Napastnik, który zasztyletował 4 osoby i ranił dwie kolejne, nie miał pochodzenia arabskiego ani przeszłości kryminalnej. Wywodził się ze środowiska nie noszącego żadnych cech tzw. gettoizacji.
Zbigniew Stefanik
3 października 2019 r., godzina 12.54. Pracownik policyjnej prefektury paryskiej atakuje nożem i zabija swego współpracownika z biura. Następnie przenosi się piętro wyżej i atakuje, również nożem, czterech policjantów na służbie. Następnie udaje się na schody, aby zejść na podwórze. Tam rzuca się z nożem na kolejne dwie pracowniczki prefektury. Kiedy dostaje się na podwórze, zachodzi mu drogę 24-letni stróż porządku, pełniący służbę w tej prefekturze od sześciu dni. Po trzech wezwaniach napastnika do poddania się, funkcjonariusz otwiera do niego ogień ze służbowego pistoletu maszynowego typu HKG36. Agresor ginie na miejscu. (…)
Sprawcą ataku jest 45-letni Michael Harpon, urodzony na Martynice obywatel francuski. Od 16 lat pracował w policyjnej prefekturze paryskiej na stanowisku informatyka i miał najwyższy poziom dostępu do danych ściśle tajnych, w tym do informacji związanych z walką z terroryzmem nad Sekwaną i do kartotek fiché S i fiché SPRT, czyli zbioru nazwisk osób podejrzewanych o działalność ekstremistyczną. Jest też osobą niepełnosprawną – ma kłopoty ze słuchem. Agresor nie miał przeszłości kryminalnej, nie był notowany w żadnym rejestrze policyjnym czy służb antyterrorystycznych, nic też nie wskazywało na jego przynależność do band islamistycznych. (…)
Ustalono, że przed 10 laty przeszedł na islam, a od co najmniej 18 miesięcy zradykalizował się. Podobno uczęszczał do meczetu, gdzie nauczał dobrze znany służbom antyterrorystycznym i imigracyjnym Ahmed Hilali, reprezentant radykalnej (salafickiej) formy islamu.
Późniejszy agresor miał przejawiać widoczne symptomy radykalizacji: przychodził do pracy w tradycyjnym stroju muzułmańskim, odmawiał podawania ręki kobietom. (…)
W dniu napaści Harpon po drodze do pracy kupił dwa noże ceramiczne i z tymi narzędziami późniejszej zbrodni udało mu się przejść przez bramki kontrolne policyjnej prefektury paryskiej. Według zeznań jego żony, miał on się jej skarżyć, że słyszy głosy, które nakłaniają go „do robienia strasznych rzeczy”. W przededniu ataku ponoć poprosił ją, aby zadbała o bezpieczeństwo dzieci. Kilka godzin przed tragedią przesłał do niej 33 sms-y radykalnej o treści islamskiej. Sąsiedzi zeznali śledczym, że w nocy poprzedzającej atak Michael Harpon miał krzyczeć w swoim mieszkaniu „Allah Akbar!”. Członkowie jego rodziny ujawnili zaś, iż kilka dni przed dokonaniem zbrodni rozmawiał z nimi w sposób, który wskazywał na to, ze chce się z nimi pożegnać. Wreszcie – jego żona powiedziała, że w dniu ataku przesłała kilka alarmujących wiadomości tekstowych do jego współpracowników o dziwnym zachowaniu swojego męża. Ich adresaci podobno ani na nie odpowiedzieli, ani nie zareagowali w żaden inny sposób. (…)
Po raz pierwszy od drugiej wojny światowej doszło do ataku na funkcjonariuszy policyjnej prefektury paryskiej i po raz pierwszy w historii tej instytucji – do ataku od wewnątrz. Po raz pierwszy też w historii tzw. francuskiego antyterroryzmu zaatakowano samo jego centrum, jego serce, albowiem policyjna prefektura paryska jest tak naprawdę komendą (dyrekcją) rozpoznania francuskiej policji państwowej.
Wreszcie – do tej pory nikt w historii V Republiki nie dokonał zamachu na francuską instytucję przy tak rozległych możliwościach swobodnego działania, czyli mając dostęp do najtajniejszych informacji francuskiej policji i innych francuskich służb.
Napastnik, który w policyjnej prefekturze paryskiej zasztyletował cztery osoby i ranił dwie kolejne, nie miał pochodzenia arabskiego i przeszłości kryminalnej. Wywodził się ze środowiska nie noszącego żadnych cech tzw. gettoizacji. Nie znajdował się na marginesie społecznym ani w strefie wykluczenia zawodowego. Od 16 lat pracował na stanowisku informatyka w jednej z najistotniejszych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa instytucji.
Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Inny zamach” można przeczytać na s. 14 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Inny zamach” na s. 14 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Był bezkompromisowym wrogiem komunizmu i putinowskiej Rosji, do końca wierny swoim ideom. Obawiał się rosyjskich prowokacji na Krymie oraz szantażu gazowego w stosunku do Europy Zachodniej i Ukrainy.
Wołodię po raz pierwszy spotkałem w Polsce, był rok 1990. Przygotowywaliśmy grunt pod zwołanie międzynarodowej konferencji i powołanie organizacji pod nazwą „Centrum Koordynacyjne Warszawa 90”. Inicjatywa wyszła od samego Bukowskiego, Paruyra Hayrikyana (działacz ormiański), Kornela Morawieckiego oraz naszego Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej. W grudniu 1990 r. do Warszawy przyjechali liderzy i przedstawiciele antykomunistycznych, narodowościowych partii i organizacji z terytorium ówczesnego ZSRS, Bułgarii, Rumunii i Laosu. Centrum Koordynacyjne stało się faktem. Głównymi zadaniami organizacji były: dążenie do powstania odrodzonych państw narodowych na gruzach imperium sowieckiego, wymiana informacyjna, współpraca polityczna, rozliczenie zbrodni komunistycznych („Norymberga II”). Prace prowadziliśmy jeszcze po upadku ZSRS.
W drugiej połowie lat 90. Wołodia przyjechał z prezentacją swojej nowej książki pt. Moskiewski proces. Poszedłem na spotkanie z nim i nawiązałem utracony kontakt.
Książka powstała na podstawie dokumentów, które Wołodia znalazł w archiwum kremlowskim w czasie swego pobytu w Moskwie (za rządów Jelcyna).
Udało mu się wtedy wiele z tajnych dokumentów zeskanować ręcznym skanerem, przywiezionym z Anglii. Korespondowaliśmy przez długi czas za pomocą poczty, potem pojawił się internet i możliwość szybszego kontaktu. W 2007 r. Wołodia przyjechał na 25 rocznicę powstania Solidarności Walczącej. Była możliwość porozmawiać na różne tematy w Warszawie i we Wrocławiu.
Wydarzenia 2008 roku w Gruzji potwierdziły tezy Bukowskiego o odradzaniu się Rosyjskiego Imperium. Po tragedii w Smoleńsku w 2010 r. Wołodia był bardzo przybity. Zawsze niezwykle ciepło wypowiadał się o śp. Prezydencie Lechu Kaczyńskim.
W maju 2012 roku zobaczyłem Wołodię po raz ostatni. Na zaproszenie Mustafy Dżemilewa (legendarny lider Tatarów Krymskich, długoletni więzień sowieckich łagrów i zsyłek) przyjechaliśmy na Krym, by uczestniczyć w międzynarodowej konferencji „Krymskie Forum-1”. Do Symferopola przybyli wówczas znani działacze praw człowieka i więźniowie polityczni okresu ZSRS – m.in. Władimir Bukowski, Siergiej Kowalow, Aleksander Podrabinek, Vardan Harutyunyan, Natalia Gorbaniewska, Ludmiła Aleksiejewa, Oles Szewczenko, Andriej Gregorenko i inni. W ciągu tych paru dni mieliśmy okazję porozmawiać do woli, powspominać stare czasy i odnieść się do bieżącej sytuacji politycznej w regionie. Wołodia bardzo pesymistycznie oceniał przyszłość. Obawiał się rosyjskich prowokacji na Krymie oraz szantażu gazowego w stosunku do Europy Zachodniej i Ukrainy.
