Po wyborach w Niemczech: Przegrane partie przyznają się do winy, ale nie podają prawdziwych powodów złych wyników

W Poranku WNET w rozmowie ze Sławomirem Ozdykiem o wynikach wyborów do Bundestagu – czy mogą one zmienić nastawienie Niemiec do Polski, a także o tym, jaka koalicja może powstać po wyborach.

Sławomir Ozdyk, doktorant z Uniwersytetu Szczecińskiego na co dzień pracujący w Berlinie, w dzisiejszym Poranku WNET skomentował wyniki niedzielnych wyborów do Bundestagu.

AfD, która zajęła trzecie miejsce w wyborach z wynikiem 12,5 procent, przy prezentacji powyborczych wyników pokazywana była na miejscu piątym. Sławomir Ozdyk wyjaśnił to tym, że obecnie, tak jak po wyborach regionalnych, w których AfD osiągnęła podobny wynik, po ogłoszeniu wstępnych rezultatów wyborów nastąpiła akcja propagandowa. Do niej zaliczyć można takie manipulacje socjotechniczne.

SPD zaliczyło najgorszą „wpadkę” od zakończenia drugiej wojny światowej, CDU/CSU drugą, a CSU w Bawarii najgorszy w historii wynik. Sławomir Ozdyk stwierdził, że w tej chwili nie jest ważne, ile głosów zdobyła AfD, gdyż nie wejdzie do koalicji rządowej i nie będzie miała wpływu na podejmowane decyzje. Ważne jest, ile procent głosów ubyło partiom do tej pory rządzącym. Ciekawe , że dobry wynik osiągnęła FDP, która przez ostatnie cztery lata nie była w parlamencie. Świadczy to o tym, że wielu wyborców, niezadowolonych z dotychczasowych rządów, nie zagłosowało na AfD (określaną we wszystkich mediach jako skrajnie prawicowa, neonazistowska, populistyczna, antyislamska itd.), ale właśnie na FDP. Teraz wszystko będzie się robić, żeby umniejszyć znaczenie AfD.

W pierwszych wypowiedziach partii przegranych dominuje przyznanie się do winy, ale bez ujawnienia właściwych powodów złych wyników. Bardzo mało mówi się bowiem o kryzysie migracyjnym.

Gość Poranka uważa, że bardzo trudne będzie teraz stworzenie koalicji. SPD, która osiągnęła wynik 20,5 procent, ustami jej przewodniczącego Martina Schulza już ogłosiła, że przechodzi do opozycji. Utrudni to działanie AfD, gdyż wtedy to SPD będzie główną partią opozycyjną, co da jej pewne przywileje w Bundestagu.

W nowej konfiguracji w parlamencie na pewno próby naprawiania polskiej rzeczywistości nie będą teraz tak intensywne, jak dotychczas. Wczoraj jednak jedna z głównych przedstawicielek Zielonych powiedziała, że Europę trzeba wzmacniać, w szczególności wzmacniać opozycję w Polsce i na Węgrzech. Prawdopodobne jest, że powstanie teraz koalicja tzw. Jamajka – CDU/CSU, FDP i Zielonych. Zieloni na pewno nie są przyjaciółmi Polski. Stosunkowo dobrze, że kanclerzem będzie Angela Merkel, gdyż jest ona bardzo pragmatycznym politykiem. Jednak – jak powiedział Sławomir Ozdyk – nie możemy być pewni, że o nas w Niemczech zapomną.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy w drugiej części Poranka WNET z Gdańska.

JS

Niemcy przed wyborami, a właściwie już chyba po wyborach. Nawet, jeśli na oficjalny wynik przyjdzie trochę poczekać

Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w Niemczech? Kto będzie nową Merkel? Może wielki orędownik Polaków w PE, a dziś pierwszy sekretarz (czy jak go zwał) SPD, towarzysz Martin Schulz?

