Ireneusz Wiśniewski: Wyspa w Kędzierzynie-Koźlu stała się placem budowy. Remontuje się tu m.in. dwa stuletnie budynki

– Koszt rewitalizacji obiektów na wyspie w Kędzierzynie-Koźlu to 2,5 mln zł. Pieniądze te są przeznaczone na remont przystani “Szkwał” i internatu ZS Żeglugi Śródlądowej – mówi Ireneusz Wiśniewski.

 

 

Ireneusz Wiśniewski, dyrektor przystani “Szkwał”,  opowiada o trwającej rewitalizacji zarządzanego przez siebie obiektu. Jest ona częścią większego, opiewającego na kwotę 2,5 miliona złotych, projektu renowacji obiektów na wyspie w Kędzierzynie-Koźlu. Prócz przystani remont przejdą dwa zabytkowe stuletnie budynki, internat Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej i stadnina koni. Środki na ten cel pozyskane zostały z Unii Europejskiej za pośrednictwem marszałka województwa opolskiego.

Sama przystań “Szkwał” wchodzi w skład Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego, a od 1 września na mocy nowego prawa oświatowego stanie się Centrum Kształcenia Zawodowego. Przystań współpracuje ze wspomnianym już  Zespołem Szkół Żeglugi Śródlądowej, będącym jedną z dwóch placówek w Polsce kształcących marynarzy. “Szkwał” również prowadzi działalność oświatową – oferuje kształcenie w zawodach technik pojazdów samochodowych i technik mechanik.

Rewitalizacja samej przystani postępuje bardzo szybko. Powinna ona zostać oddana w czerwcu 2020 r.

Wysłuchaj całej rozmowy juz teraz!

A.K.

Szczypiński: Historycznie Racibórz to nie Polska, nie Niemcy, a głównie Śląsk. Nie ważne, do kogo ten region należy

– Postać Carla Ulitzki pokazuje, że w Raciborzu historia nie jest czarno-biała, a miasto historycznie nie jest ani Polską, ani Niemcami, a głównie Śląskiem – mówi Adrian Szczypiński.

 

 

Adrian Szczypiński, operator kamery i autor ośmiu filmów historycznych o Raciborzu, przybliża sylwetkę Carla Ulitzki – aktywnego w międzywojniu proboszcza z parafii św. Mikołaja znajdującej się w Raciborzu w dzielnicy Stara Wieś.

„To była postać niezwykła (…). Niezwykła i ciężko ją, jakby, ugryźć z dzisiejszego punktu widzenia, ponieważ z jednej strony to był ksiądz, ale i polityk. To był Niemiec, który dla Polaków nauczył się języka polskiego. To był człowiek, który kochał Racibórz, ale kochał Śląsk, ale udział Raciborza (…) widział w Rzeszy, a nie w Polsce”.

Gość Poranka zwraca uwagę na tragizm postaci duchownego. II wojna światowa sprawiła bowiem, że nie cieszył się on sympatią ani Niemców, ani Polaków. Naziści uważali go za sprzyjającego Polakom, natomiast Polacy w 1945 r. przegonili Carla Ulitzkę z Raciborza. Powodem tej decyzji był fakt, że proboszcz był Niemcem dążącym do przyłączenia miasta do Rzeszy. Sylwetka polityka jest dla Szczypińskiego dowodem na to, że historia w Raciborzu nie jest czarno-biała. Operator zaznacza przy tym, że miasto historycznie nie jest ani Polską, ani Niemcami, lecz przede wszystkim Śląskiem. Jego przynależność państwowa nie ma przy tym dla gościa Poranka większego znaczenia.

Szczypiński odnosi się także do anegdoty, według której przegrana w Raciborzu przez Jana III Sobieskiego partyjka kart przyczyniła się do jego wygranej nad Turkami pod Wiedniem w 1683 r. Opowiada ponadto o nakręconych przez siebie filmach.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Bobołowicz: Zaborcy myśleli, że we Włodzimierzu Wołyńskim ukryto polskie insygnia królewskie. Szukali ich też bolszewicy

– Zaborcy w XIX w. wysłali do Włodzimierza Wołyńskiego komisję w celu znalezienia polskich insygniów królewskich. Co ciekawe, w 1920 r. wrócili tam po nie bolszewicy – mówi Paweł Bobołowicz.

 

 

Paweł Bobołowicz, korespondent Radia WNET na Ukrainie, kontynuuje „Ukraiński zwiad WNET”, w ramach którego zwiedza to państwo na redakcyjnym motorze. Dziś zdaje on relację z Włodzimierza Wołyńskiego znajdującego się tuż przy granicy z Polską. Jest to bardzo stare miasto – pierwsza historyczna wzmianka na jego temat pochodzi z 988 r. Było ono stolicą Księstwa Włodzimierskiego – powstałego w 1154 r. na skutek podziału Księstwa Wołyńskiego księstwa ruskiego. W 1160 r. w mieście tym pojawił się Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Obiekt sakralny zbudowany został w stylu staroruskim i jest prawdopodobnie najbliżej położoną od Warszawy budowlą w tym stylu. Z Włodzimierza Wołyńskiego w 1241 r. rozpoczął się również najazd mongolski na Polskę.

W 1569 r. na mocy unii lubelskiej powołującej do życia Rzeczpospolitą Obojga Narodów miasto znalazło się w granicach Korony Królestwa Polskiego. W czasie rozbiorów Włodzimierz Wołyński wyjątkowo przeszkadzał rosyjskiemu zaborcy. Chcąc doprowadzić do wyludnienia miasta, pozamykał on znajdujące się tam szkoły. Operacja ta spełniła pokładane w niej oczekiwania, a Włodzimierz Wołyński coraz bardziej podupadał. Rosjanie sądzili ponadto, że w mieście tym znajdowały się polskie insygnia królewskie. W XIX w. do Kościoła pw. św. Anny i Joachima wysłali w tym celu nawet specjalną komisję. Kosztowności nie zostały jednak znalezione. W 1920 r. na ich poszukiwania wyruszyli także bolszewicy.

W czasach międzywojnia natomiast miasto odrodziło się i zostało stolicą powiatu włodzimierskiego. Dużą zasługę miała w tym ulokowana we Włodzimierzu Wołyńskim szkoła podchorążych i rezerwa artylerii.

#ukraińskizwiadWnet

A.K.

Janik: Ostatnie lata w wielu miastach Polski pokazały, że woda w kranie to nie oczywistość. Sytuacja ta ominęła Racibórz

– Widzimy, że w wielu miastach Polski zaczyna być ograniczane dostarczanie wody – chwilowo, godzinnie, dwugodzinnie. W Raciborzu tego niepokoju jeszcze nie ma – mówi Stanisław Janik.

 

Stanisław Janik, wiceprezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Raciborzu, opowiada o otworzeniu w tym mieście pierwszej w Polsce sieci wodociągowej. Wydarzenie to miało miejsce w 1874 r. – bezmała 20 lat wcześniej niż w Warszawie.

Gość Poranka mówi również o zaopatrywaniu Raciborza w wodę pitną. Zauważa, że gdy przyjął się do pracy w 1997 r. poziom wód gruntowych był dość wysoki, natomiast w ostatnich latach na skutek susz widać wyraźne tendencje delikatnego spadku lustra wody. Nie stanowi on jednak dla miasta zagrożenia.

„I to nas odróżnia od wielu miast Polski, gdzie ten rok i ostatnie lata ewidentnie pokazały, jak to jest ważne. Że to, co nam się wydaje, że woda musi być w kranie – niekoniecznie. Niekoniecznie – widzimy, w wielu miastach zaczyna być ograniczane dostarczanie wody. Na razie chwilowo, godzinowo, dwugodzinnie (…). U nas jeszcze tego niepokoju nie ma”.

Janik dzieli się także swoimi przemyśleniami na temat ochrony przeciwpowodziowej miasta. Chwali się ponadto, że w ciągu ostatnich 15-20 lat Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Raciborzu dokonał wielu inwestycji w zakresie uzdatniania, poboru, zabezpieczenia i ciągłości dostaw wody. Sprawiły one, że obecnie wodę można pić prosto z kranu. Na tle innych miast wyróżnia ją fakt, że nie jest ona chlorowana.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Konieczny: Nie wszyscy uczniowie szkół gastronomicznych odnajdują się w branży. Część z nich w ogóle jej nie czuje

– Jeśli młody człowiek chce pracować w gastronomii i ma powołanie, to będzie to robił. Jednak nie wszyscy uczniowie szkół gastronomicznych „czują” tę branżę – mówi Marzena Konieczny.

 

 

Beata Macura, sekretarz Urzędu Miasta Skoczów, przedstawia słuchaczom Radia WNET „kobietę, (…) która szeroko rozwija swój biznes, jest przedsiębiorcza (…), współpracuje z gminą”. Jest nią Marzena Konieczny, właścicielka sieci stołówek „MAJA”. Obecnie w jej skład wchodzą cztery lokale – dwa w Skoczowie, jeden w Ustroniu i jeden w Drogomyślu.

Gość Kuriera w samo południe porusza temat uczniów szkół gastronomicznych. Stwierdza, że jeżeli młody człowiek chce pracować w tej branży i ma do tego powołanie, to będzie to robił. W przypadku tego rodzaju placówek edukacyjnych nie jest to jednak takie oczywiste – Konieczny zaznacza, że wielu uczniów uczęszczających do szkół gastronomicznych w ogóle nie „czuje” gastronomi.

Właścicielka sieci stołówek nie ma większych problemów z prowadzoną przez siebie działalnością. Chwali w tym miejscu urząd miasta, który nazywa „przyjaznym dla ludzi”. Cieszy ją także fakt, że obsada lokali od początku ich istnienia pozostaje praktycznie niezmienna.

Więcej informacji na temat sieci stołówek „MAJA” znaleźć można tutaj. Konieczny serdecznie zaprasza do ich odwiedzenia – zwłaszcza, że cena pełnego obiadu to zaledwie 11 złotych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Juraszek: Tego projektu nie robił nikt w Polsce i Europie Środkowej. Sami musieliśmy budować szpital w Żywcu

– Po decentralizacji szpitali z 1999 r. otrzymaliśmy starą placówkę. Zamiast remontować budujemy nową. Tego typu projektu nie realizował nikt w Europie Środkowej – mówi Antoni Juraszek.

 

 

Antoni Juraszek, dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej w Żywcu, opowiada o kulisach rozpoczętej w 2006 r. budowy Szpitala Powiatowego w tym mieście. Podjęcie decyzji o jego wzniesieniu jest owocem decentralizacji służby zdrowia przeprowadzonej w 1999 r. W wyniku tego działania Żywiec otrzymał w spadku stary szpital. Wtedy to władze miasta stanęły przed wyborem – wyremontować budynek czy zbudować nowy? Ostatecznie zdecydowały się na drugą opcję.

Gość Kuriera w samo południe mniema, że nowy szpital otworzony zostanie w pierwszym kwartale przyszłego roku. Wyjaśnia przy tym, jakie czynniki wpłynęły na tak długi czas budowy. Przez trzy pierwsze lata sporządzana była bowiem dokumentacja. Następnie władze zastanawiały się, skąd pozyskać środki na inwestycję. Od początku zdawano sobie sprawę, że powiat musi opierać się na kapitale prywatnym, ponieważ sam nie ma na ten cel środków. Wybawieniem z tej sytuacji okazało się być przyjęcie pod koniec 2008 r. ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

Juraszek zwraca uwagę, że tego typu projektu nie realizował wcześniej nikt ani w Polsce, ani w Europie Środkowej. Zainteresowanie budową szpitala było ogromne – złożono aż 9 ofert.

Dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej w Żywcu ma nadzieję, że budynek ukończony zostanie w listopadzie, a następne pięć miesięcy upłynie na przeniesieniu usług ze starego do nowego szpitala.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Kwiatkowska: Produkowany w oczyszczalni w Skoczowie biogaz ogranicza koszty prądu, a tym samym cenę naszych usług

– Oczyszczalnia ścieków w Skoczowie pozyskuje własną energię z biogazu na poziomie 25-30%. Mamy nadzieję, że odsetek będzie jeszcze wyższy, bo obniża on koszty naszej pracy – mówi Anna Kwiatkowska.

