A zatem – wybory! Wolę niepewną wolność od pewnej niewoli i prawdę od fałszu / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Nie możemy naprawiać Polski, popierając ucieleśnienie patologii obyczajowej i politycznej. Z jej największym marzeniem, jakim jest wyzbycie się samodzielności państwowej na rzecz Niemieckiej UE.

Jan A. Kowalski

W tej pierwszej rundzie wyborów prezydenckich zagłosuję na kandydata Konfederatów, Krzysztofa Bosaka. Po długiej chwili wahania, sprokurowanej przez posła tej formacji, Jacka Wilka, który zadeklarował poparcie w II turze Rafała Trzaskowskiego. Rafała Trzaskowskiego, potrafiącego wszystko spieprzyć i którego jedynym udanym projektem w dotychczasowej działalności jest nieustanna pomoc finansowa dla środowiska LGBT.

Przyznam otwarcie, tylko zdecydowane i jednoznaczne stanowisko samego kandydata Konfederacji ocaliło dla niego mój cenny głos. Bo nie możemy przecież naprawiać Polski, popierając ucieleśnienie patologii obyczajowej i politycznej. Z jej największym marzeniem, jakim jest wyzbycie się samodzielności państwowej na rzecz Niemieckiej Unii Europejskiej. I stałą praktyką osłabiania państwa polskiego na arenie międzynarodowej.

Czyżby zatem posła Jacka Wilka dopadł syndrom samego mistrza Janusza Korwin-Mikkego, niszczącego wzrost poparcia dla swojej partii, gdy tylko go odnotowywała? Może jednak niszczenie wizerunku i wiarygodności własnej formacji nie jest tylko jednostką chorobową. Bo systematycznie na przestrzeni kilkudziesięciu lat formacja wolnościowa i antybiurokratyczna (dlatego zagłosuję na Bosaka), jest niszczona od środka. Niszczona i ośmieszana przez jej własnych liderów. I dlatego nie może zwiększyć swojego poparcia społecznego. Poparcia potrzebnego nie tylko dla zwiększenia wpływów w polskim społeczeństwie, ale też dla przeprowadzenia reformy samego państwa.

Jeżeli na ośmieszaniu swojej partii miałoby polegać prowadzenie działalności politycznej, to formacja ta jest niedoścignionym wzorcem. Sam Janusz Korwin-Mikke – politycznym geniuszem. A Jacek Wilk jego godnym następcą. Ale zagłosuję na Krzysztofa Bosaka w I turze, żeby pokazać sercem (trochę wbrew rozumowi), jakie wartości są mi bliższe. Bo…

Wolę niepewną wolność od pewnej niewoli.
Wolę państwo silne siłą obywateli, a nie siłą rządu.
Wolę sam decydować o swoim losie, a nie, gdy wyręcza mnie w tym biurokracja.
Wolę, wreszcie, prawdę od fałszu.

Dlatego zagłosuję na Krzysztofa Bosaka 28 czerwca i oczekuję, licząc się z przepowiedniami sondaży, że przed II turą zdecydowanie poprze on kandydaturę Andrzeja Dudy. Nie licząc się z talmudycznymi podpowiedziami narodowych i wolnościowych towarzyszy-konfederatów. Bo w interesie Polski leży utrzymanie jednolitej władzy wykonawczej, z prezydentem i premierem pochodzącymi z tego samego obozu politycznego. To nieszczęsna konstytucja z 1993 roku, ustanowiona przez chwilową, neobolszewicką większość, sprowadziła na Polskę trwałe nieszczęście braku kompetencji i odpowiedzialności w tym segmencie władzy państwowej.

To nie było chwilowe zaćmienie, ale celowe wprowadzenie do systemu władzy czynnika destabilizującego i anarchizującego. Opisałem rzecz całą w cyklu felietonów Zanim napiszemy nową konstytucję i dokonałem korekty tego celowego błędu w moim projekcie nowej konstytucji – Konstytucji V Rzeczypospolitej. I wszystkich konfederackich mądrali zachęcam do zapoznania się z tą krótką lekturą. Dla otrzeźwienia i przewietrzenia umysłów z mgły i dymu korwinizmu.

Mam nadzieję, że w I turze Krzysztof Bosak zyska co najmniej 10% poparcie społeczne; dla pokazania wolnościowych aspiracji Polaków. I mam też nadzieję, że Andrzej Duda wygra w II turze, zyskując wszystkie głosy oddane w I na Krzysztofa Bosaka, po jego jednoznacznym apelu. Bo nikt, kto jest za wolnością, niepodległością i tradycyjnymi wartościami chrześcijańskimi, nie może popierać rzeczy jednoznacznie im przeciwnych.

