Polskie albumy muzyczne, które zdefiniowały brzmienie roku 2024. Złota „12” Radia Wnet – Tomasz Wybranowski

Rok 2024 zapisał się na kartach historii jako wyjątkowy czas dla polskiej sceny muzycznej.

W kalejdoskopie dźwięków i emocji, artyści zaprezentowali albumy, które na nowo definiowały granice gatunków, poruszając zarówno serca, jak i umysły słuchaczy. To był znakomity czas dla polskiego rapu! Hip hop, polski hip hop kryje w sobie prawdziwą, współczesną poezję a królem ich AD 2024 Gedz.

Od głębokich, refleksyjnych tekstów po niezwykle różnorodne aranżacje – każde wydawnictwo przynosiło coś świeżego i intrygującego. Znalazło to odbicie w naszym zestawieniu opartym w większości przypadków na albumach miesiąca Radia Wnet, muzycznych meteorach z Listy Polish Chart redaktora Sławomira Orwata i objawieniach spod dachu znakomitej audycji „Muzyczne IQ” redaktora Radka Rucińskiego. 

Zestawienie najlepszych albumów roku według Radia WNET nie tylko odzwierciedla bogactwo polskiej sceny muzycznej, ale także ukazuje, jak różnorodność brzmień i przekazów wzbogaca nasze muzyczne doświadczenia. Na szczycie listy znalazł się Hedone z poruszającym albumem mistrza Macieja Werka „600 lat samotności”, który wywołał burzę emocji tak pośród krytyków jak i fanów, także tych nowych.

Zaraz za nim uplasował się Witkacjański Palfy Gróf z pełnym surowej szczerości (brzmiącej z bukietów myśli Witkaca) i gitarowych melodii krążkiem „Zużyte wszystko”. Trzecie miejsce na podium przypadło zespołowi The Buffons, którzy zadali ważne pytanie: „Która prawda jest lepsza”.

Każdy z albumów w top 12 – od mocnego, emocjonalnego przekazu „Give Up” Worms of Senses po duchową głębię i metalowe grzmoty „Svrsvm Corda” 2 TM 2,3 – odzwierciedla specyficzne nastroje i wyzwania mijającego roku.

To muzyczna opowieść o naszej rzeczywistości, pełna nadziei, refleksji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, która pozostanie w pamięci na długo.

Tutaj do wysłuchania program z opowieścią o platynowej „12”: 


 

 

12. Worms of Senses – „Give Up”

 

Worms of Senses to zespół, który łączy różnorodne gatunki muzyczne (od rocka, math rockprzełamany w  pop, z nutą psychodelii, po nu jazzowe zagrywki i zapach sosu elektroniki). Ich najnowszy album – „Give Up!”, to dzika mieszanka gitarowego brudu, złożonych rytmów i eksperymentalnych brzmień.

„Give Up!” to powrót po latach przerwy. Zespół, który w 2014 roku wydał EPkę „Exhibeat Heart”, reaktywował się w 2023 roku, wypuszczając album „Archives”. Nowy materiał, który pojawił się na „Give Up!”, stanowi wybuch kreatywności, pozbawiony może skomplikowanych przekazów, ale skupiając się na zabawie dźwiękiem i rytmem trio mówi do nas: „Nie ma tu ciężkich znaczeń, to tylko kreatywna wyżywka, aby poczuć się wolnym od przekazów dnia z jednej czy drugiej strony!”

Album promowały single „Body” i „Fade Away”, a także piosenka „Tiger”, która symbolizuje nowy początek i reakcję na współczesną rzeczywistość online. Worms of Senses zaskakują oryginalnością, łącząc różne gatunki w intrygującą całość, której nie sposób zapomnieć. Tworzą go Michał Maślak – wokale, gitary, synthy; Rafał Miciński – bas, fx i Piotr Jeziorko – perkusja, synthy, pady.

 

 

11. Millenium – „Hope Dies Last”

Millennium to zespół, który w kwestii rocka progresywnego zyskał u mojej opinii już dawno miano profesorskiego. „Hope Dies Last” to prawdopodobnie nie tylko jeden z najlepszych albumów tej formacji, a także jedna z najlepszych płyt w tym gatunku w XXI wieku. I nie piszę tylko o polskim prog – pletku! Po dwóch latach od nieco poszukującej i eksperymentalnej po drogach surowości „Tales From Imaginary Movies”, krakowska formacja powróciła z nowym materiałem.

Skład z kwintetu wzrósł do sekstetu. Sprawcą tego Łukasz Płatek, arcymistrz fletu poprzecznego i saksofonu tenorowego. To kluczowa zmiana, która nadaje albumowi wyjątkowy charakter.

Jak przystało na Millenium, płyta ma charakter konceptualny, oparty na znanych życiowych cytatach, które przewijają się w tytułach utworów. Liryka jest głęboka, pełna smutku, ale i nadziei – zwłaszcza w tytułowym „Hope Dies Last”. Muzycznie zespół oferuje to, co fani kochają – melodyjne, rozbudowane kompozycje, stawiające na nastrój i atmosferę, z solówkami głównie gitarowymi i klawiszowymi. Nowością są flet i saksofon, które dodają lekkości i delikatności, szczególnie w utworze „Rise Like a Phoenix From the Ashes”. Te bardziej rytmiczne, funkowe kawałki bronią się świetnie, zwłaszcza dzięki obecności instrumentów dętych.

Jednak najbardziej zapada w pamięć utwór tytułowy – „Hope Dies Last” – z piękną, rzewną melodią, wzbogaconą przejmującymi harmoniami wokalnymi i cudownymi solówkami.

Zaskoczeniem na płycie jest „Carpe Diem”, który wprowadza taneczną, synth-popową atmosferę lat 80-tych. To zupełnie nie – Millenijna kompozycja, ale za tę lekką i szlagierową odmienność zespół zasługuje na pochwały. I trochę depcze po piętach Mariuszowi Dudzie i Riverside!

„Hope Dies Last” to album, który naprawdę wciąga i nie pozwala się uwolnić – jest to jeden z najlepszych krążków Millenium. Dla mnie to ich najlepsza płyta, przebijająca nawet dotychczasowe dwa ulubione przeze mnie „Exist”„Reincarnations” z urzekającym, homeryckim rapsodem „Casino of Love”…

Nie ma Abraxas, gdzie Adam i Szymon, ale – na szczęście wciąż trwa Millenium!!!

Obecnie zespół Millenium tworzą: David Lewandowski – wokale; Piotr Płonka – gitary; Krzysztof Wyrwa – bas; Grzegorz Bauer – perkusja; Ryszard Kramarski – klawisze, gitary akustyczne i Łukasz Płatek – flet, saksofon tenorowy

 

 

10. M2Schron – „O co bieda?”

M2Schron to zespół, który wyłamuje się z tradycyjnych schematów muzycznych, tworząc brzmienie na pograniczu rapu, rocka i alternatywy. Ich album „O co bieda?” to prawdziwa eksplozja energii i emocji, której nie sposób zignorować. Zespół w swojej twórczości nie tylko bawi się różnymi gatunkami muzycznymi, ale także angażuje słuchacza w głębokie refleksje nad współczesnym społeczeństwem. Jak zauważyłem, a ci i owi podali dalej:

Nikt tak nie gra w Polsce i na świecie jak M2Schron! Album „O co bieda?” wyróżnia się oryginalnym połączeniem rapu, nu metalu, funkowego groov’u a do tego beatbox, mocne gitarowe riffy i teksty, których nie sposób zapomnieć! 

Ten cały eklektyczny, niektórzy mawiają mezalians stylów,  daje niezwykle energetyczne brzmienie, pełne kontrastów i zaskakujących zwrotów i nowych muzycznych tropów. Przykładem tej niezwykłej muzycznej fuzji jest (znowu moje) porównanie basu do stylu Flea i Red Hot Chili Peppers, co świetnie oddaje charakterystyczną siłę brzmienia.

Tomasz „Goliash” Goljaszewski, grający na basie, razem z resztą składu M2Schron wprowadza w świat muzyki, która nie boi się łamać tradycji. Ba! Anektuje ją i stwarza bezczelnie „swoje!” I chwała Im za to! 

M2Schron i jego album to prawdziwa muzyczna podróż, która łączy pokolenia, mówiąc o wartościach, które są uniwersalne i ponadczasowe.
Projekt M2Schron powstał w czasie pandemii, kiedy artystyczne aktywności zostały mocno ograniczone. Z potrzeby grania i powrotu do normalności, zespół skupił się na tworzeniu oryginalnej muzyki, która ma dawać poczucie relacji i współdzielenia emocji.

Album „O co bieda?” to nie tylko mocna muzyka, ale także bardzo odważne i szczere teksty, które nie boją się krytykować systemu, rozpasanej władzy i współczesnych realiów społecznych. Zespół nie pozostawia suchej nitki na sytuacji w Polsce, stawiając pytania o przyszłość, wartości i działania tych, którzy mają realny wpływ na naszą rzeczywistość.

To muzyka zaangażowana, pełna emocji, ale też przemyśleń, które nie pozwalają na obojętność.

 

M2Schron to zespół, który wkracza na scenę bez kompleksów, z odwagą komentując to, co dzieje się w kraju. Ich muzyka jest wściekle energetyzna, a jednocześnie skłania do refleksji. Wydawnictwo „O co bieda?” to album, który zyskał szerokie grono odbiorców, a M2Schron to projekt, który wypełnia lukę na polskiej scenie muzycznej, oferując coś, czego dotąd brakowało – połączenie mocnych dźwięków, odważnych tekstów i prawdziwego zaangażowania artystycznego.

Ten mistrzowski zespół tworzą Łukasz „Różal” Różalski – gitara; Tomasz „Goliash” Goljaszewski – mistrz basu; Maciej „Fafa” Filipiak – cajon; Sławek „Esel” Gliszczyński – beatbox; Arek Malawko – perkusja (tutaj uwaga! Na płycie „O co bieda?” zagrał jeszcze poprzedni perkusista Łukasz Świderski) i wielki On – Robert Przybysz – słowa / wokal.

 

 

9. Kosa Śmierci – „Całe miasto śpi” 

Album „Całe miasto śpi” zespołu Kosa Śmierci to przełomowy moment w polskim punk rocku, który zyskuje uznanie jako jeden z głównych kandydatów do tytułu albumu roku w kategorii punk. Zespół wykuł z elementów thrash’u, hard core’a oraz elementów stylistyki zimnej fali, dzieło przekraczające kolejne granice tworzenia świeżej, dynamicznej muzyki.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z zespołem:

 

Krążek ma wyjątkowy charakter, łącząc surowość punkowego grania z mroczną, przestrzenną atmosferą. W efekcie powstał album, który nie tylko stanowi doskonałe wyważenie tych elementów, ale także przyciąga słuchacza emocjonalnym ładunkiem i porusza współczesne problemy społeczne.

Wokalista, gitarzysta i klawiszowiec Michał Karasiński, znany z umiejętności przenoszenia ducha współczesnego, niespokojnego świata na teksty, razem z legendarnym perkusistą Tomaszem Gronem oraz basistą Krzysztofem Pawłowskim, stworzył wyjątkową mieszankę brzmień, które wyróżniają się zarówno siłą, jak i przestrzenią.

Zespół doskonale balansuje między energią punkową a elementami metalu i hard core’a, a wkomponowane klawisze wprowadzają mroczny, niemal gotycki klimat, tworząc niepowtarzalną atmosferę na całym albumie.

Album wyróżnia się także świetną produkcją, która nie traci na mocy i sile przekazu, co zdarza się w przypadku wielu punkowych albumów z niższą jakością nagrań. Produkcja płyty w Case Studio w Aleksandrowie Łódzkim oraz mastering Sławomira Papisa zapewniają jej profesjonalny i pełny brzmienie, co pozwala na pełne wydobycie energii z każdego utworu. Dzięki temu płyta nie tylko brzmi wyjątkowo, ale także ma ogromny potencjał na scenie międzynarodowej.

 

Wśród najważniejszych momentów albumu można wymienić utwory takie jak „Kamień”„Władza”, które pełnią rolę punkowych hymnów, a także niepokojącą i aktualną „Rasputikę”. Kolejnym interesującym punktem na płycie jest cover „Jest Bezpiecznie” puławskiej Siekiery, który zyskuje nowe życie w wykonaniu Kosa Śmierci, nadając temu klasycznemu utworowi świeże brzmienie i nową interpretację.

„Całe miasto śpi” to longplay, który z pewnością znajdzie swoje miejsce w historii polskiego punku, a zespół Kosa Śmierci, dzięki swojej doskonałej muzyce, tekstom i produkcji, już teraz może być uważany za ikonę polskiej sceny muzycznej.

Płyta łączy w sobie wszystkie elementy, które sprawiają, że punk rock jest wciąż żywą, dynamiczną i ważną częścią współczesnej muzyki. Long „Całe miasto śpi” Kosy Śmierci to zdecydowanie album, który będzie w czołówce najważniejszych krążków roku 2024 w Polsce a na pewno numer „1” punkowych propozycji.

 

8. Gedz – „Anatema”

Oto król polskiego hip hop i rapu AD 2024! „Anatema” to kolejny krok w artystycznej podróży Gedza, będący dopełnieniem trylogii rozpoczętej na „Bohemie” i kontynuowanej przez nagrania ze „Staminy”. W tej odsłonie artysta ponownie balansuje pomiędzy introspekcją a społeczną krytyką nie tylko systemu, post – nowoczesności, ale przede wszystkim z podupadającej kondycji społeczeństwa. Gedz, co mnie cieszy, nie zapomina o swoim charakterystycznym stylu.

Konwencja „Anatemy” pozwala nam spojrzeć w głąb siebie, wzbudzając empatię i zrozumienie dla trudności, z jakimi się mierzymy, zwracając przy tym uwagę, jak ważne jest dbanie o zdrowie psychiczne. Całość jest podszyta warstwą groteski i romantycznej ironii, co pozwala na przyswajanie ciężkich tematów w sposób bardziej przystępny i pełen zaskakujących kontrastów.

„Anatema” to muzyczny manifest, w którym Gedz, czyli Jakub Gendźwiłł, przyjmuje postawę buntownika, który staje w opozycji do zastanych norm i wartości mainstreamu i ścieku mediów. To album będący introspektywną podróżą, pełną emocji i pytań o to, co tak naprawdę liczy się w życiu. Gedz w tej płycie zmierza przez swoje osobiste rozważania o samorozwoju, przełamywaniu słabości i wyzwalaniu się z ograniczeń narzuconych przez świat. Jest to artystyczne wyzwanie, które zmusza do refleksji nad tym, w co wierzymy i co naprawdę ma znaczenie, nawet jeśli sam artysta nie zawsze potrafi w pełni uwolnić się od utartych schematów.

„Anatema” to nie tylko muzyka, ale także głęboka refleksja nad kondycją współczesnego człowieka i zdrowiem psychicznym. Gedz stawia pytania o wartość życia, o to, co skrywa się za naszymi lękami, rozczarowaniami i oczekiwaniami.

 

Krążek przypomina emocjonalną karuzelę, na której balansuje artysta i słuchacz między autentycznością a sztuczną kreacją, co przypomina doświadczenie lektur Breta Eastona Ellisa„American Psycho” z ostrzem piętnującym kulturę konsumpcyjną, obsesję na punkcie statusu, marki i wyglądu czy Michela Houellebecqa i dystopijnego „Podziemny kręgu”„Anatema” to dzieło pełne sprzeczności, ale niezwykle wciągające, wręcz hipnotyzujące.

To w kategorii rap / hip hop najlepsza produkcja w Polsce! 


 

 

7. Pablopavo i Ludziki – „Lakuna”

Pablopavo i Ludziki z albumem „Lakuna” prezentują kolejną odsłonę swojej artystycznej podróży, której najnowsze dzieło stanowi naturalny krok w rozwoju ich brzmienia i treści. Sam Paweł Sołtys nie kryje, że jest to najbardziej różnorodna płyta w ich dorobku, co widać zarówno w samej konstrukcji albumu, jak i w podejściu do tworzenia muzyki.

Paweł Sołtys, lider zespołu, w rozmowie o kulisach powstawania „Lakuny” zdradza, jak wiele miejsca w procesie twórczym poświęcono na dopracowanie szczegółów wokalnych, rozwój przestrzeni dla instrumentalistów, a także na przyjęcie swobody, jaką daje tworzenie muzyki ilustracyjnej.

Twórczość Pablopavo od strony słuchacza (piszę o sobie) jest wielkim melodycznym zbiorem oksymoronów. Pawła Sołtysa i muzycznych przyjaciół zdaje się od zawsze cechowały sprzeczności, które artysta z łatwością łączy w harmonijną całość. Lekką formę potrafi obciążyć ciężką, gorzką treścią, naturalizm przeplata z lirycznymi, pełnymi nadziei fragmentami, a mroki ludzkich rozterek rozświetla iskrą głębokiego humanizmu.

Na longplayu „Lakuna” te cechy są obecne, ale stają się jeszcze bardziej wyraziste, wyostrzone tworząc album pełen emocji, które balansują na granicy przeszłości i przyszłości, ilustrując procesy utraty, zacierania i zapominania.

Tytuł płyty, będący zapożyczeniem z łaciny, doskonale odzwierciedla tematykę albumu. „Lakuna” bowiem to ubytek, brak, pewna dziura w narracyjnej potoczystości, która wskazuje na to, co nieosiągalne, co zostało utracone, ale wciąż gdzieś jawi się na dnie pamięci (nagranie „Gdzie jest mój dom”). W tekstach Pawła Sołtysa odnajdujemy obrazy, które mówią o stracie: o domu, który przestał być domem, o miłości, która wygasła, o rozmywających się tożsamościach, o świecie, który przesłania jedynie migoczące czerwone światło na przejściu.

To album pełen nostalgii, tęsknoty za czymś, co już nie istnieje, ale nadal kształtuje nasze postrzeganie rzeczywistości.

Pablopavo w swojej poezji straty odzwierciedla również swoją osobistą refleksję nad czasem, który jest nieuchwytny, który ucieka przez palce. Nawet jeśli artysta potrafi dostrzec chwilę, już ją traci, bo wie, że każda teraźniejszość staje się częścią przeszłości. Taka filozofia obecna jest w całej muzyce – pełnej melancholii, ale i nadziei, pełnej ciepła, ale i chłodnej refleksji.
Wymienię piosenki „Maski”, swoista diagnoza absurdu czasów pandemii, z tekstem, który dociera do głębi społecznych niepokojów, „Jesteśmy bombą” to energetyczny kawałek, który emanuje (proto – quasi) punkową siłą, a wspomniane już „Przetańczone serca” okryte patyna nostalgii świetnie oddają klimat lat 80. i 90. w Polsce.

„Lakuna” to płyta, która na pewno na dłużej zagości w sercach fanów Pablopavo i Ludzików. Pełna mrocznej refleksji, ale i pięknych chwil ulotnej melancholii, nie tylko potwierdza status zespołu jako jednego z najciekawszych na polskiej scenie, ale także wnosi coś zupełnie nowego, świeżego, pełnego emocji. Takiej płyty nie można zignorować – bo choć opowiada o tym, czego już nie ma, jest pełna prawdziwych, dotykalnych uczuć i kliszy naszych pragnień z przeszłości. Pisząc to patrzę na sfatygowany egzemplarz książki Pawła „Nieradość”

 

6. 2 TM 2,3 – „Svrsvm Corda”

Długograj „SVRSVM CORDA” zespołu 2TM2,3 to potężna dawka metalu z głębokim duchowym przesłaniem, który wychodzi daleko poza stereotypy muzyki chrześcijańskiej i „niedzielnego” obcowania z Bogiem z … przymusu albo przyzwyczajenia. Grupa, złożona z doświadczonych muzyków, takich jak Litza, Budzy czy Maleo, prezentuje solidną mieszankę thrash, wysmakowanego metalu i hardcore, które nie tylko przyciągają uwagę, ale także zmieniają perspektywę na muzykę o chrześcijańskim ładunku emocjonalnym.

Na longplayu słychać burzowe, sieczące intensywne riffy, jak w otwierającym utworze „Zwiąż mnie”, gdzie gitary „palą” z mocą, która przywodzi na myśl nie tylko potęgę brzmienia, ale również niemal transcendentny ładunek duchowy. Ten utwór jest prawdziwym manifestem zespołowego ducha, który przywołuje moc Ducha Świętego, gdzie zespół wchodzi w pełne zaangażowanie w swoje powołanie, niosąc z sobą energię, która ma siłę przyciągania i oczyszczenia.

To metalowy album roku 2024!

 

Zwracam też uwagę na fantastyczne partie bębnów Beaty Polak, Krzyżyka i Tomka Goehsa, które w mojej opinii czasami giną w tle, zmniejszając ich pełny potencjał.
Warto również zaznaczyć, że album jest bardzo spójny, a teksty – zbudowane na podstawach psalmów, Ewangelii i osobistej refleksji muyków, którzy dają świadectwo z życia i prawdziwego odnalezienia Boga– świetnie współgrają z muzyką. Płyta zaskakuje swoją dojrzałością i pewnością, które trudno znaleźć w wielu współczesnych metalowych produkcjach.
Mimo że jest pełna agresji i bezkompromisowości, nie brakuje w niej głębokiego przekazu, który nie narzuca się, ale zostaje wykrzyczany z pełnym zaangażowaniem.

To album, który nie udaje, nie szuka tanich chwytów, lecz z pełnym przekonaniem i wiarą wyraża swój muzyczny i duchowy cel.

Skład zespołu 2 Tm 2,3: Robert Litza Friedrich – wokale, gitary, kompozycje; Tomasz Budzy Budzyński – wokale, kompozycje i przeszkadzajki; Darek Maleo Malejonek – kompozycje (część utworów); Krzysztof Kmieta Kmiecik – bas; Robert Drężmak Drężek; Beata Polak – perkusja; Tomasz Krzyżyk Krzyżaniak – perkusja i Tomasz Goehs – perkusja.

 

 

5. EABS – „Reflections of Purple Sun”

EABS i płyta „Reflections of Purple Sun” określam mianem powracającej refleksji nad polskim jazzem. 

Po sukcesie albumu „In Search of a Better Tomorrow”, zespół pod dyrekcją Marka Pędziwiatra szykując szósty album , postanowił wrócić do korzeni – dosłownie i w przenośni. Reflections of Purple Sun to głęboka eksploracja rytmu, która sięga do historii polskiego jazzu, w szczególności do legendarnego albumu Purple Sun Tomasza Stańki.

W przeciwieństwie do wcześniejszych projektów, na tej płycie EABS, czyli Electro-Acoustic Beat Sessions  postawiło na minimalizm – brak gościnnych instrumentalistów i zdecydowany zwrot ku polskiej tradycji jazzowej. Wybór „Purple Sun”, wybitnej płyty w dorobku Tomasza Stańki nagranej pół wieku i dwa lata temu, stanowi hołd dla jednej z najważniejszych postaci w historii polskiego jazzu. Choć dla wielu fanów „Purple Sun” to album rzadko dostępny i nieco zapomniany, zespół podjął się odważnego zadania, by ożywić ten materiał w nowej odsłonie, w dialogu z duchowym dziedzictwem Stańki.

„Reflections of Purple Sun” to album, który opiera się głównie na rytmie – elemencie centralnym w pierwotnym Purple Sun. EABS podjęło się nie tylko muzycznej interpretacji, ale wręcz „refleksji” nad rytmem, co znajduje swoje odzwierciedlenie w tytule płyty. To swoiste odbicie światła, muzycznej energii, która przetrwała 50 lat, w nowym kontekście współczesnego jazzu.

Nagrania miały miejsce w mieszkaniu Tomasza Stańki w Warszawie, w miejscu, które miało szczególną rolę w jego życiu i twórczości. To tam, w krótkim okresie czasu, zespół zarejestrował utwory, korzystając z instrumentów, które były częścią historii Stańki – jak trąbka, którą Kuba Kurek wybrał do nagrań, będąca ostatnim instrumentem dodanym do jego kolekcji przez mistrza. Kurek wyjaśnia, że ta trąbka miała wyjątkowy dźwięk, który idealnie pasował do interpretacji materiału sprzed pół wieku, przetworzonego w duchu współczesnej elektroniki i jazzu.

Album „Reflections of Purple Sun” w wykonaniu EABS to swoisty dialog z pierwowzorem, który nie tylko oddaje hołd kwintetowi Tomasza Stańki, ale i wnosi nową jakość do współczesnej interpretacji jazzu. Program krążka pozostaje wierny oryginałowi – utwory są zagrane w tej samej kolejności, a całość trwa 39 minut (to około trzy mniej niż wersja pierwotna). Zmian jest niewiele, jednak mają one znaczenie. Najbardziej zauważalnym odstępstwem jest solowy, perkusyjny wstęp do utworu tytułowego, który w tej wersji otrzymał dedykację dla Janusza Stefańskiego – legendy polskiej perkusji.

 

To, co wyróżnia tę interpretację, to idealna równowaga między szacunkiem dla oryginału a autorską wizją zespołu spowitą reminiscencjami do „Slavic Spirits”. EABS udało się wprowadzić swoje charakterystyczne brzmienie, nie przekraczając przy tym granicy, która mogłaby naruszyć ducha pierwowzoru. Ich wersja jest nasycona subtelnym współczesnym sznytem, który sprawia, że album brzmi świeżo i aktualnie, a jednocześnie pozostaje wierny klimatycznej głębi i liryzmowi lorda Byrona trąbki – Tomasza Stańki.

Nie sposób nie docenić zarówno samego wyboru tego materiału, jak i precyzyjnej realizacji zamierzenia. EABS w swojej interpretacji zachowuje pewną pokorę wobec muzyki, którą reinterpretują, ale jednocześnie pozwalają sobie na zaznaczenie własnej obecności. To jakby cichy dialog – artystyczna wymiana pomysłów między pokoleniami.

EABS po raz kolejny udowodniło, że jazz nie ma granic, a jego tradycja może być interpretowana na nowo, z szacunkiem do przeszłości, ale z otwartością na eksperymenty dźwiękowe. „Reflections of Purple Sun” – jako jazzowy album roku 2024 – to doskonały przykład, jak można połączyć historyczne dziedzictwo z nowoczesnym podejściem do muzyki.

Arcymistrzowski EABS tworzą Olaf Węgier – saksofon tenorowy, klarnet basowy, perkusja; Jakub Kurek – trąbka, Sequential Take 5; Paweł „Wuja HZG” Stachowiak – gitara basowa; Marcin Rak – perkusja, maszyna perkusyjna i On – lider Marek „Latarnik” Pędziwiatr – Nord Stage 3, Moog Voyager, fortepian akustyczny

4. Kazik Staszewski & Kwartet Proforma – „Po moim trupie”

„Po moim trupie” to pierwsze wspólne wydawnictwo Kazika i zespołu Kwartet ProForma od 2017 roku, które zderza muzyczną dojrzałość z bezkompromisową, pełną napięcia liryczną wymową. Po siedmiu latach od „Tata Kazika kontra Hedora” grupa powraca, jeszcze wyraźniej zaznaczając swoją obecność zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej.

Album to prawdziwa karuzela emocji, pełna nie tylko bezpośrednich odniesień do rzeczywistości społeczno-politycznej, ale także obrazów stagnacji polskiego ducha, który cofa się w grzechu zaniechania.

To płyta, która ukazuje nasz kraj jako wielkie pole bitewne, na którym ciosy wymierzają nie tylko politycy, zajęci wyłącznie walką o poparcie i władzę dla samej władzy, ale i my sami sobie nawzajem zaczadzeni zaklęciami polityków.

Mocna, rockowa poetyka tej płyty nie jest niczym nowym w twórczości Kazika, ale z pewnością zyskuje na wyrazistości. Kwartet ProForma, z instrumentalnym wsparciem, potrafi wznieść się w Kazelotem Kaziczkiem na poziom wymagającej, pełnej emocji muzyki, w której nie brakuje zarówno hardcorowych, ostrych riffów („Smrut”), jak i bardziej subtelnych, introspektywnych momentów („Co najlepszego zrobiłaś”).

 

 

To właśnie w tych chwilach słowa Kazika nabierają głębi, odsłaniając w pełni ich ciężar – teksty są mocne, konkretne, nie zamykają się w łatwej przystępności. Jak w utworze „Uciekam z Polski”, w którym artyści pokazują, jak bardzo kraj tonie w marazmie, niepotrzebnych wojnach politycznych i wewnętrznych konfliktach.

Pan Kazimierz Staszewski jawi się tu jako dojrzały elektryczny bard, który łączy doświadczenie z nową, odświeżoną energią. Choć czasem jego wokal brzmi nieco szorstko, to właśnie te momenty zostają w pamięci – jego zaśpiewy pełne są autentyczności, nie boją się być nieprzyjemne, bo mają coś ważnego do przekazania.

Zespół Kwartet ProForma, jak zwykle, nie boi się ryzyka, bawi się formą, puszczając czasem oko do słuchacza („Łącznik z Lanzarote”). Dzięki temu album „Po moim trupie” nie tylko brzmi świeżo, ale i spójnie – to jeden z najlepszych krążków Kazika w ostatnich latach. No i przejmująca piosenka „Rodzina”. Cierpka, gorzka, ale i piękna płyta, gdzie prawda nie wyziera niesmiało z szafy, ale jest współtwórczynią tej płyty

W skład Kwartetu ProForma wchodzą: Przemysław Lembicz (śpiew, gitara), Piotr Lembicz – (gitara), Wojciech Strzelecki (gitara basowa, śpiew), Marek Wawrzyniak (perkusja, inst. perkusyjne) oraz Marcin Żmuda (instrumenty klawiszowe, śpiew), którzy doskonale balansują między ekspresją a kontemplacją, liryzmem a prześmiewczą groteską nadając albumowi pełnię muzycznego ładunku.

 

 

 

3. The Buffons – „Która prawda jest lepsza”

 

The Buffons to zespół, który z powodzeniem łączy różne gatunki muzyczne, w tym nu metal, funk, rock i rap, tworząc nowatorskie brzmienie, które wyróżnia ich na tle polskiej sceny muzycznej. Lider zespołu, Radosław Suchobieski, jest nie tylko wokalistą i gitarzystą, ale również twórcą wyjątkowych tekstów, które poruszają społeczne i polityczne tematy współczesnej rzeczywistości.

Jego styl pisania jest pełen odwagi, szczerości i wyrazistej krytyki, co sprawia, że jego teksty mają głęboki przekaz. To pokazuje moc całej płyty „Która prawda jest lepsza”. Są to utwory, które łączą złożoność rapowych rytmów i funkowych melodii z mocnymi riffami rockowymi oraz elementami nu metalu. Dzięki temu, jego teksty nie tylko dają do myślenia, ale również wprawiają słuchacza w ruch, tworząc energetyczne i angażujące doświadczenie muzyczne.

The Buffons niczym wprawny witrażysta łączy różne style – szybi, eksperymentując z brzmieniem, co idealnie wpisuje się w nurt nu metalu łącząc ciężkie, gitarowe brzmienie z elementami hip-hopu, rapu i elektroniki. Jednak Radek Suchobieski idzie krok dalej, wzbogacając te wpływy o funkowe groove’y i rockowe riffy, co sprawia, że jego twórczość jest niepowtarzalna.

Muzyka The Buffons jest pełna kontrastów – z jednej strony ciężkie, agresywne gitarowe riffy, z drugiej delikatniejsze, niemal taneczne elementy funkowe czy rapowe linie wokalne, które stanowią swego rodzaju rytmiczną bazę dla bardziej ekspresyjnych fragmentów. To połączenie wybuchowej energii z subtelnymi momentami daje słuchaczowi szeroką gamę emocji, od buntu, przez złość, po refleksję i wewnętrzną walkę.

Teksty Radosława Suchobieskiego – odważne i pełne przekazu

Radosław Suchobieski w swoich tekstach nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów, dotyczących zarówno rzeczywistości społecznej, jak i indywidualnych przeżyć. Jego utwory to często osobiste manifesty, w których komentuje współczesne problemy, takie jak media, polityka, hejt czy kwestie związane z tożsamością i poszukiwaniem własnej drogi. Jego słowa są pełne emocji, a jednocześnie dobrze ułożone i przemyślane, co sprawia, że są zarówno angażujące, jak i intelektualnie stymulujące.

 

 

„Kłamstwo” to przykład utworu, w którym Suchobieski nie boi się ujawniać swoich przemyśleń na temat współczesnej manipulacji medialnej i społecznej. Jego przekaz jest wyrazisty, a muzyka – jak zawsze – intensywna, co pozwala na jeszcze silniejsze odczucie emocjonalne. W innych utworach, takich jak „Prawda” czy „Zarażony”, zespół jeszcze wyraźniej dotyka problemów społecznych i postaw ludzi w dobie cyfryzacji.
Połączenie rapu z rockiem i nu metalem:
Pod względem muzycznym, The Buffons są w pełni świadomi tego, jak łączyć różne style, czerpiąc z bogatego dorobku nu metalu i rap-rocka. Nu metal, który często wykorzystywał elementy rapu, był przestrzenią dla artystów takich jak Linkin Park, Korn czy Limp Bizkit. The Buffons, inspirowani tymi brzmieniami, z powodzeniem rozwijają te techniki w sposób, który nie tylko oddaje hołd klasykom gatunku, ale także wprowadza nowe elementy – m.in. funkowe linie basu i różnorodne techniki wokalne.

Połączenie rapu i rocka w muzyce zespołu pozwala na dużą elastyczność, co sprawia, że ich utwory są zarówno ciężkie, jak i przystępne. Wokal Radosława Suchobieskiego, z jego wyrazistą barwą i charakterystyczną modulacją, doskonale wpisuje się w rytmiczną strukturę, przekazując zarówno agresję, jak i melodię.

Innowacyjne podejście do tekstów rap-funkowych

Warto zwrócić uwagę na innowacyjne podejście Suchobieskiego do pisania tekstów. Jego styl jest głęboko osadzony w tradycji rapu – jest bezpośredni, pełen gry słów i zwinnych rymów – ale z elementami funkowego luzu, które sprawiają, że słowa stają się jeszcze bardziej przyswajalne i płynne. Jego teksty są pełne metafor, ale jednocześnie dość bezpośrednie, co daje im autentyczność.

Zespół The Buffons wprowadza do muzyki elementy kontestacji, buntu wobec dzisiejszego świata, ale także odwołania do indywidualnych doświadczeń, które czynią ich twórczość wyjątkową na polskiej scenie muzycznej.

