Jeśli nie będziemy autentycznymi świadkami Jezusa, nie będziemy o Nim świadczyć swoimi słowami, a przede wszystkim czynami, to „międzypokoleniowy przekaz wiary” zostanie bardzo szybko zatrzymany.
Małgorzata Szewczyk
Na początku marca został opublikowany raport Katolickiej Agencji Informacyjnej „Kościół w Polsce”. Wnioski, które z niego płyną, mówiąc dość eufemistycznie, są niepokojące. Sprawa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Na początku garść danych:
„W ciągu ostatnich 25 lat spadek deklaracji wiary w Boga u młodzieży wyniósł ok. 20 proc., a spadek praktyk religijnych aż o 50 proc. Jest to zjawisko nowe, które możemy nazwać zaburzeniem międzypokoleniowego przekazu wiary” – czytamy w raporcie, a w innym miejscu: „Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego procent osób deklarujących się jako głęboko wierzące wynosi jednak tylko ok. 11 proc”. „Wśród studentów za wierzących i praktykujących uważa się 30,1 proc., a za niepraktykujących – 18,5 proc. Aż 50,7 proc. studentów deklaruje, że Kościół nie jest dla nich żadnym autorytetem”. (…)
Są parafie, gdzie na kilka tysięcy mieszkańców do służby liturgicznej zapisanych jest ok. 10–15 ministrantów, a okolicznościowe Msze św. dla dzieci są likwidowane, bo po prostu nikt na nie nie przychodzi.
(…) Jeśli nie pokażemy młodym Polakom, że Ewangelia Jezusa jest aktualna, pociągająca i żywa, nie minie dekada, a polskie kościoły będą zamykane, a parafie łączone. Jeśli nie będziemy autentycznymi świadkami Jezusa, nie będziemy o Nim świadczyć swoimi słowami, a przede wszystkim czynami, to „międzypokoleniowy przekaz wiary” zostanie bardzo szybko zatrzymany. Grozi nam nieznana dotąd sekularyzacja. I nie łudźmy się: przełoży się to na coraz głośniejsze wołanie już nie tylko o prawo do aborcji, postulat zalegalizowania „małżeństw” homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci, ale i eutanazji…
Nie ma już czasu na rozeznawanie czy rozważania, na diagnozy czy prognozy. Ci, którzy podejmują decyzje, są obarczeni odpowiedzialnością za przyszłość Polski i Kościoła. Nawet jeśli brzmi to pompatycznie.
Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie ma już czasu!” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 82/2021.
Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Był skromny, dyskretny i serdeczny. Okrzyk „Santo subito!”, który uniósł się nad placem św. Piotra w 2005 r. po śmierci Jana Pawła II, jest w sercach wszystkich, którzy znali ks. Kardynała.
Krzysztof Skowroński
Ksiądz Kardynał Marian Jaworski często zapraszał mnie na rozmowy do swojego mieszkania przy ulicy Kanoniczej w Krakowie. Przywoziłem „Kurier WNET”, który zawsze czytał i komentował. Rozmawialiśmy o różnych sprawach: o rodzinie, Polsce, świecie, Kościele czy wierze, ale nigdy o filozofii. Uświadomiłem to sobie 5 września tuż po godzinie 22.02, kiedy otrzymaliśmy z Krakowa wiadomość o śmierci ks. Kardynała. Do smutku, jaki towarzyszy odejściu z tego świata kogoś bliskiego, doszło głęboka zaduma i pytanie: „Dlaczego przez dwadzieścia sześć lat znajomości nie rozmawialiśmy o filozofii, która w życiu ks. Profesora była tak istotnym elementem?
To przecież profesor Marian Jaworski twórczo rozwijał myśl niemieckiego filozofa włoskiego pochodzenia, Sługi Bożego Romana Guardiniego.
To był ten klucz do rozmowy z ks. Kardynałem, z którego nie skorzystałem, a mogłem. Wtedy nasza rozmowa prowadziłaby pewnie do innych mistrzów jego duchowości: św. Jana od Krzyża, św. Ludwika Marii Gringon de Montfort czy Tomasza a Kempis, a w końcu do filozoficznych rozmów, jakie przez lata toczyli ks. Kardynał ze swoim przyjacielem Karolem Wojtyłą. Nie zapytałem ks. Kardynała podczas naszych spotkań na ulicy Kanoniczej, ale mogę zapytać teraz, tylko teraz nie usłyszę prostych odpowiedzi.
Tydzień po uroczystościach pogrzebowych byłem z żoną w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam, zgodnie ze swoją ostatnią wolą, w kaplicy cudownego obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej pochowany został ks. Kardynał. Tam też jest obraz, z którego on sam spogląda z uśmiechem na wszystkich pielgrzymów. Tam, w kaplicy kościoła bernardynów, można dostać odpowiedź na wszystkie pytania, tylko trzeba mieć odwagę je zadać i cierpliwość, aby usłyszeć odpowiedź.
Tej cierpliwości na pewno nie zabrakło w życiu ks. Kardynała. Udowadniał to na wiele sposobów, czy podczas dyskusji z władzami komunistycznymi, na temat stopni naukowych na wydziałach teologicznych, a szczególnie wtedy, gdy św. Jan Paweł II powierzył mu misję odbudowy Kościoła na Ukrainie.
Jeśli ktoś pragnie uzmysłowić sobie ogrom dzieła odbudowy, powinien sięgnąć po czterotomowe dzieło jej świadka, prof. Zenona Błądka.
Wielkość dokonań ks. Kardynała została doceniona nie tylko przez Prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudę, który osobiście w mieszkaniu ks. Kardynała przy ulicy Kanoniczej wręczył mu najwyższe polskie odznaczenie – Order Orła Białego, ale również przez władze Ukrainy, w imieniu których prezydent Wiktor Juszczenko wręczył Metropolicie Lwowskiemu Order Księcia Jarosława Mądrego.
Ks. Kardynał Marian Jaworski był skromny, dyskretny i serdeczny. Otwarty na problemy innych aż do końca swojej ziemskiej drogi. W szpitalu na kilkanaście dni przed śmiercią dostrzegł, że pielęgniarka, która mu pomaga, ma jakiś bardzo poważny problem. Świadkowie mówią, że ks. Kardynał rozmawiał z nią w ostatnich dniach swojego życia przez wiele godzin.
W czwartek 3 września, na dwa dni przed śmiercią, gdy przyszedł do ks. Kardynała zaprzyjaźniony franciszkanin, Kardynał powiedział: idziemy, idziemy! Na pytanie: dokąd? z uśmiechem odpowiedział: do domu Pana!
Kiedy zmarł Jan Paweł II, natychmiast uniósł się nad placem św. Piotra okrzyk „Santo Subito!”. Ten sam okrzyk jest w sercach wszystkich, którzy znają ks. kardynała Mariana Jaworskiego.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.
Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Ks. prof. Dariusz Oko o znaczeniu świąt wielkanocnych w obliczu epidemii, absurdalności ograniczeń odnośnie mszy św., potrzebie mobilizacji duchowej i o tym, czemu potrzebujemy Jezusa.
Wszystkie telewizje zajmują się tym tematem, jakby to był największy problem na Ziemi.
Ks. prof. Dariusz Oko zwraca uwagę, że wirus „szczególnie atakuje słabsze ogranizmy”, skracając ludzkie życie o kilka-kilkanaście lat. Duchowny mówi, że ważniejsza jest perspektywa życia wiecznego aniżeli kilku lat życia w doczesnym świecie. Podkreśla, że należy cały czas akcentować perspektywę życia wiecznego:
Najważniejsze jest zbawienie ludzi […] To, co Jezus powie, gdy nas zobaczy po naszej śmierci.
Obostrzenie, wedle którego w kościele może przebywać tylko pięć osób jest dla niego czymś absurdalnym. Albowiem ten nakaz zaprzecza logicznemu podejściu do innych obostrzeń (w komunikacji miejskiej należy zajmować co drugie siedzenie). Tymczasem różnica w powierzchni kościołów nie jest w ogóle brana pod uwagę. Pięć osób powinno być więc zarówno w 30-osobowej kapliczce, jak i w tysiącosobowej katedrze. Ks. prof. Oko boi się, że w czasie epidemii ludzie odzwyczają się z od Kościoła i po zarazie mogą już nie przychodzić na msze.
Człowieku jest lekarstwo na grzech. Bóg w postaci Jezusa daje to lekarstwo. Tylko musimy je przyjąć […] Wybierzmy Jezusa; wybierzmy szpital duchowy.
Zachęca do moblizacji duchowej zauważając, że „chrześcijanie na Zachodzie to małe grupy skupione wokół Jezusa”, a „część żyje jak Judasze”. Zwraca uwagę, że problemem jest część Kościoła hierarchicznego, która dla utrzymania statusu materialnego zapomina o zasadach moralnych.
Jedyny grzech, jaki został to niepłacenie składek na Kościół. […] Żadnych wymagań, tylko niech dają dolary. To jest anty-Ewangelia.
Odwiedzam groby na miejscowym cmentarzu. Myślę o tych, co polegli, umarli w wierze i o tych, o których Chrystus mówi, że są „jak groby pobielane” (Łk 11,44). Co znaczy krzyż dla jednych i dla drugich?
Katarzyna Purska USJK
Kilka lat temu w liceum, w którym pracowałam, młodzież zwróciła się do mnie z prośbą, abym dała im poświęcony krzyż, gdyż chcieliby go zawiesić na ścianie w swojej sali lekcyjnej. Ucieszyła mnie niezmiernie ich prośba, bo sama nie mogłam tego zainicjować. Dlaczego? Krzyże do szkolnych klas zakupiła niegdyś parafia, ale po wakacjach zniknęły i nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się z nimi stało. Podczas spotkania katechetów z ks. proboszczem poruszyłam ten temat jako pilnie wymagający wyjaśnienia. Niestety ks. proboszcz nie zgodził się na podjęcie dalszych działań w tej sprawie, aby – jak uzasadnił – nie zadrażniać niełatwych stosunków ze szkołą… Podporządkowałam się tej decyzji, ale gdy uczniowie sami zwrócili się do mnie, z radością dałam im poświęcony krzyż, który przybili na ścianie klasy. Następnego dnia został zdjęty. Wysłałam ich z tym do dyrekcji. Otrzymali przyzwolenie pod warunkiem, że wszyscy koledzy w klasie zgodzą się na to, aby w pomieszczeniu wisiał krzyż. Zgodzili się wszyscy z wyjątkiem jednego i jednej nauczycielki, która miała lekcje w tej sali.
Młodzież przez szereg miesięcy codziennie podejmowała modlitwę w intencji, aby krzyż mógł zostać w ich klasie powieszony. Na koniec udało się. Niestety, nie na długo. Nieznani sprawcy wyrwali krzyż, zostawiając w ścianie głęboką dziurę. „Nie będziemy przecież, siostro, prowadzić wojny krzyżowej” – orzekła pani dyrektor.
„Walka z Krzyżem, jego symboliką i wymową jest tak dawna, jak samo chrześcijaństwo” – napisał ks. kard. prof. Stanisław Nagy („Wpis” nr 9, 24.09 –22.10.2019, s. 25–31) i przypomniał z najnowszej historii polskie batalie o krzyż. Wspomniał m.in. o wydarzeniach w Nowej Hucie.
W zamyśle władz komunistycznych Nowa Huta miała być miastem robotniczym, bez kościołów i krzyży. Toteż gdy 27.04.1960 r. w miejscu, gdzie miała być wzniesiona świątynia, na placu budowy postawiono krzyż, władze komunistyczne chciały go usunąć. W jego obronie stanęły najpierw mieszkające obok nowohuckie kobiety, a potem i mężczyźni. Wobec tysięcy manifestujących milicja użyła broni palnej, polała się krew.
W tym roku mija 40 lat od I pielgrzymki papieża Jana Pawła II do ojczyzny. Na pl. Zwycięstwa w Warszawie stanął wówczas ogromny krzyż, a obok niego on – polski Papież. Zaczęło się od Mszy św. sprawowanej pod krzyżem i modlitewnego wołania papieża na zakończenie homilii: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”. A potem cała pielgrzymka przerodziła się w wielką manifestacją Krzyża i Kościoła. „A potem był 13.05.1981 r. JP II padł od kuli zamachowca. Czyje to były kule?” – pytał kardynał („Wpis”, nr 9, 24.09 –22.10.2019, s. 25 –31). Czymże były te słowa i ten krzyż? Działalnością polityczną, instrumentalnym wykorzystaniem krzyża przez jego obrońców?
Kiedy doszło do katastrofy smoleńskiej w 2010 r., mieszkałam niedaleko Pałacu Prezydenckiego. Pamiętam nieprzebrane, coraz liczniejsze tłumy żałobników gromadzące się pod Pałacem Prezydenckim. Panowała niesamowita, przygnębiająca cisza. Wróciłam tam raz jeszcze wieczorem, gdy było już całkiem ciemno. Ludzi wcale nie ubywało. Jedni odchodzili, lecz przychodzili następni. Teraz jednak nie gromadzili się tak licznie przed pałacem, lecz – na placu Piłsudskiego (dawnym placu Zwycięstwa) – tam, gdzie kiedyś stał krzyż, pod którym Jan Paweł II celebrował pamiętną Mszę św. Dziś w tym miejscu stoi krzyż z betonu – pomnik pamiętnych wydarzeń z 1979 r. Właśnie wokół tego krzyża zebrali się ludzie. Dookoła stawiali płonące znicze – tak, że cały krzyż był jakby w ogniu – i odmawiali różaniec. Wzruszające, niezapomniane dla mnie przeżycie. Te płonące światełka i ten krzyż przypomniały mi jeszcze inny – układany z kwiatów na placu przy kościele św. Anny.
Ten „zakazany krzyż”, który opiewał Jan Pietrzak w swej pieśni z czasów stanu wojennego, był co chwila niszczony przez milicję i ZOMO, ale zaraz potem przybywali kolejni ludzie i tworzyli nowy… Dlaczego właśnie krzyż? Czy to była tylko manifestacja polityczna, czy coś więcej?
