Opozycja mówi językiem zemsty i totalitaryzmu zapowiadając, że będzie zamykać nielubianych przez siebie dziennikarzy – komentuje Michał Karnowski z tygodnika „Sieci”.
Gość „Poranka WNET” komentuje język opozycji, który ocenia jako pełen rewanżyzmu i totalitarny.
Sam fakt, że ktoś ośmielił się im rzucić wyzwanie, zasługuje na wrzucenie w jakieś podziemne kazamaty. Nie mówią o wyrywaniu paznokci, ale kiedy patrzysz w oczy, to mniej więcej to się wyłania.
Mówi, że politycy opozycji wieżą, że mają naturalne prawo do rządzenia, które odziedziczyli po swych przodkach, którzy w 1945 r. przynieśli Polsce „na bagnetach” nowy system. Karnowski podkreśla, że choć aż 54% głosów padło w ostatnich wyborach na formacje prawicy, to jest ona nieobecna w przestrzeni publicznej, w której media, uniwersytety, miejsca pracy są zdominowane przez lewicę i gdzie konserwatyści muszą ukrywać swoje poglądu, żeby zrobić karierę.
Domy mediowe są opanowane przez pana Palikota, Petru czy Biedronia […] Spektrum ma się zamykać w obrębie mediów Tomasza Lisa czy Adama Michnika. [W ich wizji – red.] nie ma miejsca na Radio WNET Krzysztofa Skowrońskiego.
Dziennikarz podkreśla, że w polskich mediach brak pluralizmu. W większości są one własnością jednego niemieckiego koncernu. Chociaż zwolennicy prawicy stanowią koło połowy wyborców, to posiadają oni dostęp do, jak ocenia, 5-7% zasobów w przestrzeni publicznej.
Gdyby oni przejęli władzę, to mielibyśmy w Polsce drugą Rosję […] Ci ludzie marzą o wsadzeniu nielubianych dziennikarzy do więzień […] To są ludzie, którzy marzą o jakiejś cenzurze.
Dziennikarze, którzy wbrew temu zdecydują się działać poza ramami wyznaczonymi przez system, narażeni są na pogróżki ze strony przedstawicieli opozycji, którzy jak prof. Wojciech Sadurski i wtórujący mu Leszek Balcerowicz mówią głośno o rozliczaniu dziennikarzy mediów publicznych, w przypadku wygranych przez opozycję wyborów. Karnowski wyraża nadzieję, że kolejna kadencja rządów Zjednoczonej Prawicy schłodzi temperaturę debaty publicznej w Polsce i przekona opozycję, że musi dokonać zmian wewnętrznych, jeśli chce liczyć w przyszłości na wygranie wyborów. Gdyby teraz siły opozycji wygrały, to jak ocenia dziennikarz, stworzyłyby system „bardzo monopartyjny i bardzo totalitarny” oparty na „reedukacji Polaków w duchu radykalnego zapateryzmu połączonego z Janukowyczem”.
Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!
K.T./A.P.
TO JUŻ OSTATNIE GODZINY NASZEJ ZBIÓRKI NA NOWE STUDIO WNET!
Michał Karnowski komentuje pomysły opozycji, które nazywa wprost likwidacją państwa Polskiego. Ocenia także słowa Władysława Frasyniuka, który radził Grzegorzowi Schetynie rezygnację ze stanowiska.
Michał Karnowski o planowanych reformach opozycji, czyli 21 tez o samorządach:
To byłaby likwidacja państwa polskiego. Wdrożenie tego oznaczałoby kolejny rozbiór Polski […] Jeśli opozycja tego rozbicia pragnie, to powinni spotkać się nie 4 czerwca, a 23 sierpnia, czyli w rocznicę podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow” – mówi w „Poranku WNET”.
Dziennikarz sądzi, że jest to reakcja opozycji na wyborczą majową porażkę, gdzie sromotnie przegrali w niemalże wszystkich powiatach:
Polskość jest dla nich obciążeniem, jakimś problemem […] Opozycja szuka jakiejś recepty, drogi na skróty, jak przegrywając wybory zachować władzę i to jest myślę że jeden z elementów, skoro nie możemy rządzić Polską – to tę Polskę zlikwidujmy.
Podkreśla, że Polacy podczas wyborów parlamentarnych muszą odrzucić tezę o kasatę państwa polskiego. Ponadto dziwi go radość, którą przystrojone są twarze polityków popierających 21 tez:
To jest likwidacja państwa Polskiego, wszystkich jego agend. Nie możemy tego przyjąć. Dziwią mnie ludzie, którzy się pod tym podpisują. Czy jest to jakiś rodzaj odurzenia, zaczadzenia? Co powoduje tymi ludźmi? Czy oni naprawdę chcą, aby Polacy znaleźli się w małych lokalnych państewkach z minimalnym mianownikiem wspólnym? […] Mamy szaloną i niebezpieczną dla Polski opozycję.
Dziennikarz tygodnika „Sieci” ocenia słowa Władysława Frasyniuka o Grzegorzu Schetynie, wedle których opozycjonista z czasów PRL sugeruje, ażeby lider PO pomyślał o rezygnacji z piastowanego przez siebie wysokiego stanowiska:
W sensie politycznym jest to niedobra rada dla obozu opozycyjnego […] Dobrze, że na prawicy nie ma tak wielu wolnych strzelców.
Michał Karnowski o szykanowaniu ludzi mających prawicowe poglądy, m.in. Zofię Klepacką, która spotkała się z ogromną krytyką po tym, jak wyraziła poglądy wobec wspierania mniejszości homoseksualnych.
Karnowski wspomina o ogromnym wsparciu, które Zofia Klepacka otrzymuje od internautów, którzy utworzyli akcje „nas reprezentujesz” mającą na celu obronę naszej medalistki:
Powstała akcja obronna #NASREPREZENTUJESZ, bo jest grupa ludzi, którzy chcieliby, żeby Zofia Klepacka została pozbawiona medali oraz żeby nie startowała już w kadrze Polskiej, dlatego, że wpisała na swoim profilu Facebookowym „nie życzę sobie, żeby mieli dzieci były ideologizowane w szkole”.
Redaktor Karnowski podejmuje również temat przyszłych działań polskich partii przed wyborami parlamentarnymi. Uważa, że Koalicja Europejska może częściowo się rozpaść oraz widzi czarne chmury nad formacją Wiosna Roberta Biedronia. Wobec niepewnej przyszłości liberalnych partii Karnowski stwierdza, że jesienią ujrzymy powtórkę z wyborów do Parlamentu Europejskiego – Prawo i Sprawiedliwość wygra z dużą przewagą:
Jeśli nie pojawią się jakieś fundamentalne błędy, to możemy mówić, że jesienią najprawdopodobniej nastąpi reelekcja obozu Jarosława Kaczyńskiego i Zjednoczonej Prawicy.
Następnie redaktor tygodnika „Sieci” mówi o rekonstrukcji rządu, która musi nastąpić po uzyskaniu mandatów do europarlamentu przez ministrów obozu Dobrej Zmiany. Oznajmia, że zmiany w rządzie będą szersze niźli można mniemać:
Według mnie będzie też sporo niespodzianek. Będzie to dość szeroka rekonstrukcja. Mówi się o nawet o dziesięciu ministrach. To jest dla rządowej ekipy dobry moment, żeby wysłać taki impuls energetyczny, żeby trochę odświeżyć swój wizerunek.
Michał Karnowski komentuje finisz kampanii wyborczej, ocenia działania opozycji parlamentarnej oraz komentuje atak jednego z działaczy Konfederacji na jedną z posłanek z użyciem jarmułki.
Michał Karnowski ocenia finisz kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Zarzuca opozycji zażartość, czego egzemplifikacją jest walka z Kościołem katolickim:
Fala ataku na Kościół była wzmacniana przez brutalny wulgarny język, także przez profanacje. Myślę, że pewna sekwencja wydarzeń wraz z wystąpieniem Leszka Jażdżewskiego oraz filmem Sekielskiego też nam coś mówi. Moim zdaniem to był dobry pomysł na kampanię.
Gość Poranka WNET oskarża również Konfederację KORWiN Braun Liroy Narodowcy o fałszywą narrację wobec Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o walkę z amerykańską ustawą 447. Karnowski podkreśla, że obóz Dobrej Zmiany cały czas powtarzał jednym głosem, że nie zamierza płacić skandalicznych roszczeń żydowskich, które nie są uprawomocnione: „Jedynym gwarantem w tej sprawie jest obóz Jarosława Kaczyńskiego. Inne ulegną presji [środowisk, które pragną, aby Polska uiściła roszczenia – red.]” – mówi w Poranku WNET:
To jest jakimś kuriozum, to zarzucanie jakiejś uległości wobec Izraela, czego ja nie widzę raczej. Widziałem za to próbę postawienia się na równi z Izraelem w takim twardym dialogu. Za to brutalny atak jednego z działaczy Konfederacji na jedną z posłanek z użyciem jarmułki, to jest coś, co przechodzi do listy wstydu zachowań politycznych. Tak po prostu nie można robić.
Dziennikarz oznajmia, iż cieszy się, że Polacy nie zostali zmanipulowani przez liczne media, w których głównym przekazem jest atak na Prawo i Sprawiedliwość. Albowiem w jego przekonaniu owe uderzenia są niesprawiedliwe i nieprzekładające się na rzeczywistość.
Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz!
K.T. / A.M.K.
Przeczytaj więcej na temat urodzinowego Jarmarku WNET -> www.facebook.com/events/2400756686622325
Narracja większości lewicowo-liberalnych dziennikarzy dotyczących „taśm Kaczyńskiego” ma niewiele wspólnego z rzetelnością dziennikarską – uważa Michał Karnowski. – A opozycja zrobi wszystko.
– Tak naprawdę, to co znajdujemy na taśmach nie ma znamion afery – uważa Michał Karnowski. – Chodzi o przedwyborczy atak na Prawo i Sprawiedliwość, który przekonałby obywateli, iż partia rządząca jest uwikłana w niejasne interesy. „Gazeta Wyborcza” narzuca taką narrację, bo nie ma innej agendy. Głównym problemem partii rządzącej jest wzbudzany wśród Polaków niepokój. A opozycja wchodzi w każdy wątek, nawet absurdalny, nielogiczny, ponieważ – jak sądzą – przy urnach Polacy pod wpływem emocji nie zagłosują na Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Stwierdzą, że mają ich dość. To jest właśnie gra opozycji.
Publicysta „wPolityce” uważa, że w tej sytuacji obóz dobrej zmiany powinien powołać skuteczny organ, którego celem miałaby być walka z kłamstwami przeciwnej strony.
To było dobre przemówienie premiera Morawieckiego – komentuje gość Poranka WNET. – Wydawać się mogło, że będzie przez opozycję zepchnięty do defensywy. W rezultacie jednak skutecznie zaatakował.
Zaprezentował jedno z najlepszych podsumowań trzylecia tego rządu. To jest bardzo ważne, że wziął na siebie całe trzy lata. Wspomniał nawet po nazwisku o premier Beacie Szydło, Zbigniewie Ziobro, Antonim Macierewiczu. Taki sygnał jedności był temu obozowi potrzebny – mówi gość Poranka WNET.
Michał Karnowski uważa, że dobrym posunięciem było „wytknięcie Platformie, poprzednio rządzącym, że to oni podpisali skrajnie niekorzystne dla Polski rozwiązania europejskiej polityki klimatycznej”.
– Poprzedni rząd dla walki ze smogiem nie zrobił absolutnie nic. Zwracała na to uwagę i Najwyższa Izba Kontroli, i Komisja Europejska, według której Polska była pod tym względem najgorsza w Europie – mówi Karnowski.
Według dzisiejszego gościa Poranka WNET planowane przez opozycję głosowanie nad wotum nieufności dla rządu odbędzie się. Jednak w związku z wczorajszym poparciem, jakie rząd otrzymał od większości sejmowej, nie będzie ono miało większego znaczenia.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!
