Polskie albumy muzyczne, które zdefiniowały brzmienie roku 2024. Złota „12” Radia Wnet – Tomasz Wybranowski

Rok 2024 zapisał się na kartach historii jako wyjątkowy czas dla polskiej sceny muzycznej.

W kalejdoskopie dźwięków i emocji, artyści zaprezentowali albumy, które na nowo definiowały granice gatunków, poruszając zarówno serca, jak i umysły słuchaczy. To był znakomity czas dla polskiego rapu! Hip hop, polski hip hop kryje w sobie prawdziwą, współczesną poezję a królem ich AD 2024 Gedz.

Od głębokich, refleksyjnych tekstów po niezwykle różnorodne aranżacje – każde wydawnictwo przynosiło coś świeżego i intrygującego. Znalazło to odbicie w naszym zestawieniu opartym w większości przypadków na albumach miesiąca Radia Wnet, muzycznych meteorach z Listy Polish Chart redaktora Sławomira Orwata i objawieniach spod dachu znakomitej audycji „Muzyczne IQ” redaktora Radka Rucińskiego. 

Zestawienie najlepszych albumów roku według Radia WNET nie tylko odzwierciedla bogactwo polskiej sceny muzycznej, ale także ukazuje, jak różnorodność brzmień i przekazów wzbogaca nasze muzyczne doświadczenia. Na szczycie listy znalazł się Hedone z poruszającym albumem mistrza Macieja Werka „600 lat samotności”, który wywołał burzę emocji tak pośród krytyków jak i fanów, także tych nowych.

Zaraz za nim uplasował się Witkacjański Palfy Gróf z pełnym surowej szczerości (brzmiącej z bukietów myśli Witkaca) i gitarowych melodii krążkiem „Zużyte wszystko”. Trzecie miejsce na podium przypadło zespołowi The Buffons, którzy zadali ważne pytanie: „Która prawda jest lepsza”.

Każdy z albumów w top 12 – od mocnego, emocjonalnego przekazu „Give Up” Worms of Senses po duchową głębię i metalowe grzmoty „Svrsvm Corda” 2 TM 2,3 – odzwierciedla specyficzne nastroje i wyzwania mijającego roku.

To muzyczna opowieść o naszej rzeczywistości, pełna nadziei, refleksji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, która pozostanie w pamięci na długo.

Tutaj do wysłuchania program z opowieścią o platynowej „12”: 


 

 

12. Worms of Senses – „Give Up”

 

Worms of Senses to zespół, który łączy różnorodne gatunki muzyczne (od rocka, math rockprzełamany w  pop, z nutą psychodelii, po nu jazzowe zagrywki i zapach sosu elektroniki). Ich najnowszy album – „Give Up!”, to dzika mieszanka gitarowego brudu, złożonych rytmów i eksperymentalnych brzmień.

„Give Up!” to powrót po latach przerwy. Zespół, który w 2014 roku wydał EPkę „Exhibeat Heart”, reaktywował się w 2023 roku, wypuszczając album „Archives”. Nowy materiał, który pojawił się na „Give Up!”, stanowi wybuch kreatywności, pozbawiony może skomplikowanych przekazów, ale skupiając się na zabawie dźwiękiem i rytmem trio mówi do nas: „Nie ma tu ciężkich znaczeń, to tylko kreatywna wyżywka, aby poczuć się wolnym od przekazów dnia z jednej czy drugiej strony!”

Album promowały single „Body” i „Fade Away”, a także piosenka „Tiger”, która symbolizuje nowy początek i reakcję na współczesną rzeczywistość online. Worms of Senses zaskakują oryginalnością, łącząc różne gatunki w intrygującą całość, której nie sposób zapomnieć. Tworzą go Michał Maślak – wokale, gitary, synthy; Rafał Miciński – bas, fx i Piotr Jeziorko – perkusja, synthy, pady.

 

 

11. Millenium – „Hope Dies Last”

Millennium to zespół, który w kwestii rocka progresywnego zyskał u mojej opinii już dawno miano profesorskiego. „Hope Dies Last” to prawdopodobnie nie tylko jeden z najlepszych albumów tej formacji, a także jedna z najlepszych płyt w tym gatunku w XXI wieku. I nie piszę tylko o polskim prog – pletku! Po dwóch latach od nieco poszukującej i eksperymentalnej po drogach surowości „Tales From Imaginary Movies”, krakowska formacja powróciła z nowym materiałem.

Skład z kwintetu wzrósł do sekstetu. Sprawcą tego Łukasz Płatek, arcymistrz fletu poprzecznego i saksofonu tenorowego. To kluczowa zmiana, która nadaje albumowi wyjątkowy charakter.

Jak przystało na Millenium, płyta ma charakter konceptualny, oparty na znanych życiowych cytatach, które przewijają się w tytułach utworów. Liryka jest głęboka, pełna smutku, ale i nadziei – zwłaszcza w tytułowym „Hope Dies Last”. Muzycznie zespół oferuje to, co fani kochają – melodyjne, rozbudowane kompozycje, stawiające na nastrój i atmosferę, z solówkami głównie gitarowymi i klawiszowymi. Nowością są flet i saksofon, które dodają lekkości i delikatności, szczególnie w utworze „Rise Like a Phoenix From the Ashes”. Te bardziej rytmiczne, funkowe kawałki bronią się świetnie, zwłaszcza dzięki obecności instrumentów dętych.

Jednak najbardziej zapada w pamięć utwór tytułowy – „Hope Dies Last” – z piękną, rzewną melodią, wzbogaconą przejmującymi harmoniami wokalnymi i cudownymi solówkami.

Zaskoczeniem na płycie jest „Carpe Diem”, który wprowadza taneczną, synth-popową atmosferę lat 80-tych. To zupełnie nie – Millenijna kompozycja, ale za tę lekką i szlagierową odmienność zespół zasługuje na pochwały. I trochę depcze po piętach Mariuszowi Dudzie i Riverside!

„Hope Dies Last” to album, który naprawdę wciąga i nie pozwala się uwolnić – jest to jeden z najlepszych krążków Millenium. Dla mnie to ich najlepsza płyta, przebijająca nawet dotychczasowe dwa ulubione przeze mnie „Exist”„Reincarnations” z urzekającym, homeryckim rapsodem „Casino of Love”…

Nie ma Abraxas, gdzie Adam i Szymon, ale – na szczęście wciąż trwa Millenium!!!

Obecnie zespół Millenium tworzą: David Lewandowski – wokale; Piotr Płonka – gitary; Krzysztof Wyrwa – bas; Grzegorz Bauer – perkusja; Ryszard Kramarski – klawisze, gitary akustyczne i Łukasz Płatek – flet, saksofon tenorowy

 

 

10. M2Schron – „O co bieda?”

M2Schron to zespół, który wyłamuje się z tradycyjnych schematów muzycznych, tworząc brzmienie na pograniczu rapu, rocka i alternatywy. Ich album „O co bieda?” to prawdziwa eksplozja energii i emocji, której nie sposób zignorować. Zespół w swojej twórczości nie tylko bawi się różnymi gatunkami muzycznymi, ale także angażuje słuchacza w głębokie refleksje nad współczesnym społeczeństwem. Jak zauważyłem, a ci i owi podali dalej:

Nikt tak nie gra w Polsce i na świecie jak M2Schron! Album „O co bieda?” wyróżnia się oryginalnym połączeniem rapu, nu metalu, funkowego groov’u a do tego beatbox, mocne gitarowe riffy i teksty, których nie sposób zapomnieć! 

Ten cały eklektyczny, niektórzy mawiają mezalians stylów,  daje niezwykle energetyczne brzmienie, pełne kontrastów i zaskakujących zwrotów i nowych muzycznych tropów. Przykładem tej niezwykłej muzycznej fuzji jest (znowu moje) porównanie basu do stylu Flea i Red Hot Chili Peppers, co świetnie oddaje charakterystyczną siłę brzmienia.

Tomasz „Goliash” Goljaszewski, grający na basie, razem z resztą składu M2Schron wprowadza w świat muzyki, która nie boi się łamać tradycji. Ba! Anektuje ją i stwarza bezczelnie „swoje!” I chwała Im za to! 

M2Schron i jego album to prawdziwa muzyczna podróż, która łączy pokolenia, mówiąc o wartościach, które są uniwersalne i ponadczasowe.
Projekt M2Schron powstał w czasie pandemii, kiedy artystyczne aktywności zostały mocno ograniczone. Z potrzeby grania i powrotu do normalności, zespół skupił się na tworzeniu oryginalnej muzyki, która ma dawać poczucie relacji i współdzielenia emocji.

Album „O co bieda?” to nie tylko mocna muzyka, ale także bardzo odważne i szczere teksty, które nie boją się krytykować systemu, rozpasanej władzy i współczesnych realiów społecznych. Zespół nie pozostawia suchej nitki na sytuacji w Polsce, stawiając pytania o przyszłość, wartości i działania tych, którzy mają realny wpływ na naszą rzeczywistość.

To muzyka zaangażowana, pełna emocji, ale też przemyśleń, które nie pozwalają na obojętność.

 

M2Schron to zespół, który wkracza na scenę bez kompleksów, z odwagą komentując to, co dzieje się w kraju. Ich muzyka jest wściekle energetyzna, a jednocześnie skłania do refleksji. Wydawnictwo „O co bieda?” to album, który zyskał szerokie grono odbiorców, a M2Schron to projekt, który wypełnia lukę na polskiej scenie muzycznej, oferując coś, czego dotąd brakowało – połączenie mocnych dźwięków, odważnych tekstów i prawdziwego zaangażowania artystycznego.

Ten mistrzowski zespół tworzą Łukasz „Różal” Różalski – gitara; Tomasz „Goliash” Goljaszewski – mistrz basu; Maciej „Fafa” Filipiak – cajon; Sławek „Esel” Gliszczyński – beatbox; Arek Malawko – perkusja (tutaj uwaga! Na płycie „O co bieda?” zagrał jeszcze poprzedni perkusista Łukasz Świderski) i wielki On – Robert Przybysz – słowa / wokal.

 

 

9. Kosa Śmierci – „Całe miasto śpi” 

Album „Całe miasto śpi” zespołu Kosa Śmierci to przełomowy moment w polskim punk rocku, który zyskuje uznanie jako jeden z głównych kandydatów do tytułu albumu roku w kategorii punk. Zespół wykuł z elementów thrash’u, hard core’a oraz elementów stylistyki zimnej fali, dzieło przekraczające kolejne granice tworzenia świeżej, dynamicznej muzyki.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z zespołem:

 

Krążek ma wyjątkowy charakter, łącząc surowość punkowego grania z mroczną, przestrzenną atmosferą. W efekcie powstał album, który nie tylko stanowi doskonałe wyważenie tych elementów, ale także przyciąga słuchacza emocjonalnym ładunkiem i porusza współczesne problemy społeczne.

Wokalista, gitarzysta i klawiszowiec Michał Karasiński, znany z umiejętności przenoszenia ducha współczesnego, niespokojnego świata na teksty, razem z legendarnym perkusistą Tomaszem Gronem oraz basistą Krzysztofem Pawłowskim, stworzył wyjątkową mieszankę brzmień, które wyróżniają się zarówno siłą, jak i przestrzenią.

Zespół doskonale balansuje między energią punkową a elementami metalu i hard core’a, a wkomponowane klawisze wprowadzają mroczny, niemal gotycki klimat, tworząc niepowtarzalną atmosferę na całym albumie.

Album wyróżnia się także świetną produkcją, która nie traci na mocy i sile przekazu, co zdarza się w przypadku wielu punkowych albumów z niższą jakością nagrań. Produkcja płyty w Case Studio w Aleksandrowie Łódzkim oraz mastering Sławomira Papisa zapewniają jej profesjonalny i pełny brzmienie, co pozwala na pełne wydobycie energii z każdego utworu. Dzięki temu płyta nie tylko brzmi wyjątkowo, ale także ma ogromny potencjał na scenie międzynarodowej.

 

Wśród najważniejszych momentów albumu można wymienić utwory takie jak „Kamień”„Władza”, które pełnią rolę punkowych hymnów, a także niepokojącą i aktualną „Rasputikę”. Kolejnym interesującym punktem na płycie jest cover „Jest Bezpiecznie” puławskiej Siekiery, który zyskuje nowe życie w wykonaniu Kosa Śmierci, nadając temu klasycznemu utworowi świeże brzmienie i nową interpretację.

„Całe miasto śpi” to longplay, który z pewnością znajdzie swoje miejsce w historii polskiego punku, a zespół Kosa Śmierci, dzięki swojej doskonałej muzyce, tekstom i produkcji, już teraz może być uważany za ikonę polskiej sceny muzycznej.

Płyta łączy w sobie wszystkie elementy, które sprawiają, że punk rock jest wciąż żywą, dynamiczną i ważną częścią współczesnej muzyki. Long „Całe miasto śpi” Kosy Śmierci to zdecydowanie album, który będzie w czołówce najważniejszych krążków roku 2024 w Polsce a na pewno numer „1” punkowych propozycji.

 

8. Gedz – „Anatema”

Oto król polskiego hip hop i rapu AD 2024! „Anatema” to kolejny krok w artystycznej podróży Gedza, będący dopełnieniem trylogii rozpoczętej na „Bohemie” i kontynuowanej przez nagrania ze „Staminy”. W tej odsłonie artysta ponownie balansuje pomiędzy introspekcją a społeczną krytyką nie tylko systemu, post – nowoczesności, ale przede wszystkim z podupadającej kondycji społeczeństwa. Gedz, co mnie cieszy, nie zapomina o swoim charakterystycznym stylu.

Konwencja „Anatemy” pozwala nam spojrzeć w głąb siebie, wzbudzając empatię i zrozumienie dla trudności, z jakimi się mierzymy, zwracając przy tym uwagę, jak ważne jest dbanie o zdrowie psychiczne. Całość jest podszyta warstwą groteski i romantycznej ironii, co pozwala na przyswajanie ciężkich tematów w sposób bardziej przystępny i pełen zaskakujących kontrastów.

„Anatema” to muzyczny manifest, w którym Gedz, czyli Jakub Gendźwiłł, przyjmuje postawę buntownika, który staje w opozycji do zastanych norm i wartości mainstreamu i ścieku mediów. To album będący introspektywną podróżą, pełną emocji i pytań o to, co tak naprawdę liczy się w życiu. Gedz w tej płycie zmierza przez swoje osobiste rozważania o samorozwoju, przełamywaniu słabości i wyzwalaniu się z ograniczeń narzuconych przez świat. Jest to artystyczne wyzwanie, które zmusza do refleksji nad tym, w co wierzymy i co naprawdę ma znaczenie, nawet jeśli sam artysta nie zawsze potrafi w pełni uwolnić się od utartych schematów.

„Anatema” to nie tylko muzyka, ale także głęboka refleksja nad kondycją współczesnego człowieka i zdrowiem psychicznym. Gedz stawia pytania o wartość życia, o to, co skrywa się za naszymi lękami, rozczarowaniami i oczekiwaniami.

 

Krążek przypomina emocjonalną karuzelę, na której balansuje artysta i słuchacz między autentycznością a sztuczną kreacją, co przypomina doświadczenie lektur Breta Eastona Ellisa„American Psycho” z ostrzem piętnującym kulturę konsumpcyjną, obsesję na punkcie statusu, marki i wyglądu czy Michela Houellebecqa i dystopijnego „Podziemny kręgu”„Anatema” to dzieło pełne sprzeczności, ale niezwykle wciągające, wręcz hipnotyzujące.

To w kategorii rap / hip hop najlepsza produkcja w Polsce! 


 

 

7. Pablopavo i Ludziki – „Lakuna”

Pablopavo i Ludziki z albumem „Lakuna” prezentują kolejną odsłonę swojej artystycznej podróży, której najnowsze dzieło stanowi naturalny krok w rozwoju ich brzmienia i treści. Sam Paweł Sołtys nie kryje, że jest to najbardziej różnorodna płyta w ich dorobku, co widać zarówno w samej konstrukcji albumu, jak i w podejściu do tworzenia muzyki.

Paweł Sołtys, lider zespołu, w rozmowie o kulisach powstawania „Lakuny” zdradza, jak wiele miejsca w procesie twórczym poświęcono na dopracowanie szczegółów wokalnych, rozwój przestrzeni dla instrumentalistów, a także na przyjęcie swobody, jaką daje tworzenie muzyki ilustracyjnej.

Twórczość Pablopavo od strony słuchacza (piszę o sobie) jest wielkim melodycznym zbiorem oksymoronów. Pawła Sołtysa i muzycznych przyjaciół zdaje się od zawsze cechowały sprzeczności, które artysta z łatwością łączy w harmonijną całość. Lekką formę potrafi obciążyć ciężką, gorzką treścią, naturalizm przeplata z lirycznymi, pełnymi nadziei fragmentami, a mroki ludzkich rozterek rozświetla iskrą głębokiego humanizmu.

Na longplayu „Lakuna” te cechy są obecne, ale stają się jeszcze bardziej wyraziste, wyostrzone tworząc album pełen emocji, które balansują na granicy przeszłości i przyszłości, ilustrując procesy utraty, zacierania i zapominania.

Tytuł płyty, będący zapożyczeniem z łaciny, doskonale odzwierciedla tematykę albumu. „Lakuna” bowiem to ubytek, brak, pewna dziura w narracyjnej potoczystości, która wskazuje na to, co nieosiągalne, co zostało utracone, ale wciąż gdzieś jawi się na dnie pamięci (nagranie „Gdzie jest mój dom”). W tekstach Pawła Sołtysa odnajdujemy obrazy, które mówią o stracie: o domu, który przestał być domem, o miłości, która wygasła, o rozmywających się tożsamościach, o świecie, który przesłania jedynie migoczące czerwone światło na przejściu.

To album pełen nostalgii, tęsknoty za czymś, co już nie istnieje, ale nadal kształtuje nasze postrzeganie rzeczywistości.

Pablopavo w swojej poezji straty odzwierciedla również swoją osobistą refleksję nad czasem, który jest nieuchwytny, który ucieka przez palce. Nawet jeśli artysta potrafi dostrzec chwilę, już ją traci, bo wie, że każda teraźniejszość staje się częścią przeszłości. Taka filozofia obecna jest w całej muzyce – pełnej melancholii, ale i nadziei, pełnej ciepła, ale i chłodnej refleksji.
Wymienię piosenki „Maski”, swoista diagnoza absurdu czasów pandemii, z tekstem, który dociera do głębi społecznych niepokojów, „Jesteśmy bombą” to energetyczny kawałek, który emanuje (proto – quasi) punkową siłą, a wspomniane już „Przetańczone serca” okryte patyna nostalgii świetnie oddają klimat lat 80. i 90. w Polsce.

„Lakuna” to płyta, która na pewno na dłużej zagości w sercach fanów Pablopavo i Ludzików. Pełna mrocznej refleksji, ale i pięknych chwil ulotnej melancholii, nie tylko potwierdza status zespołu jako jednego z najciekawszych na polskiej scenie, ale także wnosi coś zupełnie nowego, świeżego, pełnego emocji. Takiej płyty nie można zignorować – bo choć opowiada o tym, czego już nie ma, jest pełna prawdziwych, dotykalnych uczuć i kliszy naszych pragnień z przeszłości. Pisząc to patrzę na sfatygowany egzemplarz książki Pawła „Nieradość”

 

6. 2 TM 2,3 – „Svrsvm Corda”

Długograj „SVRSVM CORDA” zespołu 2TM2,3 to potężna dawka metalu z głębokim duchowym przesłaniem, który wychodzi daleko poza stereotypy muzyki chrześcijańskiej i „niedzielnego” obcowania z Bogiem z … przymusu albo przyzwyczajenia. Grupa, złożona z doświadczonych muzyków, takich jak Litza, Budzy czy Maleo, prezentuje solidną mieszankę thrash, wysmakowanego metalu i hardcore, które nie tylko przyciągają uwagę, ale także zmieniają perspektywę na muzykę o chrześcijańskim ładunku emocjonalnym.

Na longplayu słychać burzowe, sieczące intensywne riffy, jak w otwierającym utworze „Zwiąż mnie”, gdzie gitary „palą” z mocą, która przywodzi na myśl nie tylko potęgę brzmienia, ale również niemal transcendentny ładunek duchowy. Ten utwór jest prawdziwym manifestem zespołowego ducha, który przywołuje moc Ducha Świętego, gdzie zespół wchodzi w pełne zaangażowanie w swoje powołanie, niosąc z sobą energię, która ma siłę przyciągania i oczyszczenia.

To metalowy album roku 2024!

 

Zwracam też uwagę na fantastyczne partie bębnów Beaty Polak, Krzyżyka i Tomka Goehsa, które w mojej opinii czasami giną w tle, zmniejszając ich pełny potencjał.
Warto również zaznaczyć, że album jest bardzo spójny, a teksty – zbudowane na podstawach psalmów, Ewangelii i osobistej refleksji muyków, którzy dają świadectwo z życia i prawdziwego odnalezienia Boga– świetnie współgrają z muzyką. Płyta zaskakuje swoją dojrzałością i pewnością, które trudno znaleźć w wielu współczesnych metalowych produkcjach.
Mimo że jest pełna agresji i bezkompromisowości, nie brakuje w niej głębokiego przekazu, który nie narzuca się, ale zostaje wykrzyczany z pełnym zaangażowaniem.

To album, który nie udaje, nie szuka tanich chwytów, lecz z pełnym przekonaniem i wiarą wyraża swój muzyczny i duchowy cel.

Skład zespołu 2 Tm 2,3: Robert Litza Friedrich – wokale, gitary, kompozycje; Tomasz Budzy Budzyński – wokale, kompozycje i przeszkadzajki; Darek Maleo Malejonek – kompozycje (część utworów); Krzysztof Kmieta Kmiecik – bas; Robert Drężmak Drężek; Beata Polak – perkusja; Tomasz Krzyżyk Krzyżaniak – perkusja i Tomasz Goehs – perkusja.

 

 

5. EABS – „Reflections of Purple Sun”

EABS i płyta „Reflections of Purple Sun” określam mianem powracającej refleksji nad polskim jazzem. 

Po sukcesie albumu „In Search of a Better Tomorrow”, zespół pod dyrekcją Marka Pędziwiatra szykując szósty album , postanowił wrócić do korzeni – dosłownie i w przenośni. Reflections of Purple Sun to głęboka eksploracja rytmu, która sięga do historii polskiego jazzu, w szczególności do legendarnego albumu Purple Sun Tomasza Stańki.

W przeciwieństwie do wcześniejszych projektów, na tej płycie EABS, czyli Electro-Acoustic Beat Sessions  postawiło na minimalizm – brak gościnnych instrumentalistów i zdecydowany zwrot ku polskiej tradycji jazzowej. Wybór „Purple Sun”, wybitnej płyty w dorobku Tomasza Stańki nagranej pół wieku i dwa lata temu, stanowi hołd dla jednej z najważniejszych postaci w historii polskiego jazzu. Choć dla wielu fanów „Purple Sun” to album rzadko dostępny i nieco zapomniany, zespół podjął się odważnego zadania, by ożywić ten materiał w nowej odsłonie, w dialogu z duchowym dziedzictwem Stańki.

„Reflections of Purple Sun” to album, który opiera się głównie na rytmie – elemencie centralnym w pierwotnym Purple Sun. EABS podjęło się nie tylko muzycznej interpretacji, ale wręcz „refleksji” nad rytmem, co znajduje swoje odzwierciedlenie w tytule płyty. To swoiste odbicie światła, muzycznej energii, która przetrwała 50 lat, w nowym kontekście współczesnego jazzu.

Nagrania miały miejsce w mieszkaniu Tomasza Stańki w Warszawie, w miejscu, które miało szczególną rolę w jego życiu i twórczości. To tam, w krótkim okresie czasu, zespół zarejestrował utwory, korzystając z instrumentów, które były częścią historii Stańki – jak trąbka, którą Kuba Kurek wybrał do nagrań, będąca ostatnim instrumentem dodanym do jego kolekcji przez mistrza. Kurek wyjaśnia, że ta trąbka miała wyjątkowy dźwięk, który idealnie pasował do interpretacji materiału sprzed pół wieku, przetworzonego w duchu współczesnej elektroniki i jazzu.

Album „Reflections of Purple Sun” w wykonaniu EABS to swoisty dialog z pierwowzorem, który nie tylko oddaje hołd kwintetowi Tomasza Stańki, ale i wnosi nową jakość do współczesnej interpretacji jazzu. Program krążka pozostaje wierny oryginałowi – utwory są zagrane w tej samej kolejności, a całość trwa 39 minut (to około trzy mniej niż wersja pierwotna). Zmian jest niewiele, jednak mają one znaczenie. Najbardziej zauważalnym odstępstwem jest solowy, perkusyjny wstęp do utworu tytułowego, który w tej wersji otrzymał dedykację dla Janusza Stefańskiego – legendy polskiej perkusji.

 

To, co wyróżnia tę interpretację, to idealna równowaga między szacunkiem dla oryginału a autorską wizją zespołu spowitą reminiscencjami do „Slavic Spirits”. EABS udało się wprowadzić swoje charakterystyczne brzmienie, nie przekraczając przy tym granicy, która mogłaby naruszyć ducha pierwowzoru. Ich wersja jest nasycona subtelnym współczesnym sznytem, który sprawia, że album brzmi świeżo i aktualnie, a jednocześnie pozostaje wierny klimatycznej głębi i liryzmowi lorda Byrona trąbki – Tomasza Stańki.

Nie sposób nie docenić zarówno samego wyboru tego materiału, jak i precyzyjnej realizacji zamierzenia. EABS w swojej interpretacji zachowuje pewną pokorę wobec muzyki, którą reinterpretują, ale jednocześnie pozwalają sobie na zaznaczenie własnej obecności. To jakby cichy dialog – artystyczna wymiana pomysłów między pokoleniami.

EABS po raz kolejny udowodniło, że jazz nie ma granic, a jego tradycja może być interpretowana na nowo, z szacunkiem do przeszłości, ale z otwartością na eksperymenty dźwiękowe. „Reflections of Purple Sun” – jako jazzowy album roku 2024 – to doskonały przykład, jak można połączyć historyczne dziedzictwo z nowoczesnym podejściem do muzyki.

Arcymistrzowski EABS tworzą Olaf Węgier – saksofon tenorowy, klarnet basowy, perkusja; Jakub Kurek – trąbka, Sequential Take 5; Paweł „Wuja HZG” Stachowiak – gitara basowa; Marcin Rak – perkusja, maszyna perkusyjna i On – lider Marek „Latarnik” Pędziwiatr – Nord Stage 3, Moog Voyager, fortepian akustyczny

4. Kazik Staszewski & Kwartet Proforma – „Po moim trupie”

„Po moim trupie” to pierwsze wspólne wydawnictwo Kazika i zespołu Kwartet ProForma od 2017 roku, które zderza muzyczną dojrzałość z bezkompromisową, pełną napięcia liryczną wymową. Po siedmiu latach od „Tata Kazika kontra Hedora” grupa powraca, jeszcze wyraźniej zaznaczając swoją obecność zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej.

Album to prawdziwa karuzela emocji, pełna nie tylko bezpośrednich odniesień do rzeczywistości społeczno-politycznej, ale także obrazów stagnacji polskiego ducha, który cofa się w grzechu zaniechania.

To płyta, która ukazuje nasz kraj jako wielkie pole bitewne, na którym ciosy wymierzają nie tylko politycy, zajęci wyłącznie walką o poparcie i władzę dla samej władzy, ale i my sami sobie nawzajem zaczadzeni zaklęciami polityków.

Mocna, rockowa poetyka tej płyty nie jest niczym nowym w twórczości Kazika, ale z pewnością zyskuje na wyrazistości. Kwartet ProForma, z instrumentalnym wsparciem, potrafi wznieść się w Kazelotem Kaziczkiem na poziom wymagającej, pełnej emocji muzyki, w której nie brakuje zarówno hardcorowych, ostrych riffów („Smrut”), jak i bardziej subtelnych, introspektywnych momentów („Co najlepszego zrobiłaś”).

 

 

To właśnie w tych chwilach słowa Kazika nabierają głębi, odsłaniając w pełni ich ciężar – teksty są mocne, konkretne, nie zamykają się w łatwej przystępności. Jak w utworze „Uciekam z Polski”, w którym artyści pokazują, jak bardzo kraj tonie w marazmie, niepotrzebnych wojnach politycznych i wewnętrznych konfliktach.

Pan Kazimierz Staszewski jawi się tu jako dojrzały elektryczny bard, który łączy doświadczenie z nową, odświeżoną energią. Choć czasem jego wokal brzmi nieco szorstko, to właśnie te momenty zostają w pamięci – jego zaśpiewy pełne są autentyczności, nie boją się być nieprzyjemne, bo mają coś ważnego do przekazania.

Zespół Kwartet ProForma, jak zwykle, nie boi się ryzyka, bawi się formą, puszczając czasem oko do słuchacza („Łącznik z Lanzarote”). Dzięki temu album „Po moim trupie” nie tylko brzmi świeżo, ale i spójnie – to jeden z najlepszych krążków Kazika w ostatnich latach. No i przejmująca piosenka „Rodzina”. Cierpka, gorzka, ale i piękna płyta, gdzie prawda nie wyziera niesmiało z szafy, ale jest współtwórczynią tej płyty

W skład Kwartetu ProForma wchodzą: Przemysław Lembicz (śpiew, gitara), Piotr Lembicz – (gitara), Wojciech Strzelecki (gitara basowa, śpiew), Marek Wawrzyniak (perkusja, inst. perkusyjne) oraz Marcin Żmuda (instrumenty klawiszowe, śpiew), którzy doskonale balansują między ekspresją a kontemplacją, liryzmem a prześmiewczą groteską nadając albumowi pełnię muzycznego ładunku.

 

 

 

3. The Buffons – „Która prawda jest lepsza”

 

The Buffons to zespół, który z powodzeniem łączy różne gatunki muzyczne, w tym nu metal, funk, rock i rap, tworząc nowatorskie brzmienie, które wyróżnia ich na tle polskiej sceny muzycznej. Lider zespołu, Radosław Suchobieski, jest nie tylko wokalistą i gitarzystą, ale również twórcą wyjątkowych tekstów, które poruszają społeczne i polityczne tematy współczesnej rzeczywistości.

Jego styl pisania jest pełen odwagi, szczerości i wyrazistej krytyki, co sprawia, że jego teksty mają głęboki przekaz. To pokazuje moc całej płyty „Która prawda jest lepsza”. Są to utwory, które łączą złożoność rapowych rytmów i funkowych melodii z mocnymi riffami rockowymi oraz elementami nu metalu. Dzięki temu, jego teksty nie tylko dają do myślenia, ale również wprawiają słuchacza w ruch, tworząc energetyczne i angażujące doświadczenie muzyczne.

The Buffons niczym wprawny witrażysta łączy różne style – szybi, eksperymentując z brzmieniem, co idealnie wpisuje się w nurt nu metalu łącząc ciężkie, gitarowe brzmienie z elementami hip-hopu, rapu i elektroniki. Jednak Radek Suchobieski idzie krok dalej, wzbogacając te wpływy o funkowe groove’y i rockowe riffy, co sprawia, że jego twórczość jest niepowtarzalna.

Muzyka The Buffons jest pełna kontrastów – z jednej strony ciężkie, agresywne gitarowe riffy, z drugiej delikatniejsze, niemal taneczne elementy funkowe czy rapowe linie wokalne, które stanowią swego rodzaju rytmiczną bazę dla bardziej ekspresyjnych fragmentów. To połączenie wybuchowej energii z subtelnymi momentami daje słuchaczowi szeroką gamę emocji, od buntu, przez złość, po refleksję i wewnętrzną walkę.

Teksty Radosława Suchobieskiego – odważne i pełne przekazu

Radosław Suchobieski w swoich tekstach nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów, dotyczących zarówno rzeczywistości społecznej, jak i indywidualnych przeżyć. Jego utwory to często osobiste manifesty, w których komentuje współczesne problemy, takie jak media, polityka, hejt czy kwestie związane z tożsamością i poszukiwaniem własnej drogi. Jego słowa są pełne emocji, a jednocześnie dobrze ułożone i przemyślane, co sprawia, że są zarówno angażujące, jak i intelektualnie stymulujące.

 

 

„Kłamstwo” to przykład utworu, w którym Suchobieski nie boi się ujawniać swoich przemyśleń na temat współczesnej manipulacji medialnej i społecznej. Jego przekaz jest wyrazisty, a muzyka – jak zawsze – intensywna, co pozwala na jeszcze silniejsze odczucie emocjonalne. W innych utworach, takich jak „Prawda” czy „Zarażony”, zespół jeszcze wyraźniej dotyka problemów społecznych i postaw ludzi w dobie cyfryzacji.
Połączenie rapu z rockiem i nu metalem:
Pod względem muzycznym, The Buffons są w pełni świadomi tego, jak łączyć różne style, czerpiąc z bogatego dorobku nu metalu i rap-rocka. Nu metal, który często wykorzystywał elementy rapu, był przestrzenią dla artystów takich jak Linkin Park, Korn czy Limp Bizkit. The Buffons, inspirowani tymi brzmieniami, z powodzeniem rozwijają te techniki w sposób, który nie tylko oddaje hołd klasykom gatunku, ale także wprowadza nowe elementy – m.in. funkowe linie basu i różnorodne techniki wokalne.

Połączenie rapu i rocka w muzyce zespołu pozwala na dużą elastyczność, co sprawia, że ich utwory są zarówno ciężkie, jak i przystępne. Wokal Radosława Suchobieskiego, z jego wyrazistą barwą i charakterystyczną modulacją, doskonale wpisuje się w rytmiczną strukturę, przekazując zarówno agresję, jak i melodię.

Innowacyjne podejście do tekstów rap-funkowych

Warto zwrócić uwagę na innowacyjne podejście Suchobieskiego do pisania tekstów. Jego styl jest głęboko osadzony w tradycji rapu – jest bezpośredni, pełen gry słów i zwinnych rymów – ale z elementami funkowego luzu, które sprawiają, że słowa stają się jeszcze bardziej przyswajalne i płynne. Jego teksty są pełne metafor, ale jednocześnie dość bezpośrednie, co daje im autentyczność.

Zespół The Buffons wprowadza do muzyki elementy kontestacji, buntu wobec dzisiejszego świata, ale także odwołania do indywidualnych doświadczeń, które czynią ich twórczość wyjątkową na polskiej scenie muzycznej.

Teksty Radka, pełne odwagi, refleksji i krytyki współczesnego świata, idealnie wpasowują się w muzykę, którą tworzy z zespołem The Buffons. Połączenie nu metalu, funku, rapu i rocka daje im unikalne miejsce na polskiej scenie muzycznej. Warto śledzić ich karierę, bo zapowiada się, że będą mieli wiele do powiedzenia.

Aktualny skład zespołu The Buffons to: Radosław Suchobieski – gitara, wokal; Grzegorz Hula Ratuszny – gitara prowadząca; Jakub Kulak – bas, wokal i Krzysztof Sokołowski – perkusja.


 

 

2. Palfy Gróf – „Zużyte wszystko”

 

Bardzo długo czekałem na ten album! Co chwila dopingowałem Tomasza Borucha, gitarzystę grupy w tej materii, twierdząc, że „Palfy Gróf to jedyni, prawdziwi i niezłomni obrońcy pamięci Witkaca i Jego Metafor. I wreszcie w wigilię 139. rocznicy urodzin Witkaca oddali w nasze ręce ich minialbum „Wszystko zużyte”. Wszelkie słowa na tej płycie należą do Witkacego, który od początku jest dla Palfy Gróf największą inspiracją.

tutaj do wysłuchania rozmowa z Marcinem Chryczykiem:

 

Album został nagrany w Tarnowie u Leszka Łuszcza, który również zmiksował, zmasterował i współprodukował tę płytę obok znakomitego basisty Marcina Chryczyka. Obok niego wspomniany już Tomasz Boruch (gitary), Dominik Piejko przy mikrofonach i Kuba Herzig – (perkusja).

Ta płyta ocieka „Nienasyceniem” i pachnie foyer Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem, gdzie duch Witkaca mieszka niezmiennie.

Album „Wszystko zużyte” to kolejny krok w muzycznej podróży zespołu Palfy Gróf, którego historia zaczęła się w 2012 roku, gdy Tomasz Boruch nawiązał współpracę z zespołem. Nazwa grupy nawiązuje do postaci hrabiego Węgierskiego, który próbował odebrać Witkacemu jedną z jego miłości, co stało się punktem wyjścia do połączenia muzyki rockowej z twórczością Stanisława Ignacego Witkiewicza. Zespół, który początkowo związany był z Teatrem Witkacego w Zakopanem, wykorzystuje tematykę Witkacego jako fundament swojej twórczości, tworząc unikalny pomost między literaturą a muzyką.

Album „Wszystko zużyte” to więc kolejny przykład autentyczności i oryginalności, która jest istotą zarówno w twórczości samego zespołu, jak i w filozofii Tomasza Borucha. W swoich radach dla młodych muzyków podkreśla, że warto być wiernym sobie, nie poddawać się i wybierać mniej spektakularne ścieżki, co – jak pokazuje jego własna kariera – prowadzi do realizacji artystycznych celów.

Album „Wszystko Zużyte” ukazał się 24 lutego 2024 roku, z okazji 139. rocznicy urodzin Witkacego, który od lat stanowi nieocenioną inspirację dla twórców. Płyta jest hołdem dla jego filozofii i twórczości, a każdy tekst na albumie pochodzi właśnie od niego, co nadaje całości wyjątkowego charakteru. Zespół, oddając się w pełni duchowi Witkacego, łączy jego unikalną wrażliwość z nowoczesnym brzmieniem, tworząc muzykę, która porusza zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie.

Nie wymienię żadnego nagrania, bo to dzieło trzeba smakować w całości. Wymaga skupienia, odrobiny klimatu i powrotu do postaci Witkacego. Nagrania zespołu powinny być lekturą obowiązkową dla licealistów ślęczących nad epokami Modernizmu i Międzywojnia. 

 

„Wszystko Zużyte” to album, który z pewnością zaskoczy słuchaczy. Przeplatające się na płycie poetyckie teksty Witkacego, refleksyjne gitarowe melodie oraz odważne eksperymenty brzmieniowe tworzą coś naprawdę wyjątkowego. To płyta, która może stać się nie tylko muzycznym doświadczeniem, ale również intelektualną podróżą, pełną pytań o kondycję współczesnego świata. To jedno z muzycznych polskich świadectw ostatnich lat.

 

1. Hedone – „600 lat samotności”

 

Bezapelacyjny numer „1” naszego radiowo – Wnetowego zestawienia! Hedone i „600 lat samotności”. O albumie piszę w osobnym artykule naszego portalu.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania program o albumach z drugiej „10” naszego zestawienia:

 

Tutaj do wysłuchania program o albumach z miejsca 22 – 30 naszego Wnetowego zestawienia:

 

Kosa Śmierci ze znakomitym albumem „Całe miasto śpi”. To kandydat do najlepszej płyty punk w roku 2024 – T. Wybranowski

"Kosa Śmierci" udowodniła, że nie boi się eksperymentować i przekraczać granic, tworząc muzykę, która jest świeża, dynamiczna i pełna emocji. Nowy album to dowód na to, że punk rock może ewoluować i wciąż być istotny we współczesnym świecie muzyki.

Drugi krążek thtash/core/punkowego tria Kosa Śmierci to nie tylko jeden z albumów tygodnia Radia Wnet, ale przede wszystkim jeden z żelaznych kandydatów do miana albumu roku w kategorii „punk”.

Dlugograj „Całe miasto śpi” to nowatorskie podejście do stylistyki punk rocka. Umiejętne wymieszanie faktur metalowego grania, siarczystości i szybkości core z dodatkiem zawiesistości i zmierzchowości klawiszowych zimno falowych dało porażający efekt! Moc muzycznej bezkompromisowości z dodatkiem światła i przestrzeni sprawia, że słuchacz z wysokości swoich wędrówek z tekstami Michała Karasińskiego może spojrzeć na to znakomite muzyczne arcydzieło.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem Gronem i Michałem Karasińskim 2/3 tria Kosa Śmierci:

 

W rolach głównych Tomasz Gron (na zdjęciu, jeden z najbardziej znanych i utytułowanych perkusistów sceny punkowej, m.in. ex – Moskwa), wokalista, gitarzysta i harcujący na klawiszach Michał Karasiński, którego tekstu z zwięzłej formie potrafią oddać ducha współczesnego, niespokojnego świata i Krzysztof Pawłowski, który swoim przybrudzonym przesterem basem odmierza metrum zbliżającej się apokalipsy, jeśli człowiek nie opamięta się w porę.

Na to punkowe arcydzieło warto zwrócić jeszcze uwagę z jednego powodu. Długograj „Cale miasto śpi”, w całości zrealizowany w Case Studio w Aleksandrowie Łódzkim. Mastering i miksy to absolutnie światowe dzieło za które odpowiada Sławomir Papis. Wiele dobrych punk rockowych albumów straciło na mocy i sile przekazu właśnie przez słabą i niedbałą produkcję. W przypadku albumu tria z Łodzi nic takiego się nie wydarzyło.

Krążek „Całe miasto śpi” przyćmiło – w mojej opinii – dwie ostatnie produkcje legendarnego Dezertera. Klimatycznie dorównuje kultowej już „Legendzie” Armii. Zwróćcie uwagę na takie punk – thrash bangery jak „Kamień” i „Władza” (najważniejsze momenty płyty) oraz niebezpiecznie aktualną „Rasputikę” a także dający drugie i nowe (bo coverowe) życie „Jest Bezpiecznie” puławskiej Siekiery.

Zespół Kosa Śmierci może być już śmiało uznawany za ikonę polskiego punku. Ta płyta po trzykroć jest doskonała, w formie, przekazie i znaczeniu metafor Michała Karasińskiego i produkcji Sławomira Papisa. Bez wątpienia ten album będzie w moim topie najważniejszych krążków roku Made in Poland. – podsumowuje Tomasz Wybranowski.

 

KOSA ŚMIERCI „Całe Miasto Śpi” – wydawnictwo „Case Studio” [PL-G16]. Album można nabyć pod tym linkiem: shop.case-studio.pl/kosa-smierci-cale-miasto-spi-cd

 Lista nagrań:

  1. Początek
  2. Całe Miasto Śpi
  3. Kanapki
  4. Władza
  5. Knur
  6. Zasady
  7. Śmietnik
  8. Przestrzeń
  9. Jest Bezpiecznie (Siekiera cover)
  10. Rasputica
  11. Jeden Obraz Świata
  12. Kamień
  13. Koniec