Być odważnym. Z natury. Być bitym i o tym nie mówić. Być ważnym i uczciwie wykonywać obowiązki. Być oplutym. I wygrać

Jako dyrektor gdańskiej placówki IPN okazał się lojalny wobec prawa. Nie dał się zastraszyć. No i co? Oczywiście został odwołany. Taki był i taki pozostał. Dostał pracę urzędniczą w porcie.

Stefan Truszczyński

Edmund Krasowski, rocznik 1955. Jest elblążaninem. Kocha swoje miasto. Ale na studia jedzie do Warszawy. Uniwersytet Warszawski – astronomia, specjalność – obserwator. Patrzy w gwiazdy. I tak mu zostało.

– Która jest twoja wybrana? Wenus?

– Wenus to planeta – śmieje się z mojego niedokształcenia.

Spotkaliśmy się, bo chciałem posłuchać opowieści, jak telewizyjny gwiazdor próbował manipulować wypowiedzią Edmunda. Konkretnie Michał Rachoń zabawił się w cenzora. Ale niech będzie po kolei.

Plakat

Konspiracja zaczęła się na studiach. Stworzyli na Uniwersytecie Warszawskim małą grupę. Bardzo małą. Tak jest najbezpieczniej. Był rok 1978. Zaczęło się od powielania materiałów dla „ROPCiO” (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela). Dostawali papier – A4. Nauczyli się szybko. Odbitki były coraz lepsze.

W katedrze na Świętojańskiej przygotowywana była ważna msza – 11 listopada 1978 roku.

– Chłopaki – zapytali ci z ROPCiO – a plakat potraficie zrobić? Ale ma być first class.

Tego już nie dało się zrobić na powielaczu na Kickiego. Przedstawiono im fachowca plastyka. Wzbudził zaufanie, ale drukarnia konspiracyjna była pod Ostrołęką. Pociągiem – najpierw do Ostródy, a potem drugim – ciuchciowatym. Wysiedli po kilkudziesięciu kilometrach ze sporym ciężarem papierów na plecach. Powiedziano im, by byli bardzo ostrożni, bo to ważna drukarnia. Poszli więc okrężnie i oddzielnie. „Jacek” zmienił jednak marszrutę. Dobiegł do Edka.

– Chyba ktoś lezie za nami. Przerywamy.

Wrócili do Warszawy. Ale nie odpuścili. Następnego dnia powrócili. Teraz już poszło gładko, choć oczywiście było tak samo ciężko z dźwiganymi ryzami. Czekano na nich w nieźle wyposażonej drukarni. Koleś-plastyk był rzeczywiście artystą. Ale i oni, w końcu studenci fizyki, i to z pewną praktyką drukarską, poradzili sobie. Plakaty – ogłoszenia o rocznicowej mszy – wypadły świetnie. Był to pierwszy poważny tekst konspiracyjny. Szkoda, że IPN ciągle nie może odszukać tych plakatów w tonach materiałów odebranych ubecji w 1989 roku po czerwcowych wyborach.

W poczuciu dobrze wykonanej pracy idzie Edek Nowym Światem na mszę do katedry. Mija witryny licznych rzemieślniczych sklepików. A wtedy na tym spacerniaku warszawskim było ich jeszcze dużo. I widzi, że co rusz w tych prywatnych zakładzikach przyklejone są do szyb od wewnątrz jego plakaty. Duma i radość. Warto było ryzykować. (…)

Sukcesy osłabiają czujność. Ktoś zabalował, ktoś się upił i chlapnął. W styczniu 1983 roku w miejscowości Stare Pole pod Malborkiem, gdzie hodują krasule i jest piękny pomnik krowy, ubecja zastawiła pułapkę. Edwarda zaskoczono, skuto i zawieziono do Elbląga. To było pierwsze porwanie Edka. Proces – wyrok. Wyszedł z więzienia po 1,5 roku. Wrócił do roboty konspiracyjnej. Niewielu wiedziało, że to on został szefem regionu.

Porwanie drugie

W kraju już wrzało. Stolarze rżnęli dechy pod okrągły stół. Opozycja coraz bardziej się dzieliła. Może nawet władza w Warszawie nie o wszystkim wiedziała, jak działali jej ubeccy pełnomocnicy w terenie. A oni w końcu rozpracowali elbląską opozycję. Edka porwali z ulicy. Dwaj faceci wrzucili go na tylne siedzenie samochodu. Trzeci już tam siedział. Jego kolano boleśnie ugodziło kręgosłup Edmunda. Stracił na chwilę przytomność. Gdy ją odzyskał, nie miał czucia w nogach.

– Panowie – grzecznie poprosił – zawieźcie mnie na pogotowie. Nóg nie czuję.

Zawieziono go na komendę MO przy ul. Armii Czerwonej w Elblągu. Nie mógł nawet stanąć. Zawleczono go więc do sali przesłuchań. Szef grupy wydawał polecenia przez radio. Jego twarzy ani wtedy, ani potem nie widział. Natomiast ubeków tarmoszących go, mimo że wył z bólu, widywał w ciągu następnych kilkudziesięciu lat wielokrotnie. Dopracowali w służbach do emerytury.

Zadzwoniono w końcu po pogotowie. Był już w karetce, gdy oprawcy zmienili decyzję. Przez chwilę był sam na sam z kierowcą karetki. Poprosił, by zawiadomił księdza współpracującego z opozycją. Znowu zawieziono go do komendy. I trzymano tam półprzytomnego przez całą noc i dzień następny. Dopiero wieczorem mec. Jacek Taylor i pani profesor medycyny Joanna Penson, współpracująca z Lechem Wałęsą, zabrali go do szpitala. (…)

Żeglarz i „cenzura”

Edmund Krasowski, były szef oddziału IPN, poseł, astronom, jest również żeglarzem.

To właśnie on w 1990 roku był inicjatorem przepłynięcia jachtem przez Cieśninę Pilawską pod lufami rosyjskich armat na Bałtyk. Była to dość szalona demonstracja. Sfilmowana znakomicie przez reportera TVP śp. Jacka Grelowskiego. Popłynęli z wiatrem solidarności i nikt ich nie śmiał zatrzymać.

Takie to były gorące czasy po czerwcowych wyborach, których 31 rocznicę właśnie obchodzimy. Skromnie.

Telewizyjny, ale i radiowy prowadzący, Michał Rachoń, znał najwyraźniej tę historię. Zaprosił niedawno Krasowskiego do programu na żywo Polskim Radiu 24. Przez kilkanaście minut przypominano tamten rejs. Potem była krótka przerwa, a w drugiej części rozmowy Rachoń nawiązał do sprawy przekopu przez mierzeję. Właśnie dlatego kopiemy, by nie pozostawiać wód Zalewu Wiślanego na łasce lub niełasce Rosjan. Rachoń nie sprawdził (bo chyba by nie zaprosił do radia Krasowskiego), jaką ma opinię Krasowski w sprawie przekopu. A ma on zastrzeżenia natury ekologicznej i – zapytany – użył słowa „kuriozalny”. Poszło, bo program był na żywo. Ale już w wersji elektronicznej znalazła się tylko pierwsza część – ta o przepłynięciu przez cieśninę. Potem zaczęło się krętactwo – mailowo: czy ma również pójść druga część. W końcu rozmowy nie wyemitowano właśnie z uwagi na owe pojedyncze słowo – „kuriozalny”.

Stanowisko – dosłownie to jedno słowo – Krasowskiego nie było ani ostre, ani nie może zaszkodzić słusznej idei przekopania mierzei. Też uważam, że jest to inwestycja potrzebna i nie można dopuścić do jej zatrzymania. Interwencje i nieprzyjemna kombinacja decydentów radiowych to powtórzenie sprawy piosenki Kazika. Jest to po prostu głupie i szkodzi również PiS-owi. Cenzorzy niby już zdechli śmiercią naturalną. Niestety odradzają się raz po raz w decyzjach tchórzliwych osobników.

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Krasowski” znajduje się na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Krasowski” na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Bronisław Wildstein: Ideologia „przekształcenia człowieka” jest nową formą totalitaryzmu

Bronisław Wildstein przedstawia własną ocenę sytuacji w parlamencie. Mówi o swojej najnowszej książce „O buncie i afirmacji. Eseje o naszych czasach”.


Bronisław Wildstein komentuje wczorajsze rozpoczęcie nowej kadencji parlamentu. Zwraca uwagę na rozczarowujący wynik Kolaicji Obywatelskiej, i przewiduje złagodzenie kursu opozycji:

Pierwsze symptomy mogłyby wskazywać uspokojenie, premii za „opozycję totalną” nie było.

Publicysta mówi o „nikłej przewadze” opozycji w Senacie. Uważa, że nie należy przeceniać tej kwestii; ewentualne przedłużenie procesu uchwalania ustaw o miesiąc nie ma wielkiego znaczenia.

Gość Poranka WNET krytykuję eurodeputowaną Różę Thun za odrzucenie zaproszenia na uroczystości państwowe 11 listopada. Jej postawę nazywa „kwestionowaniem demokracji”. Podkreśla także, iż:

Święto Niepodległości powinno być świętem pojednania.

Wysuwa tezę, iż silnie antyrządowe nastawienie KO determinowane jest naciskami „pozaparlamentarnych, niepartyjnych centrów opozycji”. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego pozytywnie ocenia działania prezydenta Andrzeja Dudy na rzecz zgody narodowej i odbudowy zasad demokracji.

W dalszej części rozmowy Bronisław Wildstein mówi o swojej mającej niedługo się ukazać książce „O buncie i afirmacji. Eseje o naszych czasach”. Jak mówi pisarz, w świeżo ukończonej publikacji chciał ukazać główne problemy współczesności; walki kulturowo-ideologiczne, w szerszej perspektywie czasowej. Wildstein wskazuje, że w ostatnich czasach  możemy zaobserwować „bunt przeciwko rzeczywistości, przeciwko naturze człowieka”.  Zwraca uwagę na paradoks polegający na tym, że postawy konformistyczne względem dominujących ośrodków ideologicznych współcześnie nazywane są buntem.

Zrozumienie roli człowieka, zrozumienie tego, jak świat wygląda,  jest nam niezbędne

Bronisław Wildstein ocenia, że dominująca ideologia „przekształcenia człowieka” jest nową, na razie miękką, forma totalitaryzmu. Kończąc swoją wypowiedź, publicysta przypomina, że wszystkie rewolucje  totalitarne zaczynały się od buntu przeciwko ustalonemu porządkowi, a następnie, w imię wolności, tę wolność ludziom odbierały.

A.W.K

Prawo i Sprawiedliwość Plus. Program dla Partii Drobnych Ciułaczy – opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości

Już czas, aby przejmując w całości program społeczny PiS, powołać partię rzeczywiście opozycyjną, partię lepszej zmiany dla Polski. Partię, która zajmie wolną na razie, prawą stronę sceny politycznej.

Jan Kowalski

Najpierw odpowiem na pytanie: po co nam opozycja, skoro mamy wspaniałą partię rządzącą, a nawet trzy partie rządzące? To wszystko przez demokrację. Tak, to demokracja – system sprawowania władzy w imieniu obywateli danego państwa – wymusza istnienie różnych partii politycznych. Różnych koncepcji zarządzania dobrem wspólnym – majątkiem narodowym zgromadzonym w ramach jednego państwa. To akceptacja wyborców dla danej koncepcji zarządzania dobrem wspólnym powoduje, że jedna partia wygrywa wybory i tworzy rząd, a inna zyskuje mniejszą akceptację dla swoich pomysłów. W związku z tym przegrywa.

Nie pogrąża się jednak w niebycie, jej członkowie i zwolennicy nie są zabijani albo wsadzani do więzień. Po czarnym dniu, dniu przegranych wyborów, jej liderzy zabierają się do ciężkiej pracy nad modyfikacją swojego programu, a następnie przekonywania obywateli do zaufania jej w dniu kolejnych wyborów. Aha, po przegranych wyborach oczywiście przegrana partia odsuwa od przywództwa dotychczasowych liderów, którzy albo źle sformułowali propozycję dla wyborców, albo byli niezdolni do uzyskania ich głosów. (…)

Chociaż nie jestem fanatycznym zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, to muszę oddać tej partii jedno. Właśnie to, że zerwała z dotychczasowym teatrem dla gawiedzi i odwołała się do interesu wyborców. Każdy historyk powinien to odnotować. Zdarzyło się to bowiem po raz pierwszy od czasów sprzed II wojny światowej.

Dlatego Prawo i Sprawiedliwość jest prawdziwą partią polityczną, chociaż wodzowską. Reprezentuje interesy słabszej ekonomicznie części społeczeństwa, rodzin wielodzietnych, emerytów, pracowników najemnych. Jest typową partią socjalistyczną, nie internacjonalistyczną jednak, ale patriotyczną. I równie dobrze mogłaby się nazywać Polską Partią Socjalistyczną. To oczywiście nic złego.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że polskie społeczeństwo składa się nie tylko z grup wyżej wymienionych. Ale również z grup, których interesy nie są reprezentowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Na przykład przedsiębiorców, tworzących ponad 50% polskiego PKB i zatrudniających 75% wszystkich pracowników w Polsce. To jest najważniejsza, z rodzinami 4-milionowa grupa społeczna, która nie jest reprezentowana przez PiS, z przyczyn jak powyżej. Grupa ta, zastraszana przez ostatnich kilkadziesiąt lat albo odebraniem majątku, albo kolejną zmianą warunków działania, w zasadzie jako jedyna nie ma swojej politycznej reprezentacji. (…)

Nie może być przecież tak, żeby poglądy moje, Jana Kowalskiego, obywatela i przedsiębiorcy, nie były reprezentowane na polskiej scenie politycznej. Oddając sprawiedliwość Prawu i Sprawiedliwości – pierwszej polskiej partii politycznej po roku 1989, nie mogę udawać zgody na koncepcje tej partii w sferze zarządzania naszym dobrem wspólnym, jakim jest Polska. Zgadzam się i akceptuję program społeczny PiS, te wszystkie plusy (zwłaszcza 500+). Zgadzam się i akceptuję politykę zagraniczną obozu dobrej zmiany.

Nie zgadzam się na siermiężnie-socjalistyczny sposób zarządzania państwem. Na przekraczającą już 1 milion osób biurokrację jako zasadę naczelną ustroju państwa. Na urzędniczy sposób widzenia każdego przejawu społecznej i gospodarczej aktywności. Na marnotrawienie ogromnego bogactwa narodowego wypracowywanego w pocie i znoju przez 10% najbardziej przedsiębiorczych obywateli, z pomocą 75% trochę mniej przedsiębiorczych – wspólnie (!). (…)

25 lat temu wymyśliłem nawet dla niej nazwę. Partia Drobnych Ciułaczy – jak Wam się podoba?

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” znajduje się na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego