Agnieszka Romaszewska – Guzy komentuje najnowszy wyrok dla Kaciaryny Andrejewnej. Została ona skazana na 8 lat za zdradę ojczyzny. Jest to kolejny przykład politycznego terroru na Białorusi.
Dziennikarka współpracująca z Bielsatem Kaciaryna Andrejewa usłyszała dziś kolejny wyrok sądu w swojej sprawie. Ma zostać skazana na 8 lat więzienia. Powodem ma być zdrada ojczyzny.
Cały proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, więc nawet rodzina nie wie, co dokładnie zarzuca się Kaciarynie Andrejewnej. Do tej pory spędziła ona dwa lata w więzieniu za organizację niepokojów społecznych. Gdyby nie kolejny wyrok, we wrześniu wyszłaby na wolność.
Mówi dyrektor telewizji Bielsat Agnieszka Romaszewska – Guzy. Podkreśla, że na Białorusi panuje obecnie terror porównywalny z tym z czasów stalinowskich. Ludzie żyją w strachu, nie widzą za mogą trafić do więzienia.
Prokuratura domaga się 1.5 roku więzienia dla małżeństwa Daszkiewiczów (działacze społeczni i chrześcijańscy), nikt nie wie za co. W białoruskich więzieniach przebywa obecnie ponad 2 tys. więźniów politycznych.
W piątek w Sądzie Miejskim w Mińsku rozpatrywano apelację ws. dziennikarek TV Biełsat Darii Czulcowej i Kaciaryny Andrejewej, skazanych na dwa lata kolonii karnej. Wnioski obrońców zostały odrzucone.
Przypomnijmy, że 18 lutego dziennikarki Biełsatu Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa zostały skazane na dwa lata pozbawienia wolności po tym, jak 15 listopada relacjonowały na żywo pokojową akcję upammętaniającą zamordowanego przez milicjantów w cywilu aktywisty Ramana Bandarenki.
Dziennikarki zostały zatrzymane podczas pacyfikacji protestu i początkowo skazane za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Następnie przeciwko nim wszczęto sprawę karną za „organizację działań rażąco naruszających porządek publiczny”.
W piątek sędziowie rozpatrujący apelację, Alona Ananicz i Piotr Arłou, po godzinnej rozprawie utrzymali wyrok sądu pierwszej instancji.
Kaciaryna i Daria nie były obecne na sali sądowej. Są osadzone w więzieniu śledczym w Żodzinie. W areszcie przebywają ponad pięć miesięcy.
Do sprawy odniósł się dziennikarz śledczy Ihar Iljasz, mąż Kaciaryny Andrejewej.
Cud się nie wydarzył. Nie miałem złudzeń. Sprawiedliwe sądy nagle się na Białorusi nie zjawiły. Sumienie nie wróciło. Ludzie wykonujący obowiązki sędziów już dawno się go pozbyli – powiedział Ihar Iljasz.
Poinformował, że przygotowywana jest skarga do Rady ONZ ds. Praw Człowieka. Obrońca Andrej Maczałau oświadczył natomiast, że zaskarży dzisiejszy wyrok w Sądzie Najwyższym Białorusi.
Adwokaci dziennikarek Biełsatu Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej odwołali się od wyroku skazującego je na 2 lata kolonii karnej.
Adwokaci dziennikarek Biełsatu złożyli odwołanie się od wyroku skazującego je na 2 lata kolonii karnej. 18 lutego Sąd skazał Kaciarynę Andrejewę i Darię Czulcową za „organizację działań rażąco naruszających porządek publiczny”. Następne dwa lata spędzą w kolonii karnej za to, że 15 sierpnia relacjonowały wiec upamiętniający zabitego przez zwolenników Alaksandra Łukaszenki lub funkcjonariuszy Ramana Bandarenkę.
Dziennikarze po prostu relacjonowali protest. Zarzuty były absurdalne. Wszystkie sprawy wszczęte z powodu protestów są nielegalne z tego powodu, że obywatele mają prawo do demonstracji – Mówił Radio Wnet Siarhej Zikracki, adwokat dziennikarek, w dzień wyroku 18 lutego.
