Nauczyciel akademicki naświetla stosunek Stanów Zjednoczonych do ataku dronowego w Polsce. Opowiada również o planach Niemiec w Unii Europejskiej.
Łukasz Jankowski pyta o reakcję Donalda Trumpa na ataki dronowe w Polsce. Wspomina o podejściu prawicy i obawach dotyczących wyglądu tej odpowiedzi. Ekspert jednak uspokaja:
Reakcja bardziej stanowcza, szybsza, dawałaby nam niewątpliwie w Warszawie większe poczucie bezpieczeństwa. Natomiast przestrzegam przed skrajnościami komentatorów politycznych.
Redaktor Radia Wnet porusza kwestię wystąpienia kanclerza Niemiec. Friedrich Merz mówi o planie, który zawiera ekspansję gospodarczą naszych zachodnich sąsiadów i kluczową rolę w Unii Europejskiej. Politolog podkreśla, że Polska musi ugruntować swoją pozycję, by było wiadomo, że bez naszego państwa niewiele można zrobić:
Nasza dyplomacja ma w tej chwili małe pole manewru. Jest bardzo ważne, żebyśmy pokazali niemieckim partnerom za wszelką cenę, że muszą się z nami liczyć.
Ekspert Instytutu Zachodniego ocenia stan niemieckiej polityki. Wskazuje na wzrost poparcia dla partii AFD, które wynosi ok. 25%. Omawia również problem migrantów.
AFD miała słabnąć, a zdaje się krzepnie politycznie. Zobaczymy jaki będzie wynik za tydzień w Zagłębiu Ruhry, ale w sondaże pokazują, że mimo tego zwrotu na prawo, który Friedrich Merz miał reprezentować, to nie zabiera to tlenu AFD.
– zaznacza redaktor Radia Wnet, Łukasz Jankowski.
Gość audycji podkreśla kwestię migrantów w Niemczech. Mieszkańcy tego kraju wyrażają swoje obawy i poczucia braku bezpieczeństwa we własnym kraju:
Ci ludzie nie integrują się ze społeczeństwem, żyją poza społeczeństwem, są obciążeniem dla systemu socjalnego i tu pod względem tej całej masy nic się nie zmienia. Jest coraz gorzej nawet w Berlinie, który miał być i powinien być wizytówką Niemiec. W samym centrum zaczyna być niebezpiecznie i ludzie nie czują się bezpiecznie. A to jest jeden z podstawowych wykładników życia społecznego.
Dr Krzysztof Rak mówi o kryzysie gospodarczym w Niemczech. Powołuje się na książkę „Kaput: Koniec niemieckiego cudu gospodarczego” autorstwa Wolfganga Münchau:
Niemiecka gospodarka najkrócej rzecz ujmując jest zapóźniona, zarówno pod względem technologicznym, przedmiotowym jak i organizacyjnym. […] Ten kryzys ma charakter systemowy – będzie trwał niezależnie od tego jaka jest koniunktura na rynku.
Korespondent Radia Wnet w rozmowie z Mikołajem Murkocińskim porusza kwestie spotkania prezydenta USA z Karolem Nawrockim oraz podejście Niemiec do Donalda Trumpa.
Gość audycji mówi o traktowaniu Donalda Trumpa przez niemiecką prasę. Zaznacza, że w kwestii krytykowania prezydenta Stanów Zjednoczonych nic się nie zmieniło:
Nie, to się nie zmieniło, a nawet powiedziałbym, że się zaostrzyło nawet, dlatego że nie lubi się Trumpa i to jest zaskakujące, bo przecież mówimy o Niemczech. Niemcy są państwem, które demokrację zawdzięczają USA. Często się o tym zapomina.
Mikołaj Murkociński pyta o reakcję niemieckiego rządu na spotkanie Donalda Trumpa z Karolem Nawrockim. Mówi się o zmniejszeniu kontyngentu amerykańskiego w Europie, również w Niemczech. Jan Bogatko podkreśla, że Friedrichowi Merzowi nie zależy na gruntownych zmianach:
Rząd Friedricha Merza chciałby, żeby wszystko pozostało tak jak jest, żeby wszystko pozostało po staremu. Zasadą polityki niemieckiej jest działać powoli. Nie ma co się spieszyć, nie można okazywać nerwowości. To co się pisze przed wyborami w trakcie wyborów to jedno, to co się pisze i o czym się mówi po wyborach – drugie.
