestandardowym, była przyznawana Nagroda Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO (ang. Award Word Poetry Day UNESCO).

Od 2000 roku obchody Światowego Dnia Poezji organizuje także Związek Literatów na Mazowszu. W trakcie wydarzenia odbywają się spotkania autorskie, prelekcje naukowe o poezji, koncerty poetyckie oraz przyznawanie nagrody Złote Pióro dla autora „Książki Roku”.

Od 2017 roku Związek Pisarzy Katolickich przyznaje, z okazji Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO nagrodę „Wiesz Roku”. Jej Laureatami byli m. in. „Bogurodzica”, Jan Twardowski, Juliusz Erazm Bolek, Marek Czuku, ks. Jan Chlebowski, Dariusz Węcławski i Tomasz Walenty Wybranowski.

Poeta to o wiele więcej niż dyplomata – rozmowa z Ernestem Bryllem, pierwszym ambasadorem RP w Republice Irlandii

Ernest Bryll zmarł w pokoju i w otoczeniu najbliższych 17 marca 2024 roku. Często gościł na antenie Radia Wnet, gdzie wspominał nie tylko swoją poetycką drogę, ale także czas służby dyplomatycznej.

 

Przyjechał na wyspę przed Wielkanocą 1992 r. Budynek ambasady był wówczas jeszcze w remoncie. Dla irlandzkiej Polonii zostało zorganizowane przyjęcie wielkanocne. Miało ono zaznaczyć obecność polskiej ambasady, a także pomóc w nawiązaniu kontaktów z ważnymi w Irlandii osobami. W czasach PRL-u relacje z państwem irlandzkim były chłodne. Zorganizowane zostało święcenie pokarmów, które było zwyczajem nieznanym Irlandczykom.

To Ernest Bryll wymyślił, że święcić potrawy będzie nuncjusz papieski [bp Emanuele] Gerada. Polonia irlandzka mogła się poczuć jak w ojczyźnie.

Często Ernest Bryll wspominał też swoje spotkanie z rodziną O’Connorów. Jako ambasador tarał się dbać o nieformalne znajomości z Irlandczykami. Na jednym z przyjęć Jego żona pani Małgorzata Goraj – Bryll spotkała potomka rodu O’Connorów, starego klanu pamiętającego czasy sprzed angielskiego podboju. Ambasador spotkał się później z O’Connorem kilkakrotnie.

W 1995 chyba roku, na moje urodziny zawiadamia mnie sekretarz O’Connora, że oni chcą dać order rodu O’Connor upoważniającej mnie do tego, że mogę używać tytułu najbliższego przyjaciela rodu. Order jest z godłem rodu i jego zawołaniem: „Ramię, które broni Irlandii”.

Ernest Bryll twierdził ze smutkiem, że  w czasie pełnienia swych obowiązków dyplomatycznych nie miał czasu na tłumaczenie wierszy, wbrew temu, co myślą niektórzy.

 

 

Oto jedna z wielu rozmów z Ernestem Bryllem, który był stale obecny na antenie Radia Wnet, tak jak i Jego wiersze… 

 

Tomasz Wybranowski: Ernest Bryll to człowiek niezwykły, bez którego ciężko wyobrazić sobie polski pierwiastek pod niebem Hibernii. Panie Erneście, Mistrzu – jak zawsze mawiam, patrząc na tomiki wierszy, które stoją na mojej półce: Kiedy ktoś pyta Pana o Irlandię, jakie myśli przychodzą Panu głowy jako pierwsze? Na samo hasło, dźwięk słowa ‘Irlandia’?

Ernest Bryll: Że dzisiejsza Irlandia to już nie jest tamta Irlandia, w której byłem przez lata i o której razem z żoną napisaliśmy książkę. Irlandia się zdecydowanie zmieniła. Kiedy byłem ambasadorem, do roku 1995, jeszcze były kolejki do emigracji. W zasadzie ogromna część, bo około czterdzieści procent ludzi w średnich szkołach w Irlandii szykowało się na emigrację i co więcej, a co mi się podobało – w tej dramatycznej przecież sytuacji władze irlandzkie w szkolnictwie robiły wszystko, żeby ich do tego dobrze przygotować. Oni po prostu uwzględniali pewną konieczność, w której trzeba ludziom pomóc.