Jan Bogatko

Ulubiona zabawa niemieckich dziennikarzy polega na śledzeniu wyników sondaży poparcia dla partii politycznych i sprowadza się do pytania: „a gdyby w najbliższą niedzielę odbyły się wybory do Bundestagu”… No, pogdybajmy. (…)

Z plakatów zdobiących (czy to właściwe słowo?) latarnie w zachodnim Zgorzelcu spogląda z niepewnym uśmiechem lider lewicy Martin Schulz (aby wykluczyć nieporozumienie: lewica to SPD; Die Linke, po polsku zwani „lewica”, to komuniści, spadkobiercy SED). A pamiętam zdenerwowanie (by nie powiedzieć przerażenie) w Warszawie, kiedy „oryginał” (my lepiej prowadzimy lewicową politykę od CDU) Schulz piął się po drabinie popularności w górę, by – zgodnie z moją zapowiedzią – spaść z niej z dość dużym hukiem.

Merkel ma szczęście. Nikt jej nie ukarał za „Wilkommenspolitik”, bo jakże? Przecież nie ma konkurenta. Latami była aktywistka FDJ pracowała nad pozbyciem się wszelkiej konkurencji i odniosła sukces! Merkel, wysokiej rangi funkcjonariuszka FDJ do spraw agitacji i propagandy, jak czytam na jednaj z berlińskich stron internetowych, zna się na rzeczy.

To doskonała polityk, dostrzegł swego czasu szef komunistów – Die Linke – Oskar Lafontaine, mówiąc na łamach „Hamburger Abendblatt”: należała do rezerwy bojowej SED. Dziś jest niekwestionowaną szefową lewicowo-liberalnej partii CDU. (…)

Wprawdzie cesarzowa wyjdzie z wyborów w niedzielę 24 września dość poturbowana, jej partia straci sporo mandatów, wprawdzie nie będzie mogła rządzić samodzielnie, ale zachowa koronę. Puści pewnie oko do Katarzyny II, której konterfekt podarował jej swego czasu przyjaciel z Kremla (Władimir Putin), a który zdobi jej biuro w Urzędzie Kanclerskim nad Sprewą. Być może Angela Wielka przypomina sobie rendez-vous w Moskwie, podczas którego Putin przyjął ją w towarzystwie swego rottweilera (Merkel cierpi na kynofobię, czyli paniczny lęk przed psami), i powtarza zgodnie z zaleceniem psychologów, zerkając na ów portrecik: „ja tu rządzę, ja tu rządzę”.

Cały felieton Jana Bogatki, pt. „Niemcy przed wyborami” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera Wnet”, nr wrześniowy 39/2017, s. 3, wnet.webbook.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku Radia WNET na falach Radia Warszawa (106,2 FM) i Radia Nadzieja z Łomży (103,6 FM) oraz na www.radiownet.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „Niemcy przed wyborami” na s. 3 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dzięki podniesieniu tematu reparacji, o zbrodniach, których Niemcy dopuszczali się w Polsce, dowiedział się cały świat

Rozpoczyna się bardzo ciekawy konflikt prawny, który przysłonić może „historie, na których wyżywały się niemieckie media”. Stosunki polsko-niemieckie wreszcie dotyczą spraw realnych.

[related id=38338]W cotygodniowej korespondencji o tym, co niemieckie media piszą na temat reparacji wojennych i jakie to może mieć skutki dla świadomości Niemców.

„Der Spiegel” zaniepokojony pyta – czy Niemcy muszą teraz wypłacić Polsce miliardy reparacji wojennych? Odpowiada, że oczywiście nie. Jan Bogatko widzi jednak w niemieckich mediach wielkie zaniepokojenie wywołane rozpoczęciem dyskusji na temat odszkodowań wojennych dla Polski.

Korespondent Radia WNET zwraca uwagę na jeden ważny skutek pojawienia się tematu reparacji, niezależny od samej zasadności roszczeń, która według niemieckich ekspertów jest wątpliwa. Otóż teraz o zbrodniach, których dopuszczali się Niemcy w Polsce, dowiedział się cały świat.

Do tej pory w niemieckich mediach o tym nie pisano nic – wydawało się, że w Polsce były tylko polskie obozy koncentracyjne, a Polacy pomagali mordować Żydów. Okazuje się jednak, że na terenie Polski w czasie wojny działo się coś innego. Niemcy dopuszczali się w Polsce takich rzeczy, jak prawie nigdzie poza nią. Z 39 milionów Polaków 5,5 mln nie przeżyło wojny, a do tego Niemcy niszczyli wsie, miasta, zabytki kultury, a Warszawę wysadzili dom po domu po powstaniu warszawskim, o którym też nikt wcześniej w Niemczech nie wiedział. Przysłaniało je inne powstanie – powstanie w getcie. Zginęło w nim około kilka tys. osób. Jest to olbrzymia tragedia, ale „zamordowanie całego miasta nie mieściło się nikomu w głowie”.

Mnóstwo ekspertów zabrało w Niemczech głos. Jeden powiedział, że Niemcy straciły jedną piątą terytorium, a Polska uzyskała olbrzymi majątek. Jan Bogatko odpowiada na to w oczywisty sposób – prawda, że Niemcy utraciły jedną piątą terytorium, ale Polska ponad połowę, i to nie Polska napadła na Niemcy, ale odwrotnie.

Jan Bogatko uważa, że Niemcy wiedzą o tym, że żądania reparacji są uzasadnione, że „coś w nich jest”. Oczywiście wszystkie inne media w Niemczech powołują się na to, że Polska w 1953 roku miała zrzec się prawa do odszkodowań wojennych. Przecież w 1953 roku nie było Polski! To tak samo, jakby zjednoczone Niemcy zaczęły uznawać zobowiązania powzięte przez NRD, czyli sowiecką kolonię na terenie Niemiec.

To wszystko przypomina sprawę odszkodowań dla przymusowych robotników w Niemczech. Początkowo mówiło się tylko o robotnikach żydowskich. O polskich przymusowych robotnikach w czasie II wojny światowej nikt w Niemczech nie wiedział poza tymi, którzy sami korzystali z ich pracy. Okazało się jednakowoż, że tacy robotnicy byli i doszło do wypłaty odszkodowań.

Rozpoczyna się więc bardzo ciekawy konflikt prawny, który przysłonić może „historie, na których wyżywały się niemieckie media” dotychczas, czyli zagrożenia dla konstytucji, demokracji itd. Stosunki polsko-niemieckie wreszcie, jak mówi Jan Bogatko, zaczynają dotyczyć spraw realnych.

[related id=38213]Drugim tematem felietonu były wybory parlamentarne w Niemczech, które odbędą się już za 10 dni. Jan Bogatko uważa, że Angela Merkel je wygra, „bo nie ma innego wyjścia”, a „nawet jeśli przegra, to wygra”. Pozostaje tylko pytanie o to, jaka będzie koalicja po wyborach, czy dojdzie do „remake’u” wielkiej koalicji.

Wiadomo jedno – po wyborach pejzaż polityczny będzie inny. Partia AfD zdobywa popularność, szczególnie w landach wschodnich. Jan Bogatko stawia tezę, że AfD po wyborach będzie trzecią siłą w parlamencie. To zmusi Niemcy do innego spojrzenia na Europę, na Polskę, na świat, a może nawet i na samych siebie.

Felietonu można wysłuchać w części trzeciej Poranka WNET.

JS

„Die Zeit” ubolewa nad reformą edukacji w Polsce. Na liście lektur ma już nie być wybitnego „myśliciela”… Moliera

Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

 

Jak co każdy czwartek w Poranku WNET można było posłuchać felietonu Jana Bogatki, korespondenta Radia WNET z Niemiec, który dziś wziął pod lupę „wielki, znany, lewicowy” tygodnik „Die Zeit”. Oczywiście broni on demokracji. „Chciałoby się powiedzieć, że socjalizmu, ale to słowo wyszło z użycia”.

Tygodnik tym razem zajął się reformą edukacji w Polsce i protestami przeciwko niej, organizowanymi przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i jej przewodniczącego Sławomira Broniarza. Jest on „za, a nawet przeciw”. Najpierw był przeciwko wprowadzeniu gimnazjów w Polsce, a teraz jest przeciwko ich zlikwidowaniu. „To się nazywa mieć stałe zadanie i wykonywać je z pasją”. To bardzo podoba się „Die Zeit”, który promuje wszystkich, którzy zwalczają panujący w Polsce „ten okropny reżim”.