(…) Walka o krzyż trwa po dziś dzień. Szczególnie dramatycznie rozgrywała się w szkołach. Co jakiś czas wyrzucano go z klas, by znowu go przywrócić. Na fali solidarnościowych przemian uczniowie w Miętnem pod Garwolinem zawiesili krzyże we wszystkich pracowniach. W stanie wojennym władze zaczęły je usuwać. Na przełomie 1983 i 1984 roku uczniowie odważyli się wystosować w tej sprawie petycję do władz oraz podjęli liczne akcje protestacyjne. Poparli ich nauczyciele, rodzice, garwolińscy księża. Zastraszani, osaczani przez milicję, pozbawieni praw uczniowskich, niektórzy relegowani ze szkoły, nie poddali się i dalej walczyli o krzyż w Miętnem, a potem we Włoszczowej. Represje za obronę krzyży spotkały ich nauczycieli, a także bp Mariana Jaworskiego. Zagrożeni utratą pracy i środków utrzymania, niezłomni, związani z Solidarnością nauczyciele tworzyli tajne komisje, przed którymi wyrzuceni ze szkoły maturzyści mogli zdać maturę. Potem ci młodzi ludzie zostawali studentami Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie (znam taki przypadek z autopsji). Za kierowanie strajkiem zostali skazani dwaj księża katecheci – Andrzej Wilczyński i Marek Labuda. Dopiero w 1990 r. Sąd Najwyższy ich uniewinnił.
Przypomniałam sobie te fakty, gdy obejrzałam w internecie wideoklip, na którym młodzież zebrana w klasie, pod wodzą solisty śpiewała „Song o krzyżu”: „Nie chcemy krzyża, ten totem nam ubliża”. Na koniec podniesiony przez kolegów solista zdejmuje ze ściany drewniany krucyfiks.
Sprawdziłam. Autorem tego teledysku jest kabareciarz amator Maciej Kaczka vel Maciej Zimowski. „Przypadkiem” jest to klasa krakowskiego gimnazjum im. ks. kard. Karola Wojtyły. Salę klasową wynajął – jak twierdził – od dyrektora szkoły w zamian za zestaw książek do biblioteki. Podobno teledysk został nagrany w grudniu 2009 r. Pretekstem do tego miał być incydent, jaki miał miejsce w 2009 r. we Wrocławiu. Trójka licealistów z Zespołu Szkół nr 14 w specjalnym liście zwróciła się do dyrektora szkoły, aby usunął z niej symbole religijne. Być może ów teledysk zostałby zapomniany, gdyby nie sprawa krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. „Brońcie krzyża!” – wołał papież do zgromadzonych pod Giewontem. Czym był ten krzyż dla ludzi, którzy byli przed nami? (…)
Odwiedzam groby na miejscowym cmentarzu. Na każdym wieńce, kwiaty i mnóstwo zniczy. Szczególnie dużo ich na grobach powstańców styczniowych i żołnierzy poległych za ojczyznę podczas kampanii wrześniowej w 1939 r. Myślę o tych, co polegli, umarli w wierze i o tych, o których Chrystus mówi, że są „jak groby pobielane” (Łk 11,44). Co znaczy krzyż dla jednych i dla drugich?
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Polskie krzyże” znajduje się na s. 7 i 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Polskie krzyże” na s. 7 i 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com
„Czym jest w ogóle nuncjatura apostolska w Polsce?” -pyta ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówiąc o nadużyciach hierarchów, w tym abpa gdańskiego i zamiatanych pod dywan skandalach w Kościele.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówi o abp. Sławoju Leszku Głódziu, któremu trójmiejscy kapłani zarzucają mobbing, przemoc psychiczną i wymuszanie opłat. Stwierdza, że o tych zarzutach, które jak podkreśla, podnieśli sami księża, z którymi rozmawiał, a nie świeckie media, pisał już 9 lat temu. Podkreśla, że „styl zachowania się abpa Głódzia jest nie do przyjęcia”.
Szef katolickiej agencji informacyjnej powiedział, że trzeba zrozumieć arcybiskupa, bo to typowy Podlasiak. Ja na miejscu mieszkańców Podlasia bym się obraził. Trzeba powiedzieć prawdę- jest to alkoholik, który doprowadził już do wielu ekscesów. Nie może ktoś, kto pełni taką funkcję tak się zachowywać.
Kapłan zwraca uwagę na brak reakcji nuncjatury apostolskiej, co prowadzi go od pytania: „Czym jest w ogóle nuncjatura apostolska w Polsce? Gdzie księża mogą zwrócić się z tymi sprawami?””. Przytacza przykłady innych bulwersujących rzeczy, które nie doczekały się właściwej reakcji ze strony hierarchów Kościoła. Zwraca uwagę na „skandale homoseksualne” w seminarium w Sosnowcu. „Kościół sam strzela sobie w stopę”, gdyż jak mówi nasz gość, wie o tych, rzeczach, ale nic z nimi nie robi. Dominuje polityka chowania głowy w piasek i wyciszania afer. Przykładem jest „sprawa abpa Juliusza Paetza, który prawie 20 lat temu molestował młodych kleryków i księży na tle homoseksualnym”. Ks. Isakowicz-Zaleski podkreśla, że abp Paetz „nie poniósł żadnej kary”, a episkopat „nigdy nie wyjaśnił sprawy”. Jest to jego zdaniem „jeden z powodów, dla których młodzi ludzie mają wątpliwości czy wstąpić do seminarium duchownego”.
Gość „Poranka WNET” mówi także o książce Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony”, która została przez jury wycofana z konkursu Książka Historyczna Roku.
Bardzo przykrą sprawą jest fakt, że konkurs w tym roku w ogóle się nie odbędzie. Jest to wielka krzywda wyrządzona autorom i czytelnikom.
Duchowny mówi, iż jest to skandal, gdyż książka ta porusza ważny problem, a zarzuty, że jest antypolska i sprzeczna z polską racją stanu są absurdalne. Historyk Kościoła, chociaż nie zgadza się z pewnymi tezami Zychowicza, podkreśla, że odpowiedzią na tę książkę powinny być recenzje, polemiki, kolejna książka, a nie inwektywy, które tylko podgrzewają atmosferę, a samej książce robią dodatkową reklamę.
Lata zaborów i komunizmu nie dosyć, że osłabiły naród fizycznie, pozbawiając wielu wspaniałych postaci, to deprawowały. Ile to osób, którym wierzyliśmy, współpracowało, dowiadujemy się dopiero teraz.
Ryszard Piasek
(…) Istnieją siły zarówno zewnętrzne, jak i, niestety, wewnętrzne, działające jak kiedyś targowica. Wspierają je wszystkie nasze słabości, wewnętrzne swary, przekupstwo, korupcja. Lata zaborów, a ostatnio komunizmu, zrobiły swoje. Nie dosyć, że osłabiły naród fizycznie, pozbawiając wielu wspaniałych postaci, patriotów, często kwiatu inteligencji, to jeszcze deprawowały. Ile to osób, którym zawierzyliśmy, poszło na współpracę, dowiadujemy się dopiero teraz. Metody sił targowicy są wysublimowane; nastawione przede wszystkim na rozerwanie wspólnoty, zwłaszcza narodowej; na doprowadzenie do czegoś, co nazywają „wojną polsko-polską”. I choć takowej nie ma, to o niej ciągle słyszymy (tak jak np. o wyjściu z Unii Europejskiej).
Czy siły zła są w stanie wiele zniszczyć? Chyba nie, wszakże pod jednym warunkiem: Kościół – mam na uwadze zwłaszcza ten hierarchiczny – nie może dać się podzielić. A z tym, niestety, bywa różnie.