Redaktor Radia Wnet porusza kwestię postrzegania Polski przez Niemcy. Gospodarz „Studia za Nysą” wskazuje, że nasi zachodni sąsiedzi postrzegają nasz kraj jako „poważny”:
Niemcy widzą, że Polska się rozwija. Dużo ludzi, którzy swego czasu przyjeżdżali do Niemiec z Polski, wraca do Polski z powrotem, to wygląda lepiej. Zdają sobie sprawę, że nie jest to wynik polityki Donalda Tuska, że to ma głębsze podłoże i wynika z wielu różnych czynników. Polska jest państwem poważnym albo staje się państwem poważnym.
Ludzie urodzeni pod koniec lat 70. i w I poł. lat 80. zobaczyło w młodości, jak wygląda świat na Zachodzie, i szybko się z tych kompleksów wyleczyło – mówi autor kanału „Chłodnym Okiem”.
Niemcy już widzą, że Polacy będą żądać relacji partnerskich, a nie na zasadzie minor partnera czy właśnie jakiegoś podnóżka. Stąd ta refleksja w sprawie Instytutu Pileckiego chyba nastąpiła
mówi Miłosz Lodowski, analizując pewną ewolucję relacji polsko-niemieckich, już w pierwszym miesiącu prezydentury Karola Nawrockiego; „przywódcy pokolenia”, o którym mówi gość „Odysei Wyborczej”.
Ja nie znam prawdopodobnie chyba nikogo z mojego bezpośredniego towarzystwa i otoczenia, włącznie z tymi starszymi osobami, które uważają, że Polsce reparacje nie są należne
Donaldowi Tuskowi wydawało się, że prezydent Rzeczypospolitej nie ma prerogatyw do tego, żeby wpływać na jakość i siłę jego polityki ze względu na osadzenie konstytucyjne
Pan prezydent nie bierze ze sobą na tą wizytę żadnego z przedstawicieli polskiego MSZ. Mam wrażenie, że pan prezydent robi to celowo po to, żeby w maksymalny sposób zrealizować interes Polski, a nie dawać też preteksty do tego, żeby strona amerykańska poczuła się obrażona, zważywszy na ekscesy, w których uczestniczyli właśnie zarządzający polską polityką zagraniczną, i nie tylko i wyłącznie zarządzający, ale także przedstawiciele, których oni ulokowali na przykład w Stanach Zjednoczonych do tego, żeby polskie interesy tam reprezentowali
Według Jana Bogatki, niemiecka gospodarka przypomina dziś lokomotywę, która „sapie i dyszy, ale nie wiadomo, czy pociągnie wagony”. Największe problemy dotyczą przemysłu samochodowego.
Jan Bogatko, ekspert ds. Niemiec i gospodarz Studia za Nysą zwraca uwagę, że niemiecka gospodarka pogrąża się w coraz większym kryzysie. Podkreśla też, upadłości dużych firm i cięcia w przemyśle samochodowym pokazują, że Niemcy mają poważne problemy strukturalne.
Posłuchaj całej rozmowy:
Upadłości w branży samochodowej
Jak informuje Bogatko, ostatnio upadłość ogłosiły dwie duże firmy z sektora motoryzacyjnego – Huba Automotive i MVE Group. Pierwsza z nich zanotowała spadek obrotów aż o 58 proc., co doprowadziło do kłopotów finansowych i ograniczenia pensji do końca września.
To nie są wyjątki. W ciągu roku w branży samochodowej zlikwidowano ponad 51 tysięcy miejsc pracy, czyli około 7 proc. zatrudnienia
– zaznacza.
Problemy strukturalne i konkurencja
Zdaniem Bogatki, niemiecką gospodarkę osłabiają: spadek popytu na samochody elektryczne, nadmiar regulacji, konkurencja z Chin i nowe cła amerykańskie.
Wielkie koncerny, jak Mercedes, Volkswagen, Bosch czy Continental, zapowiadają masowe cięcia i redukcje zatrudnienia
Mimo ogromnego prywatnego majątku zgromadzonego na kontach Niemców, gospodarka – jak obrazowo ujął Bogatko – „przypomina lokomotywę, która sapie i dyszy, ale nie wiadomo, czy pociągnie wagony za sobą”.
Zmiany strukturalne są głębokie i bolesne, a ich skutki widoczne są już na rynku pracy
– dodaje.
Kryzys uderza w młodych
Najbardziej cierpią młodzi pracownicy i absolwenci.
