„Polska jest jedynym krajem, który w ciągu ostatnich kilku lat pokazał, że można umacniać i rozwijać relacje ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ inne państwa mają te relacje z Ameryką coraz gorsze”.
Jan Parys o konsekwencjach wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w USA. Były szef MON stwierdza, że dzięki sprawnej polskiej dyplomacji Polska jest w stanie bronić się przed zagrożeniem ze strony Rosji i Chin:
Polska jest jedynym krajem, który w ciągu ostatnich kilku lat pokazał, że można umacniać i rozwijać relacje ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ inne państwa mają te relacje z Ameryką coraz gorsze.
Gość Poranka WNET podkreśla, iż wszystkie kraje Unii Europejskiej winny brać z nas przykład w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi:
Jeżeli Unia Europejska chce się bronić, rywalizować z Rosją, czy z Chinami, to powinna dążyć do sojuszu z Ameryką.
Gość „Poranka WNET” mówi również o 4 czerwca 1989 r., kiedy odbyły się wybory kontraktowe, o skutkach Okrągłego Stołu, a także o pierwszych kontaktach Polskich polityków z paktem północnoatlantyckim:
Polska za czasów rządu Jana Olszewskiego wybijał asię na niepodległość, próbowała rozliczyć się z przeszłością, uruchomić wzrost gospodarczy. Próbowała w końcu budować suwerenną armię i wtedy zaczęły się tak naprawdę pierwsze wizyty i stosunki z paktem północnoatlantyckim.
Irena Lasota snuje refleksje nad wyborami kontraktowymi do polskiego Sejmu z 4 czerwca 1989 r. oraz ich skutkami, a także komentuje współczesne wydarzenia polityczne w kraju i za granicą.
Odnosząc się do sporów o znaczenie 4 czerwca 1989 r. Lasota nie staje po żadnej ze stron, stwierdzając, że to czy był to początek czy koniec rewolucji nie jest aż tak istotne dla obchodów tej rocznicy.
Nie zgadzam się z najostrzejszymi ocenami tego, co się działo przy Okrągłym Stole. Nie uważam żeby to byli tylko komuniści i zdrajcy. (…) Na pewno byli też ludzie, którzy mieli dobre intencje.
Korespondentka Radia WNET stwierdza, że przy Okrągłym Stole byli zarówno ludzie uczciwi, jak i ci, którzy nabawili się syndromu sztokholmskiego w stosunku do komunistów oraz zwykli „cwaniacy”. Wybór ludzi z różnych środowisk był konieczny dla zachowania poczucia autentyczności. Jednak rozmowy te były kontrolowane przez MSW, co wpłynęło na kształt transformacji.
Wszystko oddano pół za darmo, część wzięli komuniści, natomiast wszystkie te małe biznesy padły.
Zgodnie z ustaleniami między komunistami a opozycją, sklepy SPOŁEM i kioski RUCHu miały być w rękach rencistów służb mundurowych, dawnych milicjantów, kapitanów, czy członków SB.
Jednocześnie trwało rozmywanie znaczenia przynależności do partii komunistycznej, którego ostatnim etapem było obalenie rządu Jana Olszewskiego. O ile w Ameryce bycie dawnym członkiem KKK lub we Francji kolaboracyjna przeszłość są powodem do społecznej stygmatyzacji, to postkomuniści wielokrotnie zmieniając szyldy dalej są obecni w polskiej polityce.
4 czerwca 1992 r. rzeczywiście obalono rząd Jana Olszewskiego,z bardzo ważnych powodów, dla których zresztą pozbywano się różnych innych demokratycznie wybranych przywódców.
Jak zauważa Lasota podobnie jak Jan Olszewski władzę stracili premier Bułgarii Filip Dimitrow w 1992, czy w 1993 r. prezydent Azerbejdżanu Abulfaz Elczibej.
Komentując niedawne propozycje opozycji Lasota ocenia je jako „nudne i przetworzone”. Ponadto mówi w „Poranku WNET” o 75. rocznicy lądowania wojsk alianckich w Normandii podczas drugiej wojny światowej (6 czerwca 1944 r.). W obchodach wziął udział m.in. prezydent USA Donald Trump. Podkreśla, że operacja „Overlord” uświadomiła Amerykanów, że w Europie trwa krwawe widowisko zainscenizowane przez nazistowskie Niemcy.
