Machlowski: W „Czterech pancernych i psie” Twierdzę Kłodzko wyzwala się od Niemców. Jednak minęła ją II wojna światowa

– W 21. odcinku „Czterech pancernych i psa” Twierdza Kłodzko była częścią wyzwalanego od Niemców miasta. Jednak historia twierdzy nie jest powiązana z II wojną światową – mówi Sławomir Machlowski.

 

 

Sławomir Machlowski, kierownik Twierdzy Kłodzko, opowiada o udziale nadzorowanego przez siebie obiektu w serialu pt. „Czterej pancerni i pies”. Forteca obronna pojawiła się w 21. odcinku pt. „Dom”, w którym grała część wyzwalanego i zaminowanego przez Niemców miasta. Na pamiątkę gościnnego występu schody w zamku noszą nazwę Czterech Pancernych, a przy twierdzy stoi wypożyczony z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie czołg T-34 – serialowy Rudy. Gość Poranka zwraca w tym miejscu uwagę na fakt, że w rzeczywistości historia obiektu nie ma żadnych powiązań z II wojną światową.

Twierdza Kłodzko stała się natomiast areną innych działań zbrojnych – przypadających na drugą połowę XVIII w. wojen śląskich. W 1742 r. w wyniku pierwszej wojny śląskiej forteca oddana została w ręce Prusaków, którzy umocnili ją i rozbudowali. W czasie potyczek powstał też pomocniczy fort na Owczej Górze. Z tych powodów Machlowski zaznacza, że zabytek mówi także o chwale państwa pruskiego i obiekt powinien pokazywać związane z nim wartości wielokulturowe.

Kierownik Twierdzy Kłodzko zaprasza również na XIV Dni Twierdzy Kłodzko, które odbędą się w dniach 9-11 sierpnia. Cały program imprezy dostępny jest na stronie Twierdzy Kłodzko.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Bobołowicz: Moja rodzina w ciągu jednej nocy musiała uciekać z Kamienia Koszyrskiego. Po Niemcach mogła im zagrozić UPA

– Moja rodzina musiała uciekać z Kamienia Koszyrskiego w 1944 r., kiedy to wieś opuścili Niemcy, a nie wkroczyli jeszcze Sowieci. Wtedy mogła zagrozić im zagrozić rzeź UPA – mówi Paweł Bobołowicz.

 

 

Paweł Bobołowicz, korespondent Radia WNET na Ukrainie, kontynuuje swoją letnią trasę Ukraiński Zwiad WNET. Tym razem na redakcyjnym motorze wybrał się on do Kamienia Koszyrskiego. W latach międzywojennych miasto przechodziło z województwa wołyńskiego do poleskiego, by po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 r. znaleźć się w województwie wołyńskim w granicach tego państwa. Kamień Koszyrski położony jest 30 kilometrów od granicy z Białorusią i przepływa przez niego rzeczka Cyr.

Z miastem tym nasz korespondent związany jest osobiście – to tutaj bowiem w 1935 r. urodził się jego ojciec. Do dziś stoi tam dom rodzinny zbudowany w 1939 r., a swego czasu w samym centrum znajdował się duży hotel i restauracja Bobołowiczów. Los nie okazał się jednak dla rodziny korespondenta łaskawy – w 1944 r. musiała ona opuścić Kamień Koszyrski. Wtedy bowiem wyszli z niego Niemcy i istniało duże zagrożenie wkroczenia Ukraińskiej Powstańczej Armii, które mogło skończyć się rzezią. W związku z tym Polacy w ciągu jednej nocy opuścili miasto.

W drugiej części rozmowy Paweł Bobołowicz przeprowadził wywiad z Natalią Pas, dyrektorką Muzeum Krajoznawczego w Kamieniu Koszyrskim. Opowiada ona o średniowiecznej historii tego miasta.

#ukraińskizwiadWnet

A.K.

