Jan Bogatko komentuje zapytanie holenderskiego sądu do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ws. prawomocności postanowień sądów polskich. W tle jest sprawa dilera narkotyków.
Jeden z sądów w Amsterdamie wystąpił do Trybunału Sprawiedliwości UE z zapytaniem czy może doprowadzić do europejskiego nakazu aresztowania handlarza narkotykowego. Sąd w Amsterdamie pisze, że od 2007 roku niezależność polskich sądów i uczciwego procesu znajdują się pod presją.
W Berlinie odbyła się demonstracja przeciwników obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa. W mediach istnieją duże rozbieżności ws. liczby uczestników manifestacji. Minister Zdrowia wymaga kontroli w portach oraz na polskich granicach. Były kanclerz Gerhard Schröder przestrzegł ostatnio SPD, że partię czeka dotkliwa porażka w następnych wyborach parlamentarnych.
Państwowa holenderska spółka kolejowa Nederlandse Spoorwegen wypłaci odszkodowania ocalałym i ich krewnym, których w czasie II wojny światowej, wywoziła do niemieckich obozów koncentracyjnych.
Ponad 7600 osób wystąpiło o odszkodowanie od holenderskiej państwowej spółki kolejowej Nederlandse Spoorwegen za rolę jaką odegrała w czasie II wojny światowej w deportacji Żydów, Romów i Sinti do obozów koncentracyjnych. Wnioski składane były do komisji pod przewodnictwem byłego burmistrza Amsterdamu Job Cohena.
Do tej pory odszkodowania otrzymało ponad 5000 ofiar i bliskich członków rodzin. Nederlandse Spoorwegen przetransportowało około 100 000 Żydów, Romów i Sinti w specjalnych pociągach do obozów w Westerbork, Vught i Amersfoort. Firma poinformowało, że zyski z tej operacji miały wynieść około 2,5 mln euro w przeliczeniu na dzisiejszą walutę.
W zeszłym roku Nederlandse Spoorwegen oświadczyło, że zamierza wydać około 35 mln euro na odszkodowania dla około 6000 osób, które ocalały oraz ich krewnym. Szacowana liczba 500 ocalałych miałaby otrzymać po 15 tys. euro, wdowy i wdowcy po 7,5 tys. euro, a ich dzieci od 7,5 do 5 tys. euro odszkodowania.
Janusz Kowalski o błędach unijnej polityki energetycznej, tym, kto na niej korzysta oraz o dialogu ws. przyszłości polskiego górnictwa i o interwencji poselskiej w województwie opolskim.
Janusz Kowalski stwierdza, że deklarowany przez wicepremiera Jacka Sasina dialog społeczny jest prowadzony. Przypomina o tym, ile miejsc pracy zależy na Śląsku od sektora wydobywczego. Odpowiada na pytanie skąd Polska Grupa Górnicza ma wziąć pieniądze na wypłaty, których obecnie brakuje.
W tej chwili toczą się rozmowy. Pozwólmy zakończyć się pierwszej pierwszej części prowadzonego dialogu.
Nasz gość krytykuje podejście Unii Europejskiej do energetyki, stwierdzając, że jest ono ustawione pod potrzeby Niemiec. Krytykuje je za ideologiczne podejście, wskazując, że za wdrożenie Nowego Zielonego Ładu odpowiada w UE Frans Timmermans, który „nie jest ekspertem od spraw związanych z energetyką”.
Podkreśla, że nikt do tej pory nie określił kosztów transformacji Polski i całej Unii do 2050 r. Stwierdza, że dla Polski to mogłoby być 560 mld euro, czyli ponad dwa biliony złotych. Wiceminister aktywów państwowych apeluje o zmianę unijnego systemu handlu opłatami od emisji dwutlenku węgla.
Stwierdza, że system ETF jest spekulacyjnym narzędziem, całkowicie oderwanym od realiów rynkowych. Polityk odnosi się do kwestii sprowadzania węgla z Rosji. Stwierdza, że nie ma informacji w tej sprawie, ale zaznacza, że polskie spółki powinny kupować polski węgiel. Zapewnia, że ten problem zostanie rozwiązany i zaznacza, że
Pan premier Jacek Sasin jasno wydał polecenie, aby spółki skarbu państwa nie realizowały kontraktów zagranicznych.
Mówi także o kontroli poselskiej w samorządzie opolskim. Badane w niej będą przepływy finansowe między samorządem a Fundacją Rozwoju Śląska. Mówi o nadużyciach, do jakich miało dochodzić w urzędzie marszałkowskim, gdzie „funkcjonował taki układ biznesowo-urzędniczy”:
Jeden z dyrektorów prowadził również firmę, która zarabiała na pisaniu i pozyskiwaniu środków unijnych, które były podległe bezpośrednio władzom województwa.