Pisze więc „Die Zeit” o „kontrowersyjnej reformie”, o „narodowo-konserwatywnym rządzie”, o dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy mogą stracić pracę, o czym „będziemy wiedzieć pod koniec września”. Przypomina o „licznych protestach”. Ostatnio miało przeciwko reformie szkolnictwa protestować aż… sto osób. [related id=37176]

„Die Zeit” „bije też w tarabany”, że PiS powraca do systemu z czasów komunizmu, jakby chciał powiedzieć, że będziemy teraz uczyć się wierszy o Leninie. Ma pojawić się nowe pokolenie Polaków, krzyczy „Die Zeit” – „okropne, patriotyczne pokolenie”, dodaje do tego Jan Bogatko.

Niemiecki tygodnik ubolewa nad zmianami w programie nauczania, które wprowadza polski rząd. Mianowicie skreśleni z listy lektur mają być „tacy myśliciele” jak… Molier. Jan Bogatko mówi na to tak: „Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

Całego felietonu można posłuchać w trzeciej części Poranka WNET z Nowego Korczyna. Jan Bogatko przytacza także komentarze pod omawianym tekstem z „Die Zeit”. Jak się okazuje, mocno rozmijają się z linią redakcji. Internauci między innymi pytali o to, ilu niemieckich uczniów uczy się o Molierze i wie, kto to jest.

JS

Beata Kempa: Polska dzisiaj pokazuje, że jest krajem równoprawnym w Europie. Nie będzie stać w kącie i czuć się gorsza

Dzień 66. z 80 / Wieluń / Poranek Wnet – 1 września uprawnia nas do tego, żeby powiedzieć, że w nasze własne sprawy po prostu nie wolno się wtrącać – powiedziała Beata Kempa.

W dzisiejszym Poranku z Wielunia gościem Antoniego Opalińskiego była szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beata Kempa.

W rozmowach z mieszkańcami miasta można zauważyć, że nadal istnieją różne układy. Partie, które rządziły od zawsze, mimo zmian swoich nazw rządzą nadal. „Dobra zmiana” nie do końca dotarła jeszcze do Wielunia – stwierdził Antoni Opaliński.

– Kwestia „dobrej zmiany” to jest przede wszystkim proces. W przeciągu roku czy półtora, a z takim okresem mamy do czynienia, nie będziemy w stanie zrobić wszystkiego – powiedziała Beata Kempa.

Szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wraz z ministrem Henrykiem Kowalczykiem, szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów, już o poranku spotkali się ze strukturami Prawa i Sprawiedliwości i rozmawiali na temat ważnych spraw dotyczących Wielunia – zmian i tego, co powinno być zrobione w mieście.

Kluczowe znaczenie dla „małych ojczyzn” i „dobrej zmiany” mają wybory samorządowe. Duże rządowe programy, jak 500+, leki dla seniorów, mieszkanie+ – są ważne i pomocne, jednak „to, co bezpośrednio dotyczy żywotnych interesów życiowych obywateli, to kwestia w dużej mierze samorządów”. Prawo i Sprawiedliwość ma ludzi zdolnych dokonać zmiany. Ważne jest, żeby do wyborów stawali ci, którzy chcą coś zrobić, są aktywni, żeby to oni stawali się liderami lokalnymi.

– Ja wiele razy w takich wyborach startowałam, zawsze z bardzo dobrym skutkiem, powiem może nieskromnie, ale też bywały wybory, kiedy paręnastu głosów brakowało, żeby odnieść sukces. Nie ustawaliśmy w boju i szliśmy dalej do przodu. To pokazuje, że przede wszystkim jest nam potrzebna determinacja.

Beata Kempa, zapytana o reformę sądownictwa, powiedziała, że w jedności obiecywanej wyborcom „jest miejsce na różnorodność i na dobrą rzeczową dyskusję”. Prezydent zadeklarował, że ustawy są przygotowywane i niedługo zostaną przedłożone w Sejmie. Wtedy zaczną się nad nimi rzetelne prace, ponieważ cel jest jeden: reforma wymiaru sprawiedliwości. To jest warunek całej reformy państwa. Wiele reform już się udało, jednak na reformę sądownictwa już od wielu lat czeka rzesza Polaków.

Sądy muszą być przede wszystkim sprawiedliwe, uczciwe, profesjonalne i sprawne. Wiadomo że w sądzie jedni przegrywają, inni wygrywają. Zawsze będą osoby niezadowolone, chociażby z tego, że przegrali spór.

– Sprawność postępowania często jest determinantem tego, jak wymiar sprawiedliwości jest postrzegany. Przypomnę, że na wymiar sprawiedliwości bodajże w tej chwili łożymy (…) około 12 miliardów złotych. To jest naprawdę potężna suma. Polacy mają prawo oczekiwać, że sądy przede wszystkim będą działały sprawnie.

Kempa w Radiu Wnet powiedziała, że jest „dumna z polskich europosłów”, z europosłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy wczoraj wprost powiedzieli panu Timmermansowi, że nie może wtrącać się w wewnętrzne sprawy Polski. Wymiar sprawiedliwości od dawna potrzebował reformy. Proponowane rozwiązania są stosowane w wielu przypadkach w innych krajach Unii.

– Szukają okazji, żeby pokazać, że nasze miejsce jest wciąż w kącie Europy. Tak nie jest. To nie jest tak, że Francja, Niemcy będą wciąż hegemonami, będą dyktować warunki. Dzisiejszy dzień, właśnie dzisiejszy dzień, 1 września, tutaj w Wieluniu uprawnia nas do tego, żeby powiedzieć, że w nasze własne sprawy po prostu nie wolno się wtrącać. Bo jeśli sami siebie nie uszanujemy, to nie liczmy na to, że nas ktokolwiek uszanuje.

Beata Kempa podkreśliła, że rząd polski został wybrany przez obywateli, Polaków, „którzy postawili na zmianę i domagają się tej zmiany”, więc będziemy wprowadzać zmiany, reformy potrzebne polskiemu narodowi i nie powstrzyma nas strach przed Timermansem i innymi liberałami bądź osobami, które mają „lewackie zapatrywania”.[related id=36322]

Postępowanie niektórych polskich posłów, jak na przykład Borysa Budki, jest karygodne i niedopuszczalne. Nie można pozwolić, aby nie do końca świadomi tego, co robią, politycy przyzywali interwencji zewnętrznych, jakimi byłyby sankcje czy kary.

Szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powtórzyła za profesor Barbarą Fedyszak-Radziejowską, że tak naprawdę Polska stara się przywracać w Europie świadomość tego, że jesteśmy równoprawnym w stosunku do pozostałych krajem. Będzie to budziło opór, bo Polska wciąż jest postrzegana jako ta, która ma „stać w kącie, w rogu i czuć się tą gorszą w Europie”.

Całego Poranka można posłuchać tutaj. Rozmowa z szefową Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beatą Kempą w części piątej.

MW

„Bild”: Teraz 267,5 tys., a w marcu 2018 r. 390 tys. Syryjczyków będzie uprawnionych do sprowadzenia rodzin do Niemiec

Liczba uchodźców z Syrii, którzy mają prawo do sprowadzenia swoich rodzin do Niemiec, ciągle wzrasta, a prawie 60 procent Niemców jest temu przeciwnych, wynika z sondażu zleconego przez „Bild”.

Z decyzji o azylu podjętych w latach 2015 i 2016 wynika, że potencjalna liczba Syryjczyków, którzy są uprawnieni do sprowadzenia członków rodzin, wynosi około 267,5 tys. – pisze niemiecki tabloid.

„W marcu 2018 roku ta potencjalna liczba zwiększy się o 120 tys.” – podaje „Bild”, zaznaczając, że oznacza to, iż przyszłym roku prawie 390 tys. Syryjczyków będzie miało prawo do sprowadzenia swoich rodzin.

Gazeta zauważa, że na razie napływ członków rodzin do Niemiec jest niewielki, a wynika to m.in. z długiego czasu oczekiwania na niemiecką wizę w placówkach dyplomatycznych RFN. Czas oczekiwania dochodzi do 16 miesięcy – informuje tabloid.

Redakcja zaznacza, że większość Niemców jest nastawiona sceptycznie do przyjmowania rodzin uchodźców. Z sondażu instytutu INSA przeprowadzonego na zlecenie „Bilda” wynika, że 58,3 proc. pytanych jest przeciwnych, a 41,7 proc. jest za umożliwieniem rodzinom przyjazdu do Niemiec.

PAP/MoRo

Sławomir Ozdyk o kampanii wyborczej w Niemczech: Skrajna AfD „partia opozycyjna z prawdziwego zdarzenia”

Dzień 63. z 80./ Szczecin Paradoksalnie na terenie Niemiec partnerami do rozmów są organizacje jeszcze do niedawna Polsce bardzo przeciwne, czyli niemiecka skrajna prawica AfD- powiedział Ozdyk.

[related id=35891]Ozdyk wyjaśnił, że poglądy na temat  polskiej polityki w niemieckich mediach kształtowane są przez polskich polityków totalnej opozycji często goszczących w opiniotwórczych mediach niemieckich. Z tego powodu konieczna jest zmiana polityki informacyjnej w stosunku do mediów zachodnich.

-Nie powinniśmy pokazywać, że jesteśmy podnóżkiem Europy, ale równorzędnym partnerem. Niemcy nie będą szanować parobków – powiedział Ozdyk, który uważa, że jedynie artykułowanie twardej racji stanu da jakiś wymierny efekt.

Jego zdaniem tylko konsekwentne przeprowadzanie reform spowoduje, „że będzie to w końcu inaczej odebrane przez panią kanclerz”, bo Polska jest dużym krajem europejskim, w którym Niemcy prowadzą różnorodne interesy i „nie zrezygnują z tych interesów za darmo”.

-Paradoksalnie na terenie Niemiec partnerami do rozmów są organizacje jeszcze do niedawna Polsce bardzo przeciwne, czyli niemiecka skrajna prawica AfD (Alternative fur Deutschalnd)- powiedział Ozdyk. Jego zdaniem jest to fenomen politologiczny, ale faktem jest że AfD nie postrzega już Polski w kategoriach wroga.

[related id=35899]Wyjaśnił, że skrajna prawica to jest w Niemczech również AfD, bo każdy kto jest przeciwny liberalno-demokratycznym poglądom tak jest tam postrzegany. Zauważył, że notowania tej partii w dużej mierze zależą od stopnia zagrożenia, jaki odczuwają potencjalni wyborcy kryzysem emigracyjnym i związanymi z tym pośrednio zamachami terrorystycznymi w całej Europie. Ostatnie sondaże dają temu ugrupowaniu około 10 procent, ale – jak zaznaczył nasz rozmówca – ugrupowanie to posiada duży elektorat ukryty ze względu na odium nazistowskiego, jakim to ugrupowanie jest przez media obarczane.

-W tej chwili jest 10 procent, ale sądzę że będzie więcej – przewiduje nasz ekspert, który uważa, że nie zaszkodzi to pani kanclerz i nie odbierze jej to rządów w Niemczech, ale sprawi że wreszcie „będzie tam partia opozycyjna z prawdziwego zdarzenia”.

Po wyborach, które odbędą się 24 września, jak przewiduje Ozdyk powstanie koalicja CDU, SPD, Zieloni, „a może i nawet Linke”.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Wywiad ze Sławomirem Ozdykiem w części 2 Poranka Wnet.

MoRo

Czytaj również: Merkel broni swojej polityki migracyjnej, krytykuje Turcję i odpiera zarzuty związane z kampanią wyborczą

 

 

Merkel broni swojej polityki migracyjnej, krytykuje Turcję i odpiera zarzuty związane z kampanią wyborczą

Kanclerz NIemiec broniła swojej polityki migracyjnej, krytykowała Turcję za przetrzymywanie w więzieniach obywateli niemieckich i odpierała zarzuty związane z przebiegiem kampanii wyborczej.

[related id=35724]Podczas konferencji prasowej w Berlinie Merkel powiedziała, że otwarcie latem 2015 roku granicy dla uchodźców było „ważną i słuszną” decyzją podyktowaną względami humanitarnymi w wyjątkowej sytuacji.

Kwestie migracji, integracji uchodźców i bezpieczeństwa są ważnym elementem kampanii przed wyborami do Bundestagu 24 września.

