Artur Setniewski przedstawia na początku historię nazewnictwa miejsca. Przed wojną pełną nazwą było „Norblin, Bracia Buch i T.Werner” i za każdą z części kryje się inna marka. Natomiast sama nazwa po wojnie zmieniła się na „Walcownia Metali Warszawa”. „Fabryka Norblina” jest określeniem skrótowym, które przyjęło się wśród mieszkańców stołecznego miasta.
Wojciech Jankowski zwrócił uwagę na niecodzienny, wyspowy układ przestrzenny obiektu. Dyrektor mówi, że taki zamysł był od początku planowania projektu muzeum:
Jak myśleliśmy o tym, to wiedzieliśmy, że musimy przyjąć taką formę wyspową, ale też brak wyraźnych granic tego, co jest muzealne, a co jest niemuzealne. Wystawa stała naszego muzeum opiera się na 4 głównych ścieżkach zwiedzania: architektura i budynki, maszyny i urządzenia, wyroby i ludzie.
Dyrektor muzeum opowiada także o maszynach, które możemy zobaczyć na żywo. M.in. gilotynę do prętów sprzed I wojny światowej oraz 2 nawijarki, obie produkcji własnej.

Muzeum Fabryki Norblina wyróżnia przestrzeń komercyjna, w której są sklepy, kino i biobazar. Na pytanie o to, czy to dobrze, że taka sfera jest częścią muzeum, dyrektor odpowiada:
Zawsze można coś zrobić lepiej i po jakimś czasie to ocenić. […] Ten teren już w swojej historii miał wpisaną pewną formę rewitalizacji. […] Bardzo dobrym zjawiskiem jest to, że inwestor pomyślał, by w formę wielofunkcyjną wpisać muzeum.
Na koniec Artur Setniewski zachęca, by odwiedzić stronę muzeum i dowiedzieć się w jaki sposób można zwiedzić to miejsce.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
Czytaj także:

