Czeszka chorująca na Covid-19 została przyjęta dziś do Szpitala Rejonowego im. dr J. Rostka w Raciborzu, na Śląsku, gdzie będzie kontynuować leczenie – podaje dyrektor ośrodka Ryszard Rudnik.
Pierwsza czeska pacjentka, która będzie kontynuować w Polsce leczenie na Covid-19, została dziś przywieziona z Czech karetką pogotowia do szpitala w Raciborzu. Transport zarażonej zorganizowany był standardową karetką, używaną do przewozów pacjentów z chorobami zakaźnymi.
Kobieta jest pierwszą czeska pacjentką przyjęta do polskiego szpitala, w ramach pomocy, o którą rząd Czech zaapelował niedawno rządów Polski, Niemiec i Szwajcarii. Pacjentka była wcześniej leczona w placówce w Uściu nad Orlicą, w pardubickim kraju (województwie). Tamtejszy samorząd ogłosił 2 marca, jako pierwszy w Czechach, że system opieki medycznej jest przeciążony i nie jest w stanie objąć opieką wszystkich zarażonych wirusem Covid-19.
Jeśli ktoś zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa szczepienia tego człowieka, to nie przejmował się tym: w końcu stary i schorowany, niedługo umrze, nie warto się nad tym przypadkiem zastanawiać.
Piotr Sutowicz
Życie pełno- i niepełnowartościowe
Nie jestem w najwyższej grupie ryzyka, tzn. tej oznaczonej numerem 0, toteż nie zostałem na razie zaszczepiony na covid-19 i nie wiem, kiedy będę. Widzę natomiast doskonale wojnę, jaka się wokół tej kwestii toczy.
Koniec roku upłynął nam pod znakiem codziennych, by nie powiedzieć cogodzinnych informacji o tym, jak daleko od naszych granic jest pierwszy transport szczepionek. Trochę to przypominało propagandę z czasów komunizmu, kiedy Dziennik Telewizyjny informował już od początku grudnia, w jakim miejscu są statki z Kuby transportujące do Polski owoce cytrusowe, które u nas miały znaleźć się na Boże Narodzenie.
W jednym i drugim wypadku święta zepchnięte zostały na plan dalszy, liczył się transport pożądanych, rzekomo lub realnie, przez społeczeństwo dóbr. Na tym świecie jest coraz mniej osób widzących te analogie, chociaż z drugiej strony, skoro ja żyję i nie jestem w wysokiej grupie ryzyka, to zdaje się, nie jest jeszcze tak źle.
Okazało się natomiast, że szczepionki, które już się w kraju znalazły, od początku stały się narzędziem bardzo ciekawej gry, toczącej się gdzieś na granicy walki z pandemią, polityki i czegoś, czego nie umiem nazwać inaczej jak wojną informacyjną. Nie wiem, czemu miała służyć akcja z zaszczepieniem poza kolejką grupy osób nie zaliczonej do najwyższej grupy ryzyka. Można na ten temat zbudować kilka hipotez, z których każda jest niedoskonała – szczepiący bronili się tym, że szczepieni aktorzy, ale chyba i politycy, mieli być ambasadorami całej akcji, ale jak się okazało, nie wiadomo, czy byli, sami zresztą tłumaczyli się mętnie.
Druga opcja jest taka, że zaszczepionych i szczepiących łączy przekonanie, że tym pierwszym się należy zabieg w pierwszej kolejności, bo są narodową elitą i ją trzeba ratować przede wszystkim. Nie będę się tu pastwił nad nazwiskami, każdy je sobie może sprawdzić we własnym zakresie, ale sam osobiście znalazłbym bardziej elitarne nazwiska. Tu wybór grupy aktorów sprawiał wrażenie dość przypadkowego, choć nikomu nie umniejszam zasług.
W rzeczywistości rzecz cała wygląda mi banalnie na akcję przeprowadzoną po znajomości, a cała publiczna afera, jaka się z niej wywiązała, zdawała się obie strony kompletnie zaskakiwać. Stąd mętne tłumaczenia. Niestety, ta ostatnia, bardzo prawdopodobna wersja wydarzeń pokazuje dość niedobrą rzecz, jaka jest chyba ciągle żywa w naszej rzeczywistości społecznej.
Instytucje i świadczone przez nie usługi wykonywane działają „po znajomości” właśnie. Państwo ciągle jest w pierwszej kolejności dla „naszych”, a dopiero ewentualnie w drugiej kolejności dla „innych”.
Nie chcę tu przesądzać, czy akurat ten skandal zasłużył sobie na ogromne miejsce w tzw. debacie społecznej, jakie zajął. Widziałem natomiast, jak rozgrzał emocje. Zdaje się, że na chwilę nawet zmienił się tradycyjny w tym względzie podział na szczepionkowców i antyszczepionkowców, a niektóre obozy polityczne pękły na chwilę. Ten skromny przypadek i niemała burza wokół niego pokazuje, jak wiele jest do zrobienia w dziedzinie sprawiedliwości społecznej, w kwestii wyzbycia się przez niektórych przekonania o tym, że im się coś bardziej należy dlatego, że są członkami określonej grupy. Państwo powinno stać się dobrem wspólnym społeczeństwa, a patrząc wyżej narodu, dobrze jest jego budowanie zacząć od małych rzeczy.
Oczywiście istnieje jeszcze jedna – trzecia możliwość co do wyjaśnienia całej sytuacji, która pojawiła się w sferze publicznej. Otóż aktorzy i władza dogadali się co do akcji albo ewentualnie ci pierwsi sami padli ofiarą swoistej akcji propagandowej, która miała na celu pokazanie, jak bardzo szczepionka jest pożądanym towarem. By wejść do szczęśliwej grupy uratowanej przed covidem, trzeba być jak oni – elitą i wszelkimi sposobami domagać się jak najszybszego zaszczepienia i wykorzystać ku temu każdą nadarzającą się możliwość. Jeśli tak jest, to władza brzydko się bawi, używa bowiem oręża charakterystycznego dla wojny, czyli manipulacji i dezinformacji w odniesieniu do własnego społeczeństwa, a więc traktuje je jak wroga. Nie chciałbym, by to była opcja choćby ocierająca się o prawdę, jednak w dzisiejszym świecie… kto wie? Nie byłby to ani pierwszy, ani ostatni taki przypadek. W takiej sytuacji całe społeczeństwo jest grupą ryzyka o numerze „0”, zagrożoną wcale nie przez pandemię.
A teraz druga strona medalu.
W DPS-ie w Oleśnicy w niedzielę 24 stycznia, po zaszczepieniu szczepionką przeciw SARS-CoV-2 zmarł pacjent. Podobno nie on pierwszy, ale ta śmierć szczególnie zwróciła moją uwagę. Z powodu… tłumaczenia medyków i powtarzających za nimi oficjalne komunikaty mediów przypomniał mi się zwrot „życie niepełnowartościowe”.
Termin ten nasuwa konotacje z czasów II wojny światowej, kiedy to Niemcy postanowili takowe życia eliminować. Sami decydowali o tym, jaki rodzaj ludzi uznać za niepełnowartościowych i niegodnych dalszego życia. Najpierw byli to ułomni psychicznie i fizycznie przedstawiciele tego narodu; rasa panów nie mogła przecież mieć takich ludzi. Potem przystąpiono do eliminacji innych. Postanowiono wytrzebić całe grupy i narody. Generalnie pozwalano jakiś czas żyć tym, którzy mogli pracować dla Rzeszy, choć w wypadku Żydów uznano taką możliwość za zbyteczną. Potem zapewne zlikwidowano by wszystkich niebędących przedstawicielami określonej rasy, przy czym niemieccy naukowcy sami by ją zdefiniowali, zgodnie z potrzebami chwili.