Teksty Radka, pełne odwagi, refleksji i krytyki współczesnego świata, idealnie wpasowują się w muzykę, którą tworzy z zespołem The Buffons. Połączenie nu metalu, funku, rapu i rocka daje im unikalne miejsce na polskiej scenie muzycznej. Warto śledzić ich karierę, bo zapowiada się, że będą mieli wiele do powiedzenia.

Aktualny skład zespołu The Buffons to: Radosław Suchobieski – gitara, wokal; Grzegorz Hula Ratuszny – gitara prowadząca; Jakub Kulak – bas, wokal i Krzysztof Sokołowski – perkusja.


 

 

2. Palfy Gróf – „Zużyte wszystko”

 

Bardzo długo czekałem na ten album! Co chwila dopingowałem Tomasza Borucha, gitarzystę grupy w tej materii, twierdząc, że „Palfy Gróf to jedyni, prawdziwi i niezłomni obrońcy pamięci Witkaca i Jego Metafor. I wreszcie w wigilię 139. rocznicy urodzin Witkaca oddali w nasze ręce ich minialbum „Wszystko zużyte”. Wszelkie słowa na tej płycie należą do Witkacego, który od początku jest dla Palfy Gróf największą inspiracją.

tutaj do wysłuchania rozmowa z Marcinem Chryczykiem:

 

Album został nagrany w Tarnowie u Leszka Łuszcza, który również zmiksował, zmasterował i współprodukował tę płytę obok znakomitego basisty Marcina Chryczyka. Obok niego wspomniany już Tomasz Boruch (gitary), Dominik Piejko przy mikrofonach i Kuba Herzig – (perkusja).

Ta płyta ocieka „Nienasyceniem” i pachnie foyer Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem, gdzie duch Witkaca mieszka niezmiennie.

Album „Wszystko zużyte” to kolejny krok w muzycznej podróży zespołu Palfy Gróf, którego historia zaczęła się w 2012 roku, gdy Tomasz Boruch nawiązał współpracę z zespołem. Nazwa grupy nawiązuje do postaci hrabiego Węgierskiego, który próbował odebrać Witkacemu jedną z jego miłości, co stało się punktem wyjścia do połączenia muzyki rockowej z twórczością Stanisława Ignacego Witkiewicza. Zespół, który początkowo związany był z Teatrem Witkacego w Zakopanem, wykorzystuje tematykę Witkacego jako fundament swojej twórczości, tworząc unikalny pomost między literaturą a muzyką.

Album „Wszystko zużyte” to więc kolejny przykład autentyczności i oryginalności, która jest istotą zarówno w twórczości samego zespołu, jak i w filozofii Tomasza Borucha. W swoich radach dla młodych muzyków podkreśla, że warto być wiernym sobie, nie poddawać się i wybierać mniej spektakularne ścieżki, co – jak pokazuje jego własna kariera – prowadzi do realizacji artystycznych celów.

Album „Wszystko Zużyte” ukazał się 24 lutego 2024 roku, z okazji 139. rocznicy urodzin Witkacego, który od lat stanowi nieocenioną inspirację dla twórców. Płyta jest hołdem dla jego filozofii i twórczości, a każdy tekst na albumie pochodzi właśnie od niego, co nadaje całości wyjątkowego charakteru. Zespół, oddając się w pełni duchowi Witkacego, łączy jego unikalną wrażliwość z nowoczesnym brzmieniem, tworząc muzykę, która porusza zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie.

Nie wymienię żadnego nagrania, bo to dzieło trzeba smakować w całości. Wymaga skupienia, odrobiny klimatu i powrotu do postaci Witkacego. Nagrania zespołu powinny być lekturą obowiązkową dla licealistów ślęczących nad epokami Modernizmu i Międzywojnia. 

 

„Wszystko Zużyte” to album, który z pewnością zaskoczy słuchaczy. Przeplatające się na płycie poetyckie teksty Witkacego, refleksyjne gitarowe melodie oraz odważne eksperymenty brzmieniowe tworzą coś naprawdę wyjątkowego. To płyta, która może stać się nie tylko muzycznym doświadczeniem, ale również intelektualną podróżą, pełną pytań o kondycję współczesnego świata. To jedno z muzycznych polskich świadectw ostatnich lat.

 

1. Hedone – „600 lat samotności”

 

Bezapelacyjny numer „1” naszego radiowo – Wnetowego zestawienia! Hedone i „600 lat samotności”. O albumie piszę w osobnym artykule naszego portalu.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania program o albumach z drugiej „10” naszego zestawienia:

 

Tutaj do wysłuchania program o albumach z miejsca 22 – 30 naszego Wnetowego zestawienia:

 

Trzecia dziesiątka najlepszych albumów 2024 roku Radia Wnet. Od Coals, Mary po SOUNDSCAPE – część 3 Tomasz Wybranowski

NAJLEPSZE ALBUMY ROKU 2024 W OPINII RADIA WNET

Nadszedł czas, by przyjrzeć się trzeciej dziesiątce najbardziej niezwykłych polskich albumów, które wyróżniły się w 2024 roku.

 Po wspomnieniu albumu, który otworzył naszą podróż – Sanatorium Coals, a także takich artystów jak Tomasz Makowiecki, Matylda / Łukasiewicz, czy Skubas, przechodzimy do kolejnych fascynujących projektów.

W tej części zestawienia na uwagę zasługują zarówno muzycy poszukujący nowych brzmień, jak i ci, którzy wciąż z pasją eksplorują polską tradycję i współczesną muzyczną scenę. Wśród nich znajdziemy takich artystów jak Brodka, Mary, SOUNDSCAPE, a także Narrenturm, którzy wprowadzają nas w coraz głębsze rejony muzycznej eksperymentacji, zachwycając swoją oryginalnością i emocjonalnym ładunkiem. Przygotujcie się na kolejną porcję niezwykłych, Made in Polska brzmień!

Tomasz Wybranowski 


Tutaj do wysłuchania program z opowieściami o albumach z III dziesiątki najważniejszych wydawnictw 2024:


 

 

30. Coals – „Sanatorium”

Duet Kacha (Katarzyna Kowalczyk) i Lucassi (Łukasz Rozmysłowski), po dwóch latach przerwy wydali nowy, już trzeci album „Sanatorium”, który zawiera 14 onirycznych piosenek.  Coals zyskał popularność dzięki swojemu charakterystycznemu stylowi, łączącemu elektronikę z alternatywnym popem.

Zespół eksperymentuje z różnymi konwencjami muzycznymi, rytmami i wokalnymi szatami, tworząc mieszankę nostalgii, niepokoju i nadziei.

 

29. Tomasz Makowiecki – „Bailando”

 

Tomasz Makowiecki, po 11 latach przerwy, powrócił z nowym albumem „Bailando”. Longplay spotkał się z gorącym odbiorem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. Ja sam z niecierpliwością czekałem na tę premierę! Tomek łącząc elementy znane z jego dotychczasowej twórczości z nowatorskimi rozwiązaniami kompozycyjnymi i piosenkowym pięknym pejzażem umacnia swoją niezachwianą pozycję na scenie. „Bailando” ukazuje dojrzałość artysty i jego narracyjny rozmach.

Tomasz Makowiecki, który zyskał popularność po udziale w programie „Idol”, przez lata rozwijał swoją karierę, wydając takie albumy jak „Makowiecki Band” (2003), „Piosenki na nie” (2005), oraz współpracując z Myslovitz. Po kilku latach przerwy w 2013 roku wydał album „Moizm”. Po ponad dekadzie zaskoczył słuchaczy znakomitym „Bailando”.

W wywiadzie Makowiecki przyznał, że w pewnym momencie rozważał zakończenie kariery muzycznej, ale ostatecznie postanowił kontynuować twórczość, zrozumiawszy, jak ważna jest dla niego muzyka i jak wielkie ma wsparcie od fanów.

Nostalgiczny utwór „I co?” otwiera nową płytę Tomasza Makowieckiego i od razu wprowadza nas w elektro popowy klimat, którego ciepłota nie jest zbyt radosna, ani zbyt smutna. Więcej słońca dostajemy w „Bardziej niż zwykle”, gdzie pojawia się saksofon. 80’ove brzmienia przenikają do synth popowej materii z domieszką zmierzchu „Warszawy Wschodniej„.

Urzeka świetlista i przestrzenna piosenka „Gary Hell”, która w chłodzie interpretacji pokazuje moc Makowieckiego – poety.

 

Na albumie Tomek Makowiecki zaprosił gości. W tym gronie m.in. Katarzyna Nosowska. Ale mnie zachwyciła Julia Wieniawa, która w delikatnym, bardzo kameralnym utworze „Na paluszkach”, kontrastując z głosem Tomka przydała uroku tej piosence. W finale electro „Słońce nie przestaje świecić w nocy” i optymistyczne „Wiem, że to nie koniec”.

„Bailando” to płyta, która płynie w równym tempie, osadzona na popowych podkładach w różnych nastrojach i metrum. „Bailando” może zwiastować taneczny klimat, ale niech to Was nie zwiedzie! Ta płyta to bardziej smutek i tęsknota za utraconymi chwilami z przeszłości, za dniami pełnymi emocji i beztroski.

Owa, nieco gorzka, baza nostalgii, która tworzy fundament każdej piosenki czyni album „Bailando” zjawiskowym i wyjątkowym.

„Bailando” więc to nie tylko powrót artysty, ale i wyjątkowa opowieść muzyczna, która wciąga słuchacza w emocjonalną podróż. Po prostu znakomity pop – jak dawniej, jak drzewiej!

Odzyskaliśmy Wielkiego Artystę. Strefa muzyczności Made In Polska poszerza się o kolejną niezwykłą przestrzeń. Tomku z mojej strony autentyczna wdzięczność, zachwyt i nadzieja na więcej!

 

28. Matylda / Łukasiewicz – „Matka”

 

Projekt Radka Łukasiewicz i Matyldy Damięckiej muszę zestawić z supergrupą Polskie Znaki i albumem „Rzeczy ostatnie”. Dlaczego? Bowiem na debiutanckim krążku „Matka” refleksja nad współczesnym światem i tożsamością z eschatologią dominuje. Przeraża, zachwyca i godzi człowieka – słuchacza z tym, co nieuniknione.

Zarówno album Rzeczy ostatnie, jak i Matka” są głęboko osadzone w analizie emocji i społecznych schematów. W Matce” Matylda i Radek poruszakwestie związane z rolami płci i społecznymi oczekiwaniami wobec kobiet i mężczyzn, kiedy w „Rzeczach ostatnich” z kolei słuchacz staje przed pytaniem o naszą rolę w świecie, pełnym niepokoju i zagubienia.

W obu przypadkach chodzi o wyjście poza schematy, przełamywanie tabu i akceptację inności.

„Matka” to album, który w sposób odważny i szczery bada tematykę społeczną, w tym licznych stereotypów. Piosenka tytułowa niesie ze sobą silne przesłanie o rozczarowaniu i buncie. Na płycie autentyczność wyraża się także poprzez emocjonalność i szczerość wokali Matyldy Damięckiej, które czasami nie są technicznie doskonałe, ale pełne prawdy i głębi.

 

„Zbiorowa terapia to kluczowe słowa, jak mówią oboje twórcy Matylda i Radek – odnoszą się do procesu tworzenia tego albumu. Łukasiewicz podkreśla, że ich muzyka ma na celu otwarcie emocji słuchaczy i pokazanie, że nie są oni sami w swoich przeżyciach.

