Najlepsze albumy roku 2024, w którym muzyka nie miała granic. Zestawienie Radia Wnet: miejsca 13 – 21 Tomasz Wybranowski

Czas na kolejną część zestawienia najlepszych albumów Radia WNET – oto płyty (pozycje od 13 d- 21), które zabrały nas w niezapomnianą muzyczną podróż. Wszystkie z nich gościły na antenie Radia Wnet.

Rok 2024 był wyjątkowy na muzycznej mapie Polski, pełen zaskakujących wydawnictw, które nie tylko zaspokoiły oczekiwania fanów różnych gatunków, ale również wprowadziły świeży powiew do rodzimej sceny

Hip-hop (Otsochodzi i supergrupa STRATA), rock niezależny (Happysad), a także powroty w stylu Tomasza Makowieckiego, stworzyły mozaikę, która w pełni oddaje różnorodność i siłę polskiej muzyki.

Od głębokich, intymnych brzmień (Shagreen, Hoszpital) , po mocne, energetyczne uderzenia (Quiet Sirens, Lesław i Komety) – rok 2024 był doskonały dla tych, którzy szukają prawdziwych emocji i nowatorskich rozwiązań. Czas na kolejną część zestawienia najlepszych albumów Radia WNET – oto płyty (pozycje od 13 d- 21), które zabrały nas w niezapomnianą muzyczną podróż. Wszystkie z nich gościły na antenie Radia Wnet.

Tomasz Wybranowski


Tutaj do wysłuchania program z recenzjami i opowieściami o długograjach z miejsc 13 – 21:


 

21. Pawbeats – „Dzienna”

Po sukcesie krążka „Nocna” muzyk, kompozytor i producent Marcin Pawłowski, znany jako Pawbeats wydał styczniową porą 2024 album „Dzienna”

Longplay to kolejny krajobraz jego producenckich wizji, z eklektyzmem gatunków (często zaskakujących), z paletą ponad dwudziestu gości pełna różnorodnych gości, z których wybijają się nagrania z udziałem Ewy Farny i M(iste)r(a). Polska „Hollywood”, piękny piosenkowy duet Zuzi Jabłońskiej z Piotrem Roguckim „Nie potrzebujesz mnie” czy spieranie na metafory Zeamsone’a i Palucha w jednym z singli promujących album „Rysy”.

Pawbeats jest mistrzem łączenia klasycznego pop z hip-hopem i domieszką akustycznych muzyczności. Ale potrafi zaskoczyć, jak w niezwykłym i nieoczywistym nawet jak dla niego brzmieniu w balladowym „Złap mnie” Przyłuca (najmłodszego reprezentanta QueQuality). Szlagier na lata z albumu to bez wątpienia „Mimo wszystko” z udziałem Sariusem.

No i jeszcze „Skit o Himalajach” z Jakubem Pasteckim który zawojował internet za sprawą teledysku, który został zrealizowany w Himalajach. To – można powiedzieć dosłownie i w przenośni – teledysk najwyżej położony na mapie świata, bo wyżej się nie da. Zresztą Marcin Pawłowski pasjonuje się górami i zapowiadał zdobycie sześciu szczytów Himalajów.

Niektórzy recenzenci wskazywali, że album „Dzienna” cechuje się brakiem jednolitej koncepcji, ale dla mnie to powód do zdecydowanych pochwał. wielostylowe kolaboracje, świeże brzmienie i jak zwykle mistrzowska produkcja to atuty wydawnictwa. Z zestawu 14 nagrań połowa zostanie z nami na dłużej.

20. Hoszpital – „Kowerkot”

 

„Kowerkot” to długo wyczekiwana płyta supergrupy Hoszpital. Po ośmiu latach oczekiwania otrzymaliśmy 12 nagrań, w których opowieść o znoju ciągłego zmagania się z życiem pokazuje zacność i dobroć małych, z pozoru zwykłych radości. To także wezwanie, aby wyłuskać w sobie chęć by dostrzec te dobre chwile. Przepiękną „7/8 wiosny” to pean na cześć życia i miłości.

Michał Bielawski, Adrian Borucki i Paweł Swiernalis mierzą się z walką dzieciństwa i bajkowej sielskości z nieuchronnym dominatem dorosłości. Muzycy Hoszpitala czynią to z gracją niezależnego grania z wielką falą słoneczności, która zaraża i wyzwala usmiech na twarzy. Albumu słucha się z największą przyjemnością.

Michał Bielawski, autor tekstów, intymnie i bardzo delikatnie zaprasza nas do ogrodu Hoszpital, gdzie obawa przed utratą bliskiej osoby (pastelowo smutny „Brzuch”) zbita jest z hymnem do miłości w „7/8 wiosny”…

 

/…/ gdyby to nie była zima

gdyby to nie było ciężko

gdyby to nie było trudna

jesień, zima, jesień /…/

 

Ale potem pojawia się Leśmianowa łąka i nadzieja, że każda miłość daje nam skrzydła. „7/8 wiosny” to jeden ze szlagierów minionego roku i nasz Wnetowo – radiowy częstoGraj pokryty platyną.

Kowerkot” to piosenkowe materie smutku i radości, dojrzałości i młodzieńczej niedojrzałości, słońce i księżyc, sen i bezsenność. Tej płyty należy słuchać sercem. Finał płyty to znakomite „Serce”.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z muzykami Hoszpital:

W rozmowie ze mną Michał Bielawski przyznał, że „Kowerkot” to longplay – pamiętnik, rodzaj muzycznej kozetki terapeutycznej na której trzeba się wyśpiewać o utracie złudzeń i niewinności, aby uzbrojony w kliszę pięknych chwil pójść dalej!

Najważniejszą piosenką z tego znakomitego albumu jest „Kot”. Rzecz o kocich łzach, przywiązaniu i potrzebie ciepła. I jeszcze ten niezwykły klarnet Pawła Cieślaka. Piękny album na każdą porę roku. Panowie, dziękuję!!!