Wtedy, w 2012 roku, widać już było, że cierpi na różne dolegliwości i toczy walkę z poważną chorobą. W następnych latach Wołodia prawie nie jeździł za granicę. Rzadko odpowiadał na maile, przestał pisać listy. Gasł. Ten bezkompromisowy wróg komunizmu i putinowskiej Rosji pozostał do końca wierny swoim ideom. Śmierć odebrała nam przyjaciela i sojusznika. Niech spoczywa w pokoju na angielskiej ziemi.
PS Według ostatnich informacji, pogrzeb Władimira Bukowskiego będzie miał miejsce 19 listopada 2019 w Londynie.
Wspomnienie Piotra Hlebowicza pt. „Parę słów o Władimirze Bukowskim” można przeczytać na s. 5 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Wspomnienie Piotra Hlebowicza o Władimirze Bukowskim na s. 5 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Do dziś wielu nie rozumie jego słów: „Na Wschodzie zwyciężyli bolszewicy, a na Zachodzie mieńszewicy – jaka różnica?”. Na początku lat dziewięćdziesiątych jeszcze mało wiedzieliśmy o Zachodzie.
Jadwiga Chmielowska
Władimir Bukowski w 1976 roku został w kajdankach wywieziony do Szwajcarii, gdzie dowiedział się, że został wymieniony na Luisa Corvalana, chilijskiego komunistę. Ten wytrawny obserwator miał więc wiele lat na badanie budowy komunizmu na Zachodzie.
Komunizm bolszewicki znał świetnie. Za głoszenie prawdy o nim trafiał do sowieckich więzień, łagrów i psychuszek. Całe życie próbował ostrzec Zachód przed Związkiem Sowieckim i komunizmem.
Napisał książkę I powraca wiatr, w której opisał sowiecki system łagrów i wykorzystywania psychiatrii w celach niszczenia przeciwników politycznych. W 1971 roku udało się Bukowskiemu opublikować we Francji przeszło 150 stron zgromadzonych przez niego dokumentów oraz swój apel do psychiatrów na całym świecie o obronę więzionych w psychuszkach oraz o potępienie nadużywania psychiatrii w celach politycznych. Prosił ich, by podjęli się obrony więzionych oraz potępili sowieckich psychiatrów. Wielkim sukcesem Bukowskiego było to, że Międzynarodowy Związek Psychiatrów, wprawdzie dopiero po sześciu latach, nie tylko potępił wreszcie postępowanie sowieckich lekarzy, ale i powołał specjalną komisję. W 1983 roku ZSRS wycofał swoich przedstawicieli z Międzynarodowego Związku Psychiatrów. (…)
Był zdecydowanym zwolennikiem dekomunizacji. Wspierał pomysł przeprowadzenia procesu nad komunizmem i osądzenia zbrodniarzy.
Ideę powołania „Norymbergi II” pamiętam z wielu konferencji organizowanych przez DiN i Autonomiczny Wydział Wschodni Solidarności Walczącej w kolejnych wyzwalających się z niewoli republikach Związku Sowieckiego na początku lat dziewięćdziesiątych. Władimir Bukowski był jednym z nielicznych Rosjan, którzy tworzyli Międzynarodówkę Antykomunistyczną. Pragnął on Rosji demokratycznej i wolnej od wielowiekowego imperializmu.
Prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn umożliwił mu dotarcie do Archiwum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KC KPZR).
Bukowskiemu udało się zeskanować wiele cennych dokumentów i wydać książkę „Moskiewski proces”. To właśnie w niej możemy zapoznać się ze stenogramem wypowiedzi gen. Jaruzelskiego, który prosi moskiewskich towarzyszy o interwencję w Polsce i pomoc w zdławieniu ruchu Solidarności.
Do dziś, niestety, wielu ignorantów uważa Jaruzelskiego, sowieciarza, za bohatera, który wybrał „mniejsze zło”. Skandalem jest pochowanie go na Powązkach w Alei Zasłużonych. (…)
Trzeba wiedzieć, że Rosja Sowiecka czy Putinowska zawsze likwidowała swoich zdrajców i niszczyła przeciwników. Stąd zamachy: udany na Litwinienkę, który zmarł po skażeniu go polonem, i nieudany, związkiem chemicznym Nowiczok, na Skripala, którego udało się lekarzom odratować. Bukowski już od 2006 roku apelował o prowadzenie energicznego śledztwa w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki. Uważał, że wszystkie tropy prowadzą do Moskwy. Jednak energiczne śledztwo wszczęto dopiero po aneksji Krymu.
Rosja nie traktowała go jako zdrajcy. Nie był w FSB, GRU, nawet nie należał do partii, był jedynie wrogiem, czyli niekoniecznie trzeba go zlikwidować, to znaczy zabić; należy niszczyć. Zabijanie zdrajców to forma dyscyplinowania swojej agentury.
Rosja Sowiecka mściła się na Bukowskim za protesty przeciwko interwencji moskiewskiej w Czechosłowacji w 1968 r., a Putin – nie tylko za stanowisko w sprawie Litwinienki, lecz również za potępienie agresji na Krym i Donbas. Po złożeniu przez Bukowskiego w tej sprawie zeznań, FSB, następczyni KGB, zainfekowała jego komputer pornografią dziecięcą.
Angielska prokuratura wszczęła śledztwo, informacje wyciekły do prasy, a usłużni lub niekompetentni dziennikarze podali nazwisko, a nie inicjały podejrzanego. Bukowski pozwał prokuraturę brytyjską do sądu za znieważenie, gdyż zarzuty trafiły do prasy przed wyrokiem. Proces ten ślimaczył się. Bukowski trafił do szpitala; przeszedł w Niemczech poważną operację serca. Gdy odwlekano proces, który wytoczył prokuraturze o zniesławienie, podjął bezterminową głodówkę. W jego obronie stanęli koledzy z sowieckich łagrów i przyjaciele, którzy znali go od lat. Zawiadomił ich 85-letni Wiktor Fajnberg. Po roku dziwnego śledztwa w sprawie pedofilii prokuratura stwierdziła, że musi zebrać dodatkowe informacje, by móc skutecznie oskarżyć Bukowskiego. Wtedy dopiero przerwał on głodówkę. Oskarżenia o pedofilię są najdrastyczniejsze. Ludzie boją się nawet przypuszczać, że oskarżony może być niewinny. W Polsce ostatnio takie pomówienia były wykorzystywane do walki z Kościołem.
Putinowi udało się, dzięki pomocy pożytecznych idiotów na Zachodzie, skrócić życie Bukowskiego. Nie dożył osiemdziesiątki. Niestety wytaczanie procesów stało się formą prześladowań osób niepokornych. Dlatego tak ważna jest walka w Polsce o niezależne sądownictwo i odkomunizowanie go.
Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Władimir Bukowski – drogowskaz dla wolnego świata” można przeczytać na s. 5 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Władimir Bukowski – drogowskaz dla wolnego świata” na s. 5 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Zabijają nas. Pomóż nam. Mów u Ciebie w kraju, co się tu dzieje – to sms-y od od niektórych Ekwadorczyków. Ostateczny bilans to 11 ofiar śmiertelnych, ponad tysiąc rannych i drugie tyle zatrzymanych.
Piotr Mateusz Bobołowicz
Przez Ekwador w tym roku przetoczyły się co najmniej trzy fale protestów. Od maja do września kilkakrotnie protestowali studenci medycyny, odbywający staż w szpitalach. Otrzymywane przez nich stypendium, wynoszące dotychczas nieco ponad 500 USD (dolar amerykański jest od 2000 roku oficjalną walutą Ekwadoru), zostało zmniejszone prawie o połowę. Wywołało to duże niezadowolenie i protesty, które z czasem objęły większość środowiska akademickiego w Ekwadorze. Strajkowali też emerytowani nauczyciele, domagając się za pomocą kilku strajków głodowych wypłaty zaległych świadczeń. Obie grupy osiągnęły swój cel.
Bezpośrednim preludium do masowych wystąpień z października były protesty w prowincji Carchi na północy kraju, które rozpoczęły się 24 września. (…) Demonstranci domagali się dymisji minister spraw wewnętrznych Marii Pauli Romo, większych nakładów na zdrowie, a także ukrócenia korupcji i cofnięcia niektórych reform ekonomicznych. Rząd po sześciu dniach manifestacji zgodził się na spełnienie dwunastu postulatów i protest się zakończył. Raptem trzy dni potem od strajku przewoźników zaczęły się masowe protesty w całym kraju.
Lenín Moreno, prezydent Ekwadoru, ogłosił 1 października 2019 roku sześć bezpośrednio wchodzących w życie decyzji, dotyczących ekonomii kraju, a także trzynaście dalszych, które miały być procedowane przez parlament. Najważniejszą z nich było uwolnienie cen diesla i benzyny poprzez likwidację państwowych subsydiów.
Ekwador posiada złoża ropy, eksploatowane od ponad stu lat. Nie dysponuje jednak mocami przerobowymi, które pozwoliłyby chociażby na pokrycie krajowego zapotrzebowania na olej napędowy i benzynę. Eksportuje więc surową ropę i importuje jej produkty. (…) Obecnie do każdego galonu (ok. 3,8 litra) benzyny lub diesla sprzedanego w Ekwadorze państwo dopłaca ok. 40% jego wartości. Cena paliw bez subsydiów wynosiłaby ok. 2,5 USD za galon, a dzięki państwowej pomocy waha się w okolicach 1,5 USD. Łącznie szacuje się, że w roku 2019 na dopłaty do paliwa Ekwador przeznaczy ponad 3 miliardy dolarów amerykańskich. To dużo w skali kraju, którego dług zewnętrzny w marcu tego roku przekroczył 37 miliardów USD i 32,8% PKB (dług całkowity – 51,2 mld USD, 45,3% PKB). (…)
Oprócz likwidacji subsydiów zmiany objęły między innymi zasady zatrudnienia funkcjonariuszy publicznych. Ci na umowach tymczasowych mieli stracić 20% wynagrodzenia przy odnowieniu takiej umowy, zamiast przejścia na umowę bezterminową. Dodatkowo roczny wymiar urlopu miał być skrócony z 30 do 15 dni, a jeden dzień w miesiącu wszyscy funkcjonariusze mieli pracować de facto za darmo – ich wynagrodzenie za ten dzień zasilać miało kasę państwa. Prezydent zapewnił jednak, że przewidywane przez niektórych podniesienie podatku VAT z 12% do 15% nie jest w planach. Dodatkowo zniesiono lub zmniejszono cła na telefony komórkowe, komputery, a także maszyny rolnicze i materiały konstrukcyjne.
Głównymi poszkodowanymi poczuli się przewoźnicy. Zastrajkowali oni 3 października, rozpoczynając kompletny paraliż kraju. Jednocześnie zamknięte zostały szkoły w całym Ekwadorze, gdyż władze stwierdziły, że nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa transportu dzieci. Usługi transportowe dla ludności zapewnić miało bezpłatnie wojsko, jednak nawet to było mocno utrudnione, gdyż protesty przybrały formę blokad dróg, nie tylko głównych, ale także lokalnych. Prezydent tego samego dnia ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego. (…)
Prezydent Moreno wydał także dekret zabraniający osobom nieuprawnionym przebywania w godzinach 20:00–5:00 w okolicy obiektów o znaczeniu strategicznym – takich jak elektrownie, rafinerie, ujęcia wody. Indianie nazwali to „godziną policyjną”. Dekret został wydany w odpowiedzi na akty wandalizmu w całym kraju. (…)
Mówiąc o ekwadorskich protestach, nie można nie wspomnieć o CONAIE (Konfederacji Rdzennych Ludów Ekwadoru). Ten indiański ruch przejął w pewnym momencie główną siłę protestów, doprowadzając w końcu 13 października do gestów ugodowych ze strony rządu Lenina Morena. Przewodniczący CONAIE Jaime Vargas wystosował odezwę do przedstawicielstwa ONZ w Ekwadorze i Konferencji Episkopatu Ekwadorskiego, by pośredniczyły w mediacjach. W końcu w niedzielę, po jedenastu dniach potężnego zrywu udało się osiągnąć porozumienie – kontrowersyjne dekrety zostały uchylone, a Indianie i prezydent zgodzili się, że nad ewentualnymi zmianami musi pracować wspólna komisja.
W poniedziałek Ekwadorczycy pokazali swoją niezwykłość. Zorganizowano tzw. mingę. Obyczaj ten wywodzi się jeszcze z czasów inkaskich, a być może nawet wcześniejszych, kiedy to cała wspólnota zbierała się, by wykonać prace niemożliwe do przeprowadzenia przez jedną rodzinę – czasem nawet nie leżące w interesie publicznym, a jedynie części członków społeczności.
Mingi organizuje się do dziś, zwłaszcza wobec konieczności usuwania skutków lawin błotnych czy trzęsień ziemi. Albo masowych demonstracji w stolicy, jak tym razem. W poniedziałek Ekwadorczycy nie poszli do pracy – poszli sprzątać swoją stolicę.
Cały artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „11 dni ekwadorskiego kryzysu” można przeczytać na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „11 dni ekwadorskiego kryzysu” na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
W centrum każdego miasta nadal stoi pomnik Lenina. Lata 1939–1941 to wojna na zachodzie Europy. Potem była Wielka Wojna Ojczyźniana, a 17 września to wyzwolenie zachodniej Białorusi i Ukrainy.
Tekst i zdjęcia Joanna Pyryt
Po przekroczeniu granicy otwiera się przed nami rozległa równina z polami zboża aż po horyzont i pięknymi liściastymi lasami, które zajmują blisko 40% powierzchni kraju. Horyzont zdaje się bardziej odległy niż u nas, a gra obłoków na bezkresnym niebie przypomina opis chmur u Mickiewicza. Wszak to jego kraj. (…)
Fontanna w Witebsku
Miasta i wsie są bardzo czyste, a miejskie aleje i w ogródki na wsi – ukwiecone aksamitkami, daliami i podobnymi, zwykłymi kwiatkami. Ludzie ubierają się starannie, nie dotarła tu jeszcze moda wszechobecnych tatuaży, legginsów u pań czy męskich krótkich spodni na ulicach miast. (…)
Mieszkańcy narzekają na kryzys przejawiający się wzrostem cen i obniżkami pensji w niektórych zakładach pracy (żeby uniknąć zwalniania pracowników). Powoduje to nowe na Białorusi zjawisko emigracji na zachód, w tym – bardzo licznej – do Polski. Nadal istnieją tu zakłady przemysłowe produkujące traktory (marki Białorus), wagony kolejowe czy specjalistyczne ciężarówki dla kopalń odkrywkowych (na licencji zachodniej). Rolnictwo jest prowadzone przez spółki agro-akcyjne, które zastąpiły kołchozy. Pokazywano nam tzw. domki Łukaszenki – budowane na wsiach, aby zapewnić mieszkanie specjalistom potrzebnym w takich przedsiębiorstwach.