Poza tym Polaków było tutaj wtedy troszeczkę, a teraz to jest drugi język, o ile ja wiem, po angielskim…

Dokładnie tak to wygląda. Panie Erneście, podczas któregoś z wywiadów, bo mieliśmy okazję kilkanaście razy rozmawiać i osobiście, i korespondencyjnie, powiedział Pan, że kiedy zaczynał Pan pełnić obowiązki ambasadora, udało się wiele rzeczy załatwić dzięki temu, że Ernest Bryll to poeta, znawca poezji irlandzkiej i tłumacz. W Irlandczykach wzbudzało to zachwyt, a nawet czasem zadziwienie.

Ernest Bryll: Przyznam się, że po angielsku mówię, ale nie aż tak znakomicie. Z tamtych czasów pamiętam moment, kiedy składałem listy uwierzytelniające i miałem przemówienie z tej okazji po irlandzku. Rzeczywiście ten irlandzki mnie i mojej żonie, bo oboje jesteśmy tłumaczami, jest znany. Język irlandzki, galicki, bardzo pomógł, choć nie wiem, jak by to było dzisiaj.

Ja może byłem akuratnie dobry na początek, kiedy nie było jeszcze ambasady, kiedy trzeba było ją zbudować, nawiązać kontakty, sprowadzić banki irlandzkie do Polski, dopiąć tego, żeby odbyła się wizyta pani prezydent Mary Robinson w Polsce. Ważna ta wizyta była nie tylko ceremonialnie. Tuż po niej w Irlandii zaczęli w ogóle inaczej pisać o Polsce. Mało tego, ówczesna pani prezydent i Irlandczycy zobaczyli, że są w Polsce ludzie, szczególnie młodzi, którzy znakomicie zajmują się kulturą irlandzką, językiem. To wtedy było ważne, ale to był okres początkowy. Teraz jest normalna praca, pewno trochę biurokratyczna, w ambasadzie. Na pewno jest olbrzymie obciążenie działalnością konsularną, która jest bardzo trudna, bo przecież Polaków jest pełno. Jak ja tam byłem, niewielu rodaków wówczas tam przychodziło. Teraz jest inaczej.

Co czuje serce i poety, i pierwszego ambasadora po odzyskaniu niepodległości na wieść o tym, że podczas festiwalu kultury polsko-irlandzkiej odbywają się spotkania poetów irlandzkich i poetów polskich tworzących w Irlandii? Tych imprez było już wiele.

Ernest Bryll: Cieszę się bardzo! Pan mnie podczas tej rozmowy traktuje jak ambasadora, którym tylko zdarzyło mi się być. Może nawet nie najgorszym. Mam dobrą opinię, bo zrobiłem, co mogłem, organizując polską ambasadę. Ale ja nie mam w sobie duszy urzędnika, kogoś, kto zarządza. I tak się bałem trochę, że o poezji zapomną. Ale jeżeli są spotkania poetów, to bardzo dobrze. To bardzo dobrze. Za moich czasów były także. Wprawdzie ja chodziłem do irlandzkiego Penklubu, a z Seamusem Heneyem, zanim jeszcze był noblistą, pijaliśmy w Johnnie Fox’s Pub. Cieszę się, że poeci się organizują i działają.

To bardzo specjalny i wspaniały kraj. Irlandia zawsze bardzo wyraźnie szuka identyfikacji swojej w kulturze. Myślę, że Irlandczycy lepiej pojmują niż my, Polacy, pewne jej aspekty. Być może dlatego, że utracili swój rodzimy język na rzecz obcego, ale w tym obcym języku stali się potęgą poetycką. Wyraźnie, bardzo wyraźnie można to odczytać. Czyta się poezję języka angielskiego, szeroką jak rzeka, wielką, i nagle wiadomość, że to jest nurt irlandzki. Niby morze, a nurty płyną – takie wyraźne, w samym środku.

Wiele nas łączy, ale i wiele nas różni, Polaków i Irlandczyków. Materia czasu i zakręty losu, ich postrzeganie.