„Kowerkot to kot w garnku na gazie, który ryzykuje życiem, żeby się ogrzać.” – to piękna metafora naszych zmagań z życiem.

19. Otsochodzi„TThe Grind”

 

Miłosz Stępień, znany wszem i wobec jako Otsochodzi, powrócił z albumem obok którego nie sposób przejść obojętnie. Mimo wieku mawiam, że rap / hip hop to przyszłość poezji w polskiej muzyce. Chodnikowe metafory przynoszą bowiem nie tylko diagnozę dobry współczesnej, ale przede wszystkim opis nas samych. Szczerze, bez poprawnościowego zadęcia i udawania. Jak mawiał Dr House „wszyscy kłamią”. Tym bardziej trzeba sięgnąć po ten krążek.

W rapie Otschodzi znajdziecie miłość i nienawiść, złość i uspokojenie, jak w życiu na które mamy coraz mniej czasu

Szósty album artysty „TThe Grind”, następca „Tarcho Terroru”, to płyta, która od pierwszego bitu przyciąga uwagę. Otsochodzi posiadł przepis i wiedzę jak techniczną biegłość połączyć z autentyczną, młodzieńczą, brawurową pewnością siebie. Do tego ma w sobie tę jasność świeżości, której brakuje wielu polskim raperom.

Bity są mocne, by nie powiedzieć kolumnowe. z odniesieniami do amerykańskich produkcji z wyraźnymi inspiracjami amerykańskim rapu (tutaj kłania się „diamentowy” Lil Uzi Vert), ale i z wielkim ukłonem dla polskiej klasyki stylu (szacunek do Molesty wyraźnie wyczuwalny).

Muzyki, którą wciąż poznaję (a tak jest z rapem) słucham uchem filologa – poety i sercem. W rymach – metaforach Otsochodzi dużo o odniesionych sukcesach, celach i pragnieniach, miłości i zapasach z życiem.

 

 

Jego sposób łączenia introspekcji z surowym, często brutalnym realizmem sprawia, że nawet ja (+50 utożsamiam się z jego przekazem. Tak jest w porażającym i przebojowym „Wszystko mija” z cytatem z Norbiego i zaskakującą gitarą Piotra Zegzuły. I nie jestem w stanie zdecydować co jest lepsze – bity Lohlqa (Karola Żmijewskiego) czy to jak Otsochodzi składa te linie we współczesny uliczny wiersz.

Miłosz – Otsik nie boi się eksperymentować z formą i brzmieniem, co czyni jego twórczość świeżą i pełną emocji, a jednocześnie przemyślaną pod względem artystycznym.

Są też goście (Oki, Young Igi oraz Taco Hemingway). którzy przydają płycie pieprzności i szlifu. Całość tekstowo, muzycznie i produkcyjnie dopięta na ostatni guzik.

Obok mojego ulubionego „Wszystko mija” w zestawie 16 nagrań zatrzęsienie poetycko – chodnikowych szlagierów. Otwierający „0:00” wpada w ucho od razu, „@champagnepapi” z moralizatorskim Okim warte zapętlenia w odtwarzaczu, że o zamykającymi Czarnych chmurach” z udziałem Young Igiego nie wspominając.

To jedno z najważniejszych i najlepszych produkcji hip-hopowych nie tylko 2024 roku, ale ostatnich pięciu lat.

 

18. happysad – „Pierwsza prosta”

 

Happysad – duma Skarżyska Kamiennej – w minionym roku powróciła z mocą i świetlistym optymizmem z płytą „Pierwsza Prosta”. To dobra pięciolatka dla Kuby Kawalca (przypomnę jego znakomity solowy album „Ślepota” z 2021 roku, w XXX. najważniejszych płyt podsumowania Radia Wnet) i ekipy, że przypomnę „Rekordowo letnie lato” (2019) i retrospektywny przebojowy z rarytasami „Odrzutowce i kowery” (2021).

Teraz Kuba Kawalec i happysad zabrali nas w ekscytującą podróż pełną pozytywnych emocji, nadspodziewanej energii i przemyśleń, które przypominają, że życie to nieustanna droga, z reguły kręta i bolesna, a nie chwilowy trend i tylko piękne chwile.

Ten dziewiąty album zespołu przełamał ich dotychczasowy wizerunek, kreślony kreską nostalgicznych klimatów i zmierzchu, stając się apoteozą radości i hymnem nadziei. Co mnie cieszy, na albumie „Pierwsza prosta” nie stracili swojej charakterystycznej melodyjności,  które z większą ilością słońca i radości łączą w sobie zarówno łagodne, akustyczne brzmienia, jak i energetyczne gitarowe riffy.

Tytułowy utwór otwierający cały album spokojnie wprowadza w atmosferę, aby z każdą chwilą windować eksplozję entuzjazmu i emanację „Élan vital” (z francuskiego „życiowy impet” lub „życiowa siła”).

Kochaj sobie kogo chcesz (był to pierwszy singel) w rockowym anturażu przegania smutek rozstań, zaś Kolory podpowiadają wybór własnej drogi bez porad tych, co z boku i „wiedzą lepiej”. Piosenki Żar” Zostań” przynoszą kontaminację wybuchowej energii z refleksją i przemile smakującą ideą, że warto po prostu być bez zmian, presji i spełniania oczekiwań innych.

Wymienię jeszcze balladęTęskno”, która przypomina, że plątanina dni i nocy to mozaika radości, smutków z towarzyszącą nam wiecznie parą – Panią Zawiłość – Pułapka i Panem Rozterką wyborów.

Rockowo niezależni, choć piosenkowi Happysad albumem Pierwsza Prosta pokazują, że indie rockpop rock mają się w Polsce znakomicie, zaś oni – muzycy są gotowi pokazać, że nawet po dwudziestu latach można opowiadać nowe, wciągające historie – proste, ale pełne znaczenia.