AK
Tegoroczną zbiórkę funduszy pragniemy przekazać na budowę hospicjum na Litwie: zrzutka.pl/wnetpomaga
Dziennikarz „W Sieci” wskazał, że samorządowa kampania wyborcza unaoczniła całą patologię rynku medialnego w Polsce, z wyraźną dominacją finansową niemieckiej prasy, która wyraźnie wsparła opozycję.
Michał Karnowski, dziennikarz tygodnika Sieci oraz portalu wPolityce i telewizji wPolsce wskazał, że kończąca się kampania samorządowa pokazała, jak zdeterminowana jest tzw. opozycja totalna, w swojej walce o władze: To jest bardzo brutalna kampania. Testowano różne brudne chwyty, jak wpompowanie pieniędzy gdzieś z boku po stronie systemu III RP siły. Do tego dochodzi brak zmiany systemu medialnego i brak korekty strumieni finansowych, gdzie olbrzymie pieniądze płyną wyłącznie do mediów establishmentu III RP. Te ośrodki były wstanie wpłynąć na umysły Polaków. (…) System III RP pokazał pazury i to, że jest w stanie się bronić, jeżeli rządzący czegoś nie zmienią, to te „duże” wybory mogą przynieść wyniki, niebędące całkiem pomyśli ekipie dobrej zmiany.
Mamy poczucie, że dla Polaków wybory samorządowe są ważne i że społeczeństwo poczuło, że ma wpływ na wybór władz lokalnych, ale na poziomie wyższym, jak prezydenci wielkich miast czy sejmiki wojewódzkie już gra wielka polityka, z partyjnymi szyldami – podkreślił Michał Karnowski.
Gość Poranka Wnet podkreślił, że nie powinna się prosto przekładać wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich na poparcie dla partii politycznych na poziomie ogólnokrajowym: Prawica pokazała, że ma młodych ludzi, którzy potrafią pięknie walczyć i mówiąc kolokwialnie „gryźć trawę”. To pokazali tacy kandydaci jak, Małgorzat Wasserman, Patryk Jaki czy Kacper Płażyński. PiS pokazał, że ma młode pokolenie. (…) Mówienie, że to jest sondaż popularności partii, jest niebezpieczne, bo w wybory samorządowe mają swoją specyfikę. Wynik wyborów do sejmików nie jest do końca reprezentatywny.
O wyniki tych wyborców można się trochę bać, bo chodzi o władzę nad ogromną częścią kraju. Uderzenie taśmowe pokazuje, że niemieckie zasoby medialne nie cofną się przed niczym i zostaną użyte bezwzględnie i do końca – podkreślił dziennikarz tygodnika Sieci.
Dziennikarz opisał również kampanię wyborczą prowadzoną przez Koalicję Obywatelską: Wydaje się, że opozycja po bardzo różnych analizach, którędy pójść, czy w stronę rewolty ulicznej, czy straszeniem polexitem, zdecydowali się, że warto wszystkich przedstawiać jako „Misiewiczów” czy ludzi pazernych. To ma pokazać, że w zasadzie, wszyscy są tacy sami i nie ma realnego wyboru.
Zdaniem Michała Karnowskiego obecna ekipa rządząca w niektórych elementach swojej polityki, nie kontynuuję zapowiedzi programowych, głoszonych przed wyborami przesuwając się w stronę centrum: PiS trochę zachłysnęło się wizji modernizacji i innowacyjności, a zapomniało o tym, co wyniosło prawicę do władzy, kiedy mówiła o wartościach, o obronie tradycji. Trzeba patrzeć, jak to robi się na Węgrzech, gdzie pokazuje się otwarcie, że wpływ Sorosa są realnym zagrożeniem. Na przykład w zakresie imigranci PiS skorygowało kurs i poszło bardziej w kierunku krajów zachodnich – zaznaczył w Poranku Wnet Michał Karnowski, podkreślając, że PiS powinno bardziej wzorować się na działaniach rządu Fideszu, a nie polityków z Berlina i Paryża.
Panowie mówią o pieniądzach, my o wolności. Internet dał nam przestrzeń wolności, o której nawet nie śniliśmy. Jeżeli będą próby blokowania tej wolności, to ci, którzy tworzą technologie, coś wymyślą.
Czy wolność w internecie jest zagrożona?
Debata w CMWP SDP
Czy dyrektywa dotycząca praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym zagraża wolności słowa w sieci? Czy tylko pomoże wydawcom i dziennikarzom walczyć z dużymi koncernami internetowymi, które zarabiają na cudzych treściach, a zyskami nie dzielą się z ich twórcami? Na te pytania starali się odpowiedzieć uczestnicy debaty „Wolność w internecie” zorganizowanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.
Projekt budzącej wiele emocji dyrektywy Parlament Europejski przyjął 12 września. Za nowymi przepisami opowiada się część wydawców, dają one bowiem wydawcom i dziennikarzom tzw. prawa pokrewne. Dzięki temu duże koncerny internetowe będą musiały płacić twórcom za wykorzystywane materiały. Przeciwnicy dyrektywy widzą w niej ograniczenie wolności słowa w internecie, a proponowane przepisy nazywają „podatkiem od linków” lub ACTA 2.
W dyskusji w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie wzięli udział: Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, Michał Karnowski, członek zarządu spółki Fratria – wydawcy m.in. portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”, Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP, Krzysztof Skowroński, prezes SDP, Marek Frąckowiak, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy oraz prawnicy związani z Izbą Wydawców Prasy: Jacek Wojtaś i Marek Staszewski.
– Problem kradzieży praw autorskich jest stary jak świat. Nie rozwiąże się go, ograniczając ruch w internecie – rozpoczął dyskusję Tomasz Sakiewicz.
– Nie może być tak, że ktoś cytuje fragment tekstu i za to pobiera się opłatę. Prawo do cytowania jest jednym z podstawowych praw debaty i nie można tego ograniczać – dodał.
Zdaniem Michała Karnowskiego dyrektywa jest korzystna tylko dla dwóch grup interesów. Jedną z nich są wydawcy specjalistyczni, którym treści podkradają np. firmy tworzące komercyjne serwisy prasowe. – To jest rzeczywiście złodziejstwo i należałoby coś z tym zrobić, ale pojawia się pytanie: czy w związku z tym trzeba orać całe pole? – zauważył. Drugą grupą są wielkie koncerny, głównie niemieckie. – One nie muszą nikogo cytować, są tak duże, że tworzą świat dla siebie. Wszyscy inni na tym stracą – stwierdził Michał Karnowski. Jego zdaniem najbardziej niepokojące jest to, że pojawi się reglamentowanie treści w internecie. – Filtry, niemożność powielenia linku z jakimkolwiek opisem, niemożność odwołania się. To wszystko zostanie ograniczone– wyliczał. – Może niektórym dziennikarzom będzie lepiej, ale na drugiej szali leży ogromne dobro wolnego obrotu informacji.
Obawy przeciwników dyrektywy próbowali rozwiać przedstawiciele Izby Wydawców Prasy, która walczy o przyjęcie nowego prawa.
– Wszystkie te slogany o ACTA 2, czy „podatku od linków” są nieprawdziwe. Projekt w niczym nie dotyka przeciętnego użytkownika internetu. Chroni tylko interes wydawców i dziennikarzy, żeby oni też zarabiali na treściach, które tworzą, a nie tylko koncerny internetowe – tłumaczył Marek Frąckowiak.
Mecenas Jacek Wojtaś wyjaśnił, że Parlament Europejski dodał do pierwotnego projektu dyrektywy kilka ważnych zmian. – W art. 11, tym, który wprowadza prawo pokrewne dla prasy, pojawił się ustęp mówiący, że prawa te nie uniemożliwiają prywatnego, czyli niekomercyjnego korzystania z publikacji prasowych przez użytkowników indywidualnych. Tak więc prawo cytatu będzie mogło być stosowane. Prawa pokrewne nie obejmują też hiperłącza, którym towarzyszą pojedyncze słowa, a więc linków – zauważył Jacek Wojtaś. Dodał, że w dyrektywie pojawił się zapis, aby państwa członkowskie dopilnowały, by zyskami z tytułu praw pokrewnych wydawcy dzielili się z dziennikarzami. – W Polsce jest deklaracja Izby Wydawców Prasy, że będzie to pół na pół – dodał.
Mecenas Marek Staszewski podkreślił, że nowe przepisy mają nie obowiązywać mikro- i małych platform internetowych. Jacek Wojtaś dodał, że są to przedsiębiorstwa, które zatrudniają do 50 osób i mają obroty do 10 mln euro.
Krzysztof Skowroński zauważył jednak, że dyrektywa rodzi szereg pytań. – Trzeba będzie zastosować jakieś mechanizmy, które będą musiały kontrolować internet. Czy to nie doprowadzi nas do cenzury? Trzeba też będzie zbudować skomplikowaną strukturę, która sprawdzi, kto co komu jest winien. Kto ma się tym zajmować? Kto i kiedy na tym skorzysta? – pytał prezes SDP.
Jacek Wojtaś przyznał, że nie wiadomo jeszcze, jak dokładnie będą wyglądały nowe przepisy. – Dyrektywa to jest tylko wskazówka dla państw członkowskich do zaimplementowania pewnych rozwiązań – zauważył.
– Bawimy się w zmianę prawa, która na końcu nie wiadomo przez kogo i jak będzie interpretowana. Miesza się prawa pokrewne z prawami autorskimi. Prawa autorskie wszyscy mają. Chodzi o to, że na świat związany z publicystyką, kontrolą władzy, polemiką, wymianą informacji próbuje się nałożyć prawa pokrewne, które do tej pory były typowe dla rozrywki, przyjemności – polemizował Michał Karnowski.
Marek Frąckowiak próbował przekonywać, że w dyrektywie chodzi tylko o to, aby twórca otrzymał zapłatę za swoją pracę.
– Nie rozumiem, dlaczego kradzież telewizora czy książki jest złodziejstwem, a kradzież tego, co w nich jest, ma być wolnością w internecie. Zawsze mnie uczono, że jeżeli ktoś zarabia na kradzionym, to jest to paserstwo i z tym chcemy walczyć – tłumaczył.
Przyznał, że co prawda nie znamy ostatecznego kształtu prawa, ale wszystkie dotychczasowe zmiany idą w kierunku wyjątków od zaostrzeń i ochrony zwykłego użytkownika internetu.
Zdaniem Michała Karnowskiego dziennikarstwo obecnie dobrze się rozwija i poradzi sobie bez nowych przepisów, a dyrektywę popierają głównie firmy, które nie mogą się odnaleźć na rynku coraz bardziej zdominowanym przez nowe technologie. – I mówią do wszystkich: zawracamy! A ja nie chcę zawracać – stwierdził.
– Nie jest prawdą, że występujemy tylko w imieniu wydawców gazet drukowanych. Chodzi o tych, którzy ponoszą nakłady na tworzenie treści. Tu chodzi o pieniądze dla dziennikarzy i wydawców, bez względu na to, o czym piszą, chodzi o to, żeby ich nikt nie okradał – podkreślał Marek Frąckowiak.
– Problem polega na tym, że panowie mówią o pieniądzach, a my o wolności i może dlatego nie możemy się dogadać. Internet dał nam przestrzeń wolności, o której nawet nie śniliśmy. Jeżeli rzeczywiście będą próby blokowania tej wolności, to ci, którzy tworzą technologie, wymyślą coś nowego – zauważyła dziennikarka Ewa Urbańska podczas kończącej debatę dyskusji z udziałem zgromadzonej publiczności.
Marek Frąckowiak zapewnił, że dyrektywa nie niesie żadnego zagrożenia dla wolności.
Michał Karnowski
„Nie” dla ACTA 2
To będzie potężna zmiana, której skali zwykli użytkownicy internetu nawet nie przeczuwają, a która sprawi, że internet, jaki znamy, wolny, rozdyskutowany, bezkompromisowy, właśnie przechodzi do historii.
To nie jest walka o prawa autorskie, które dziś w pełni obowiązują, to jest walka o prawa pokrewne. A to zasadnicza różnica. Dziś prawa pokrewne mają do swoich dzieł artyści, teraz mają je dostać wytwórcy wszystkich innych treści, w tym koncerny medialne. Oznacza to objęcie restrykcyjnymi ograniczeniami wszelkie odwołania, cytaty, nawiązania, przeróbki, także do artykułów, nagrań, programów, audycji. A więc i komentarze na Facebooku i Twitterze, memy, utwory yotubowe, treści w wyszukiwarkach.
I ludzie Platformy Obywatelskiej doskonale to rozumieją, przecież w lipcu sami wołali: „nie” dla ACTA 2! Ale widać niemieckie potęgi medialne i europejski establishment, zainteresowane cofnięciem czasu, powrotem kontroli nad tym, co ludzie czytają i myślą, wyprostowały ich myślenie. Przycisnęli więc guziki, pocieszając swoich oszukanych wyborców, jak to zrobił pan Michał Boni, że jak komuś coś zablokują wskutek tego prawa, to będzie się mógł odwołać. Nie sądzę, by sam w skuteczność takiego pocieszenia wierzył.
Wniosek z tego smutny: jak Niemiec każe, to niektórzy ludzie z Platformy zdradzą każdego. Teraz sprzedali wolny internet.
OTO SKRÓT KONSEKWENCJI PRZYJĘCIA DYREKTYWY:
— Linkowanie faktycznie nie będzie zabronione, ale istotnie się zmieni. Linki już nie będą zawierać tzw. snippetów, czyli nagłówka z tytułem linkowanego tekstu, czasem jednym/dwoma zdaniami leadu lub zdjęciem; będą tylko zbiorem bezsensownych znaków. Ponieważ czytelnicy muszą wiedzieć, do czego prowadzi link przed kliknięciem, witryny prawie zawsze zawierają fragment linków do stron w ramach linku. Wszelkie ograniczenia dotyczące fragmentów są zatem ograniczeniem linkowania.
— Nowe prawo wpłynie na wolność słowa i dostęp do informacji. Platformy internetowe będą zmuszone do zawarcia umowy z wydawcami i uzyskania licencji na linkowanie do ich publikacji. Konieczność płacenia za linki doprowadzi do tego, że części stron nie będzie stać na płacenie za dostęp do wiadomości – szczególnie małe i innowacyjne witryny mogą po prostu przestać działać lub będą linkować tylko do treści niechronionych.
— Zostanie youtuberem nie będzie już proste. Jeśli będziesz chciał zostać youtuberem, to będziesz musiał wykupić licencję umożliwiającą tworzenie materiałów do sieci i licencję umożliwiającą linkowanie.
— Będziesz mógł się podzielić linkiem tylko ze swoimi znajomymi. Nastąpi ograniczenie udostępniania materiałów (będzie można wysłać linka tylko prywatnie do swoich znajomych, w ramach tzw. dozwolonego użytku), ale już nie publicznie. Ograniczy to możliwość wzrostu niezależnych kanałów informacyjnych, blogów, platform. Dużo trudniejszy będzie wzrost popularności kanałów na youtubie.
— Nigdy nie będziesz miał pewności, czy nie naruszasz prawa. Niejasność pojęć i objęcie ochroną tzw. prostych komunikatów prasowych doprowadzi do tego, że zakazane będzie publikowanie informacji, np. „Jutro w Warszawie będzie +30 stopni” czy „Legia przegrała 0:2”, bo już przecież kiedyś ktoś o tym napisał i gdzieś taki news się pojawił.
— Koniec z filmami z wakacji czy recenzjami online. Nadmierna ochrona praw autorskich może doprowadzić do tego, że nasze filmiki z wakacji zostaną zablokowane, bo w tle słychać chronioną prawnie muzykę lub widać jakiś prawnie chroniony obraz. 90% youtuberów będzie musiało przestać nagrywać – testerzy gier komputerowych, blogerzy prezentujący i oceniający produkty (np. smartfony) etc., z uwagi na brak praw autorskich.
— Wszystko, co publikujesz, będzie skanowane. Każdy serwis pozwalający swoim użytkownikom na publikację treści będzie zmuszony do stworzenia narzędzi filtrujących. Za każdym razem, gdy będziesz chciał coś opublikować w internecie, ta treść będzie musiała zostać zeskanowana pod kątem potencjalnego naruszenia. Czy w świecie realnym zgodziliśmy się na to, abyśmy, zanim cokolwiek powiemy czy napiszemy, musieli uzyskać zgodę jakiegoś zautomatyzowanego filtru? Dotyczy to blogów (np. wordpress), ale też zwykłych, krótkich komentarzy pod artykułami.
— Serwisy nie będą mogły wyświetlić listy rekomendowanych treści (np. lista proponowanych na Youtube lub wyróżnione najlepsze komentarze na Twitterze).
W praktyce każde indeksowanie tych treści, czy chociażby wyświetlenie jej innym użytkownikom jako „polecane odnośniki” będzie powodowało, że dostawcy usług internetowych staną się odpowiedzialni za treści swoich konsumentów. Obowiązek taki nie obejmie tylko serwisów takich jak np. megaupload.
— Koszty! Którego właściciela portalu stać na instalację oraz utrzymanie tak potężnego narzędzia jakim jest filtr? Który właściciel zgodzi się na wzięcie odpowiedzialności za publikowane przez użytkowników na jego stronach treści? W internecie zostaną tylko duże serwisy, które stać na takie urządzenia.
— Wyłączenie komentarzy w internecie. Jeśli właściciela nie będzie stać na filtr, to najbardziej oczywistą konsekwencją będzie zabronienie możliwości komentowania pod artykułami w sieci oraz zamknięcie popularnych forów.
— O możliwości publikowania treści na platformach będzie decydować nie system prawa (np. sądy), lecz systemy technologiczne. Nie ma mowy choćby o przejrzystości algorytmów filtrujących treści. Zaproponowany mechanizm odwołań, który rzekomo będzie nas chronił, skonstruowany jest tak, by zablokowanie treści (przez algorytm lub poprzez zgłoszenie naruszenia) było proste – a odwołanie się i dochodzenie swoich praw już niekoniecznie. Nie wiemy w tym momencie, jak będą wyglądać mechanizmy odwoływania się i czy będą skutecznie chronić prawa użytkowników. Teraz wiemy jedynie, że skuteczne mają z zasady być filtry treści.
— Filtry nie są skuteczne. Mimo najnowocześniejszych technologii, nawet najlepsze urządzenia zawodzą. Magazyn Wired ma „analizę”, pokazującą jakie problemy stworzą filtry treści i dlaczego będą nieskuteczne.
— Ograniczenie memów! Tylko część państw w UE pozwala na ograniczenie prawa autorskiego na potrzeby parodii. Filtry treści, jeśli zostaną wprowadzone, będą więc musiały rozstrzygać, czy dane użycie jest parodią i podlega pod wyjątek od prawa autorskiego, czy nie. Jest duża szansa, że nie poradzą sobie z tym zadaniem, i memy, publikowane jako zgodne z prawem, będą filtrowane jako naruszające prawa autorskie.
Michał Karnowski jest publicystą tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl. Tekst został opublikowany na portalu wpolityce.pl.
Relacja z debaty w CMWP SDP pt. „Czy wolność w internecie jest zagrożona?” znajduje się na s. 4 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Relacja z debaty w CMWP SDP pt. „Czy wolność w internecie jest zagrożona?” na s. 4 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl
Nie udało się wmówić Polakom, że PiS chce wyjścia z UE, to teraz się mówi, że Unia chce nas wyrzucić. Opozycja godzi się na atak na Polskę, bo liczy, że w ten sposób odzyska władzę „namiestnikowską”.
Michał Karnowski apeluje o miejsce w eterze dla Radia Wnet. Naszych Słuchaczy zapraszamy do dołączenia do Kręgu Przyjaciół Wnet i wspólnego budowania wolnych, niezależnych mediów: www.poranekwnet.pl