Mam też nadzieję, że po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach, Krzysztof Bosak – mój kandydat – nie weźmie udziału w przygotowanej zawczasu hucpie pod tytułem: niekonstytucyjność wyborów. Bo w takiej anarchizującej funkcjonowanie państwa hucpie mogą wziąć udział tylko wrogowie Polski.

I proszę się nie martwić, Panie Krzysztofie: za 4–5 lat zwyciężymy. Zwyciężymy dlatego, że pełna odpowiedzialność za nieudolne, biurokratyczne (ale polskie) rządy, spadnie na jeden obóz polityczny – na obóz Zjednoczonej Prawicy… a nie na PSL 🙂

PS Zachciało mi się wygrzewać na piachu i kąpać w morzu, no to mam za swoje. Muszę przejechać 700 km po to, żeby oddać głos przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu. W tym samym lokalu, bo przed I turą skorzystałem z internetu. Oczywiście mogę też pojechać wcześniej, wziąć zaświadczenie i zagłosować już u siebie, w Beskidzie Niskim. Jaki geniusz prawniczy to wymyślił?

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „A zatem – wybory! Warunkowe, ale się odbędą” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „A zatem – wybory! Warunkowe, ale się odbędą” na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przesunięcie wyborów pozwoliło pozbierać się PO, która ze świeżym kandydatem odzyskała wszystkie utracone głosy poparcia

Resztki po Kukizʼ15 są wrzaskliwie nieprzekupne. I podobnie żadnych stanowisk za zerwanie sojuszu z totalną opozycją nie przyjmą Konfederaci. Od Gazpromu by wzięli, ale od polskiego rządu nie wezmą!

Jan A. Kowalski

Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę

(znowu przed wyborami)

Myślałem w naiwności swojej, że posłowie opozycji (PSL, SLD, Konfederacja) obsypią mnie jeśli nie złotem, to przynajmniej bitcoinami (jak na młodych liberałów przystało) za rady sprzed miesiąca. Zaproponowałem przecież prosty i niezawodny sposób na wykończenie przeciwnika politycznego już leżącego na deskach i czekającego na ostatni cios. Tak przecież leżała i czekała na zasłużoną śmierć Platforma Obywatelska w postaci jej niewydarzonej kandydatki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Takie szybkie dokończenie dzieła byłoby w interesie każdej z wymienionych wyżej formacji opozycyjnych, łącznie z opozycyjną i zarazem rządową formacją Jarosława Gowina czyli (Nie)Porozumieniem.

Z prostego humanistycznego rachunku wynikało, że każda z formacji przynajmniej podwoi swój stan posiadania w elektoracie. Dodatkowo każdy kandydat opozycyjny: Biedroń, Kosiniak-Kamysz, Hołownia i nawet Krzysztof Bosak ma szansę na drugą rundę przeciwko Andrzejowi Dudzie po zbiórce głosów rozsypanych przez kandydatkę PO. To, co się stało – przesunięcie wyborów nie wiadomo na kiedy – pozwoliło pozbierać się PO, która ze świeżym kandydatem odzyskała wszystkie utracone głosy poparcia. I teraz będzie próbowała przesunąć wybory aż do wybuchu kryzysu ekonomicznego i zyskania szansy na elekcję Rafała Trzaskowskiego.

Tak, jak zademonstrowała to opozycja (bez PO), nie zachowuje się nikt prawdziwy i racjonalny, no chyba, że jest bezdennie głupi politycznie. Ale w takim razie niech wraca do śpiewania (Paweł Kukiz) albo do tańca z gwiazdami (Krzysztof Bosak), bo ostatnie głosowanie ramię w ramię z PiS już niczego nie mogło zmienić.

Dlaczego zatem nominalni konkurenci polityczni uratowali Platformę Obywatelską pozbawiając się szans na sukces? Odpowiedzi mogą być tylko dwie.

Pierwsza, łagodna, to naiwność polityczna. Oczywiście skończonym tępakiem politycznym może być Paweł Kukiz (pewnie nie wiecie, że studiował politologię), który zaczął odgrywać w Koalicji Polskiej rolę taką, jak kiedyś w PO Stefan Niesiołowski. Czyżby politolog po Uniwersytecie Wrocławskim był jedynym naiwnym członkiem tej formacji i nie dostrzegał rzeczywistości, w jakiej żyje? Naiwni mogą być też posłowie Konfederacji, którym przecież liberalna i narodowa doktryna nie może udzielać prawidłowych odpowiedzi na bieżące polityczne wyzwania.