 

A teraz nadchodzi czas na opowieść o trzecim krążku Shagreen „Almost Gone” . To dzieło wybitne w swojej emocjonalnej szczerości i artystycznej dojrzałości. Shagreen niczym poetka baroku, w duchu trenu lub elegii, odważnie stawia pytania o sens straty, żalu i pogodzenia się z nieuniknionym. Jednocześnie oferuje ścieżkę wyjścia – drogę ku akceptacji i nowemu życiu. 

 

Shagreen – Natalia Gadzina – Grochowska. Fot. Amadeusz Andrzejewski

O albumie napisałem i powiedziałem już niemal wszystko.

/…/

Natalia Gadzina – Grochowska, która ukryła się pod pseudonimem Shagreen (polecam lekturę poczciwego Honoriusza Balzaka), nie wyrasta a jest już pierwszą damą polskiej sceny dark wave – industrial z pięknym (bo zmierzchowym) tchnieniem trip hopu i gotyckości. Beth Gibbons czy Tracey Thorn mogą i pewnie już czują Jej oddech. Bo ten album powinien pojawić się na rynku zagranicznym jak najszybciej i to nie tylko dlatego, że Shagreen śpiewa w języku autora „Pieśni Osjana”. /…./ Pełną recenzję przeczytasz tutaj: Spotkanie z Shagreen. Album „Almost Gone” kandydatem do miana „płyty roku 2024” – poleca Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Natalią – Shagreen:

 

17. Shagreen – „Almost Gone”

 

16. Wojtek Mazolewski Quintet „Beautiful People”

Skrzący się jazzem i pięknym kontrabasem album „Beautiful People” Wojtka Mazolewskiego to duchowa podróż w świat współczesnego jazzu, głęboko zakorzenionego w tożsamości WMQ, przy jednoczesnym zachowaniu muzycznych korzeni, ale w innych tonacjach i barwach harmonii.

Wojtek Mazolewski, jako lider zespołu i kontrabasista, od lat łączy ze swoimi utytułowanymi muzykami tradycyjny jazz z elementami swoich refleksji na temat muzyki, czasu i życia. Ta mozaika pachnie mi starymi, dobrymi polskimi filmami z czarno – białym obrazem, momentem gdy odkrywałem Komedę i Stańkę. Ta emocjonalna mozaika zaskakuje zabawą z rytmem, a zarazem hipnotyzujące brzmieniem saksofonu Piotra Chęckiego i trąbką Oscara Toraka. To przede wszystkim ich zasługa, że uruchamia się wyobraźnia i marzenia. 

Kompozycje takie jak Purple Space (miraże pustynne przed wieczorem), Live Spirit inwokacja do epopei życiowej energii bez skrępowania w muzyce i opoka tej płyty „New Energy, z zapadającym w pamięć saksofonem Piotra Chęckiego to najmocniejsze momenty tego longplaya.

Wojtek Mazolewski w jednym z wywiadów przed premierą płyty powiedział:

Beautiful People to dla nas nowe otwarcie. Po wielu koncertach, które zagraliśmy wspólnie, weszliśmy do studia i uchwyciliśmy tam nasze emocje, to, co czuliśmy, nasze podejście do życia i świata. Każdy utwór na albumie odzwierciedla nasze doświadczenia, ale przede wszystkim energię, która nas połączyła jako zespół.”

Gilles Peterson z radia BBC wyraził wielkie uznanie dla twórczości Mazolewskiego, mówiąc:

„Love Wojtek’s jazz lens… a leading light … bringing Polish jazz back into the limelight!” / „Uwielbiam jazzowe spojrzenie Wojtka… jest wiodącą postacią… przywracającą polski jazz na światło reflektorów!”

Album przywraca wiarę w subtelności ducha, moc wspomnień i siły brzmieniowych kalek przeszłości, które zawiera muzyka: Wojtka Mazolewskiego (kontrabas), Marcela Balinskiego (piano), Piotra Chęckiego (saksofon), Oscara Toroka (trąbka) i Tymka Papiora (perkusja).

15. Strata – „Subaru”

 

Znakomitymi produkcjami rap / hip – hop obrodził w Polsce rok 2024. To kolejny przykład, który mogę określić, jako osoba +50, która uczy się estetyki hip hopu, jako pełny różnorodności, niejednorodny i eksperymentalny krążek w ramie wielkiej bezkompromisowości i muzycznych granic.

Na „15” projekt niezwykły skryty pod nazwą STRATA. To efekt twórczych działań trzech artystów wywodzących się z różnych odłamów i gatunkowości hip-hopu W rolach głównych Hades, Kosi (JWP) producenta 2k88.

Nagrania z „Subaru” przenikają muzyczne kosmosy, gdzie napotkamy hip – balladowe zwroty z autotune’em, klasyczną rap – chodnikową nawijkę z tekstami, które kładą na łopatki nagradzanych przez mainstream poetów, wreszcie często eksperymentalne, basowe poszumy. Produkcja mistrzowska 2k88. Chwilę o nim.

 

2k88, właściwie Przemysław Jankowiak, zyskał zasłużony rozgłos dzięki wszechstronności i unikalnemu podejściu do kordu tworzenia muzyki.  Niczym wprawny witrażysta wtapia w wielkie dzieło hip-hop,dubstep, drum & bass z domieszką ambientowych przestrzeni czy muzyki jamajskiej.

Przemek 2k88 mistrz Jankowiak, tak mawiam o nim od czasu, gdy usłyszałem „Sadzę” Moniki Brodki, którą produkował.

Na „Subaru” od razu wyróżnia się przestrzenny (Batman), trapowa „Klatki po klubowy „Kwit”. Dla mnie opisem mistrzowskim całego albumu jest nagranie „Radary”. Materiał jest surowy, dynamiczny i emocjonalnie intensywny, a metafory odważne, chodnikowe i szczere… Nikt nie powie wprost bez ogródek o Tobie i świecie, ale i sobie co artysta hip hopowy w Polsce

STRATA to dzieło, które unika kompromisów i jeńców nie bierze. Słowa samego 2k88, który poproszony został o opowieść o płycie, mówią same za siebie:

To płyta śmietnik myśli, uliczna i brudna do bólu”.


