W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom: za moim projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej, młodzieńczej zabawy

Bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za.

Jan A. Kowalski

W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom

Wypada zacząć od lewej strony, a zatem od tekstu: Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego autorstwa Artura Karaźniewicza. Przeczytałem tę polemikę i aż się spłoniłem ze wstydu. Gdybym potrafił oderwać deskę od podłogi, to schowałbym się pod podłogą. Profilaktycznie wlazłem pod łóżko i tam przesiedziałem pełne pięć minut. A jak wyszedłem, to zrozumiałem: rok życia zmarnowany. Ale co tam rok! A siedem lat studiów historycznych na UJ, z roczną przerwą na ukrywanie się przed siepaczami reżimu? Zmarnowane! Załamałem się – całe moje 54-letnie życie… na nic. A to z powodu, który przenikliwie wyłuszczył w swojej konstruktywnej polemice Pan Profesor. Nie postawiłem przecinka! Po słowie ‘Parlament’ nie postawiłem przecinka. (A gdzie była korektorka; Pani Magdo, jeszcze się z Panią policzę!). Jeden brak rozwalił w drobny mak moją, wydawałoby się, przemyślaną i logiczną konstrukcję. Wizja V Rzeczypospolitej runęła jak piaskowy zamek pod naporem fal.

Tyle udało mi się odczytać z tej polemiki. Wyrazy trudne, w tym obcojęzyczne makarony, jeżeli Autor przetłumaczy na język polski, to może nawet zrozumiem i przemyślę.

A wy, Drodzy Czytelnicy, już się bójcie, bo Artur Karaźniewicz, „nie chwaląc się”, objawił się „jako współuczestnik sławetnej, afirmowanej (nie wystarczyło firmowanej – JK) przez PiS Ankiety Konstytucyjnej”. Gdyby jakiś ankieter Was zaczepił, wiejcie, gdzie pieprz rośnie 🙂

Polemika Piotra Krupy-Lubańskiego już mnie tak nie zmieszała z błotem. Potrafiłem ją przeczytać. Mam też nadzieję, że dobrze zrozumiałem jej prowokacyjny charakter. Zatem odpowiadam.

1.       Problem 1. Konstytucja jako forma niezobowiązującej i oderwanej od życia zabawy. Panie Piotrze, nieporozumienie. Proszę przeczytać parę moich konstytucyjnych tekstów, a zrozumie Pan, że za przedstawionym przeze mnie projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej młodzieńczej zabawy. Za moim projektem rozpościera się bardzo realistyczna wizja innej Polski. Innego – nie komunistycznego, nie postkomunistycznego, nie socjalistycznego i nie biurokratycznego sposobu zarządzania Polską. I jeżeli takiej aktualizacji państwa polskiego w niedługim czasie nie przeprowadzimy, stanie się wszystko to, czym tak Pan się zamartwia.

2.       Problem 2. Terror. No dobrze, w jaki to niby sposób organizacja terrorystyczna mogłaby dbać o interes Polski? Co więcej, wydawać wyroki – w czyim imieniu i na jakiej podstawie? AK mogła to robić, bo działała w imieniu legalnego Państwa Polskiego. Obecnie – nie wiem, czy Autora to ucieszy – jedyna polska organizacja terrorystyczna mogłaby powstać na bazie UBywateli, byłych żołnierzy WSI i agencji ochroniarskich, grupujących jednych i drugich. Naprawdę tego chcemy?

3.       Problem 3. Psychiczny i emocjonalny. W żadnym razie moim zamierzeniem w temacie dostępu do broni nie było to, żeby odreagować, wystrzelać, zanim kogoś niewinnego nie zamordujemy w domu albo rozjeżdżając na ulicy. W żaden też sposób nie odwołuję się do USA, ale do Szwajcarii. Do Szwajcarii, która model swojej nowoczesnej armii (i organizacji państwa) przejęła od I Rzeczypospolitej. Do Szwajcarii – najbardziej uzbrojonego państwa na świecie – gdzie do nikogo nie strzela się w publicznych szkołach. Zatem powtórzę: prawo do posiadania broni przysługuje w moim projekcie Konstytucji i Państwa (piszę z wielkich liter, jak się emocjonuję; wyjaśnienie dla Artura Karaźniewicza) przeszkolonym przyszłym obrońcom naszej Ojczyzny. Po odbyciu przez nich obowiązkowego szkolenia wojskowego (wg mnie minimum 6 miesięcy). Bez jego odbycia nikt nie mógłby trzymać broni w swoim domu, nie mógłby studiować i nie mógłby pełnić żadnej funkcji publicznej w państwie. Chyba oczywiste: przecież Świadkowie Jehowy nie są zainteresowani udziałem w żadnym ziemskim królestwie.

4.       Problem 4. Referendum i demokracja bezpośrednia. Fundacja Demokracji Bezpośredniej, której, jak rozumiem, przedstawicielem jest Piotr Krupa-Lubański, proponuje DEMOK.

System ten w ciągu 24 godzin jest w stanie przeprowadzić dowolne referendum. DEMOK? OK. tylko nie rozumiem, po co głosujący w jakiejkolwiek sprawie mieliby odwoływać się do jakiegoś autorytetu i cedować na niego swoje głosy. Przecież mogą poznać jego opinię i sami zagłosować.

Niemniej przy obecnym zaawansowaniu technologicznym bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za, o czym parokrotnie pisałem.

Na koniec refleksja. Nie wiem, czy czeka nas zmierzch naszej cywilizacji pod naporem nowych, islamskich barbarzyńców. Nie płaczmy też nad starożytnym Rzymem. Bo wprawdzie upadła cywilizacja starożytnego Rzymu, ale cywilizacja pogańska i do cna już zdemoralizowana. A ostatni uczciwi obywatele Rzymu na długo przed upadkiem wynieśli się z Senatu do swoich wiejskich domostw. Na gruzach Imperium zakwitła przecież cywilizacja chrześcijańska, łacińska. Na tyle atrakcyjna, żeby podbić dusze i umysły barbarzyńskich najeźdźców. Nasze dusze.

PS Przecinek, któremu tyle uwagi poświęcił pan Karaźniewicz, jest zbędny. MS.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” znajduje się na s. 19 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” na stronie 19 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Bicie piany, lanie wody, kosmetyka i pijar to chyba trochę mało, by doprowadzić Polskę do wielkości i pomyślności

Polska potrzebuje rzeczywistych reform. Bo gdy zmieni się sytuacja międzynarodowa i załamie koniunktura gospodarcza, na uzdrowienie Polski nie będzie już czasu ani pieniędzy. I nikt na to nie pozwoli.

Jan Kowalski

Czy droga, jaką nas prowadzi Obóz Dobrej Zmiany, jest właściwą drogą do wielkości i pomyślności Polski? A może jest to jedynie propagandowe zwodzenie nas na manowce? Skoro politycy zaczęli, to teraz my, wyborcy, musimy się nad tym zastanowić.

Najpierw „Piątka Morawieckiego”. Chociaż nasza prasa zdołała okrzyknąć te hasła „ambitnym planem”, to po bliższym przyjrzeniu się można powiedzieć jedno: jest to klasyczne lanie wody, jak powiedzielibyśmy kiedyś, przed epoką pijaru. Plan dzieli się na dwie części. Pierwsze dwa punkty dotyczą przedsiębiorców, trzy kolejne to klasyczne przedwyborcze rozdawnictwo.

Pierwszy punkt, zapowiedź ulżenia doli małych przedsiębiorców poprzez obniżkę podatku CIT z 15 do 9 procent udanie skomentował w Poranku Wnet poseł i przedsiębiorca Marek Jakubiak. Podał, że średni CIT płacony teraz przez firmy wynosi obecnie 8%, zatem bez łaski.

Drugi punkt, czyli wprowadzenie małego ZUS naliczanego proporcjonalnie od przychodów miesięcznych w wysokości 2,5 minimalnej pensji, wprowadził mnie w stan zdumienia. (…) Uświadomiłem sobie, że nigdy nie spełniałem jego warunków. Będąc najmniejszą jednoosobową firmą, nigdy nie miałbym prawa do mniejszego ZUS-u. Nigdy, nawet mając lat dwadzieścia i handlując na czarno, nie miałem tak niskich obrotów. Obrotów, nie dochodów. To jest oferta skierowana chyba jedynie do pana Czesia Złotej Rączki i mobilnej fryzjerki Luizy, żeby dali się wreszcie opodatkować. Im, co prawda, nie przybędzie, chyba że papierów do wypełniania, ale za to dadzą pracę kolejnym urzędnikom. Ktoś musi przecież te proporcje obliczać. (Pani Luizo, proszę się nie dać nabrać, odbiorą Pani wtedy 500+. (…)

W superpomyślnej sytuacji geopolitycznej i przy dobrej koniunkturze gospodarczej bicie piany, lanie wody, kosmetyka i pijar to chyba trochę mało. Proste dodatkowe środki finansowe uzyskane w wyniku odsunięcia od władzy patologii politycznej nie będą przyrastać w nieskończoność.

Polska potrzebuje rzeczywistych reform. Kompletnej przebudowy struktury państwa i sposobu zarządzania nią. Po to, żeby odkryć przysypane przez poprzedni system, przez przepisy, fiskalizm i biurokrację rzeczywiste źródła jej bogactwa. Te źródła biją tu, w Polsce. Należy je odgruzować teraz i natychmiast. Bo gdy zmieni się sytuacja międzynarodowa i załamie koniunktura gospodarcza, na uzdrowienie Polski nie będzie już czasu ani pieniędzy. I nikt na to nie pozwoli.

To są rzeczywiste wyzwania po odebraniu władzy politycznej dzieciom Kiszczaka. I takie propozycje rozwiązań ze strony Obozu Dobrej Zmiany chciałbym poznać.

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prowadzą Polskę ku jej wielkości i pomyślności?” znajduje się na s. 16 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prowadzą Polskę ku jej wielkości i pomyślności?” na s. 16 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Może to my – Biznes – napiszemy Konstytucję dla Polski, z określeniem w niej roli polityków? Są nimi za nasze pieniądze

Nowi prokuratorzy mogą nareszcie oskarżać systemowych przestępców, ale systemowi sędziowie nadal mogą ich uniewinniać. Problemu nie uda się szybko załatwić przez walkę wręcz, dlatego należy go obejść.

Jan Kowalski

Konstytucja dla Biznesu, a może Biznes dla Konstytucji?

Po roku cierpienia i ogryzania paznokci nareszcie ją mamy. Żaden urzędnik wespół z kolegami ze starej WSI nie zniszczy już mi firmy, nie przejmie jej za grosze, a mnie nie wrzuci do lochu, żebym skruszał. Zarządca państwa polskiego z ramienia zwycięskiej części warstwy polityczno-urzędniczej zapewnił o tym uroczyście. Cieszę się niezmiernie z tego, że mnie i innych przedsiębiorców zaczęły chronić prawa przysługujące innym obywatelom: pracownikom fizycznym i umysłowym, emerytom, rencistom i bezrobotnym. Cieszę się, bo jest się z czego cieszyć. Niespełna 30 lat po obaleniu komuny odchodzi z tego świata postkomuna, rzeczywisty dysponent władzy politycznej, gospodarczej i wszelakiej. Wieko trumny zamknęło się nad nią niedługo po tym, jak zamknęło się nad jej duchowym i fizycznym ojcem, generałem Kiszczakiem.

Trzeba zapytać o to wprost, dlaczego przez blisko 30 lat ja, Jan Kowalski, drobny polski przedsiębiorca, nieuwłaszczony nawet na najmniejszym kawałku PGR-u lub POM-u, byłem człowiekiem pozbawionym pełni praw obywatelskich?

I dla zrozumienia istoty III RP należy na to pytanie wprost i natychmiast odpowiedzieć. Otóż komuniści odebrali w roku 1947 pieniądze wszystkim Polakom, żeby zrobić z nich swoich posłusznych niewolników. Gdy 30, 35 lat później okazało się, że ich system jest kompletnie niewydolny, postanowili przebudować go tak, aby zachować pełnię władzy przy zachowaniu pozorów pełnego wyzwolenia niewolników.

Wolny rynek został zatem wprowadzony w roku 1989, ale pod całkowitą kontrolą generała Kiszczaka i jego ludzi, osadzonych w newralgicznych węzłach zarządzania Polską. Podwójne finansowanie było podstawą długoletniej lojalności funkcjonariuszy tego systemu. Po pierwsze, dzieci Kiszczaka były finansowane poprzez wysokie pensje i legalne działania koncesyjne we współpracy z państwem. Po drugie, poprzez nielegalne działania finansowe i gospodarcze, typowo mafijne, na przykład przejmowanie dochodowych firm przedsiębiorców spoza systemu. Systemu, a nie układu, ponieważ rzecz działa się nie w jakimś jednym mieście czy powiecie, ale w całym państwie i była zorganizowana całościowo. A uczestniczyli w nim ludzie WSI, prokuratorzy i sędziowie oraz naczelnicy urzędów skarbowych, czyli ich TW. Czyli: macie kasy jak lodu, a jak chcielibyście dorobić na boku, to proszę bardzo, może Amber Gold? Bo my jesteśmy trzy małpki: niczego nie widzimy, niczego nie słyszymy, o niczym nie wiemy.

Ta machina samofinansowania się systemu Okrągłego Stołu stanęła na jesieni roku 2017. Odcięcie od dotychczasowych, darmowych źródeł, i co tu ukrywać – śmierć Generała – wstrząsnęła jej fundamentami. Pozostał ostatni element, wymiar (nie)sprawiedliwości, czyli prawny parasol nad bezprawiem Systemu. Bo nowi prokuratorzy mogą, co prawda, nareszcie oskarżać systemowych przestępców, ale systemowi sędziowie w dalszym ciągu mogą ich natychmiast uniewinniać. Tego problemu nie uda się szybko załatwić poprzez walkę wręcz, dlatego należy go szybko obejść. Takie szybkie obejście pozwoli ominąć kluczową rolę sądownictwa – parasola bezpieczeństwa nad systemem III RP i pozwoli zaistnieć tworzącemu się właśnie Nowemu Państwu.

Dokonaliśmy jako naród pierwszego kroku w tę stronę. Konstytucja dla Biznesu, przywracająca przedsiębiorcom pełnię praw obywatelskich, jest wytrąceniem skutecznego dotychczas narzędzia terroru (Ostatni znany mi przypadek przejęcia wysoko dochodowej firmy przez ludzi starych służb miał miejsce w roku 2014).

Zatem my, prawdziwi przedsiębiorcy, nie musimy się już bać wrogiego przejęcia lub zniszczenia firmy i nas samych. I podobnie jak inni obywatele, możemy podlegać konstytucyjnym prawom i obowiązkom. Zamiast, jak dotychczas, nieformalnemu systemowi władzy, na bieżąco oceniającemu potencjał zysku lub zagrożenia z naszej strony. Po 30 latach formalnej wolności gospodarczej (liczę od ministra Wilczka) możemy się przestać bać.

Nie wiem, czy na drugi krok, który pozwoliłby w pełni obejść stary system, jesteśmy już gotowi. Może najpierw musimy nasycić się pełnią praw obywatelskich i oswoić z brakiem porcji codziennego lęku. Bo drugi krok to skorzystanie z przysługujących nam, już jako obywatelom, praw politycznych. Będąc grupą społeczną wytwarzającą 50% PKB Polski i zatrudniającą 75% wszystkich pracujących Polaków, chyba powinniśmy zabrać głos na temat sposobu zarządzania naszym wspólnym państwem?

A zatem, może to my – Biznes – napiszemy Konstytucję dla Polski, z określeniem w niej roli polityków. W końcu są nimi za nasze wspólne, przedsiębiorców i pracowników, pieniądze.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Konstytucja dla Biznesu, a może biznes dla Konstytucji?” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Konstytucja dla Biznesu, a może biznes dla Konstytucji?” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

 

Felieton Jana Kowalskiego jest tak absurdalny, że aż humorystyczny. Może dałem się nabrać, traktując go poważnie

Felieton Jana Kowalskiego opublikowany w Wielką Sobotę wzbudził we mnie głębokie – i przykre – poruszenie. Autor skrytykował liczne zjawiska, które nie podobają mu się we współczesnym Kościele.

Nie zabierałbym głosu, gdyby nie zaskakująca śmiałość, z jaką Autor wypowiada się o sprawach, o których nie ma pojęcia – sam się zresztą do tego przyznaje. Nie spodziewałem się tekstu na podobnym poziomie na portalu Mediów WNET.

Po kolei. Jan Kowalski ubolewa, że z kościołów wyrzucono ambony. Ambony nie miały żadnego znaczenia liturgicznego, tylko praktyczne. Ksiądz głoszący z ambony był po prostu słyszalny. W czasach, gdy dzięki nagłośnieniu papież może mówić np. do 2 milionów ludzi i być świetnie słyszany, ambony są zbędne.

„Wyrzucono łacinę”. Językiem tym nie posługiwał się ani Jezus, ani Apostołowie, ani Kościół przez pierwszych wiele setek lat. Czas najwspanialszego rozkwitu Kościoła, gdy Dobra Nowina o Zmartwychwstaniu Jezusa docierała na cały świat, to czas, w którym Kościół posługiwał się greką, ponieważ był to język najbardziej rozpowszechniony w śródziemnomorskim obszarze cywilizacyjnym. Nawet teksty Starego Testamentu, które powstały w języku aramejskim, zostały przetłumaczone na grekę, aby były zrozumiałe dla jak największej liczby osób.

Czas mijał, świat się zmieniał, językiem najbardziej rozpowszechnionym stała się łacina. Liturgia sprawowana w języku greckim była dla coraz większej liczby ludzi niezrozumiała. Kościół, kierując się rozumem, który Pan Kowalski tak bardzo chwali, przeszedł na łacinę, aby być zrozumiałym dla jak największej liczby ludzi. Po wiekach skończył się też czas łaciny jako języka „międzynarodowego”. Dlatego Kościół – znów kierując się roztropnością – wprowadził do liturgii języki narodowe. Pamiętam te czasy, gdy w kościele używano łaciny, niezrozumiałej dla wiernych. Uczestniczenie we mszy św. polegało często na odmawianiu nie po łacinie, ale po polsku – różańca. Czy to było dobre?

[related id=53862]„Księża twarzą do wiernych”. Tak ustalił Sobór Watykański II, aby pokazać bardzo ważną rzecz – że kapłan jest znakiem Chrystusa. A On nigdy nie odwraca się do nas tyłem, choćbyśmy byli największymi grzesznikami. To On, modląc się, rozkłada szeroko ręce, by pokazać, jak kochający Bóg-Ojciec zwraca się do swoich dzieci. Wszystko po to, byśmy nie musieli bać się Boga, ale widzieć w Nim kochającego Abbę – Tatusia. Czy przed soborem było inaczej? Nie, ale było to dla zwykłych ludzi trudniejsze do zobaczenia. I nie do wyzbycia się bojaźni bożej to nawołuje, tylko do uwolnienia się od panicznego lęku przed Bogiem, w którym do dziś pozostaje wielu ludzi, nie mając pojęcia o Bożej miłości i miłosierdziu.

„Ksiądz tyłem do ołtarza”. Autor chyba pomylił ołtarz z nastawą. Kapłan w czasie całej Eucharystii zawsze jest zwrócony do ołtarza, nawet gdy siedzi. Tak jest na całym świecie we wszystkich kościołach. Chyba, że gdzieś jest w użyciu ukochana przez Pana Kowalskiego ambona, na której stojąc, trzeba odwrócić się do ołtarza tyłem. Ale gdyby nawet kapłan odwrócił się od ołtarza, to Bóg nie jest jak człowiek – skłonny do obrażania się. Myślę, że bardziej patrzy na to, co jest w naszych sercach, niż na to, jak stoimy. Albo czy w ogóle stoimy, czy klęczymy – przyjmując komunię czy adorując krzyż.

Eucharystia pierwszych chrześcijan była ucztą dziękczynną. Obecni na niej łamali chleb (nie opłatek); przekazywali go sobie do rąk, nie do ust; przyjmowali także Krew Pańską (od wieków w Kościele się tego nie robi ze względów wyłącznie praktycznych). Nie było wtedy wyświęconych kapłanów, a więc nie było problemu stania przodem czy tyłem; ołtarzem był stół, wokół którego się wierni gromadzili, a kościołem dom, w którym się zbierali. Liturgię sprawowali we własnym języku i w ogóle nie było mszałów ani ksiąg liturgicznych.

Dlaczego nienaruszalnym wzorcem sposobu sprawowania liturgii Eucharystii ma być ten ustalony na Soborze Trydenckim? Dlaczego nie ten pierwotny, któryś z późniejszych czy ten ustalony na Soborze Watykańskim II? Wszystko zmieniało się w czasie. Niezmienna jest nauka Kościoła; Tradycja kształtuje się cały czas i ma być dla nas pomocą, a nie kajdanami.

Kolejna sprawa to liturgia światła – starożytna liturgia chrześcijańska o wielkiej głębi i znaczeniu. Jest znakiem przyjścia Chrystusa – światłości świata – i wejścia Jego zbawienia w ciemności ludzkości pogrążonej w grzechu i beznadziei. Wszelkie liturgie pogańskie (np. egipskie, tak jak pogańskie wierzenia i mity) – miały w sobie jakieś iskierki tej chrześcijańskiej nadziei, bo jako stworzenia boże ludzie od początku świata nosili w sobie przeczucie wieczności i poczucie Boga. I swoim rozumem próbowali to przeczucie ogarnąć, wytłumaczyć i wyrazić. Całą prawdę przyniósł dopiero Jezus Chrystus, który zajaśniał w ciemnościach jak to światło, które zapala się w Wielką Sobotę po zmroku. I ten zmrok ma znaczenie, bo w biały dzień nie byłoby znaku rozjaśnienia ciemności.

Wracając do Eucharystii – sposób jej sprawowania ma wiele aspektów teologicznych i tzw. mistagogicznych, czyli pomagających zrozumieć jej rzeczywistość duchową. Inne jej aspekty są uwypuklone w sprawowaniu Mszy św. na sposób trydencki, inne – gdy kapłan jest zwrócony twarzą do wiernych. Ale oba sposoby nie są ze sobą sprzeczne. Jak wszystko w Kościele – wspólnie tworzą jego bogactwo i służą naszemu zbawieniu, a nie temu, żebyśmy tworzyli podziały.

„Pan Bóg wszystkich, jak leci, zaprasza do swojego nieba”. Autor jest tym zgorszony. Bardzo mi przykro, ale Kościół zawsze z największą mocą właśnie to głosił. W swoim felietonie Autor zapomniał o tym, co wydarzyło się w Wielki Piątek. Przypominam. Jeden ze złoczyńców, na słowa: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa (Łk 23,42b), otrzymał odpowiedź Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju (Łk 23,43b). Kara krzyża, jak mówią badacze Pisma św. i wszyscy historycy, przeznaczona była dla największych zbrodniarzy. Takim był złoczyńca wiszący na krzyżu obok Jezusa. I został nie tylko „zaproszony” do nieba – on otrzymał obietnicę nieba, i to od samego Jezusa, który jest Bogiem. Czy możemy wątpić w to, co powiedział sam Bóg? Na pewno nie ten, kto mówi o sobie, że jest katolikiem. Ale skąd Autor wziął twierdzenie, że niepotrzebna skrucha, choćby w ostatniej chwili życia? Odczuł ją łotr i został zbawiony. Jest to naprawdę wspaniała nowina dla wszystkich, którzy prowadzą „parszywe” życie. To głosi Kościół, choć poczucie ludzkiej sprawiedliwości może się na to burzyć.

Kapłani powinni stać na straży naszej wiary, Tradycji i rozumu – bo rozum jest najdoskonalszym aparatem otrzymanym od Pana Boga. Czy tak jest na pewno? Czy tak może mówić katolik? Niedawno zmarł Stephen Hawking, obdarzony przez Boga rozumem wybitnym, który doprowadził go do przekonania, że nie ma Boga. Jakie musiało być jego zdziwienie, gdy po śmierci stanął przed obliczem Boga, którego nie ma. Jego wybitny rozum dostrzegał i badał rzeczy we wszechświecie, których chyba nikt inny nie był w stanie sobie nawet wyobrazić. Nie potrafił tylko dostrzec, że istnieje Bóg. A dzieci z Fatimy: Łucja, Franciszek i Hiacynta, nie umiały czytać ani pisać, ale na pewno nie były zdziwione, stając przed Bogiem, bo miały wiarę.