Połock, Dźwina o poranku
Niewielu mieszkańców mówi po białorusku, choć jest to jeden z dwóch języków urzędowych. Białoruski jest nauczany w szkole w wymiarze czterech godzin tygodniowo, jak język obcy; mimo to mało kto umie mówić w tym języku. W Mińsku, Połocku czy Witebsku najłatwiej dogadać się po rosyjsku, ale polski jest rozumiany. W Lidzie i Grodnie na zapytanie po rosyjsku odpowiadano po polsku. Sam prezydent Łukaszenka posługuje się rosyjskim w lokalnej odmianie zwanej trasianką. (…)
Od czasu pierestrojki następuje odrodzenie Kościoła katolickiego. Rozpoczął je jeszcze Jan Paweł II, uzyskując zgodę Gorbaczowa. Liczne zabytki są odnawiane i rekonstruowane – dotyczy to także zabytków polskich. (…)
Siedziba Michała Kleofasa Ogińskiego w Zalesiu, muzeum
Jadąc przez ten kraj, nie sposób na każdym kroku nie natykać się na ślady wydarzeń i ludzi stanowiących nieodłączną część historii Polski. Na najdalszym wschodzie, w Połocku, przebywał król Stefan Batory po odzyskaniu miasta po kilkuletniej okupacji przez Iwana Groźnego. Tu Batory założył kolegium jezuitów, którego rektorem był ks. Piotr Skarga. Tu przebywał św. Andrzej Bobola. W tym kraju rozgrywały się wielkie bitwy Polaków – zwycięskie jak Orsza w 1514 roku, czy przegrane jak Szkłów w 1664. Tu rodzili się i działali wielcy Polacy – Kościuszko, Mickiewicz, Moniuszko, Orzeszkowa i setki innych, bez których nie istniałaby nasza kultura. Na tych ziemiach ginęli nasi wielcy męczennicy za wiarę, jak Jozafat Kuncewicz (w Witebsku 1623, biskup unicki) i św. Andrzej Bobola (Janów Poleski 1657). Tu wreszcie pracowali wielcy organizatorzy i działacze, jak biskup miński Zygmunt Łoziński (1870–1932), który organizował pomoc dla „bieżeńców” w czasie I wojny światowej, chronił Żydów mińskich podczas wojennej zawieruchy i zmarł w opinii świętości. Tu gospodarowali polscy ziemianie i przemysłowcy – Wojniłłowicze, Korwin-Milewscy, Jałowieccy, Pusłowscy, Wańkowicze, Skirmunttowie i wiele innych rodzin zasłużonych dla tego kraju. Grodno było jedną ze stolic Polski – to tu od 1673 roku odbywał się co trzeci sejm Rzeczypospolitej.
Kościół w Mińsku ufundowany przez Edwarda Wojniłłowicza
Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Impresje białoruskie” można przeczytać na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Joanny Pyryt pt. „Impresje białoruskie” na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Trudno dziś ocenić skutki wszystkich reform owych czterech lat. Najbardziej zawiedzeni są chyba katolicy, którzy dostali niewiele, a w życiu publicznym postępuje radykalizacja postulatów lewackich.
Klaudia J. a sprawa polska, czyli o wszystkim po trochu
Piotr Sutowicz
Okres kampanii wyborczej na szczęście minął. Jednak zgodnie z pewnymi zasadami demokracji parlamentarnej, walka o głosy wyborców wróci, niestety wraz ze wszystkimi swymi patologiami, wskazującymi na coraz większy kryzys w obranym przez zachodni świat, mającym ambicje uniwersalistyczne sposobie wyłaniania elit politycznych.
Po pierwsze demokracja
Czy wybór, jakiego społeczeństwo w imieniu narodu dokonuje za pomocą kartki wyborczej, jest rzeczywistym wskazaniem większego dobra spośród całego szeregu propozycji złożonych mu w czasie kampanii? Wszak takie pytanie powinno być decydującym w tym okresie i ono winno determinować postępowanie wyborców. Śmiem twierdzić, że taka kwestia interesowała stosunkowo niewielką liczbę głosujących.
Paradygmat „PiS” i „anty-PiS” był wyznacznikiem postępowania w znacznie większym niż cokolwiek innego stopniu.
Żebyśmy jednak nie mieli zbyt dużych kompleksów, trzeba jasno stwierdzić, że podobne cechy mają akty wyborcze w całym świecie Zachodu, tu, gdzie decyduje głosowanie na partie polityczne podzielone według klasycznego schematu prawica – lewica. Można powiedzieć, że Polska dogoniła w tym względzie najwyżej rozwinięte kraje, chociaż akurat lepiej by było, by tego nie robiła.
W moim odczuciu dyskurs polityczny, jaki toczy się w świecie euroatlantyckim, jest jałowy i donikąd nie prowadzi. Paradygmaty, wokół jakich toczy się dyskusja, bywają najczęściej subiektywne i wynikają z umowy mediów lub innych znaczących ośrodków wpływu, które decydują, jakie problemy są ważne, a jakie nie. Stąd grupy polityczne muszą mieć zdanie na temat ochrony klimatu, w tym szczególnie efektu cieplarnianego, przy czym musi ono być w miarę zbliżone do tego prezentowanego przez główne ośrodki kształtowania opinii publicznej. Z drugiej strony – co najmniej niejasno trzeba wypowiadać się w tak ważnych sprawach jak choćby prawo do życia osób, które jeszcze na świat nie przyszły. Niebagatelną rolę odgrywają w tym swoistym zderzeniu cywilizacji tzw. harcownicy – pozornie słabo kontrolowani przez główne ośrodki publicyści-performerzy, niby-politycy z bocznych nurtów i wszyscy ci, którzy się na taką rolę zgodzą, często dla swoich prywatnych celów; najczęściej dlatego, że chcą być popularni za wszelką cenę. Ta ostatnia przypadłość nie jest charakterystyczna tylko dla naszych czasów, ale zawsze, kiedy się pojawia w większej populacji, oznacza kłopoty cywilizacyjne. W ten sposób dochodzimy również do nieoczywistego tytułu niniejszego tekstu.
Pani Klaudia
Osoba, o której piszę (celowo pomijam nazwisko), wypełniła sobą znaczną część kampanii wyborczej, dlatego mogę sobie pozwolić na zapytanie: jaki wpływ jej aktywność wywiera na tzw. sprawę polską, czyli na dyskurs o naszym dobru wspólnym? Biorąc pod uwagę treści jej wystąpień, można by powiedzieć, że żadną, a jednak…
Wystąpienia pani J. nie wnoszą niczego do merytorycznej debaty, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że nie ona jedna nie ma nic w tym względzie do powiedzenia, a mówi.
Być może różni ją niespotykany gdzie indziej poziom „obciachu”, czegoś nienazwanego. Rodzaj emocji, którą kieruje (czy też kierowała) w stronę odbiorcy, jest zjawiskiem stosunkowo nowym i ciekawym w życiu publicznym. Nie wiem, czy dzięki temu, czy też z powodu tego przebiła się ze swym przekazem na szerokie wody dyskusji medialnej i stała się przedmiotem narodowej debaty wszystkich mediów, co uczyniło ją popularną i rozpoznawalną. Ponieważ mówił o niej dużo zarówno obóz władzy, jak i opozycji, stała się bardzo popularna. Czy została posłem? Jeszcze nie wiem, tekst bowiem piszę w dzień ciszy wyborczej, który przyjmuję z ulgą i przeznaczam częściowo na niniejszy eseik. Na pewno pani Klaudia odniosła ogromny sukces, i tyle.
Kim rzeczona osoba jest? Z tego, co wyłowiłem, jest aktorką pozostającą na swoim utrzymaniu, chociaż dla mnie nie jest pewne, czy nie zarabia na tej swoistej aktywności społecznej. Nie oglądam telewizji, nie posiadam bowiem stosownego odbiornika, więc nie wiem, gdzie występuje. Jakieś fragmenty jej, że się tak wyrażę, twórczości aktorskiej pojawiają się na różnych forach celem obśmiania, nic mi one jednak nie mówią. Sposób, w jaki prezentuje ona swe przekonania – trudno tu bowiem mówić o poglądach – wskazuje na dwie możliwości.
Albo sama wykreowała swą postawę na czyjeś zlecenie, albo została wykorzystana przez czynniki zewnętrzne i szybko zostanie przez nie porzucona jak zużyta motyka po skończonej robocie.
Jaka jest prawda, nie wiem. Być może mamy do czynienia z hybrydą, czyli kimś mającym jakieś problemy z osobowością, którą bezwzględni gracze wykorzystali – nie ją pierwszą i nie ostatnią. Nasza najnowsza historia polityczna pełna jest takich przypadków. Wszyscy chyba pamiętamy karierę medialną pana z Białegostoku, który w ramach swej kampanii ogłaszał światu, że za jego rządów nie będzie „biurokractwa” ani… „niczego nie będzie”.
Ktoś powie: „sorry, taki mamy klimat”, jest w nim miejsce i na takie exempla, ale to nieprawda. W wypadku Białostockiem ludzie się trochę pośmiali, trochę pokiwali głowami z politowaniem, niektórzy rzeczywiście „dla jaj” oddali głos gdzieś tam w wyborach samorządowych, co na pewno było też aktem rozpaczy i jednym objawów kryzysu demokracji. Tu jednak mamy do czynienia z czymś szerszym – wyznaczaniem nowej linii frontu. W wypowiedziach pani Klaudii brak jest jakichkolwiek prób dyplomacji. Nie próbuje ona dobierać wyszukanych słów ani eleganckich gestów.