Mariusz Przybylski: Na Zachodzie żegluga śródlądowa zmniejszyła liczbę tirów. Jej rozwój w Polsce to konieczność

– Na Zachodzie jest zdecydowanie mniej tirów niż w Polsce, ponieważ część transportu przeszła na śródlądowe drogi wodne. Ich rozwój w Polsce to nie potrzeba, a konieczność – mówi Mariusz Przybylski.

 

 

Marek Przybylski, dyrektor oddziału Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Kędzierzynie-Koźlu, porusza temat rozwoju żeglugi śródlądowej w Polsce. Opóźnienia w tej kwestii nazywa “katastrofalnymi”. Jako przykład zaniedbania tej gałęzi transportu podaje fakt, że w 1995 r. ukończona miała zostać budowa kanału Odra-Dunaj. Ten nie powstał jednak po dziś dzień. Za winnych słabego stanu infrastruktury żeglugowej w Polsce gość Poranka uważa rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska oraz rozrośniętą biurokrację. Ta ostatnia doprowadza do tego, że etap przygotowywania i planowania jest często kilkakrotnie dłuższy od etapu realizacji.

“Tam [w krajach Europy Zachodniej – przyp. red.] rzeczywiście widać tę infrastrukturę żeglugową, jak ona dynamicznie się rozwija. Jeśli tylko zdarzy się jakaś awaria na szlaku żeglownym, momentalnie intensywnie rośnie ruch drogowy (…). Teraz na pewno już wielu widzi na Zachodzie, że tam jest zdecydowanie mniej tirów jak u nas, ponieważ część tego transportu przeszła na śródlądowe drogi wodne. To już nie jest u nas potrzeba, ale konieczność”.

Przybylski opowiada również o trudnościach w budowie portu w Kędzierzynie-Koźlu oraz o działających w tym mieście stoczniach.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Ireneusz Wiśniewski: Wyspa w Kędzierzynie-Koźlu stała się placem budowy. Remontuje się tu m.in. dwa stuletnie budynki

– Koszt rewitalizacji obiektów na wyspie w Kędzierzynie-Koźlu to 2,5 mln zł. Pieniądze te są przeznaczone na remont przystani “Szkwał” i internatu ZS Żeglugi Śródlądowej – mówi Ireneusz Wiśniewski.

 

 

Ireneusz Wiśniewski, dyrektor przystani “Szkwał”,  opowiada o trwającej rewitalizacji zarządzanego przez siebie obiektu. Jest ona częścią większego, opiewającego na kwotę 2,5 miliona złotych, projektu renowacji obiektów na wyspie w Kędzierzynie-Koźlu. Prócz przystani remont przejdą dwa zabytkowe stuletnie budynki, internat Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej i stadnina koni. Środki na ten cel pozyskane zostały z Unii Europejskiej za pośrednictwem marszałka województwa opolskiego.

Sama przystań “Szkwał” wchodzi w skład Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego, a od 1 września na mocy nowego prawa oświatowego stanie się Centrum Kształcenia Zawodowego. Przystań współpracuje ze wspomnianym już  Zespołem Szkół Żeglugi Śródlądowej, będącym jedną z dwóch placówek w Polsce kształcących marynarzy. “Szkwał” również prowadzi działalność oświatową – oferuje kształcenie w zawodach technik pojazdów samochodowych i technik mechanik.

Rewitalizacja samej przystani postępuje bardzo szybko. Powinna ona zostać oddana w czerwcu 2020 r.

Wysłuchaj całej rozmowy juz teraz!

A.K.

Szczypiński: Historycznie Racibórz to nie Polska, nie Niemcy, a głównie Śląsk. Nie ważne, do kogo ten region należy

– Postać Carla Ulitzki pokazuje, że w Raciborzu historia nie jest czarno-biała, a miasto historycznie nie jest ani Polską, ani Niemcami, a głównie Śląskiem – mówi Adrian Szczypiński.

 

 

Adrian Szczypiński, operator kamery i autor ośmiu filmów historycznych o Raciborzu, przybliża sylwetkę Carla Ulitzki – aktywnego w międzywojniu proboszcza z parafii św. Mikołaja znajdującej się w Raciborzu w dzielnicy Stara Wieś.

„To była postać niezwykła (…). Niezwykła i ciężko ją, jakby, ugryźć z dzisiejszego punktu widzenia, ponieważ z jednej strony to był ksiądz, ale i polityk. To był Niemiec, który dla Polaków nauczył się języka polskiego. To był człowiek, który kochał Racibórz, ale kochał Śląsk, ale udział Raciborza (…) widział w Rzeszy, a nie w Polsce”.

Gość Poranka zwraca uwagę na tragizm postaci duchownego. II wojna światowa sprawiła bowiem, że nie cieszył się on sympatią ani Niemców, ani Polaków. Naziści uważali go za sprzyjającego Polakom, natomiast Polacy w 1945 r. przegonili Carla Ulitzkę z Raciborza. Powodem tej decyzji był fakt, że proboszcz był Niemcem dążącym do przyłączenia miasta do Rzeszy. Sylwetka polityka jest dla Szczypińskiego dowodem na to, że historia w Raciborzu nie jest czarno-biała. Operator zaznacza przy tym, że miasto historycznie nie jest ani Polską, ani Niemcami, lecz przede wszystkim Śląskiem. Jego przynależność państwowa nie ma przy tym dla gościa Poranka większego znaczenia.

Szczypiński odnosi się także do anegdoty, według której przegrana w Raciborzu przez Jana III Sobieskiego partyjka kart przyczyniła się do jego wygranej nad Turkami pod Wiedniem w 1683 r. Opowiada ponadto o nakręconych przez siebie filmach.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Bobołowicz: Zaborcy myśleli, że we Włodzimierzu Wołyńskim ukryto polskie insygnia królewskie. Szukali ich też bolszewicy

– Zaborcy w XIX w. wysłali do Włodzimierza Wołyńskiego komisję w celu znalezienia polskich insygniów królewskich. Co ciekawe, w 1920 r. wrócili tam po nie bolszewicy – mówi Paweł Bobołowicz.

 

 

Paweł Bobołowicz, korespondent Radia WNET na Ukrainie, kontynuuje „Ukraiński zwiad WNET”, w ramach którego zwiedza to państwo na redakcyjnym motorze. Dziś zdaje on relację z Włodzimierza Wołyńskiego znajdującego się tuż przy granicy z Polską. Jest to bardzo stare miasto – pierwsza historyczna wzmianka na jego temat pochodzi z 988 r. Było ono stolicą Księstwa Włodzimierskiego – powstałego w 1154 r. na skutek podziału Księstwa Wołyńskiego księstwa ruskiego. W 1160 r. w mieście tym pojawił się Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Obiekt sakralny zbudowany został w stylu staroruskim i jest prawdopodobnie najbliżej położoną od Warszawy budowlą w tym stylu. Z Włodzimierza Wołyńskiego w 1241 r. rozpoczął się również najazd mongolski na Polskę.

W 1569 r. na mocy unii lubelskiej powołującej do życia Rzeczpospolitą Obojga Narodów miasto znalazło się w granicach Korony Królestwa Polskiego. W czasie rozbiorów Włodzimierz Wołyński wyjątkowo przeszkadzał rosyjskiemu zaborcy. Chcąc doprowadzić do wyludnienia miasta, pozamykał on znajdujące się tam szkoły. Operacja ta spełniła pokładane w niej oczekiwania, a Włodzimierz Wołyński coraz bardziej podupadał. Rosjanie sądzili ponadto, że w mieście tym znajdowały się polskie insygnia królewskie. W XIX w. do Kościoła pw. św. Anny i Joachima wysłali w tym celu nawet specjalną komisję. Kosztowności nie zostały jednak znalezione. W 1920 r. na ich poszukiwania wyruszyli także bolszewicy.

W czasach międzywojnia natomiast miasto odrodziło się i zostało stolicą powiatu włodzimierskiego. Dużą zasługę miała w tym ulokowana we Włodzimierzu Wołyńskim szkoła podchorążych i rezerwa artylerii.

#ukraińskizwiadWnet

A.K.

Janik: Ostatnie lata w wielu miastach Polski pokazały, że woda w kranie to nie oczywistość. Sytuacja ta ominęła Racibórz

– Widzimy, że w wielu miastach Polski zaczyna być ograniczane dostarczanie wody – chwilowo, godzinnie, dwugodzinnie. W Raciborzu tego niepokoju jeszcze nie ma – mówi Stanisław Janik.

 

Stanisław Janik, wiceprezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Raciborzu, opowiada o otworzeniu w tym mieście pierwszej w Polsce sieci wodociągowej. Wydarzenie to miało miejsce w 1874 r. – bezmała 20 lat wcześniej niż w Warszawie.

Gość Poranka mówi również o zaopatrywaniu Raciborza w wodę pitną. Zauważa, że gdy przyjął się do pracy w 1997 r. poziom wód gruntowych był dość wysoki, natomiast w ostatnich latach na skutek susz widać wyraźne tendencje delikatnego spadku lustra wody. Nie stanowi on jednak dla miasta zagrożenia.

„I to nas odróżnia od wielu miast Polski, gdzie ten rok i ostatnie lata ewidentnie pokazały, jak to jest ważne. Że to, co nam się wydaje, że woda musi być w kranie – niekoniecznie. Niekoniecznie – widzimy, w wielu miastach zaczyna być ograniczane dostarczanie wody. Na razie chwilowo, godzinowo, dwugodzinnie (…). U nas jeszcze tego niepokoju nie ma”.

Janik dzieli się także swoimi przemyśleniami na temat ochrony przeciwpowodziowej miasta. Chwali się ponadto, że w ciągu ostatnich 15-20 lat Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Raciborzu dokonał wielu inwestycji w zakresie uzdatniania, poboru, zabezpieczenia i ciągłości dostaw wody. Sprawiły one, że obecnie wodę można pić prosto z kranu. Na tle innych miast wyróżnia ją fakt, że nie jest ona chlorowana.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Konieczny: Nie wszyscy uczniowie szkół gastronomicznych odnajdują się w branży. Część z nich w ogóle jej nie czuje

– Jeśli młody człowiek chce pracować w gastronomii i ma powołanie, to będzie to robił. Jednak nie wszyscy uczniowie szkół gastronomicznych „czują” tę branżę – mówi Marzena Konieczny.

 

 

Beata Macura, sekretarz Urzędu Miasta Skoczów, przedstawia słuchaczom Radia WNET „kobietę, (…) która szeroko rozwija swój biznes, jest przedsiębiorcza (…), współpracuje z gminą”. Jest nią Marzena Konieczny, właścicielka sieci stołówek „MAJA”. Obecnie w jej skład wchodzą cztery lokale – dwa w Skoczowie, jeden w Ustroniu i jeden w Drogomyślu.

Gość Kuriera w samo południe porusza temat uczniów szkół gastronomicznych. Stwierdza, że jeżeli młody człowiek chce pracować w tej branży i ma do tego powołanie, to będzie to robił. W przypadku tego rodzaju placówek edukacyjnych nie jest to jednak takie oczywiste – Konieczny zaznacza, że wielu uczniów uczęszczających do szkół gastronomicznych w ogóle nie „czuje” gastronomi.

Właścicielka sieci stołówek nie ma większych problemów z prowadzoną przez siebie działalnością. Chwali w tym miejscu urząd miasta, który nazywa „przyjaznym dla ludzi”. Cieszy ją także fakt, że obsada lokali od początku ich istnienia pozostaje praktycznie niezmienna.

Więcej informacji na temat sieci stołówek „MAJA” znaleźć można tutaj. Konieczny serdecznie zaprasza do ich odwiedzenia – zwłaszcza, że cena pełnego obiadu to zaledwie 11 złotych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Juraszek: Tego projektu nie robił nikt w Polsce i Europie Środkowej. Sami musieliśmy budować szpital w Żywcu

– Po decentralizacji szpitali z 1999 r. otrzymaliśmy starą placówkę. Zamiast remontować budujemy nową. Tego typu projektu nie realizował nikt w Europie Środkowej – mówi Antoni Juraszek.

 

 

Antoni Juraszek, dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej w Żywcu, opowiada o kulisach rozpoczętej w 2006 r. budowy Szpitala Powiatowego w tym mieście. Podjęcie decyzji o jego wzniesieniu jest owocem decentralizacji służby zdrowia przeprowadzonej w 1999 r. W wyniku tego działania Żywiec otrzymał w spadku stary szpital. Wtedy to władze miasta stanęły przed wyborem – wyremontować budynek czy zbudować nowy? Ostatecznie zdecydowały się na drugą opcję.

Gość Kuriera w samo południe mniema, że nowy szpital otworzony zostanie w pierwszym kwartale przyszłego roku. Wyjaśnia przy tym, jakie czynniki wpłynęły na tak długi czas budowy. Przez trzy pierwsze lata sporządzana była bowiem dokumentacja. Następnie władze zastanawiały się, skąd pozyskać środki na inwestycję. Od początku zdawano sobie sprawę, że powiat musi opierać się na kapitale prywatnym, ponieważ sam nie ma na ten cel środków. Wybawieniem z tej sytuacji okazało się być przyjęcie pod koniec 2008 r. ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

Juraszek zwraca uwagę, że tego typu projektu nie realizował wcześniej nikt ani w Polsce, ani w Europie Środkowej. Zainteresowanie budową szpitala było ogromne – złożono aż 9 ofert.

Dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej w Żywcu ma nadzieję, że budynek ukończony zostanie w listopadzie, a następne pięć miesięcy upłynie na przeniesieniu usług ze starego do nowego szpitala.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Kwiatkowska: Produkowany w oczyszczalni w Skoczowie biogaz ogranicza koszty prądu, a tym samym cenę naszych usług

– Oczyszczalnia ścieków w Skoczowie pozyskuje własną energię z biogazu na poziomie 25-30%. Mamy nadzieję, że odsetek będzie jeszcze wyższy, bo obniża on koszty naszej pracy – mówi Anna Kwiatkowska.

 

Anna Kwiatkowska, prezes Miejskiej Spółki SKO-EKO Sp. zoo. Skoczów, opowiada o najważniejszej inwestycji w 65-letniej historii nadzorowanej przez nią spółki. Jest nią modernizacja oczyszczalni ścieków w Skoczowie, której koszt wyniósł 24 miliony złotych. Unowocześnienie objęło gospodarkę osadową wraz z odzyskiem biogazu oraz budowę kanalizacji sanitarnej w aglomeracji Skoczów. Realizację projektu zakończono w styczniu bieżącego roku.

Gość Kuriera w samo południe opowiada, w jaki sposób spółka uzyskała środki na przeprowadzenie modernizacji. Stwierdza, że nie przystąpiłaby ona do tej inwestycji gdyby nie wsparcie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Udzielił on bowiem SKO-EKO bezzwrotnej dotacji w wysokości ponad 12 milionów złotych. Kwiatkowska zaznacza, że kwota ta stanowi prawie dwuletni obrót spółki. Gość audycji określa współpracę z Funduszem, a zwłaszcza z Departamentem Ochrony Wód jako doskonałą.

Prezes Miejskiej Spółki SKO-EKO Sp. zoo. Skoczów tłumaczy również, w jaki sposób oczyszczalnia ścieków pozyskuje biogaz. Jego produkcja pozwala na zaspokojenie potrzeb energetycznych przedsiębiorstwa na poziomie 25-30%. Prowadzi to do obniżenia kosztów prądu potrzebnego do oczyszczania ścieków, a tym samym do zmniejszenia kwoty widocznej na rachunkach klientów. Kwiatkowska ma nadzieję, że udział energii pozyskiwanej z biogazu w następnych latach będzie rósł.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.