Tak więc najdoskonalszym aparatem otrzymanym od Boga jest wiara. Jeżeli zdamy się tylko na rozum przy podejmowaniu przez nas decyzji, jak proponuje Autor, możemy skończyć jak Hawking – z otwartą ze zdziwienia gębą, że jest inaczej niż podpowiadał nam rozum.

Jeszcze jedno. Nasza katolicka wiara nie opiera się na tym, że zbadano Całun Turyński i stwierdzono, że zawinięty w niego Chrystus leżał 36 godzin i wtedy zmartwychwstał. Skąd wiara ludzi, którzy o tym nie wiedzieli? Było ich miliony przez setki lat. O której dokładnie zmartwychwstał Jezus, nie wiemy, bo nie było świadków tego wydarzenia i ta wiedza nie jest nam potrzebna do wiary. Wystarczy, że uwierzymy, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał, dla naszego usprawiedliwienia, odkupienia naszych grzechów, że śmierć została pokonana – bo gdy kobiety przyszły do grobu rano (nieważne, która to była godzina), grób zastały pusty, a anioł powiedział im, że Chrystus powstał z martwych. Potem widzieli Go żywego ludzie, którzy przekazali tę wiadomość całemu światu i o jej prawdzie zaświadczyli swoim życiem i śmiercią.

Cała nauka – łącznie z teologią – przyszła później i jej rola może być wyłącznie pomocnicza.

***

A oto twierdzenia, z którymi nawet nie próbuję polemizować ani ich prostować, bo w ogóle nie powinny się znaleźć w poważnym tekście:

  • Z księży „zdjęto” sutanny i koloratki (kto im to nakazał i dlaczego w takim razie chodzą jeszcze w sutannach?);
  • księża przekonują nas, że powinniśmy Komunię przyjmować na stojąco;
  • księża przekonują nas, że powinniśmy wyzbyć się bojaźni bożej;
  • księża wymuszają na nas „nowinki”;
  • księża mają stać na straży rozumu (co to znaczy?),
  • „Ojcowie Kościoła wypracowali przez kilkanaście stuleci sposób praktykowania naszej wiary” (błąd na błędzie – kłania się chociażby definicja Ojców Kościoła);
  • kapłani Kościoła katolickiego kwestionują prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa (w dodatku podając jako czas zmartwychwstania wieczorne godziny sobotnie).
  • I na koniec: potraktowanie poważnie żartu kardynała Consalviego zwróconego do Napoleona.

A może po prostu dałem się nabrać i niepotrzebnie poważnie potraktowałem ten felieton. Jest tak absurdalny, że aż humorystyczny. Może powinien się ukazać w prima aprilis?

Andrzej Słoniowski

 

Pierwsza porażka obozu Dobrej Zmiany. Polską nie można rządzić jednoosobowo, jak chciałby tego Jarosław Kaczyński

Może się okazać, że w całym Prawie i Sprawiedliwości, podobnie jak w Sodomie, znajdziemy tylko jednego sprawiedliwego, w osobie Jarosława Kaczyńskiego. A cała reszta kręci na boku swoje prywatne lody.

Jan Kowalski

Po niespodziewanie szerokiej, ale jednak pozytywnie przyjętej przez „rynki” rekonstrukcji rządu, w maszynie dobrej zmiany dał się słyszeć wyraźny zgrzyt. Za sprawą pisowskiego senatora Koguta, którego głowa właśnie miała trafić pod topór sprawiedliwości ludowej. O dziwo, nie trafiła. A przynajmniej zyskała odroczenie, bo z 60 senatorów Prawa i Sprawiedliwości (nie licząc Koguta) tylko połowa posłuchała stanowczego głosu prezesa Kaczyńskiego i głosowała za aresztowaniem Senatora. (…)

Po pierwsze, okazało się, że Polską nie da się rządzić jednoosobowo, na rozkaz, jak chciałby tego Jarosław Kaczyński. Porażkę tego wojskowo-rewolucyjnego myślenia obserwowaliśmy już w starciu z prezydentem Dudą.

Po drugie, okazało się również, że Prawu i Sprawiedliwości nie udało się zebrać 10 000 fachowych i uczciwych ideowców – według planu Prezesa, jeszcze z początku lat dwutysięcznych, potrzebnych do uzdrowienia naszego państwa. (…)

Głosy dochodzące z różnych regionów kraju zdają się potwierdzać aktywność Senatora jako pewnego rodzaju normę środowiskową.

Za mało myślimy o Biblii, tej księdze wszelkiej mądrości. Bo przecież może się okazać, że w całym Prawie i Sprawiedliwości, podobnie jak w Sodomie, znajdziemy tylko jednego sprawiedliwego, w osobie Jarosława Kaczyńskiego. A cała reszta kręci na boku swoje prywatne lody.

Przecież, pomyślcie tylko, mając takie możliwości, nie chcielibyście ukręcić niczego dla siebie? (…) Tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, należy zastosować zupełnie inną formułę niż indywidualna uczciwość.

Mam nadzieję, że do podobnej konkluzji, po wielu latach trudnych doświadczeń, dojdzie również obóz Dobrej Zmiany z jej wodzem, Jarosławem Kaczyńskim, na czele.

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Pierwsza Porażka Obozu Dobrej Zmiany” znajduje się na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Pierwsza Porażka Obozu Dobrej Zmiany” na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Rozwinęliśmy się w dziedzinie wszelakich technologii. W sprawach społecznych mamy do czynienia z jednym wielkim regresem

Cieszy mnie odwołanie się PiS do szerokich kręgów wyborców, co zaowocowało wyborczym zwycięstwem. Martwi natomiast łatwo wyczuwalny lęk przed wyborcami, którzy chcieliby sami decydować o swoim życiu.

Jan Kowalski

Wolność osobista i samo-rządzenie się Polaków były nie do pogodzenia z każdą próbą podboju naszego państwa. Uzależnienie Polski było jednoznaczne ze zniewoleniem dotychczas wolnych Polaków. To po pierwsze. Po drugie, podbijając nasze państwo, każdy przeciwnik z przyczyn naturalnych dysponował ograniczonymi środkami ludzkimi. Mógł opanować jedynie ważniejsze urzędy, władzę centralną. Dlatego w konsekwencji, nie mając oparcia w zwykłych, a ceniących sobie wolność Polakach, musiał oprzeć się na instytucjach. W ten właśnie sposób pojawiła się w Polsce biurokracja. A skończyła się wolność i samo-rządzenie.

Bolszewia, która postanowiła zapanować nawet nad duszą każdego człowieka, doprowadziła ten system do perfekcji. I zmieniła każdego z nas bardziej, niż się to każdemu wydaje. Jeżeli chcemy się z tej mentalnej bolszewii wyzwolić, musimy odwołać się do starych, sprawdzonych wzorców. Modyfikując je zarazem dla potrzeb współczesności.

Do lęku polskiej elity przed zwykłymi Polakami, przed przeciętnymi Janami Kowalskimi, przyczyniła się nie tylko bolszewia. Przyczyniła się w zdecydowany sposób krakowska szkoła historyczna, która (w opozycji do szkoły warszawskiej) za główną przyczynę upadku państwa uznała słabość wewnętrzną, anarchię i słynne liberum veto. I chociaż politykę polską kreuje się obecnie w Warszawie (niestety), to w myśleniu naszej elity politycznej zdecydowanie króluje szkoła krakowska.

To wina Michała Bobrzyńskiego, jej twórcy, bardziej publicysty i polityka niż historyka ustroju. Mając 29 lat, w czasach czarnej nocy porozbiorowej, sformułował żywą do dziś tezę, że to wewnętrzne wady narodowe doprowadziły Polskę do zguby. Sfałszował nawet w tym celu znaną maksymę.

Właściwa brzmiała tak: „Polska nie rządem stoi, ale wolnością jej obywateli” – co oznaczało obywatelskie państwo = Rzecz Pospolitą Polaków, w odróżnieniu do zamordyzmu u sąsiadów. Bobrzyński zmienił ją na: „Polska nierządem stoi” i zbudował na tym fałszywym cytacie obfitą narrację.

(…) Pierwsza Solidarność z roku 1980 była rzeczywistą próbą negacji tej absurdalnej tezy.

(…) Cieszy mnie odwołanie się Prawa i Sprawiedliwości do szerokich kręgów wyborców, co zaowocowało wyborczym zwycięstwem. Martwi natomiast łatwo wyczuwalny lęk przed tymi wyborcami, którzy chcieliby sami decydować o swoim życiu, nie czekając na partyjną akceptację. A zatem uznajemy masy, którymi mamy nadzieję manipulować dla własnych korzyści (i korzyści Polski, nie wątpię). Ale indywidualizm Polaków uznajemy za zagrożenie dla bezpieczeństwa własnej partii, i państwa oczywiście.

Czy jest czego się bać? Szczerze wątpię. Pamiętacie, ile było lęków elity III RP przy okazji programu 500+? A okazało się, według wiarygodnych badań, że Polacy bardzo racjonalnie wydają pieniądze z tego tytułu pozyskane. A prywatni biznesmeni, ci nieciekawi goście w białych skarpetkach i czarnych mokasynach – jak ich na początku lat dziewięćdziesiątych odmalował Adam Glapiński, wtedy działacz Porozumienia Centrum (ówczesnej partii Jarosława Kaczyńskiego), a obecnie prezes NBP? Czy przejedli i przepili wszystko oprócz białych skarpetek i mokasynów? No chyba nie, skoro tworzą ponad 50% PKB Polski i zatrudniają ponad 75% wszystkich pracowników.

A pamiętacie jeszcze wylansowany przez „nasze” elity wstyd z powodu złego zachowania się Polaków za granicą? Tymczasem każdy już chyba wie, że w porównaniu z Anglikami, Niemcami czy Rosjanami, nasi rodacy zachowują się za granicą wręcz jak łagodne baranki.

Czy zatem nie czas już na poważnie zmierzyć się ze starymi narodowymi traumami i fałszywymi mitami? Skutecznie sączonymi do naszych mózgów przez bolszewików własnych i obcych. Mitami mającymi utrzymywać nas w niewoli biurokratycznej Centrali?

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Nic o nas bez nas” znajduje się na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Nic o nas bez nas” na s. 2 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Prawo i Sprawiedliwość Plus. Program dla Partii Drobnych Ciułaczy – opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości

Już czas, aby przejmując w całości program społeczny PiS, powołać partię rzeczywiście opozycyjną, partię lepszej zmiany dla Polski. Partię, która zajmie wolną na razie, prawą stronę sceny politycznej.

Jan Kowalski

Najpierw odpowiem na pytanie: po co nam opozycja, skoro mamy wspaniałą partię rządzącą, a nawet trzy partie rządzące? To wszystko przez demokrację. Tak, to demokracja – system sprawowania władzy w imieniu obywateli danego państwa – wymusza istnienie różnych partii politycznych. Różnych koncepcji zarządzania dobrem wspólnym – majątkiem narodowym zgromadzonym w ramach jednego państwa. To akceptacja wyborców dla danej koncepcji zarządzania dobrem wspólnym powoduje, że jedna partia wygrywa wybory i tworzy rząd, a inna zyskuje mniejszą akceptację dla swoich pomysłów. W związku z tym przegrywa.

Nie pogrąża się jednak w niebycie, jej członkowie i zwolennicy nie są zabijani albo wsadzani do więzień. Po czarnym dniu, dniu przegranych wyborów, jej liderzy zabierają się do ciężkiej pracy nad modyfikacją swojego programu, a następnie przekonywania obywateli do zaufania jej w dniu kolejnych wyborów. Aha, po przegranych wyborach oczywiście przegrana partia odsuwa od przywództwa dotychczasowych liderów, którzy albo źle sformułowali propozycję dla wyborców, albo byli niezdolni do uzyskania ich głosów. (…)

Chociaż nie jestem fanatycznym zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, to muszę oddać tej partii jedno. Właśnie to, że zerwała z dotychczasowym teatrem dla gawiedzi i odwołała się do interesu wyborców. Każdy historyk powinien to odnotować. Zdarzyło się to bowiem po raz pierwszy od czasów sprzed II wojny światowej.

Dlatego Prawo i Sprawiedliwość jest prawdziwą partią polityczną, chociaż wodzowską. Reprezentuje interesy słabszej ekonomicznie części społeczeństwa, rodzin wielodzietnych, emerytów, pracowników najemnych. Jest typową partią socjalistyczną, nie internacjonalistyczną jednak, ale patriotyczną. I równie dobrze mogłaby się nazywać Polską Partią Socjalistyczną. To oczywiście nic złego.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że polskie społeczeństwo składa się nie tylko z grup wyżej wymienionych. Ale również z grup, których interesy nie są reprezentowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Na przykład przedsiębiorców, tworzących ponad 50% polskiego PKB i zatrudniających 75% wszystkich pracowników w Polsce. To jest najważniejsza, z rodzinami 4-milionowa grupa społeczna, która nie jest reprezentowana przez PiS, z przyczyn jak powyżej. Grupa ta, zastraszana przez ostatnich kilkadziesiąt lat albo odebraniem majątku, albo kolejną zmianą warunków działania, w zasadzie jako jedyna nie ma swojej politycznej reprezentacji. (…)

Nie może być przecież tak, żeby poglądy moje, Jana Kowalskiego, obywatela i przedsiębiorcy, nie były reprezentowane na polskiej scenie politycznej. Oddając sprawiedliwość Prawu i Sprawiedliwości – pierwszej polskiej partii politycznej po roku 1989, nie mogę udawać zgody na koncepcje tej partii w sferze zarządzania naszym dobrem wspólnym, jakim jest Polska. Zgadzam się i akceptuję program społeczny PiS, te wszystkie plusy (zwłaszcza 500+). Zgadzam się i akceptuję politykę zagraniczną obozu dobrej zmiany.

Nie zgadzam się na siermiężnie-socjalistyczny sposób zarządzania państwem. Na przekraczającą już 1 milion osób biurokrację jako zasadę naczelną ustroju państwa. Na urzędniczy sposób widzenia każdego przejawu społecznej i gospodarczej aktywności. Na marnotrawienie ogromnego bogactwa narodowego wypracowywanego w pocie i znoju przez 10% najbardziej przedsiębiorczych obywateli, z pomocą 75% trochę mniej przedsiębiorczych – wspólnie (!). (…)

25 lat temu wymyśliłem nawet dla niej nazwę. Partia Drobnych Ciułaczy – jak Wam się podoba?

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” znajduje się na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dobra Zmiana dla obywateli czy Dobra Zmiana dla… siebie: zbiorowego dyktatora – partii rządzącej pełnią władzy?

Tylko przedstawienie kardynalnych zasad konstytucyjnych i deklaracja natychmiastowego wcielenia ich w życie po zwycięstwie w wyborach skłoni mnie do zagłosowania na tak zwany Obóz Dobrej Zmiany.

Jan Kowalski

obecny obóz władzy postanowił zagospodarować całe spektrum życia politycznego w Polsce. Zwłaszcza słowa Jarosława Gowina świadczą o tym dobitnie: „wkrótce obóz Zjednoczonej Prawicy poszerzy się o nowe środowiska…”. W podobnym, nieco żartobliwym tonie wypowiadał się już wcześniej inny Jarosław, Jarosław Kaczyński: musimy sami być dla siebie opozycją.

Bardzo mnie to wszystko zasmuca. Z jednego, dodatkowego powodu, który niezauważony przemknął przez portale informacyjne. Ten powód to zapowiedź zlikwidowania przez obóz Zjednoczonej Prawicy okręgów jednomandatowych nawet w przypadku gmin do 20 000 osób. A to już zaowocuje nie uspołecznieniem, ale przeciwnie, kompletnym upartyjnieniem życia (każdego życia) w Polsce. W normalnych państwach, gdzie szanuje się wolność obywatelską i obywatelskie zarządzanie państwem, rzeczą obrzydliwą byłby faktyczny brak biernego prawa wyborczego dla zwykłego obywatela, z czym mamy do czynienia w naszej ojczyźnie. (…)

Ta pokusa, pokusa pełni władzy, ma bardzo bogatą historię. Nie cofajmy się jednak do starożytności, bo tam jej nie było. Pokusa pełni władzy rozkwitła dopiero w czasach nowożytnych. Jednakowo wiąże się z systemami dyktatorskimi z jednym dyktatorem, jak i z systemami demokratycznymi ze zbiorowym dyktatorem – partią aktualnie rządzącą. Chodzi zawsze o to samo, o pełne panowanie nad człowiekiem.

A jedyną obroną przed pełnią władzy rządzących, przed totalitaryzmem, dla mnie, zwyczajnego Jana Kowalskiego, jest Konstytucja Wolności Obywatelskich. Problem jednak w tym, że na razie jej nie mamy. I przed szalonymi zapędami ze strony jakiejkolwiek de facto bolszewickiej partii nie mamy się jak bronić.

To nie Prawo i Sprawiedliwość zaczęło prowadzić tę chorą politykę zdegenerowania społeczeństwa. To zaczęło się dużo wcześniej. Już w 2002 roku, gdy mieszkałem w pięknej podkrakowskiej miejscowości, sołtys zbierający opłaty za wodę i ścieki ujawnił się jako członek SKL. Gdy poprosiłem o rozwinięcie tego skrótu, bo rzekomo nie miałem o niczym pojęcia, ogłosił zaistnienie Stronnictwa Konstruktywno-Ludowego. To nieważne, że takiego nie było (było Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe), ważne, że sołtys czuł się uczestnikiem władzy wyższej. (…)

Chciałbym, żeby Prawo i Sprawiedliwość wyartykułowało wreszcie swoje propozycje programowe, w końcu zbliżają się wybory. Propozycje dla mnie, przeciętnego Jana Kowalskiego, zwolennika co najmniej 8-letnich rządów Obozu Dobrej Zmiany w celu likwidacji starego ustroju państwa – bolszewickiego systemu Okrągłego Stołu.

Powiem wprost, oczekuję przedstawienia zarysu nowej konstytucji – Konstytucji Wolności Obywatelskich. Tylko przedstawienie kardynalnych zasad konstytucyjnych i deklaracja natychmiastowego wcielenia ich w życie po zwycięstwie w wyborach skłoni mnie do zagłosowania na tak zwany Obóz Dobrej Zmiany. Bez nareszcie podmiotowego potraktowania mnie – obywatela, uznam rzecz całą za jedną wielką ściemę. A rzekomy Obóz Dobrej Zmiany za Obóz Dobrej Zmiany… dla Siebie.

Pokusa pełni władzy dla rządzących stanowi sedno systemu Okrągłego Stołu, ustanowionego w roku 1989 dla pełnego panowania nad Polakami. Boję się, że ta pokusa może zaćmić rozumy liderów Dobrej Zmiany. Bardzo łatwo przecież, chcąc panować nad wszystkim i wszystkimi, uznać zaprojektowane wtedy państwo za należną zdobycz, za własne polityczne wiano. I uznać, że mimo wszystko ten ustrój nie jest taki zły, że to tylko ludzie go wypaczyli. I że wystarczy tych złych wymienić na dobrych, na swoich. A ciemny lud potrzebuje tego, co zawsze od czasów Rzymskiego Imperium – chleba i igrzysk. A zatem jeszcze więcej chleba, jeszcze więcej igrzysk i jeszcze więcej 500+, a będziemy rządzić na wieki.

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Pokusa pełni władzy” znajduje się na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Pokusa pełni władzy” na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Nasze polskie pięć minut”. Gdy wreszcie się doczekamy swoich pięciu minut i zachowamy morale, możemy osiągnąć sukces

Optymistyczne jest to, że się zaczęło. Od przyjazdu do Polski prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Jego prosta mowa została zrozumiana przez wszystkich, w tym przez naszych sąsiadów.

Jan Kowalski

Światowe Imperium gwarantuje Polsce niepodległość i możliwość naprawy państwa. Już nie jesteśmy sami przeciwko dwudziestu siedmiu, jak wykrzykiwali jeszcze wczoraj świadomi i nieświadomi zwolennicy reżimu Okrągłego Stołu. Bardzo potrzebne było nam to poparcie. Wobec niego bledną wszystkie strachy nowej Targowicy, mającej poparcie brukselskiej eurokracji. Objawiło się natychmiast wielu zatroskanych tym, że Amerykanie chcą nas tylko wykorzystać. Odpowiem tak – niech nas wykorzystują jak najdłużej! (…)

Jak wszyscy znamy się na piłce nożnej, tak wszyscy znamy się oczywiście na polityce i wiemy, co należy zrobić tu i teraz, natychmiast. Zapominamy tylko o jednym, o cierpliwości. To cierpliwość jest najcenniejszą zaletą nie tylko na boisku, nie tylko w życiu, ale również w polityce. Gdy wreszcie się doczekamy swoich pięciu minut i zachowamy morale, wtedy możemy osiągnąć sukces.

Piszę to pod rozwagę wszelkim malkontentom. Wszyscy to widzimy, że zmiany są wprowadzane zbyt wolno, za słabo, że lokalni działacze PiS-u to często miernoty. Zgoda, sam już chciałbym żyć w V Rzeczypospolitej, w silnym państwie bez biurokracji, wolnym i bogatym. Ale najpierw Polacy muszą odzyskać kontrolę nad Polską. I to się właśnie dokonuje za sprawą Prawa i Sprawiedliwości. Pozwólmy i pomóżmy im wygrać do końca, pozwólmy wygrać IV Rzeczypospolitej.

Cały felieton Jana Kowalskiego pt. „Nasze polskie pięć minut” znajduje się na s. 13 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Kowalskiego pt. „Nasze polskie pięć minut” na s. 13 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

„Kurier Wnet” 37/2017, Jan Kowalski, V Rzeczpospolita: Nasza Konfederacja Wolnych Polaków nie będzie przeciw komukolwiek

To będzie Polska Wolnych Polaków, w której każdy będzie mógł robić, co chce, oczywiście w granicach rozsądku i obowiązującego prawa. I będzie mógł liczyć na wsparcie ze strony państwa.

Jan Kowalski

Konfederacja Wolnych Polaków

Jako miarę patriotyzmu przedstawia się bardzo często postawę Józefa Piłsudskiego, twierdząc, że dla Polski gotów był paktować nawet z diabłem. Na tym właśnie polega najpierw intelektualna, a potem życiowa pułapka wielu patriotów. Ręka w rękę z diabłem na pewno nie wywalczymy wolnej Polski, bo tak wywalczona Polska będzie piekłem. Piszę to do wszystkich, którzy uważają, że mogą być dobrymi Polakami, głosząc szczytne hasła, a nie mają Boga w sercu i nie przestrzegają Jego przykazań.

Miesiąc temu omówiłem Społeczną Naukę Kościoła – filozofię naszego programu społecznego – i jej przełożenie na sposób urządzenia państwa. Teraz skoncentrujmy się na dynamicznym procesie przejścia od Republiki Okrągłego Stołu do V Rzeczpospolitej. Omówimy nasz program działania, czyli wszystkie postulaty, które natychmiast po naszym zwycięstwie wyborczym wprowadzimy w życie.[related id=22694]

1.      Abolicja podatkowa (w tym ZUS) dla wszystkich przedsiębiorców zrujnowanych poprzez świadomą, rabunkową politykę pieniężną dotychczasowego państwa. Oprócz umorzenia należności skarbowych przeprowadzenie rozmów z bankami, wierzycielami małych firm w celu całkowitego, częściowego umorzenia lub odroczenia ich zobowiązań.

2.      Zniesienie obowiązku podatkowego i ubezpieczenia społecznego dla nowo zakładanych firm do czasu uzyskania przez nie określonego pułapu dochodów (50 000 zł) lub na okres dwóch lat.

3.      Obniżenie podatku dochodowego dla małych firm do poziomu 10% dochodów netto. Jest to poziom dla nich optymalny, przy którym nie opłaca się unikać płacenia podatku poprzez stosowanie różnych sztuczek. Dzięki temu zamiast marnować czas, właściciele zajmą się rozwojem firm. A to z kolei pozwoli rozładować strukturalne obecnie bezrobocie.

4.      Odzyskanie handlu poprzez zrównanie praw wielkich sieci z małymi kupcami. Nie może być tak, że zachodnie sieci handlowe generują ogromne zyski i transferują je do swoich firm-matek, nie płacąc w Polsce prawie żadnych podatków, korzystając z kilkuletnich zwolnień i sprzedając się nawzajem cyklicznie pod koniec okresu zwolnienia podatkowego.

5.      Po skandalicznej wyprzedaży sektora bankowego w zagraniczne ręce (prawie 90%), na co nie pozwala prawo wszystkich cywilizowanych państw świata (w Kanadzie kapitał zagraniczny w bankach nie może przekroczyć 8%), po pierwsze opodatkujemy wielkie banki, ale nie lokaty (!). Po drugie podejmiemy wszelkie działania prawne zmierzające do odbudowy polskiej własności w tym sektorze, który jest krwioobiegiem gospodarki każdego państwa. Przede wszystkim poprzez niedopuszczenie do sprzedaży ostatnich polskich banków, wzmocnienie sektora banków spółdzielczych i wszelkie uprawnienia bankowe dla SKOK-ów.

6.      Nie tylko przedsiębiorcy zostali ograbieni i doprowadzeni nad przepaść przez nieodpowiedzialną politykę finansową III RP. Ta sama sytuacja dotknęła kredytobiorców indywidualnych, zwłaszcza zadłużonych we frankach szwajcarskich na własne domy lub mieszkania. Ich liczbę szacuje się na 700 tysięcy. Państwo polskie, podobnie jak stało się to na Węgrzech, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za taki stan rzeczy i zapobiec bankructwu tych ludzi. Zwłaszcza tych, którzy brali kredyty, przeliczając 1 frank = 2 zł. Obecnie 1 frank = 3,7 zł (stan na 13.06.2017).

Oczywiście wszystkie punkty wymienione przeze mnie przed miesiącem stanowią podstawę naszego paktu z wyborcami. Wy nas popieracie = wybieracie, a my wprowadzamy w czyn nowe państwo. Wiem, najpierw musimy zwyciężyć. A żeby zwyciężyć, musimy dotrzeć z naszym programem, poprzez ludzi ten program przedstawiających i reprezentujących, do wszystkich Polaków, którzy nas poprą, a następnie wspólnie z nami zwyciężą, odzyskując Polskę.

Teraz chwila refleksji. Zmarnowaliśmy prawie 30 lat, a czasu pozostało coraz mniej. Niemcy uzyskały ogromną przewagę w Europie. Rosja kończy przegrupowanie swoich sił i nawet jeśli nie podniesie się do statusu mocarstwa, zawsze może być zapleczem surowcowym i militarnym dla Niemiec (Przynajmniej w części europejskiej, bo Azja równie dobrze może przypaść Chinom).

W obliczu dwóch tak ogromnych potęg Polska stworzyła, jak do tej pory, jedynie iluzję państwa. Iluzję, która ostatecznie rozwiała się 10 kwietnia 2010 roku razem ze smoleńską mgłą. Zatem, skoro nie mamy nic do stracenia, a wiele do zyskania, bierzmy się do roboty! Naród polski, miłujący wolność jak żaden inny, zasługuje na państwo strukturalnie oparte na wolności, wolności, jaką otrzymaliśmy od Pana Boga.

Piszę o tym z jednego względu. Jako miarę patriotyzmu przedstawia się bardzo często postawę Józefa Piłsudskiego, twierdząc, że dla Polski gotów był paktować nawet z diabłem. Na tym właśnie polega najpierw intelektualna, a potem życiowa pułapka wielu patriotów. Ręka w rękę z diabłem na pewno nie wywalczymy wolnej Polski, bo tak wywalczona Polska będzie piekłem.

Piszę to do wszystkich, którzy uważają, że mogą być dobrymi Polakami, głosząc szczytne hasła, a nie mają Boga w sercu i nie przestrzegają Jego przykazań. Nawołują innych do poświęceń, a siebie przedstawiają do zaszczytów i stanowisk, najlepiej unijnych. Rzeczpospolita była wielka, gdy była gwarantem wolności dla ludzi i ludów ją zamieszkujących. Jeśli chcemy odzyskać Polskę, to dla zwykłych ludzi, ledwie wiążących koniec z końcem lub chwilowo emigrujących za chlebem. Dla tych, którzy chcą żyć własnym życiem, a nawet słuchają disco polo. Jeżeli zwykłym Polakom zaproponujemy lepsze życie w Polsce, a nie za granicą – zwyciężymy.

Prawdziwa wiara w Boga zmienia nasze widzenie rzeczywistości. Poszerza je z życia jedynie doczesnego na wieczność. Tak pojmując rzeczywistość, służąc Bogu i bliźnim, niestraszne już nam są chwilowe niepowodzenia, cierpienia czy brak natychmiastowej realizacji naszych pragnień. I brak wyniesienia na cokoły jeszcze przed śmiercią. Służąc Bogu i bliźnim, żyjącym obok nas Polakom – zwyciężymy. I spotkamy się w Wolnej Ojczyźnie, jeśli nie tej doczesnej, to w Niebieskiej.

Chrześcijaństwo jest największym społecznym osiągnięciem człowieka jako jednostki i jako zbiorowości. Jest dane przez Boga, który objawił się nam w postaci Jezusa Chrystusa z pierwszą i najważniejszą społeczną zasadą – przykazaniem miłości bliźniego. Skoro zatem dążymy do budowy państwa, społeczeństwa i narodu według zasad wiary chrześcijańskiej, nie odtrącajmy i nie potępiajmy wszystkich tych, którzy chcą nam pomóc pomimo braku deklaratywnej wiary. I módlmy się za tych, którzy nam przeszkadzają, bo – mamy nadzieję chwilowo – służą złu przeciwko Bogu i człowiekowi.

To brak wiary w życie wieczne i perspektywa zawężona jedynie do tu i teraz pozwoliły elicie opozycyjnej na podpisanie paktu Okrągłego Stołu. A potem do „ustawiania” tu i teraz siebie i swoich dzieci. Wbrew interesom zwykłych ludzi. A ile było przy tym pięknych słówek! Nawiązania do patriotyzmu, do obowiązku i do konieczności wyrzeczeń!

Oszust może wszystko powiedzieć i wszystko obiecać, bo wie, że niczego nie dotrzyma. Zwykli Polacy zbyt często byli oszukiwani przy pomocy pięknych słówek. I nie dziwmy się, że nie chcą słuchać kolejnych proroków, którzy obiecują jedno: że ich urządzą, jak tylko zostaną wybrani.

Wystarczającą ilość razy zostaliśmy urządzeni, czyli załatwieni na cacy. Dlatego dosyć już pięknych słówek, które kolejne kliki polityczne mają czelność nazywać programem. A które służą jedynie oszukaniu wyborców, żeby dorwać się do żłobu.

Po przedstawieniu głównych założeń naszego programu czas wymienić naszych naturalnych zwolenników, nawet jeszcze nieświadomych.

1.      Przedsiębiorcy mali, średni i duzi, którzy rozwinęli własne firmy pracą i pomysłem, a zaczynali również jako mali. Niszczeni od co najmniej 1993 roku przez III RP w ramach walki z niezależnym od Systemu kapitałem. Oczywiście do grupy przedsiębiorców nie wliczam tzw. elity polskiego biznesu, czyli uwłaszczonych na majątku narodowym byłych komunistów. Nie są oni solą ziemi, ale słupami systemu Okrągłego Stołu.

2.      Drobni rolnicy, najbardziej obok drobnych przedsiębiorców niszczona grupa społeczna w Polsce. Niszczona podobnie, w systemowy sposób, z wyznaczonym celem likwidacji półtora miliona gospodarstw, bez wskazania innego miejsca uzyskiwania dochodów czy wręcz przeżycia. Po zniszczeniu drobnej produkcji rolnej w interesie rolnictwa obcych państw i rozmaitych polskich Stokłosów, ceny produktów rolno-spożywczych oczywiście wzrosną.

3.      Pracownicy, w 75% zatrudnieni w małych i średnich przedsiębiorstwach. Upadek przedsiębiorstw oznacza automatyczne bezrobocie dla zatrudnionych w nich osób. Dawny antagonizm z czasów komunizmu: my-robotnicy i jeden wielki przedsiębiorca – państwo, powinien być jak najszybciej zapomniany. Obecnie zdecydowana większość pracowników i przedsiębiorców jedzie na tym samym wózku i czas to wreszcie zrozumieć. Oczywiście funkcjonariusze Systemu robią wszystko, żeby taki antagonizm podsycać.

4.      Nauczyciele szkolni i akademiccy. Zapaść państwa polskiego generuje nie tylko nędzę i bezrobocie, ale również stały odpływ polskiej młodzieży za granicę. Drastyczny spadek liczby studentów i uczniów spowoduje w szybkim tempie zamykanie szkół, nie tylko podstawowych, ale i wyższych, a zatem wzrost bezrobocia i obniżki płac dla nauczycieli.

5.      Przedstawiciele wolnych zawodów – lekarze, prawnicy. Nie będzie kogo leczyć i komu doradzać, gdy prawie wszyscy wyjadą, a ci, co zostaną, nie będą mieli pieniędzy.

6.      Studenci. Nie mają wiele do stracenia. Zawsze mogą wyjechać, ale czy nie jest to kusząca perspektywa – ustawić się tu i teraz, w Polsce, gdzie ma się więcej znajomych i więcej możliwości robienia ciekawych rzeczy? Nie szkoda tych melanży? Z górą kasy wszędzie za granicą można czuć się jak goście, a nie zmywaki.

7.      Emeryci. Liczymy na nich. Nareszcie mają czas, żeby po oderwaniu się od zajęć i trosk zawodowych zrobić coś bezinteresownego dla pomyślności wnuków.

8.      Emigranci. Skala obecnej emigracji, jeśli miałaby mieć charakter stały, jest przerażająca. Przy takim odpływie młodej krwi trwała zapaść państwa jest nieunikniona. Jest ona wynikiem umowy rządzących od ’89 z Zachodem: transfer kapitału za transfer taniej siły roboczej.

Nie wiedziałbym nic o takiej umowie, gdyby nie wypowiedź otwartym tekstem reprezentanta Biznes Centre Club w Polskim Radiu. Nie dziwi zatem skuteczne odstraszenie po roku ’89. Polonii, która przebywała za granicą w dużej mierze ze względów nie materialnych, ale politycznych. Sztandarowym przykładem takiego zachowania było „wyślizganie” Barbary Piaseckiej-Johnson z zakupu Stoczni Gdańskiej. A trzeba pamiętać, że jej wkład w finansowanie Solidarności był bardzo duży. Dzieci i wnuki komunistów przywiezionych na sowieckich czołgach, którzy przepędzili z Polski elitę II Rzeczpospolitej, nie mogły pozwolić na jej powrót. To oni mieli rządzić III RP i rządzą, z jakim skutkiem – widzimy.

Poza Czechami, drugim państwem, któremu udało się nie popaść w postkomunizm, jest Estonia. Sukces ten zawdzięcza głównie reemigrantom, którzy zaproszeni przez władze państwa, czynnie włączyli się w jego odbudowę. Emigranci! natychmiast zaprosimy was do odbudowy państwa polskiego!

9.      Rodzice zatroskani przyszłością dzieci. Obecny system skazuje młode pokolenie na trwałe bezrobocie i ucieczkę z Polski. Nawet za komuny nie zamierzało emigrować tyle osób, co obecnie. Jeśli rodzice nie chcą za parę lat gadać z wnukami na skypie w obcych językach, muszą pomóc w budowie naszej V Rzeczpospolitej.

10.  Na koniec najtrudniejsza grupa – przedstawiciele obozu III RP. Pismo Święte potrafi wszystko wyjaśnić, dlatego posłużę się nim. Józef z Arymatei był zamożnym człowiekiem, członkiem Sanhedrynu – najwyższej władzy żydowskiej, która skazała Jezusa Nazarejczyka na śmierć. Ale jak wiemy również z Pisma Świętego, był ukrytym zwolennikiem Jezusa i człowiekiem, który odstąpił mu swój grób.

Nie wierzę, że w obozie III RP mającym nadal wiele władzy rzeczywistej, nie ma ludzi światłych, którzy obserwują bankructwo systemu Okrągłego Stołu. Miał im zapewnić bogactwo, bezpieczeństwo i długie, szczęśliwe życie dla nich samych i ich potomków. Spowodował ruinę państwa polskiego, z którego będą uciekały także ich dzieci. Dlatego najwyższy czas oprzytomnieć. Nikt im już niczego nie odbierze, dlatego powinni poprzeć budowę V Rzeczpospolitej, państwa, którego nie będzie się trzeba wstydzić. W innym wypadku skończą jak murzyńscy kacykowie, z których będzie się natrząsał nie tylko Zachód, ale i Wschód.[related id=28304]

Jeśli kogoś nie wymieniłem, to przez nieuwagę. Niech się nie obraża, tylko czym prędzej do nas dołącza. Konfederacja Wolnych Polaków jest otwarta na wszystkich, którzy nie chcą, żeby Polska była zawłaszczona przez jakąkolwiek sitwę. Na tych, którzy nie chcą być cynicznie wykorzystywani i okradani z życiowych szans przez klikę politycznych hochsztaplerów. Polska musi być nasza i będzie.

To będzie Polska Wolnych Polaków, w której każdy będzie mógł robić, co chce, oczywiście w granicach rozsądku i obowiązującego prawa. I będzie mógł liczyć na wsparcie ze strony państwa, zamiast uważać na kłody rzucane pod nogi, jak to jest obecnie. Tylko taka Polska, zorganizowana w nowoczesny sposób, z wykorzystaniem naturalnych cech narodowych, oparta o sprawdzony fundament chrześcijaństwa, może na stałe zaistnieć jako wielkie państwo w Europie.

Budowa naszej Polski, V Rzeczpospolitej, nie będzie przeciw komukolwiek. Nie będzie zagrożeniem dla żadnego Polaka chcącego normalnie i zgodnie z naszym systemem wartości żyć we wspólnej ojczyźnie. Nie będzie też zagrożeniem dla żadnego obcego państwa lub obywatela innego państwa. V Rzeczpospolita będzie miłującym pokój i handel państwem wolnych obywateli.

Nie unikniemy oczywiście nienawiści ze strony wrogów wolności i Boga. Będziemy się modlić za ich nawrócenie i popierać wszelkie wolnościowe ruchy wewnątrz innych państw. Jako samotna wyspa wolności nie ostaniemy się na morzu wzburzonym od chęci zniewolenia swoich obywateli innych państw. Mam nadzieję, że staniemy się przykładem dla naszych sąsiadów. Zamiast podporządkowywania się władcom czyniącym z nich niewolników chorych żądz, w pierwszym rzędzie dążących do zniszczenia nas – wolnych Polaków, zmienią swoje rządy na podobne do naszych.

Bo w końcu, jakaż to miara sukcesu człowieka, gnać do przodu z frontem i nie oglądać się w tył, bo z tyłu biegnie formalnie nasz współobywatel z odbezpieczonym naganem i również nie ogląda się za siebie? I jakiż to nasz indywidualny sukces, marznąć na froncie wschodnim lub zachodnim, z dala od rodziny, dla realizacji chorych pomysłów wariatów? Albo – tak jak to jest współcześnie – być we własnym państwie dumnym niewolnikiem?

Konfederacje w dawnej Polsce były zawiązywane dla ratowania ojczyzny, w sytuacji, gdy inne formy debaty publicznej nie mogły już pomóc. Nie były występkiem przeciwko państwu utożsamianemu w dużej mierze z królem. Przeciwnie, czekano, żeby król poparł postulaty konfederacji. Nasza Konfederacja Wolnych Polaków również nie będzie występkiem przeciwko państwu. Wręcz przeciwnie, będzie szansą na odbudowę Polski jako sprawnego i silnego państwa.

Nie ma tu miejsca, w tekście publicystycznym, na przedstawienie struktury Konfederacji. Jednak jej naczelną zasadą działania zewnętrznego i współdziałania wewnętrznego będzie to, co już w przeszłości zapewniło Polakom sukces. Tak w przypadku ruchu szlacheckiego, jak i w cywilnej wojnie w zaborze pruskim, a nawet tej chwilowej, jak było w przypadku Pierwszej Solidarności. Tą naczelną zasadą będzie sieciowość i terytorialność naszego społecznego ruchu. Współdziałanie wszystkich grup społecznych, które wymieniłem powyżej, w imię wspólnego dobra. Dobra, które będzie oznaczać korzyść dla każdej z tych grup z osobna i dla wszystkich jako całości. Synergii, dzięki której Rzeczpospolita rozkwitnie jako państwo wolnych i zamożnych obywateli.

„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Wojna, którą właśnie przegraliśmy” cz. 11 – „Konfederacja Wolnych Polaków” na s. 8 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl