Co roku, w tych czterdziestu dniach, próbujemy – często niezdarnie, po omacku – przygotować serca na coś, co przekracza nasze pojęcie: na śmierć Boga i Jego zmartwychwstanie.
To wydarzenie sprzed niemal dwóch tysięcy lat nie przestaje być rdzeniem chrześcijaństwa – początkiem nadziei, mimo że tak mocno związanym z bólem, cierpieniem i – ostatecznie – przemianą. Wielkanoc jest sercem roku liturgicznego. Bez niej – wszystko inne nie miałoby sensu.
Tutaj do wysłuchania druga część rozważań Drogi Krzyżowej AD 2025:
Pamiętam słowa mojego przyjaciela – nieżyjącego już poety, Mariusza Kargula. Napisał kiedyś w felietonie dla mojego miesięcznika „Wyspa”, który ukazywał się w Irlandii:
„Doba obecna gnębi i zniewala, mamiąc niewyobrażalną ilością informacji i pokus. Trudno w tym wszystkim o wyciszenie i chwilę nabożnej kontemplacji, ale na pewno warto. Nasi przodkowie pościli i umartwiali się o wiele dotkliwiej niż my. W średniowieczu w ciągu roku było blisko 190 dni postnych. Nie mamy więc zbytnich powodów do narzekań.”
Jest w tych słowach coś więcej niż tylko refleksja nad postem. To przypomnienie, że czas duchowego wyhamowania nigdy nie był łatwy, ale zawsze potrzebny. Bo Wielkanoc to nie tylko świąteczny stół i kolorowe jajka. To misterium. Tajemnica, która chce w nas zostać – ale tylko wtedy, gdy pozwolimy jej się zbliżyć.
Święta Wielkiej Nocy były i są dla Polaków czymś wyjątkowym. Zawsze nosiły w sobie ten triumf: dobra nad złem, ducha nad materią, prawdy nad fałszem. Szczególnie dziś, w 2024 roku, w świecie pełnym pęknięć i szumów – ten sens staje się wyjątkowo wyraźny.
Wielkanoc jest świętem ruchomym. Nie ma jednej daty – bo nie ma jednej odpowiedzi. Wiadomo tylko, że Jezus zmartwychwstał w nocy – tej nocy – z soboty na niedzielę. Od wieków próbowano ustalić dokładny moment, ale ostatecznie – to przecież tajemnica.
Sobór Nicejski w 325 roku zdecydował: chrześcijańska Pascha przypadać będzie w pierwszą niedzielę po pełni księżyca, po równonocy wiosennej. Brzmi skomplikowanie? Tak, i rzeczywiście – przez kolejne stulecia kłócono się o to zawzięcie. Dopiero św. Beda Czcigodny i Karol Wielki zakończyli ten spór, wskazując 21 marca jako obowiązującą datę równonocy.
Najwcześniejszy możliwy termin Wielkanocy to 22 marca (ostatni raz w 1818 r.), najpóźniejszy – 25 kwietnia (ostatni raz w 1943 r.). Ale godzina Zmartwychwstania? To już tylko Bóg zna. I może dobrze, że tak zostało.
Na pamiątkę tej nocy – tak cichej, że aż przerażającej w swojej mocy – odbywają się rezurekcje. Procesje ze śpiewem, z dzwonami – z nadzieją, która nie zna granic.

Ziemia Święta – więcej niż miejsce
Gdy myślę o Wielkanocy, nie sposób nie przenieść się myślami do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Ziemia Święta – Izrael, Jordania, skrawek Egiptu. Niezwykły kawałek świata, przecięty historią i świętością.
To tu spotykają się trzy religie, które odmieniły losy ludzkości: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Jerozolima, Galilea, Góra Synaj – brzmią jak tytuły rozdziałów wielkiej opowieści. Ale one istnieją naprawdę. Tętnią życiem, modlitwą, sprzecznościami.
Ziemia Święta to też przyroda – pustynie, góry, zieleń, piaski Morza Czerwonego. To miejsce, gdzie Azja spotyka się z Europą i Afryką. Gdzie historia wciąż żyje. Gdzie każde miasto ma przeszłość, którą da się poczuć pod stopami.
Serce bije w Jerozolimie. Trzy tysiące lat historii, splecionych z kamieniem, modlitwą i krwią. Ściana Płaczu, Kopuła na Skale, Bazylika Grobu Świętego – trzy miejsca, trzy religie, jeden punkt styku. Jedno miasto, które nie daje się opowiedzieć do końca.
Spacer po Starym Mieście? To coś więcej niż turystyka. To zanurzenie się w inny świat – w dźwięki dzwonów, śpiewy muezinów, szept modlitw. Kamienne mury szepczą tu o wieczności, a każdy zakręt przypomina, że historia nie jest martwa.
Brama, która czeka
Na Wzgórzu Oliwnym dobrze widać Bramę Złotą – zamurowaną od 1530 roku. To przez nią wjechał Jezus, witany palmami. I to ta brama – według żydowskiej tradycji – otworzy się ponownie, gdy przyjdzie Mesjasz. Tak jak Żydzi niegdyś modlili się pod Bramą Złotą, tak dziś chrześcijanie świętują Niedzielę Palmową – pamiątkę tamtego wjazdu. Bo w Jerozolimie wszystko krąży – czas, przestrzeń, modlitwa. Nic nie jest liniowe.
Jezus przeszedł przez tę ziemię. Według Ewangelii – od Betlejem, przez Nazaret, Jordan, Galileę, aż po Jerozolimę. Miejsca opisane w Piśmie stały się przystaniami pielgrzymek, fundamentami kościołów. Czy dokładnie tam się to wszystko wydarzyło? Nie wiemy. Ale może nie o to chodzi. Może chodzi o pamięć i trwanie.
Ziemia Święta to nie muzeum. To żywy organizm. Pełen napięć, ale i światła. Przepełniony modlitwą, ale też ludzkimi dramatami. Tak jak i nasze życie.
I co z tym wszystkim zrobić?
Wielkanoc przychodzi co roku, ale nigdy nie jest taka sama. Przypomina o drodze, którą trzeba przejść. Od pustyni po ogród. Od krzyża po światło. Od brzmiącego niczym cymbał „dlaczego?” po „zmartwychwstał!”.
W tej drodze nie chodzi tylko o rytuały. Chodzi o serce. O gotowość, by dać się przemienić. I może to właśnie ta gotowość jest najtrudniejszym postem. Ziemia Święta jest daleko – geograficznie. Ale duchowo? Może bliżej niż kiedykolwiek. Może nosimy ją w sobie. Tak jak nosimy tęsknotę za Zmartwychwstaniem – nie tylko Chrystusa, ale też własnym.
Bo każdy z nas czeka na swój poranek po nocy. Każdy z nas szuka swojej drogi przez Bramę Złotą.
Tomasz Wybranowski
