To, że Irlandczycy prawie zawsze się spóźniają, to fakt, ale z jakim wdziękiem to czynią! Szczególnie podoba mi się w nich jedna rzecz: że oni swoje kłopoty przyjmują z o wiele większą lekkością, gracją niż my. My tak nie umiemy. Nie potrafimy jak oni – trochę kpić z naszych kłopotów. Irlandczycy mają lepszy stosunek do życia i tego się trzeba uczyć od nich.

Z tego, co wiem, pierwsze Wigilie i Święta Bożego Narodzenia w polskiej ambasadzie, którą Pan tworzył, miały niezwykły, i co tu ukrywać, także poetycki charakter.

Oj, kochany, wspominam dobrze te czasy. Bo to było zaraz po moim przyjeździe. To trzeba wytłumaczyć: Ja byłem pierwszym ambasadorem w historii stosunków dyplomatycznych między Polską i Irlandią. Przedtem były kontakty na poziomie konsula, jeszcze za czasów Drugiej Rzeczypospolitej. Później był tylko radca handlowy, no i nagle, jak nowa Polska powstała, to Irlandia zdecydowała się otworzyć ambasadę w Polsce. Wtedy trzeba było otworzyć naszą w Dublinie. I okazało się, że ja jestem dopinany do tego projektu. Dlaczego? Bo tłumaczyłem z żoną z irlandzkiego i orientuję się w języku oryginalnym, czyli w irlandzkim celtyckim. Zresztą sami Irlandczycy trochę to sugerowali i takie sygnały do Polski poszły. I stało się! Pojechałem.

Panie Erneście, ale nie było to przecież takie proste. Nowa Polska wybuchła, Irlandia zainteresowana, ale ekonomia i niezwykła ciężkość bytu snują swoje opowieści.

Tak było. Pojechałem, ale… Pojechałem na ambasadorską misję do ambasady, której w zasadzie nie było. Nie było domu, nie było rezydencji, w ogóle niczego nie było. Dopiero organizowałem w wielkich pośpiechu i rozgardiaszu małe biuro. A potem zaczęliśmy remontować taki budynek przy Ailesbury Road. Poza tym nawiązywałem rozliczne kontakty. A w ogóle to skomplikowana historia tych nawiedzin w Irlandii. Musiałem mieć tak zwane credence letters, czyli listy uwierzytelniające, które musiałem złożyć na ręce ówczesnej pani prezydent Robinson. To jest długa opowieść o tym jak…

Ale tutaj wejdę w słowo Mistrzowi, bo chcę przypomnieć taką anegdotę albo facecyjkę. Kiedyś ucięliśmy sobie telefoniczną pogwarkę, kiedy to opowiedział mi Pan, jak przejmował się tym całym protokołem dyplomatycznym. Natomiast Irlandczycy mówili „Chłopie, daj sobie spokój! Jeden krok w tę czy w tamtą stronę nieważne! Ty jesteś poeta, ty jesteś ktoś! Ty tłumaczysz z naszego języka!”.

Dokładnie tak było. Pamiętam takie spotkanie z panią prezes Bank of Ireland, która w rozmowie powiedziała, że dla nich Irlandczyków poeci zawsze byli ważniejsi niż ambasadorzy i politycy.

Potem nadszedł czas Bożego Narodzenia. Pierwsze święta z polską ambasadą w Dublinie w budowie.

Ta ambasada dopiero powstawała. Jak już mówiłem, nie było właściwie niczego. A ja miałem plan, aby w na wpół wyremontowanym domu zrobić spotkanie bożonarodzeniowe dla Polaków z Irlandii. Ale chciałem jednocześnie na to spotkanie zaprosić różnych ważnych oficjeli. Tych urzędniczo-państwowych i kościelnych Irlandii. Mnie chodziło wtedy o to, żeby nasza Polonia nawiązała różnego rodzaju znajomości. Po drugie chciałem, żeby rodacy na Wyspie stali się dla tych oficjeli instytucją samą w sobie i już niejako sygnowaną, reklamowaną przez Polskę i przez ich ambasadora. No i po prostu zrobiłem te święta. Ale tu zmartwienie, bo ambasada była okropnie malutka. Ja miałem tam dosłownie paru ludzi, żadnej ochrony. Szofer był jednocześnie gospodarzem i administratorem budynku, taką złotą rączką. Na mnie spadło urządzanie i meblowanie ambasady. Pamiętam, jak z radcą ambasady oprawialiśmy grafiki, które przywiozłem z Warszawy, żeby coś powiesić na ścianach. Choinkę organizowałem i przystrajałem z żoną i z moją garstką ludzi z ambasady.