Adwokat Kaciaryny Andrejewej Siarhej Zikracki podreślił po odwołaniu, że wydarzeń 15 listopada zeszłego roku nie można uznać za działania, które w znaczny sposób naruszają porządek społeczny.
„Międzynarodowe normy gwarantują obywatelom prawo do zgromadzeń pokojowych. I właśnie w dniu zatrzymania dziennikarek, obywatele realizowali swoje prawa.” – powiedział adwokat.
Obrońcy podkreślają też, że sąd nie znalazł dowodów braku podporządkowania się żądaniom przedstawicieli władz, choć prokuratura zarzuca to skazanym. Adwokaci dodają, że nie ma również dowodów na to, że działania uczestników akcji zakłóciły ruch transportu publicznego, co również podkreślało oskarżenie.
Według Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna, w zeszłym miesiącu na podstawie kodeksu karnego skazano 102 osoby: 88 mężczyzn i 14 kobiet. Wśród skazanych jest trzech niepełnoletnich, którzy dostali kary od 2 do 6 lat pozbawienia wolności. Działaczy niepokoją również surowe wyroki za „udział w zamieszkach”. W lutym było 12 takich procesów, w których skazano na 3,5 do 8 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.
Agnieszka Romaszewska-Guzy o represjach politycznych na Białorusi, rachitycznej reakcji Zachodu i złym stanie białoruskiej gospodarki.
.@ARomasze w #PopołudnieWNET: na Białorusi jest głębia zimy jeśli chodzi o klimat polityczny. W tej chwili występuje nasilenie represji i terroru. #RadioWNET
[related id=137410 side=right] Agnieszka Romaszewska-Guzy komentuje informacje białoruskich władz o zatrzymaniu dwóch tysięcy osób za ekstremistyczne działania. Sądzi, że liczba ta może być zawyżona, aby zastraszyć obywateli. Wskazuje, że stowarzyszenie Wiasna mówi o 800 więźniach politycznych. Sądzi, iż władza boi się, że ludzi znów masowo wyjdą na ulice. Rozmówczyni Magdaleny Uchaniuk zauważa, że kanał NEXTA i prowadzący go Stepan Putiło uznawane są za terrorystyczne. Telegram i Internet ogólnie pozwala ludziom łatwiej dokumentować to co się dzieje w ich kraju.
Dyrektor telewizji Biełsat mówi, że Daria Czulcowa i Kaciaryna Andrejewa są w więzieniu na Wołodarskiego czekając decyzję w sprawie zesłania do kolonii karnej.
.@ARomasze w #PopołudnieWNET: #Moskwa raczej nie odpuści Łukaszenki (…) #Putin będzie go wspierał (…) Będzie przy tym zgrzytał zębami ale Rosja nie ma nikogo, kto byłby wystarczająco przewidywalny. #RadioWNET
Romaszewska-Guzy odnosi się do sytuacji gospodarczej Białorusi. Dużo przedsiębiorstwa państwowe nie funkcjonują najlepiej, tym bardziej, że niejednokrotnie mają kołchoz na utrzymaniu.
W związku z tym białoruskie władze liczą na rosyjską pomoc.
.@ARomasze w #PopołudnieWNET: Gospodarce białoruskiej rozjeżdżają się nogi. (…) Panuje katastrofalny klimat dla inwestycji zagranicznych. Tu trochę może pomóc #Moskwa.#RadioWNET
Obecnie Białoruś swój eksport produktów naftowych przekierowuje z państw bałtyckich do Rosji. Jest to odpowiedź Mińska na politykę tych krajów. Gość Popołudnia Wnet mówi także o zachodnich sankcjach. Zakaz dla kilkudziesięciu urzędników białoruskich jest nieproporcjonalnych wobec setek więźniów politycznych.
.@ARomasze w #PopołudnieWNET :Sankcje zachodnie wobec Rosji są śmieszne i bardzo małe. Na liście jest 70 urzędników. (…) To nie może przenieść skutku. Moim zdaniem nie ma zbyt dużych chęci Zachodu. Trzeba byłoby uderzyć w Putina, a Zachód nie chce tego robić.#RadioWNET
Klucz do sytuacji na Białorusi jest na Kremlu. Przeciwko temu zaś Unia Europejska nie chce występować machając dłonią na uwięzienie Aleksieja Nawalnego.
Dziennikarz telewizji Biełsat mówi o coraz częstszych procesach przeciwko niezależnym białoruskim dziennikarzom i ich niezłomnej woli wykonywania swojej pracy
Paweł Mażejka komentuje wyrok sądu białoruskiego przeciwko Kaciarynie Andrejewej i Darii Czulcowej. Wskazuje, że reżim używa wszelkich, nawet najostrzejszych środków w celu utrzymania się u władzy. Informuje ponadto o o kolejnym procesie, wytoczonym dziennikarce Kaciarynie Baciarewicz i lekarzowi Artiomowi Sorokinowi:
Władza od 26 lat walczy z wolnością słowa. Reżim boi się każdego, kto mówi prawdę. Wszyscy, którzy mają inne poglądy niż władza, narażeni są na represje.
Gość „Kuriera w samo południe” zapewnia, że niezależne media nie dadzą się złamać Aleksandrowi Łukaszence. Jak dodaje:
Nienawiść do reżimu codziennie rośnie.
Paweł Mażejka ubolewa ponadto nad zbyt słabą reakcją Unii Europejskiej na działania mińskiego reżimu. Zapewnia że:
Popieram wszystkie działania, które mogłyby zmniejszyć liczbę ludzi więzionych na Białorusi.
Po 3 dniach procesu sąd w Mińsku wydał wyrok w sprawie Andrejewej i Czulcowej, oskarżonych o zorganizowanie zamieszek. Sąd uznał je za winne zarzucanych czynów i skazał na dwa lata kolonii karnej.
Sąd w pełni przychylił się do wniosku prokuratora jeżeli chodzi o wysokość kary. Po trzech dniach procesu sąd w Mińsku wydał wyrok w sprawie Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej, skazując je na 2 lata kolonii karnej.
Adwokat Kaciaryny Andrejewej, Siarhiej Zikracki, przeanalizował każde zdanie w akcie oskarżenia. Zgodnie z jego opinią, prawdziwa w tym akcie jest tylko data, adres domu, nazwy gadżetów przy zatrzymanych oraz fakt, że dziennikarze transmitowali na żywo i przekazywali informacje z protestów. Reszta, jak mówi Zikracki, to z góry ustalone tezy śledztwa lub zarzuty, które nie mają pokrycia w materiale dowodowym. Adwokat zapowiada apelację.
Społeczność międzynarodowa reaguje umiarkowanie, a Ukraina zastanawia się czy nie kupić elektrycznych autobusów od Łukaszenki. Możesz posłuchać o tym w wiadomościach podsumowujących wydarzenia z Białorusi.
Korespondentka Kaciaryna Andrejewa i pracująca z nią operatorka Daria Czulcowa zostały zatrzymane 15 listopada za relacjonowanie na żywo brutalnego rozpędzenia akcji pamięci. Tysiące Białorusinów zgromadziły się tego dnia na tzw. Placu Zmian, blokowym podwórku, na którym tajniacy pobili na śmierć aktywistę Ramana Bandarenkę. Dziennikarki Biełsatu nadawały na żywo z mieszkania na 13 piętrze bloku przy Trakcie Smorgońskim, do którego zaprosili je gospodarze. Po pacyfikacji protestu milicyjny specnaz wyłamał drzwi do lokalu i wyprowadził reporterki.
Dziennikarki były sądzone przez 3 dni i spędzą 2 lata w więzieniu.
Oświadczenie TV Biełsat:
„Reżim na Białorusi dopuścił się ewidentnego przestępstwa, skazując dziennikarki Biełsat TV, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową, na dwa lata pozbawienia wolności za to, że wykonywały zawodowe obowiązki. Jest to nie tylko naruszenie międzynarodowych standardów, lecz także białoruskiego prawa.
Telewizja Biełsat stanowczo potępia tak haniebne działania władz Białorusi i domaga się natychmiastowego uwolnienia Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej.
Zwracamy się do naszych kolegów, dziennikarzy z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i całego demokratycznego świata z prośbą o solidarne wsparcie naszych dziennikarek i publikowanie informacji o ich uwięzieniu, aby w ten sposób wpłynąć na polityków z Ich krajów i zachęcić do podjęcia działań na rzecz uwolnienia Kaciaryny i Darii. – pisze w oświadczeniu stacja.
Bogusław Sonik o skazaniu dziennikarek Biełsatu, raporcie WHO ws. koronawirusa oraz o stanowisku Platformy Obywatelskiej wobec aborcji.
[related id=137350 side=right] Polityk komentuje wyrok białoruskiego sądu, który w czwartek skazał dziennikarki Biełsatu Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową na dwa lata pozbawienia wolności za „organizację zamieszek”. Reporterki zostały ukarane za prowadzenie relacji online z protestu przeciwko władzy Aleksandra Łukaszenki.
.@sonikboguslaw w #PoranekWNET: Te próby polityczne były stosowane wiele lat temu, dużo się o tym mówiło, nawet jakiś czas było finansowane radio, które nadawało z Europy program na #Białoruś.#RadioWNET
Według Bogusława Sonika Europa powinna wpłynąć na Stany Zjednoczona, aby zajęły twardsze stanowisko wobec białoruskich rządzących. Wskazuje, że
Mamy też przypomnę z polskiej inicjatywy założoną przez Fundację Wolności Europejską Fundację, którą kieruje zresztą były polski wiceminister. Na pewno tutaj powinny być użyte instrumenty które mamy.
[related id=130358 side=left] Bogusław Sonik odnosi się do ustaleń komisji Światowej Organizacji Zdrowia, która uznała, że hipoteza ucieczki SARS-CoV-2 z laboratorium w Wuhan jest bardzo mało prawdopodobna. Tymczasem prof. Roland Wiesendanger z Hamburga jest pewien, że epidemia jest skutkiem wypadku laboratoryjnego. Szansa na to wynosi jego zdaniem 99,8%. Sonik zauważa, iż do podobnych wniosków doszedł wcześniej amerykański badacz. Przypomina, że wobec WHO były zarzuty także w czasie ptasiej grypy.
Tam były pokazane powiązania z przemysłem farmaceutycznym niektórych ekspertów WHO.
Nasz gość stwierdza, że Organizacja próbuje teraz uspokoić nastroje społeczne. Wskazuje, że w Stanach Zjednoczonych była próba pociągnięcia Chin do odpowiedzialności. Europoseł PO odnosi się także do decyzji Platformy Obywatelskiej o zliberalizowaniu swojego stosunku do aborcji.
.@sonikboguslaw w #PoranekWNET: Że to co, zostało przyjęte jako kompromis aborcyjny było najlepszym rozwiązaniem, a jeśli mamy to zmieniać – byłoby potrzebne referendum, przedyskutowanie i omówienie wszystkich aspektów.#RadioWNET
Aleksy Dzikawicki komentuje wyrok mińskiego sądu, który skazał Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową za organizację zamieszek.
[related id=137294 side=right] Wicenaczelny telewizji Biełsat oburza się na skazanie dziennikarek stacji Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej na dwa lata kolonii karnej. Wyrok nazywa barbarzyństwem:
To jest terror i wojna. Rząd wypowiedział wojnę dziennikarzom niezależnym.
Aleksy Dzikawicki wskazuje, że oskarżenie miało tak słabe podstawy, że wzywani przez prokuraturę świadkowie nie potrafili powiedzieć nic, co by świadczyło o winie relacjonujących protest dziennikarek. Zauważa, że zarówno prokurator, jak i sędzia to osoby młode. Ta pierwsza ma 23 lata, a druga 31 lat.
To młodzi ludzie nie rozumiem, jak oni mogą tak zaplaci swój honor. Na samym początku kariery skazując wskazując niewinnych ludzi na dwa lata więzienia.
Nasz gość podkreśla, że po zmianie władzy na Białorusi będzie trzeba pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy teraz czynią bezprawie. Wskazuje, że
Na Białorusi zawód dziennikarza jest jednym z najbardziej niebezpiecznych. I to już od ponad dwudziestu lat.
Skazane dziennikarki to, jak mówi, utalentowane, młode dziewczyny. Sądzi, że tym bardziej chciano je w pokazowym procesie ukarać. Aleksy Dzikawicki wyjaśnia, że
Jesteśmy już przyzwyczajeni do czegoś takiego, bo od 13 lat pracujemy bez akredytacji na Białorusi. Praca dziennikarska bez akredytacji jest zabroniona. Współpracujemy od wielu lat bez akredytacji i wielokrotnie nasi ludzie siedzieli w aresztach.
W zeszłym roku dziennikarze Biełsatu przesiedzieli 392 dni w areszcie. Nie zamierzają jednak rezygnować.
Wyrok skomentował Biełsat w swym oświadczeniu, wzywając dziennikarzy z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych do solidarności ze skazanymi. W oświadczeniu czytamy, że
Reżim na Białorusi dopuścił się ewidentnego przestępstwa, skazując dziennikarki Biełsat TV, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową, na dwa lata pozbawienia wolności za to, że wykonywały zawodowe obowiązki. Jest to nie tylko naruszenie międzynarodowych standardów, lecz także białoruskiego prawa.
Dziennikarz telewizji Biełsat mówi o procesie Kaciaryny Andrejewej i Darii Szulcowej oraz o tym, co powinien zrobić Zachód, by doprowadzić do upadku reżimu Aleksandra Łukaszenki.
Zmicier Mickiewicz mówi o rewizjach w mieszkaniach kolejnych białoruskich dziennikarzy, podejrzewanych podżeganie do protestów. Z jedną z tych osób nie ma kontaktu, co może wskazywać na zatrzymanie.
Wyraża pogląd, że władze będą dążyć do odcięcia antyrządowych mediów od jakichkolwiek źródeł finansowania. Relacjonuje ponadto przebieg procesu przeciwko Kaciarynie Andrejewej i Darii Czulcowej. Na wtorek zaplanowano kolejną rozprawę.
Nie m żadnych dowodów na winę dziennikarek Biełsatu. Sądy na Białorusi nie przestrzegają żadnego prawa.
Gość „Kuriera w samo południe” określa swoje redakcyjne koleżanki mianem „zakładniczek”. Wskazuje jednak, że reżim nie będzie w stanie zlikwidować niezależnego dziennikarstwa, gdyż zaangażowały się w taką działalność liczne rzesze Białorusinów.
Naszej sytuacji mogą pomoc jedynie bardzo ostre sankcje Zachodu nałożone na rządzących.
Restrykcje gospodarcze spowodowałyby podwyższenie podatków, a co za tym idzie, bunt społeczny o skali niemożliwej do powstrzymania przez Łukaszenkę i jego otoczenie.
Rozmówca Jaśminy Nowak informuje także o bieżącej działalności Swietłany Cichanouskiej. Jej sztab opracowuje plan działań po ewentualnym obaleniu białoruskiego rządu.
Jak długo jestem gotowa kontynuować pracę, kiedy moja przestrzeń wolności osobistej zawęża się z każdą godziną? Kiedy każdy dzień zaczyna się od wiadomości o kolejnych przeszukaniach i zatrzymaniach?
Kaciaryna Andrejewa
Gdyby ktoś poprosił, żebym przypomniała sobie, kiedy to wszystko się dla mnie zaczęło, powiedziałbym: w marcu 2017 roku, w surowych ścianach jednoosobowej celi w areszcie w Orszy. Miałam 23 lata i właśnie zaczęłam pracować jako korespondent Biełsatu. Na Białorusi wybuchły protesty – początkowo żądania ludzi ograniczyły się do zniesienia podatku od bezrobocia, ale wkrótce przez cały kraj przeszła fala niezadowolenia z systemu politycznego. Protesty odbywały się nie tylko w stolicy, ale również mniejszych miastach, takich jak Orsza.
Udałam się tam z operatorem, by relacjonować na żywo demonstrację na głównym placu miasta, który w połowie dnia był już całkowicie zapełniony protestującymi. Pod koniec protestu postanowiliśmy eskortować do samochodu jednego z opozycjonistów, Pawła Siewiaryńca – myśleliśmy, że w obiektywie kamery organy ścigania nie odważą się go zatrzymać. Było inaczej. Zatrzymano zarówno Siewiaryńca, jak i mojego operatora. Nie mogłam pozwolić, by zabrali kolegę i wywieźli go w nieznanym kierunku, zaczęłam głośno protestować. Po chwili byłam już na miejscowym komisariacie milicji, a stamtąd przewieziono mnie do aresztu tymczasowego, oskarżając o „nieposłuszeństwo wobec milicji”. W odpowiedzi na pytania o mój przyszły los, strażnik zatrzasnął drzwi celi ze słowami:
– Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Konstytucji!
Myślę, że ta noc pomogła mi dokonać ważnego życiowego wyboru. Odpowiedziałam sobie na pytanie, czy jestem gotowa oddać swoją wolność dla jednego reportażu. 3 lata później zadam sobie inne – czy warto ryzykować życie?
(…) Przez całe lato 2020 roku sytuacja polityczna na Białorusi robiła się coraz bardziej napięta. W sierpniu cały kraj wrzał. Ja i moi koledzy przygotowywaliśmy się na najgorsze: przypominaliśmy sobie wskazówki dotyczące zachowania bezpieczeństwa podczas protestów, kupowaliśmy kamizelki kuloodporne chroniące tylko przed gumowymi kulami, bo inne nie były ogólnie dostępne, okulary ochronne na wypadek użycia gazu łzawiącego, hełmy i inne rzeczy potrzebne reporterowi będącemu w centrum wydarzeń. Osobiście nigdy nie nosiłam kamizelki – o wiele łatwiej jest uciec, gdy nie ma się jej na sobie. (…)
Okładka książki (w formie e-booka) z relacjami dziennikarzy białoruskich, wydanej przez SDP | Fot. sdp.pl
Wieczorem 10 sierpnia na ulicy Prytyckiego zatrzymały się wszystkie samochody. Ludzie trąbili, włączali Pieremien!, wyszli z samochodów na jezdnię i nie zamierzali odejść. Niektórzy weszli na dachy samochodów i umieścili na nich biało-czerwono-białe flagi. Tymczasem na skrzyżowaniu w pobliżu stacji metra Puszkińska protestujący budowali barykady z plansz reklamowych, kwietników, a nawet ławek zabranych z tarasu McDonalda. Tak więc protestujących przed funkcjonariuszami z jednej strony miały chronić barykady, a z drugiej kolumna samochodów biorących udział w proteście. Obok osiłków w kaskach stały bardzo młode dziewczyny z flagami na ramionach. Twarze miały pomalowane w biało-czerwono-białe barwy, śpiewały piosenki, plotły wianki.
Nagrywałam wywiad z chłopakami, którzy przeciągali śmietnik na barykady. W powietrzu było czuć napięcie. Skierowałam kamerę telefonu na migające w oddali światła pojazdów służb bezpieczeństwa. „Są jeszcze daleko”, pomyślałam; w następnej chwili na asfalcie obok mnie wylądowało coś świecącego. Błysk. Huk. Nic nie słyszę. Jeszcze jeden błysk. Telefon spada na ziemię. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Kask jest za ciężki. Z krzykiem „Dziennikarz!” wbiegłam do jakiegoś budynku i upadłam na podłogę klatki schodowej, wokół byli ludzie. Nagle na piętrze otworzyły się drzwi:
– Tędy, pospieszcie się!
Tak poznałam Wierę i Alaksandra. Przykucnęłam na balkonie ich mieszkania i połączyłam się z Biełsatem przez telefon, by skomentować wydarzenia w relacji na żywo. Wtem mundurowi zaczęli strzelać do mieszkania piętro niżej, było słuchać brzęk tłuczonego szkła. Wybuchy i strzały pod oknami nie ustawały przez kilka godzin. Zgasiliśmy światła i położyliśmy się na podłodze – dziesięcioro przerażonych, obcych sobie ludzi trzymało się za ręce. Nad ranem gospodyni zaparzyła dla mnie mocną herbatę, dała swój szlafrok i pościeliła sofę.
W takim trybie nie da się długo pracować, fizycznie jest to niemożliwe i ósmego dnia protestów straciłam przytomność. Stało się to na placu Niepodległości podczas wiecu, na którym, kipiąc ze złości, przemawiał Łukaszenka. Obudziłam się w ramionach rosłego mężczyzny w cywilnym ubraniu. Niósł mnie przez tłum do karetki pogotowia, u jego pasa wisiała raca… (…)
Zostałam zatrzymana razem z operatorem 12 września podczas transmisji na żywo z Marszu Kobiet. Podjechał bus, wyskoczyli z niego funkcjonariusze OMON-u – wszystko według stałego schematu. Przez 5 godzin kisiliśmy się na komisariacie, rozmawialiśmy ze strażnikami o polityce i stosunku milicji do protestujących. Mundurowi, widząc, że nic z nas nie wyciągną, przestali w ogóle zwracać na nas uwagę i wbili wzrok w swoje telefony. Czekali na rozkazy przełożonych. Potem milicyjną furgonetką z zasłonkami w oknach przewieziono nas do aresztu przy ul. Akreścina. Dwóch konwojentów, obaj bardzo młodzi, patrzyło na mnie bykiem, jak na egzotyczne zwierzę. W końcu jeden z nich nie wytrzymał i zapytał, dlaczego nie zostałam w domu.
– Czy zdaje pan sobie sprawę, że wszyscy nienawidzą teraz milicji? – zmieniam temat.
– A za co?
– Bo od was ludzie wracają cali w sińcach.
– Mieliśmy patrzeć, jak rzucają koktajlami Mołotowa w funkcjonariuszy?!
– Gdybyście nie zaczęli używać tego specjalnego sprzętu i nie strzelali do protestujących, nikt by was nie tknął. Nie chce pan zrezygnować z pracy w organach ścigania? Są programy wsparcia, dadzą pieniądze, zapewnią mieszkanie…
Przy słowie „mieszkanie” uniósł brwi z zainteresowaniem.
– Naprawdę? Dadzą mieszkanie?
Najwyraźniej to ważny czynnik.
Jedzenie w areszcie na Akreścina to szczególna „przyjemność”. Połykam kilka łyżek lepkiego śluzu, który tutaj nazywa się „owsianką”, ale mam odruch wymiotny. Do czasu, kiedy dostanę paczkę, planuję jeść tylko szary chleb namoczony w wodzie. Jeśli trzyma się chleb w ustach przez długi czas, to wydaje się słodki.
Ogólne osłabienie sprawia, że znów jestem senna. Czas do obiadu upływa niepostrzeżenie.
– Zupa, dziewczyny! Mamy rybny dzień! – pani roznosząca jedzenie stuka miskami w korytarzu.
Przede mną pojawia się znowu dziwna papka, sina kiełbasa i niewyobrażalnie kwaśna kapusta. Może po tygodniu głodu zjadłbym wszystko do czysta. Na razie tknęłam tylko kapustę. Nie spędziła w żołądku zbyt wiele czasu.
Książkę (e-book) z relacjami dziennikarzy białoruskich, pt. „Jestem dziennikarzem. Dlaczego mnie bijecie?” można bezpłatnie pobrać na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich sdp.pl.
Cały artykuł Kaciaryny Andrejewej pt. „Reportaż ze skrępowanymi rękami” znajduje się na s. 11 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.
Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.