Zaprezentowana przez nią chyba gumowa kaczka, którą nakłuwa ona na oczach widzów za kolejne wypowiadane głośno „przewiny”, nie jest śmieszna i nie jestem pewien, czy dla kogokolwiek ma taką być. Ten swoisty rytuał wudu jest naprawdę przerażający, wpisuje się bowiem w narrację, z której ma się wyłonić przemoc realna.
Dla mnie bardzo znamienny był fakt, że osoba ta, której dokonania były wszystkim znane, została wciągnięta na listę wyborczą dużego komitetu. Wskazuje to bowiem na cel polityczny, którym nie ma być realizacja takiego czy innego planu, lecz odczłowieczenie przeciwnika, a co dalej? Możliwości się okażą.
Przechył dyskusji
W ogóle przypadek owej biednej gumowej kaczki wyprodukowanej przez jakąś fabrykę w celu zabawy w wannie, najpewniej z myślą o dzieciach, jest ciekawy z jeszcze jednego powodu. Podobny rytuał, który odbył się kilka lat temu we Wrocławiu, polegający na spaleniu kukły, która czynnikom decyzyjnym kojarzyła się z „Żydem”, skończył się procesem i, zdaje się, skazaniem osób, które za owym aktem stały. W wypadku pani J., która wcale nie kryła się z tym, czego symbolem jest ów kawałek gumy, nic takiego nie nastąpiło. Tu i ówdzie coś tam pogadano po to, by establishment doszedł do wniosku, że to jednak jest niewinna zabawa. Przypadków dużo gorszych mamy więcej.
Ruch LGBT w swych prowokacyjnych występach często obraża mojego Boga i uczucia religijne. Oficjalne reakcje w tej kwestii najczęściej kończą się na miałkim gadaniu.
Sprawa udawanego „zabijania” arcybiskupa Jędraszewskiego w mediach nie istnieje. Nie wiem, czy toczy się w sądzie, ale warto przypomnieć tę odbywającą się w Poznaniu kilka miesięcy temu „zabawę” środowisk LGBT, z którego to wypadku wprost wynika wniosek, iż jednym wolno, a innym nie.
Kwestie polityczne i światopoglądowe często się przeplatają i obydwie nie są na swoich miejscach. Przed wyborami ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki wydał list, w którym wzywał katolików i wszystkich, którzy chcieliby jego głosu wysłuchać, do aktywnego wzięcia udziału w wyborach. Pomijając fakt, czy katolik miał tam po co pójść. Na kartach dokumentu hierarcha nakreślił pewne ramy światopoglądowe, którymi katolicy powinni się kierować przy urnach. Oczywiście jak zwykle taki głos znalazł się z jednej strony pod ostrzałem tych, którzy uważali, że Kościół do polityki mieszać się nie powinien, z drugiej zaś tych, którzy chcieliby wykorzystać go do swoich celów dowodząc, że to oni spełniają owe wyznaczone kryteria. Ja należałem do tych specyficznych odbiorców, którzy ze smutkiem skonstatowali, nie tylko zresztą na podstawie listu, że nie ma idealnej listy katolickiej i jedyne, co może zrobić katolik, to iść na jakieś kompromisy, a czy tego zechce, musi to być jego osobistym wyborem.
Warto wszakże zająć się tymi, którzy mówią o owym nieuprawnieniu Kościoła do zajmowania się polityką.
Z tego, co widać gołym okiem – w końcu wszyscy tego konia widzimy i wiemy, jak wygląda – płynie jasny wniosek, że w owej gmatwaninie osądów i opinii, które roszczą sobie prawo do prawdziwości bądź choćby chcą mieć prawo bycia wysłuchanymi, od jakiegoś czasu zabrania się Kościołowi mówić własnym głosem i stawiać własne postulaty społeczne.
Zdaje się, że rzeczywiście dążeniem współczesnej zachodniej cywilizacji jest zepchnięcie Kościoła jedynie do sfery domowej. Katolik w społeczeństwie winien się zachowywać, jakby katolikiem nie był. Taki jest, zdaje się, ostateczny cel tych zamierzeń i temu ma służyć owa walka światopoglądowa, do której używa się wszystkich dostępnych środków możliwych w życiu publicznym: od zarzutów pedofilii po twierdzenia, że nauka Kościoła ogranicza prawa ludzkie, w tym to do aborcji, co staje się kluczowym kryterium prawa do udziału w życiu publicznym. Stąd owa ostrożność części polityków, którzy nie chcieliby swym mimo wszystko katolickim przekonaniom uchybić. Jest na taką postawę stare przysłowie: „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”.
Odpowiedź
Czy ci, którym lewicowa czy raczej lewacka narracja jest obca, dają jej jakiś odpór? Otóż najgorsze jest to, że słaby. Kiedyś katolicka nauka społeczna próbowała być na czasie i Kościół zajmował stanowisko w konkretnych sprawach i dawał konkretne odpowiedzi. Warto w tym względzie przytaczać wciąż na nowo encykliki społeczne i listy papieskie w poszczególnych ważnych kwestiach, które bywały źródłem inspiracji i aktualizacji tego, co trzeba w przestrzeni społecznej czynić. Były katolickie postulaty ustrojowe, które stawały w kontrze do tego, co się działo w dwudziestowiecznym świecie. Wreszcie – potępiano to czy owo, czasem w sposób nieco zakamuflowany ze względów politycznych, ale ci, którzy chcieli, wiedzieli, o co chodzi. Dziś, zdaje się, głos ten stopniowo zamiera. Owszem, katoliccy publicyści głos zabierają – jednak nie aby kłócić się na temat istoty odczytywania Ewangelii we współczesnych realiach, ale często, kogo poprzeć politycznie, jak być bardziej na czasie i nie wzbudzać kontrowersji w głównym nurcie. Zwykłym wiernym często nie pozostaje nic innego jak modlitwa za ojczyznę, co też niektórzy godnie uskuteczniają i dobrze, że aż tyle.
Społeczny aktywizm katolików jest jednak trudny, szczególnie w sytuacji aż tak wyraźnego starcia. Ze strony hierarchów często słyszą o szacunku do człowieka, ale co zrobić z nawałem obcej ideologii – już niekoniecznie.
Jako mały przykład przytoczę, iż w kwestii rzeczonej kukły rzekomego „Żyda” i jej spalenia słyszałem ze strony duchownych sformułowania, iż rzecz jest niedopuszczalna, natomiast w kwestii zachowania pani J. – jakoś nie. Chciałbym wierzyć, iż odbyło się to w imię nierobienia jej reklamy, a nie z tchórzostwa.
Poza oficjalnym głosem Kościoła trwa oczywiście debata publicystów i polityków. Nie wiadomo, na ile szczera, ale postulaty katolickie były obecne w hasłach różnych list wyborczych, najbardziej chyba w wypowiedziach kandydatów Konfederacji, która wszakże nie zdobyła sobie masowego uznania ani elektoratu, ani hierarchów, a i w publicystyce katolickiej podchodzono do niej z dystansem. Być może dlatego, że w jej wnętrzu obecne były różne głosy, uważane niekiedy za co najmniej dziwne; a może dlatego, że Kościół boi się populizmu – zjawiska, co do istoty którego nie wiadomo, czym jest, ale ważne, by go nie popierać. Wydaje się, że odpychanie go od siebie i udowadnianie, że nie ma się z nim nic wspólnego nie jest dobre i to z kilku powodów.
