Negocjacje w Kijowie w sprawie upamiętniania ofiar: „Polskim i ukraińskim ofiarom konfliktów należą się godne pochówki”

Polska proponuje: ekshumacjami ofiar powinna się zająć polsko-ukraińska komisja międzyrządowa. Ukraina odrzuca propozycję: „Nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur”

Polska delegacja na czele z wicepremierem, ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim uczestniczyła w Kijowie w dwustronnych rozmowach międzyrządowych na temat wspólnego dziedzictwa kulturowego, a także na temat kwestii związanych z pracami poszukiwawczymi, ekshumacjami i upamiętnieniem ofiar po obu stronach granicy. Wicepremier Gliński zaproponował ukraińskiej stronie, której przewodniczył minister kultury Jewhen Nyszczuk,  by tymi sprawami zajęła się istniejąca już komisja międzyrządowa:

– Te trudne kwestie dotyczą spraw upamiętnień i dotyczą także spraw ekshumacji, czyli poszukiwania, ekshumowania i godnych pochówków ponownie ofiar historii – po obu stronach w Polsce i na Ukrainie. Zaproponowaliśmy, jako strona polska, aby oddzielić w jakiejś mierze te dwie kwestie, a rozmowy na ten temat przenieść na wyższy poziom. Z poziomu IPN-ów obu krajów [..] na poziom najwyższy:operacyjny poziom międzyrządowy, czyli na poziom Komisji Międzyrządowej ds. Ochrony i Restytucji Dóbr Kulturypo spotkaniu oświadczył wicepremier Gliński.

Według wicepremiera komisja miałaby mieć charakter polityczny, ale w jej gronie mieliby się znaleźliby się także eksperci i historycy, oraz przedstawiciele obydwu instytutów pamięci narodowej. Komisja nie jest ciałem nowym, lecz faktycznie obecnie niefunkcjonującym – jej ostatnie posiedzenie miało miejsce w 2015 roku. Teraz prace komisja według wicepremiera mogłaby wznowić w ciągu miesiąca. Polska strona zaproponowała również rozszerzenie zakresu działalności komisji o sprawy dotyczące ekshumacji i upamiętnień. Na jej czele mogliby stanąć wicepremierzy, lub ministrowie kultury obu rządów. Wicepremier wskazał również sposób postępowania w sytuacji rozbieżności co do sprawy upamiętnień:

– Jeżeli nie będziemy w stanie rozwiązać satysfakcjonująco dla obu stron kwestii upamiętnień to postawimy przynajmniej krzyż, data, nazwisko. Natomiast sprawa upamiętnień powinna także podlegać tej komisji międzyrządowej. I powinna indywidualnie podchodzić do każdej ze spraw, one są często trudne i skomplikowane, zindywidualizowane, bo upamiętnienia dotyczą różnych okoliczności i różnych ofiar.

Bez wspólnego stanowiska

W komentarzu dla Radia WNET szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wjatrowycz, który brał udział w negocjacjach, stwierdził , że przedstawiona na rozmowach przez polska stronę propozycja dotycząca powołania nowej komisji na poziomie wicepremierów lub rozszerzenia pełnomocnictw obecnie istniejącej komisji międzyrządowej zajmującą się restytucją dóbr kultury nie została przyjęta przez stronę ukraińską:

– Uważamy że nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur ze strony ukraińskiej: Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci i państwowej komisji międzyresortowej i ze strony polskiej: Instytutu Pamięci Narodowej i Ministerstwa Kultury ponieważ na razie odbyło się tylko jedno spotkanie na poziomie szefów departamentów w czerwcu tego roku. Jesteśmy przekonani, że trzeba kontynuować spotkania na wyższym poziomie w ramach tych struktur, a kwestie, które są teraz problematyczne są całkowicie możliwe do rozwiązania. Natomiast jeśli mówimy o stworzeniu jakiejś innej struktury to działalność jej będzie sprzeczna z ukraińskim ustawodawstwem – ponieważ UINP i państwowa komisja międzyresortowa według ukraińskiego prawo są właściwymi do prac w tej sferze. Oprócz tego jeśli byłaby chęć zmieniania kompetencji komisji międzyrządowej zajmującymi się sprawami restytucji (Międzyrządowa Komisja ds. Ochrony Zabytków i Zwrotu Dóbr Kultury – red.) to potrzeba do tego długotrwałych biurokratycznych procesów wymagających poważnych uzgodnień – powiedział szef Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci

Wjatrowycz wyraził zdziwienie w związku z wypowiedziami dla mediów wicepremiera Glińskiego dotyczącymi rezultatów negocjacji, stwierdzając, że wspólne stanowisko dopiero miało być przygotowane.

Po wizycie wicepremiera Piotra Glińskiego na Ukrainie oświadczenie wydało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, w którym m.in. czytamy:

„Strona polska za nieakceptowalne uznała obowiązywanie zakazu poszukiwań i ekshumacji, stoi bowiem na stanowisku, że polskim i ukraińskim ofiarom konfliktów należą się godne pochówki. Minister Kultury Ukrainy zadeklarował poruszenie tego tematu w rozmowach z członkami Rady Ministrów Ukrainy i podkreślenie wagi tego tematu dla strony polskiej.

Uważamy, że podstawą porozumienia w zakresie upamiętnień powinno być wspólne uzgadnianie treści i formy polskich i ukraińskich wzajemnych upamiętnień w Polsce i Ukrainie, bowiem priorytetem dla obu stron winien być postęp w sprawie upamiętnień, a także w zakresie ochrony i restytucji dóbr kultury.

Dialog historyczny Polski i Ukrainy wymaga podejścia całościowego i systemowego. W związku z tym strona polska zaproponowała podniesienie rangi partnerów rozmów. Strona polska podniosła kwestie wznowienia prac Międzyrządowej Komisji ds. Ochrony i Zwrotu Dóbr Kultury pod przewodnictwem wicepremierów lub ministrów odpowiedzialnych za kulturę i dziedzictwo narodowe obu krajów i wypracowania w jej ramach satysfakcjonujących dla obu stron rozwiązań w obszarze polityki historycznej i upamiętnień.

Strona polska podkreśliła, że poruszone na dzisiejszym spotkaniu kwestie mają zasadnicze znaczenie dla dobrego przygotowania wizyty na Ukrainie Prezydenta RP Pana Andrzeja Dudy, któremu bliskie są zagadnienia historyczne.”

Rosyjski ślad

Wcześniej wielokrotnie polska strona zwracała na ograniczenia dotyczące możliwości realizacji prac poszukiwawczych i prowadzenia ekshumacji na terenie Ukrainy. Było to związane ze stanowiskiem w tej sprawie Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej kierowanego przez Wołodymyra Wjatrowycza.

27 kwietnia br. Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zapowiedział zainicjowanie wstrzymania polskich prac poszukiwawczych i upamiętnienia ofiar OUN-UPA na terenie Ukrainy. Stanowisko UINP było spowodowane rozbiórką pomnika poświęconego UPA w Hruszowicach na terenie Polski. Pomnik został uznany za nielegalny i rozebrany zgodnie z decyzją wójta gminy Stubno (woj. podkarpackie), a legalność działań potwierdziło polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w specjalnym komunikacie. Strona ukraińska twierdziła, że przy demontażu pomnika doszło do profanacji godła Ukrainy, a pomnik został rozebrany w przededniu obchodów akcji „Wisła”. Kontrowersyjnym był również fakt, że rozbiórki pomnika dokonali nie przedstawiciele instytucji gminnej, lecz działacze polskich organizacji nacjonalistycznych. Strona ukraińska podkreślała, że również na Ukrainie wiele polskich upamiętnień nie posiada odpowiednich zgód, ale jednak nie są demontowane.

Od kilkunastu miesięcy dochodzi również do dewastacji i profanacji cmentarzy i miejsc pamięci zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie. Oficjalni przedstawiciele Polski i Ukrainy oceniając te wydarzenia często zwracają uwagę na możliwe prowokacje i tzw. „rosyjski ślad”.