Kościół „łagiewnicki” i „toruński” są często przeciwstawiane sobie; tygodniki katolickie jakże różnie rozumieją swoją misję (jeden z nich o jakże pięknych tradycjach, a jakże dziwne zajmujący stanowiska). Są ośrodki katolickie medialnie dobrze wyposażone, które do wartości narodowych trudniej nawiązują niż do lewackich.
Pytani np., dlaczego przegląd prasy zaczynają od „Gazety Wyborczej”, odpowiadają, że „ czasopisma tak akurat leżały na stole”. Takie radio katolickie nawet nie wspomni o wielu wydarzeniach ważnych dla miasta i regionu, o działających klubach katolickich, o audycjach Radia Maryja, którego cenny głos słyszany i słuchany jest bardzo szeroko. A wiemy, jak trudno obecnie zaistnieć w świecie medialnym. Czy kiedy na przykład toczyła się walka – prawdziwa walka o multipleks dla TV TRWAM – i do Warszawy zjechały z całej Polski tysiące rodaków, ks. Kardynał Metropolita nie mógł do nich wyjść i przemówić lub choćby pobłogosławić, z szacunku dla ich trudu?! Wielka szkoda, że tak się nie stało. A św. Jan Paweł II wielokrotnie wspominał, że codziennie modli się i dziękuje Bogu, że mamy Radio Maryja.
Jeszcze w roku 1989, gdy trwały obrady Okrągłego Stołu, zostali zabici trzej zasłużeni księża: Niedzielak, Suchowolec, Zych. Sprawców nie znaleziono. Ks. Stanisław Małkowski – wybitna postać Kościoła i zasłużony działacz opozycyjny – również był niejednokrotnie napadany przez nieznanych sprawców. Przez długi czas, zwłaszcza w okresie Solidarności, Kościół wspomagał prześladowanych, a nawet organizował przestrzeń spotkań i dyskusji. W salkach przykościelnych spotykali się różni ludzie, czasem dalecy od Kościoła. (Byłoby dobrze gdyby o tym pamiętali). Dziś księża niejednokrotnie wydają się zbyt zachowawczy, może zagubieni. A przecież są również obywatelami polskimi i flagę narodową w dniu świątecznym lub w dniu żałoby narodowej mogą wywiesić. Za to obecnie nie idzie się do więzienia. Chyba, że mamy do czynienia z takim oto wpływem przełożonych? Byłaby to smutna konstatacja.
‘Solidarność’ to słowo odbierane w świecie jako synonim polskiej drogi do wolności. Przyjmowane jest na równi z innym, charakterystycznym dla nas określeniem – „Polak-katolik”. Obydwa te określenia stawiają przed nami wymagania, o ile nie mają funkcjonować jedynie jako określenia historyczne.
Kościół w Polsce jest nie tylko depozytariuszem wiary; jest także gwarantem naszej tożsamości narodowej i strażnikiem wartości, które ukształtowały nas takimi, jakimi jesteśmy i jakimi chcielibyśmy pozostać. Dlatego tak ważne jest, byśmy nie dali się podzielić. Hasło „divide et impera”, chętnie wobec nas stosowane, zbyt często przynosiło złe skutki dla narodu. Dotyczy to całego społeczeństwa, zwłaszcza jednak tych, na których zwrócone są oczy narodu jako na swoich przewodników. Mamy tyle wspaniałych postaci – wielkich ludzi Kościoła i narodu. Na nich należy się wzorować. Oni nas do tego zobowiązują.
Cały artykuł Ryszarda Piaska pt. „Kościół a sprawa polska” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Ryszarda Piaska pt. „Kościół a sprawa polska” na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com
Idea, że wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini.
Henryk Krzyżanowski
Zabobonem popularnym wśród opozycji totalnej jest rzekomy sojusz ołtarza z tronem w Polsce, co się tłumaczy tak, że Kościół ma za duży wpływ na państwo „dobrej zmiany”. Z całą powagą głosi to Bartłomiej Sienkiewicz, jeden z mózgów poprzedniej władzy, który tak skarży się w swojej książce: „Polacy są zdani na łaskę księży, spośród których część nie ma żadnych skrupułów w zdzieraniu opłat od obywateli. Opłat nigdzie nieewidencjonowanych, od których państwo nie pobiera podatków, bo Kościół jest z nich zwolniony”… A w innym miejscu podsumowuje: „System z punktu widzenia państwa jest skandalem. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której państwo godzi się, żeby obok niego w sposób niezależny istniał podmiot pobierający opłaty według uznania, obciążające obywateli tego państwa?”.
Idea, że absolutnie wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini. Przywódca włoskiego faszyzmu tak przecież mówił: „Wszystko w Państwie, nic poza Państwem, nic przeciw Państwu”. Cóż, wygląda na to, że pan Sienkiewicz chętnie się pod tym hasłem podpisze.
Dla katolika jest to jednak szkodliwe urojenie. Kościół, który miałby poddać się kontroli państwa, prędzej czy później spadłby na pozycję Kościoła państwowego, jak w luteranizmie. Teza o sojuszu państwa i Kościoła AD 2019 jest przy tym absurdalna także ze względów praktycznych. Mamy w Polsce słabą władzę centralną i rozkawałkowaną z definicji władzę samorządową. Gdzież więc jest ten tron, przy którym mieliby stać biskupi? Do tego sam episkopat jest pluralistyczny oraz, wbrew mylnym przekonaniom, nie ma struktury hierarchicznej. Komisja Episkopatu nie jest bowiem władzą, lecz platformą porozumienia biskupów.
Wszyscy, którzy dziś krzyczą, że to Kościół rządzi Polską, mylą więc władzę z OBECNOŚCIĄ. Kościół katolicki jest bardzo dużą wspólnotą, która siłą rzeczy jest mocno obecna w życiu społecznym.
I można rozumieć, że osoby nie czujące się częścią tej wspólnoty mogą odczuwać to jako dyskomfort, np. 4/5 klasy idzie na religię, a reszta nie. Rodzice tej reszty woleliby, żeby religii w szkole nie było, czytaj: żeby tamte dzieci szły na nią po lekcjach – czyli do domu na szybki obiad i potem na 18.00 do salki. Albo na 20.00 tam, gdzie jest dużo dzieci i nie mieszczą się naraz. No cóż…
A czy udział księdza proboszcza od poznańskich Zmartwychwstańców w inauguracji żłóbka, który w piwnicy na Rolnej urządza od kilku lat Schron Kultury Europa, uznać za objaw takiego sojuszu? Ale przecież nie ma tam tronu, tylko żłóbek i siano.
Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza”, znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com
Wielkie gesty papieża Franciszka na rzecz ubogich, troska o ludzi wykluczonych – to nie jest nic nowego w Kościele. To nie jest także nic nowego w stosunku do poprzednich pontyfikatów.
Antoni Opaliński
Paweł Bortkiewicz
Czy przykład Irlandii, kraju, gdzie Kościół był przez stulecia ostoją tożsamości, nie powinien dziś być dla Kościoła w Polsce sygnałem alarmowym?
Oczywiście, to jest bardzo poważne ostrzeżenie dla nas. Ja myślę, że wciąż musimy mieć świadomość tego, że Kościół jest, jak mówimy w teologii, ludem bożym w drodze, a więc – mówiąc bardziej świeckim językiem – jest rzeczywistością niezwykle dynamiczną i musi liczyć się z różnymi procesami zarówno kulturowymi, jak i socjologicznymi, które dzieją się w świecie. Musi liczyć się także z pewną sferą przemian światopoglądowych, politycznych.
Krótko rzecz ujmując, nie możemy bezmyślnie przyjmować słów Chrystusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, bo trzeba mieć jednocześnie świadomość tego, że ten sam Chrystus wzywa nas, żebyśmy byli solą ziemi i światłością świata.
Ks. Paweł Bortkiewicz. Fot. Media WNET
A więc zapewniając nas o swojej mocy i gwarantując nam istnienie Kościoła, Chrystus jednocześnie wzywa nas do jakości życia. Jeżeli tej jakości w nas zabraknie, to możemy mieć rzeczywiście taki problem i taki kryzys, jakiego doświadcza Irlandia. (…)
Mimo spektakularnych wydarzeń, takich jak Lednica, statystyki mówią, że spora część młodego pokolenia odchodzi od Kościoła. Czy to jest początek procesów, które dotknęły Zachód?
Ja patrzę na to, a przynajmniej próbuję patrzeć, w kategoriach nie do końca pesymistycznych, ale pewnej zmiany jakościowej. Mianowicie zmienia się sposób przeżywania religijności, sposób jej manifestowania. Przechodzimy od religijności masowej do bardziej świadomej, do pewnych ruchów, grup, do bardziej osobistego sposobu przeżywania wiary. Myślę, że samo w sobie jest to cenne, ale nie ukrywam, że chciałbym, by tej jakości towarzyszyła też ilość.
Z drugiej strony, mówiąc brutalnie: jeżeli mam do wyboru ilość i jakość, to wolę mimo wszystko jakość. I chciałbym dostrzegać w tych procesach, próbuję w nich dostrzegać przechodzenie od masowości, od ilości w stronę wyższej jakości, większej świadomości wyboru, większej decyzyjności swojej wiary. (…)
Pontyfikat papieża Franciszka dla jednych jest ożywczym rabanem w Kościele, dla innych to doktrynalny chaos, z którego nie wiadomo, co wyniknie. Jak Ksiądz na to patrzy?
To bardzo trudne dla mnie osobiście pytanie. Mam świadomość tego, że papież Franciszek jest postacią bardzo, bardzo medialną i przez wiele osób odbieraną jako osoba, która dokonuje ogromnej rewolucji w Kościele. Ale po pierwsze zwróciłbym uwagę na to, że to, co odbieramy często jako rewolucję papieża Franciszka, to jest pewna kontynuacja. Wielkie gesty papieża Franciszka na rzecz ubogich, troska o ludzi wykluczonych – to nie jest nic nowego w Kościele. To nie jest także nic nowego w stosunku do poprzednich pontyfikatów.
Pamiętam pewną rozmowę z moim przyjaciółmi, tu w Poznaniu, którzy wspominali z zachwytem o tym, że dzięki papieżowi udało się, za sprawą arcybiskupa, obecnie kardynała Krajewskiego, ufundować w Poznaniu windę dla jakieś szkoły z dziećmi niepełnosprawnymi. Przypomniałem, że oczywiście to jest bardzo spektakularny gest, ale on ma się bardzo znikomo do poczynań Jana Pawła II, który z okazji Wielkiego Jubileuszu dążył do oddłużenia kilkudziesięciu krajów świata z wielkich długów w skali miliardowej.
Zapominamy o pewnej perspektywie poprzedzającej papieża Franciszka. Natomiast to, co mnie osobiście rzeczywiście niepokoi w tym pontyfikacie, to jest jego niejednoznaczność. To jest sytuacja, która prowokuje do bardzo rozmaitych komentarzy, rozmaitej kontrinterpretacji. Papież dokonuje pewnej podstawowej, powiedziałbym, rzeczy. Niejako rozbijając centralizm Kościoła, schodzi na jego poziom lokalności i powierza interpretację nauczania kościelnego poszczególnym hierarchiom. To sprawia, że mamy w efekcie takie wypowiedzi, jak chociażby słynna wypowiedź niemieckiego kardynała Marxa: „Nie jesteśmy filią Rzymu”. No tak, tylko, jeżeli nie jesteśmy filią Rzymu, to tracimy wymiar Kościoła jednego, świętego, powszechnego. To jest sytuacja zejścia na poziom poszczególnych instytucji, tak jak w Kościołach protestanckich. I to jest wielkie niebezpieczeństwo. Nie podejrzewam papieża o to, żeby świadomie dokonywał takiego rozbicia, ale niestety jego wypowiedzi i niektóre jego działania sprzyjają właśnie takim interpretacjom.
Ale Duch Święty mimo wszystko nas prowadzi.
Wierzę głęboko w działanie Ducha Świętego i w to, że ten pontyfikat na pewno nie przyczyni się do niczego złego w Kościele.
Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Pawłem Opalińskim pt. „O zmianach w Kościele – optymistycznie” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Pawłem Opalińskim pt. „O zmianach w Kościele – optymistycznie” na stronie 5 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl
W obozie poczucie bezpieczeństwa więźniom mógł dać tylko kapłan. W pewnym momencie ks. Bielerzewski był jedynym kapłanem w Gusen. Sam umacniając innych, potrzebował szczególnej łaski, aby nie zwątpić.
Aleksandra Tabaczyńska
„W dniu 24 stycznia 1940 roku dokładnie o 16.00 zadźwięczał dzwonek do drzwi mojego mieszkania w Luboniu. We drzwiach stanął gestapowiec, a z nim miejscowy Niemiec. Doręczyli mi pismo wzywające do stawienia się 25 stycznia o godzinie 10 w siedzibie gestapo w Poznaniu. Można było jeszcze zbiec, ale dziwny jest człowiek, istota prawdziwie nieznana i niepojęta – nie wierzy w to, co mu jest niewygodne, czego by nie chciał. Nie mogłem jeszcze uwierzyć, że Niemcy z roku 1940 są już tylko państwem zorganizowanej zbrodni”. (…)
„Przekroczyliśmy bramę obozową, nad którą widniał napis: »Arbeit macht frei«, choć właściwszy byłby: »Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją«”. Dachau był obozem w znacznej mierze przejściowym, w którym więźniowie odbywali dziesięciotygodniową kwarantannę. 1 sierpnia wytypowano ks. Ludwika do transportu do Gusen, dokąd przewieziono go następnego dnia. (…) W obozie w Gusen toczyło się też życie religijne, zorganizowane duszpasterstwo. Posługi kapłańskie miały charakter indywidualny. Księża spowiadali się nawzajem, ale też i świeckich więźniów. Jednak drogę posługi duszpasterskiej torowała osobista znajomość więźnia.
Ks. Ludwik Bielerzewski uważany był za proboszcza Gusen. Rozgrzeszał zbiorowo i indywidualnie, zaopatrywał sakramentalnie umierających. Szczególnie zajmował się przebywającymi w obozie klerykami. Chrzcił Żydów, błogosławił chętnych przed wyjściem do pracy.
(…) „Umocnieniem mej wiary w to, że przeżyję obóz i doczekam wolności, stał się niezwykły sen, tak jasny i wyrazisty, że utrwalił się w mej pamięci mocniej niż niejedno wydarzenie przeżyte na jawie”.
Portret ks. Ludwika Bielerzewskiego | Fot. archiwum parafii w Brodach
(…) Ks. Bielerzewski śnił, że zobaczył na scenie niezwykle realistyczny obraz Serca Pana Jezusa. Widział też siebie klęczącego i pytającego Pana, czy przeżyje obóz. W odpowiedzi zobaczył sceny, stanowiące fragment jego życia w przyszłości. Życia już po obozie. Był to wizerunek Najświętszej Marii Panny z Dzieciątkiem, malowany na złotym tle oraz „dom o jasno tynkowanych ścianach. Ku wejściu wiodą półokrągłe stopnie, balkon opiera się na czterech filarach, nad nim – płaskorzeźba Maryi z Dzieciątkiem, podobnej do wizerunku tej malowanej na złotym tle. Po lewej stronie domu widzę miejską ulicę z rzędem latarni gazowych”.
Wizja ta po wojnie przybrała realne kształty. Po powrocie do Polski. ks. Ludwik objął parafię św. Andrzeja Apostoła w Brodach. Wszedł do modrzewiowego kościoła, aby pokłonić się Panu. W środku panował mrok. Po krótkiej modlitwie, gdy wzrok przywykł mu do ciemności, ujrzał główny ołtarz, a w nim obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem na złotym tle. Ten sam wizerunek, o którym śnił w Gusen. Budynek plebanii parafii w Brodach, wejście z kolumnami, balkon i płaskorzeźba to duga scena wizji z Gusen.
Na ganku domu parafialnego w Brodach | Fot. archiwum parafialne w Brodach
Ulica z gazowymi latarniami zapowiadała parafię św. Michała Archanioła w Poznaniu, w której ks. Ludwik Bielerzewski duszpasterzował do 1977 roku, ale mieszkał aż do śmierci w 1999 roku. (…)
Nie zaczął nigdy spotkania, zabawy z dziećmi, jeśli nie poprzedził ich modlitwą w kościele. Podobnie na zakończenie spotkania zawsze szedł z dziećmi do kościoła. Nie wysyłał ich samych – a teraz idźcie się pomodlić, bo ja muszę coś tam. On był na modlitwie z nimi. I zawsze przy takiej okazji udzielał katechezy. Gdy nie było pogody, padał deszcz, dzieci bawiły się z proboszczem na plebanii w chowanego. Nawet dziś, gdy formy duszpasterstwa tak bardzo się różnią od tych z tamtych lat, niewielu proboszczów zdecyduje się na tak pojętą katechizację. Krótko mówiąc, w latach 1946–1952, gdy proboszczem w Brodach był ks. Ludwik Bielerzewski, dzieci bawiły się ze swoim duszpasterzem na plebanii, mimo że w świadomości wiernych to był budynek, do którego „zwykły człowiek” raczej nie wchodził. (…)
Pożegnanie ks. Bielerzewskiego | Fot. archiwum parafialne w Brodach
Dziś nikogo nie dziwi, że ksiądz zabiera dzieciaki z parafii i idzie z nimi na pielgrzymkę, jedzie na wycieczkę czy wspólny wypoczynek. Takie relacje z wiernymi stały się normą. Ale jeszcze w czasach Karola Wojtyły wyjazd z młodzieżą na kajaki bardzo szokował. Ksiądz Ludwik instynktownie czuł, że dzieci i młodzież wymagają innego rodzaju katechizacji niż dorośli. Taką drogę ewangelizacji przyniósł nam dopiero Sobór Watykański II, a więc rok 1962.
Postanowienia posoborowe nie mogły być zrealizowane z dnia na dzień. To był i jest długotrwały proces. Do dziś uczymy się nowego miejsca duchownych i zaangażowania ludzi świeckich w Kościele. W tym kontekście dopiero widać, jak bardzo ks. Ludwik Bielerzewski wyprzedzał duszpastersko swoją epokę, i to o całe dekady. W Brodach był tylko sześć lat. Dzięki temu jednak parafinie modlili się i wzrastali w wierze pod kierunkiem żarliwego i pobożnego, ale też nowoczesnego, w sensie form duszpasterskich, kapłana.
Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Ksiądz Ludwik Bielerzewski” znajduje się na s. 4 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Felieton Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Ksiądz Ludwik Bielerzewski” na s. 4 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl
Rościsław chciał pokazać, że „chrześcijaństwo nie jest religią niemiecką”. By zrealizować swój wielki plan, sprowadził na swój dwór w 862 r. misjonarzy z Bałkanów, wśród nich Cyryla i Metodego.
Tomasz Wybranowski
1150 rocznica pierwszej Mszy Św. w rycie i języku słowiańskim
Święci Cyryl i Metody – patroni Polski i pierwsi apostołowie „słowiańscy”
Dzieje naszego dumnego narodu, tak jak i jego literatura, to pasmo burzliwych poszukiwań odpowiedzi na proste zdawałoby się pytanie: „Kim jesteśmy tak naprawdę, Bracia Polacy?” Sam zacząłem zastanawiać się nad dziejami polskiej duszy, kiedy po raz pierwszy przeczytałem Kronikę polską Galla Anonima.
Moją uwagę zwróciła końcowa część Pieśni o śmierci Bolesława:
Wszyscy ze mną czcijcie pogrzeb męża tej zacności: Bogacz, nędzarz, ksiądz czy rycerz, i wy, kmiecie prości, Czy kto rodem jest z słowiańskich, czy z łacińskich włości! Czytelniku, niech ma prośba nie będzie daremną: I ty wzrusz się i łzę wylej, choćby potajemną! Bo nieludzki byłbyś wielce, byś nie płakał ze mną!
„Sclavi” i „Latini” – ten zdecydowany podział żałobników, którzy opłakiwali króla Bolesława, spędzał i spędza sen z powiek wybitnym mediewistom. Jak było naprawdę? Czy wierzyć zapisom kroniki Żywot św. Metodego (Legenda Panońska)? Najpierw musimy określić historyczne ramy okresu przełomu. Trzeba przy tej okazji zachować ostrożność, by nie ulec pewnemu schematowi.
Dla większości Polaków data roku 966 jest niepodważalna: w tym roku Polska przyjęła chrzest. Należy jednak także uznać za fakt historyczny twierdzenia, że myśl chrześcijańska docierała nad górną Wisłę znacznie wcześniej niż nad Wartę. I znacznie wcześniej niż przed rokiem 966.
Na długo przed Rokiem Pańskim 966
Plemię Wiślan zostało podporządkowane sobie przez Państwo Wielkomorawskie (ok. 877–880 r.), którym władał Świętopełk Wielki. Ziemia Wiślan pozostała w jego terytorium aż do roku 906, kiedy to najazd Węgrów położył kres Państwu Wielkomorawskiemu. Akcję misyjną w tamtym czasie prowadzili wysłannicy biskupstwa w Ołomuńcu. Oto, co zapisano w hagiografii św. Metodego:
„Miał Metody dar proroczy i wiele sprawdziło się z jego przepowiedni, z których tylko jedną lub dwie tu wymienimy. Pogański książę, potężny bardzo, siedząc w Wiśle [czy w Wiślech] urągał chrześcijanom i szkody im wyrządzał. Posławszy więc do niego, kazał mu [Metody] powiedzieć: dobrze by było, synu, abyś się dał ochrzcić dobrowolnie na swojej ziemi, bo inaczej będziesz w niewolę wzięty i zmuszony przyjąć chrzest z ziemi cudzej; wspomnisz moje słowo. Tak też się stało”.
Prawdopodobny najwiekszy zasieg Panstwa Wielkomorawskiego za ksiecia Swietopelka ok. roku 880 \ Fot. Wikipedia
Ten urywek tekstu wzniecał (i wciąż rozpala) ożywione dyskusje. Zadać trzeba kluczowe pytanie w ogniu tego sporu, w jaki sposób i kiedy doszło do ochrzczenia księcia Wiślan? Karol Potkański w książce Lechici, Polanie, Polska broni tezy, że „pokonany przez Świętopełka książę w latach 877-879 został wzięty do niewoli i ochrzczony na Morawach, a jego kraj wcielony do państwa wielkomorawskiego. Pozwoliło to objąć kraj Wiślan misją arcybiskupa Metodego”.
Józef Widajewicz, sukcesor myśli Potkańskiego, w opracowaniu Państwo Wiślan dowodzi, że na terytorium państwa księcia Wiślan przeniknęło chrześcijaństwo także z Moraw. W oparciu o liczne badania twierdzi, że w państwie Wiślan „działała organizacja kościelna, której istnieniu nie zagrażała dość chwiejna sytuacja społeczno-polityczna. Podlegać miała ona sufraganowi Metodego, niejakiemu Wichingowi (inne źródła podają imię Wicking, o nim za chwilę), zaś po jego śmierci słowiańskiemu Prohorowi i łacińskiemu Prokuffowi”.
W tomie IV Encyklopedii historycznej świata sporo miejsca autorzy poświęcili rytowi słowiańskiemu, czyli słowiańskiej odmianie obrządku stworzonej przez świętych Cyryla i Metodego.
Warto dodać, że już w roku 831 chrzest przyjął Mojmir I, założyciel Państwa Wielkomorawskiego (powstałego w wyniku połączenia Księstwa Morawskiego i Księstwa Nitry w roku 833 – T.W.), ojciec Rościsława. Do połowy IX wieku główną siłą ewangelizującą te tereny było duchowieństwo niemieckie. Jak podaje Historia Kościoła: „teren Wielkich Moraw był także uważany za obszar misyjny metropolii salzburskiej”.
Euchologion – pierwszy słowiański brewiarz i mszał
Walka z pogańskimi zwyczajami i obrzędowością szła bardzo opornie. Bez wątpienia wielkim problemem była bariera językowa, jaka dzieliła autochtonów od misjonarzy niemieckich. Państwo Wielkomorawskie było areną ścierania się chrześcijaństwa zachodniego ze wschodnim, mającego swoje umocowanie w Konstantynopolu. W zgodnej opinii obu frakcji: „kto przejmie rząd dusz nad Państwem Wielkomorawskim, ten otworzy sobie drogę ku innym słowiańskim krainom”.
Ta idea przyświecała księciu wielkomorawskiemu Rościsławowi zasiadającemu na tronie w Welehradzie. Rościsław za wszelką cenę chciał pokazać, że „chrześcijaństwo nie jest religią niemiecką”.
By zrealizować swój wielki plan, sprowadził na swój dwór w 862 r. misjonarzy z Bałkanów, wśród nich Cyryla i Metodego. Sprzyjali mu cesarz bizantyński Michał II i papież Mikołaj I.
Ten ostatni udzielił misjonarzom zezwolenia na dzieło przetłumaczenia Ewangelii na „język Słowian”. Warto w tym miejscu wspomnieć o księdze, która była w połowie mszałem, w połowie zaś brewiarzem. Nosiła nazwę Euchologion. W opinii wielu badaczy epoki, znane fakty i potwierdzone daty związane z działalnością Braci Sołuńskich nie rozwiewają wątpliwości związanych ze słowiańską liturgią. W oparciu o zachowany, choć niekompletny wspomniany już Euchologion, podejmowane są próby odtworzenia liturgii sprawowanej w języku słowiańskim na przełomie wieków VIII i IX. Mimo licznych sporów, udało się w końcu ustalić, że Euchologion słowiański z Synaju łączy w sobie dwie tradycje liturgiczne: „katedralną z Konstantynopola” (z kilkoma zapożyczeniami z liturgii zachodniołacińskiej) i monastyczną.
Bolesław Kumor dla udowodnienia hipotezy o odprawianiu liturgii mszy św. w rycie bizantyńskiej na Morawach podaje także fakt, że książę Rościsław, wysyłając w roku 862 poselstwo do cesarza Michała III z prośbą o przysłanie misjonarzy znających język słowiański, dokonał „zdecydowanego wyboru religijno-politycznego”. Misjonarze przysłani z Bizancjum mieli uniezależnić go od wpływów Kościoła niemieckiego i łacińskiej misji.
Ojciec Jakub w witrynie Kosciol.pl napisał: „Konstantyn i Metody do nowego wyzwania podeszli zupełnie poważnie. Jeszcze przed wyprawą młodszy z braci opracował alfabet zwany głagolicą. Do dziś językoznawcy nie mogą wyjść z podziwu nad genialnością tego dzieła. Litery tego alfabetu w sposób doskonały uchwyciły wszelkie odcienie dźwiękowe. Zaraz po opracowaniu alfabetu przetłumaczył na język połodniowomacedoński (wtedy różnica między nim a używanym na Morawie była prawie żadna) całą Ewangelię. Następnie w 863 roku wraz z Metodym oraz innymi pomocnikami (z imion znani są tylko: Klement, Naum, Sawa, Angelar) wyruszyli na misję swego życia”.
Cyryl i Metody dają fundament pod obrządek rzymsko-słowiański. W grudniu roku 867 papież Hadrian II, niespełna miesiąc po śmierci swojego poprzednika Mikołaja I, pomimo sprzeciwu części duchowieństwa, zaakceptował ryt słowiański na obszarze Moraw i Panonii.
Pierwsza Msza Św. w języku Słowian i uwięzienie św. Metodego
Na początku 868 r. w kościele pod wezwaniem Matki Bożej Większej Hadrian II odprawił wraz z Cyrylem i Metodym Mszę św. w nowym rycie. Po śmierci Cyryla w 869 r. papież powtórnie potwierdził ryt słowiański specjalną bullą Gloria in Excelsis Deo. Metody z nadania papieża otrzymał funkcję legata. Spokój i „szczęśliwość boża” nie trwały jednak długo.
Niemieckie duchowieństwo knuło przeciwko nowemu rytowi (obrządkowi). Na prawie trzy lata został uwięziony i popadł w niełaskę w roku 870 r. sam Metody. Arcybiskup Salzburga Adalwin potępił stanowczo sposób działań Metodego podczas synodu w Ratyzbonie. Pod pozorem pojednania „w duchu misyjnego nawracania Słowian” Adalwin uwięził Metodego w lochach jednego z klasztorów w Bawarii. Arcybiskup Salzburga nigdy nie pogodził się z faktem utraty swoich wpływów w Panonii i Morawach. Dopiero interwencja papieża Jana VIII, dwa i pół roku po uwięzieniu, przyniosła Metodemu wolność.
W tym czasie tron w Welehradzie, w wyniku intryg i przewrotu, przejął Świętopełk, który zamierzał sprzyjać „biskupom z zachodu”. Jako dar „dobrej woli” wydał Rościsława Bawarom, którzy oślepili go i do końca życia osadzili w więzieniu.
Święci Cyryl i Metody na obrazie Jana Matejki z roku 1885 | Fot. Wikipedia
Za panowania Świętopełka obrządek słowiański był wypierany przez ryt łaciński. Warto dodać, że w roku 875 Świętopełk uzależnił od siebie ziemie Wiślan, Opolan oraz Golęszyców. W następnym roku włączył do Państwa Wielkomorawskiego także ziemie zamieszkałe przez Lędzian, aż do granicy na rzece Bug. Jak podaje Henryk Łowniański, w latach 877–881 Państwo Wielkomorawskie opanowało i uzależniło m.in. Małopolskę i Dolny Śląsk. Zdaniem autora pozycji Początki Polski, następcy św. Metodego aż do roku 885 (lub 886) wyruszali z misjami na teren obecnej zachodniej i centralnej Polski. Następnie w latach 879 do 885 uczniowie Metodego podjęli misję nad Wisłą i nad Odrą.
Papież Jan VIII wznowił działalność misyjną na Morawach i specjalną bullą uznał [po raz kolejny] ryt słowiański. Nie mógł jednak nie liczyć się z potężnymi wpływami biskupów niemieckich. Wedle zasady „aby wilk był syty i owca cała”, Jan VIII potwierdził wszystkie nadane Metodemu przywileje, ale jednocześnie obłaskawiał kler niemiecki. Sufraganem biskupa Metodego został mianowany Wicking (Witching), który swoją posługę pełnił w Nitrze (obecnie miasto na Słowacji).
Papież Szczepan V i sprzyjanie biskupom niemieckim
Po śmierci Jana VIII stolicą apostolską zarządzał papież Marynus I. Działalność misyjna na Morawach i Bałkanach trwała. Przynosiła znakomite efekty. Nie było rozlewu krwi ani pożóg i zgliszcz w cieniu krzyża. Nie podobało się to niemieckiemu duchowieństwu, które za wszelką cenę chciało odzyskać swoje wpływy w tej części kontynentu. Stosowna pora nadeszła. Oto umarł Marynus I, a wkrótce po nim i jego następca Hadrian III. Umarł także biskup Metody (6 kwietnia 885 roku). Na tron stolicy Piotrowej wstąpił papież Szczepan V, który ulegał coraz bardziej biskupom niemieckim. Papieża wprowadził celowo w błąd wspomniany już sufragan Wicking (Witching):
„Wiching pośpieszył do Rzymu (ponownie z podrobionymi dokumentami) przekonać nowego papieża Szczepana V, że jego poprzednik zabronił liturgii słowiańskiej, a sam Metody nie miał prawa wyznaczać następcy. Papież, przekonany o tym, wysłał Świętopełkowi bullę Quia te zelo fidei, w której zakazał sprawowania Najświętszej Ofiary w języku Słowian”.
Uczniów biskupa Metodego przegnano z Państwa Wielkomorawskiego. Zdobywający coraz większą popularność obrządek słowiański zastąpiono łacińskim. Rozproszonych i prześladowanych uczniów biskupa Metodego przyjął na swój dwór m.in. Borys I, car Bułgarii. Kilka lat później synod w Presławiu uznał liturgię słowiańską za powszechnie obowiązującą.
Książę Mojmir II obrońcą słowiańskiej hierarchii
Sytuacja zmieniła się także w Państwie Wielkomorawskim. Po śmierci Świętopełka władzę przejął książę Mojmir II, który przywrócił na Morawach słowiańską hierarchię kościelną z jej liturgią. Na prośbę księcia papież Jan IX zezwolił, aby metropolitą morawskim został najpilniejszy uczeń Metodego – Gorazd. Powołano do życia także dwa nowe biskupstwa – sufraganie. Siedziba jednej z nich, jak przypuszcza ks. Wincenty Zaleski SDB, mogła znajdować się w Krakowie.
W roku 906 Państwo Wielkomorawskie przestało istnieć. Ekspansywność niemieckiego duchowieństwa i możnych, wewnętrzne spory i kłótnie, a przede wszystkich najazd Węgrów położyły kres istnieniu tego ważnego dla ówczesnej Słowiańszczyzny państwa. Węgierscy najeźdźcy, którzy osiedlili się w całej Dolinie Panońskiej, wbili skuteczny klin między zachodnich i południowych Słowian. Wkrótce Czechy oddzieliły się od Wielkich Moraw i stały się lennikiem książąt niemieckich. Sufragan Wicking, mający oparcie w papieżu, przepędził prawowitego następcę Metodego – Gorazda. Czechy, Morawy i Panonię musieli także opuścić duchowni słowiańscy. Wicking wprowadził na ich miejsce duchownych niemieckich i oficjalnie ogłosił liturgię łacińską jako ogólnie obowiązującą.
Ks. Biskup dr Stanisław Andrzej Gądecki w artykule Chwalić Boga własnym głosem stwierdza: „mimo przyjęcia zwierzchności niemieckiej – misja słowiańska działała w Czechach jeszcze przez cały X wiek. (…) Dzieło św. Cyryla i św. Metodego nie upadło. Jego językiem w liturgii posługuje się ok. 250 milionów prawosławnych i kilka milionów grekokatolików”.
Zamiast epilogu
W leciwym opracowaniu dziejów Kościoła polskiego (ale także i reformacji) pióra Władysława Szczęśniaka natrafiłem na taką oto wzmiankę: „W 949 Morawianie założyli na Kleparzu pod Krakowem kościół św. Krzyża z zachowaniem liturgii i języka narodowego”. W. Szczęśniak traktuje tę wzmiankę jako fakt historycznie niepotwierdzony. Zastanawia się także, dlaczego inni historycy i dziejopisarze tamtych czasów (wymienia m.in. Saksończyka Thietmara i jego Kronikę oraz Wincentego Kadłubka) nie piszą ani słowa o obrządku słowiańskim. Dochodzi do wniosku, że „przypuszczalna tendencyjność i wyrachowanie łacinników w przemilczeniu o niemiłym im obrządku słowiańskim kończyła się z chwilą, kiedy naród polski i jego książę od dawna zostali łacinnikami. Nie tylko bowiem Thietmar milczy o obrządku słowiańskim Polaków, ale milczy o nim Gall Anonim i wszyscy późniejsi kronikarze nasi XIII i XIV wieku: Mistrz Wincenty, Bogufał, Chronica Polonorum i in. Co zaś mówiły o tej sprawie zaginione dziś roczniki polskie XI wieku, tego nikt nie wie” – kończy swój wywód.
Jedno jest pewne: początki katolicyzmu na polskich ziemiach kryją jeszcze niejedną tajemnicę. Warto wiedzieć, że święci Cyryl i Metody jako jedni z pierwszych widzieli wielką potrzebę wybicia się na niezależność od biskupstw i jurysdykcji niemieckich, w duchu słowiańskiego języka, ducha i wolności.
Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „1150 rocznica pierwszej Mszy Św. w rycie i języku słowiańskim” znajduje się na s. 16 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „1150 rocznica pierwszej Mszy Św. w rycie i języku słowiańskim” na s. 16 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl