Minister Jarosław Zieliński komentuje rekonstrukcje rządu, krytykuje działania Donalda Tuska, który jego zdaniem szkodzi Polsce. Dementuje również możliwość koalicji z PSL-em.
Jarosław Zieliński o rekonstrukcji rządu premiera Mateusza Morawieckiego. Po tym, jak część ministrów dostało mandat do Parlamentu Europejskiego, zmiany w szeregach są konieczne:
Rekonstrukcja jest konieczna, ponieważ część naszych kolegów uzyskała mandatów do europarlamentu, w związku z tym, musi ich ktoś zastąpić. To jest naturalna sytuacja. Na wniosek Prezesa Rady Ministrów, Prezydent powołuje zgodnie z konstytucją nowych ministrów.
Gość Poranka WNET odnosi się także do dzisiejszego wiecu w Gdańsku, podczas którego wystąpić ma Donald Tusk:
Nie mam żadnych oczekiwań wobec Donalda Tuska. Gazeta Wyborcza pewnie ma, bo to jest to samo środowisko. Natomiast ja oczekiwałbym od Donalda Tuska, żeby dokończył swoją kadencję europejską i przestał angażować się w sposób tak bardzo szkodliwy w polskie sprawy, bo każde jego wystąpienie to jest wielka szkoda dla Polski. Nie spełnił swojej roli jako przewodniczący ważnego gremium europejskiego. Mógł Polsce pomóc, a wielokrotnie szkodził.
Ponadto ocenia możliwy nowy scenariusz reformy naszego kraju pt. „Wielka Polska Obywatelska”, który jest autorstwa Platformy Obywatelskiej. Podwójny wiceminister sądzi, że planowana przez największą siłę opozycyjną decentralizacja publicznych instytucji jest niszczeniem państwa na poziomie samorządowym. Albowiem oddanie części kompetencji z ministerstw w ręce województw sprawi, że Polska społecznie się rozwarstwi:
Gdyby zrealizować tę koncepcję, to państwa by nie było. Byłyby może Województwa, może regiony, gminy, gdzie słabsze by upadły. Nie byłoby służby zdrowia w biedniejszych regionach. Szkoły byłyby polikwidowane. Policja samorządowa oznaczałaby, że bezpieczeństwo byłoby na wyższym poziomie w miejsca, gdzie byłoby większe bogactwo, natomiast biedniejsze gminy nie miałyby zapewnionego bezpieczeństwa.
Dodaje, że Prawo i Sprawiedliwość nie rozważa koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym w kontekście pytania zadanego przez Jarosława Gowina – „dlaczego nie pójdziecie z nami?”:
Nic mi nie wiadomo na temat wspólnych list z PSL-em. PiS zrobi wszystko, aby wygrać wybory parlamentarne, w celu realizacji Dobrej Zmiany. […] PSL nie jest naszym parnerem, jest po tamtej stronie, jest członkiem Koalicji Europejskiej. […] Prawo i Sprawiedliwość takiej koalicji w tej chwili nie rozważa.
Sądząc po zapleczu ideowym ludzi obecnie rządzących Poznaniem, to z narodowo-demokratycznego, chrześcijańsko-społecznego charakteru Wielkopolan, którzy pokonali Niemców w powstaniu, nic nie zostało.
Antoni Opaliński
Grzegorz Kucharczyk
Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu
O przygotowaniach do zwycięskiego zrywu wielkopolskiego, którego setną rocznicę Wielkopolska uroczyście obchodziła w ostatnich dniach grudnia 2018 roku, oraz o reformie akademickiej, tzw. ustawie Gowina, z profesorem Grzegorzem Kucharczykiem rozmawia Antoni Opaliński.
Za nami setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego. Jakie jest znaczenie tego wydarzenia w naszych dziejach?
Powstanie wielkopolskie było kluczowe zarówno jeśli chodzi o przynależność tzw. ziem zachodnich do Rzeczypospolitej, jak i o proces odbudowy państwa polskiego jako całości. Po pierwsze udane powstanie w Wielkopolsce było decydującym argumentem dla polskiej delegacji podczas konferencji pokojowej w Wersalu, żeby domagać się przyłączenia, powrotu tej ziemi do Polski. Wystarczy popatrzeć na mapę, żeby wiedzieć, że bez Wielkopolski nie byłoby – nawet w sensie geopolitycznym – możliwości przyłączenia do Polski Pomorza ani Górnego Śląska. Była to więc ziemia centralna i jedna z najważniejszych. Po drugie Wielkopolanie, armia wielkopolska, włączona latem 1919 roku w struktury Wojska Polskiego, bardzo poważnie zasiliła armię polską walczącą zarówno w Galicji, jak i na froncie wschodnim przeciw bolszewikom. Jednostki wielkopolskie bardzo się w tych walkach odznaczyły, należały do najbardziej efektywnych jednostek Wojska Polskiego.
Powstanie wielkopolskie utrwaliło się w naszej historii jako zwycięskie, w przeciwieństwie do pięknych, ale tragicznych zrywów XIX wieku – dobrze zaplanowane i zakończone sukcesem.
Niektórzy historycy wskazują, że to nie było pierwsze udane powstanie, bo pierwszym było powstanie przeciwko Prusakom, też w Wielkopolsce, kiedy witano wkraczającą armię napoleońską. To właśnie Wielkopolanie tworzyli rodzącą się wówczas armię Księstwa Warszawskiego. Wśród historyków jest spór, czy to można nazwać powstaniem. Jedno jest pewne: to właśnie ziemie zachodnie zasilały Księstwo Warszawskie, czyli to „małe państwo wielkich nadziei”, które dla wielu Polaków stanowiło właśnie wielką nadzieję na odzyskanie całości Rzeczypospolitej. Natomiast Powstanie wielkopolskie z lat 1918–1919, chociaż udane, nie doczekało się np. takiej wielkiej poezji, która towarzyszyła wielkim, ale nieudanym powstaniom – jak kościuszkowskie, a zwłaszcza listopadowe i styczniowe. Powstanie wielkopolskie rzeczywiście nie przebiło się do literatury. W związku z tym do dzisiaj są kłopoty z umiejscowieniem go w kulturze pamięci narodu. Wydaje mi się, że takie rocznice jak setna, są znakomitą okazją, żeby wielu ludziom, zwłaszcza młodym, przypomnieć albo wręcz poinformować ich, czym było powstanie wielkopolskie.
Fot. J. Hajdasz
Mówi się, że było ono doskonale przygotowane. Jednak w legendzie utrwalił się obraz przyjazdu do Poznania Ignacego Paderewskiego i spontanicznego wybuchu, prawie że zainspirowanego przez przyjazd mistrza.
Powstanie wielkopolskie pod względem – tak to nazwijmy – metodologii zrywu powstańczego było modelowym przykładem, jak trzeba to robić. Sam ten legendarny przyjazd Paderewskiego do Poznania 26 grudnia 1918 roku był doskonale zainscenizowany przez stronę polską, przygotowany, nic się nie działo przypadkiem. Jeżeli można mówić o spontaniczności, to możemy użyć oksymoronu: spontaniczność doskonale zorganizowana i przygotowana. Przecież Poznań był udekorowany na przyjazd Paderewskiego we flagi polskie i alianckie.
Przypomnę, że Poznań był w tym momencie formalnie jeszcze częścią Rzeszy Niemieckiej, a tutaj – już wiszą flagi państw, które są w stanie wojny z Niemcami. Tak samo jeśli chodzi o manifestację: to nie było jakieś zbiegowisko; wszystko zostało zorganizowane. Ale przede wszystkim przygotowania trwały od strony politycznej. Od ponad pół roku tworzyły się w Wielkopolsce tajne komitety obywatelskie, które po upadku monarchii w Niemczech i abdykacji Wilhelma II wyszły na powierzchnię. Tworzyły się również Rady Ludowe wraz z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu. Polacy bardzo umiejętnie przechwytywali od środka – to był przecież w Niemczech czas rewolucji – tworzące się Rady Robotnicze i Żołnierskie. Polacy przejęli taką radę w Poznaniu, która de facto sprawowała władzę. I wydział wykonawczy rady zaczął wymieniać pruskich urzędników i umieszczał na tych miejscach Polaków. Ten proces przejmowania władzy w Wielkopolsce toczył się, zanim wybuchło powstanie. Tu nie było miejsca na powtórkę z Nocy Listopadowej, gdzie Polacy biegaliby po Poznaniu, szukając, kto przejmie dowództwo. To polityczne przywództwo już było gotowe.
Czy możemy wymienić najważniejszych przywódców powstania wielkopolskiego?
Oczywiście generał Józef Dowbor-Muśnicki, twórca i organizator armii powstańczej. On przybył do Wielkopolski, kiedy powstanie trwało. Pierwszym dowódcą był kapitan, potem major Stanisław Taczak. Trzeba pamiętać o pierwszej polskiej ofierze powstania, czyli Franciszku Ratajczaku. Od strony politycznej pierwszoplanową postacią jest członek komisariatu Naczelnej Rady Ludowej Wojciech Korfanty. Postać zazwyczaj kojarzona ze Śląskiem i z powstaniami śląskimi – i słusznie. Ale on był związany z całą dzielnicą pruską i wtedy, w tych kluczowych momentach 1918 i 1919 roku, był odpowiedzialny za polityczne zaplecze powstania.
Pan mówi o pracy w miesiącach poprzedzających powstanie. Można chyba jednak powiedzieć, że Polacy w Wielkopolsce przygotowywali się do tego momentu dziejowego przez dziesiątki lat.
Oczywiście, powstanie wielkopolskie było pierwszym polskim powstaniem w XX wieku. W związku z tym było to pierwsze powstanie nowoczesne. Nie tylko systematycznie i metodycznie przygotowane. Głównym bohaterem tego powstania był nowoczesny naród, ta część narodu polskiego, która żyła nad Wartą. Nowoczesny w znaczeniu: obejmujący wszystkie warstwy społeczne przeniknięte polską tożsamością narodową, która budowała się w czasie tzw. najdłuższej wojny nowoczesnej Europy. Czyli podczas organizowania oporu polskiego wobec nacisku germanizacyjnego, nie tylko w sensie językowym, ale też obrony polskiej ziemi i kultury. W tę obronę były zaangażowane polskie instytucje za pomocą różnych sieci oddolnych tworzonych przez Polaków, przez polską oddolną modernizację, czyli ruch organicznikowski – czytelnie ludowe, spółdzielnie, banki rolnicze, związki spółek zarobkowo-pożyczkowych. Tutaj kluczową rolę pełnił Kościół katolicki, który dostarczał kapitału moralnego i kulturowego, a z drugiej strony było polskie ziemiaństwo, szlachta, która dostarczała kapitału materialnego, bez którego te wszystkie inicjatywy by nie powstały. Synergia tych dwóch kapitałów – moralnego wsparcia ze strony Kościoła i materialnego, który finansował te projekty organicznikowskie, pozwoliła na stworzenie nad Wartą nowoczesnego polskiego narodu. Nieprzypadkowo Roman Dmowski w Myślach Nowoczesnego Polaka z 1903 roku wskazywał na Poznańczyków jako przykład nowoczesności dobrze pojętej.
Skoro wspomnieliśmy o Dmowskim, można chyba powiedzieć, że Wielkopolska to była modelowa endecka dzielnica kraju?
Tak. Tutaj rząd dusz sprawowała Narodowa Demokracja i także szeroko pojęty ruch chrześcijańsko-społeczny, np. chrześcijańskie, czyli katolickie związki zawodowe. To się oczywiście zgadza; sam Roman Dmowski w okresie II RP bardzo chętnie przebywał w Wielkopolsce, nawet zakupił majątek w Chludowie pod Poznaniem. A Wielkopolska też witała go z otwartymi ramionami. Warto wspomnieć, że Dmowski jest doktorem honoris causa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, uniwersytetu, który powstał jako Wszechnica Piastowska w 1919 roku. Warto pamiętać, że został zachowany parytet, ponieważ doktorem honoris causa UAM jest także Józef Piłsudski.
Czy dziś w Wielkopolsce cokolwiek pozostało z tego narodowo-demokratycznego, czy też chrześcijańsko-społecznego charakteru?
Jeżeli patrzeć na wyniki wyborów, czy też zaplecze ideowe ludzi, którzy rządzą w Poznaniu – to nic nie zostało.
Jak przebiegały obchody setnej rocznicy wybuchu powstania?
Od strony zewnętrznej wypadły dość okazale. Miasto zostało oflagowane, byli obecni najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego na czele z panem prezydentem. Jednak najważniejsze jest to, że obchody były poprzedzone akcją edukacyjną w całej Wielkopolsce. Na poziomie szkół, powiatów, gmin działo się to kilka miesięcy przed 27 grudnia. Można więc powiedzieć, że akcje upamiętniające powstańców wielkopolskich były prowadzone na różnych płaszczyznach. Od prowadzonej już od wielu lat akcji kibiców Lecha Poznań, którzy co roku zbierają pieniądze na odbudowę mogił powstańczych, po różne przedsięwzięcia edukacyjne w szkołach, w różnych ośrodkach kultury.
Zwycięstwo powstania wielkopolskiego to także efekt sprzyjającej sytuacji geopolitycznej.
To jest prawda, ale był to też efekt wielkiego wysiłku dyplomatycznego Komitetu Narodowego Polskiego na czele z Romanem Dmowskim. Przypomnijmy, że od 18 stycznia 1919 roku trwała w Paryżu konferencja pokojowa, na której Polska była obecna, i to obecna formalnie, w szeregu państw zwycięskich. Dzięki temu, że na froncie zachodnim w momencie podpisywania rozejmu w Compiègne 11 listopada 1918 roku była polska formacja zbrojna w postaci Błękitnej Armii generała Hallera. Wysiłek strony polskiej, przede wszystkim Romana Dmowskiego, aby powstrzymać kontrofensywę niemiecką, która zaczęła się w styczniu 1919 roku, był skuteczny w tym sensie, że przedłużenie rozejmu z Compiègne, które nastąpiło 16 lutego 1919 roku w Trewirze objęło również wymuszony na Niemcach zakaz przesuwania się na wschód w kierunku Wielkopolski. Krótko mówiąc, wymuszono na Niemcach pozostawienie w ręku powstańców prawie całej Wielkopolski. To pozwoliło skonsolidować te zdobycze i zorganizować armię powstańczą, która wiosną 1918 roku osiągnęła stan 80–90 tysięcy doskonale wyszkolonych żołnierzy.
Czy władze Poznania zaangażowały się aktywnie w obchody stulecia?
Pan prezydent Jaśkowiak tym razem był w Poznaniu podczas rocznicy. Można powiedzieć, że władze Poznania przynajmniej nie przeszkadzały w tych przedsięwzięciach i objęły najważniejsze akcje swoim patronatem. Natomiast ton nadawały tym obchodom – i to bardzo dobrze o nich świadczy – przede wszystkim inicjatywy społeczne. Nie mówię tylko o grupach rekonstrukcyjnych, one są najbardziej widoczne, ale o działaniach wydawniczych czy edukacyjnych. Władze Poznania zrobiły swoje. Przynajmniej nie było żadnej próby uczynienia np. z powstańców wielkopolskich przeciwników dialogu polsko-niemieckiego, bo przy różnych aberracjach ideologicznych można by się było czegoś takiego spodziewać. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Panie Profesorze, trwa polemika na temat reformy akademickiej. Pan premier Gowin broni się przed zarzutami wyrażonymi między innymi w liście naukowców, zainicjowanym przez profesora Andrzeja Nowaka. Minister uważa, że reforma nie zagraża wolności badań, a krytykowana przez Panów lista wydawnictw to próba poprawienia jakości publikacji naukowych i wyeliminowania tych najsłabszych.
A kto ma eliminować te najsłabsze elementy? Rozumiem, że ministerialni urzędnicy, którzy będą robić takie listy? Nauka ma eliminować słabe publikacje – bo nie przeczę, że takie są – swoimi własnymi siłami. Od tego są przewody habilitacyjne, doktorskie i profesorskie, a także powoływanie recenzentów, którzy – żeby eliminować niepożądane zjawiska – obecnie są rzeczywiście przyzywani z zewnątrz, a nie spośród kolegów.
Kolejna sprawa – szkoda, że pan minister nie wskazał kraju, w którym panuje system, który on chce zaprowadzić. Ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Niemczech, ani we Francji – w wiodących państwach, jeśli chodzi o postęp naukowy, także o nauki humanistyczne – nie ma żadnych odgórnych ministerialnych list.
Trzecie pytanie: jakie są kryteria i kto ustalał taką listę? Nie znamy nazwisk osób, które biorą udział w ustalaniu takiej listy, a przede wszystkim nie znamy kryteriów, według których taką listę się ustala.
Czy możemy wskazać źródła tego projektu, jego ideowe korzenie?
Też bym się bardzo chętnie dowiedział, kto za tym stoi. To jest zadziwiająca sprawa – cały ten model zmierza do aberracyjnego centralizmu, hiperregulacji czynionej pod patronatem pana ministra Gowina, który – przypomnijmy – jako minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska ciągle mówił o deregulacji, o otwieraniu zawodów, o usuwaniu biurokratycznych kajdan, które tłamszą nasze życie publiczne. A tutaj mamy ruch w drugą stronę. Dlatego pytanie o korzenie jest bardzo zasadne.
Jeżeli popatrzeć na kraje, w których obowiązuje system, do którego dąży pan premier Gowin – o ile ja się dobrze orientuję, to taki system mamy w Chinach i w Turcji. Nie wiem, czy jeszcze gdzie indziej, ale na pewno nie w krajach, które wymieniałem wcześniej i do których wzorca rzekomo dążymy w tej reformie. Tymczasem okazuje się, że trend jest zupełnie inny. Trend, który zmierza do tego, aby naukę jeszcze bardziej w Polsce reglamentować i to reglamentować przez urzędników. Z logiki przedsięwzięcia, o którym rozmawiamy, przebija wielka nieufność do środowiska naukowego, do tego, że będzie samo w stanie zapobiec uznawaniu marnych prac za prace naukowe.
Powtarzam – jeżeli ktoś drukuje, nawet za swoje pieniądze, marną pracę naukową i ona jest przedstawiana jakiejś radzie wydziału czy radzie naukowej jako praca doktorska czy habilitacyjna, to najczęściej już na wstępnym etapie powoływania komisji taka praca jest odrzucana. Jeżeli jakimś cudem przejdzie, to potem są zewnętrzni recenzenci, jest centralna komisja do spraw tytułów naukowych, teraz ma się nazywać radą ds. doskonałości naukowej – która też nad tym czuwa. I raptem okazuje się, że ma być dodatkowa rada, całkowicie anonimowa, w postaci gremium, które będzie ustalało listę wydawnictw.
Pan minister obawia się, że jak nie będzie tej listy, to będą powstawać marne prace naukowe. A żeby nie były marne, potrzebny jest spis, lista. Czyli doskonałość naukowa ma być badana na etapie ministerialnym. To ja sugeruję – może warto by było, żeby ministerstwo nauki każdego stycznia publikowało po prostu liczbę osób, które w rozpoczynającym się roku są przewidziane do tego, żeby dostały doktorat, habilitację czy profesurę i już się przez cały rok nie denerwowały. Skoro ministerstwo wie lepiej, to idźmy dalej i reglamentujmy wszystko – taki jest logiczny kierunek tej polityki. Bardzo niedobry.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad Antoniego Opalińskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu” znajduje się na s. 1 i 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Antoniego Opalińskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu” na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com
Profesor Pieniążek wypracował metodę, dzięki której jesteśmy liderem na rynku światowym w produkcji jabłek. Dziś minister Jarosław Gowin, likwidując naukę o ogrodnictwie, chce to zniszczyć.
W wyniku prac nad zmianami klasyfikacji dziedzin i dyscyplin naukowych ma zniknąć kilka dyscyplin, w tym ogrodnictwo. W projekcie rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina z 31 lipca 2016 roku w dziedzinie nauk rolniczych są tylko cztery dyscypliny. Ministerstwo argumentuje to nadmierną ilością dyscyplin, a co za tym idzie, potrzebą dostosowania się do OECD (Międzynarodowej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Twierdzi też, że likwidowane dyscypliny mają niszowe znaczenie.
Gość naszej porankowej audycji ze Zwierzyńca, profesor Małgorzata Korwin, dyrektor Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach wykazuje, że argumentacja ta jest niezasadna.
Przede wszystkim w OECD są zupełnie inne dyscypliny rolnicze, więc o żadnym upodabnianiu się nie może być mowy. Według zaproponowanych zmian zgadza się zaledwie jeden punkt. Poza tym w systemie OECD funkcjonuje piąta dyscyplina przeznaczona na „inne” nauki rolnicze, które mają wspomagać najsilniejszą gałąź gospodarczą. Tymczasem polskie ogrodnictwo na 4 procentach powierzchni daje produkcję towarową o wartości 40 procent, jeśli chodzi o produkcję rolną. To chyba mówimy o gigancie.
Profesor przypomniała, że w okresie międzywojennym i powojennym produkowaliśmy 100 tysięcy ton jabłek. Obecnie produkujemy 4 miliony, może więcej. Prof. Szczepan Pieniążek przeniósł pewne dobre wzory z krajów zachodnich, a potem przez współpracę powstałego Instytutu Ogrodnictwa z rodzimymi praktykami, sadownikami i warzywnikami spowodowała, że jesteśmy teraz realnym liderem na rynkach światowych w produkcji jabłek – pierwsze miejsce w Europie, a trzecie na świecie, zaraz po Stanach Zjednoczonych i Chinach. Na rynku owocowo- warzywnym jest ogromna konkurencja i żadne doradztwo czy nauka z innego państwa nie będą wspierać konkurencji, jaką jesteśmy my. Dlatego tak ważna jest dla nas nasza polska nauka.
Nasza rozmówczyni zwróciła uwagę na zapowiedzi premiera Morawieckiego o ścisłej współpracy nauki z branżą, gdyż jest to ważne narzędzie wzrostu gospodarczego. Reforma w szkolnictwie wyższym jakoby nie idzie z tym w parze.
Prof. Włodzimierz Bernacki podkreślił, że szkolnictwo wyższe trzeba zreformować, jednak ustawa Gowina w obecnym kształcie jest nie do przyjęcia.
Na początku rozmowy gość Radia Wnet skomentował relacje polsko-izraelski. Zdaniem prof. niepokojące informacje medialne, jakoby nasze stosunki uległy pogorszeniu, są nietrafne:
„Najlepiej udowadnia to spotkanie prezydentów Polski i Izraela, które pokazuje właściwy klimat tych relacji. Dopóki będziemy mówić otwartym tekstem o problemach, będzie dobrze. Kłopotem byłoby, gdyby te problemy narastały”.
Zdaniem prof. Bernackiego w Europie mamy obecnie do czynienia ze zjawiskiem odrzucenia dotychczasowych elit, które uległy kompromitacji. Kolejne wybory np. w Niemczech, we Włoszech czy na Węgrzech to potwierdzają:
„Widzimy, że w większości państw dochodzi do odrzucenia dotychczasowego modelu politycznego i dotychczasowych elit. Do tej pory mieliśmy do czynienia ze swoistą zmową elit politycznych. Byli konserwatyści czy liberałowie, którzy w kampaniach wyborczych prezentowali swoje programy, ale zawierali ugodę, że po wygranych wyborach niewiele z tych obietnic zrealizują. Obecnie partie, które wygrywają w wyborach, zaczynają wywiązywać się ze swoich obietnic, tak jak ma to miejsce w Polsce czy na Węgrzech. Ta sytuacja wywołuje wiele zamieszkania na zachodzie. Zaczyna się krytyka, mówienie o kryzysie demokracji”.
Prof. Włodzimierz Bernacki skomentował również reformę o szkolnictwie wyższym:
„Jestem zwolennikiem reformy szkolnictwa. Diagnoza jest taka, że poprzez reformy liberalne, doprowadziliśmy do sytuacji, w której nie uczymy młodych fachowców, a produkujemy absolwentów, którzy jak produkty, mają osiągnąć pewne parametry, aby lepiej pasować do rynku pracy – Jest to system, który obniża rangę i znaczenie tytułu naukowego”.
Zdaniem prof. ustawa Gowina jest jednak „gaszeniem pożaru za pomocą nitrogliceryny”. Zostały stworzone pewne ramy prawne, które nie poprawią sytuacji, a nawet może dojść do pewnego rodzaju tąpnięcia. Przede wszystkim projekt ustawy jest zbyt obszerny: „Jako konserwatysta zawsze zastanawiam się, czy wszystkie skutki tak gwałtownej przemiany są do przewidzenia”.
Ustawę da się poprawić, należy wprowadzić do niej elementarne zmiany. Projekt np. zachowuje możliwość ubiegania się o stopień dr hab., ale jednocześnie nie jest to wymogiem koniecznym. Mogą więc pojawić się sytuacje, że ktoś będzie chciał rozwijać swoją karierę naukową bez tego tytułu. Wystarczy wprowadzić do tej ustawy zmianę, że naturalną ścieżką rozwoju jest najpierw ubieganie się o stopień dr, następnie dr. hab. itd. Inaczej doprowadzimy do całkowitego spłaszczenia hierarchii i tytułów naukowych- podkreślił gość Radia Wnet.
Dr Jerzy Targalski podjął temat głośnej ustawy senatu USA nr 447 o żydowskich roszczeniach wobec Polski.
Gość Poranka skomentował rekonstrukcję rządu i obecną sytuację Polski w Unii Europejskiej.
Ustawa Justice for Uncompensated Survivors Today (JUST, czyli sprawiedliwość dla ocalonych, wobec których nie dokonano odpowiedniego zadośćuczynienia) przydziela Departamentowi Stanu prawo do oficjalnego wspierania organizacji międzynarodowych, zrzeszających ofiary Holocaustu przy odzyskiwaniu utraconego żydowskiego mienia.
Ustawa ta może mieć poważne konsekwencje dla polskiej gospodarki, ponieważ nasz kraj w najbliższym czasie może stanąć przed koniecznością spłaty gigantycznych roszczeń żydowskich. Dr Jerzy Targalski zgadza się z opiniami ostrzegającymi, że ustawa jest niebezpieczna, ale uważa, że cała ideologia, która jest do niej dorabiana w Polsce, służy interesom służb rosyjskich:
– Ustawa JUST jest niebezpieczna, ale nie niesie za sobą tak przykrych skutków, jak o tym mówią niektórzy komentatorzy. W interesie Stanów Zjednoczonych bowiem jest wzmacniać państwo Polskie, co oznacza, że nie będą oni zmuszali nas do płacenia tych pieniędzy.
Zdaniem publicysty, głosy w przestrzeni publicznej, mówiące że Polska powinna domagać się załatwienia tej sprawy przez USA, w zamian za stacjonowanie u nas wojsk amerykańskich, jest wyrazem świadomego lub nieświadomego szerzenia rosyjskiej wojny informacyjnej. Celem Kremla jest doprowadzenie do konfliktu na linii Polska-USA i zerwania sojuszu:
– Ameryka chce powstrzymać działalność destabilizującą Europę. W naszym interesie jest, aby wojska amerykańskie były w Polsce, bo inaczej Rosja zajmie nasze terytorium.
Zdaniem dr. Targalskiego, to prezydent lub premier powinien interweniować w sprawie ustawy JUST u władz amerykańskich, aby te uprzedziły w Polsce kryzys, który w związku z nią wybuchnie.
– Jeżeli rząd nadal będzie udawał, że nic się nie dzieje, to spowoduje to ogromne fale protestów. Dalsze milczenie w sprawie JUST spowoduje katastrofę, którego ofiarą padnie obóz patriotyczny.
Dr Targalski przeanalizował zmiany w rządzie polskim, skomentował wyznaczenie najbliższej wizyty Ministrowi Jackowi Czaputowiczowi z wiceszefem komisji europejskiej Fransem Timmermansem na brukselskim lotnisku:
– Fakt, że Timmermans najpierw nie chciał się spotkać z naszym ministrem, a wreszcie wyznaczył spotkanie na lotnisku, świadczy o poniżeniu Rzeczpospolitej. Pokazuje, że w Polsce wygrała opcja, która uważa, niemiecką groźbę wojny ekonomicznej przeciwko Polsce za bardzo realną, a jej skutki za bardzo dotkliwe.
Zdaniem Jerzego Targalskiego pałac prezydencki przyjął całkowicie błędne założenia taktyczne w negocjacjach z Komisją Europejską:
– Jeżeli zaczynamy od kapitulacji, to nie ma co się dziwić, że przeciwnik kapitulacje przyjmuje i żąda, abyśmy z pozycji „na czworaka” przeszli do pozycji leżącej z twarzą do ziemi. Może taktyka naszego rządu „na przeczekanie” jest jakimś pomysłem, ale prędzej czy później będziemy musieli stawić opór, albo przyjąć politykę unii europejskiej.
Póki co zdaniem Targalskiego w polityce zagranicznej wobec Niemiec weszliśmy na równie pochyłą i będziemy się z niej staczać: – Teraz mamy kapitulantów. Pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi zgodzić się na wszystko.
Zdaniem gościa Poranka Wnet gdyby nie było rekonstrukcji rządu, doszłoby do rozłamu wewnątrz PiS. Targalski podkreślił, że ta alternatywa: albo aparat PiS albo ludzie premiera Morawieckiego umieszczani w placówkach skarbu państwa, to nie wybór pomiędzy nieudacznikami a fachowcami. Obie grupy są do niczego niezdolne. – Uważam, że należny otworzyć się na społeczeństwo, na masowe awanse ludzi młodych. Na razie partia nie chce otwierać się na nowych ludzi, a nawet jeśli to robi, to są to kontakty personalne.
Z rządu odejdzie min. cyfryzacji Anna Streżyńska, która w już poniedziałek miała złożyć dymisję. Jako jej następcę wymienia się Piotra Nowaka z min. finansów. Ten resort obejmie Teresa Czerwińska
– Jutro poznacie państwo skład nowego rządu premiera Morawieckiego. Myśl że w godzinach południowych. Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości. Niebawem nowy skład rządu zacznie działać – mówiła Joanna Kopcińska na briefingu przed KPRM – Szczegóły w tej chwili są ustalane. Na pewno jutro dowiemy się jaki jest skład nowego rządu – dodała rzecznik rządu.
Planowana rekonstrukcja rządu będzie średnia; obejmie wymianę więcej niż 5, mniej niż 10 ministrów – zapowiedział w poniedziałek na antenie Radia Zet marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Jak podają dziennikarze – m.in. Wojciech Szacki z tygodnika Polityka – minister cyfryzacji Anna Streżyńska już złożyła dymisję. Według niepotwierdzonych informacji, jej miejsce ma zająć Piotr Nowak, który dotychczas pełnił funkcję wiceministra finansów, odpowiedzialnego m.in. za sprzedaż polskich obligacji.
Wśród możliwych korekt w składzie rządu wymienia się także zmianę na stanowisku ministra środowiska. Miejsce prof. Jana Szyszko ma zając Henryk Kowalczyk, w rządzie Beaty Szydło szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Jak podkreślił wicepremier Jarosław Gowin, ustalenia pomiędzy PiS, Solidarną Polską oraz jego partią Porozumienie przewidują, że dwa resorty będą kierowane przez polityków Porozumienia. Te słowa mogą potwierdzać przewidywania dziennikarzy, że ministrem finansów zostanie Teresa Czerwińska, która do tej pory pełniła funkcję wiceministra finansów, odpowiedzialnego za przygotowywania budżetu.
Raczej pewnym kandydatem na następcę Mateusza Morawieckiego na stanowisku ministra rozwoju wydaje się być Jerzy Kwieciński. Dotychczasowy wiceminister od początku rządów PiS pełnił funkcję pierwszego zastępcy premiera w resorcie, odpowiadając za cała politykę rozwoju regionalnego.
Jeżeli chodzi o rekonstrukcję rządu, to po święcie Trzech Króli, w krótkim terminie po tej dacie, będziemy mogli poznać już wszystkie możliwe zmiany– zadeklarował na konferencji prasowej premier.
Premier wypowiedział się na temat rekonstrukcji rządu podczas wspólnej konferencji z wicepremierem Jarosławem Gowinem.
Tematem konferencji były nowe wydatki na badanie z zakresu medycyny.. Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier, minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin ogłosili w środę program badań nad polskimi lekami przeciw chorobom serca i nowotworom – Chcemy, żeby leki były coraz tańsze i coraz bardziej polonizowane – powiedział podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki. Jak dodał – będziemy produkować nowoczesne leki, które będą w najlepszy możliwy sposób leczyć naszych obywateli.
Premier poinformował, że Instytut Badawczy ma szansę być bardzo nowoczesną organizacją, dzięki której nasz poziom medycyny w obszarze biotechnologii wejdzie na zupełnie nieznane do tej pory obszary.
– Nie chcemy, żeby nasi znakomici naukowcy wyjeżdżali z Polski. Instytut Badawczy ma służyć temu, żeby to do nas przyjeżdżali naukowcy – powiedział premier Mateusz Morawiecki.
Szef rządu był też pytany o zaplanowane na 9 stycznia spotkanie z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claudem Junckerem w związku z zastosowaniem wobec Polski art. 7 Traktatu UE.
– Najlepszym lekarstwem zazwyczaj jest dialog, rozmowa. My chcemy tę rozmowę prowadzić, chcemy ją pogłębiać, chcemy wyjaśniać naszym partnerom, na czym polega konieczność reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce. I na czym polegały głębokie nieprawidłowości, a w wielu sytuacjach po prostu patologie tego systemu wymiaru sprawiedliwości – powiedział premier.
Mateusz Morawiecki zaznaczył, że jest w stałym kontakcie z przewodniczącym Komisji Europejskiej, ale również z innymi komisarzami, z którymi „rozmawia na te tematy i przede wszystkim chce tłumaczyć, na czym ta reforma polega”.
– Sądzę, że przybliżymy swoje stanowiska przynajmniej na tyle, żeby dużo lepiej rozumieć nasze wzajemne intencje. Jestem tutaj umiarkowanym optymistą – dodał Mateusz Morawiecki.
Wicemarszałek Senatu powiedział Witoldowi Gadowskiemu, że wprowadzeniu ustawy dogłębnie reformującej system polskiej nauki należy ocenić pozytywnie, ale szczegółowe zapisy jeszcze wymagają dyskusji.
Gościem Witolda Gadowskiego był prof. Michał Seweryński, wicemarszałek Senatu i minister nauki i szkolnictwa wyższego w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. – Bardzo cenię sobie zalety umysłu i charakteru pana premiera Gowina, bo jest to człowiek bardzo stanowczy i działa z sukcesem. Przechodził różne koleje losu, ale chyba znalazł właściwe miejsce w polityce. Podjął się ambitnego zadania wprowadzenia nowego prawa o szkolnictwie wyższym i sam ten zamiar, doprowadzony do stadium projektu, musi być oceniony pozytywnie. W tej dziedzinie potrzebne są dogłębne zmiany – powiedział zapytany o ocenę projektu reformy szkolnictwa wyższego przygotowywanej przez wicepremiera Jarosława Gowina.
Zdaniem wicemarszałka Senatu wymaga ona jeszcze wielu szczegółowych ustaleń: – Osobiście nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Wydaje mi się, że w tym projekcie jest kilka poważnych ułomności, które powinny być wyeliminowane przed jego uchwaleniem. Oparcie projektu ustawy na założeniu, że o klasyfikacji uczelni będą decydować osiągnięcia naukowe, jest dobre, ale pytanie, jak będą one mierzone. (…) Nauki humanistyczne czy społeczne nie mogą być tak samo oceniane jak nauki techniczne.
– Według ustawy premiera Gowina, można żyć i zrobić karierę na uczelni bez habilitacji. Uważam, że to jest błąd. Ten drugi szczebel selekcji do pracy naukowej w Polsce się sprawdził. Jest to dobre pociągnięcie, dzięki któremu selekcjonujemy najlepszych naukowców – twierdzi gość Poranka WNET.
Prof. Michał Seweryński odniósł się również do możliwości startu w wyborach na prezydenta Warszawy przez marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego. Ocenia, że jest on wybitnym marszałkiem Senatu, jest „właściwym człowiekiem na właściwym miejscu”.
Partia Porozumienie to przekształcenie Polski Razem i dołączenie nowych środowisk, rozszerzenie o poglądy wolnorynkowe, republikańskie, a także o pokolenie lat 80 – powiedział gość Poranka WNET.
Po co powstała partia Porozumienie? Czy nastąpi rekonstrukcja rządu? Dlaczego tak długo trwają prace nad „Konstytucją dla biznesu”? Na te pytania odpowiadał lider nowej partii Porozumienie.
W Poranku WNET Krzysztof Skowroński spytał wicepremiera Jarosława Gowina po co powstała partia Porozumienie.
– Z jednej strony, żeby poszerzyć obóz Zjednoczonej Prawicy i zwiększyć szanse na kolejne zwycięstwo wyborcze w 2019 r. Z drugiej – żeby ramach obozu Zjednoczonej Prawicy silniej akcentowane były poglądy wolnorynkowe, przekonanie, że warto obniżać podatki, ale także przekonanie, że warto działać na rzecz łagodzenia napięć politycznych, że politykę należy opierać na dialogu – odpowiedział.
Jarosław Gowin i partia Porozumienie identyfikują się z zasadniczym kierunkiem polityki Mateusza Morawieckiego. Jednak potrzebna jest ich zdaniem pewna korekta: – W drugiej części kadencji trzeba inaczej rozłożyć akcenty. Mniej uwagi poświęcać projektom i programom społecznym, jak „Rodzina 500+”, a bardziej skoncentrować się na sprawach gospodarczych.
Czy nastąpi rekonstrukcja rządu? Wicepremier jest zdania, że do postulowanej przez niego zmiany w rozłożeniu akcentów nie są konieczne zmiany personalne, ale decyzje polityczne. Pewne jednak jest, twierdzi gość Poranka, że zmiany nastąpią, przy czym żadne konkretne decyzje jeszcze nie zapadły. Trwają konsultacje, również na szczeblu koalicyjnym.
Jeśli chodzi o reformę wymiaru sprawiedliwości, to Jarosław Gowin uważa, że słuszne było weto prezydenckie, gdyż ustawa o Sądzie Najwyższym „była obarczona poważnymi słabościami”. Zasadnicze kwestie nie są już sporne między prezydentem a rządem. Trwają teraz szczegółowe ustalenia, które dobiegają już końca.
Jarosław Gowin skrytykował tempo prac nad „Konstytucją dla biznesu”, czyli zapowiadanym przez Mateusza Morawieckiego pakietem ustaw, mającym ułatwić prowadzenie działalności gospodarczej. „Prace nad tym bardzo ważnym dokumentem trwają zbyt długo”. Są trudności w uzgodnieniach między resortami. Zwrócił uwagę, że na tym przykładzie widać, że dużo ważniejsze niż zmiany personalne w rządzie, są zmiany w procedurze podejmowania decyzji, aby prace takie jak te nad „Konstytucją dla biznesu” tyle nie trwały.
Gość odniósł się także do opinii m.in. Jerzego Targalskiego, że partia Porozumienie ma być obozem politycznym prezydenta Andrzeja Dudy. Jak twierdzi minister szkolnictwa wyższego jest to pogląd kompletnie chybiony. Nikt w partii Porozumienie nie ma takich zamiarów.
JS
Rozmowa miała miejsce w części drugiej Poranka WNET.