I potem było to wigilijne spotkanie w tym na wpół jeszcze wyremontowanym domu. Niezwykłe, bardzo niezwykłe i ciekawe to spotkanie było, bo ta Polonia przyszła dość chętnie i gromadnie. Nazywam ich Polonią, bo tak się mówi. Przyszli Polacy, bardzo świetni zresztą. Przyszli ci, którzy mieszkali w Irlandii od lat, ale i ci, co od niedawna tam byli. Bardzo ich to wszystko ciekawiło, bo po raz pierwszy mogli spotkać się na tym poziomie, powiedziałbym, wysokości dyplomatycznej. Teraz, z perspektywy lat może to dziwić, ale dla nich to miało wielkie znaczenie.

Dopiąłem swego, bo poznawaliśmy rodaków z różnego rodzaju ludźmi z najprzeróżniejszych irlandzkich środowisk. Dla przykładu, na spotkaniu wigilijnym pojawił się na nuncjusz apostolski arcybiskup Emanuele Gerada, który oryginalnie był Maltańczykiem. Pojawiło się też trochę biskupów i duchowieństwa, a nawet ludzi z rządu irlandzkiego, ale tak bardziej nieformalnie. I nagle okazało się, że ci oficjele nie bardzo się orientują w polskiej tradycji Bożonarodzeniowej.

Ale rodacy wzięli sprawy w swoje ręce, Panie Erneście?

No tak. Ci Polacy przecież w tej Irlandii dość długo mieszkali, przynajmniej niektórzy, i zaczęli oficjelom opowiadać i opowiadać. I potem nagle irlandzcy goście, w znakomitej większości profesorowie, nauczyciele i też politycy, ale wcześniej związani dawniej z edukacją i nauczaniem, ci Irlandczycy, którzy mówili dobrze po gaelicku, w końcu powiedzieli, że w dawnym irlandzkim obyczaju irlandzkim było też coś w rodzaju wigilii. I że dawniej śpiewało się kolędy i że oni zaśpiewają kolędy po irlandzku. I niech Pan sobie wyobrazi, łubudu! Wstała czwórka tych Irlandczyków, stworzył się nagle kwartet i jak zaśpiewali te celtyckie kolędy w języku irlandzkim, ich prawdziwym, no to wszyscy po prostu oniemieli. Ale nasi się poderwali i mówią: „To my też zaśpiewamy!”.

Powiem Panu panie Tomaszu, że dawno, bardzo dawno nikt tyle kolęd nie śpiewał, co wtedy, podczas tej wigilii zorganizowanej pod dachem ambasady w budowie po raz pierwszy. Fajnie się to wspomina. A potem wkradła się już biurokracja i powoli zaczęła się stawać praktyką. Ale ta ambasada do końca na pewno była nieco inna niż teraz. Było coś z takiej naszej typowo polskiej atmosfery w tej początkowej ambasadzie. Ja wiem, że potem nie może być tak jak na początku. Jak się już wszystko zbuduje, to później musi działać instytucja. Ale te pierwsze chwile były na medal, takie fajne i wzruszające z perspektywy lat.

Powiedzmy sobie szczerze: bez Pana nie byłoby fundamentu polskiej ambasady w Dublinie. Trzydziesta rocznica istnienia naszej placówki dyplomatycznej w Irlandii bez wątpienia nasuwa Panu pewne przemyślenia o tych pięciu latach 1991–1995. Jak Pan ocenia ten swój czas ambasadorowania z perspektywy tych lat? Chcę tutaj dopytać o Pana rozpoznawalność jako człowieka, który popularyzował irlandzką kulturę i literaturę, a nadto zna język gaelicki.

Ja ten okres nazywam czasem poetycko-dyplomatycznym, bo moja i żony poetycka relacja z Irlandią miały bardzo ważne znaczenie. Otóż my byliśmy w wielu miejscach, w których – że tak powiem – polityczni ambasadorowie nie bywali wcale. Na przykład miałem wykład w Tralee (hrabstwo Kerry); to jest miasto daleko na zachodzie. Z tego miasta pochodził wieloletni wicepremier Irlandii Dick Spring, który też tam miał wykład i przyjechał tego dnia specjalnie z Brukseli. Do Tralee przyjeżdżało mnóstwo ludzi i oficjeli, bo tam odbywają się cyklicznie spotkania poświęcone dawnej kulturze irlandzkiej, tej gaelickiej. Zjeżdżały się różnego rodzaju zespoły, które jeszcze recytowały, śpiewały i grały muzykę gaelicką. Były też sympozja i wykłady. Ja miałem tam wykład o literaturze wyspy Blasket, Blasket Island.

 

Ernest Bryll. Malunek tuszem Katarzyny Sudak (2006).

O Polsce nie wiedziano wiele. No może jakieś obiegowe rzeczy podstawowe, które, szczerze mówiąc, nie oddają prawdy. Zresztą, gdyby tak popytać na temat Irlandii i jej specyfiki Polaków w Polsce, którzy kochają kogoś jak Irlandię, tylko nie bardzo wiedzą o wielu różnego rodzaju skomplikowanych rzeczach z jej historii, geografii, ekonomii, o wewnętrznych uwarunkowaniach i tak dalej… Może trochę ta książka, którą przetłumaczyliśmy z żoną, a która od wielu lat jest w Polsce dostępna pod tytułem Historia Irlandii, coś w tej kwestii zmieniła i zmienia na lepsze.

A ja przypomnę, że to pozycja, którą powszechnie uznaje się za najlepsze wprowadzenie w historię Irlandii, to Irlandia. Celtycki splot. Jej autorzy – Małgorzata Goraj-Bryll i Ernest Bryll – omawiają i interpretują dzieje tego kraju w oparciu o najnowsze badania naukowe. Ten ważny wolumin pomyślany został jako studium spełniające wszelkie wymogi rzetelności naukowej, ale znakomicie napisane i stanowiące syntetyczne źródło popularnej wiedzy historycznej.

Powiem, może nieskromnie, że to chyba najlepsze kompendium dość głębokiej wiedzy o złożonych, wielowątkowych dziejach Irlandii. Dobrze byłoby, aby taka książka powstała i o nas, Polakach i Polsce dla Irlandczyków.

Oczywiście oni zawsze coś tam wiedzieli o nas. Niektórzy na przykład zaskoczyli mnie wiedzą, że na miecz Kościuszki przysięgali rewolucjoniści, którzy rozpoczęli jedno z licznych powstań w Irlandii o niepodległość. Wiedzą też, że była hrabina Markiewicz; zresztą Irlandka, ale która była żoną naszego malarza, pewnego hrabiego – takiego dosyć utracjusza, birbanta, a ona zasłynęła jako dowódca oddziału w czasie Powstania Wielkanocnego.

W każdym razie robiłem wszystko, żeby było jak najwięcej wiedzy o Polsce, o jej historii, pięknych miastach, architekturze. Kiedy pani prezydent Mary Robinson zwiedzała Kraków, starałem się pokazać jej jak najwięcej. O Polsce nie wiedziano zbyt wiele. Dla wielu było to często takie pole między Berlinem a Moskwą. Udało się to zmienić.

Dziękuję pięknie, Mistrzu, że znalazł Pan dla nas czas. Wszystkiego, co najlepsze.

Ernest Bryll: Dla Was zawsze mam czas. Dla Was zawsze. No, powodzenia, ściskam, ściskam!

Rozmawiał Tomasz Wybranowski

Akwarela portretowa Ernesta Brylla: Katarzyna Sudak

Rozmowy z Ernestem Bryllem często pojawiają się na antenie Radia WNET oraz programu Polska Tygodniówka w dublińskiej rozgłośni NEAR FM.

Ernest Bryll: jako ambasador Irlandii starałem się nawiązywać kontakt ludźmi, którzy coś robili dla Polski