Założycielka Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju mówi o epidemii cholery w Jemenie i nieustającej wojnie domowej w tym kraju.
Beata Błaszczyk mówi o coraz gorszej sytuacji humanitarnej w Jemenie:
Dla większości z nas jest to sytuacja niewyobrażalna. Miliony ludzi w tym kraju potrzebują natychmiastowej pomocy medycznej i żywnościowej.
Oprócz głodu, w Jemenie panuje epidemia cholery, której przyczyną jest skrajny niedobór czystej, zdatnej do picia wody.
Do kraju dociera pomoc ze świata, niestety nie wiadomo co się dzieje z nią na miejscu. Jemen trawi również wojna dwóch wrogich plemion.
Pokojowa Nagroda Nobla dla Światowego Programu Żywnościowego jest szansą, by społeczność międzynarodowa większą wagę przywiązała do problemu głodu na świecie,
Nawet Światowy Program Żywnościowy musiał „ugiąć się” przed skalą głodu w Jemenie, zwłaszcza w północnej jego części.
Jarosław Bitel o działaniach Caritas Polska w świecie dotkniętym przez koronawirusa- na Bliskim Wschodzie, wyspie Lesbos, Ameryce Południowej i Polsce oraz o tym, kto im w nich pomaga.
Wielu seniorów to są nasi wolontariusze.
Jarosław Bitel przedstawia inicjatywy „Pomoc dla seniora” i „Wdzięczni medykom”. Spotkały się one ze wsparciem firm i poszczególnych Polaków. Wolontariat realizowany był ze wsparciem Wojsk Obrony Terytorialnej. Opowiada o działaniach Caritasu w regionach świata szczególnie narażonych w obliczu epidemii.
Działamy w Strefie Gazy, w Jemenie.
Zastępca dyrektora Caritas Polska wyjaśnia, że akcję pomocy w tym ostatnim prowadzi Polska Akcja Humanitarna, w której to partycypują.
Podobnie jest w strefie Gazy, w której również pomagać i pomagamy rodzinom pewnego rozwoju naszej akcji programu „Rodzina Rodzinie”.
Działają także na Lesbos, na której stłoczeni w obozach i wokół nich są „w większości migranci ekonomiczni”.
Mieszkańcy obozów mają utrudnioną możliwość poruszania się.
Zauważa, że w Grecji „reżim sanitarny jest dużo bardziej rygorystyczny niż w Polsce”. Obecnie „nie dopływają nowi imigranci przez morze”, które w przypadki drogi na Lesbos jest łatwe do przepłynięcia.
Reżim sanitarny w Kolumbii jest bardzo ścisły.
Nasz gość opowiada także o pomocy wolontariuszy polskiego i kolumbijskiego Caritasu uchodźcom z Wenezueli. Projekt ten realizowany jest przy wsparciu korporacji Jeronimo Martins, która prowadzi interesy zarówno w Polsce, jak i w Kolumbii.
Donald Trump zapowiada spotkanie z przywódcami talibów, które ma być początkiem końca zaangażowania USA w Afganistanie. Uzgodnioną wymianę jeńców krytykuje prezydent Aszraf Ghani.
[related id=97501 side=left] W sobotę w stolicy Kataru Ad-Dausze podpisane zostało porozumienie mające na celu zakończyć trwającą już ponad 18 lat interwencję amerykańską w Afganistanie. Zakłada ona zmniejszenie amerykańskich sił z 13 tys. do 8600 w ciągu 135 dni od podpisania porozumienia. Proporcjonalnie swoje siły mają zmniejszyć także inni członkowie koalicji. Jeśli obie strony będą honorować warunki porozumienia, w ciągu 14 miesięcy nastąpi całkowite wycofanie wszystkich sił USA i sił koalicyjnych z Afganistanu. Talibowie zaś rozpocząć mają rozmowy z rządem w Kabulu i współdziałać w zwalczaniu terroryzmu. Wynegocjowano także wymianę 5 tys. uwięzionych talibów na tysiąc wziętych przez Taliban do niewoli jeńców. Ten ostatni punkt budzi sprzeciw prezydenta Afganistanu. Decyzja o wypuszczeniu więzionych talibów należy do władz Afganistanu, jak podkreśla cytowany przez Dziennik Gazetę Prawną Aszraf Ghani:
To nie władze Stanów Zjednoczonych będą o tym decydowały. […] One są tylko pomocnikiem.
Obecnie, jak informuje wprost, władze afgańskie przetrzymują 10 tys. afgańskich bojowników. Donald Trump zapowiedział spotkanie się z przywódcami afgańskich talibów, co także nie spotkało się z przychylnym przyjęciem przez jego afgańskiego establishmentu. Współpracownicy prezydenta Ghaniego sądzą, że takie spotkanie w sytuacji bliskiego wycofania wojsk amerykańskich może stanowić wyzwanie dla rządu w Kabulu. Zawarte porozumienie skomentował we wpisie na Twitterze szef irańskiego MSZ Mohammad Dżawad Zarif:
Amerykańscy okupanci nie powinni byli nigdy dokonywać inwazji na Afganistan. Jednak tak zrobili i zrzucili winę na wszystkich innych. Teraz po 19 latach upokorzeń, USA składa swoją kapitulację. Czy to w Afganistanie, Syrii, Iraku czy Jemenie, problemem jest USA. Odejdą, pozostawiając po sobie kompletny bałagan.
Jak Caritas Polska pomaga Jemeńczykom, czego im brakuje i jak można pomóc mieszkańcom ogarniętego wojną domową kraju? Tłumaczą Marianna Chlebowska i Jarosław Bittel.
Organizacja Narodów Zjednoczonych nazywa sytuację w Jemenie największy, kryzysem humanitarnym naszych czasów.
Marianna Chlebowska i Jarosław Bittel o dramatycznej sytuacji mieszkańców Jemenu, gdzie od 2015 r. trwa wojna domowa. Niestety ten konflikt nie jest medialny, przez co problem jest przez wielu niedostrzegalny. Bittel mówi, że powodem tego jest lokalny charakter tej wojny.
Arabia Saudyjska i Iran toczą wojnę na terenie Jemenu
Chlebowska zaś tłumaczy, czemu jest to konflikt zastępczy Iranu z Arabią Saudyjską: „Oba te kraje pretendują, aby być liderem regionu” – oznajmia. Jemen nadaje się na miejsce proxy war między sunnicką Arabią Saudyjską a szyickim Iranem, ponieważ podzielony jest pomiędzy szyitów (40%) i sunnitów (60%). Do lat 60. Jemenem rządzili szyiccy imamowie.
Cały półwysep arabski do 2011 rządzony przez sunnitów. Teraz mamy lekką zmianę, co dla Arabii Saudyjskiej oznacza utratę wpływów.
Przypomina, że Jemen jako zjednoczone państwo istnieje dopiero od 1990 r.- wcześniej osobno Północ i Południe były osobnymi państwami. Północny Jemen uzyskał niezależność od Turcji po I wojnie światowej, a Jemen Południowy stanowił w latach 1839-1967 kolonię brytyjską. Obecnie kraj ogarnięty wojna domową po części powrócił do starych linii podziału. Sytuacja ta jest tragiczna w skutkach dla ludności cywilnej, z której aż 3 mln są uchodźcami wewnętrznymi. Swoimi problemami chętnie dzielą się z mówiącymi po arabsku pracownikami Caritas Polska i innych organizacji pomocowych. Jemeńczyków trapi głód: gotują rośliny żeby zapełnić żołądek, jednak jest to papka roślina bez wartości odżywczych. Matki, które nie mają mleka żeby nakarmić swoje dzieci dają im zamiast niego wodę na gotowanym ryżu, która podobnie jak papka, bardziej oszukuje głód niż zapewnia potrzebnych organizmowi składników.
Jak pomóc Jemeńczykom? Wszelkie informacje znajdziecie na stronie Caritas Polska TUTAJ!
W Jemenie toczy się wojna domowa, a Teheran jest głównym dostarczycielem broni dla bojowników Huti, wbrew zakazowi ONZ. O szczegółach sprawy informuje telewizja NBC.
Departament Stanu USA poinformował, że marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych przejęła na Morzu Arabskim części rakiet, prawdopodobnie mające trafić do bojowników Huti w Jemenie. Sprzęt płynął na pozbawionym bandery frachtowcu. O sprawie powiadomiona została stacja telewizyjna NBC, powołując się na anonimowego urzędnika Departamentu Stanu. Powiedział on, że podczas rutynowego patrolu z pokładu niszczyciela rakietowego typu Arleigh Burke, USS Forrest Sherman, dostrzeżono niewielki statek. Istniało podejrzenie, że załoga frachtowca zaangażowana jest w przemyt. Niszczyciel podpłynął do jednostki, która stanęła na skutek awarii silnika – relacjonował urzędnik. Amerykańscy marynarze i członkowie Straży Przybrzeżnej weszli na pokład frachtowca, który płynął bez bandery. W ładowni Amerykanie odnaleźli broń i „zaawansowane” części rakiet.
Załogę frachtowca przekazano jemeńskiej straży granicznej, sam statek odprowadzono zaś do najbliższego portu. Przejęty ładunek znajduje się na pokładzie USS „Forrest Sherman”. Według doniesień NBC, zarekwirowane części rakiet pochodzą z Iranu.
Po obaleniu rządów Alego Abd Allaha Salaha Jemen jest pogrążony w chaosie. Na skutek wojny domowej, w której koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej walczy z Huti, miliony ludzi musiały opuścić swe domy, a dziesiątki milionów potrzebują pomocy humanitarnej. Konflikt zbrojny pochłonął tysiące ofiar.
Organizacja Narodów Zjednoczonych, w jednej ze swoich rezolucji, wydała zakaz dostarczania broni bojownikom Huti.
Ponad 80% mieszkańców Jemenu pilnie potrzebuje pomocy żywnościowej i medycznej. Panuje tam ogromny głód, żniwo zbierają śmiertelne choroby, a przez zamknięte granice ludzie nie mają dokąd uciec.
Beata Błaszczyk, dziennikarka, tłumaczka, założycielka Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju mówi o trwającej od 1713 dni wojnie w Jemenie, o której świat zdaje się nie pamiętać, oraz o tym, co ta wojna ze sobą niesie:
To jest niewyobrażalny głód, choroby, z każdym miesiącem dochodzą kolejne. Chyba każdy z nas słyszał o największej znanej w historii epidemii cholery. W tej chwili doszła jeszcze gorączka krwotoczna denga. Do tego dochodzą bomby, które spadają wszędzie. Mówi się, że ponad 80% mieszkańców Jemenu pilnie potrzebuje pomocy żywnościowej i medycznej.
Jak podkreśla gość „Poranka WNET”, ciężko tu o konkretne liczby osób poszkodowanych. Szacuje się, że ok. 2 miliony osób w wyniku działań wojennych straciły dach nad głową:
Z dnia na dzień wywróciło się życie do góry nogami. […] Ludzie, którzy uszli z życiem, najczęściej wędrują w stronę stolicy, bo wydaje się, że tam będzie łatwiej, będzie można znaleźć pomoc […] mamy ok. 3 milionów uchodźców wewnętrznych.
W Jemenie od ponad 2 lat trwa blokada granic. Granice morskie, lądowe oraz powietrzne są kontrolowane przez Arabię Saudyjską. Jedyną możliwością na opuszczenie kraju jest przemyt:
W Jemenie przez tę najwęższą cieśninę nazywaną bramą łez przemyt zawsze się odbywał. Głównie przez malusieńskie miasto Mocca, od tego portu kawa wzięła swoją nazwę. […] Ludzie się jakoś próbują przedostać.
Głód jest jednym z największych problemów ogarniętego wojną Jemenu. Zdesperowani ludzie, szczególnie na północy kraju jedzą gotowane, roztarte liście winorośli:
Liście winorośli roztarte na papkę daje się jeść, daje się oszukać głód, jednak później na ciele pojawia się makabryczna wysypka, której nie ma czym leczyć.
Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 16:00 – 18:00 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Łukasz Jankowski.
Goście Popołudnia WNET:
Paweł Lisiecki – poseł PiS;
Łukasz Przybyszewski – analityk Azji Zachodniej, Akademia Sztuki Wojennej;
Prof. Jerzy Żyżyński – ekonomista, UW, Rada Polityki Pieniężnej;
Paweł Bobołowicz – korespondent Radia WNET na Ukrainie
Prowadzący: Łukasz Jankowski
Realizator: Piotr Szydłowski
Część pierwsza:
Przegląd prasy autorstwa Łukasza Jankowskiego.
Paweł Lisiecki I Fot. radio Wnet
Paweł Lisiecki, poseł PiS, opowiada o katastrofie trwającej w oczyszczalni ścieków „Czajka”. „Możemy snuć domysły, ratusz nie informuje o przyczynach awarii. Słyszałem o wersjach, w których mogła dojść do wybuchu, którego przyczyną było zatkanie rur kolektora” – twierdzi gość „Popołudnia WNET”.
Jak patrzymy na sytuację oczyszczalni „Czajka” to trzeba pamiętać, że dopiero po 24h opinia publiczna dowiedziała się o awarii. Również dopiero teraz dowiadujemy się o spalarni osadów. To wszystko pokazuje, że polityka informacyjna warszawskiego ratusza nakierowana jest na to, aby nie informować odpowiednich służb – mówi Paweł Lisiecki.
Jak dodaje rozmówca: Trzeba przyjrzeć się, czy nie doszło do błędu już na etapie projektowania i wykonania inwestycji, jaką jest oczyszczalnia. Podobne oczyszczalnie ścieków, które budowane były w Polsce wyniosły wiele mniej środków i tu pojawia się pytanie, czy ktoś nie chciał na tym zarobić dużych pieniędzy?
Paweł Lisiecki opowiada również o kampanii wyborczej prawa i spraw w Warszawie. „Jest to dla naszej partii niełatwy okręg. Jednak prowadzą kampanię spotykam się z sympatią i zagrzewaniem nas do walki” – mówi gość „Popołudnia WNET”.
Rozmówca zaprasza na październikowe wybory twierdząc, że jako Polacy powinniśmy zdecydować, kto będzie rządził naszym krajem.
Jerzy Kwieciński w nagranej rozmowie z Łukaszem Jankowskim opowiada o powołaniu na stanowisko ministra finansów oraz jego zadaniach.
Łukasz Przybyszewski opowiada o ataku na rafinerię saudyjską.
„Nie wiem czy na pewno jest jasne, kto zaatakował rafinerię. Wygląda na to, że na 100% to nie drony i pociski z Jemenu. Być może rzeczywiście okaże się, że za atakiem stoi Iran. Próbuje on pokazać, że zależy mu, aby rozwiązać sytuacje na swoją korzyść i nie zamierza rezygnować ze swoich pocisków” – mówi gość Łukasza Jankowskiego.
Niezależnie, czyje były pociski to sam fakt oznacza wypowiedzenie wojny. Jeżeli przyjmiemy, że ataku dokonał Iran to można odnieść wrażenie, że wszyscy przygotowują się na większy konflikt. Iran nie działa w osamotnieniu i ma swoich sojuszników – twierdzi Łukasz Przybyszewski.
Część druga:
Prof. Jerzy Żyżyński opowiada o projekcie podniesienia płacy minimalnej.
„Projekt o podniesieniu płacy minimalnej nie dotyczy wszystkich. Trzeba pamiętać, że to również powoduje wzrost wpływów podatkowych. Problem jednak polega na tym, że cała transformacja była eksperymentem. Kiedy nie ma teorii, trzeba być bardzo ostrożnym” – mówi gość „Popołudnia WNET”.
Polska stała się krajem, gdzie wykorzystywano tanią siłę roboczę, ale kto chce być konkurencyjny przez to, że jest biedny? To musimy zmieniać – dodaje rozmówca. Żyżyński twierdzi, że Polska jest zwykłym krajem, który ciężką pracą musi budować gospodarkę.
Paweł Bobołowicz / Fot. Konrad Tomaszewski
Paweł Bobołowicz opowiada o postanowieniu usankcjonowaniu republik samozwańczych w Donbasie.
Kolejny dzień toczy się na Ukrainie dyskusja o tzw. „Formule Steinmeiera”. Ta formuła nie jest czymś nowym, jest związana z tym, co działo się już w 2014 roku.
Dzisiaj pojawia się również nowy termin „Formuła Zełenskiego”. Przewiduje ona mi.in odnowienie wypłat emerytur, dostarczanie wody oraz poszerzenia listy towarów na linii rozgraniczenia.
„W tle konfliktu jest kwestia tranzytu gazu przez teren Ukrainy. Ukraina twierdzi, że daje sobie radę bez gazu rosyjskiego i sama potrafiła sobie uzupełnić jego braki” – mówi nasz korespondent.
Nie jest wykluczone, że ekipa Zełenskiego ma bardziej prorosyjskie poglądy niż nam się wydaje. Warto przyglądać się wydarzeniom na Ukrainie – dodaje Paweł Bobołowicz.
Sobotni atak na rafinerie w Arabii Saudyjskiej spowodował wzrost cen ropy naftowej na rynkach azjatyckich. Analitycy obawiają się, że ropa zdrożeje także na innych rynkach na świecie.
Ataki na saudyjskie rafinerie prawdopodobnie przeprowadzono z bazy w Iranie, która znajduje się przy granicy z Irakiem – ustalili eksperci z Arabii Saudyjskiej i USA. Sobotnie ataki na dwie instalacje saudyjskiego koncernu Aramco spowodowały wstrzymanie produkcji 5,7 mln bryłek ropy dziennie, czyli ok. 50% jej całkowitej produkcji. Aktualnie Arabia Saudyjska przyłączyła się do kierowanej przez Stany Zjednoczone międzynarodowej misji ochrony żeglugi na Bliskim Wschodzie.
Do końca września produkcja ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej zostanie przywrócona do stanu, jaki istniał przed sobotnimi atakami na dwie rafinerie – poinformował minister energetyki Arabii Saudyjskiej książę Abdel Aziz ibn Salman.
Do ataków na rafinerię przyznał się wspierany przez Iran rebeliancki ruch Huti, walczący w Jemenie z siłami rządowymi od 2015 roku; te z kolei wspiera militarnie międzynarodowa koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej, popierana przez USA. Odpowiedzialności Hutich zakwestionowały już wcześniej władze USA. Sekretarz stanu Mike Pompeo winę za ataki przypisał Iranowi, zaś prezydent Donald Trump na Twitterze zagroził uderzeniem odwetowym, nie precyzując, kogo USA uważają za sprawcę.
Minister obrony Iranu Amir Hatami zaprzeczył jakiemukolwiek zaangażowaniu Iranu w ataki. Prezydent Iranu Hasan Rowhani oświadczył zaś, że atak na instalacje naftowe Arabii Saudyjskiej kraj ten powinien potraktować jako „ostrzeżenie”, że musi zakończyć swój udział w wojnie w Jemenie.
Prof. Bogdan Szafrański o odwołaniu Johna Boultona przez Donalda Trumpa, ataku na saudyjskie rafinerie i polskiej kampanii parlamentarnej.
Prof. Bogdan Szafrański opowiada o zmianie na stanowisku amerykańskiego prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Johna Boltona zastąpił tymczasowo Charles Kupperman. Zdaniem amerykanisty przyczyną była niezgodność zdań ws Iranu i Korei Płn. Jak stwierdza, „Trump pradopodobnie chciałby osiągnąć jakiś sukces na arenie międzynarodowej”, w czym pomóc miało mu złagodzenie stanowiska wobec tych krajów. W tym przeszkadzać mógłby mu Boulton.
Iran ma rakiety, które mogą sięgnąć stolicy Królestwa.
Prof. Szafrański 25 lat temu miał szansę z nim współpracować. Podkreśla, że to bardzo dobry ekspert w zakresie bezpieczeństwa. „Według mojej pamięci jest wyważony, spokojny i analityczny” – oznajmia. Ponadto opowiada o ataku dronów na saudyjskie rafinerie. Do ataku przyznał się rebeliancki ruch Huti walczący w Jemenie z siłami rządowymi, wspieranymi przez koalicję pod przywództwem Arabii Saudyjskiej. Gość „Poranka WNET” stwierdza, że prawdopodobnie stoi jednak za tym Iran. Obecnie USA czekają na zajęcie stanowiska przez Saudów. Do Rijadu wysłany został amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo. Dodaje, że obecnie Stany Zjednoczone są eksporterem ropy, więc mogłyby, gdyby chciały zniwelować efekty ataku na saudyjskie instalacja. Prof. Szafrański podkreśla, że na wzroście cen ropy korzysta Rosja i przypuszcza, że mogła namawiać Iran do tego ataku, podczas poniedziałkowej rozmowy prezydentów Iranu, Turcji i Rosji w Ankarze.
Koalicja Obywatelska traci impet. Wystąpienia kandydatki na premiera są dość słabe.
Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego komentuje także przebieg kampanii wyborczej w Polsce. Jak mówi, „wynik, żeby był inny od dotychczasowych trudno sobie wyobrazić”. Zauważa, że zapowiedzi podwyższenia płacy minimalnej wywołują niepokój u przedsiębiorców. Tych większych stać, żeby zainwestować w nowe technologie, jednak mniejsi nie są gotowi na taką zmianę.
Koc nie ochroni przed bombami. Dzieci skulone pod kocem zamykają oczy. Uderzy? Poleci dalej? Więc nie dziś. To rzeczywistość rodzin, które próbują żyć normalnie. Rodzą się dzieci. Bo ile można czekać?
Beata Błaszczyk
To potrwa najwyżej dwa tygodnie
„To potrwa najwyżej dwa tygodnie. Przecież świat się o nas upomni. Przecież mamy sojuszników. Te naloty zaraz się skończą”. Polska we wrześniu 1939 roku? Jemen dzisiaj, Jemen A.D. 2019. Dziś, trzydziestego czerwca 2019, mija tysiąc pięćset pięćdziesiąt ósmy dzień wojny.
Sana. Fot. B. Błaszczyk
Jemen, niegdyś mityczna Arabia Felix, kraina szczęśliwości, mirry i kadzidła. Dziś to trójpiekło wojny, głodu i cholery. Największa katastrofa humanitarna dzisiejszego świata, jak powiedział ponad rok temu Antonio Guterres, sekretarz generalny ONZ.
W dwudziestodziewięciomilionowym kraju ponad dwadzieścia dwa miliony pilnie potrzebują pomocy – albo medycznej, albo humanitarnej w postaci jedzenia. Kilkanaście milionów ludzi nie wie, skąd będzie pochodził ich następny posiłek. Tylko że to nie miliony, nie liczby, tylko ludzie. Przed wojną też było biednie. Jemen to najbiedniejszy kraj regionu i jeden z najbiedniejszych krajów świata. Przed wojną za mniej niż dwa dolary dziennie musiała przeżyć ponad połowa mieszkańców. Te dwa dolary to nie tylko wydatki na jedzenie. Czasem trzeba kupić żarówki czy baterie. Czasem zapłacić za przejazd czy lekarstwa dla dzieci. I na to dwa dolary dziennie musiały wystarczyć. Było biednie, ale na swój sposób godnie i bezpiecznie.
Jemeńczycy są dumni ze swojego przebogatego dziedzictwa historycznego i kulturalnego. Tama nieopodal miasta Marib, zbudowana w trzecim tysiącleciu p.n.e., nie przestaje zadziwiać badaczy jako cud architektury i geniuszu ludzkiej myśli. Trzy jemeńskie miasta są na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ale to wcale nie broni ich przed saudyjskimi bombami.
Dziś funkcjonuje tylko ułamek infrastruktury medycznej. Saudyjskie bomby spadają na wszystko. Na szkoły, szpitale, dzielnice mieszkaniowe, kondukty pogrzebowe, orszaki weselne, a nawet meczety. Nie ma środków przeciwbólowych dla najciężej rannych. Coraz częściej nie ma prądu. Nie działa nawet awaryjne zasilanie, bo brakuje paliwa do generatorów prądu. Brakuje czystej, bezpiecznej wody pitnej. Jest gorąco – dużo bardziej niż u nas przez ostatnie tygodnie. Tylko wczoraj w Hudajdzie zmarło dziesięcioro nowo narodzonych dzieci. Zmarły z przegrzania i odwodnienia.
Lekarze walczą o życie chorych i rannych, chociaż od dwóch lat nie otrzymują wynagrodzenia. Tak samo jak nauczyciele i inne grupy zawodowe na tak zwanych państwowych posadach. Bo państwa praktycznie nie ma.
Sana, której starówka to cud architektury na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO od 1986 roku, miasto nieprzerwanie zamieszkane od dwóch i pół tysiąca lat, jest jedyną stolicą bez funkcjonującego lotniska i przedstawicielstw dyplomatycznych. Saudyjczycy najpierw zbombardowali lotnisko w 2015 roku i potem wielokrotnie bombardowali je ponownie – nawet kilkanaście razy tego samego dnia. Na lotnisku można wylądować. Czasem lądują tam samoloty WHO z lekarstwami czy szczepionkami przeciw cholerze. Czasem ląduje specjalny wysłannik ONZ Martin Griffiths. To Saudyjczycy kontrolują przestrzeń powietrzną kraju i decydują, czy samolot może lądować lub nie. Chorzy, których stać byłoby na leczenie poza granicami kraju, nie mają na to szans. Saudyjczycy kontrolują także granice morskie i powietrzne. Od szóstego listopada 2017 roku trwa całkowita blokada granic Jemenu.
To dla większości z nas zupełnie niewyobrażalne. Coś, co znamy z podręczników historii – oblężone miasta czy twierdze. Tutaj cały kraj jest w stanie oblężenia i wydostać się jest bardzo trudno. Chyba najbardziej oblężonym miastem w oblężonym kraju jest Taiz, niegdyś tętniące życiem, pełne studentów. Miasto, w którym chyba najłatwiej zginąć i z którego najtrudniej się wydostać. Jedyna droga z miasta wygląda jak ciasny wąwóz. Ruch tylko w jednym kierunku. Niektórzy mieszkańcy Taiz czy okolicznych wiosek, którzy stracili wszystko pod saudyjskimi bombami, koczują w grotach na obrzeżach albo ruszają pieszo w stronę stolicy. Takich wewnętrznych uchodźców może być w tej chwili w Jemenie około trzech milionów. Uszli z życiem, ale nie mają nic. Są całkowicie zdani na pomoc.
Niektórym z nich pomaga polskie Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju, organizacja pożytku publicznego we współpracy z dwiema miejscowymi jemeńskimi organizacjami.
Zestaw zwany koszykiem to najczęściej 25 kg mąki, po 10 kg ryżu i cukru, 2 l oleju i 1 kg mleka w proszku. To ratuje życie ośmiu osób przed śmiercią głodową przez miesiąc. „To taki odroczony wyrok śmierci”, mówią wolontariusze Stowarzyszenia.
„Nie wiadomo, co będzie za miesiąc. Teraz po prostu trzeba ratować każde ludzkie życie”. Gdy nie ma już okruchów chleba, które można rozmoczyć w wodzie lub coraz słabszej herbacie, pozostają rozgotowane liście winorośli, roztarte na kwaśną papkę. Głód można na krótko oszukać, ale powstaje dokuczliwa wysypka, której nie ma jak i czym leczyć. Na północy kraju w Aslam tysiące ludzi mogą być w takiej sytuacji. Tam też dotarły koszyki z żywnością polskiego Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju. „To żaden sukces”, mówią wolontariusze. „Jak wybrać pięćdziesiąt rodzin – bo akurat na tyle wystarczy pieniędzy – gdy dookoła są setki tysięcy potrzebujących?”, dodają.
To właśnie z Aslam pochodziła Amal Hussain, której zdjęcia obiegły świat w październiku ubiegłego roku. Prześliczny uśmiech, wielkie oczy, cieniutka skóra i same kości. Żadnego ciała, wspomina lekarz, który próbował ją ratować w mobilnej klinice w Aslam. Pielęgniarki próbowały karmić dziewczynkę mlekiem, ale wycieńczony organizm reagował jedynie biegunką i wymiotami. Amal zmarła z głodu.
Jemen to kraj, w którym dziesięcioletni chłopiec może ważyć osiem kilogramów, dwunastoletnia dziewczynka dziesięć, kobieta w trzecim trymestrze ciąży ciepło i tradycyjnie ubrana – trzydzieści osiem kilogramów. Nawet jeśli dziecko urodzi się w terminie, matka nie będzie w stanie go wykarmić.
Zdjęcia Amal czy ludzi gotujących, a potem jedzących liście winorośli co jakiś czas obiegają świat. Przez chwilę nie jest to zapomniana wojna. Tak było też w sierpniu zeszłego roku, gdy saudyjska koalicja zbombardowała szkolny autobus. Zginęło czterdziestu czterech chłopców. Czterdzieści cztery małe trumny były fotogeniczne. Tak samo jak mali chłopcy, którzy przeżyli atak i kopali groby dla swoich rówieśników. To było dziewiątego sierpnia – mało kto jednak pamięta, że w ciągu pierwszych dni miesiąca zginęło w Jemenie prawie pół tysiąca osób.
Broń najnowszej generacji produkowana przez amerykańskie i brytyjskie koncerny podobno jest tak precyzyjna, że może trafić w cel z dokładnością jednego metra. Zawsze jednak, gdy giną dzieci w szkołach, kobiety w domach czy szpitalach, komunikat amerykańskiej administracji jest ten sam: to był w pełni usprawiedliwiony cel militarny.
W kraju praktycznie bez państwa o wiarygodne statystyki trudno. Na podstawie tylko informacji medialnych ogólnie dostępnych dane gromadzi międzynarodowa grupa Armed Conflict Location & Event Data Project. Od początku wojny, to jest od marca 2015 roku mogło zginąć nawet sto tysięcy osób. Nalotów było ponad osiemnaście tysięcy.
„Co odpowiedzieć komuś, kto pisze, że nad jego domem nisko krążą samoloty F-16?”, pytają wolontariusze Stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju. Koc nie ochroni przed bombami. Dzieci skulone pod kocem zamykają oczy. Uderzy? Poleci dalej? Więc nie dzisiaj. Nawet jeśli nie uderzy, trauma pozostanie. Tego nie będzie miał kto leczyć. To rzeczywistość rodzin, które nadal są w swoich domach i próbują żyć normalnie. Ludzie zakładają rodziny, rodzą się dzieci. Bo ile można czekać? Zwłaszcza, gdy nie wiadomo, na co się czeka.
Zwaśnione strony trudno posadzić przy jednym stole. Początkowo wewnętrzny konflikt stał się wojną z udziałem sił obcych. A wszystkim uczestnikom tej wojny ona zwyczajnie się opłaca. Nawet tym najmniejszym graczom. Wystarczy parę kałachów – a o broń w Jemenie zawsze było łatwo – kilku młodych chłopców i już punkt kontrolny na drodze. Nikt nie kontroluje zawartości pojazdów, bo przecież nie o to chodzi. Chodzi o opłaty, które można pobierać. Więc szkoda stracić takie źródło dochodu. Zwłaszcza, gdy nie ma innego.
Gdy nie ma nic, kusi obietnica szybkiej ścieżki do raju. Nastoletnich chłopców można werbować, właśnie kusząc obietnicą szybkiej ścieżki do raju. Można też uprowadzać siłą z domów czy sierocińców.
Dziesięciolatek dostaje opaskę z numerem na nadgarstek. To jego klucz do raju. Gdy zginie, zostanie pochowany jako męczennik. Jeśli nie zginie, będzie problemem nie tylko dla siebie i swojego kraju, ale także i dla nas wszystkich.
Bardzo brak silnego, konsekwentnego, polskiego głosu w sprawie Jemenu na arenie międzynarodowej. Biedni nie mają przyjaciół. To wiemy. Ale tu stawka jest dużo większa. Tam walczą najemnicy z innych krajów. Co najmniej trzydzieści tysięcy saudyjskich najemników z Sudanu. Teraz walczą w Jemenie. Nie mają nic do stracenia. Nic ich na tym świecie nie trzyma. Rodzice i rodzeństwo nie żyją. Mogą zabijać wszędzie, jeśli tylko ktoś zapłaci. Bo w sumie tylko to potrafią.
Jemen potrzebuje pomocy. Także naszej pomocy. Bo jak nie my, to kto? Ci, którzy sprzedają tam broń i na tym zarabiają? Im nie zależy na końcu tej wojny.
Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju (organizacja pożytku publicznego) numer konta 34 1020 1156 0000 7902 0048 5227 Bank PKO BP S.A. www.szkolydlapokoju.pl
Na stronie głównej sprawozdania finansowe pokazują, że wszystko, co otrzymujemy, przekazujemy potrzebującym. Nie mamy biura ani żadnych kosztów biurowych, wszyscy jesteśmy wolontariuszami. Zapraszamy do śledzenia relacji z organizowania pomocy na naszej stronie, na Facebooku i Twitterze.
Artykuł Beaty Błaszczyk pt. „To potrwa najwyżej dwa tygodnie” znajduje się na s. 1 i 11 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Artykuł Beaty Błaszczyk pt. „To potrwa najwyżej dwa tygodnie” na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com