Jeszcze niedawno przyjmowano ich z otwartymi ramionami, teraz rośnie wśród nich bezrobocie. Wielu wyjeżdża z Niemiec
– podkreśla Bogatko i dodaje, że według danych urzędu statystycznego, w 2024 roku kraj opuściło ponad 1,2 mln osób, z czego około 255 tys. stanowili obywatele Niemiec.
Port w Świnoujściu / Fot. Pxhere, CC0 Domena publiczna
Terminal kontenerowy w Świnoujściu miał być jednym z filarów polskiej obecności na Bałtyku – inwestycją wartą ponad 10 miliardów złotych, która na lata miała umocnić naszą niezależność gospodarczą.
Zamiast tego – mamy sądowy paraliż, niemiecki opór i pytanie, kto dziś naprawdę decyduje o kierunku rozwoju Polski.
Za blokadą inwestycji stoi niemiecka inicjatywa obywatelska o nazwie „Lebensraum Vorpommern” – Lebensraum, czyli termin historycznie kojarzony z ekspansją niemieckiego świata na wschód. Tym razem ekspansja jest prawna, pozornie ekologiczna, ale efekt ten sam – zablokowanie polskiej racji stanu i utrzymanie dominacji niemieckich portów nad polskimi.
W tle mamy sąd w Warszawie, który tymczasowo wstrzymał decyzję środowiskową. Oficjalnie chodzi o ochronę przyrody, nieoficjalnie – o interesy niemieckich ośrodków logistycznych, które nie chcą silnej konkurencji po drugiej stronie Odry.
Świnoujście staje się dziś nową linią frontu – nie z bronią, lecz z paragrafami. Ale pytanie pozostaje to samo, co w XX wieku: czy Polska potrafi obronić swoją suwerenność – tym razem gospodarczą – przed niemieckim naciskiem?
Właśnie o tym rozmawiamy z naszym gościem – patriotą, mieszkańcem Szczecina, który jak mało kto rozumie, czym naprawdę jest Bałtyk dla Polski – doktorem Wojciechem Lizakiem.
Dziennikarz Republiki komentuje porozumienie Stanów Zjednoczonych z Unią Europejską, stan instytucji demokratycznych państwa polskiego oraz kwestię portu kontenerowego w Świnoujściu.
Autor podcastu „Kożuszek zza szafy” omawia porozumienie handlowe ogłoszone przez Ursulę von der Leyen oraz Donalda Trumpa. Wskazuje, że krytycy prezydenta USA byli w błędzie, wskazując na potencjalne załamanie amerykańskiej gospodarki:
Twierdzenia tych, że wojna handlowa Trumpa skończy się fiaskiem, okazali się w pewnym stopniu fałszywymi prorokami. […] Dzisiaj indeksy po podpisaniu tej umowy handlowej, takie jak S&P 500 lub Dow Jones poszybowały do góry i są na rekordowym poziomie.
Jaśmina Nowak pyta redaktora Gazety Polskiej o obecną kondycję instytucji demokratycznych. Gość „Popołudnia Wnet, że za obecny, bardzo zły stan rzeczy można winić Donalda Tuska:
To wszystko jest podszyte założeniem, że Donald Tusk nie panuje nad tym państwem, nad administracją oraz instytucjami. Mówiąc szczerze, to jest jedna z niewielu diagnoz obozu Silnych Razem, z którą jestem w stanie się zgodzić.
Maciej Kożuszek naświetla także sprawę budowy terminala kontenerowego w Świnoujściu. Budowę portu zablokował polski sąd na wniosek niemieckiej fundacji Lebensraum Vorpommern:
Powiem tak: gdyby Niemcy zablokowali to swoimi czołgami, to jeszcze mógłbym oklaskiwać ich szczerość. Aczkolwiek używanie polskiego sądu jako narzędzia do swojej polityki to podwójna potwarz.
Powinniśmy ten temat poruszać na arenie międzynarodowej, w szczególności w Brukseli, by wydobywanie surowców w naszym regionie wzrosło. Należy szukać nowych złóż w naszym terenie. Jeśli nasze złoża pomogą Niemcom w argumentacji, by uaktywnić się w Dolnej Saksonii, może jest to szansa dla nas wszystkich i wszyscy na tym zyskamy.