Album warty nie tylko słuchania, ale i posiadania na własność, aby wracać do niego w chwilach, kiedy nasze egzystencjalne wątpliwości egoistycznie wpychają nas na piedestał cierpienia świata, kiedy – tak naprawdę – inni przeżywają to samo… Także samotnie…

 

 

27. Skubas – „W ogień”

 

Album „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, wydany po kilkuletniej przerwie, to projekt pełen emocji i refleksji nad miłością, życiem i relacjami. Skubas, choć nie jest debiutantem, wciąż potrafi zaskoczyć świeżością i autentycznością.  Płyta ukazuje różne oblicza i konteksty ognia – zarówno niszczycielskiego żywiołu, ale i pożądanego symbolu pragnienie. Skubas porusza tematy miłości do miejsc, samego siebie, utraconej i oczekiwanej miłości, a także miłości ojca do syna.

Minęło już trochę czasu od kiedy w 2012 roku Skubas z zadumą nucił „Linoskoczka”, a potem w gitarowej prostocie wyznawał przeszywająco szczerze „Nie mam dla ciebie miłości”. Jego nowy album W ogień odzwierciedla skrajne twarze żywiołu, który bywa niszczycielski trawiąc wszystko na swojej drodze, a jednocześnie ogrzewa stając się symbolem pożądania.

Płonienie są nieprzewidywalne, palą się nierówno tak jak czwarte wydawnictwo Radka Skubaja.

Na longplayu „W ogień” Radka Skubasa Skubaja, mimo wieloletniego doświadczenia artysty, zaskakuje świeżością i młodzieńczą autentycznością, choć zdobiona ranami czasu. Jego teksty, pełne emocji i życiowej mądrości, unikają moralizatorstwa, a album odznacza się dojrzałością i odwagą. Muzycznie wydawnictwo łączy folk, blues, rock oraz elektronikę, a momenty euforyczne przeplatają się z bardziej balladowymi, co odzwierciedla zmienność życia.

Słów kilka o gościach. W tym gronie Krzysztof Zalewski, Kasia Sienkiewicz i Dawid Tyszkowski, którzy wnieśli świeżość i dobrze zakomponowali się z wizją autora.

„W ogień” to tropy wiodące od miłości do miejsc kochanych i siebie, przez utraconą i oczekiwaną miłość, aż po topos miłości ojca do syna. „Wracam do domu”, przypomina pióro i sznyt Wojciecha Młynarskiego, przejmujące „Co tylko chcesz” czy wyznanie „Jedyny syn” to ozdoby płyty.

Album „W ogień” to przykład – jak mawiam – „heroizm na dzisiejsze czasy”, w którym Skubas odważa się zmierzyć z żywiołem ognia, starając się go okiełznać, nie tracąc przy tym swojej autentyczności.

 

 

26. Joanna Wojtkiewicz i Mateusz Kaszuba – „Komeda – „Romanse” EP-ka

 

Album Komeda: Romanse autorstwa Joanny Wojtkiewicz i Mateusza Kaszuby to subtelna reinterpretacja mniej znanych kompozycji Krzysztofa Komedy, jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów jazzowych.

Ten intymny, a chwilami oniryczny mini album powstał z chęci oddania intymnego charakteru tych utworów, przy minimalnym składzie. Tylko fortepian i głos tworzą ten melancholijny i liryczny zarazem landszaft.

Joanna Wojtkiewicz, wokalistka o silnej ekspresji, oraz Mateusz Kaszuba, pianista jazzowy, interpretują piosenki Komedy w sposób prosty, ale głęboki, zachowując ich emocjonalny ładunek.

W swoim jazzowym debiucie dwójka młodych artystów uchwyciła esencję kompozycji wielkiego Komedy, bez potrzeby by chwytać się przebojowości. Są wielcy, bowiem skoncentrowali się na atmosferze, nastroju i subtelnych brzmieniach.

Głos Joanny Wojtkiewicz znakomicie współgra z wirtuozerskim fortepianem Mateusza Kaszuby, a to tworzy spójną całość. To niezwykle udany projekt, który łączy klasyczne kompozycje z nowoczesnym podejściem do jazzu. Czekam na duży krążek w 2025 roku.

 

25. Brodka – „Wawa”

 

Powstanie Warszawskie inspiruje nowe pokolenia polskich artystów i muzyków. Miniony rok przyniósł znakomity krążek „WAWA”, album sygnowany przez Monikę Brodkę. Wydawnictwo jest wyjątkowym projektem upamiętniającym 80. rocznicę Powstania Warszawskiego. Album, który zaskakuje zróżnicowaniem dźwięków i metafor, gdzie Monika Brodka jest tak naprawdę przewodnikiem niż główną postacią płyty. „WAWA” łączy w sobie potoczyście wizje przeszłości z teraźniejszością muzyczną w alternatywnych i jazzowych kontekstach i nawiązaniach.

Monika Brodka oddaje głos różno stylowej muzyce, gościom i samej Warszawie. To nie tylko muzyczny hołd dla stolicy Polski i opowieść o jej skomplikowanej historii, ale przede wszystkim przyczynek do odpowiedzi na pytanie „Kim Warszawa jest dla nas, współczesnych”.

Płyta zadowoli największych muzycznych malkontentów. Poraża różnorodnością gatunków, bo oprócz pop, rocka jest i punkowe granie, oraz jazzowe elementy. Jest Wojna!z repertuaru Brygady Kryzys w brawurowej wersji WaluśKraksaKryzys a obok interpretacja Moniki Brodki Spotkania z Warszawą” z repertuaru królowej polskiej piosenki Ireny Santor.

Mnie zachwyciły instrumentalne nagrania jazzowych Wrocławian z EABS, którzy wyczarowali swoją wersję „Snu o Warszawie” Czesława Niemena czy psychodeliczna i jeszcze mroczniejsza wersja „Warszawy” Davida Bowie w wykonaniu zespołu Księżyc z udziałem Brodki.

Znajdziemy też odrobinę rapu z energetycznym Hadesem („Moja droga”) i wspaniały, eksperymentalny Hejnał Warszawski” w wykonaniu Marcina Maseckiego i Sama Gendela.

Długograj jest wielowymiarowym dziełem wymagającym uwagi, który z każdą odsłoną przynosi nowe emocje i znaczenia. To rodzaj muzycznej wędrówki przez tożsamość, historię i symboliczność Warszawy. „WAWA” to nadzwyczajny koncept – album, który wciąga słuchacza w sieć subtelnej refleksji nad historią, współczesnością i przyszłością stolicy.

 

24. Mary – „Widy styczniowe”

 

Mary – muzyczna podróż w głąb polskiej tradycji i mrocznych legend

Kibicuję grupie Mary od momentu, kiedy usłyszałem ich debiutancką EP-kę „Mary”. Zespół założony przez Oskara Gowina i Jakuba Regulskiego to powiew świeżości na polskiej scenie muzycznej. Ich twórczość to unikalna mieszanka black metalu, hardcore’a i punka, podana w charakterystycznym dla Mar (zwidów somnambulicznych, albo przyrządu na które kładziemy truchła) , polskim stylu, gdzie pobrzmiewają słowiańskie echa.

Najnowszy album zespołu „Widy styczniowe”, to dzieło, które śmiało można przyrównać do przełomowego debiutu Lao Che „Gusła”. Muzyczna podróż w przeszłość, wypełniona ludowymi odniesieniami i atmosferą m.in. mojej ukochanej Zamojszczyzny, oferuje coś więcej niż tylko muzykę – to pełnoprawna opowieść, zakorzeniona w polskiej kulturze i tradycji.

 

„Czartowe Pole” – serce płyty

Jednym z najważniejszych punktów albumu jest trzeci singiel, Czartowe Pole. Utwór ten to nie tylko muzyczna perła, ale także fundament całej płyty. Opowiada on o legendzie z Roztocza – o przeklętej karczmie, która zapadła się pod ziemię, oraz o skrzypku zmuszonym przez diabły do wiecznej gry. Ta opowieść, bogata w mroczne metafory, sięga korzeniami polskiej tradycji i ludowych podań. Co więcej, tekst utworu inspirowany jest wierszem Bolesława LeśmianaKarczma”, co dodaje mu literackiego sznytu i głębi.

Nie sposób pominąć gościnnego występu Tuji Szmaragd, charyzmatycznej wokalistki zespołu Wij, która swoimi wokalami nadała temu utworowi mistycznego charakteru. Muzycznie kompozycja nawiązuje do ludowych melodii, które polscy romantycy wynieśli na piedestał, a w interpretacji Mary zyskują nowoczesny, choć surowy wydźwięk.

Mary – archetypiczny głos polskiej wsi i jej mroczne oblicze z rebelią w tle

Mary to zespół, który śmiało sięga po tematykę polskiej wsi, jej tradycji, legend i wierzeń. Gusła, przesądy, a także historie morderstw, głodu i rebelii – wszystko to składa się na niepokojącą, ale fascynującą narrację albumu. Wiele utworów opowiada o sielskiej wsi, jednak ukazanej w jej brutalnym, XIX- i XX-wiecznym wydaniu. Przykładem tego jest kawałek „Wyzwolenie kosiarza”, traktujący o buncie chłopów przeciw wyższym klasom.

Pod tym względem Widy styczniowe przypominają album „Murder Ballads” Nicka Cave’a – Mary opowiadają mroczne historie, które jednocześnie przerażają i fascynują. Każdy utwór to osobna opowieść, której korzenie tkwią w polskiej historii i kulturze. Wspólnym mianownikiem jest jednak zawsze wieś – miejsce magii, przesądów i dramatycznych wydarzeń, ale – to warto podkreślić – jako tło i punkt wyjścia ku współczesnym refleksjom.

Siłą Mary jest ich kolektywna pasja i umiejętność łączenia różnych światów. Trzon zespołu stanowią Oskar Gowin i Jakub Regulski. 

Mary to grupa, która śmiało czerpie z polskiej kultury i historii, tworząc muzykę świeżą, autentyczną i poruszającą. Widy styczniowe to album, który warto przesłuchać w całości, by w pełni docenić jego literacki i muzyczny wymiar. To hołd dla polskiej wsi – jej piękna, tradycji, ale i mrocznych tajemnic. Polecam z całego serca – zarówno miłośnikom metalu, jak i wszystkim tym, którzy pragną zanurzyć się w klimacie polskiego folkloru.

 

23. Narrenturm – „Modern Tribal Music”

 

Dwa lata dzieli albumy „Northern Lights” od wydanego w maju 2024 „Modern Tribal Music”. I powiem krótko: znowu wielkie oczarowanie i ekscytacja słuchania! Na longplayu rozbrzmiewają świeże, intrygujące nagrania, będące odważną mieszanką różnych światów muzycznych. Metalizujące i gęste riffy tętnią energią, tworząc solidną bazę, która jednocześnie otwiera przestrzeń dla zaskakujących, różnorodnych wpływów. Progresywne struktury rozwijają się tu z finezją, prowadząc słuchacza przez meandry dynamicznych zmian tempa i nastroju, niczym podróż przez emocjonalne pejzaże.

I to pierwsze moje skojarzenie, impresyjna wizja po pierwszym przesłuchania. „Modern Tribal Music” płytą pejzażową z różnych zakątków świata, stref czasowych i klimatów. 

Nie brak tu również nawiązań do zimnej, hipnotycznej estetyki – kryształki zimno falowego dron metalu wypełniają powietrze ciężkim, niemal mglistym brzmieniem, budując klimat pełen napięcia i melancholii. Te dźwięki zdają się być jak echo industrialnych przestrzeni, w których surowość i mrok stają się formą artystycznego wyrazu.

Płyta jest jak żywy organizm – zmienia się, pulsuje, raz prowadzi ku eksplozji gitarowej furii, by za chwilę uspokoić słuchacza onirycznym pasażem dźwięków, które zdają się zatracać czas. To dzieło stworzone z myślą o tych, którzy cenią zarówno techniczne mistrzostwo, jak i emocjonalną głębię, wyznaczając nowe granice w symbiozie różnych gatunków muzycznych. Ale po kolei redaktorze Wybranie!

„Wieża wariatów, szaleńców”, bo tak można z języka Goethego tłumaczyć nazwę Narrenturn, działa od 2007 roku i jest jednym z niewielu grup, które nie boją się eksperymentować z eklektyzmem muzycznym tworząc jakościowo nowe pejzaże dźwięków bez stawania się epigonami wielkich marek.

Znajdziemy to w znakomitym wydaniu i na albumie „Modern Tribal Music”. Płytę otwiera prawdziwy strzał, mroczny Under The Stars, który rozwija się w potok energii For Reasons Unknown”. Rozkoszą dla metalowych uszu jest doom-metalowy

Vagabond, który zawiesistością dźwięków i melodyką przywołuje legendarne Black Sabbath i Type O Negative.

 

Nie wiem, czy czytali pozycje o muzyce filozofa Rogera Scrutona, ale – co mnie cieszy – Narrenturm śmiało eksperymentuje z rytmem, oferując słuchaczom intensywne muzyczne doświadczenie a nie powtarzalną często kalkę brzmień i przewidywalności. Jako przykłąd podam transowy Death Dance i refleksyjny, co nie znaczy balladowy I Bid You Farewell.

Nazwa nawiązującą do „wieży wariatów” odzwierciedla ich nieszablonowe, nowatorskie i czasem (dla niektórych) kontrowersyjne podejście do tworzenia. „Modern Tribal Music” to esencja ich unikalnego stylu, który trudno jednoznacznie sklasyfikować, co jako dziennikarz muzyczny uwielbiam.

W Narrenturm usłyszycie zdolnych muzyków, którzy pokazują siłę polskiej muzyki: Methuselah (elektrofony, śpiew), Juchniewicz PG (perkusja i chórki), Maciej Pandzioch (gitara, głos), Grzegorz Bajdała (akustyczności na żywo), Ivar (gitara) i Igor John (bas).

 

22. SOUNDSCAPE – „Revival”

 

Formacja Soundscape powróciła po dekadzie z wielką klasą z minionym roku z najnowszym materiałem. Na EP-ce „Revival” znajdziemy cztery utwory. Być może ktoś  zadziwi się i spyta: po co nagradzać krótkie EP-ki zamiast pełnowymiarowych płyt? Ja odwiecznie mawiam: Nie ilość, nie rozpraszające blichtry okładek i wydań, ale muzyczna jakość się jedynie liczy!

SOUDSCAPE A.D. 2024 skręcił z torów monumentalnych, ciężkich niczym ołowiane chmury nad Wyspami prog – metalizujących dźwięków znanych z debiutu fonograficznego „Synæsthesia Deluxe” (2014) i obrali podróż w kierunków stacji: modern prog rock z odrobiną baśniowego cinamatic rock i smart rocka.

I powiem, że zmiana podróży wyszła zespołowi na dobrem ku uciesze fanów, której grupie przybywa!

 

Już otwierający EP-kę nagranie „Shooting Stars” przynosi nam melodię, radiową szlagierowość i porywającą gitarową solówką, która idealnie balansuje między biegłą, techniczną wirtuozerią a emocjonalnym wyrazem. Ta kompozycja powinna być radiową wizytówką zespołu, do czego kolegów z innych rozgłośni zachęcam.  

„Scattered”/ „Rozproszony” („Rozwiany”) jest delikatną i pełną refleksji balladą, która łagodzi tempo. Jej gorzkie, społeczne przesłanie przenika przez subtelne linie wokalne i oszczędne aranżacje, tworząc melancholijną, ale zarazem niepokojącą, nieco dystopijną atmosferę.

Centralnym punktem wydawnictwa jest bez wątpienia „Kill You Thousand Times”, prawie dziesięciominutowa, epicka kompozycja, która zachwyca bogactwem dynamicznych zmian tempa i ciężkich gitarowych riffów. W niektórych momentach utwór wywołuje skojarzenia z twórczością Iron Maiden (i to nie żaden żart) Porcupine Tree, dzięki umiejętnemu połączeniu progresywnej złożoności z mocnym, emocjonalnym ładunkiem. Instrumentalne partie przeplatają się z klimatycznymi przestojami, tworząc napięcie i dramaturgię, która nie pozwala się oderwać aż do samego końca.

EP-kę zamyka „The Diary” utwór o nostalgicznej melodii, wyraźnie ciążący ku klasycznym brzmieniom legendarnych Talk Talk i Simple Minds, podany jest w nowoczesnej, bardziej nastrojowej formie. Porywający tekst porusza tematy pamięci i utraty, wzmacniając emocjonalny wydźwięk kompozycji. Kulminacją jest przepiękne solo gitarowe Krzysztofa Siryka– pełne uczucia, ale i technicznej precyzji – które zostawia słuchacza z nutą refleksji, zamykając wydawnictwo w wyjątkowo poruszający sposób. Myślałem, że tylko Szymon Brzeziński (ex – Abraxas) potrafi gitarowo dać tyle emocji, ale Krzysztof Siryk też jest zmierzchowym magiem sześciu strun.

Krytycy zgodnie podkreślają zarówno dojrzałość, jak i świeżość, jakie niesie ze sobą „Revival”. Materiał wyróżnia się spójnością i nowoczesnym podejściem do progresywnego rocka, co doskonale wpisuje się w aktualne trendy gatunku. Album zdaje się świadomie nawiązywać do klasycznych korzeni, jednocześnie eksplorując nowe kierunki, co nadaje mu wyjątkowego charakteru.

Ja dorzucę, że na wyraźnej transformacji stylistycznej SOUNDSCAPE skorzystali, ale wygranymi jesteśmy my! – słuchacze. Bowiem odrodzenie w zupełnie nowej formie dowodzi artystycznej elastyczności i zdolności do redefinicji własnego brzmienia, aby ruszyć dalej. Dodatkowym atutem „Revival” jest dbałość o detale (od aranżacji, przez brzmienie, aż po koncepcyjne podejście do kompozycji). Widać wkład pracy i czuć pogłosy wielu twórczych burz.

Całość wydaje się być poprowadzona z pełną świadomością i precyzją, co czyni album dopracowanym w każdym aspekcie. I jest to dzieło, które nie tylko pozytywnie zaskakuje, ale przede wszystkim angażuje słuchacza i pozostawia na nim trwałe wrażenie.

EP-ka Revival” to nie tylko reaktywacja i metamorfoza zespołu, ale także zapowiedź nowego rozdziału w ich twórczości na który czekam! Dodam, że EP-ka została wydana przez Lynx Music i jest do kupienia w dystrybucji Rock Serwis (tutaj kliknij link) – kup „Revival”

Ekipę SOUNDSCAPE tworzą: Krzysztof Siryk (gitary), Przemysław Zubowicz (śpiew, glos), Mariusz Bieniasz (perkusja) i Tomasz Marmol (gitara basowa). 

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI, O CZYM INFORMUJE OPOWIADAJĄCY O ALBUMACH ROKU 2024 TOMASZ WYBRANOWSKI

Tutaj do wysłuchania program o albumach z miejsc 30 – 40:

Tutaj do wysłuchania audycja o albumach z miejsc 41 – 50:

 

RADIO WNET – MUZYKA WARTA SŁUCHANIA 

 

Top 50 Rocka: Piąta „dziesiątka” najważniejszych polskich albumów roku 2024. Opowiada Tomasz Wybranowski

Rok 2024 zapisał się złotymi nutami na kartach polskiej muzyki. Od kameralnych koncertów w klubach po wielkie festiwale pod otwartym niebem – każdy fan muzyki mógł znaleźć coś dla siebie.

 

Byliśmy świadkami triumfalnych powrotów legend, odkryć nowych talentów i przełomowych albumów, które podbiły serca słuchaczy. A ich znakomita większość była „albumami tygodnia” Radia Wnet.

Polska scena muzyczna w 2024 roku nie tylko zaskakiwała różnorodnością, ale także udowodniła, że jesteśmy potęgą, z którą trzeba się liczyć na światowej mapie dźwięków.

Tomasz Wybranowski 


Tutaj do wysłuchania program o albumach z piątej „10” zestawienia Radia Wnet:


 

 

50. kilka czułości – „LAWENDA”

Nasz zbiór najważniejszych albumów roku 2024 otwiera „LAWENDA”, czyli druga płyta zespołu <<kilka czułości>>. Znajdą Państwo na niej dziewięć subtelnych utworów z pogranicza folkowej ballady, piosenki autorskiej ze sznytem poezji śpiewanej, które tworzą opowieść o poznawaniu siebie.

Płyta jest przepełniona zwiewnymi brzmieniami, opartymi na żywym instrumentarium i emocjonalnym, o pięknym odcieniu, głosie wokalistki Anny Kamińskiej, która jest centralną personą zespołu. Piosenki łączą elementy folkowe z lekką popową przejrzystością, oferując muzykę uspokajającą i pełną pozytywnych emocji.

Motyw lawendy symbolizuje spokój, dobrobyt i przynosi pozytywne zmiany, a to znakomicie widać w muzyce zespołu, która, mimo swojej spokojnej natury, nie unika energetycznych akcentów. Anna Kamińska to królowa onirycznych pieśni z głębią smutnej miłości („Kim jestem”), ale na długograju znajdziemy także dynamiczne utwory, że wymienię „To nie my” z gościnnym udziałem Filipa Laszuka czy „Koniec świata”.

„LAWENDA” to album pełen oryginalnych aranżacji i różnorodnych odcieni muzycznych, z bogatymi tekstami, które łączą przyrodnicze i miłosne motywy. Zespół tworzy przestrzeń, która daje poczucie schronienia, a jego brzmienie oraz niebanalne treści potwierdzają jego klasę. Choć momentami płyta jest staje się nieco patetyczna, to całość pozostaje świeża i wciągająca. To ważny krok w muzycznej podróży zespołu kilka czułości, gdzie obok Anny Kamińskiej także Emil Smardzewski, Filip Turkowski, Mikołaj Główczyński oraz Jakub Jugo.

 

 

49. Olga Bończyk – „Wracam”

Album „Wracam” Olgi Bończyk, aktorki i piosenkarki, dla której łaskawie czas nie ma znaczenia, to niezwykły projekt, który stanowi most powrotny artystki do początków jej kariery muzycznej. Na płycie znajdujemy dwanaście kultowych utworów polskiej muzyki rozrywkowej i rockowej, takich jak „Zawsze tam gdzie Ty” (Lady Pank) czy znakomite „Embarras” (Irena Santor), które Bończyk interpretowała a capella – jedynie przy użyciu swojego głosu.

Aranżacje Jacka Zameckiego wyróżniają się bogactwem wokalnych warstw, co nadaje utworom głębi i rytmicznej złożoności.
Płyta, inspirowana współpracą Bończyk z Spirituals Singers Band z lat 80., łączy klasykę z nowoczesnym podejściem, oferując świeże, swingujące wersje znanych piosenek. W szczególności wyróżnia się część albumu poświęcona melodiom z dobranocek, takich jak „Pszczółka Maja” czy „Bolek i Lolek”, które artystka przekształca w jazzowe frazy, pokazując swoje wokalne i aktorskie talenty.

„Wracam” to album, który wyróżnia się na tle współczesnych produkcji i stanowi wartościową propozycję dla słuchaczy szukających głębszych, bardziej złożonych interpretacji klasyki polskiej muzyki rozrywkowej.

 

48. Uniatowski – „Uniatowski”

 

Album „Uniatowski” to drugi autorski album Sławka Uniatowskiego, który zaskakuje nie tylko paletą różnorodnych stylów, ale i jego dojrzalszym podejściem do muzyki. Artysta, który samodzielnie zaaranżował i wyprodukował longplay, zespolił taneczne rytmy z melancholijnymi balladami, inspirowanymi muzyką lat 70. i 80. XX wieku, z jaśniejącymi jazzującymi opowieściami ze sznytem szlachetnego pop.

Refleksyjna pieśń „Gdy płonie świat” z tekstem Janusza Onufrowicza wyróżnia się na tle innych utworów i jest ozdobą albumu obok takiej perełki jak „Naiwna”. Od siebie dodam, że jako słuchacz by cały materiał był po polsku, jednolity językowo.
Album „Uniatowski” pokazuje artystę jako twórcę wszechstronnego, gotowego do eksperymentów, ale równocześnie nie zapominającego o korzeniach muzycznych, które kształtowały jego karierę. Choć płyta w pewnym sensie jest próbą ucieczki od łatki wokalisty retro wspominającego lata 70. i 80. XX wieku, Sławek Uniatowski wciąż pozostaje w kręgu stylistyki artystów takich jak Zbigniew Wodecki czy Andrzej Zaucha, co stanowi o jego artystycznej sile. On dorównuje ich wielkości!

 

47. Niesamowita Sprawa – Zwykłe piosenki”

 

Niesamowita Sprawa to zespół, który początkowo funkcjonował jako akustyczny duet, znany w Poznaniu z występów na ulicach i deptakach. Z czasem rozrósł się i zaczął zdobywać doświadczenie na różnych imprezach i festiwalach, zarówno plenerowych, jak i klubowych, że wymienię Bangarang Festival 3.

Ich muzyka łączy elementy miejskiego folku, akustycznego punka i piosenki poetyckiej, czasami subtelnego marynarskiego reggae („Pieśń pełno mleczna”), to zespół sam określa swoją twórczość mianem „zwykłych piosenek”. Ich utwory są energetyczne, z inteligentnym przekazem, co pozwala im zdobywać szerokie grono fanów. W swoich tekstach starają się łączyć prostotę z szczerością, oferując muzykę, która ma rozśmieszać, ale nie w sposób głupi czy prostacki, czego pełno w dance – popowym polskim światku.

Michał Iskra, lider zespołu Niesamowita Sprawa, opowiada często o tym, jak zespół zaczynał od grania na poznańskich ulicach i w małych barach, aby zyskać wierną społeczność. co pozwala mu dziś grać przed pełnymi klubami. Zespół zbudował silną więź z fanami, którzy regularnie odwiedzają ich koncerty, przyciągając także nowych słuchaczy.

Piosenki Niesamowitej Sprawy mimo, że wydają się być proste na pierwszy ruch ucha, ale by je zgłębić i docenić trzeba umieć słuchać sercem. Songi NS mają głębię i jakościowy przekaz, który trafia do ludzi.

Zespół uważa, że ich wzrost popularności wynika nie tylko z muzyki, ale i z wyjątkowej społeczności, która powstała wokół nich. Wspólnie z fanami tworzą atmosferę, która sprawia, że koncerty nie nudzą się, a obecność na nich staje się czymś wyjątkowym.
Michał Iskra jest dymny z opublikowanego ostatnio dokumentu „Incredible Hooligans”, w którym uchwycono historie ich najbardziej wiernych fanów, którzy wyjaśniają, dlaczego wracają na koncerty Niesamowitej Sprawy. Zespół wydał wcześniej EP „Fararaj” oraz utwór „Pomylone Garry”.

W finale napiszę tak, że Irlandia miała swojego Shane’a MacGowana i The Pogues, a my mamy w Polsce Michała Iskrę i band, co się zowie Niesamowita Sprawa!!!

 

46. Krzysztof Cugowski – „Wiek to tylko liczba”

 

Krzysztof Cugowski, ikona polskiego rocka, powrócił z albumem „Wiek to tylko liczba”, który wskazuje wyraźnie, że wiek to jedynie kwestia perspektywy i wszystko zależy od nas! Płyta łączy dojrzałą wrażliwość wokalisty z energią i pasją, które towarzyszyły mu w młodszych latach.
Krzysztof Cugowski nie boi się eksperymentować, łącząc klasyczny rock z elementami pop i akustycznymi brzmieniami. W tekstach piosenek, które tętnią życiową mądrością, tchnie przede wszystkim optymizm i nadzieja.

W gronie najważniejszych utworów z długograja wynotowałem „Ścięte głowy”, mocny, energetyczny rock, który oddaje ducha albumu, tytułowy „Wiek to tylko liczba”, „Panaceum” oraz „Jestem z dzikiego kraju”, z tekstem, który wykracza poza utarte schematy, bowiem porusza głębsze, bo nasze „polsko – polskie” tematy.
Jeśli chodzi o tekściarzy, to Krzysztof Cugowski zgromadził prawdziwą armię najznamienitszych ludzi rockowego pióra z Januszem Onufrowiczem, Andrzejem Mogielnickim, Wojciechem Byrskim czy Andrzejem Sikorowskim (przepiękny tekst do zamykającego płytę „Lecę nad miastem”). Ciekawostką jest fakt, że najmłodszy syn Cugowskiego Chris napisał metafory dla taty.

 

45. Knedlove – „Triumf sztuki nad rozumem”

 

Album „Triumf sztuki nad rozumem” to drugi krążek zespołu Knedlove, wydany 26 kwietnia 2024 roku. Knedlove to Eliza Sicińska z jej charakterystycznym głosem, gdzieś między bluesem (bluegrassem) a jazzowymi frazami spowitych w nowoczesnych brzmieniach (przepysznej urody, wielce rozkołysany „Fading”). Knedlove to także Kacper Chmura, gitarzysta, który także znakomicie śpiewa.

Zwróćcie uwagę na przepiękny, akustyczny, wieczorny gitarowo – fortepianowy tkwiący z najczystszym bluesie przełamanym w southern – rock „Everything”. Cudo albsolutne!!!

Twórczość grupy łączy wiele gatunków muzycznych, takich jak rock, blues, czasem jazzująca swingowość gitarowa, tworząc oryginalny styl, który wyróżnia się na tle innych. Zespół, będący „życiowo-muzycznym” duetem, wzbogaca swoje utwory o emocjonalną głębię, co nadaje im wyjątkowy charakter.
Album jest elegancki, trzymający słuchacza w fotelu artyzmu, maestrii chwili, którą pięknie się przeżywa. „Triumf sztuki nad rozumem” nadto charakteryzuje się subtelnymi harmoniami korzennymi (blues, rock, bluegrass), które jeszcze bardziej nadają piosenkowego wymiaru płycie. Jedyna uwaga, to brak potoczystości językowej. Nie ukrywam, że piosenki śpiewane po polsku wypadają nieco gorzej przy tych spiewanych po angielsku.
Odnotuję, że na albumie udzielał się nasz radiowo Wnetowy przyjaciel Borys Sawaszkiewicz, członek kolektywu Chango i współpracownik Piotra Cugowskiego, który zagrał na instrumentach klawiszowych. Sekcja znakomita a w rolach głównych Adam Partyka (perkusja) i (Miłosz Skwirut (gitara basowa, kontrabas).
Najważniejsze utwory to tytułowy i założycielski „Knedlove”, wspomniany już „Fading”, „Everything”, „The Place To Be” i „Niewiele więcej” – dynamiczna piosenka z wpływami southern rocka.

Płyta „Triumf sztuki nad rozumem” to album, który jest jednym z najprzyjemniejszych zaskoczeń mijającego roku 2024!

 

44. Krzysztof Zalewski – „ZGŁOWY”

Po czterech latach od krążka „Zabawy”, Krzysztof Zalewski powraca z albumem „ZGŁOWY”, który łączy rock, punk, rap, funky oraz kojące ballady. Jest to płyta bardziej szczera, surowa i bezpośrednia niż poprzednie, nagrana na setkę by zakląć na płycie koncertową energię i szlif. Zalewski w swoich refleksyjnych tekstach dzieli się osobistymi przeżyciami, które łatwo można poczuć jako własne.

Album otwiera utwór ZGŁOWY, który zdominowany jest przez rap i emocjonalny refren. W kolejnych kawałkach artysta eksperymentuje z różnymi stylami, jak w balladzie „Kochaj” czy radosnym, pełnym zachwytu „Edith Piaf”, który stał się jednym z ulubionych utworów redaktora Wybrana.
Uciekaj jest melancholijną refleksją o Polsce i narkotykach, natomiast O deszczu przywołuje temat miłości, z nutką inspirowaną hitem z albumu „Works” Queen. Mamo to wzruszająca, funkowa piosenka o zmarłej matce, a Sztormy i ulewy to kolejna melancholijna ballada. Płytę zamyka zaskakujący utwór „Da Capo al Fine”, zaśpiewany po włosku, z delikatnymi dźwiękami gitary klasycznej.

„ZGŁOWY to album na miarę Fryderyków!” – słychać zewsząd w tym uwodzicielsko – sprzedajnym i jakże fałszywy polskim muzycznym szołbisnesie. No nie wiem, nie wiem … patrząc na casus Vito Bambino – Mateusza Dopieralskiego i jego znakomitego krążka „Pracownia”.

Za Krzysztofem Zalewskim nigdy nie przepadałem, ale dziś muszę oddać sprawiedliwość, że nagrał znakomity album. Znajdziemy na nim bardzo dobry wokal, piękną, wpadającą w ucho muzykę, a przede wszystkim szczere, emocjonalne teksty, czyli wszystko, czego pragnie fan polskiej muzyki popularnej.

Zalewski pomieszał w swojej kuchnio – pracowni dźwięków i gatunki, i style dzięki czemu słuchacz nie ma prawa się nudzić czy też pominąć jakiś utwór. Ta płyta jest po prostu rewelacyjna i dlatego nie zdziwię się – znając masz muzyczny rynek „królików” i ich nagród – , jeśli nawet nie zostanie choćby nominowana do nagrody albumu roku. Ranga Fryderyków spada i staje się odpustową i niewiele znaczącą ozdobą…

 

43. MEDIANA – „Monologue” EPka

Album „Monologue” autorstwa Diany Paterek, występującej pod pseudonimem MEDIANA, to przepiękna, introspektywna propozycja dla miłośników dark ambientu oraz muzyki filmowej. EP-ka, składająca się z pięciu kompozycji, zachwyca głównie przez subtelną grę wiolonczeli, która stanowi bazę wszystkich nagrań.

Muzyka Mediany – Diany z „Monologue” jest niezwykle obrazowa. Poetycko i przestrzennie buduje mroczny, post apokaliptyczny świat, który idealnie pasowałby do poetyckiego filmu.
Krótkie, ale intensywne kompozycje, takie jak „Alive Through Memories” czy „Cold as in Winter” wciągają słuchacza w głęboki, emocjonalny stan, balansując między klasycznym mistrzostwem a ambientową estetyką.
Album ma spójną strukturę, której kolejność utworów tworzy jednolitą narrację, pełną napięcia i subtelnych niuansów. EPka „Monologue” oferuje bogaty świat dźwięków, który stwarza pojemną przestrzeń na wyobraźnię, o której istnieniu dzisiaj zapominamy. Sama wiolonczela Diany Paterek w tej produkcji brzmi po prostu zjawiskowo.

To najtkliwsza muzyka, jaką możecie sobie wyobrazić do poetyckiego filmu. Jest ona pełna emocji, subtelności i artystycznej wyrazistości. Czekam na dużą płytę! – mawiam ja, Wybran.

 

42. massel – „Tęskno mi”

 

Od wielu, wielu lat powtarzam, że prawdziwa poezja i prawda o życiu i świecie kryje się na produkcjach spod znaku rapu i hip hopu z przyległościami. Pierwszym, ale nie ostatnim dowodem na potwierdzenie moich słów jest album „Tęskno mi”, fonograficzny duży debiut Michała Massela, artysty działającego pod własnym nazwiskiem od 2022 roku.

Te dziewięć nagrań to bardzo osobisty projekt, w którym producent i autor łączy alternatywne brzmienia z hip-hopową energią, tworząc melancholijną, pełną emocji nie tylko muzyczną przestrzeń.

Płyta jest refleksyjną podróżą od dzieciństwa, przez dorastanie aż po wyzwania współczesnego życia, szczególnie w kontekście bycia rodzicem.
Michał Massel tworzy na płycie klimatyczne, subtelne kompozycje, w których gitara, bas, klawisze i perkusja współpracują z lirycznymi, często poetyckimi tekstami. Szczególną uwagę zwracają utwory takie jak „Lukier” (z gościnnym udziałem Oliwi Twardosz), gdzie gitara i wokal tworzą nastrojową całość, oraz „Pokrzywione niebo” (z anielskim głosem Marii Jurczyńskiej), który wyróżnia się głębią emocjonalną metafor i ich ponadczasowym naddaniem.

 

Wielką wartością albumu jest także piosenka „Plac zawód”, która staje się lirycznym mostem między dzieciństwem a dorosłością, pomiędzy niewinnością i wiarą, [że świat może być piękny – ergo można go zmienić], a zderzeniem ze ścianą szarych faktów i bolączek. W utworze tym gościnnie występują Bisz i znakomita i baśniowa Maria Jurczyńska.

Album „Tęskno mi” jest pełen intymności i szczerości. Dzięki doskonałym warsztatom tekściarskim i autentycznemu podejściu do twórczości Michał Massel zbudował projekt, który porusza i zmusza do refleksji, nie szukając komercyjnych środków wyrazu. Ale także maestria twórczości i umiejętności, która zyskuje jeszcze więcej mocy „na żywo”, co potwierdza nagranie Live Session w brzuchu YouTube’a.

 

41. Brighter Colours – „Magnolia”

 

Debiutancki album „Magnolia” zespołu Brighter Colours, wydany 26 stycznia, to propozycja dla fanów indie i alternatywnego rocka. Zespół, założony w 2022 roku w Krakowie, łączy popowe melodie, zmierzchowe rytmy i nostalgiczne ballady z wpływami indie, alternatywy oraz folk-rocka, czerpiąc inspirację z krakowskiej sceny alternatywnej. Ich eklektyczne brzmienie to miks gitar, syntezatorów i energetycznych bitów, z wyraźnym wpływem lat 70. oraz psychodeliki.

W skład zespołu wchodzą: Jake Koch (gitara, wokale), Michał Pietraszek (syntezatory), Kasia Kobuszewska (bas, wokale) i Bartek Pąprowicz (perkusja). Album wyróżnia się emocjonalnymi tekstami, dwugłosami damsko-męskimi (szczególnie w „The Big Idea”) oraz charakterystycznym głosem Kocha. Największą perełką płyty jest tytułowa „Magnolia”, która stanowi serce całej produkcji.

Zespół zyskał uznanie po wydaniu EP „Spacement Tapes” w 2022 roku, wyróżnionym podczas II Skała Rock Festival. „Magnolia” to płyta, która łączy indywidualny, młodzieńczy styl grupy z czystym pięknem i klasycznym brzmieniem. Mam nadzieję, że informacje o ich rozpadzie nie potwierdzą się! A jeśli tak się dzieje, to prośba ode mnie: Wracajcie do Siebie!!!

Tomasz Wybranowski

 

Quiet Sirens – magiczna opowieść z bezpowrotności. Album The Story of No Reverse płytą listopada Radia Wnet

Quiet Sirence z albumem "The Story of No Reverse" zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem. Tomasz Wybranowski

Quiet Sirence z albumem "The Story of No Reverse" zasłużenie zyskało uznanie krytyków muzycznych i słuchaczy, nie tylko jako wyjątkowe doświadczenie artystyczne na polskiej scenie muzycznej, ale także za nową jakość, którą określam cross art rockiem. Tomasz Wybranowski

Quiet Sirens zdobyli uznanie za swoją wizję syntezy art rocka ze szczyptą psychodelicznego grania i kroplą funku oraz domieszką nowo – romantycznych odniesień z balansem rytmu i melodyki.

Quiet Sirens to warszawski zespół art-rockowy, który istnieje od 2020 roku. Założyli go trzej muzycy Michał Świtalski (gitara basowa), Jakuba Długokęckiego (perkusja) i Rosjanin osiadły w Polsce Andriej Pronoz, który używający pseudonimu Andy Gracefall, (metafory, śpiew, gitara). Po kilku miesiącach skład bandu poszerzył się o kolejnych instrumentalistów: Władka Janickiego (saksofon, instrumenty klawiszowe) i Tomka Remiszewskiego (gitara solowa).

Obok rockowych i art rockowych klimatów dodatkowe brzmienia dodają aksamitna barwa saksofonu i klawisze, raz progresywne raz melodycznie synth popowe. Quiet Sirens zdobyli uznanie za swoją wizję syntezy art rocka ze szczyptą psychodelicznego grania i kroplą funku oraz domieszką nowo – romantycznych odniesień z balansem rytmu i melodyki.

Nazywam to cross art rockiem! Całość albumu o którym mowa to pełne zjawiskowości i dźwiękowych kontrastów muzyczne dzieło. Album „The Story of No Reverse” to album listopada Radia Wnet, o czym donoszę z radością. Okładkę zdobi obraz mojego przyjaciela, znakomitego dziennikarza muzycznego Radka Rucińskiego.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z muzykami Quiet Sirens – Andriejem Pronozem i Tomkiem Remiszewskim:

 

Moja recenzja albumu „The Story of No Reverse” 

„The Story of No Reverse” to  imponujące dzieło konceptualne, które w pełni odzwierciedla ich unikalne podejście do art-rocka i materii słowa, które może być terapeutycznym wyjściem z matni, ale i przekazem dla słuchaczy o słuszności hipotezy, że

pogodzenie się człowieka ze sobą i światem jest początkiem drogi świadomej nie tylko do realizacji marzeń, ale przede wszystkim akceptacji swojego jestestwa. Znakomitym tego przykładem są słowa Andrieja w piosence „Last Dance”.

Jest to album głęboko osobisty i pełen emocji, łącząca w szacie  muzycznej różnorodne style muzyczne. Dla mnie bardziej niż  wciągające są teksty wokalisty Quiet Siren – Andrieja Pronoza (Andy Gracefall) pełne psychoterapeutycznych odniesień i przypowieści człowieka odradzającego się po wielu złych wyborach i wybitnościach życia.

Znakomicie to czuć i słyszeć szczególnie w nagraniach „Quench” i „Sheet Show” – jednych z najlepszych nagrań w zestawie dwunastu piosenek i trzech muzycznych przerywników – mostów łączących trzy poziomy długograja.

Andriej – Andy Gracefall, autor tekstów i wokalista, zamyka w tych opowieści swoje niełatwe doświadczenie życiowe. Ale to nie tylko spowiedź, bowiem słuchaczowi oferuje neony latarni na krętej drodze ku lepszym wyborom.

Najlepsze (moim zdaniem) kompozycje

Album składa się z 12 pełnych utworów oraz 3 interludiów, które spajają historię w jedną, spójną narrację. Oto lista utworów z krótkimi tłumaczeniami tytułów i charakterystyką:

  • „Shallow Waters” (Płytkość Wód) – kunsztownie tkany epickim rozmachem otwieracz z ambientowymi i pełnymi światła partiami saksofonu i melodyjnymi klawiszami. To zaproszenie do refleksji nad powierzchownością ludzkich decyzji i naszym przebodźcowaniem, które skutecznie odstrasza od prawdziwego życia.
  • W „Sheet Show” (Spektaklu Chaosu) napotykamy nowoczesny rock, nieco stonerowy zbity z dynamicznym rytmem kontrastują z subtelnością wokalu Andy’ego.
  • Dla odmiany w „Sophisticated Goodbye” (Wyrafinowanym pożegnaniu) jesteśmy świadkami nastrojowego, pełnego melancholii pożegnania podmiotu lirycznego ze swoim starym „Ja”. Aksamitny saksofon dodatkowo ociepla nagranie czyniąc go zmierzchową (pół)balladą na długie jesienne wieczory. Pełne gwieździstej – zmierzchowej pogody nagranie.

 

 

Stonerowe gitariady odnajdziecie w tytułowym „Road with No Reverse” (Drodze Bez Powrotu). W tej piosence cięższe gitarowe riffy  odzwierciedlają nieodwracalność życiowych decyzji. Do zestawu niezwykłości z płyty dorzucę jeszcze bluesowy z jazzowymi inklinacjami  „Quench” (Ugaszenie) , w którym zespół brzmi majestatycznie jak dobrze naoliwona rockowa szafa grająca z zawartością płyt w wielu stylach. Melanż dźwięków jak najbardziej udany!

No i jeszcze mój faworyt  „Like Robots Do” (Jak Roboty czynią) , który w finale – gdyby dzisiaj żył Salvador Dali – mógłby użyć do ilustracji słynnego filmu „Pies andaluzyjski”. Nadzwyczajne, bo niespodziewane surrealistyczne zakończenie w stylu operowym, pokazuje nas samych w erze ponowoczesności i wszechogarniającej  dehumanizacji w świecie bezdusznej i pośpiesznej mechanizacji. Ale największą estymą darzę pieśń „Run in Circles”.

To piosenkowe cudeńsko!

 

 

Interludia to rozmowy między głównym bohaterem jako dzieckiem i jego dorosłą wersją. W rolach głównych Andriej – Andy i jego synek. Ten zabieg dodatkowo wzmacnia literacki i konceptualny aspekt albumu „The Story of No Reverse”.

Album zachwyca bogactwem brzmień. Oprócz art-rockowych korzeni, Quiet Sirens wplatają elementy psychodeliki, funku i synth-popu z nawiązaniami do nowej fali. Twórcza produkcja Pawła Cieślaka w Hasselhoff Studio wzmacnia eksperymentalne podejście zespołu. Jako przykłąd podam wykorzystanie metalowego łańcucha – naszyjnika jako perkusyjnego akcesorium czy rur wentylacyjnych oraz toczących się kamieni jako dodatkowych instrumentów – przeszkadzajek rytmicznych. Aż pomyślałem o „Some Great Rewards”…

Jeszcze o stronie wizualnej. Okładka autorstwa Radka Rucińskiego idealnie współgra z muzyką, dodając wymiaru wizualnego. Album jest zaprojektowany jak muzyczna książka – historia, którą można odkrywać, przewracając kolejne strony.

Ogólna ocena: A –

„The Story of No Reverse” to przykład cross art rocka – mój patent słownikowy 🙂 – w najczystszej postaci, pełnego emocji i kontrastów. Quiet Sirens z powodzeniem łączą różnorodne style muzyczne, tworząc dzieło jednocześnie nowoczesne i klasyczne.

Album jest też głębokim studium ludzkiej psychiki i wyborów, co czyni go wartym wielokrotnego przesłuchania. Polecam go zarówno fanom progresywnych brzmień, jak i tym, którzy szukają emocjonalnej głębi w muzyce.

 

donosi Tomasz Wybranowski