Jękot: Przybywając z Krakowa do Człuchowa zdziwiło mnie, że nie uprawiano tu kajakarstwa. Przecież warunki są wymarzone!

– Gdy zobaczyłem piękne jeziora Człuchowa, zamarzyło mi się rozpoczęcie tam kajakarstwa. To one sprawiły, że upuściłem Kraków i zostałem człuchowianinem – mówi Ryszard Jękot.

 

 

Ryszard Jękot, trener kajakarstwa Międzyszkolnego Klubu Sportowego „Polstyr” Człuchów, opowiada o stworzonym przez siebie ośrodku. Jego geneza sięga 1984 r., kiedy to gość Poranka, ówcześnie krakowianin, przejeżdżał przez Człuchów. Urok tamtejszych jezior sprawił, że został w mieście po dziś dzień.

Zobaczyłem tutaj warunki, o których ja, mieszkaniec Krakowa, mogłem tylko marzyć. My mieliśmy tam dostęp tylko do brudnej wtedy, śmierdzącej Wisły. I kiedy rzuciłem okiem na tutaj taki zespół czterech przecież połączonych ze sobą pięknych jezior, zamarzyło mi się, że przecież to są warunki do uprawiania kajakarstwa wymarzone. No i po kilku tygodniach zostałem mieszkańcem Człuchowa z wyboru.

Jękot samodzielnie jako zawodowy trener stworzył w mieście od podstaw sekcję kajakarstwa. Obecnie może się ona pochwalić ponad stoma medalami z mistrzostw Polski, Europy i Świata. Jednym z wychowanków tego ośrodka jest Paweł Kaczmarek, który trzy lata temu wziął udział w XXXI Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro jako najmłodszy zawodnik. Aktualnie walczy o start w przyszłorocznych letnich igrzyskach olimpijskich w Tokio.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Dymytryszyn: Komuniści decyzją o umiejscowieniu huty w Żukowicach zrujnowali miejscowych rolników, niszcząc grunty orne

– Na mocy decyzji władz centralnych hutę umieszczono w Żukowicach, 10 km od Głogowa. Doprowadziło to do wyniszczenia gruntów ornych i wysiedleń kilku wiosek – mówi Jerzy Dymytryszyn.

 

 

Jerzy Dymytryszyn, kustosz Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Głogowie, opowiada o genezie Huty Miedzi Głogów. Nie powstałaby ona, gdyby nie postać dr. Jerzego Wyrzykowskiego, który w 1957 r. zapoczątkował na ziemi głogowskiej badania nad wielkością złóż miedzi. Doprowadziły one do otworzenia w 1960 r. pierwszych kopalń w okolicach Lubina. Następnie zaczęto myśleć nad budową huty. Początkowo miała ona powstać po wschodniej stronie Głogowa ze względu na bliskość kopalń. Później jednak decyzją władz centralnych uchwalono, że lepiej będzie ją umiejscowić w Żukowicach, ówcześnie wsi położonej 10 kilometrów od Głogowa. Postanowienie to doprowadziło do ruiny miejscowych rolników, skutkując wysiedleniami okolicznych wiosek i dewastacją gruntów ornych.

Gość Kuriera w samo południe mówi jednak również o pozytywnych efektach decyzji o wybudowaniu w tym miejscu Huty Miedzi Głogów:

„Huta jest bardzo istotnym przedsiębiorstwem w życiu ziemi głogowskiej, bo w momencie jej wybudowania, tj. prace rozpoczęły się w 1967 r., (…) rozpoczął się napływ ludność i z czasem Głogów z 12-tysięcznego miasta w 1965 r. (…) w latach 80. miał już ponad 70 tysięcy mieszkańców”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Paweł Lisiecki: Loty marsz. Kuchcińskiego osłabiły jego autorytet. Ale nie wyobrażam sobie, by rodzina nie leciała z nim

– Na przyszłość należy uregulować kwestie prywatnych lotów polityków samolotami rządowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której marszałek leci samolotem, a rodzina samochodem – mówi Paweł Lisiecki.