Populiści
Tak naprawdę nie tworzą oni żadnej myśli politycznej. Właściwie nie wiadomo, czym bądź kim są, trudno ich zdefiniować w jednolity sposób. Łączy ich to, że protestują. Czasami przeciwko lewicy, a czasami prawicy. Ogólnie przeciw zabetonowanej scenie politycznej. W świecie zachodnim sytuacja partii politycznych była jasna: władza zmieniała się w określonych cyklach, ludzie mieli dość złudną świadomość, że dokonują wyboru, a partie miały, co chciały, czyli poczucie władzy. Żadna sytuacja nie trwa jednak do końca świata. W pewnym momencie państwa socjalne, oparte na coraz bardziej zgniłych kompromisach ekonomiczno-światopoglądowych, zaczęły gonić w przysłowiową piętkę. Demografia i kryzys mentalny, idące niestety w parze, doprowadziły do zakrętu, który z jednej strony zaowocował lewackim radykalizmem, z drugiej czymś, co określono populizmem, czyli ruchem niezgody na to, co jest.
Cztery lata temu Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, bo kojarzono je ze zmianami. Katolicy chcieli realizacji ich postulatów światopoglądowych, młodzież pracy, ludzie dojrzali – emerytur, państwo potrzebowało dzieci, by starzejące się społeczeństwo nie musiało sięgać po rzesze uchodźców, którzy zmienią oblicze kulturowe miast, a z czasem kraju.
Trudno dziś ocenić skutki wszystkich reform owych czterech lat. Najbardziej zawiedzeni są chyba katolicy, którzy dostali niewiele, a w życiu publicznym postępuje radykalizacja postulatów lewackich, których, zdaje się, nic nie jest w stanie zatrzymać. Partia rządząca coś deklaruje, ale niewiele robi i w nowej kadencji realizować chyba nie zamierza. Wchodzi w spory z dotychczasowym establishmentem, ale tu, gdzie ten ewidentnie wchodzi jej w drogę. Wiem, że wszelkie analogie są dość ryzykowne, ale w wielu miejscach rzeczywistość polityczna przypomina czasy przedwojennej sanacji, co do której mam duży dystans. Podobnie jest na całym świecie. Populiści bywają różni: w Niemczech są ksenofobiczni, we Francji – na przemian narodowi i lewaccy, a we Włoszech bywają separatystami bądź sympatyzują z dziedzictwem faszyzmu. Wszystko to pokazuje jednak jasno, że obecny system wyłaniania władzy jest do wymiany nie w sensie tych, którzy rządzą, lecz w zakresie mechanizmów, które się proponuje.
Populizm opozycyjny
Kto jest populistą, decydują tzw. swoi, czyli elity, które same się za elity uznały.
Jest to swoiste masło maślane, ale inaczej rzeczy się nazwać chyba nie da. To dlatego pani J. i inni mają prawo do swoistej ekspresji i tylko od czasu do czasu słyszy się coś, co ma nieco dyscyplinować ją i jej podobnych. Być może takie niezdecydowane enuncjacje wynikają m.in. stąd, że część działaczy politycznych, szczególnie tych, którzy dojrzewali jeszcze w minionym systemie, nie chce mieć nic wspólnego z takimi obskuranckimi ekscesami. Na pewno w tym duchu należy patrzeć na skandaliczną wypowiedź Lecha Wałęsy odnoszącą się do działalności śp. Kornela Morawieckiego. W Polsce powszechnie uznaje się zasadę, że w niedługim czasie po czyjejś śmierci nie szarga się pamięci tej osoby. Ocenę, może głębszą, historyczną pozostawia się „na potem”. Niemniej z komentarzy pod oficjalnymi tekstami na stronach internetowych, zamieszczonych przez osoby – nieważne, czy przez kogoś opłacane, czy nie – jasno wynika, iż w młodszym pokoleniu, tudzież być może wśród osób starszych pozbawionych zasad przyzwoitości, na takie ograniczenie miejsca nie ma.
Jest to przykład na to, że jeśli nasz świat stworzył jakieś zasady i świętości, choćby świeckie, to na naszych oczach są one burzone. Oprócz naszego noblisty udział w tym biorą inni, w tym także pani Klaudia, która pozwala sobie, przy zachwycie swoich miłośników, na daleko idące „brunatne” analogie w stosunku do swoich przeciwników politycznych. Nic też nie przeszkadza jej w jakichś dziwnych prezentacjach „bobu, hummusu i czegoś tam”, co ma obśmiewać wartości narodowe i religijne oraz dorobek cywilizacyjny tych, którzy tworzyli naród na długo przed nami.
Ten nowy, dziwaczny populizm, odwołujący się wprost do populacji, która odrzuca przeszłość i wartości, które w historii wypracowano, zdaje się być jednym z największych zagrożeń współczesności.
Kampania wyborcza uwypukla rzeczywiste cele i postulaty nawet nie ludzi, a całych zrzeszeń i nad tym warto się zastanowić w kontekście tego, co przyniesie przyszłość. Pewnie nie wolno nam w tym procesie pozostać jedynie obserwatorami. Chyba, że nie da się już nic zrobić, w co wszakże mimo wszystko wątpię.
Postscriptum
Dziś już wiemy, że pani Klaudia zasiądzie w sejmie i będzie w nim reprezentować naród, tak jak pozostałych 459 posłów. Do tego, co napisałem, niczego nie dodaję ani nie ujmuję; resztę zobaczymy w swoim czasie.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Klaudia J. a sprawa polska” można przeczytać na s. 13 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Klaudia J. a sprawa polska” na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Szczęść Boże, Darz bór – tak się witał. Powiedzieć o Profesorze: naukowiec, polityk, patriota, społecznik, wykładowca, wychowawca, pasjonat, leśnik, etyczny myśliwy, ekolog – to wszystko mało.
Paweł Sałek
Jan Szyszko był w wielu wymiarach człowiekiem wielkim i wybitnym. Należał do grona światowej sławy uczonych, ale nie miał zwyczaju się chwalić, dlatego nie każdy wie, że jako jeden z dwóch Polaków – obok Ojca Świętego Jana Pawła II – otrzymał prestiżową nagrodę Ettorego Majorany – Erice – „Nauka dla Pokoju”, przyznawaną przez Światową Federację Naukowców. Nagrodę tę otrzymały tylko 62 osoby na świecie, w większości laureaci nagrody Nobla.
Był wizjonerem i wybitnym naukowcem. Chyba jako pierwszy i jedyny polski uczony założył i prowadził prywatną stację badawczą. Cenił sobie bowiem niezależność i rzetelność w pracy naukowej. Po latach funkcjonowania i – należy to podkreślić – ogromnego wysiłku swojego i swojej rodziny, Terenowa Stacja Badawcza w Tucznie posiada profesjonalne sale wykładowe, laboratorium, muzeum historii naturalnej Tuczna, pokoje gościnne, a ponadto dużą kolekcję owadów i roślin naczyniowych. Na obserwacje jest przeznaczone ponad 1200 ha powierzchni doświadczalnej. Od 1988 roku prowadzone są tam badania nad pochłanianiem dwutlenku węgla przez żywe zasoby przyrodnicze. Ponadto cele badawcze to regeneracja gleb i zwiększenie ich produkcyjności, kształtowanie bioróżnorodności, sterowanie dynamiką liczebności populacji; chodziło także o tworzenie miejsc pracy w terenach wiejskich.
Trzeba podkreślić, że w badaniach tych uczestniczyli najwyższej klasy naukowcy z całego świata. Na ten cel Profesor przeznaczał w dużej mierze prywatne środki i osobiste zbiory, i nie pobierał żadnych dopłat, wbrew temu, co insynuowały niektóre media.
Hektary Profesora weszły do historii literatury naukowej jako miejsce zwane Krzywdą. Dlaczego Krzywda?? Otóż miejscowy rolnik, gdy dowiedział się, że Profesor kupił te grunty – bagna i nieużytki – powiedział wówczas: „Panie, toż to krzywda to kupić”.
Stacja badawcza w Tucznie była miejscem setek spotkań, konferencji, seminariów, wykładów naukowych. Wiele z nich miało charakter międzynarodowy czy nawet światowy. Powstał zwyczaj, że każdy gość Profesora sadził drzewo, którego stawał się patronem. Obecnie na sławetnej Krzywdzie rośnie piękna aleja dębowo-lipowa.
Niech miarą tego wyjątkowego miejsca będzie anegdotka, jak to jeden z dziennikarzy pewnego tygodnika, chcąc dokuczyć Profesorowi, zasugerował, że dorobił się on na tej ziemi… a Pan Profesor dowcipnie, ale zgodnie z prawdą odpowiedział: „ten dorobek to 3 habilitacje, kilka doktoratów i setki prac magisterskich”.
Wielu z nas doświadczyło jego niebywałej gościnności. Zawsze z otwartymi ramionami przyjmował wszystkich. Nigdy nie pobierał żadnych opłat za użytkowanie stacji i laboratorium. Sam jako student byłem wiele razy jego gościem, zresztą jak setki innych studentów, którzy przez te 30 lat przewinęli się przez stację. Pozwalał nam korzystać z unikatowych zbiorów i infrastruktury stacji, a nierzadko udostępniał dach nad głową i strawę. (…)
Chyba jako pierwszy w Polsce promował zdrową, ekologiczną żywność. Zawsze powtarzał, że polskie rolnictwo to nasz największy skarb: tradycyjne, ekstensywne, oparte na naturalnych procesach, bez sztucznych wspomagaczy i nadmiernej chemizacji, a przede wszystkim bez GMO. Był z polskiego modelu rolnictwa bardzo dumny, powtarzał, że kraje rozwinięte, do których wówczas aspirowaliśmy, mogą tylko pomarzyć o takich zasobach i takiej bioróżnorodności, o znakomitych i niezdegradowanych glebach. Potrafił prowadzić wielogodzinne dysputy o znaczeniu polskich krajobrazów, „polskiej miedzy” czy mozaiki pól, o procesach glebotwórczych, bioróżnorodności gatunkowej roślin i zwierząt. (…)
Ale największą troską otaczał Lasy Państwowe. Był wielkim orędownikiem ich struktury, organizacji i tradycji. Uważał je za wzór zrównoważonego rozwoju.
Powszechnie z nich korzystamy, pozyskujemy drewno, a jednocześnie zachowujemy wysoką bioróżnorodność i wysokie standardy środowiskowe. Zasoby leśne są dobrem narodowym i muszą służyć każdemu Polakowi. To nasze bezpieczeństwo ekologiczne, to czyste powietrze, czysta woda oraz siedlisko bytowania gatunków dziko żyjących. Estymą otaczał każdego leśnika, od dyrektora generalnego do zwykłego gajowego, niezwykle cenił sobie ich służbę i praktyczną wiedzę. Zawsze powtarzał, że Lasy Państwowe to podstawa bytu i niepodległości Polski i Narodu, a zarządzanie nimi zgodnie z koncepcją zrównoważonego rozwoju stymuluje rozwój terenów wiejskich i kreuje tam nowe miejsca pracy. Wiele razy płacił za te poglądy utratą stanowisk i nieustaną kampanią oszczerstw i pomówień, bo w historii 30 lat III RP następowały próby rozbicia, demontażu, a nawet prywatyzacji Lasów Państwowych. Był tego zdecydowanym przeciwnikiem, uważał że Lasy Państwowe to najlepiej zorganizowana gałąź gospodarki. (…)
Niezwykle ważnym rozdziałem w działalności Pana Profesora była sprawa Konwencji Klimatycznej Organizacji Narodów Zjednoczonych. On pierwszy zrozumiał jej treść i pojął, jak ważny to instrument; że możemy go wykorzystać dla rozwoju kraju. (…)
Był przekonany, że pakiet klimatyczno-energetyczny niszczy polskie bezpieczeństwo energetyczne, uzależnia nasz kraj od obcych źródeł energii, zmniejsza konkurencyjność polskiego przemysłu i stymuluje bezrobocie. Żartował, że największym problemem polskiego węgla jest to, że właśnie my go mamy.
(…) Pamiętajmy, że jako twardy, ale rozsądny negocjator doprowadził do wpisania do Porozumienia Paryskiego neutralności klimatycznej czyli bilansowania CO2 przez lasy i gleby, a z zapisów porozumienia usunięto dekarbonizację.
Całe wspomnienie Pawła Sałka o śp. prof. Janie Szyszce, pt. „Zaszczytem było z Nim pracować, ogromnym bólem jest Go żegnać”, można przeczytać na s. 8 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Wspomnienie Pawła Sałka o śp. prof. Janie Szyszce, pt. „Zaszczytem było z Nim pracować, ogromnym bólem jest Go żegnać” na s. 9 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Na kluczowych miejscach w nowym zespole zasiadają osoby stanowiące trzon zespołu przygotowującego niesławną politykę surowcową państwa, której symbolem miała być Państwowa Agencja Geologiczna.
Danuta Franczak
Niestety, co jak co, ale spokój instytutowi nie chyba jest pisany. Nowa pani dyrektor, jak nagle i niespodziewanie się pojawiła, tak równie szybko zniknęła. Jeszcze nie zdążyła się zadomowić w gabinecie dyrektorskim, a już tego samego dnia po południu złożyła dymisję z funkcji „z powodów osobistych”. Niby nic szczególnego, ale… Światło na całą sprawę rzuciła dopiero publikacja TVN, która ukazała się po kilkunastu dniach. Okazało się, że w tle są działania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A pikanterii całej sprawie nadaje fakt, że mąż nowej dyrektor niedawno został skazany za szpiegostwo na rzecz… Rosji. Chyba jednak instytut nie ma rzeczywiście ostatnio szczęścia. Najpierw działalność osławionego posła z Dolnego Śląska, a teraz taka wpadka…
(…) Komu zależy, aby instytucja odpowiedzialna za polskie surowce kopalne była notorycznie osłabiana? TVN ujawniła sprawę tydzień po wyborach parlamentarnych. Czy to przypadek? Trzeba pamiętać, że zdymisjonowany przez premiera Główny Geolog Kraju nie dostał się do parlamentu.
Okazało się także, że „powody osobiste” byłej Pani dyrektor były szeroko znane w środowisku geologicznym od dłuższego czasu. Tajemnicą poliszynela było, że Marek W. został aresztowany we wrześniu 2018 r. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji, a skazany w pierwszej instancji w lipcu br. Jego żona pełniła przez lata ważną rolę w PIG, kierując m. in. państwową służbą hydrogeologiczną. Służba ta jest może mało znana szerszej opinii publicznej, ale wystarczy nadmienić, że odpowiada za strategiczne zasoby wód pitnych. Pojawia się zasadne pytanie, czy były Główny Geolog Kraju, pełniąc nadzór nad PIG, nie wiedział o „powodach osobistych” tej Pani? Dlaczego hodował przez prawie rok problem, który został „odpalony” w dziwnych okolicznościach? (…)
Na razie dziennikarze powiązani z byłym posłem sugerują, że w wśród nowo powołanej dyrekcji PIG są jeszcze inne „trupy w szafie”, tym razem związane z zarzutami o nieetyczne postępowanie. (…) Można odnieść wrażenie, że następuje powrót do przeszłości, co mocno zaskakuje, gdyż bądź co bądź geologia, jak i cały rząd, firmowane są przez Prawo i Sprawiedliwość.
Nowy GGK odwołał cały skład Rady Geologicznej i Górniczej, a w wypowiedzi dla prasy przekazał jasny komunikat, że krytycznie przyjrzy się projektowi polityki surowcowej państwa, który jego zdaniem wymaga zmiany. Jednocześnie powołał nowy zespół doradczy do spraw geologii i górnictwa, który ma doradzać w przeprowadzeniu zmian. Niby krok w dobrym kierunku i wszyscy powoli zaczynają zapominać o byłym wiceministrze, ale chyba nie do końca… Okazuje się bowiem, że na kluczowych miejscach w nowym zespole zasiadają osoby stanowiące trzon zespołu przygotowującego niesławną politykę surowcową państwa, której symbolem miała być Państwowa Agencja Geologiczna. Na widok Pana Przewodniczącego, aż się ciśnie na usta cytat z kultowego filmu „Psy”: „czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach”… Wystarczy wspomnieć, że wśród wiceprzewodniczących zespołu znalazł się m.in. niesławny bohater mojego pierwszego artykułu, były dyrektor PIG i współpracownik posła Burego, jeszcze za kadencji Jędryska ponownie zainstalowany w Instytucie. Jest też oczywiście były szef Stowarzyszenia Ordynacka.
Czyżby w Polsce nie było geologów mogących firmować zmiany i trzeba ciągle wyciągać „trupy z szafy”?
Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Szpiedzy tacy jak my” można przeczytać na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Artykuł Danuty Franczak pt. „Szpiedzy tacy jak my” na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com
Siła oddziaływania autorytetów jest nie do przecenienia. Autorytetom ukształtowanym przez komunę ślamazarna polityka historyczna PiS-u nie potrafiła do tej pory przeciwstawić niczego.
Piotr Witt
PiS ma za sobą naród, ale przeciwko sobie ma autorytety. Większość z nich została ukształtowana w formach komunistycznych i post-komunistycznych. O tych, co tworzyli Polskę Ludową w oparciu o zbrojne ramię Armii Czerwonej, można powiedzieć wiele złego, ale nie to, że byli to ludzie głupi.
Jakub Berman był człowiekiem dużej i przebiegłej inteligencji. Kupował autorytety, dobrze płacąc, wzorem swoich sowieckich mocodawców. Zostali zaciągnięci pod czerwony sztandar Tuwim, Ważyk, Andrzejewski, Konwicki i wielu innych. Jeżeli nie było odpowiedniego materiału na rynku, tworzono je.
I tak, z kiepskiego studenta szkoły filmowej, lecz gorliwego działacza ZMP i PZPR, został wystrugany socjalistyczny Matejko dziejów Polski, czyli reżyser Wajda. Partia inwestowała weń szczodrze. Nagrody filmowe krajowe i międzynarodowe, festiwale, krytyka, kształtowanie opinii. No, nie wszyscy na świecie ulegali ślepo propagandzie. Po premierze szwajcarskiej Popiołu i diamentu dziennik „Neue Zürcher Zeitung” napisał: „Tacy artyści jak Andrzej Wajda (…) są emisariuszami zręcznie działającego systemu Chruszczowa wysyłanymi na Zachód jako pułapka dla głupców. Dzięki (…) pozornej artystycznej wolności są bardziej niebezpieczni niż ciężcy i nudni bardowie Żdanowa”. I przenikliwy recenzent dodał: „Partia prowadzi ich na smyczy (…) i w odpowiednim momencie gwizdem przywołuje do porządku.(…)”.
Kiedy przed wyjazdem z kraju współpracowałem z redakcją kultury w TV, widziałem ten system w akcji. W momentach trudnych szefowa redakcji rozkazywała „Wołajcie autorytety!”. I autorytety przybywały do studia, żeby wskazać narodowi, co ma myśleć. Od etyki i moralności był dr, później profesor Henryk Jankowski z UW, zmarły w podeszłym wieku z przepicia. Od religii – Jerzy Zawieyski – prywatnie organizator orgii homo z klerykami; później Tadeusz Mazowiecki – pogromca biskupów – dyżurny chrześcijanin. (…)
Kto inwestuje w noblistów? Superiores Incogniti – nieznani zwierzchnicy. W każdym razie obecnie wypowiedź o „Polakach, którzy muszą zapłacić za zbrodnie dokonane na Żydach”, nabiera nowego ciężaru gatunkowego jako opinia słynnej pisarki.
Niedługo z pewnością zostanie na podstawie nagrodzonego dzieła nakręcony film z hollywoodzkim rozmachem, posypią się omówienia, doktoraty, pewnie i serial telewizyjny z udziałem gwiazd. Ludzie nie czytają tysiącstronicowych ksiąg. Czerpią wiedzę z telewizji i z filmu. Prawda historyczna nie ma tu nic do rzeczy; liczy się post-prawda.
Tylko patrzeć, jak Wysoki Autorytet weźmie nas za mordę. Nie po to dano mu do ręki Wielką Tubę, żeby milczał. Paryska stacja Polskiej Akademii Nauk nie czekała na werdykt komitetu noblowskiego. Miesiąc wcześniej urządziła sesję „naukową” z udziałem przyszłej laureatki, poświęconą problemom polskich Żydów nawracanych na katolicyzm w XVIII wieku metodą szczucia i prześladowań.
Historia zawajdana ukazywała Polaka jako łachudrę i naiwniaka. Teraz portret zostanie uzupełniony o cechy rasisty, fanatyka i sadystycznego zbrodniarza.
Artykuł „Zanim autorytety wezmą nas za mordę” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w listopadowym „Kurierze WNET” nr 65/2019, s. 3 – „Wolna Europa”, gumroad.com.
Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach. Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Felieton Piotra Witta pt. „Zanim autorytety wezmą nas za mordę” na s. 3 „Wolna Europa” listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com
Nie traćmy czasu, znajdźmy miejsce w Warszawie! Pokażmy, że się da, że nie jesteśmy szarą masą. Jeszcze tylu ciekawych ludzi moglibyśmy poznać osobiście. Tyle tematów omówić na Jarmarku!
Edyta Piasecka-Wójcicka
Z Radiem WNET jestem związana poprzez Jarmark. Po prostu jestem tam wystawcą. Zwracam się do Państwa ze szczególnym apelem.
Tradycyjnie sporządzane wędliny i ekologiczne mięso
Otóż, jak Państwo wiedzą, teraz w Warszawie bardzo modne są wszystkie kolory z wyjątkiem białego i czerwonego, i być może dlatego Jarmark WNET decyzją władz stolicy od minionych wakacji zamienił się w zwykłe targowisko.
A przecież Jarmark WNET to unikat, to marka. Większość towarów tam sprzedawanych to manufaktura, artykuły prosto od producentów. Najwyższej klasy, bez konserwantów, wytwarzane w domu, bez chemii. To pyszne wędliny, ciasta, dżemy, pierogi. To własne owoce i warzywa, miód. Jaja od szczęśliwych kurek, prosto ze wsi, z różnych stron Polski. To kilkanaście osób pozytywnie zakręconych na punkcie zdrowego jedzenia.
Pan Andrzej, akordeonista Jarmarku WNET
To Pan Andrzej, muzyk, nasz akordeonista. To także wydarzenia kulturalne, koncerty zespołów regionalnych, orkiestr, to miejsce spotkań słuchaczy Radia i czytelników „Kuriera WNET”. Tam możemy poznać osobiście gości Poranków WNET. To miejsce wymiany myśli na każdy temat i spotkań ludzi, dla których ważne jest dobro wspólne.
Na Jarmarku Wnet sprzedajemy nie tylko strawę dla ciała, ale i dla ducha
Drodzy Słuchacze i Czytelnicy!
Jarmark to tylko jedna z inicjatyw, których twórcą lub współtwórcą jest Krzysztof Skowroński. Istnieje także „Kurier WNET”, Akademia WNET i oczywiście Radio WNET, które właśnie obchodzi pierwszą rocznicę nadawania na falach UKF. To jest ewenement na skalę na pewno kraju, być może Europy, a nawet świata. To wszystko istnieje dzięki słuchaczom, czytelnikom i ludziom dobrej woli. Nie pozwólmy, aby rozdział „Jarmark WNET” został zamknięty.
Dlatego mam do Państwa wielką prośbę. Pokażmy, że się da, że nikt nam nie może ograniczać naszej wolności wypowiedzi i prawa do spotkań. Popytajmy znajomych, rozejrzyjmy się wkoło. Zróbmy wszystko, żeby jeszcze w tym roku udało nam się spotkać przy wspólnym stole.
To miejsce zakupów i spotkań
Jeszcze raz się zmobilizujmy, bardzo Państwa o to proszę! Jeszcze tylu ciekawych ludzi, autorów książek, dziennikarzy, muzyków, polityków moglibyśmy poznać osobiście. Tyle tematów omówić na Jarmarku!
Nie traćmy czasu, znajdźmy miejsce w Warszawie. Pokażmy, że się da, że nie jesteśmy szarą masą. W czasie okupacji niemieckiej ludzie robili maturę, a w obecnych czasach nie możemy znaleźć miejsca dla Jarmarku?
Zdjęcia: Konrad Tomaszewski
Apel Edyty Piaseckiej-Wójcickiej pt. „Znajdźmy nowe miejsce na Jarmark WNET” można przeczytać na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.
Apel Edyty Piaseckiej-Wójcickiej pt. „Znajdźmy nowe miejsce na Jarmark WNET” na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com