Szefowa rządu zaprzeczyła, jakoby jej obecna, ostrzejsza polityka wobec migrantów była zaprzeczeniem „kultury powitania” sprzed dwóch lat, gdy do Niemiec przyjechało niemal 900 tys. uchodźców, głównie z Bliskiego Wschodu.

Podejmowane obecnie działania, w tym walka z przemytnikami ludzi, pomoc finansowa dla krajów, z których pochodzą migranci, oraz pomoc dla Libii w celu poprawy warunków życia przebywających tam migrantów, są „zgodne z duchem, jaki przyświecał nam latem 2015 roku” – zapewniła niemiecka kanclerz. Obecnie musimy „uporządkować” procesy migracji i nimi „sterować” – dodała.

Merkel powiedziała, że w kwestii migracji nie wszystkie kraje Unii Europejskiej „odrobiły pracę domową”. Skrytykowała państwa odrzucające „uczciwy podział” uchodźców. „Nie może być tak, że Europa okazuje solidarność tylko wtedy, gdy jest to dla niej korzystne” – zauważyła. Jej zdaniem „nie wolno pozostawić samych sobie” Włoch i Grecji.

Merkel wypowiedziała się przeciwko „izolowaniu się” Europy. Jej zdaniem nasz kontynent będzie mógł zachować dobrobyt, jeżeli pomoże innym obszarom świata w rozwiązaniu problemu migracji.

Szefowa niemieckiego rządu wezwała Turcję do zwolnienia przetrzymywanych z przyczyn politycznych w więzieniach obywateli Niemiec, z których część ma podwójne obywatelstwo. „Nasz postulat jest jednoznaczny: więzione osoby muszą zostać zwolnione” – powiedziała. W tureckich więzieniach przebywa 10 Niemców, w tym dziennikarz gazety „Die Welt” Deniz Yucel.

Oświadczyła, że chciałaby poprawy relacji między Berlinem a Ankarą, lecz „rzeczywistość” na to nie pozwala.

Odnosząc się do sankcji wobec Rosji, Merkel powiedziała, że zostaną one zniesione, gdy ustaną przyczyny ich wprowadzenia. Przypomniała o bezprawnym zaanektowaniu Krymu przez Rosję. Jej zdaniem sytuacja na wschodzie Ukrainy jest nadal niezadowalająca.

Merkel odpierała zarzut o korzystanie w kampanii wyborczej ze śmigłowców Bundeswehry, przysługujących jej jako szefowej rządu, po cenach będących jedynie ułamkiem rzeczywistych kosztów. Jak podkreśliła, stosuje się do przepisów obowiązujących od dawna. Broniła też prawa do ingerencji przy ustalaniu warunków pojedynku telewizyjnego z kandydatem SPD Martinem Schulzem, do którego dojdzie 3 września. Merkel nie wyraziła zgody na większą liczbę telewizyjnych dyskusji.

Gospodarzem wtorkowego spotkania była Federalna Konferencja Prasy, stowarzyszenie zrzeszające dziennikarzy akredytowanych w Berlinie. Konferencję prasową prowadził przedstawiciel tej organizacji, a rzecznik rządu nie miał prawa do ingerowania w jej przebieg. Istnienie stowarzyszenia istotnie wzmacnia pozycję dziennikarzy wobec polityków w Niemczech.

PAP/MoRo

Zobacz także:Zbigniew Stefanik z Francji dla WNET/ Prezydent Macron omawia główne kierunki francuskiej polityki zagranicznej

Kampania wyborcza w Niemczech.Przeciwnicy Merkel z Alternative für Deutschland zakłócili jej wiec przedwyborczy

Kilkudziesięciu zwolenników antyimigranckiej partii AfD zakłóciło w sobotę gwizdami i okrzykami przedwyborczy wiec kanclerz Niemiec  i przewodniczącej CDU Angeli Merkel w Quedlinburgu.

Odbywająca się na rynku położonego na przedpolu gór Harz miasta  impreza zainaugurowała kampanię krajowej organizacji CDU w Saksonii-Anhalcie przed wyznaczonymi na 24 września wyborami do Bundestagu. Według CDU w wiecu wzięło udział około 3 tys. ludzi, natomiast według policji o połowę mniej.

Widoczni na obrzeżu zgromadzenia zwolennicy AfD dmuchali w gwizdki i wznosili okrzyki – „Zdrajcy narodu”. Na ich plakatach widać było między innymi napisy: „Idź do swoich muzułmanów”, „Merkel musi odejść” i „Dziękujemy, Merkel” – ten ostatni na białym tle z domalowanymi plamami krwi.

„Paru ludzi nie potrafi tutaj nic więcej niż wrzeszczeć, ale nie damy się temu zwieść” – powiedziała o protestujących Merkel. „Niektórzy uważają, że problemy ludzi w Niemczech można przezwyciężyć i rozwiązać wrzaskami. Ja w to nie wierzę i zakładam, że większość zgromadzonych dzisiaj w tym miejscu także nie wierzy” – zaznaczyła niemiecka kanclerz.

W swym przemówieniu poruszyła także kwestię skandalu spowodowanego nielegalnymi praktykami niemieckich producentów samochodów z silnikami Diesla. Jak wskazała, trzeba naprawić popełnione błędy, utrzymując jednocześnie miejsca pracy w przemyśle motoryzacyjnym. Ludzie, którzy w dobrej wierze kupowali pojazdy z silnikami wysokoprężnymi, nie powinni ponosić kosztów skandalu i „uczynimy wszystko, by zapobiec zakazom jazdy (takich samochodów)” – podkreśliła Merkel.

PAP/MoRo

Ulica i zagranica – kolejna odsłona farsy w warszawskim teatrze letnim

W cotygodniowym felietonie z Niemiec o tym, jak to polska policja śledzi opozycję oraz o historii słynnego zdjęcia, za którego publikowanie grozi w Niemczech utrata wolności.

„Die Welt”, niegdyś konserwatywna gazeta, włączyła się do chóru w prasie lewicowo-liberalnej w Niemczech. Mianowicie przejęła się potwornym dramatem dziejącym się w Polsce. Otóż polska policja nie ma nic lepszego do roboty niż śledzenie pana Petru. Jest on śledzony „zza każdego drzewa, zza każdego krzaka, na każdym rogu każdej ulicy”. „Die Welt”, opisując to, powołuje się na „najbardziej obiektywny polski dziennik” – „Gazetę Wyborczą”. Między 15 a 21 lipca wszystkie siły policyjne szkolone w obserwowaniu były użyte przeciwko polskiej opozycji.

Andrzej Przyłębski, ambasador Polski w Berlinie, jest jednak innego zdania. Uważa, że media niemieckie przedstawiają jednostronny i fałszywy obraz Polski. Zwrócił uwagę na skandaliczne informacje niemieckich dziennikarzy, m.in. korespondenta lewicowego „Süddeutsche Zeitung”.

Wszyscy w Polsce powinni przystąpić do „zmasowanego ataku w obronie wolności słowa w Niemczech”. Pewien niemiecki dziennikarz przedstawił zdjęcie muftiego Jerozolimy z niemieckim oficjelem z czasów II wojny światowej. Owa „Süddeutsche Zeitung” opisała to zdjęcie w ten sposób, że znajduje się na nim jakiś człowiek z opaską z Hakenkreutzem – można się domyślić, że to pewnie jakiś polski faszysta.

Tymczasem w Berlinie 28 listopada 1941 roku znany ze swej tolerancji Adolf Hitler przyjął u siebie wyjątkowego gościa. Był to Al-Hadżdż Muhammad Amin al-Husajni – uchodźca, który w kobiecym przebraniu uciekł z Iraku po obaleniu tam antybrytyjskiego puczu. Przyjęto go w Niemczech niczym bohatera narodowego – „Dziś do nas należy islam, a jutro cały świat”. W tym duchu widocznie teraz pisze najwidoczniej lewicowa gazeta „Süddeutsche Zeitung”, podczas gdy niemiecki sąd skazuje dziennikarza na karę pół roku więzienia w zawieszeniu za opublikowanie prawdziwego zdjęcia. Wyrok całe szczęście jeszcze nie jest prawomocny.

Zapraszamy do wysłuchania felietonu Jana Bogatki w części czwartej Poranka WNET.

JS