 

 

Paweł Lisiecki, członek Komisji Weryfikacyjnej z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, odnosi się do poniedziałkowej konferencji prasowej, na której marszałek Sejmu Marek Kuchciński przeprosił za wykorzystywanie rządowych samolotów w celach prywatnych.

„Na przyszłość należy uregulować tak te kwestie, aby jeżeli z marszałkiem leci żona lub rodzina, żeby jasno było wskazane, kto ponosi koszty tego. Bo też nie wyobrażam sobie sytuacji, w której leci marszałek, jest obok niego rodzina, i jedni jadą samochodem, a marszałek leci samolotem”.

Gość Popołudnia uważa, że samoloty rządowe oferować mogą również odpowiednio wyceniane loty czarterowe. Jest przy tym zdania, że dla organizatorów tego rodzaju podróży wyliczenie odpowiedniej stawki nie powinno stanowić większego problemu.

Lisiecki opowiada również o najnowszych działaniach Komisji Weryfikacyjnej, badającej sprawę reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Jak mówi, współpraca tego organu z warszawskim ratuszem nie układa się najlepiej.

„Aby przyznać zadośćuczynienie dla danej osoby, która została zwrócona razem z kamienicą i często płaciła podwyższony czynsz, najpierw należało uznać, że zwrot danej kamienicy nastąpił z rażącym naruszenie prawa (…). Te osoby wówczas występowały (…) do komisji o zadośćuczynienie i odszkodowanie. Komisja przyznawała takie zadośćuczynienia i odszkodowania, natomiast warszawski ratusz konsekwentnie te wszystkie zadośćuczynienia i odszkodowania zaskarżał i zaskarża. Mimo tego, że pieniądze wpłacane przez tych, którzy zostali pozbawieni kamienic i odszkodowań za te kamienice wpływają do warszawskiego ratusza i ratusz ma pieniądze na wypłatę odszkodowań i zadośćuczynień dla lokatorów”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

 

Bernadeta Markiewicz: Pniewy są przyjazne ekonomii społecznej. Tu każdy pracujący z niepełnosprawnościami jest szanowany

– Uczęszczający do Centrum Integracji Społecznej wpisali się w krajobraz Pniewów. Każdy mieszkaniec ma do nich szacunek i uznanie dla wykonywanej przez nich pracy – mówi Bernadeta Markiewicz.

 

 

Bernadeta Markiewicz, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Pniewach, opowiada o Centrum Integracji Społecznej „Ostoja”. Powstała w 2013 r. z inicjatywy burmistrza miasta Jarosława Przewoźnego placówka stawia sobie za cel aktywizację zawodową i społeczną osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami czy uzależnieniami. Obiekt początkowo przeznaczony był dla 2o osób, by następnie móc pomieścić ich 30.

Gość Kuriera w samo południe zaznacza, że uczęszczające do „Ostoi” osoby cieszą się w Pniewach dużym szacunkiem. Cieszy ją, że może pracować w gminie przyjaznej ekonomii społecznej.

„Oni się – że tak powiem – wpisali w krajobraz tego miasta i tej gminy, i dziś każdy mieszkaniec ma do nich szacunek i duże uznanie za jakość tej pracy, którą na co dzień wykonują. Bo wielokrotnie – jest to również zauważalne przez osoby, które niekoniecznie mieszkają na terenie naszej gminy – że to nasze otoczenie estetyczne (…) zmieniło się diametralnie odkąd wykonywane są systematyczne prace porządkowe (…) przez naszych uczestników CIS-u”.

Centrum Integracji Społecznej „Ostoja” nie jest jedynym tego typu obiektem w Pniewach. Na jego bazie we współpracy z gminą Kwilcz powstała Spółdzielnia Socjalna „Horyzont”. Markiewicz ma nadzieję, że w przyszłości utworzone zostaną kolejne ośrodki pomocy społecznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

S. Ewa Durlak, s. Daniela Jankowska: Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. Bez niego nie zakładałaby szkół

– Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. To dlatego dbała o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły – mówią s. Ewa Durlak i s. Daniela Jankowska.

 

 

Siostra Ewa Durlak, przewodniczka w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach, opowiada o życiu św. Urszuli Ledóchowskiej, patronki Pniew. 8 sierpnia minie bowiem 99 lat od momentu, kiedy święta przyjechała do Pniew z dziećmi i siostrami z duńskiego Aalborga. Do Polski przybyło wtedy 20 sióstr i 40 dzieci. Te ostatnie były potomkami polskich rolników, którzy wyjechali do Danii na tzw. saksy buraczane. Nierzadko umierali oni osieracając swoje dzieci, które następnie znajdowały się pod opieką św. Urszuli Ledóchowskiej.

Przewodniczka mówi również o dziedzictwie, które święta pozostawiła po sobie w Pniewach. W mieście tym św. Urszula mieszkała 19 lat, podczas których założyła 44 domy zakonne w Polsce, we Francji i we Włoszech. W ostatnim z tych państw założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego zmarła, by w 1989 r. powrócić do Polski. Obecnie spoczywa ona w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach.

Bardzo ważnym hasłem dla świętej było to, aby „wszystkim dać Boga”. W jego ramach dbała ona o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły.

Siostra Daniela Jankowska natomiast opowiada o chórze dziecięco-młodzieżowym „Promyki słoneczne”, któremu przewodzi. Powstał on na rok przed sprowadzeniem ciała św. Urszuli z Rzymu do Pniew i funkcjonuje już od 31 lat. Poza akompaniowaniem przy liturgii chór koncertuje również po świecie. Największym przeżyciem dla s. Danieli był śpiew w Castel Gandolfo w 1993 r. dla św. Jana Pawła II. Obecnie chór szykuje się do wyjazdu na Słowację i do Austrii.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Prof. Ratajczak: Myślę, że w pewnym momencie Polska odwróciła się od historii. Części dokumentów pewnie nie odzyskamy

– Myślę, że był w Polsce czas pewnego odwrotu od historii, przez który pewnych cennych dokumentów możemy nigdy nie odzyskać. Na szczęście teraz jest inaczej – mówi prof. Wiesław Ratajczak.

 


Profesor Wiesław Ratajczak, wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, opowiada o prowadzonym przez siebie roczniku – „Ziemi Pniewskiej”. Zadaniem cyklicznej publikacji jest przedstawienie i uporządkowanie informacji na temat Pniew i okolic. Obecnie wydano dwa tomy rocznika, a w przygotowaniu jest część trzecia. Dotychczasowe numery „Ziemi Pniewskiej” poruszają temat losów mieszkańców Pniewa i okolic podczas II wojny światowej.

Gość Poranka mówi również o potrzebie nauczania o regionach Polski w szkołach.

„Pan redaktor powiedział – wiedza regionalistyczna, ale pewnie trzeba podkreślić, że taka, która nie tyle izoluje, wyróżnia jakiś fragment Polski i pisze mu osobną historię, ale taka historia regionu, która jest wprowadzeniem w historię ogólnopolską, czy nawet w historię powszechną”.

Cel ten prof. Ratajczak stara się realizować właśnie poprzez wydawanie „Ziemi Pniewskiej”, w której poprzez opisywanie losów regionu przybliża historię II wojny światowej.

Wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu stwierdza, że powstanie cyklicznej publikacji byłoby niemożliwe bez wsparcia pniewskich rodzin, które dostarczają pamiątki i opowiadają związane ze swoimi domami historie.

„Był taki czas – chyba to nawet w skali ogólnej można by jakoś scharakteryzować, w skali polskiej – pewnego odwrotu od historii i może wtedy jakieś cenne pudła ze zdjęciami, z dokumentami, z listami nie zostały uznane za cenne. Może już nigdy ich nie odzyskamy. Teraz jest inaczej i dla mieszkańców miasta [Pniew – przyp. red.] i przede wszystkim dla rodzin ta historia jest czymś cennym. Jest pełna świadomość tego, że każdy drobiazg należy ocalić”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Owsiak po raz kolejny nie mógł powstrzymać się od bluzgów na swoim festiwalu. „Mordy mi nie zamkniecie!”

Przemawiający w niedzielę na zakończenie festiwalu Pol’and’Rock Jerzy Owsiak nie przebierał w słowach. Bez ogródek powiedział, co sądzi o rządach PiS-u. „Zabieracie Westerplatte. K***a, po co?!”

W sobotę w Kostrzynie nad Odrą zakończył się trwający trzy dni Pol’and’Rock Festival. Według organizatorów wzięło w nim udział 750 tysięcy osób. W niedzielę podczas zamknięcia imprezy jej organizator Jerzy Owsiak w ostrych słowach skomentował aktualną sytuację polityczną w kraju. Odniósł się m.in. do wykorzystywania przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego rządowych samolotów i helikopterów do podróży prywatnych.

„Czemu nie karzecie polityków, którzy zap*** samolotami za moje, k***, pieniądze? Dlaczego ich nie pociągniecie do odpowiedzialności? Nie ma na to zgody. Możecie mnie zabić na tej barykadzie. Możecie mi strzelić w łeb, ale nie cofnę się, bo Polska się stacza”.

„A wy k*** ile wywalacie pieniędzy na loty? 176 mln zł na służbę zdrowia. Stoimy w kolejkach do służby zdrowia. Pacjenci onkologiczni nie mają się jak leczyć. To co wy k*** do nas macie?”.

Lider Fundacji WOŚP powiedział również, co sądzi o przyjęciu specustawy dotyczącej budowy Muzeum Westerplatte.

„Możecie mnie zarąbać, ale nie zamknięcie mi mordy! To wy trwonicie moje pieniądze. Zabieracie Westerplatte. K***, po co?! Od*** się od Westerplatte! Wsadzicie mnie za to do pie****? To znajdę tam kumpli i rozsadzimy to od środka”.

To nie pierwszy raz gdy Jurek Owsiak nie mógł powstrzymać się od przekleństw w czasie swojego festiwalu. W 2017 r. został on ukarany przez sąd naganą za to, że ze sceny przystanku Woodstock powiedział m.in. „pie…. polityków” i „nie mów ku…., że jestem drugi sort”. Do tego faktu także odniósł się w swoim tegorocznym przemówieniu.

„Po raz drugi to powiem. I od***rdolcie się w sądach, bo to jest utwór muzyczny. Żeby nie rządziło, kłamstwo, pogarda i szczucie Polaków jednych na drugich, to może ku***a coś zmienimy? Bądźcie moimi obrońcami w sądzie w Słubicach”.

A.K.

Stanisław Kot: Początkowo w Hucie Miedzi Głogów pracowali wszyscy prócz hutników. Dziś załogą można się chwalić wszędzie

– Huta Miedzi Głogów to fenomen. Z niczego utworzono załogę ekspertów, a huta z jednego z największych polskich trucicieli stała się jedną z najczystszych na świecie – mówi Stanisław Kot.

 

 

Stanisław Kot, były wiceprezes KGHM Polska Miedź S.A., opowiada o unikalności obiektu, w którym wcześniej pracował. Jest to największa huta surowcowa w Europie, produkująca ponad 450 tysięcy ton miedzi elektrolitycznej rocznie. Drugim produktem, którego wydobyciem zajmuje się spółka, jest srebro. Kolejną cechą wyróżniającą zakład na tle innych obiektów tego rodzaju jest unikalna technologia, która poza oddziałem KGHM Polska Miedź S.A. w Głogowie funkcjonuje tylko w dwóch miejscach na świecie – w Australii i w Zambii.

Ponadto sama Huta Miedzi Głogów jest największym jednostkowym pracodawcą w tym mieście. Gość Poranka zakład ten określa mianem fenomenu. Jak mówi, w 1971 r., kiedy to huta została oddana do użytku, pracowali w niej wszyscy prócz hutników. Obecnie na terenie obiektu pracują eksperci, którymi zakład może chwalić się wszędzie. Huta uczyniła również olbrzymie postępy w dziedzinie ochrony środowiska. O ile w latach 80. zakład znajdował się na liście 80 największych trucicieli w Polsce, o tyle obecnie, po wdrożeniu inwestycji wartych miliardy złotych, huta stała się jedną z najczystszych na świecie.

Stanisław Kot mówi także o tym, jak rozpoczęła się jego kariera w KGHM Polska Miedź S.A.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Czesław Dominik: W hutnictwie zachwyciła mnie siarka. Gdy jechałem na wczasy, musiałem kupować zapałki, zapalać i wąchać

– Gdy pracowałem na wyciągach szybowych i pojechałem na wczasy, musiałem zapalać i wąchać zapałki, bo po tygodniu kręciło mi się w głowie z braku dwutlenku siarki – mówi Czesław Dominik.

 

 

Czesław Dominik, były pracownik Huty Miedzi Głogów (mistrz Huty Miedzi Głogów I, mistrz Huty Miedzi Głogów II, dyspozytor Huty), opowiada o swojej karierze w tym miejscu. Rozpoczęła się ona w technikum elektroenergetycznym. Dobre stopnie z przedmiotów ścisłych sprawiły, że zaproponowano mu przeniesienie się do znajdującego się w tym samym budynku technikum hutniczego. Po trzech miesiącach nauki w nowym miejscu Czesław Dominik poczuł, że to z hutnictwem chce związać swoje życie. Przekonały go do tego urządzenia, gorąca stal i… zapach siarki.

„Proszę sobie wyobrazić, że jak pracowałem na (wyciągach – przyp. red.) szybowych i pojechałem z rodziną na wczasy, ja musiałem kupować zapałki, zapalać i wąchać, bo po tygodniu czasu mi się kręciło w głowie przez to, że nie miałem w organizmie odpowiedniej ilości dwutlenku siarki”.

Po znalezieniu się w Hucie Miedzi Głogów gość Poranka szybko osiągał sukcesy. W 1973 r., mając 22 lata, otrzymał angaż mistrza. Co ciekawe, był on wtedy najmłodszym pracownikiem brygady. Następnie awansował na starszego mistrza, by w końcu stał się dyspozytorem huty, czyli de facto jej zarządcą.

Za rok Czesław Dominik związany będzie ze swoim miejscem pracy aż 50 lat i nie zamierza przechodzić na emeryturę.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Olbrys: Około 500 osób walczyło w obronie PWPW. Obecnie żyje tylko jeden z nich – kpt. Juliusz Kulesza

– W 1940 r. do obrony PWPW powołano grupę PWB/17/S pod dowództwem mjr. Chyżyńskiego. Walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Kulesza – mówi Monika Olbrys.

 

 

Monika Olbrys, kierownik Wydziału Historyczno-Archiwalnego Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, opowiada o wydarzeniach z powstania warszawskiego, które miały miejsce w okolicach PWPW. Do obrony tej instytucji powołano w 1940 r. samodzielną grupę specjalną PWB/17/S (Podziemna Wytwórnia Banknotów). Jednostce dowodził mjr Mieczysław Chyżyński ps. „Pełka”, a w jej skład wchodzili głównie pracownicy wytwórni. Podczas powstania warszawskiego walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Juliusz Kulesza,

W Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych mieścił się schron, w którym przebywała ludność cywilna i gdzie znajdował się szpital.

W obronie instytucji walczyło około 500 żołnierzy. Rokrocznie PWPW podejmuje działania mające na celu ich upamiętnienie. W tym roku opisuje ona 10 osób, które co prawda nie broniły wytwórni, jednak ich losy są w jakiś sposób związane z tą instytucją.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.