Niemieccy politycy krytykują decyzję amerykańskiego prezydenta, jednak obywatele Niemiec ją popierają- wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie agencji DPA.
Stany Zjednoczone postanowiły wycofać 12 tys. z 36 tys. swych żołnierzy stacjonujących w Niemczech. Prezydent Donald Trump uważa, że Niemcy za mało wydają na swoje siły zbrojne. 58 proc. ankietowanych instytut badania opinii publicznej YouGov nie zgadza się z taką oceną amerykańskiej głowy państwa. Zdanie amerykańskiego przywódcy podziela zaś 25% respondentów.
Za to decyzję o wycofaniu 1/3 wojsk USA z RFN popiera 47 proc. badanych. Za pozostaniem w Niemczech dotychczasowej liczby żołnierzy jest 28 procent, a za jej zwiększeniem 4 proc., przy 21 proc. niezdecydowanych. Wśród ankietowanych 1/4 poparłaby całkowite wycofanie wojsk amerykańskich.
W przypadku broni jądrowej, składowanej w bazie Büchel w Nadrenii-Palatynacie, aż 66 proc. jest za jej usunięciem, a 19 proc. za pozostawieniem, przy 16 proc. niezdecydowanych.
Jarosław Stawiarski o województwie lubelskim, realizowanym w nim inwestycjach, tym, czemu mają one służyć oraz o lokalnej żywności.
Jarosław Stawiarski wskazuje, że Kraśnik jest dla niego ważny z przyczyn osobistych. Jako marszałek województwa lubelskiego troszczy się jednak o cały region. Wskazuje, że
Lubelszczyzna była zawsze regionem niedofinansowanym.
Marszałek sądzi, że ten region ma większe aniżeli ziemie zachodnie szanse na rozwój, ponieważ jest więcej miejsc na inwestowanie. Wskazuje na rozwój infrastruktury takiej jak Via Carpathia. Nowe drogi to szansa na rozwój przemysłu. Dzięki drogom mieszkańcy Lubelszczyzny mogliby pracować w Warszawie, nie musząc się do niej przeprowadzać. Nasz gość wskazuje, że w Niemczech półtorej godziny dojazdu do pracy jest standardem. Ponadto zachwala lokalną żywność.
Jarosław Cybulak o dziejach miasta Ordynacji Zamoyskich, tym co można w nim zobaczyć oraz o wpływie XX-wiecznego przemysłu na rozwój Kraśnika.
Jarosław Cybulak mówi o historii Kraśnika, który należał przez kilka pokoleń do Zamoyskich. Jest on jednak starszy od Zamościa. Miasto powstało przed 1377 r., kiedy to zostało nadane braciom Gorajskim przez króla Ludwika Andegaweńskiego. Miejscowość następnie należała do rodziny Tęczyńskich, a więc była dzierżona kolejno przez jedne z ówcześnie najważniejszych rodów możnowładczych. Dla Zamoyskich Kraśnik stanowił peryferie ich ordynacji. Miasto ucierpiało w skutek potopu szwedzkiego.
Następnie mówi o zabytkach, jakie pozostały w Kraśniku po epoce nowożytnej. Najstarsze zabytki, które należy wymienić:
To jest kościół pw. NMP z zespołem klasztornym należącym niegdyś do kanoników regularnych, którzy odcisnęli bardzo duże piętno w Kraśniku […]. Drugi kościół to barokowy kościół Świętego Ducha […] Mamy też dwie zabytkowe synagogi.
Co ciekawe w pewnym momencie Kraśnik stał się wsią. Po XVI w. ten wcześniej ważny ośrodek stał się niewielką osadą, bez większego znaczenia. W latach 30. XX w. włączono Kraśnik do budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego. Po zajęciu Polski przez Niemców w Kraśników powstał obóz pracy dla Żydów.
Od 1954 r. Kraśnik Fabryczny miał prawa miejskie, a w 1975 r. został połączony z Kraśnikiem starym, tzw. Lubelskim w jedno miasto.
Kraśnik Fabryczny miał być zgodnie z założeniami ówczesnych władz miastem socjalistycznym, takim jak Nowa Huta. Podobnie jak w tej ostatniej miało nie być w niej kościoła.
Co niemieckie media i politycy mówią na temat wycofania się części amerykańskich wojsk z RFN? Jan Bogatko o krytyce działań USA, nadziei na zmianę decyzji oraz o przewidywaniach dotyczących kryzysu.
Jan Bogatko przedstawia najnowsze trendy w prasie niemieckiej. Tematem numer jeden jest wycofaniu wojsk USA z Niemiec w ramach NATO. Niemcy są rozczarowane wycofaniem z ich kraju 11 900 amerykańskich żołnierzy. Nasz korespondent zwraca uwagę na słowa polityka CDU, możliwego przyszłego przywódcy tej formacji:
Friedrich Merz […] stawia pytanie, czy Stany Zjednoczone są firmą windykacyjną NATO.
Korespondent zauważa, że na wycofaniu się amerykańskich żołnierzy stracą miasta na nich zarabiające. Niemieccy dziennikarze bardzo krytycznie odnoszą się do działania Amerykanów. Obawiają się, że ten ruch osłabi NATO i wzmocni tym samym Rosję.
Die Welt uważa, że sprawa nie jest całkowicie przesądzona, zwłaszcza w przypadku przegranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, na którą Niemcy liczą, tak jak liczyli na wygraną Rafała Trzaskowskiego.
Bogatko mówi także o przewidywaniach dotyczących dalszego przebiegu i skutków epidemii koronawirusa.
Według danych opublikowanych przez Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden w 2019 r. na terenie Niemiec żyło 21,2 mln ludzi, u których przynajmniej jeden z rodziców był imigrantem.
O 2,1 punkta procentowego w porównaniu z poprzednim rokiem wzrósł odsetek mieszkańców RFN z korzeniami imigranckimi osiągając 26 procent. Jest to najmniejszy przyrost od 2011 r. Z mieszkańców Niemiec z tłem migracyjnym 52 proc. ma niemieckie obywatelstwo (11,1 mln), gdzie połowa z nich (51%) ma je od urodzenia. Czwarta część tej grupy to obywatele naturalizowani, a 23% to przesiedleńcy (w tym późni).
Gdzie sięgają korzenie mieszkańców Niemiec? W 65% (13,8 mln) do innych krajów Europy, w 22% (4,6 mln) do Azji (z których połowa pochodzi z Bliskiego Wschodu), a w 5% do Afryki. Jak informuje portal dw.com, najwięcej imigrantów przybywa do naszego zachodniego sąsiada z z Turcji (13 proc.), Polski (11 proc.) i z Rosji (7 proc.).
Niemiecki sąd skazał 93-letniego byłego nazistowskiego strażnika obozu Stutthof, Bruno Deya na dwa lata kary w zawieszeniu. Oskarżony do końca uznawał się za niewinnego.
Niemiecki strażnik SS, Bruno Dey w okresie od sierpnia 1944 roku do kwietnia 1945 roku przyczynił się do zamordowania w obozie Stutthof 5232 więźniów. W momencie popełnianie zbrodni miał około 17-18 lat. Łącznie liczba osób zgładzonych w tym obozie w czasie II wojny światowej szacowana jest na ponad 65 tys. osób.
W czasie trwającego procesu, który toczył się w sądzie w Hamburgu, skazany powiedział, że nie wiedział, iż ludzie byli gazowani. Słyszał jedynie krzyki. Pozostawał również na stanowisku, że został zmuszony do pełnienia funkcji w obozie i nie brał udziału w morderstwach. „Nie byłem świadomy rozmiaru okrucieństw”-powiedział skazany.
Sędzia prowadząca sprawę stwierdziła, że Bruno Dey „widział siebie jako obserwatora” i odmawiał przyznania się do winy. Bruno Dey oświadczył, że jego rolą jako strażnika było zapewnienie „spokoju”, aby nikt nie zbliżał się do ogrodzenia z drutu. Na koniec przeprosił „wszystkich, który przeszli przez to szaleńcze piekło”.
Prokuratorzy wskazywali jednak, że strażnik SS doskonale wiedział co dzieje się w obozie i aktywnie zapobiegał ucieczkom więźniów.
Franciszek Grabowski o pracy w zakładach chemicznych „Police”, jego historii, ekologii i tym, czy zakład mógłby produkować broń chemiczną.
Franciszek Grabowski stwierdza, że zakłady chemiczne w w Policach spełniają wszystkie standardy ekologiczne. Są one otoczone przez zieleń, a w okolicy obecne są dzikie zwierzęta.
Musimy przestrzegać wszystkich reguł i wszystkich zasad.
Szef produkcji w Zakładach Chemicznych Grupy Azoty „Police” przedstawia historię zakładu. Jego początki sięgają czasów drugiej wojny światowej, kiedy znajdowały się w Policach zakłady produkcji benzyny syntetycznej dla potrzeb militarnych.
W czasie inwazji ZSRR na Niemcy fabrykę rozmontowano i przewieziono do Związku Sowieckiego. Rząd PRL odbudował ją. Jak stwierdza, Grabowski powstanie fabryki na tzw. Ziemiach Odzyskanych miało wymiar propagandowy. Następnie nasz gość mówi o współczesnym obrazie grupy chemicznej. Odpowiada na pytanie czy w zakładach dałoby się wyprodukować w zakładach broń chemiczną. Zdradza, że ostatnio była w tej sprawie kontrola, która potwierdziła, że niczego takiego nie produkują.