 

Anna Kwiatkowska, prezes Miejskiej Spółki SKO-EKO Sp. zoo. Skoczów, opowiada o najważniejszej inwestycji w 65-letniej historii nadzorowanej przez nią spółki. Jest nią modernizacja oczyszczalni ścieków w Skoczowie, której koszt wyniósł 24 miliony złotych. Unowocześnienie objęło gospodarkę osadową wraz z odzyskiem biogazu oraz budowę kanalizacji sanitarnej w aglomeracji Skoczów. Realizację projektu zakończono w styczniu bieżącego roku.

Gość Kuriera w samo południe opowiada, w jaki sposób spółka uzyskała środki na przeprowadzenie modernizacji. Stwierdza, że nie przystąpiłaby ona do tej inwestycji gdyby nie wsparcie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Udzielił on bowiem SKO-EKO bezzwrotnej dotacji w wysokości ponad 12 milionów złotych. Kwiatkowska zaznacza, że kwota ta stanowi prawie dwuletni obrót spółki. Gość audycji określa współpracę z Funduszem, a zwłaszcza z Departamentem Ochrony Wód jako doskonałą.

Prezes Miejskiej Spółki SKO-EKO Sp. zoo. Skoczów tłumaczy również, w jaki sposób oczyszczalnia ścieków pozyskuje biogaz. Jego produkcja pozwala na zaspokojenie potrzeb energetycznych przedsiębiorstwa na poziomie 25-30%. Prowadzi to do obniżenia kosztów prądu potrzebnego do oczyszczania ścieków, a tym samym do zmniejszenia kwoty widocznej na rachunkach klientów. Kwiatkowska ma nadzieję, że udział energii pozyskiwanej z biogazu w następnych latach będzie rósł.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Staroń: To Skoczów dał początek współpracy ewangelików i katolików. Stało się to dzięki pielgrzymce JP II do tego miasta

– Śmierć św. Jana Sarkandra z rąk ewangelików przyczyniła się do ich zjednoczenia z katolikami. Przed poświęconą mu homilią JP II spotkał się bowiem z ewangelickim biskupem – mówi Jakub Staroń.

 

 

Jakub Staroń z Muzeum im. św. Jana Sarkandera w Skoczowie opowiada o przecięciu się w tym mieście dróg dwóch żyjących w różnych czasach świętych – św. Jana Sarkandra i św. Jana Pawła II. Pierwszy z nich był żyjącym na przełomie XVI i XVII w. męczennikiem, a obecnie jest patronem Skoczowa. Po raz pierwszy „spotkali się” oni w 1992 r., kiedy to na mocy bulli Totus Tuus Poloniae populus Ojciec Święty utworzył diecezję bielsko-żywiecką. Jej patronem uczynił wtedy właśnie św. Jana Sarkandra. Ich drogi ponownie przecięły się trzy lata później, gdy św. Jan Paweł II udał się na jedyną prywatną pielgrzymkę do Polski.

„Jeżeli tutaj dotykamy już właśnie osoby św. Jana Pawła II, należy przypomnieć wielką wizytę, która była tutaj w Skoczowie 22 maja 1995 r. Otóż w tym dniu jakby otworzyły się nowe drzwi historii dla tego regionu, gdyż przybywał tutaj nasz wielki rodak Jan Paweł II z jedyną prywatną wizytą i najkrótszą wizytą w swoim pontyfikacie, gdyż trwała niecałe 10 godzin. Ojciec Święty odwiedził Skoczów, następnie Bielsko oraz Żywiec. Tutaj w Skoczowie mieliśmy szczęście, że na Kaplicówce papież odmówił mszę dziękczynną za kanonizację Jana Sarkandra”.

Gość Poranka stwierdza również, że paradoksalnie zamordowanie św. Jana Sarkandra przez ewangelików przyczyniło się do zjednoczenia przedstawicieli dwóch wyznań w Skoczowie – ewangelików augsburskich i katolików. Przed homilią na Kaplicówce św. Jan Paweł II spotkał się tam bowiem z ewangelickim biskupem cieszyńskim Jakubem Anweilerem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Grzebielec: Śląsk jest krajem nieznanym. O wojnie o Cieszyn nie pisze się nawet w podręczniku na stulecie niepodległości

– Śląsk jest w Polsce krajem nieznanym. Myślę, że marzenie Morcinka i Kossak sprzed stu lat o przybliżeniu tego miejsca jeszcze się nie spełniło – mówi Wojciech Grzebielec.

 

Wojciech Grzebielec, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 im. Gustawa Morcinka, przybliża historię wojny polsko-czechosłowackiej o teren Śląska Cieszyńskiego. Największe starcie tego konfliktu zbrojnego miało miejsce w dniach 28-30 stycznia właśnie pod Skoczowem. Historyk posuwa się wręcz do stwierdzenia, że gdyby nie zasługi tej miejscowości, Cieszyn nie zostałby przyłączony do II Rzeczypospolitej.

„U nas to było tak troszeczkę inaczej, bo podkreślaliśmy to, że my nie po stu latach wracaliśmy do Polski, a po prawie sześciuset latach (…) [chodzi tu o wojnę polsko-czeską z lat 1345-1348 r. toczoną o Śląsk – przyp.red.], i ten rok 1918, no, był dla nas takim wstępem. Tak, tak, o tę ziemię, bardzo cenną ziemię – bo to jest ziemia cenna i pod względem strategicznym, i pod względem ekonomicznym, bo przecież i węgiel i huty”.

Gość Poranka opowiada także o promocji w Skoczowie spuścizny pisarza Gustawa Morcinka. Popularyzacją jego twórczości zajmują się miejscowe szkoły i centrum kultury, a wspiera je w tym urząd miasta. Obecnie Skoczów przygotowuje się do obchodów stulecia wpisania we wrześniu Morcinka na listę miejskich nauczycieli.

„Myślę, że uczniowie w Skoczowie coś by Panu na ten temat powiedzieli, natomiast spoza byłby już problem. Zresztą ogólnie byłby problem z historią Śląska. Śląsk jest dalej krajem nieznanym i to, co zaczął Gustaw Morcinek, a więc jakoś pokazywać ten Śląsk Polsce, czy to, co robiła Zofia Kossak (…). No, w dalszym ciągu myślę, że ich marzenie się jeszcze nie spełniło. Śląsk dalej jest miejscem nieznanym na mapie Polski, a zwłaszcza nasz ukochany Śląsk Cieszyński. Nawet patrząc po podręcznikach, tak ostatnio przeglądając jeden z nich, podręcznik dla dzieci napisany na sto lat niepodległości Polski, są powstania śląskie, jest powstanie wielkopolskie, natomiast wojny polsko-czeskiej nie ma”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Wapiński: Większość Polaków w UK myśli o Brexicie, ale zdaje się nim nie przejmować. Według niektórych wcale nie nastąpi

– Z moich rozmów z Polakami wynika, że wielu z nich myśli o Brexicie, ale raczej się nim nie przejmuje. Ich zdaniem nie będzie źle i co ma być, to będzie – mówi Sebastian Wapiński.

 

 

Sebastian Wapiński, dyrektor polonijnej szkoły w Londynie, opowiada o zaawansowaniu działań mających na celu wyprowadzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Stwierdza, że jeżeli Boris Johnson obejmie stanowisko premiera, równie prawdopodobny jest zarówno Brexit z wypracowanym porozumieniem, jak i bez tego rodzaju umowy. Ostateczna decyzja nad kandydaturą tego polityka zostanie podjęta dzisiaj o godzinie 17 czasu brytyjskiego – wtedy bowiem zakończą się wybory na szefa Partii Konserwatywnej.

Gość Poranka opowiada także o nastawieniu Polaków zamieszkujących Wyspy Brytyjskie do Brexitu. Z rozmów, które przeprowadził Wapiński wynika, że wielu z nich myśli o Brexicie, jednak niespecjalnie się nim przejmuje. Zdaniem wielu Polaków „nie będzie źle” i „co będzie, to będzie”. Część z nich wierzy również w to, że Zjednoczone Królestwo nie nie opuści struktur unijnych.

Dyrektor polonijnej szkoły w Londynie zwraca uwagę, na fakt, że Polacy coraz chętniej wracają do macierzy. Sądzi on, że jest to efektem dwóch czynników – Brexitu i poprawy pomocy socjalnej w Polsce.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.