Z Kijowa: Paweł Bobołowicz 

 

73. rocznica Powstania Warszawskiego. Marsz w hołdzie cywilnym ofiarom powstania warszawskiego

Mieszkańcy stolicy przeszli w sobotę wieczorem ulicami Woli w Marszu Pamięci, by oddać hołd cywilnym ofiarom powstańczego zrywu. Po drodze zapalano znicze w miejscach upamiętniających zamordowanych.

Marsz, który rozpoczął się po uroczystościach przed pomnikiem poświęconym zamordowanym mieszkańcom Woli, znajdującym się w rozwidleniu al. Solidarności i ul. Leszno, przeszedł ulicami dzielnicy. Jego uczestnicy otrzymali świece, biogramy jednej z ofiar oraz opisy 20 miejsc upamiętniających pomordowanych. Tam po drodze wolontariusze Muzeum Powstania Warszawskiego, organizatora Marszu, złożyli kwiaty i zapalili znicze.

Marsz zakończył się w Parku Powstańców Warszawy, gdzie jest prezentowana wystawa „Zachowajmy ich w pamięci”. Umieszczono na niej ponad 90 białych brył z imionami i nazwiskami cywilnych ofiar powstania, a tam, gdzie to było możliwe, z datami ich urodzenia i ostatnim znanym warszawskim adresem. Uczestnicy Marszu w każdym z tych miejsc zapalili świece.

Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski powitał wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego i podziękował za zaangażowanie Wojska Polskiego w uroczystość i w Marsz. Podkreślił także, że Niemcy, którzy wykonali rozkaz Hitlera m.in. tu, na Woli, dążyli do zabicia nie tylko ludzi, ale i pamięci o nich.

Zaznaczył, jak ważne jest zachowanie pamięci o ludziach, by „plan III Rzeszy zabicia tej pamięci się nie udał”. „I jak co roku prosimy o wszelkie informacje, które państwo macie, o tych ofiarach. Przekazujcie je do nas. Naszym obowiązkiem jest pamiętać” – mówił Jan Ołdakowski.

Uczestniczka powstania Wanda Traczyk-Stawska podkreśliła, że to miejsce, obok Cmentarza Powstańców Warszawy, nadal żyje. „Przychodzą tu mamy z dziećmi i ważne, że te dzieci, kiedy dorosną, będą o tym cmentarzu pamiętać. Ważne także, by jak najszybciej powstał Mur Pamięci, na którym będą wykute nazwiska tych dotąd bezimiennych ofiar powstania” – powiedziała.

Apelowała także do mieszkańców stolicy o pamięć o cywilnych ofiarach zrywu. „Ludność cywilna Warszawy tym się różni od wszystkich innych, że stanęła do walki. Bez nich my byśmy nie trwali 63 dni. Dlatego pamiętajmy o nich. Będziemy także zbierali pamiątki, bo tu stanie Izba Pamięci. Jeśli więc macie jakieś pamiątki, przynoście je” – apelowała Wanda Traczyk-Stawska.

Ksiądz Stanisław Kicman wspominał Rzeź Woli, w której uczestniczył jako siedmioletni chłopiec. „Mieszkaliśmy przy ul. Dworskiej 7, blisko szkoły. Nastąpił 8 sierpień, ten dla nas najtragiczniejszy dzień powstania. Wypędzono nas z mieszkań w okrutny sposób, strzały, wybuchy granatów. Na podwórzu ustawianie, wydawało się, że będzie egzekucja. Wywożono cały nasz dobytek, była powszechna grabież. Domy płonęły. Pod kościołem św. Wojciecha rozdzielano kobiety i dzieci, i mężczyzn. We wnękach kościoła erkaemy. Czekać trzy godziny na śmierć jest bardzo ciężko, ale ostatecznie przeżyliśmy. Mama modliła się wtedy w tym kościele i myślę, że wymodlila to nasze przeżycie. Chciałem to świadectwo dać państwu” – opowiadał duchowny.

PAP/MoRo

73 lata temu rozpoczęła się Rzeź Woli. Niemcy wymordowali 60 tysięcy cywilów w tym kobiety, starców i dzieci

5 sierpnia 1944 r., Brygada SS Oskara Dirlewangera wymordowała na warszawskiej Woli ok. 20 tys. ludzi i 10 tys. na Ochocie. W następnych dniach liczba zamordowanych wzrosła do 40-60 tysięcy.

[related id=”33656″]Zbrodni na mieszkańcach Woli i Ochoty dokonywała nowo utworzona grupa uderzeniowa pod dowództwem SS Gruppenfuehrera Heinza Reinefahrta. W jej skład wchodziły: pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), dowodzony przez SS Brigadefuehrera Bronisława Kamińskiego – ok. 2 tys. żołnierzy; pułk SS dowodzony przez SS-Standartenfuehrera Oskara Dirlewangera (dwa bataliony, 3381 ludzi), 2. Azerbejdżański Batalion „Bergmann”, dwa bataliony 111. Pułku Azerbejdżańskiego i 3. Pułk Kozaków – razem ok. 2,8 tys. ludzi; 608. Pułk Ochrony z Wrocławia płk. Willy’ego Schmidta – ok. 600 ludzi.

Himmler: „zastraszający przykład”

Te oddziały uderzyły na Wolę i częściowo też na Ochotę – dzielnice, które w ocenie władz niemieckich musiały być w pierwszej kolejności „oczyszczone” z powstańców i z cywili. Niemcy chcieli utrzymać przelotowe arterie przez mosty Poniatowskiego i Kierbedzia dla zapewnienia komunikacji z frontem i oswobodzić odcięte przez powstańców niemieckie dowództwo garnizonu warszawskiego i władze cywilne, ulokowane w Pałacu Bruehla.

Niemcy nie ograniczyli się do samych walk z powstańcami. Rozstrzeliwania, które były doraźnym odwetem za wybuch powstania, zaczęły się już pierwszego dnia. Jednak 5 sierpnia wojska niemieckie rozpoczęły wprowadzanie w życie rozkazu Hitlera przekazanego przez Heinricha Himmlera:

„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

„Rozkazy Himmlera brano dosłownie. Potyczki z obrońcami miasta z Armii Krajowej były działaniem niemal marginesowym, albowiem przez dwa dni Niemcy skupili się na masakrowaniu każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka, którzy się znaleźli w ich polu widzenia. Nie oszczędzano nikogo – nawet sióstr zakonnych, pielęgniarek, leżących w szpitalach pacjentów, lekarzy, kalek i dzieci” – pisał Norman Davies w „Powstaniu ’44”.

Rynsztokami Woli płynęła krew

Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. Osoby, którym nie udało się uciec, mordowano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Jeszcze tego samego dnia podjęto decyzję o poszerzeniu skali akcji. Ludzi zapędzano na teren dużych zabudowań, placów lub parków i rozstrzeliwano z broni maszynowej. Największe egzekucje miały miejsce koło wału kolejowego przy ul. Moczydło oraz w fabrykach „Ursus” i Franaszka przy ul. Wolskiej.

Gruppenfuehrer SS Heinz Reinefahrt skarżył się 5 sierpnia do przełożonych tymi słowami: „Co mam robić z cywilami? Mam mniej amunicji niż zatrzymanych”.

Żołnierze metodycznie – dom po domu, ulica po ulicy – dokonywali masowych egzekucji. „Obok Holocaustu jest to największa zbrodnia wojenna, o wszelkich cechach ludobójstwa, dokonana na ziemiach polskich. Według różnych szacunków na małym obszarze jednej tylko dzielnicy w ciągu zaledwie kilku dni zostało zamordowanych od 30 do 60 tysięcy całkowicie bezbronnych ludzi. Pod względem liczby ofiar tę hekatombę – Rzeź Woli – +przewyższa+ tylko Rzeź Wołyńska. Uwzględniwszy jednak czynnik czasu i miejsca, nie było drugiego takiego wydarzenia w dziejach Polski” – pisał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, w przedmowie do książki Piotra Gursztyna „Rzezi Woli”.

Ludobójstwo bez kary

Egzekucje przy ul. Młynarskiej tak wspominała ówczesna mieszkanka Woli Janina Rozińska: „Razem z dziećmi znalazłam się w zajezdni (tramwajowej – przyp.red.) w tłumie ok. 200 osób, przeważnie kobiet i dzieci oraz kobiet ciężarnych (…). Z karabinu maszynowego Niemcy otworzyli ogień do naszej stłoczonej grupy. Po pierwszej salwie ze stłoczonego tłumu zaczęli się podnosić ranni, a wówczas Niemcy rzucali w tłum granaty ręczne (…). Aż do zmroku podchodzili do leżących Niemcy, celując do poruszających się równocześnie z żartami i śmiechami, zwłaszcza gdy ranny został trafiony”. („Powstańcze miejsca pamięci. Wola 1944”)

Ciała ofiar kazano od razu palić. Niemcy rozkazali polskim jeńcom wraz ze zwłokami palić wszystkie dokumenty, tak aby nie można było zidentyfikować tożsamości zabitych. W efekcie przytłaczająca większość ofiar pozostała po dziś dzień bezimienna.

„Rzeź Woli jest zbrodnią tym bardziej wstrząsającą, że nigdy nie ukarano winnych, a powojenne losy SS-Gruppenfuhrera Heinza Reinefartha – kata Woli- urastają do jednego z największych skandali zeszłego stulecia. Zbrodniarz mający na rękach krew dziesiątków tysięcy ludzi przez kilkanaście lat był burmistrzem kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku – Holsztynie, posłem do lokalnego Landtagu, a do końca życia cenionym prawnikiem. Jego bezkarność obciąża nie tylko powojenne Niemcy, ale też władze PRL oraz zachodnich aliantów” – przypomniał Jan Ołdakowski.

Rzeź Ochoty przez RONA

[related id=”33659″]Mordowanie cywilów miało miejsce w wielu innych miejscach walczącej Warszawy. 5 sierpnia 1944 r. pułk RONA (Rosyjska Ludowa Armia Wyzwoleńcza) rozpoczął pacyfikację i mordy na mieszkańcach Ochoty. Największe zbrodnie popełniono w okolicach ulicy Grójeckiej i Opaczewskiej, Kolonii Staszica, tamtejszych szpitalach oraz Instytucie Radowym. W wyniku masowych mordów zginęło około 7-8 tys. osób.

Po południu 5 sierpnia do Warszawy przyjechał mianowany szefem sił pacyfikacyjnych gen. Erich von dem Bach-Zelewski. Obserwując skalę mordów cywilów zmienił częściowo rozkaz zakazując zabijania kobiet i dzieci. „Od tamtego czasu zbrodni także było bez liku, nie było jednak dążenia do eksterminacji wszystkich mieszkańców. Masowe mordy na powstańcach i cywilach towarzyszyły atakom niemieckim do końca, ale większość wziętych do niewoli żołnierzy i mieszkańców Warszawy przeżyła” – tłumaczył w rozmowie z PAP historyk prof. Włodzimierz Borodziej, autor m.in. niemieckojęzycznej monografii powstania („Der Warschauer Aufstand 1944”).

Główni sprawcy Rzezi Woli nie ponieśli odpowiedzialności sądowej. Bronisław Kamiński został rozstrzelany przez SS 4 października 1944 r. za uchylanie się od wykonywania rozkazów oraz rabunek wartościowego mienia. Oskar Dirlewanger zginął tuż po wojnie. Gen. Heinz Reinefarth zmarł w 1979 r., nie niepokojony przez zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości, mimo interwencji ze strony Polski i NRD.

Po wojnie Reinefarth zrobił polityczną karierę. W 1951 r. został burmistrzem Westerlandu. Siedem lat później zdobył mandat do parlamentu Szlezwiku-Holsztyna. Urząd burmistrza sprawował do 1963 r., z landtagu odszedł w 1967 r. Potem pracował jako adwokat. Prowadzone przeciwko niemu w latach 60. śledztwo umorzono z braku dowodów.

W 2014 r. burmistrz Westerlandu Petra Reiber z wyspy Sylt prosiła Polaków o przebaczenie za krzywdy wyrządzone im przez kata Woli i innych zbrodniarzy nazistowskich.

PAP/MoRo