Zdawałem sobie sprawę, że stoimy wobec zadania, które będzie bardzo trudno wypełnić, bo ono się, krótko mówiąc, sprowadzało do zanegowania układu Okrągłego Stołu, który bardzo się umocnił.
Katarzyna Adamiak-Sroczyńska
Jan Olszewski
Rozmowa odbyła się 5 czerwca 2013 roku.
Jaka jest Polska dwa tysiące trzynastego roku? Czy to jest post-PRL, czy wolna, demokratyczna Polska?
Myślę, że mamy do czynienia z ustabilizowanym układem, który po dwudziestu latach przejawia już pewne objawy skostnienia. Prawie ćwierć wieku minęło i ten układ powinien być już pogrzebany. Używam tego określenia w odniesieniu do stanu rzeczy, jaki się wytworzył wśród polskich elit władzy po roku ʼ89 i który jest konsekwencją umowy Okrągłego Stołu. Sens tego porozumienia polegał na tym, że elity PRL-u dopuściły do udziału w przekształconym systemie część elit Solidarności. Społeczeństwo polskie, czyli ta jego część, która 4 czerwca 1989 roku poszła do urn wyborczych, zgodnie wystawiła negatywne świadectwo tej umowie. Zostało wyraźnie powiedziane: mamy dość PRL-u i nie zgadzamy się na reformy. Chcemy zasadniczej zmiany. Ta zmiana niestety nie nastąpiła. Układ odegrał zasadniczą rolę i przeżywa apogeum.
Nie powiem, żebym od początku był zdecydowanym przeciwnikiem Okrągłego Stołu, jak część ludzi Solidarności, którzy zachowali całkowicie przytomną, pozbawioną jakichkolwiek złudzeń ocenę.
Sądziłem, że mimo wszystko trzeba spróbować, zobaczymy, jak się rzeczy potoczą, ale byłem na tyle zdystansowany, że nie przyjąłem propozycji wejścia do zespołu reprezentującego Solidarność w trakcie rozmów. To byli ludzie, których znałem od lat, bardzo wielu z nich broniłem jako adwokat w okresie PRL-u, tak że oświadczyłem, że mogę być ekspertem przy podstoliku dotyczącym wymiaru sprawiedliwości. Ale po dwóch dniach obecności na obradach, przynajmniej tej sekcji, widząc, jak przebiegają rozmowy, jak wygląda oprawa medialna i przekaz społeczeństwu, doszedłem do wniosku, że nie mam prawa występować wobec kamer – bo to wszystko przecież było nagrywane – ze znaczkiem Solidarności w klapie. Że ja mogę tam reprezentować tylko siebie.
A dlaczego?
Bo było oczywiste, że mamy do czynienia z wielką medialną manipulacją, na którą my nie mamy wpływu, którą kieruje całkowicie druga strona.
I że gospodarzem formalnym, ale także osobą kierującą przebiegiem rozmów jest generał Kiszczak. Występowałem w poprzednich latach jako obrońca i jako doradca Sekretariatu Episkopatu Polski. Z tego tytułu bardzo często musiałem uczestniczyć w rozmowach z generałem. I miałem świadomość, że będziemy mieli do czynienia z całkowitym przeprowadzeniem założeń drugiej strony i że w tych warunkach moja obecność ze znaczkiem Solidarności w klapie byłaby po prostu nadużyciem. Dlatego zdjąłem ten znaczek jako jedyny członek naszej delegacji.
A jaka atmosfera panowała w kuluarach? Czy po odejściu od stolików były jakieś rozmowy z drugą stroną? Bo pojawiły się informacje o niepotrzebnym brataniu się Solidarności, o wódce pitej razem itd. Czy to była prawda?
Demonstracyjnej wrogości nie było, ale nie było też szczególnych aktów braterstwa. Równolegle odbywały się pewne spotkania zespołu kierowniczego, właśnie tego, w którym odmówiłem udziału, w Magdalence, gdzie atmosfera była, powiedzmy, bardziej familijna. Zresztą są z tego nagrane relacje, dokumentacja. Odbicie, że tak powiem, tego, co tam się działo, znajdowało swój wyraz w spotkaniach tak zwanych podstolików, a zwłaszcza w tym, w którym ja występowałem jako ekspert.
Byłem pesymistą co do końcowego wyniku, ale uważałem – co wydawało się oczywiste – że zawieramy to porozumienie na bardzo określony czas, bo zmiana warunków w Polsce i wokół Polski bardzo szybko zdezawuuje to porozumienie. Jednak stało się inaczej.
Ale jednak został Pan premierem Polski, stanął Pan na czele rządu kilka lat później…
To było po dwóch latach. Cały czas uważałem, że porozumienia są tylko aktem przejściowym. Zwłaszcza że 4 czerwca 89 roku był dla mnie bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Ja byłem zasadniczym przeciwnikiem układu o reglamentowanych wyborach. I nie byłem w tym odosobniony, bo wtedy podobne stanowisko zajmował także Strzembosz, Mazowiecki: że to są wybory na prawach drugiej strony i tak dalece przez nią kontrolowane, że jest to wprowadzanie w błąd wyborców. I w związku z tym ja w tych wyborach nie brałem udziału. Ale nie doceniłem Polaków. Była prawie 70% frekwencja i Polacy zachowali się niesłychanie przytomnie.
Ta ustawiona, taka trochę afrykańska ordynacja wyborcza zawierała dwie, z punktu widzenia jej twórców, luki, z których wyborcy natychmiast skorzystali. Po pierwsze – wybory do senatu, który był instytucją zaplanowaną jako pewnego rodzaju dekoracja, ale wybieraną w wyborach w zasadzie wolnych. I Solidarność ze stu mandatów uzyskała dziewięćdziesiąt dziewięć, i to z ogromną przewagą. I był drugi punkt, którego twórcy tej bardzo szczególnej ordynacji wyborczej nie przewidzieli, mianowicie tak zwana lista krajowa, na której znalazły się najbardziej prominentne nazwiska strony rządowej i która w całości została przez wyborców odrzucona. I od tego momentu już było wiadomo, że decydująca większość polskiego społeczeństwa nie przyjmuje tego rozwiązania, które jest PRL-em, w którym władze dopuszczają łaskawie pewną opozycję. I rozpoczęła się po naszej stronie, po stronie opozycji walka, czy respektować porozumienie Okrągłego Stołu, czy przyjąć stanowisko wyborców, jednoznaczne przecież, które upoważnia nas do tego, żebyśmy powiedzieli stronie rządowej, że my panom już dziękujemy. To było związane z pewnym ryzykiem, ale moim zdaniem niedużym. Z dzisiejszej perspektywy widać, że wyrażane wtedy obawy, że np. bezpieka dokona przewrotu – to były rzeczy odległe od rzeczywistości. (…)
Czy mieliśmy szanse? Myślę, że gdyby się udało przetrwać jeszcze pół roku, być może dałoby się uzyskać przełom w ówczesnym procesie zmian. Niestety tego czasu zabrakło.
Czy żałował Pan, że się podjął misji tworzenia rządu w tak trudnych warunkach?
Nie, nie żałowałem. To rzeczywiście się nie udało, w zasadniczym punkcie, mianowicie w kwestii zagospodarowania majątku narodowego. To był zasadniczy punkt różniący nasze stanowisko od rozwiązań milcząco przyjętych przy Okrągłym Stole: my uzyskujemy dostęp do władzy politycznej, a sprawy gospodarcze pozostawiamy do załatwienia ludziom z układu postkomunistycznego. Te dwa lata pozwalały mniej więcej ocenić, jak proces transformacji ustrojowej będzie wyglądał, chociaż jeszcze nie było żadnych konstytutywnych aktów dotyczących rozstrzygnięcia problemu zagospodarowania majątku narodowego.
Wysuwano różne hasła powszechnego uwłaszczenia. Było to wtedy bardzo nośne. Koncepcje były różne. Nie wszystkie były realne, ale faktem jest, że w Polsce nie wprowadzono żadnej.
Mimo że brak było podstaw ustawowych do dysponowania majątkiem, jeszcze rząd Mazowieckiego właściwie rozpoczął prywatyzację Wedla, pierwszą, można powiedzieć – pokazową. I już było wiadomo, w jakim kierunku i z jakim założeniem idzie proces przejmowania majątku narodowego. Dlatego pierwszą decyzją naszego rządu było zatrzymanie procesu prywatyzacji do momentu przyjęcia przez Sejm ustawy reprywatyzacyjnej, a później ustawy rozstrzygającej formułę powszechnego uwłaszczenia. I to był punkt, w którym musiało dojść do konfrontacji. Chodziło tylko o czas, żeby umocnić rządową bazę i zaplecze polityczne, które by pozwoliło później przeprowadzić przebudowę gospodarki według naszej koncepcji.
Od początku groziły nam różne ataki. Ale przez trzy, cztery miesiące mieliśmy pewien okres spokoju; przede wszystkim sytuacja finansów publicznych była tak fatalna, że strona przeciwna uważała, że rząd się na tym po prostu wyłoży.
Kiedy 23 grudnia został powołany rząd, którego byłem premierem, zaprezentowano mi przygotowany jeszcze przez Balcerowicza projekt prowizorium budżetowego. Nie mieliśmy czasu, żeby cokolwiek zmienić, bo za parę dni już musieliśmy według jakichś zasad gospodarować budżetem. W związku z tym to prowizorium trzeba było przyjąć. A było ono tak skonstruowane, że uniemożliwiało racjonalne działania. Mimo wszystko jakoś sobie poradziliśmy. W ciągu trzech miesięcy został przygotowany i złożony w sejmie projekt budżetu. Nastąpiła pewna stabilizacja gospodarki. Udało się przeprowadzić zasadniczy wtedy punkt, będący skandalem w dotychczasowym planie reformy gospodarczej – sztywny kurs złotego w stosunku do dolara, co pozbawiało polską gospodarkę szans. Pierwszym zadaniem z naszej strony było zdewaluowanie złotego. Cały czas była obawa, że dewaluacja zakończy się uruchomieniem galopującej inflacji.
Na początku drugiego kwartału ʼ92 roku po raz pierwszy od roku ʼ89 zatrzymał się spadek dochodu narodowego brutto, a zaczął się bardzo powolny co prawda, ale wzrost. Od tego momentu było wiadomo, że druga strona ma już ściśle obliczony czas na rozprawienie się z rządem.
Cały wywiad Katarzyny Adamiak-Sroczyńskiej z Janem Olszewskim pt. „Zabrakło nam czasu, aby unieważnić układ Okrągłego Stołu” znajduje się na s. 11 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Katarzyny Adamiak-Sroczyńskiej z Janem Olszewskim pt. „Zabrakło nam czasu, aby unieważnić układ Okrągłego Stołu” na s. 11 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com
Jan Olszewski to była postać, której idee i działania były atakowane, ale to nie ma nic wspólnego z polską racją stanu, tylko z obcymi wpływami. Dla nich był kontrowersyjny. Dla Polaków – nie.
Łukasz Jankowski
Antoni Macierewicz
Kiedy i w jakich okolicznościach poznał Pan Jana Olszewskiego?
Lata temu, między rokiem 1972 a 1974. Okoliczności były związane z naszą działalnością antykomunistyczną, która szła trochę odrębnymi torami, bo byliśmy z różnych pokoleń. Jan Olszewski był starszy ode mnie o osiemnaście lat. Opieraliśmy się jednak na tym samym przeświadczeniu, że trzeba szukać wszelkich dróg, żeby Polska odzyskała niepodległość spod okupacji sowieckiej. Ja działałem w środowisku 1. Warszawskiej Drużyny Harcerzy, a Jan Olszewski w środowisku opozycyjnym, które wyrosło jeszcze z Szarych Szeregów, z Armii Krajowej, później ze wsparcia PSL-u jako emanacji polskiego ruchu wolnościowego i różnych działań konspiracyjnych, półjawnych i jawnych. Towarzyszyła mu zawsze bardzo silna wola znajdywania najróżnorodniejszych narzędzi, byleby wspomagały one odzyskanie niepodległości. Podobnie myślały środowiska, z którym ja współpracowałem. To mieliśmy zawsze wspólne.
Dzisiaj różne media próbują uczynić z Jana Olszewskiego zwolennika i uczestnika rozmów Okrągłego Stołu. Ale diagnoza jego i całej formacji niepodległościowej była jasna: mamy do czynienia z wielką manipulacją, której uczestnicy – jeżeli ktoś się zdecydował na uczestniczenie – muszą sobie zdawać sprawę, że szanse, żeby przeprowadzić korzystne dla Polski rozwiązania, są minimalne albo żadne, bo dominacja strony esbeckiej, która organizowała to, z panem Kiszczakiem na czele, była tak wielka, że tylko naiwni mogli sądzić, że z tego może się urodzić coś dobrego. I dlatego Jan Olszewski odmówił uczestnictwa, mimo że proponowano mu kierownictwo „podstolika” prawnego. Był nie tylko człowiekiem uczciwym, ale bardzo dobrze rozumiał naturę komunizmu i manipulacji, jakie komunizm uprawia wobec narodu polskiego.
Był świadom, że komunizm, przepoczwarzając się, nigdy nie pozbył się swego antypolskiego ostrza, tak charakterystycznego zwłaszcza dla jego rosyjskiej i postrosyjskiej wersji, nawet wtedy, jeżeli pisana jest językiem angielskim czy niemieckim.
(…) Spotkali się Panowie na początku lat siedemdziesiątych. Potem była ścisła współpraca w ramach KOR-u.
Nie tylko w ramach KOR-u, chociaż KOR był bardzo ważną częścią naszego działania. Jan Olszewski współorganizował KOR, był współautorem apelu do społeczeństwa, który zapoczątkował istnienie Komitetu Obrony Robotników. Inicjował także szereg późniejszych i wcześniejszych działań.
Trzeba tutaj przywołać fakt, o którym mało się wie i mało mówi. Jan Olszewski był pod olbrzymim wpływem postaci i działań księdza kardynała Wyszyńskiego. Był chyba na wszystkich mszach, gdy kardynał Wyszyński wygłaszał tak zwane kazania świętokrzyskie w kościele Św. Krzyża, gdzie podsumowywał katolicką naukę społeczną właśnie w aspekcie niepodległościowym.
Działo się to w czasie komunistycznych prób pogorszenia i tak już sowieckiej i dla Polski niekorzystnej tzw. konstytucji PRL-u. (…)
To musiało być trudne, kiedy towarzysze walki z komuną z dnia na dzień stają się politycznymi przeciwnikami.
To oczywiście personalnie bywało trudne, ale u Jana Olszewskiego zawsze dominował punkt odniesienia, którym była niepodległość Polski. On oczywiście starał się nie zrywać więzi personalnych, ale też nigdy nie pozwalał, by sprawy personalne w jakikolwiek sposób zagroziły podstawowemu kierunkowi niepodległościowemu. W ogóle był bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków i nadużywaniu ocen moralnych do spraw politycznych. Pamiętam taką scenę, którą warto przywołać, bo mówi się tak dzisiaj wiele o mowie nienawiści. Ten wielki wysyp mowy nienawiści zaczął się, od razu z wielkim natężeniem, po zrealizowaniu przeze mnie, oczywiście we współpracy z Janem Olszewskim jako premierem ówczesnego rządu, uchwały lustracyjnej. Otóż podczas jednego z wielu takich ataków, które spadły na niego, na mnie, na całą formację w ogóle, ze strony SLD, ale także Unii Demokratycznej – tak to się chyba nazywało – i posłów z innych partii politycznych; straszliwe wyzwiska – Jan Olszewski wstał i powiedział: „Panowie, nie nudźcie, nie nudźcie, wy od ʼ45 roku powtarzacie te same frazesy, już mam tego dosyć, nawet się oburzać na was nie warto, wy po prostu nudzicie”. I to była jego najmocniejsza polemika z tymi, którzy byli po prostu pionkami w rozgrywce rosyjskiej przeciwko Polsce. (…)
Nadszedł moment, kiedy Jan Olszewski, chcąc nie chcąc, stał się liderem polskiej prawicy. Bo do funkcji premiera, o ile wiem, wcale się nie rwał.
Jan Olszewski miał pełną świadomość tego, że aby Polskę odbudować, trzeba skupić siły sejmowe i pozasejmowe, które reprezentują kierunek niepodległościowy. (…) A będąc w pełni świadom, jakie są intencje przeciwników, rozumiejąc, że rząd, który tworzy, być może będzie musiał działać w sytuacji de facto mniejszościowej, wykorzystał ten moment, w którym różnym ludziom zależało na uczestnictwie, w tym także ludziom z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którzy aby się uwiarygodnić, nie mogli od razu wystąpić przeciwko Janowi Olszewskiemu. I dzięki temu ten rząd powstał i mógł zarysować program niepodległościowy, który towarzyszy nam do dnia dzisiejszego.
Bo to, co dobrego zrealizowała Dobra Zmiana, zwłaszcza w latach 2015–2018, wywodzi się z programu zarysowanego wówczas przez Jana Olszewskiego, czyli oparcia odbudowy państwa polskiego i niepodległości państwa polskiego na sprawiedliwości społecznej, na zablokowaniu złodziejskiej tzw. prywatyzacji, czyli po prostu grabienia majątku narodowego. Z prywatyzacją ani z reprywatyzacją nie miało to nic wspólnego.
Program ten przewidywał także powstrzymanie niszczenia i odbudowę polskiego rolnictwa. Przypominam, że Okrągły Stół zniszczył polskie rolnictwo. Otworzył wrota dla napływu taniej żywności, która rujnowała polskich rolników. Jan Olszewski wprowadził ceny minimalne na płody rolne, co zahamowało destrukcję polskiego rolnictwa, doprowadził do powiększenia się polskiego eksportu i zrównoważenia polskiego budżetu, a także zablokował możliwość usytuowania na trwałe rosyjskiej agentury w dawnych bazach sowieckich na terenie Polski. W pełni zaaprobował uchwałę lustracyjną, którą ja wykonywałem, i związane z nią działania, które doprowadziły do ujawnienia przynajmniej części agentury w Sejmie i w ówczesnym aparacie władzy. Od spraw społecznych przez sprawy geopolityczne po sprawy prawno-karne myśl niepodległościowa Jana Olszewskiego miała na celu odbudowę silnej Polski. (…)
Krzysztof Wyszkowski zaapelował o postawienie w Warszawie pomnika śp. Janowi Olszewskiemu.
Myślę, że powstanie niejeden pomnik Jana Olszewskiego, bo ta postać uosabia najbardziej szlachetny wymiar idei niepodległościowej, najbliższy naszej tradycji narodowej. To mu się należy. Był mężem stanu, twórcą polskiego ruchu niepodległościowego.
Powinniśmy kształtować zewnętrzną przestrzeń wizualną, w której porusza się każdy polski obywatel, także przywołując oblicze Jana Olszewskiego, to co robił i co symbolizuje. To jest dla mnie oczywiste. A jak będzie? Dzisiaj jedna z dziennikarek w wywiadzie powiedziała do mnie: to taka kontrowersyjna postać… Odpowiedziałem: rzeczywiście, on był postacią kontrowersyjną dla przeciwników Polski. Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Tak, to była postać, której idee i działania były atakowane, ale to nie ma nic wspólnego z polską racją stanu, tylko z obcymi wpływami. Dla nich był kontrowersyjny. Dla Polaków – nie.
Cały wywiad Łukasza Jankowskiego z Antonim Macierewiczem pt. „Mąż stanu zawsze wierny” znajduje się na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
Wywiad Łukasza Jankowskiego z Antonim Macierewiczem pt. „Mąż stanu zawsze wierny” na s. 10 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com
– Sądzę, że poprzez politykę „grubej linii” Mazowiecki dokonał czegoś, za co należy mu się pomnik – nieodwracalności procesu dekomunizacji – mówi prof. Andrzej Zybertowicz.
Prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, mówi o tzw. nocy teczek, w wyniku której doszło do odwołania rządu Jana Olszewskiego. Zgadza się z opinią prof. Mirosławy Grabowskiej, która w książce „Podział postkomunistyczny” stwierdziła, że właśnie w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r. ostatecznie wyklarowały się koncepcje przyszłej wizji Polski. Zostały one zdefiniowane przez środowiska postkomunistyczne i postsolidarnościowe, a podział ten nadal pozostaje aktualny w uprawianej przez władze retoryce.
Gość Poranka sądzi, że prawdopodobnie najważniejszym krokiem Jana Olszewskiego w roli premiera było zablokowanie inicjatywy podpisania przez Lecha Wałęsę porozumienia z Rosją umożliwiającego wykorzystanie byłych baz Armii Czerwonej przez rosyjskie spółki handlowe. Doradca prezydenta podkreśla, że w przypadku niepodjęcia tej decyzji członkostwo Polski w NATO byłoby opóźnione na wiele lat, a nawet zupełnie zablokowane.
Profesor porusza również temat działalności obecnej polskiej opozycji. Uważa, że wiele dały jej do myślenia dwa ubiegłoroczne wydarzenia – defilada z okazji Święta Wojska Polskiego oraz marsz z Święta Niepodległości. Gość Poranka mniema, że obserwując te wydarzenia opozycja zauważyła, że Polacy chcą wspólnie przeżywać swoją narodową dumę, i od tego czasu dąży do aranżowania takich sytuacji. Pierwszym przykładem tej strategii było zarządzanie emocjami po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Doradca prezydenta odnosi się także do pomysłu Andrzeja Dudy, jakim jest budowa pomnika ku czci byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Profesor jest zdania, że pomimo kontrowersji, które otaczały prowadzoną przez Mazowieckiego politykę „grubej linii”, poprzez jej wdrożenie udało się mu w sposób nieodwracalny rozpocząć proces dekomunizacji. Gość Poranka jest zdania, że może to być wystarczający powód, dla którego taki pomnik miałby zostać wybudowany.
– Moja wizja Olszewskiego nie jest tak spiżowa i pomnikowa. Pomimo tego, że robił wszystko w duchu obrony polskiej niepodległości, wiele rzeczy realizował za wolno – mówi prof. Jerzy Robert Nowak.
Prof. Jerzy Robert Nowak w Poranku ocenia rządy byłego premiera Jana Olszewskiego, nie szczędząc mu ani słów pochwały, ani krytyki. Pozytywnie wyraża się o programie jego rządu opublikowanym w 1991 r. i dzianiach w duchu obrony polskiej niepodległości. Za najbardziej doniosły krok polityka uważa jednak jego energiczny sprzeciw w maju 1992 r. wobec prób przeforsowania przez Lecha Wałęsę i Krzysztofa Skubiszewskiego pozostania Rosjan w bazach wojskowych w Polsce, który przypieczętował jego dymisję. Gość Poranka nie ma z kolei najlepszego zdania o tempie pracy byłego premiera, który według niego szereg rzeczy robił za wolno.
Profesor mówi również o tym, jak Jan Olszewski został wspomniany w węgierskiej prasie. Stwierdza, że podkreślano w niej głównie jego rolę opozycjonisty i niepodległościowego premiera. Pozostając na gruncie rozmów o tym kraju, gość Poranka zaznacza, że z powodów małej popularności opozycji praktycznie nie odbywają się protesty przeciwko rządom Viktora Orbána. Ponadto chwali on reformy węgierskie, które uznaje za o wiele głębsze niż te przeprowadzane w Polsce.
Profesor odnosi się także do konferencji „Nowa Polska Szkoła Historii Zagłady”, która będzie mieć miejsce w dniach 21-22 lutego w Paryżu. Sądzi on, że dokonano stronniczego wyboru mających brać w niej udział prelegentów, wybierając jedynie tych, którzy podkreślają udział Polaków w mordowaniu Żydów.
Polityk odszedł w czwartek wieczorem w warszawskim szpitalu, gdzie przebywał nieprzytomny od kilku dni. Był szefem polskiego rządu od końca 1991 r. do czerwca 1992 r. roku.
Jan Olszewski jako młody człowiek działał w Szarych Szeregach, był również uczestnikiem Powstania Warszawskiego.
Był działaczem opozycyjnym i obrońcą w procesach politycznych. Jako adwokat reprezentował w procesach politycznych działaczy „Solidarności” i organizacji wolnościowych. Bronił m.in. Zbigniewa Romaszewskiego i innych twórców i uczestników Radia „Solidarność”, Zbigniewa Bujaka, Lecha Wałęsy i Jacka Kuronia. Za obronę studentów, którzy organizowali manifestacje antyrządowe został zawieszony w prawach wykonywania zawodu. Był oskarżycielem posiłkowym w procesie morderstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
Pod koniec lat 80. współtworzył Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu jako ekspert ds. reformy prawa i sądów.
W 1991 r. został premierem rządu, jednak stracił stanowisko podczas pamiętnej „nocy teczek”. Zanim wycofał się z polityki był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a w 2007 r. szefem komisji weryfikacyjnej WSI. W 2009 roku został odznaczony Orderem Orła Białego. Był również członkiem Kapituły tego orderu.