Aleksandra Fedorska naświetla sprawę nowej polityki migracyjnej względem Ukraińców w Niemczech. Mówi, że naszym zachodnim sąsiadom kończy się cierpliwość:
Niemcy są bardzo zniecierpliwieni zachowaniem Ukraińców na ich rynku pracy. Uważają, że ta grupa powinna się zachowywać podobnie jak Polacy i Rosjanie w latach 90, którzy bardzo szybko trafiali na rynek pracy. To podobna grupa pod kątem kulturowym i wykształcenia. […] Nadal ponad połowa Ukraińców w Niemczech nie pracuje z niekoniecznie jasnych powodów.
Redaktor Radia Wnet dopytuje o reakcję niemieckiej prasy na zmiany w polskim rządzie w kontekście sytuacji migracyjnej. Dziennikarka jednak wskazuje na to, że Niemcy nie są obecnie na bieżąco z polską polityką z uwagi na sezon urlopowy.
Aleksandra Fedorska / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet
Problemy wewnętrzne Niemiec są tak ogromne, że tamtejszy rząd notorycznie chwyta się zagrań, które są bardzo nie fair – mówi redaktor naczelna Radia Debata.
Należy naszą krytykę tego, co się dzieje na granicy podzielić na część ekstremalną i część wyłącznie retoryczną, ponieważ ta krytyka retoryczna właściwie nikomu nie przeszkadza. My możemy sobie tu wiele gadać. Możemy nagrywać dziesiątki takich wspaniałych programów i niewiele to zaszkodzi. To, co naprawdę szkodzi, to jest dokumentowanie na granicy. To jest to, co robi ruch obrony granic. To jest siedzenie po prostu tam i dokumentowanie tych przypadków. To jest patrzenie Niemcom namacalnie, fizycznie, w dniu i w nocy, na ręce. I to ich strasznie piekielnie złości.
tak Aleksandra Fedorska tłumaczy strategię Niemiec w relacjach z Polską w zakresie nielegalnej migracji. Nie wyklucza, że podobnie jak w Holandii, w Polsce dojdzie do prowokacji, mającej na celu powiązanie Ruchu Obrony Granic z ideologią nazistowską.
To wszystko, co obserwujemy, jak relacjonuje Aleksandra Fedorska, dzieje się w kontekście gigantycznej zapaści bezpieczeństwa publicznego w Niemczech; każdego tygodnia dochodzi do ataków nożowników oraz innych groźnych incydentów wywołanych przez nielegalnych migrantów.
W 1939 roku Polska została brutalnie rozdarta między nazistowską III Rzeszę a komunistyczny Związek Sowiecki.
Oba systemy reprezentowały skrajnie represyjny model władzy, w którym jednostka była jedynie trybikiem w machinie ideologii. Wszechmocny aparat bezpieczeństwa. RSHA i gestapo w Niemczech oraz NKWD w ZSRR, wymuszał ślepe posłuszeństwo. Stalin realizował planową eksterminację rzeczywistych i urojonych wrogów, sięgając po terror na skalę niespotykaną nawet w totalitarnych Niemczech, gdzie ludobójstwo miało inny charakter: było celem samym w sobie.
Zarówno nazizm, jak i komunizm, gloryfikowały przemoc, siłę, wojnę i bezwzględność. Historycy, choć nie bez sporów, porównują oba reżimy, zadając pytanie o wyjątkowość Holocaustu, eksterminacji Romów, czy polskiej inteligencji. Komunizm trwał dłużej i pochłonął więcej ofiar – szacuje się, że nawet 20 milionów. Największe natężenie zbrodni przypada na lata 30. i 40. XX wieku.
Polska, wciśnięta pomiędzy te dwa nieludzkie systemy, była miejscem konfrontacji ideologii śmierci.
Gra w wojnę. Bezduszne imperia i ich figurki na mapie – Władza jako narkotyk
Kiedy słucha się przemówień takich ludzi jak Adolf Hitler czy Józef Stalin, tych, którzy przesądzali o losach milionów, to na Boga! trudno doszukać się w ich słowach jakiejkolwiek wielkiej idei. Nie ma tam wzniosłych haseł, które naprawdę coś znaczą. Nie ma autentycznej wiary w wartości, którymi się zasłaniają. Jest za to zimna, bezczelna skuteczność. Twarda mowa technokratów władzy, którzy nauczyli się, że słowa to tylko narzędzia, a ludzie — tylko zasoby.
Ideologie? To tylko dekoracje. Fasady do zdobywania poparcia, budowania kultu i mobilizowania tłumu. Ale w środku tej konstrukcji nie ma nic. Tylko chora żądza kontroli. W wersji soft – power doświadczamy tego także dzisiaj w Unii Europejskiej (sic!)
Skan z: II Wojna Światowa: Wojna obronna Polski 1939 r.; Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1979
Komuniści nie wierzyli w komunizm, naziści nie wierzyli w rasową hierarchię, demokraci nie wierzą w demokrację. Wierzą w władzę.
Orwell miał rację: „Nie obchodzi nas dobro ludzkości; obchodzi nas wyłącznie władza.”
To właśnie uderza w tych nagraniach i zapiskach sprzed ponad 80. lat – brak emocji, brak refleksji, brak odpowiedzialności. Zostaje tylko logika działania: skuteczność, podbój, dominacja. Żadnego ducha, tylko narzędzia. Żadnych ludzi, tylko liczby.
To nie nowość I nie odkrywam redaktorsko na nowo Ameryki! Komuniści nie wierzyli w komunizm, demokraci nie wierzą w demokrację, a wielcy wodzowie z przeszłości nie kierowali się żadnym dobrem ogólnym. Jakim dobrem ogółu, wcielając nowe mrzonki w życie chociażby w Unii Europejskiej, kierują się nowi “władcy”?
Georg Orwell wiedział to dawno temu i z chirurgiczną precyzją ujął w ustach O’Briena: Rządy dla samego rządzenia. Systemy, hasła, ideologie — to tylko kartonowe dekoracje na scenie teatru, w którym realna akcja dzieje się w kulisach, w sztabach, przy stołach, na mapach.
Fot. Dreamcatcher25 (CC A-S 4.0, Wikipedia)
Mapa, nie człowiek
Właśnie… Mapa. Dla takich ludzi wojna nie ma twarzy. Nie ma płaczu matek ani śmierci dzieci. Nie śmierdzi krwią i nie brudzi rąk. Ma kolorowe chorągiewki, pionki do przesuwania, raporty w tabelkach i plany w punktach.
To wszystko brzmi jak instrukcja do strategii turowej, jakby relacjonował kampanię w jakiejś grze w sieci, a nie faktyczne wydarzenia, które pozbawiły życia setki tysięcy ludzi. To samo dzieje się także dzisiaj.
Stalin działał tak samo. Patrzył na mapę, planował tysiące oceanicznych okrętów podwodnych i czekał na moment, kiedy zajmie Hiszpanię. Gdy Niemcy padną, wciągnie ich resztki do czerwonego imperium, a Polaków i Litwinów — cóż, ich się „pozbędzie”.
Zimna kalkulacja: 150 milionów Sowietów, 60 milionów Niemców, 30 milionów Polaków. Posępna i nieczuła matematyka śmierci.
W tej logice ludzie to nie ludzie. To przeszkody, przesuwalne liczby, statystyka. Przeszkadza ci naród? Zlikwiduj. Mieszają ci cywile? Zagazuj, spal w obozach. Są niepokorni? Wytłucz, rozstrzelaj, zakop na odludziu.
W tym wszystkim najbardziej przerażająca nie jest sama skala zbrodni. Przeraża obojętność. Beznamiętność. Emocje pojawiają się dopiero wtedy, gdy rzeczywistość nie zgadza się z planem na mapie. Kiedy „opanowane” miasto wszczyna powstanie, kiedy „podbity” naród dalej się broni. Wtedy pojawia się wściekłość. Nie moralna panika, ale logistyczna irytacja. Przecież miało już być zrobione.
A potem decyzje zapadają impulsywnie. Warszawa? „Zabić wszystkich. Niech nie zostanie kamień na kamieniu.” Nie dlatego, że to kara. Bo przeszkadzają. Bo nie wpisują się w układ sił. Bo buntownicy burzą planszę, na której układa się imperium.
Zabił wtedy swoich potencjalnych sojuszników. Ludzi, którzy, broniąc się przed jedną okupacją, byli naturalną przeszkodą dla drugiej. Stalin był zadowolony. I nie ukrywał, że w Polsce po sześciu latach wojny wciąż jest milion młodych zdolnych do walki. To była liczba do skreślenia.
Zbyt łatwo można uwierzyć, że ci ludzie mieli jakąś wielką wizję. Że wierzyli w coś większego. Ale prawda jest prostsza i dużo bardziej gorzka: to byli gracze. Chłodni, cyniczni, oderwani od rzeczywistości. Dla nich wojna to była gra. My — jej planszą. I (NIESTETY) wciąż jesteśmy.
Egzekucje w Piaśnicy. Fot. Waldemar Engler, / Wikimedia Commons
Prawda niewygodna dla Europy
Pomimo brutalnych represji – od Katynia, przez deportacje, po stłumienie Powstania Warszawskiego – system komunistyczny długo cieszył się w Europie pewną „legitymizacją moralną” jako ten, który pokonał Hitlera. Z jednej strony zgoda! Przestały dynić kominy obozów koncentracyjnych, ustały łapanki i wywózki na przymusowe roboty, nikt już nie rozstrzeliwał obywateli podbitej Polski w masowych egzekucjach. Kto to robił? Niemcy.
Ale z drugiej strony zbrodnie sowieckie były długo bagatelizowane: Węgry 1956, Praga 1968, Polska 1981 – wszystko to nie zdołało zburzyć pozytywnego wizerunku ZSRR w oczach wielu zachodnich elit. Dopiero plac Tiananmen, Rumunia 1989 czy reżimy na Kubie i w Korei Północnej zaczęły powoli odsłaniać prawdziwą twarz komunizmu.
Tymczasem Polska musiała czekać aż do 1989 roku na pełną suwerenność, a dopiero wejście do Unii Europejskiej w 2004 roku ostatecznie przekreśliło polityczne konsekwencje konferencji jałtańskiej z lutego 1945 roku.
Statystyka strat poniesionych przez Polaków wciąż wymaga rzetelnych badań – szacuje się, że ponad 5 milionów ludzi zginęło z rąk Niemców, od 500 tysięcy do 1 miliona – z rąk Sowietów i ponad 100 tysięcy (licząc ostrożnie) z rąk Ukraińców. Wymordowano nasze elity, twórców i naukowców, ziemiaństwo, kadrę oficerską i generalicję.
Cmentarz Wojenny 1939 r. z II wojny światowej w Tomaszowie Lubelskim. Wojna Obronna Polski 1939 przeciwko Niemcom hitlerowskim/Foto. Taddek/CC BY-SA 4.0
Świętowanie na własnych zasadach
Dzień Zwycięstwa – 9 maja – staje się dziś przedmiotem ataku, szykan i prób relatywizacji. W Europie dominuje „polityczna poprawność”, w której próbuje się zastąpić wojskowe honory i historyczną dumę „neutralnymi gestami pojednania”.
Tymczasem to właśnie ten dzień miał uczcić koniec niewyobrażalnego cierpienia i zwycięstwo nad totalitaryzmem. Zamiast tego obserwujemy marsze neobanderowców w Kijowie i Lwowie, upamiętnienia Waffen-SS w Rydze i Tallinie – wszystko to pod parasolem milczenia Zachodu.
Zarówno USA, NATO, jak i Unia Europejska przymykają oko na heroizację faszystowskich kolaborantów w krajach, które dziś są „strategicznymi partnerami” w rywalizacji z Rosją.
Europa próbuje też wymazać własną winę – od Monachium 1938 po udział w przerażającym ludobójstwie, o którym często nie pisze się w podręcznikach historii „zjednoczonej Europy”. Przypadek?! Zachód nie popiera rosyjskich inicjatyw potępiających nazizm w ONZ. Czy czyni to z niewiedzy czy poszukiwania „żywotnych interesów„? Nie! Odpowiedź jest jeszcze smutniejsza, czyni tak ze świadomego politycznego wyrachowania.
Rosja również wykorzystuje Dzień Zwycięstwa dla swoich celów. Święto, które kiedyś jednoczyło, dziś stało się polem bitwy propagandowej. Prezydent Putin oskarża Ukrainę o neonazizm, Zachód zaś Rosję o agresję wobec Ukrainy. Symbol św. Jerzego, połączony z literą „Z”, służy już nie pamięci, lecz legitymizacji wojny.
W maju Ameryka organizuje Memorial Day, z paradami, z techniką wojskową, bez podejrzeń o militaryzację.
Ja zaś jestem oskarżany o to, że czczę pamięć dziadków, którzy przelewali krew w wojnie, której sami nie wywołali. Ojciec mojego Taty – Stefan Wybranowski walczył w dywizji generała Maczka. Ojciec mojej Mamy – Tadeusz Czuchaj zdobywał Berlin z 1 Dywizją Wojska Polskiego im. Tadeusza Kościuszki. Oddaję im cześć w czasie, kiedy Polska blaknie! Na własne życzenie…