 

Quiet Sirence z albumem "The Story of No Reverse" zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem. Tomasz Wybranowski

Teraz przechodzę do formacji Quiet Sirens i ich magicznej opowieści z bezpowrotności. Album „The Story of No Reverse” był długograjem listopada Radia Wnet.  O tej płycie napisałem m.in.:

/…/Quiet Sirence z albumem „The Story of No Reverse” zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem./…/

Tutaj do przeczytania cała recenzja: Quiet Sirens! Nazywam ich muzykę cross art rockiem!”

 

image description

14. Quiet Sirens – „Story of No Reverse”

Tutaj do wysłuchania rozmowa z muzykami Quiet Sirens:

 

 

13. Komety – „Ostatnie okrążenie”

Lesław znowu z Kometami powrócił na ziemski i polski nieboskłon. Długograj „Ostatnie okrążenie” to znakomity powrót do rockowych korzeni, szlagierowości formacji z totalną zwięzłością.

12 nagrań i ledwie 25 minut z sekundami, więc Lesław z kompanią serwuje nam szybką podróż prezentując na krótkich przystankach wszystko, co w rockowym graniu najważniejsze z nutą wspomnień klasycznych gitarowych brzmień.

Otwierająca album Ludzka istota poraża basowym transem i bajkowo zadziwia dźwiękiem ksylofonu. „Ktoś” to muzyczna rocko-polifonika ze skrzypcami i fletem, zaś „Paul Weller” to dla mnie jeden z klasyków roku 2024. Galopująca melodia i stadionowy Lesław, który zdaje się przeniósł nas (i siebie) na przełom lat 90. i XXI wieku. Bajecznie!

Zamykający album Pierwsze ostrzeżenie” rockowo zostawia chęć na więcej, bo refren zostaje na dłużej w uchu i dźwięczy w głowie. Lesław i Komety nie zatrzymują się i z żelazną konsekwencją strzegą swojego stylu. I nie przeszkadza mi fakt, że brzmią jak Komety sprzed lat! W ich przypadku to walor a nie zarzut! Są swoi, autentyczni a powoli poszerzają krąg słuchaczy o młodsze pokolenia.

 

Obecny skład zespołu Komety to Lesław Strybel – wokal, gitara (lider i założyciel zespołu), Wojciech Traczyk – gitara basowaHubert Gajewski – perkusja. 

CIĄG DALSZY NASTĄPI W OPOWIEŚCIACH O PIERWSZEJ „12” ALBUMÓW ROKU 2024 RADIA WNET – Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 22 – 29:

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 30 – 40:

 

Tutaj do wysłuchania programy z albumami od miejsc 41 – 50:

 

 

Trzecia dziesiątka najlepszych albumów 2024 roku Radia Wnet. Od Coals, Mary po SOUNDSCAPE – część 3 Tomasz Wybranowski

NAJLEPSZE ALBUMY ROKU 2024 W OPINII RADIA WNET

Nadszedł czas, by przyjrzeć się trzeciej dziesiątce najbardziej niezwykłych polskich albumów, które wyróżniły się w 2024 roku.

 Po wspomnieniu albumu, który otworzył naszą podróż – Sanatorium Coals, a także takich artystów jak Tomasz Makowiecki, Matylda / Łukasiewicz, czy Skubas, przechodzimy do kolejnych fascynujących projektów.

W tej części zestawienia na uwagę zasługują zarówno muzycy poszukujący nowych brzmień, jak i ci, którzy wciąż z pasją eksplorują polską tradycję i współczesną muzyczną scenę. Wśród nich znajdziemy takich artystów jak Brodka, Mary, SOUNDSCAPE, a także Narrenturm, którzy wprowadzają nas w coraz głębsze rejony muzycznej eksperymentacji, zachwycając swoją oryginalnością i emocjonalnym ładunkiem. Przygotujcie się na kolejną porcję niezwykłych, Made in Polska brzmień!

Tomasz Wybranowski 


Tutaj do wysłuchania program z opowieściami o albumach z III dziesiątki najważniejszych wydawnictw 2024:


 

 

30. Coals – „Sanatorium”

Duet Kacha (Katarzyna Kowalczyk) i Lucassi (Łukasz Rozmysłowski), po dwóch latach przerwy wydali nowy, już trzeci album „Sanatorium”, który zawiera 14 onirycznych piosenek.  Coals zyskał popularność dzięki swojemu charakterystycznemu stylowi, łączącemu elektronikę z alternatywnym popem.

Zespół eksperymentuje z różnymi konwencjami muzycznymi, rytmami i wokalnymi szatami, tworząc mieszankę nostalgii, niepokoju i nadziei.

 

29. Tomasz Makowiecki – „Bailando”

 

Tomasz Makowiecki, po 11 latach przerwy, powrócił z nowym albumem „Bailando”. Longplay spotkał się z gorącym odbiorem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. Ja sam z niecierpliwością czekałem na tę premierę! Tomek łącząc elementy znane z jego dotychczasowej twórczości z nowatorskimi rozwiązaniami kompozycyjnymi i piosenkowym pięknym pejzażem umacnia swoją niezachwianą pozycję na scenie. „Bailando” ukazuje dojrzałość artysty i jego narracyjny rozmach.

Tomasz Makowiecki, który zyskał popularność po udziale w programie „Idol”, przez lata rozwijał swoją karierę, wydając takie albumy jak „Makowiecki Band” (2003), „Piosenki na nie” (2005), oraz współpracując z Myslovitz. Po kilku latach przerwy w 2013 roku wydał album „Moizm”. Po ponad dekadzie zaskoczył słuchaczy znakomitym „Bailando”.

W wywiadzie Makowiecki przyznał, że w pewnym momencie rozważał zakończenie kariery muzycznej, ale ostatecznie postanowił kontynuować twórczość, zrozumiawszy, jak ważna jest dla niego muzyka i jak wielkie ma wsparcie od fanów.

Nostalgiczny utwór „I co?” otwiera nową płytę Tomasza Makowieckiego i od razu wprowadza nas w elektro popowy klimat, którego ciepłota nie jest zbyt radosna, ani zbyt smutna. Więcej słońca dostajemy w „Bardziej niż zwykle”, gdzie pojawia się saksofon. 80’ove brzmienia przenikają do synth popowej materii z domieszką zmierzchu „Warszawy Wschodniej„.

Urzeka świetlista i przestrzenna piosenka „Gary Hell”, która w chłodzie interpretacji pokazuje moc Makowieckiego – poety.

 

Na albumie Tomek Makowiecki zaprosił gości. W tym gronie m.in. Katarzyna Nosowska. Ale mnie zachwyciła Julia Wieniawa, która w delikatnym, bardzo kameralnym utworze „Na paluszkach”, kontrastując z głosem Tomka przydała uroku tej piosence. W finale electro „Słońce nie przestaje świecić w nocy” i optymistyczne „Wiem, że to nie koniec”.

„Bailando” to płyta, która płynie w równym tempie, osadzona na popowych podkładach w różnych nastrojach i metrum. „Bailando” może zwiastować taneczny klimat, ale niech to Was nie zwiedzie! Ta płyta to bardziej smutek i tęsknota za utraconymi chwilami z przeszłości, za dniami pełnymi emocji i beztroski.

Owa, nieco gorzka, baza nostalgii, która tworzy fundament każdej piosenki czyni album „Bailando” zjawiskowym i wyjątkowym.

„Bailando” więc to nie tylko powrót artysty, ale i wyjątkowa opowieść muzyczna, która wciąga słuchacza w emocjonalną podróż. Po prostu znakomity pop – jak dawniej, jak drzewiej!

Odzyskaliśmy Wielkiego Artystę. Strefa muzyczności Made In Polska poszerza się o kolejną niezwykłą przestrzeń. Tomku z mojej strony autentyczna wdzięczność, zachwyt i nadzieja na więcej!

 

28. Matylda / Łukasiewicz – „Matka”

 

Projekt Radka Łukasiewicz i Matyldy Damięckiej muszę zestawić z supergrupą Polskie Znaki i albumem „Rzeczy ostatnie”. Dlaczego? Bowiem na debiutanckim krążku „Matka” refleksja nad współczesnym światem i tożsamością z eschatologią dominuje. Przeraża, zachwyca i godzi człowieka – słuchacza z tym, co nieuniknione.

Zarówno album Rzeczy ostatnie, jak i Matka” są głęboko osadzone w analizie emocji i społecznych schematów. W Matce” Matylda i Radek poruszakwestie związane z rolami płci i społecznymi oczekiwaniami wobec kobiet i mężczyzn, kiedy w „Rzeczach ostatnich” z kolei słuchacz staje przed pytaniem o naszą rolę w świecie, pełnym niepokoju i zagubienia.

W obu przypadkach chodzi o wyjście poza schematy, przełamywanie tabu i akceptację inności.

„Matka” to album, który w sposób odważny i szczery bada tematykę społeczną, w tym licznych stereotypów. Piosenka tytułowa niesie ze sobą silne przesłanie o rozczarowaniu i buncie. Na płycie autentyczność wyraża się także poprzez emocjonalność i szczerość wokali Matyldy Damięckiej, które czasami nie są technicznie doskonałe, ale pełne prawdy i głębi.

 

„Zbiorowa terapia to kluczowe słowa, jak mówią oboje twórcy Matylda i Radek – odnoszą się do procesu tworzenia tego albumu. Łukasiewicz podkreśla, że ich muzyka ma na celu otwarcie emocji słuchaczy i pokazanie, że nie są oni sami w swoich przeżyciach.

Album warty nie tylko słuchania, ale i posiadania na własność, aby wracać do niego w chwilach, kiedy nasze egzystencjalne wątpliwości egoistycznie wpychają nas na piedestał cierpienia świata, kiedy – tak naprawdę – inni przeżywają to samo… Także samotnie…

 

 

27. Skubas – „W ogień”

 

Album „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, wydany po kilkuletniej przerwie, to projekt pełen emocji i refleksji nad miłością, życiem i relacjami. Skubas, choć nie jest debiutantem, wciąż potrafi zaskoczyć świeżością i autentycznością.  Płyta ukazuje różne oblicza i konteksty ognia – zarówno niszczycielskiego żywiołu, ale i pożądanego symbolu pragnienie. Skubas porusza tematy miłości do miejsc, samego siebie, utraconej i oczekiwanej miłości, a także miłości ojca do syna.

Minęło już trochę czasu od kiedy w 2012 roku Skubas z zadumą nucił „Linoskoczka”, a potem w gitarowej prostocie wyznawał przeszywająco szczerze „Nie mam dla ciebie miłości”. Jego nowy album W ogień odzwierciedla skrajne twarze żywiołu, który bywa niszczycielski trawiąc wszystko na swojej drodze, a jednocześnie ogrzewa stając się symbolem pożądania.

Płonienie są nieprzewidywalne, palą się nierówno tak jak czwarte wydawnictwo Radka Skubaja.

Na longplayu „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, mimo wieloletniego doświadczenia artysty, zaskakuje świeżością i młodzieńczą autentycznością, choć zdobiona ranami czasu. Jego teksty, pełne emocji i życiowej mądrości, unikają moralizatorstwa, a album odznacza się dojrzałością i odwagą. Muzycznie wydawnictwo łączy folk, blues, rock oraz elektronikę, a momenty euforyczne przeplatają się z bardziej balladowymi, co odzwierciedla zmienność życia.

Słów kilka o gościach. W tym gronie Krzysztof Zalewski, Kasia Sienkiewicz i Dawid Tyszkowski, którzy wnieśli świeżość i dobrze zakomponowali się z wizją autora.

„W ogień” to tropy wiodące od miłości do miejsc kochanych i siebie, przez utraconą i oczekiwaną miłość, aż po topos miłości ojca do syna. „Wracam do domu”, przypomina pióro i sznyt Wojciecha Młynarskiego, przejmujące „Co tylko chcesz” czy wyznanie „Jedyny syn” to ozdoby płyty.

Album „W ogień” to przykład – jak mawiam – „heroizm na dzisiejsze czasy”, w którym Skubas odważa się zmierzyć z żywiołem ognia, starając się go okiełznać, nie tracąc przy tym swojej autentyczności.

 

 

26. Joanna Wojtkiewicz i Mateusz Kaszuba – „Komeda – „Romanse” EP-ka

 

Album Komeda: Romanse autorstwa Joanny Wojtkiewicz i Mateusza Kaszuby to subtelna reinterpretacja mniej znanych kompozycji Krzysztofa Komedy, jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów jazzowych.

Ten intymny, a chwilami oniryczny mini album powstał z chęci oddania intymnego charakteru tych utworów, przy minimalnym składzie. Tylko fortepian i głos tworzą ten melancholijny i liryczny zarazem landszaft.

Joanna Wojtkiewicz, wokalistka o silnej ekspresji, oraz Mateusz Kaszuba, pianista jazzowy, interpretują piosenki Komedy w sposób prosty, ale głęboki, zachowując ich emocjonalny ładunek.

W swoim jazzowym debiucie dwójka młodych artystów uchwyciła esencję kompozycji wielkiego Komedy, bez potrzeby by chwytać się przebojowości. Są wielcy, bowiem skoncentrowali się na atmosferze, nastroju i subtelnych brzmieniach.

Głos Joanny Wojtkiewicz znakomicie współgra z wirtuozerskim fortepianem Mateusza Kaszuby, a to tworzy spójną całość. To niezwykle udany projekt, który łączy klasyczne kompozycje z nowoczesnym podejściem do jazzu. Czekam na duży krążek w 2025 roku.

 

25. Brodka – „Wawa”

 

Powstanie Warszawskie inspiruje nowe pokolenia polskich artystów i muzyków. Miniony rok przyniósł znakomity krążek „WAWA”, album sygnowany przez Monikę Brodkę. Wydawnictwo jest wyjątkowym projektem upamiętniającym 80. rocznicę Powstania Warszawskiego. Album, który zaskakuje zróżnicowaniem dźwięków i metafor, gdzie Monika Brodka jest tak naprawdę przewodnikiem niż główną postacią płyty. „WAWA” łączy w sobie potoczyście wizje przeszłości z teraźniejszością muzyczną w alternatywnych i jazzowych kontekstach i nawiązaniach.

Monika Brodka oddaje głos różno stylowej muzyce, gościom i samej Warszawie. To nie tylko muzyczny hołd dla stolicy Polski i opowieść o jej skomplikowanej historii, ale przede wszystkim przyczynek do odpowiedzi na pytanie „Kim Warszawa jest dla nas, współczesnych”.

Płyta zadowoli największych muzycznych malkontentów. Poraża różnorodnością gatunków, bo oprócz pop, rocka jest i punkowe granie, oraz jazzowe elementy. Jest Wojna!z repertuaru Brygady Kryzys w brawurowej wersji WaluśKraksaKryzys a obok interpretacja Moniki Brodki Spotkania z Warszawą” z repertuaru królowej polskiej piosenki Ireny Santor.

Mnie zachwyciły instrumentalne nagrania jazzowych Wrocławian z EABS, którzy wyczarowali swoją wersję „Snu o Warszawie” Czesława Niemena czy psychodeliczna i jeszcze mroczniejsza wersja „Warszawy” Davida Bowie w wykonaniu zespołu Księżyc z udziałem Brodki.

Znajdziemy też odrobinę rapu z energetycznym Hadesem („Moja droga”) i wspaniały, eksperymentalny Hejnał Warszawski” w wykonaniu Marcina Maseckiego i Sama Gendela.

Długograj jest wielowymiarowym dziełem wymagającym uwagi, który z każdą odsłoną przynosi nowe emocje i znaczenia. To rodzaj muzycznej wędrówki przez tożsamość, historię i symboliczność Warszawy. „WAWA” to nadzwyczajny koncept – album, który wciąga słuchacza w sieć subtelnej refleksji nad historią, współczesnością i przyszłością stolicy.

 

24. Mary – „Widy styczniowe”

 

Mary – muzyczna podróż w głąb polskiej tradycji i mrocznych legend

Kibicuję grupie Mary od momentu, kiedy usłyszałem ich debiutancką EP-kę „Mary”. Zespół założony przez Oskara Gowina i Jakuba Regulskiego to powiew świeżości na polskiej scenie muzycznej. Ich twórczość to unikalna mieszanka black metalu, hardcore’a i punka, podana w charakterystycznym dla Mar (zwidów somnambulicznych, albo przyrządu na które kładziemy truchła) , polskim stylu, gdzie pobrzmiewają słowiańskie echa.

Najnowszy album zespołu „Widy styczniowe”, to dzieło, które śmiało można przyrównać do przełomowego debiutu Lao Che „Gusła”. Muzyczna podróż w przeszłość, wypełniona ludowymi odniesieniami i atmosferą m.in. mojej ukochanej Zamojszczyzny, oferuje coś więcej niż tylko muzykę – to pełnoprawna opowieść, zakorzeniona w polskiej kulturze i tradycji.

 

„Czartowe Pole” – serce płyty

Jednym z najważniejszych punktów albumu jest trzeci singiel, Czartowe Pole. Utwór ten to nie tylko muzyczna perła, ale także fundament całej płyty. Opowiada on o legendzie z Roztocza – o przeklętej karczmie, która zapadła się pod ziemię, oraz o skrzypku zmuszonym przez diabły do wiecznej gry. Ta opowieść, bogata w mroczne metafory, sięga korzeniami polskiej tradycji i ludowych podań. Co więcej, tekst utworu inspirowany jest wierszem Bolesława LeśmianaKarczma”, co dodaje mu literackiego sznytu i głębi.

Nie sposób pominąć gościnnego występu Tuji Szmaragd, charyzmatycznej wokalistki zespołu Wij, która swoimi wokalami nadała temu utworowi mistycznego charakteru. Muzycznie kompozycja nawiązuje do ludowych melodii, które polscy romantycy wynieśli na piedestał, a w interpretacji Mary zyskują nowoczesny, choć surowy wydźwięk.

Mary – archetypiczny głos polskiej wsi i jej mroczne oblicze z rebelią w tle

Mary to zespół, który śmiało sięga po tematykę polskiej wsi, jej tradycji, legend i wierzeń. Gusła, przesądy, a także historie morderstw, głodu i rebelii – wszystko to składa się na niepokojącą, ale fascynującą narrację albumu. Wiele utworów opowiada o sielskiej wsi, jednak ukazanej w jej brutalnym, XIX- i XX-wiecznym wydaniu. Przykładem tego jest kawałek „Wyzwolenie kosiarza”, traktujący o buncie chłopów przeciw wyższym klasom.

Pod tym względem Widy styczniowe przypominają album „Murder Ballads” Nicka Cave’a – Mary opowiadają mroczne historie, które jednocześnie przerażają i fascynują. Każdy utwór to osobna opowieść, której korzenie tkwią w polskiej historii i kulturze. Wspólnym mianownikiem jest jednak zawsze wieś – miejsce magii, przesądów i dramatycznych wydarzeń, ale – to warto podkreślić – jako tło i punkt wyjścia ku współczesnym refleksjom.

Siłą Mary jest ich kolektywna pasja i umiejętność łączenia różnych światów. Trzon zespołu stanowią Oskar Gowin i Jakub Regulski. 

Mary to grupa, która śmiało czerpie z polskiej kultury i historii, tworząc muzykę świeżą, autentyczną i poruszającą. Widy styczniowe to album, który warto przesłuchać w całości, by w pełni docenić jego literacki i muzyczny wymiar. To hołd dla polskiej wsi – jej piękna, tradycji, ale i mrocznych tajemnic. Polecam z całego serca – zarówno miłośnikom metalu, jak i wszystkim tym, którzy pragną zanurzyć się w klimacie polskiego folkloru.

 

23. Narrenturm – „Modern Tribal Music”

 

Dwa lata dzieli albumy „Northern Lights” od wydanego w maju 2024 „Modern Tribal Music”. I powiem krótko: znowu wielkie oczarowanie i ekscytacja słuchania! Na longplayu rozbrzmiewają świeże, intrygujące nagrania, będące odważną mieszanką różnych światów muzycznych. Metalizujące i gęste riffy tętnią energią, tworząc solidną bazę, która jednocześnie otwiera przestrzeń dla zaskakujących, różnorodnych wpływów. Progresywne struktury rozwijają się tu z finezją, prowadząc słuchacza przez meandry dynamicznych zmian tempa i nastroju, niczym podróż przez emocjonalne pejzaże.

I to pierwsze moje skojarzenie, impresyjna wizja po pierwszym przesłuchania. „Modern Tribal Music” płytą pejzażową z różnych zakątków świata, stref czasowych i klimatów. 

Nie brak tu również nawiązań do zimnej, hipnotycznej estetyki – kryształki zimno falowego dron metalu wypełniają powietrze ciężkim, niemal mglistym brzmieniem, budując klimat pełen napięcia i melancholii. Te dźwięki zdają się być jak echo industrialnych przestrzeni, w których surowość i mrok stają się formą artystycznego wyrazu.

Płyta jest jak żywy organizm – zmienia się, pulsuje, raz prowadzi ku eksplozji gitarowej furii, by za chwilę uspokoić słuchacza onirycznym pasażem dźwięków, które zdają się zatracać czas. To dzieło stworzone z myślą o tych, którzy cenią zarówno techniczne mistrzostwo, jak i emocjonalną głębię, wyznaczając nowe granice w symbiozie różnych gatunków muzycznych. Ale po kolei redaktorze Wybranie!

„Wieża wariatów, szaleńców”, bo tak można z języka Goethego tłumaczyć nazwę Narrenturn, działa od 2007 roku i jest jednym z niewielu grup, które nie boją się eksperymentować z eklektyzmem muzycznym tworząc jakościowo nowe pejzaże dźwięków bez stawania się epigonami wielkich marek.

Znajdziemy to w znakomitym wydaniu i na albumie „Modern Tribal Music”. Płytę otwiera prawdziwy strzał, mroczny Under The Stars, który rozwija się w potok energii For Reasons Unknown”. Rozkoszą dla metalowych uszu jest doom-metalowy

Vagabond, który zawiesistością dźwięków i melodyką przywołuje legendarne Black Sabbath i Type O Negative.

 

Nie wiem, czy czytali pozycje o muzyce filozofa Rogera Scrutona, ale – co mnie cieszy – Narrenturm śmiało eksperymentuje z rytmem, oferując słuchaczom intensywne muzyczne doświadczenie a nie powtarzalną często kalkę brzmień i przewidywalności. Jako przykłąd podam transowy Death Dance i refleksyjny, co nie znaczy balladowy I Bid You Farewell.

Nazwa nawiązującą do „wieży wariatów” odzwierciedla ich nieszablonowe, nowatorskie i czasem (dla niektórych) kontrowersyjne podejście do tworzenia. „Modern Tribal Music” to esencja ich unikalnego stylu, który trudno jednoznacznie sklasyfikować, co jako dziennikarz muzyczny uwielbiam.

W Narrenturm usłyszycie zdolnych muzyków, którzy pokazują siłę polskiej muzyki: Methuselah (elektrofony, śpiew), Juchniewicz PG (perkusja i chórki), Maciej Pandzioch (gitara, głos), Grzegorz Bajdała (akustyczności na żywo), Ivar (gitara) i Igor John (bas).

 

22. SOUNDSCAPE – „Revival”

 

Formacja Soundscape powróciła po dekadzie z wielką klasą z minionym roku z najnowszym materiałem. Na EP-ce „Revival” znajdziemy cztery utwory. Być może ktoś  zadziwi się i spyta: po co nagradzać krótkie EP-ki zamiast pełnowymiarowych płyt? Ja odwiecznie mawiam: Nie ilość, nie rozpraszające blichtry okładek i wydań, ale muzyczna jakość się jedynie liczy!

SOUDSCAPE A.D. 2024 skręcił z torów monumentalnych, ciężkich niczym ołowiane chmury nad Wyspami prog – metalizujących dźwięków znanych z debiutu fonograficznego „Synæsthesia Deluxe” (2014) i obrali podróż w kierunków stacji: modern prog rock z odrobiną baśniowego cinamatic rock i smart rocka.

I powiem, że zmiana podróży wyszła zespołowi na dobrem ku uciesze fanów, której grupie przybywa!

 

Już otwierający EP-kę nagranie „Shooting Stars” przynosi nam melodię, radiową szlagierowość i porywającą gitarową solówką, która idealnie balansuje między biegłą, techniczną wirtuozerią a emocjonalnym wyrazem. Ta kompozycja powinna być radiową wizytówką zespołu, do czego kolegów z innych rozgłośni zachęcam.  

„Scattered”/ „Rozproszony” („Rozwiany”) jest delikatną i pełną refleksji balladą, która łagodzi tempo. Jej gorzkie, społeczne przesłanie przenika przez subtelne linie wokalne i oszczędne aranżacje, tworząc melancholijną, ale zarazem niepokojącą, nieco dystopijną atmosferę.

Centralnym punktem wydawnictwa jest bez wątpienia „Kill You Thousand Times”, prawie dziesięciominutowa, epicka kompozycja, która zachwyca bogactwem dynamicznych zmian tempa i ciężkich gitarowych riffów. W niektórych momentach utwór wywołuje skojarzenia z twórczością Iron Maiden (i to nie żaden żart) Porcupine Tree, dzięki umiejętnemu połączeniu progresywnej złożoności z mocnym, emocjonalnym ładunkiem. Instrumentalne partie przeplatają się z klimatycznymi przestojami, tworząc napięcie i dramaturgię, która nie pozwala się oderwać aż do samego końca.

EP-kę zamyka „The Diary” utwór o nostalgicznej melodii, wyraźnie ciążący ku klasycznym brzmieniom legendarnych Talk Talk i Simple Minds, podany jest w nowoczesnej, bardziej nastrojowej formie. Porywający tekst porusza tematy pamięci i utraty, wzmacniając emocjonalny wydźwięk kompozycji. Kulminacją jest przepiękne solo gitarowe Krzysztofa Siryka– pełne uczucia, ale i technicznej precyzji – które zostawia słuchacza z nutą refleksji, zamykając wydawnictwo w wyjątkowo poruszający sposób. Myślałem, że tylko Szymon Brzeziński (ex – Abraxas) potrafi gitarowo dać tyle emocji, ale Krzysztof Siryk też jest zmierzchowym magiem sześciu strun.

Krytycy zgodnie podkreślają zarówno dojrzałość, jak i świeżość, jakie niesie ze sobą „Revival”. Materiał wyróżnia się spójnością i nowoczesnym podejściem do progresywnego rocka, co doskonale wpisuje się w aktualne trendy gatunku. Album zdaje się świadomie nawiązywać do klasycznych korzeni, jednocześnie eksplorując nowe kierunki, co nadaje mu wyjątkowego charakteru.

Ja dorzucę, że na wyraźnej transformacji stylistycznej SOUNDSCAPE skorzystali, ale wygranymi jesteśmy my! – słuchacze. Bowiem odrodzenie w zupełnie nowej formie dowodzi artystycznej elastyczności i zdolności do redefinicji własnego brzmienia, aby ruszyć dalej. Dodatkowym atutem „Revival” jest dbałość o detale (od aranżacji, przez brzmienie, aż po koncepcyjne podejście do kompozycji). Widać wkład pracy i czuć pogłosy wielu twórczych burz.

Całość wydaje się być poprowadzona z pełną świadomością i precyzją, co czyni album dopracowanym w każdym aspekcie. I jest to dzieło, które nie tylko pozytywnie zaskakuje, ale przede wszystkim angażuje słuchacza i pozostawia na nim trwałe wrażenie.

EP-ka Revival” to nie tylko reaktywacja i metamorfoza zespołu, ale także zapowiedź nowego rozdziału w ich twórczości na który czekam! Dodam, że EP-ka została wydana przez Lynx Music i jest do kupienia w dystrybucji Rock Serwis (tutaj kliknij link) – kup „Revival”

Ekipę SOUNDSCAPE tworzą: Krzysztof Siryk (gitary), Przemysław Zubowicz (śpiew, glos), Mariusz Bieniasz (perkusja) i Tomasz Marmol (gitara basowa). 

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI, O CZYM INFORMUJE OPOWIADAJĄCY O ALBUMACH ROKU 2024 TOMASZ WYBRANOWSKI

Tutaj do wysłuchania program o albumach z miejsc 30 – 40:

Tutaj do wysłuchania audycja o albumach z miejsc 41 – 50:

 

RADIO WNET – MUZYKA WARTA SŁUCHANIA