W rzeczonym wypadku dowiedziałem się, że człowiek ten był stary (74 lata) i bardzo schorowany; no i tyle. Wynika z tego, że umarł, bo miał umrzeć. Jak się jest starym i schorowanym, to się umiera i już. Tylko w takim razie po co go szczepiono? Przed podaniem szczepionki fakty te były na pewno znane medykom. Na myśl przychodzą mi dwie odpowiedzi. Po pierwsze, nikt się tym nie przejmował i nie zaprzątał sobie głowy drobnostkami. Miano szczepić zgodnie z rozporządzeniem wszystkich, to szczepiono, i tyle, w jakichś tam księgach wszystko się musi zgadzać. Po drugie, jeśli ktoś zdawał sobie sprawę z ogromnego niebezpieczeństwa szczepienia tego człowieka, to nie przejmował się tym: w końcu stary i schorowany, i tak pewnie niedługo umrze, nie warto się nad tym pojedynczym przypadkiem zastanawiać.
I tu dochodzę do sedna: jego życie w obu wypadkach nie przedstawiało dla szczepiących i ich mocodawców większej wartości. Ot, śmierć człowieka jest skutkiem ubocznym postępu, procesu poprawy świata.
Takich wypadków jest więcej. Co rusz media piszą o ludziach starych i chorych, którzy umarli po podaniu szczepionki. Jeśli grupa jest większa, to na jakieś pięć minut świat zatrzymuje się w dyskusji nad tym, czy ze szczepionkami wszystko jest w porządku, ale zaraz uczynni komentatorzy napiszą, że tak, że te śmierci to tylko statystyka, że tak się musi zdarzać od czasu do czasu itd.…
Czy szczepienia są konieczne? Odpowiedź na to pytanie nie do mnie należy, ja protestuję przeciw sytuacji, w której szczepionka staje się zastrzykiem z fenolu.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Życie pełno- i niepełnowartościowe” znajduje się na s. 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.
Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Gościem Poranka WNET był dr Marek Posobkiewicz, polski lekarz, urzędnik państwowy, były Główny Inspektor Sanitarny, który mówił o skuteczności szczepień i czynnikach, które wpłyną na koniec pandemii.
Europejska Agencja Leków (EMA) dopuściła do obrotu szczepionkę przeciw COVID-19 firmy AstraZeneca. Zgodę wydała też Komisja Europejska. Preparat ten podawany jest w dwóch dawkach, skuteczność wynosi około 60 proc. O opinię na temat preparatu został zapytany dr Marek Posobkiewicz na antenie Radia WNET .
.@MPosobkiewicz w #PoranekWNET: nie chciałbym bawić się w recenzenta na tak wczesnym etapie. Jeżeli ta szczepionka zabezpieczałaby przed ciężkimi powikłaniami #COVID19 i ciężkim przebiegiem i tak jest bardzo dobra.#RadioWNET
Były szef GIS wskazywał na czynniki, dzięki którym wygaśnie pandemia.
.@MPosobkiewicz w #PoranekWNET: są dwa ważne czynniki, które wpłyną na wygaśniecie pandemii: liczba osób, które przechorowały wirusa, których już teraz może być w Polsce ok. 10 milionów, oraz to ile osób się zaszczepi. #RadioWNET@UchaniukMagda
Jak zaznaczył według aktualnego stanu wiedzy obecne szczepionki dostępne na rynku zabezpieczają także przed nowymi mutacjami koronawirusa.
.@MPosobkiewicz w #PoranekWNET: może tak być, że powstanie nowa odmiana koronawirusa odporna na istniejące szczepionki. (…) Obecnie ocenia się, że te istniejące powinny zabezpieczać na wariant brytyjski i afrykański.#RadioWNET@UchaniukMagda
Lekarz zachęcał do szczepień. Według niego nie ma podstaw ku temu, by z podchodzić do nich z nieufnością.
.@MPosobkiewicz w #PoranekWNET: sceptycy będą szukali każdego argumentu, by podważyć zasadność sczepienia. Dobre jest to, że szczepionki są dobrowolne a nie obowiązkowe i każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek może się zaszczepić.#RadioWNET@UchaniukMagda
Poseł PiS mówi o konsekwencjach publikacji uzasadnienia wyroku TK. Omawia sytuację epidemiczną w Polsce oraz sprawę szczepień polityków i innych znanych osób.
Krzysztof S0bolewski mówi o politycznych skutkach publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Partia rządząca po analizie uzasadnienia podejmie odpowiednie kroki:
Najważniejsze jest to, że wygrało życie.
Polityk wskazuje, że wyrok ws. aborcji na gruncie konstytucji nie mógł być inny. Wytyka hipokryzje politykom opozycji hipokryzję, wcześniej stawali w obronie rzekomo łamanej przez władzę ustawy zasadniczej, a sami nie potrafią zaakceptować jej postanowień w zakresie ochrony życia poczętego.
Każdy ma prawo wyrazić swój sprzeciw, ale nie w formie prezentowanej przez Strajk Kobiet. Sytuacja epidemiczna nie pozwala na masowe demonstracje.
.@AC_Sobol w #PoranekWNET: Żaden protest nie jest politycznie na rękę rządzącym, ponieważ ludzie na ulicy którzy protestują to nie jest dobry obrazek dla rządzących. Natomiast w tej sytuacji apelujemy aby ktoś kto ma inne zdanie – do czego ma prawo – wyraził je w innej formie.
Gość „Poranka WNET” spodziewa się, że w czwartek rząd dokona „ostrożnego poluzowania” niektórych obostrzeń antyepidemicznych. Odnosi się ponadto do kwestii zaszczepienia posła PiS, zawieszonego już w prawach członka partii prof. Zbigniewa Girzyńskiego. Apeluje o wyciągnięcie konsekwencji również wobec byłego premiera Leszka Millera.
.@AC_Sobol w #PoranekWNET: Też chciałbym usłyszeć o takowych działaniach ze strony stacji opozycyjnej, której szefostwo zostało zaszczepione na WUM-ie.#RadioWNET
Rozmówca Łukasza Jankowskiego mówi ponadto o ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni. Ocenia, że jest to „szalupa ratunkowa dla Platformy obywatelskiej, a nie żadna nowa jakość”.
Poseł PiS mówi, iż jego partia przygotowuje propozycję „nowej polskiej rzeczywistości”.
To kwestia najbliższego miesiąca, gdy będziemy mogli przedstawić założenia i koncepcję tego, co już dziennikarze określają jako nowy polski ład, […]Wszystko zależy od sytuacji pandemicznej. Będzie to nasza odpowiedź na to, jaki obraz wyłoni się z postCOVID-owej sytuacji.
Prezes Polskiej Federacji Fitness mówi o tym, że sektor nie otrzymał wystarczającej pomocy od rządu, i musi wznowić działalność, by nie upaść.
Tomasz Napiórkowski mówi o sytuacji branży fitness w obliczu jej zamknięcia na mocy rządowych restrykcji. Wskazuje, że do uzyskania pomocy z Polskiego Funduszu Rozwoju kwalifikuje się tylko 15% podmiotów .
Pozostałe nie mają wyjścia, i muszą się otworzyć.
Dopiero 15 stycznia do przedsiębiorców zaczęły spływać pieniądze. Wcześniej, przez 3 miesiące nie dostały one ani złotówki. Łączna zaś straty sektora od jesieni wynoszą już 2,5 mld zł. W związku z tym, wkrótce konieczne może być ogłoszenie upadłości podmiotów.
Do końca stycznia będziemy przygotowywać kluby do otwarcia się w reżimie sanitarnym, oczywiście te które będą chciały. (…) Można powiedzieć, że ponad połowa rynku od pierwszego się otwiera.
Tomasz #Napiórkowski w #PoranekWNET: Odsuwanie co dwa tygodnie „widma otwarcia” – najpierw w październiku, potem w listopadzie (…), myślę że warto zauważyć że dopiero od 15 stycznia do ludzi zaczęły jakiekolwiek pieniądze spływać.#RadioWNET
Gość „Poranka WNET” odpiera zarzuty kierowane w stronę osób apelujących o radykalne złagodzenie obostrzeń. Zwolennicy restrykcji zarzucają im przedkładanie własnego interesu ekonomicznego ponad zdrowie publiczne:
Ani gospodarka nie jest ważniejsza od zdrowia, ani zdrowie nie jest ważniejsze od gospodarki. (…) Ale umówmy się – branża fitness to też branża powiązana z budowaniem odporności.
Tomasz #Napiórkowski w #PoranekWNET: Ani gospodarka nie jest ważniejsza od zdrowia, ani zdrowie nie jest ważniejsze od gospodarki. (…) Ale umówmy się – branża fitness to też branża powiązana z budowaniem odporności.#RadioWNET
Tomasz Napiórkowski przywołuje ponadto badania z Portugalii, które wskazują na to, że „odmrożenie” branży fitness nie doprowadziło do pogorszenia sytuacji epidemicznej.
Wraz z nadejściem drugiej fali koronawirusa ucierpiało psychicznie japońskie społeczeństwo. Najdotkliwiej pandemię znoszą kobiety i dzieci.
Problem samobójstw w Japonii nie jest niczym obcym – kraj ten ma drugi (po Rosji) najwyższy na świecie wskaźnik samobójstw w państwach wysokorozwiniętych (wg danych z 2017 r.) Z kolei biorąc pod uwagę zestawienia uwzględniające samobójstwa kobiet na świecie, Japonia zajmuje trzecią pozycję w niechlubnym rankingu (po Surinamie, przed Koreą Płd.).
W przypadku pierwszej fali koronawirusa wskaźnik samobójstw w społeczeństwie japońskim nie podwyższył się znacząco, ponieważ Japończycy mogli liczyć na szeroką pomoc ze strony rządu. Niestety, razem z drugą falą tendencje te uległy drastycznemu pogorszeniu – jak donosi The Guardian.
Wg badaczy z Instytutu Gerontologicznego w Tokio i Uniwersytetu w Hong Kongu, pomiędzy lipcem a październikiem 2020 wskaźnik samobójstw wśród Japończyków wzrósł o 16%.
Najbardziej pogorszyła się sytuacja dzieci, młodzieży i kobiet, w szczególności gospodyń domowych. Wśród kobiet stopa samobójstw podwyższyła się aż o 37%, co tłumaczy się zamknięciem gałęzi przemysłu zdominowanych przez panie. Problem dotyczy również pracujących matek, które w związku z odcięciem od dochodów napotykały agresję i przemoc domową ze strony swoich partnerów i rodziny.
Mimo wszystko, najgorszą sytuację odnotowano wśród najmłodszych – u dzieci wskaźnik samobójstw uległ wzrostowi o 49%. Najprawdopodobniej powodem ma tu być zamknięcie szkół w całym kraju oraz odcięcie od innych aktywności pozaszkolnych.
Pomimo wysiłków rządu i specjalnych kampanii społecznych, śmierć z własnej ręki nadal pozostaje główną przyczyną zgonów w przedziale wiekowym 15-39 wśród Japończyków.
Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wskazuje na konieczność szerokiego otwarcia gospodarki w reżimie sanitarnym. Ubolewa nad sposobem podejmowania decyzji antyepidemicznych przez rząd,
Cezary Kaźmierczak ocenia zapowiadane otwarcie części podmiotów zamkniętych na mocy rządowych restrykcji antyepidemicznych. Wskazuje, że rząd wkrótce wdroży mechanizmy wsparcia dla przedsiębiorców.
Na pewno nie możemy popierać kroków pozaprawnych. Z tych protestów nie wyniknie wiele dobrego.
Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców przestrzega, że długie utrzymywanie restrykcji antyepidemicznych wkrótce uderzy także w te branże, które nie są bezpośrednio dotknięte obostrzeniami.
Rząd podejmuje niekorzystnie ekonomiczne działania , mylnie spodziewając się, że pandemia szybko się skończy.
ZPiP w najbliższym czasie przedstawi dokument zawierający dowody z całego świata na to, że surowość restrykcji gospodarczych nie przekłada się na zatrzymanie rozwoju epidemii.
Na razie minister Niedzielski zachowuje się jak papież – ogłasza rozmaite decyzje nie pokazując żadnych analiz będących ich podstawą.
Ekspert przestrzega przed zmarnowaniem szansy dla Polski związanej z rekordowo małym dystansem ekonomicznie dzielącym nasze państwo od Zachodu. Wskazuje, że o ile wysiłek rządu na rzecz ratowania gospodarki jest godny uwagi, to istnieje ryzyko, że te wysiłki zostaną zmarnowane przez problemy władzy z komunikacją i nadmierny wpływ na podejmowanie decyzji „ludzi w białych fartuchach”.
Władza popełnia dwa błędy: przecenia znaczenie dobrych wskaźników makroekonomicznych i pochopnie porównuje nasz kraj do Niemiec, które przy swoim bogactwie mogą sobie pozwolić na długi lockdown. Frakcja białych fartuchów doprowadzi do zaprzepaszczenia złotej dekady w historii Polski.
Gościem „Poranka WNET” był koordynator Sztabu Kryzysowego Gastronomii Polskiej, pan Sławomir Grzyb. – Rząd, a najbardziej premier Morawiecki i Jarosław Gowin, nie panuje nad sytuacją – mówił.
Sławomir Grzyb mówił w porannej audycji , że wiele restauracji zbuntowało się przeciwko rządowym obostrzeniom pandemicznym i otworzyło swoje lokale. Rozmówca red. Krzysztofa Skowrońskiego ocenił działania rządu jako chaotyczne.
Bardzo wiele restauracji podjęło taką decyzje ze względu na sabotaż, jaki panuje w rządzie. Informacje, które dotarły do restauratorów świadczą o tym, że rząd, a najbardziej premier Morawiecki i Jarosław Gowin, nie panuje nad sytuacją – podkreślił.
Rządowa pomoc dla restauratorów stoi pod znakiem zapytania.
Z informacji, jakie otrzymujemy od pracowników ministerstw (…) wynika, że takiej pomocy firmy jednak nie dostaną. Mamy tu konkretne przykłady, takie jak odpowiedzi na nasze petycje, gdzie wprost mówi się, że pomocy nie będzie.
Zdarzają się przypadki, że podczas otwierania lokali interweniuje policja. Sławomir Grzyb przytoczył przykład z Cieszyna.
Jeśli chodzi o otwarcie restauracji, sytuacja także jest niejasna. Nie dziwimy się więc, że restauratorzy narażają się na konsekwencje, jak w Cieszynie, gdzie kilka, a może kilkanaście samochodów policji najechało na lokal żeby nastraszyć restauratorów w całym kraju – mówił.
Sławomir Grzyb powiedział, że organizowana jest pomoc prawna dla restauratorów, decydujących się na otwarcie lokali. Wsparcie deklaruje także część posłów. Zapowiedział także powstanie pozwu zbiorowego.
Determinacja jest szeroka. My jako izba uruchomiliśmy deklaracje do pozwu zbiorowego gastronomi. Zgłaszają sie do nas przedstawiciele innych branż zamkniętych, które chcą taki pozew złożyć.
Podkreślił, że w wielu przypadkach finansowe wsparcie dla przedsiębiorców jest fikcją. Za taki stan rzeczy według niego odpowiada rząd.
Inne kraje pomagają branżom zamkniętym. Polski rząd nie pomaga. Dziś lokale otwierają ci, którzy nie dostali pomocy. Rząd mówi, że pomaga ale to nieprawda. Pan Gowin po prostu kłamie. Mogę podawać nazwiska pracowników ministerstw rozwoju, pracy czy technologi, którzy podpisują się pod tym, że pomocy jednak nie będzie – wskazywał.
Piotr Arak o tym, ilu jeszcze tarcz antykryzysowych możemy się spodziewać oraz o długu, deficycie i inwestycjach.
Piotr Arak wskazuje, że ograniczenia na branże gastronomiczną uderza nie tylko w nią samą, ale też w branże z nią powiązane. Ocenia, że Polska musi być gotowa na zwiększanie deficytu i nowe plany stymulacyjne w ciągu tego roku.
.@piotrarak w #PoranekWNET: Jesteśmy w stanie zrobić wszystko co trzeba i co jest konieczne, trochę tak działają państwa europejskie w tej sytuacji – kraje które mają przestrzeń fiskalną (…) są w stanie pomagać swoim sektorom gospodarki, żeby przeszły przez pandemię.#RadioWNET
Jak wyjaśnia dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, trudno obecnie kreślić wiarygodne założenia budżetowe wobec faktu, iż wciąż nie wiemy, ile potrwa epidemia oraz jak szybko przebiegnie akcja szczepień. Oznacza to, że kolejnych rządowych tarcz może być i kilkanaście.
.@piotrarak w #PoranekWNET: Tak naprawdę przy okazji tego kryzysu testujemy granice tego, jak wiele tych środków jesteśmy w stanie wykreować jeżeli chodzi o zaciągnięcie długu przez państwo.#RadioWNET
Scenariusz tego, jak zejść z zadłużenia będzie można opracować już po tym, jak zakończy się epidemia. Arak oznajmia, że ze skutkami koronakryzysu będziemy żyć jeszcze wiele lat. Wskazuje, że Włochy są na tym poziomie na którym były w 1998 r. Zauważa, że pierwszy raz Polska stosuje takie środki jak państwa zachodnioeuropejskie.
W 2008 i 2009 r. my tak naprawdę korzystaliśmy z pomocy tarcz kryzysowych realizowanych w Niemczech. Państwo polskie wydało wówczas niespełna 1 proc. na pakiety pomocowe dla przedsiębiorców. Teraz wydaliśmy na to 12 razy więcej.
.@piotrarak w #PoranekWNET: Tych tarcz może być kilkanaście, natomiast pamiętajmy że my tak nazywamy kolejne akty prawne pomocy różnym branżom czy sektorom.#RadioWNET
Nasz gość przewiduje, że czeka nas urealnienie wskaźników bezrobocia. Obecnie jest ono zahibernowane przez pomoc publiczną. Arak nie przewiduje, by wzrost znaczenia był drastyczny. Będzie to jego zdaniem wzrost z 6,2 do 7,2 proc. Będziemy żyli prawdopodobnie w nowym ładzie gospodarczym.
.@piotrarak w #PoranekWNET: To co nas czeka to na pewno urealnienie wskaźników bezrobocia. Na razie mamy wielką hibernację – wiele miejsc pracy zostało zamrożonych (…), w tym roku spodziewamy się wzrostu stopy bezrobocia, ale ten wskaźnik nie powinien urosnąć dramatycznie.
Będzie miał miejsce powolny proces powrotu miejsc pracy z Azji.
Arak zauważa, że w zeszłym roku w Stanach Zjednoczonych więcej miejsc pracy wróciło z Azji i innych kontynentów niż przybyło wskutek inwestycji zagranicznych. Podkreśla, że ważne jest, aby firmy działały w naszym kraju. Dodaje, iż państwo powinno dokonywać inwestycji by napędzać gospodarkę.
W piątkowy poranek tradycyjnie w Radiu WNET przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, wywiady, analizy oraz korespondencje.
W gronie gości:
Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski
Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski
Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc
Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek
Wydawca techniczny: Andrzej Karaś i Aleksander Popielarz
Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)
Jak zazwyczaj, kiedy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii, to w głównym wydaniu Studia Dublin usłyszą państwo głos Bogdana Feręca, szefa najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.
Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.
Bogdan Feręc komentuje obowiązujące na Wyspach ograniczenia w locie pasażerskim. Ryanair musiał ograniczyć swoją siatkę połączeń, przede wszystkim między Irlandią a Wielką Brytanią. Przewoźnik krytykuje decyzje rządu Republiki Irlandii, wskazując, że blokady nie zwalczają wirusa, a program szczepień prowadzony jest zbyt wolno. Irlandzka linia lotnicza chciałaby zwiększenia liczby punktów szczepień i poluzowania ograniczeń nałożonych na gospodarkę.
Do 6 stycznia w Irlandii zaszczepiono 4 tysiące osób, dla porównania w Danii aż 40 tysięcy.
Szef portalu Polska-Ie.com komentuje także burze jakie wywołała informacja o podatku od pomocy uzyskanej w ramach zasiłków pandemicznych. Polskojęzyczne media błędnie sugerowały w swych tytułach i nagłówkach, że trzeba będzie oddać wszystkie otrzymane pieniądze.
Rozmówca Tomasza Wybranowskiego wskazuje na deficyt sięgający 19 mld euro. Dotąd Dublin radził sobie z tym zaciągając kolejne kredyty. Nadzieją na odbudowę irlandzkiej gospodarki jest spodziewane zwiększenie konsumpcji po zniesieniu ograniczeń.