Pozostając przy wersji łagodnej, dowiedzieliśmy się, że resztki po Kukizʼ15 są wrzaskliwie nieprzekupne. I podobnie żadnych stanowisk za zerwanie sojuszu z totalną opozycją nie przyjmą Konfederaci. Od Gazpromu by wzięli, ale od polskiego rządu nie wezmą! Co za pokraczna logika. Po liberum veto zafundowanym przez Jarosława Gowina i powyższej postawie, Prawu i Sprawiedliwości nie pozostało nic innego, jak się chwilowo poddać. Skazując siebie i Polskę na niepewność losu.

Druga odpowiedź z naiwnością nie ma już wiele wspólnego. Musi istnieć władza zwierzchnia, która zadecydowała, że interes każdej z grup zyskujących po PO to za mało. Bo korzystne dla niej jest utrzymanie przy życiu projektu powołanego w roku 2001, czyli właśnie Platformy Obywatelskiej. Nazwijmy tę władzę Wysokim Komunistycznym Państwem (nie mylić z amerykańskim Deep State, o czym możemy tylko pomarzyć).

Jeżeli to Wysokie Komunistyczne Państwo jest rzeczywistym decydentem w stosunku do całej opozycji, to strach się bać. Bo im gorzej dla państwa polskiego, to tym lepiej dla WKP.

Widzieliśmy to na własne oczy. Na jednym kolorowym obrazku postępowo-europejski Rafał Trzaskowski, a obok złowroga stara k…reacja 71-letniej Jolanty Lange vel Gontarczyk, zamieszanej w śmierć księdza Blachnickiego pracownicy SB. Teraz oczywiście w nowej aranżacji zaangażowanej działaczki feministycznej i proaborcyjnej. I nie możemy mieć żadnych wątpliwości – Niemcy, Francja i Rosja poprą Rafała Trzaskowskiego i jego nowoczesne otoczenie. Poprą przeciwko próbie odrodzenia się państwa polskiego dokonywanej pod rządami Prawa i Sprawiedliwości.

Może to nie są rządy specjalnie udane. Nie tylko dla mnie mogłyby być lepsze. Krytykuję je od samego początku za prawie wszystko. Ale jedno jest bezsprzeczne – są to rządy polskie. Nie światowe, nie europejskie, nie niemieckie ani rosyjskie, ale polskie. Trochę bezmyślnie populistyczne i zbiurokratyzowane, ale polskie. Lewicowe i socjalistyczne, ale polskie. Kto tego nie widzi, jest ślepy. Dla kogo nie ma to znaczenia, bo jego partyjne lub prywatne interesiki są ważniejsze, nie powinien mieć ani kawałka miejsca w polskiej polityce i na polskiej ziemi. Bo jednak ma znaczenie, czy publiczne pieniądze są „marnowane” na biedne polskie dzieci (PiS i Duda), czy na ich zabijanie, zanim się narodzą (PO i Rafał Trzaskowski).

Z Prawem i Sprawiedliwością, nawet po zwycięstwie Andrzeja Dudy, będziemy mogli walczyć. Sam będę walczył do ostatniej zdartej klawiatury.

Po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego będziemy mogli znowu w trakcie wieczoru wyborczego zobaczyć uradowanego Jerzego Urbana z szampanem i starą bezpieczniacką k…reację po liftingu, Jolantę Lange.

Prawdziwe oblicze bolszewickiej nowoczesności. Wysokie Komunistyczne Państwo odzyska utracone na 5 lat żerowisko. A my stracimy szansę na odbudowę państwa, bo nie będzie to w interesie Niemieckiej Unii Europejskiej i Rosji.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nieprzekupni posłowie rujnują Polskę” na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wybory natychmiast! Nie ma żadnego powodu, żeby te wybory przesunąć / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Jak najszybsze wybory są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Wszystkich panikarzy informuję, że w roku 2019 zmarło w Polsce 410 000 osób; 34 166 Polaków umierało co miesiąc i 1123 każdego dnia. I założę się o dobry koniak, że obecny rok tego wyniku nie przebije.

Nie ma żadnego powodu, dla którego należałoby te wybory przesunąć. Poza polityczną hucpą, rzecz jasna. Ale polityczna hucpa, już rozgrywająca polską scenę polityczną po prognozowanej klęsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i tym samym Platformy Obywatelskiej, nie może być usprawiedliwieniem dla anarchii. Dla chaosu, który zmiecie nie tylko PO, ale też rządy Zjednoczonej Prawicy, i osłabi na wiele lat państwo polskie. W sytuacji rzekomej pandemii, gdy do ofiar covid-19 przypisuje się prawie wszystkich zmarłych, jak najszybsze wybory prezydenckie są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam bowiem, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Do kanonu demokracji (np. angielskiej) należy ogłaszanie wyborów w terminie uznanym za najkorzystniejszy dla partii rządzącej. Prosty i czytelny przywilej zwycięzcy.

Nie jest też obowiązkiem zwycięzcy poprzednich wyborów pochylać się nad niedolą pretendenta konkurencji tylko dlatego, że nie ma najmniejszych szans. To wewnętrzna sprawa Platformy Obywatelskiej, że nie potrafiła wybrać lepszego kandydata. A skoro takiego wybrała, to nie ma dla niej już miejsca na polskiej scenie politycznej. Bo chyba nie lepszy byłby od niej poseł Budka?

Rozumiem nagłe pragnienie Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Roberta Biedronia, żeby taką niepowtarzalną szansę wykorzystać i przejąć elektorat PO. Rozumiem też grę Jarosława Gowina nastawioną na ten sam cel. To dlatego przecież jest w rządzie i zarazem w nim nie jest. Ale, Panowie, pomyślcie chwilę, bo Platforma jeszcze nie umarła. To teraz możecie najwięcej ugrać. A przeciągając strunę, możecie ją najwyżej urwać. Bo zbytnia zachłanność to nie zaleta, ale głupota, tak w sferze pieniądza, jak i w polityce. To w waszym interesie jest, żeby wybory się odbyły jak najszybciej, zanim nieosiągalny dotychczas konkurent nie przegrupuje swoich sił. Tylko w ten sposób dobijecie nieudany projekt pn. Platforma Obywatelska i podzielicie elektorat po niej. Mam za tę podpowiedź podać numer konta? J

Może za niedługi czas pojawi się na naszej scenie formacja sytuująca się na prawo od PiS i europejsko odpowiedzialna: Ludowo-Konserwatywna Partia Chadecka. Z Jarosławem Gowinem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i nawet Pawłem Kukizem w roli poszetki do tak skrojonego garnituru. Zatem gruntownie odnowione oblicze obozu III RP.

W zaistniałej sytuacji kompletnie, ale to kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie stanowisko Konfederacji i Krzysztofa Bosaka. Kandydata na prezydenta, dla którego byłem gotowy przez chwilę zmarnować swój głos w I turze. Podpinanie się pod obóz III RP, anarchizujący polskie państwo, byle tylko odzyskać dawne żerowisko, jest nieodpowiedzialnością, wręcz głupotą. I za co? Za poklepanie po plecach przez byłych ubeków? Tych, którzy wyzywali narodowców od faszystów i podpalali Marsz Niepodległości? Dlatego apeluję do Krzysztofa Bosaka o szybkie odcięcie się od wpływów Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna i im podobnych. Tych wszystkich, dla których każda konstelacja jest ograniczeniem i chcą błyszczeć blaskiem samotnych gwiazd.

Polski patriota nie może stanąć w jednym szeregu z obozem III RP, z dziećmi i wnukami funkcjonariuszy przywiezionych przez ruskie czołgi w 1945 roku – to po pierwsze. Po drugie, Krzysztof Bosak ma niepowtarzalną szansę trwałego zaistnienia na scenie politycznej jako poważny polityk. W niecodziennej sytuacji wypalenia się kandydatki PO, może przejąć dużą część jej liberalnego elektoratu. Zdobyć nie 5, ale 20% głosów i przejść do II tury.

Proszę zatem Krzysztofa Bosaka o przedstawienie założeń zmiany funkcjonowania państwa z etatystycznego na wolnościowe, a nie dołączanie do bezideowego antypisu. To tego akcentu w kampanii kandydata Konfederacji najbardziej brakuje.

Przyłączenie się do obozu żerowiska na państwie (PO, PSL, SLD) może jedynie cały obóz wolnościowy zdyskredytować.

Konkludując, nie żebym straszył: jeżeli Krzysztof Bosak nie zrewiduje swojego stanowiska, to straci mój głos nawet w I turze. Bo poglądy wolnościowe, które podzielam, to jedno. A mądrość i odpowiedzialność w polityce to drugie. Chyba, że myślimy o niej jak o swoim osobistym wielkim show, jak o Tańcu z Gwiazdami.

PS Z ostatniej chwili (7 dni)! Tak bardzo wystraszyliśmy się wirusa, że w marcu zmarło nas o 40% mniej niż przed rokiem. Chyba wygram zakład 😀

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja (jeśli wybory się odbędą) / Jan Azja Kowalski, „Kurier WNET” 70/2020

Zwolennicy większości powinni być bardzo wstrzemięźliwi w ocenach dużo słabszych przeciwników. Duży pies nie ujada przecież jak mały piesek, który brak siły nadrabia donośnym szczekaniem.

Jan A. Kowalski

W mądrości swojej ojcowie demokracji wymyślili dwie tury wyborów po to, żeby zwycięzca (drugiej tury) uzyskał poparcie ponad połowy wszystkich głosujących. Żeby do następnych wyborów reprezentował po prostu wszystkich. A my, wyborcy, powinniśmy to genialne rozwiązanie przyjąć jako jedyne, które chroni nas przed ciągłą wojną domową. I powinniśmy dziś, w roku 2020, zrozumieć, że niczego lepszego już w demokracji nie wymyślimy. Wszelkie próby podważania wyniku wyborów (uczciwych) jedynie anarchizują państwo. To zaś cieszyć może jedynie naszych wrogów zewnętrznych i ich agentów żyjących wśród nas.

Jednak dla rozładowania emocji wewnętrznych, które ujawniają się w trakcie kampanii, niezbędna jest zażarta i merytoryczna dyskusja programowa przed I turą. Nawet kandydat najmniejszej grupki poglądów powinien mieć możliwość prezentacji swoich poglądów ogółowi wyborców. Taka dyskusja nie osłabia, ale wzmacnia państwo.

Bo nawet najmniejsza grupka może mieć jakiś jeden pomysł świetny dla nas wszystkich. I chyba tylko mentalni bolszewicy, niezależnie od aktualnej partyjnej sympatii, nie potrafią tego zrozumieć. Dla nich to ich kandydat powinien zwyciężyć w pierwszej turze, najlepiej bez żadnej dyskusji.

A na resztę szkoda czasu i pieniędzy. A kto myśli inaczej, wdeptać go w błoto! Trochę smutne, że taką bolszewicką postawę prezentują często zdeklarowani zwolennicy Andrzeja Dudy. Smutne dla mnie, piszącego te słowa. Przecież jeżeli Andrzej Duda będzie najlepszym kandydatem dla większości Polaków, to i tak wygra. A czy w I turze, czy dwa tygodnie później – jakie to ma znaczenie?

Zwolennicy większości powinni być również bardzo wstrzemięźliwi w ocenach dużo słabszych przeciwników. Duży pies nie ujada przecież jak mały piesek, który brak siły nadrabia donośnym szczekaniem. Ujadanie dużego psa byłoby trochę śmieszne. Piszę to pod rozwagę wszystkim, nie ubliżając nikomu.

W związku z epidemią, która jednak ogranicza swobodę dyskusji, wybory 10 maja mogą skończyć się tego samego dnia bezapelacyjnym, ponad 50% zwycięstwem Andrzeja Dudy. Dotychczasowy prezydent Polski pozostanie prezydentem na kolejne 5 lat. Moim prezydentem, jak jest nim obecnie, ponieważ został wybrany przez większość Polaków. I nawet przeze mnie w II turze. Nie jakimś Andżejem, jak go nazywają jednostki „niedoważone” w swoim poczuciu humoru. Ale szacunek wobec odmiennych poglądów należy się nie tylko głowie państwa. Wynik wyborów zweryfikuje przecież poglądy każdego z nas.

Czując się wolnym i odpowiedzialnym obywatelem polskim, 10 maja nie zagłosuję na Andrzeja Dudę. Zagłosuję na takiego kandydata, który spełni moje trzy warunki.

  • Po pierwsze, zagwarantuje ciągłość sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi jako podstawę pod budowę niezależności Polski od Niemiec i Rosji.
  • Po drugie, przedstawi alternatywę programową wobec aktualnej koncepcji obozu rządowego. Afirmację zaradności, pracowitości i oszczędzania obywateli i państwa w kontrze do obecnej polityki odbierania zaradnym, pracowitym i oszczędnym dla rozdawnictwa i marnowania naszych wspólnych pieniędzy.
  • Po trzecie, wykaże chęć zmiany obecnej, nieudanej konstytucji na wolnościową, jaką zaproponowałem kiedyś pn. Konstytucja V Rzeczypospolitej. I zmiany centralnie, partyjnie i biurokratycznie zarządzanego państwa – w państwo zarządzane oddolnie przez samych Polaków. I ogłosi natychmiastową budowę obozu zmiany Polski, który weźmie udział w kolejnych wyborach parlamentarnych. Bo sam prezydent w aktualnym systemie rządzenia niewiele może.

Właśnie na takiego kandydata zagłosuję w I turze, niezależnie od tego, kiedy się ona odbędzie. Możliwe jednak, że mój wymarzony kandydat nie zdobędzie poparcia wystarczającego do przejścia do II tury, w której znowu mógłby zyskać mój cenny głos. W takim przypadku dokonam prostej kalkulacji.

Mój głos dostanie ten kandydat, z dwóch pozostałych na placu boju, który w większym procencie będzie spełniał moje obywatelskie oczekiwania. Choćby się okazało, że spełnia jedynie jeden z postawionych przeze mnie wyżej warunków.

Na tym właśnie polega demokracja i świadome uczestnictwo w niej. Jeżeli zaś ktoś chciałby się na reguły demokracji obrażać, niech w ogóle nie bierze w niej udziału. Zamiast niepotrzebnie zawracać nam głowę i zabierać czas.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja” na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze (Na dwa miesiące przed wyborami) / Felieton Jana Azji Kowalskiego

W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość objęło w posiadanie państwo teoretyczne, czyli wydmuszkę państwa. I od tego czasu z uporem godnym lepszej sprawy próbuje tę wydmuszkę wzmacniać.

Jan A. Kowalski

Przyznam się po raz kolejny: 5 lat temu, w I turze wyborów prezydenckich, głosowałem na Pawła Kukiza. Niezależny od partii politycznych kandydat, z głównym postulatem odpartyjnienia życia publicznego w Polsce, zyskał prawie 21-procentowe poparcie. Dziś, 5 lat później, już wiemy, że to poparcie obywatelskie Paweł Kukiz zmarnuje. Ale jeżeli nie jesteśmy zbyt nierozsądni, to wiemy również, że społeczna tęsknota za odpartyjnieniem polskiego życia politycznego, społecznego, gospodarczego nie wyparowała jak kamfora. Jakby jej nigdy nie było. Przeciwnie, tęsknota za obywatelskim państwem wolnych Polaków dalej żyje w dużej części naszego narodu.

Na pewno nie umarła w piszącym te słowa. Dlatego nie mogę w I turze poprzeć kandydata, który reprezentuje obcy mi nurt w myśleniu o zarządzaniu państwem. Nurt, który postrzega państwo jako łup zwycięskiej drużyny partyjnych wojowników. Ponieważ zwyciężyli, to mają prawo podporządkować sobie, swojemu wodzowi i drużynie (=Partii) całą strukturę zarządzania państwem. Ze wszystkimi jego instytucjami, nawet tymi, które z definicji powinny pozostać apolityczne i bezpartyjne. Żenujący spór o podporządkowanie sobie prezesa Najwyższej Izby Kontroli, łącznie z pomysłem na pozbawienie go niezależności poprzez zmianę Konstytucji, jest tego wystarczającym dowodem.

Paweł Kukiz bezmyślnie roztrwonił swoje poparcie i na parę lat zablokował poważne myślenie o innym, niepartyjnym pomyśle na zarządzanie państwem.

Ale pamiętamy przecież jedną z pierwszych deklaracji wodza zwycięskiej drużyny, Jarosława Kaczyńskiego, pod jego adresem: połowa posłów może być wybierana w okręgach jednomandatowych. W zamian za Twoje poparcie, Pawle! Ale Paweł Kukiz chciał wszystko. Dlatego nie dostał niczego, a wraz z nim niczego nie dostaliśmy my, obywatele (nie mylić z UBywatelami). To znaczy, uściślijmy, dostaliśmy partyjne zapewnienie, że Partia wie lepiej i prowadzi nas jedynie słuszną drogą ku świetlanej przyszłości. I polecenie, że mamy słuchać i nie przeszkadzać.

Napisałem miesiąc temu, czym groziłoby zwycięstwo Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Nie będę tu przypominał. Kto chce się jeszcze raz przestraszyć, niech odszuka na naszym portalu. Ale bezapelacyjne zwycięstwo Andrzeja Dudy w I turze będzie oznaczać zanik dyskusji na temat reformy polskiego państwa i zarządzania naszym narodem. Niepodważalny i bezdyskusyjny będzie tylko jeden sposób, ten właśnie realizowany przez obóz Dobrej Zmiany.

Andrzej Duda jeszcze nie wygrał w I turze, dlatego podyskutujmy przez chwilę. Czy ten sposób jest dla nas, państwa i narodu, najlepszy? Uważam, że tylko w dwóch elementach jest lepszy od sposobu realizowanego kiedyś przez Platformę Obywatelską.

  1. Pierwszy, wewnętrzny: politycy do spółki z gangsterami nie okradają zwykłych obywateli.
  2. Drugi, zewnętrzny: obóz Dobrej Zmiany zakwestionował koncepcję oddania polskiego państwa pod bezpośredni zarząd niemieckiej Brukseli. Na rzecz odzyskania suwerenności przy poparciu Stanów Zjednoczonych

Nie chcę pomniejszać znaczenia powyższych punktów. Dla polskiej racji stanu (w klasycznym tego słowa znaczeniu) to punkty podstawowe. Ale brakuje tu elementu trzeciego – polskiego społeczeństwa. Polskiego społeczeństwa w każdym przejawie jego żywotności. Oparcia się na nim jako na największym polskim skarbie narodowym. W wymiarze społecznym właśnie, gospodarczym, militarnym i politycznym.

Po okresie wielkiej Patologii Obywatelskiej trwającej od 1990 do 2015 roku, Prawo i Sprawiedliwość objęło w posiadanie państwo teoretyczne, czyli wydmuszkę państwa. I od tego czasu z uporem godnym lepszej sprawy próbuje tę wydmuszkę wzmacniać.

Wewnątrz poprzez budowanie kolejnych autostrad, swoistych pasów transmisyjnych Centrala – gmina. Na zewnątrz poprzez kupowanie kolejnego amerykańskiego sprzętu wojskowego nakierowanego na zewnętrzny amerykański konflikt zbrojny.

Jednak wzmocnienie panowania wewnętrznego poprzez rozbudowę partyjnej (niby-państwowej) biurokracji nie uczyni z pustej skorupki żywego jajka. Nie odrodzi życia. Wręcz przeciwnie, już ponad milionowa armia biurokratów skutecznie utrudnia takie odrodzenie. I za niedługo okaże się, że jest główną przeszkodą w powstaniu polskiego kapitału narodowego. Z samej swej istoty biurokracja może jedynie przeszkadzać i uniemożliwiać. Jak mojej firmie w wywozie śmieci, pomimo 300-złotowej opłaty zgłoszeniowej. A przecież  przez wiele lat płaciłem za wywóz śmieci zgodnie z umową podpisaną z firmą utylizacyjną i worki ze śmieciami nie piętrzyły się przed budynkiem mojej firmy.

Budowa sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi jest, rzecz jasna, najlepszą koncepcją, na jaką stać Polskę w najbliższych dwudziestu latach, a może i dłużej.

Jednak zaangażowanie się w ten sojusz bez wewnętrznego wykorzystania możliwości, jakie stwarza, może okazać się jednym z głównych błędów strategicznych naszego państwa. Aby stać się jądrem Międzymorza, nie wystarczy kupować F-35 na kredyt. Dla pozostałych państw potencjalnie je tworzących musimy stać się atrakcyjni pod każdym względem. A najbardziej pod względem gospodarczym. Musimy stać się państwem bogatym. Swoistym eksporterem bogactwa i wolności, jaką można za nie kupić lub zabezpieczyć.

Jak to osiągnąć i dlaczego w związku z tym w I turze nie zagłosuję na Andrzeja Dudę, napiszę w kwietniowym numerze „Kuriera WNET”.

Artykuł Jana Azji Kowalskiego pt. „Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Jana Azji Kowalskiego pt. „Dlaczego Andrzej Duda nie powinien zwyciężyć w I turze” na s. 7 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Trzy miesiące przed wyborami: Zwycięstwo Andrzeja Dudy (w II turze) szansą na odzyskanie przez Polskę suwerenności

Piszę o tym teraz, żebyście nie wymyślili innej koncepcji. Bo – wiem to po sobie – mózg człowieka potrafi wymyślić największą fantasmagorię, uznać ją za rzeczywistość, a potem bronić do utraty sił.

Jan A. Kowalski

Najpierw postraszmy się trochę. Andrzej Duda, pomimo uzyskania 48% głosów w I turze, przy pełnej mobilizacji opozycji przegrywa II turę. Do głosowania przeciwko niemu wzywają nie tylko KO-wcy i zwolennicy Wiosny, ale również Kosiniak-Kamysz z przybocznym Kukizem i kandydat Konfederacji, Krzysztof Bosak. Ci dwaj ostatni w imię walki z pisowskim (pamiętamy o pogardzie przy wypowiadaniu słowa?) bolszewizmem w polityce i w imię prawdziwej wolności.

Prezydentem Polski zostaje Małgorzata Kidawa-Błońska. Cieszy się nie tylko nadbudowa ideologiczna systemu Okrągłego Stołu w postaci aktualnych partii politycznych z ich napompowanymi na potrzeby telewizji liderami. Radość wraca również do ledwo dyszącego obozu patologii gospodarczej. Po 5 latach posuchy w miejsce sprawnego państwa powraca żerowisko. Państwo teoretyczne, którego ludność można bezczelnie i bezkarnie okradać za pomocą piramid finansowych, z wykorzystaniem w reklamach uśmiechu prezydenta i premiera. I premiera? Oczywiście, bo pierwszym dążeniem obozu nowego prezydenta będzie rozpisanie nowych wyborów. I wygranie ich. A nawet jeżeli to się w pełni nie uda, to uda się jedno – destabilizacja państwa. Wprowadzenie chaosu w życie polityczne, które uniemożliwi sprawne funkcjonowanie wewnętrzne aparatu państwowego i zablokuje egzekwowanie prawa. Bo reforma sądownictwa zostanie natychmiast zablokowana. Po to, żeby stara wojskowa agentura mogła być dalej uniewinniana przez swoich służbowych podwładnych w postaci tzw. sędziów. Czeka nas zatem okres kompletnej anarchii dla uciechy Niemiec i Francji, i Rosji.

Nie sposób przecież nie wywnioskować, że wspierana przez ostatnie lata przez Komisję Europejską Koalicja Obywatelska zrobi wszystko, żeby swoim europejskim przyjaciołom się odwdzięczyć. A to będzie oznaczać oddanie polskiej polityki w ręce Brukseli (= Niemcy i ciut Francji).

Zatem zahamuje rozwój koncepcji ścisłego sojuszu wojskowego z USA. I wykluczy koncepcję budowy Międzymorza pomiędzy Niemcami a Rosją jako zabezpieczenia wpływów amerykańskich w Europie i naszego bezpieczeństwa. A prezydent Kidawa-Błońska w jednym z pierwszych wystąpień przeprosi dożywotniego prezydenta Rosji za brata-bliźniaka, który przeżył, i za Macierewicza. Za bezczelne domaganie się przez pisowski rząd zwrotu polskiego samolotu, który zniszczył kawał pięknej rosyjskiej przyrody. (Czy nie powinniśmy za to zapłacić?).

Podsumowując wszystkie strachy, przegrana Andrzeja Dudy będzie oznaczać:

1)  zahamowanie możliwości uzdrowienia państwa z priorytetowym obecnie systemem sądownictwa;
2)  powrót do władzy patologii polityczno-gospodarczej, zatem brak „piniędzy” dla wszystkich, żeby starczyło dla swoich;
3)  oddanie terenu Polski na służbę Brukseli, żeby nie mogło tu powstać silne państwo – dla zabezpieczenia interesów Niemiec, Francji i Rosji.

Mam nadzieję, że wystarczająco Was przestraszyłem. Na tyle przekonująco, że nawet nie pomyślicie, żeby w II turze zagłosować przeciwko Andrzejowi Dudzie albo zostać w domu. A piszę o tym teraz, na trzy miesiące przed wyborami, żebyście w Waszych mózgach nie wymyślili jakiejś innej niedorzecznej koncepcji. Bo – wiem to po sobie – mózg człowieka potrafi wymyślić największą nawet fantasmagorię, zachwycić się nią, uznać za rzeczywistość, a potem bronić do utraty sił. I nawet zginąć niż przyznać się do błędu.

A dlaczego dla dobra Polski prezydent Duda powinien zwyciężyć dopiero w II turze? I dlaczego kandydat Konfederacji, Krzysztof Bosak, powinien uzyskać co najmniej 10% głosów w I turze? To wszystko wyjaśnię w kolejnym, marcowym „Kurierze WNET”.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Zwycięstwo Andrzeja Dudy (w II turze) szansą na odzyskanie przez Polskę suwerenności” znajduje się na s. 8 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Zwycięstwo Andrzeja Dudy (w II turze) szansą na odzyskanie przez Polskę suwerenności” na s. 8 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

 

 

Gdy pracodawcy i prywatni pracownicy samodzielnie stworzą jasny program naprawy państwa, politycy natychmiast się zlecą

Ze strony polityków, zawsze toczących jakąś kampanię i zerkających codziennie na słupki poparcia, nie możemy liczyć na żadne rozwiązanie. Mamy zatem w biedzie wymrzeć, indywidualnie i jako naród?

Jan A. Kowalski

Nie udało się Prawu i Sprawiedliwości zdobyć większości potrzebnej do zmiany konstytucji, ale nie rozpaczajmy już nad tym. Pojojczyłem w poprzednim numerze, wystarczy. Teraz zastanówmy się nad tym, co bez zmiany konstytucji jest możliwe. Zamiast przez kolejne cztery lata szarpać się z posłem Nitrasem, Klaudią Jachirą i Grzegorzem Braunem.

Jest jedna, fundamentalna dla rozwoju naszego narodu i państwa sprawa, która nie wymaga ani zmiany konstytucji, ani kopania się z wymiarem sprawiedliwości. Jest nią zmiana systemu emerytalnego sprzężona ze zmianą strukturalną polskiego rynku pracy.

Logiczne i przyczynowo-skutkowe, bo pracujemy również w tym celu, żeby móc godnie dożyć do naturalnej śmierci. Ale nie tylko po to, żeby wszystko przejadać i umrzeć w nędzy, a dzieciom pozostawić w spadku długi. Czy to jest jednak możliwe? Zastanówmy się wspólnie.

Najpierw trochę historii. Zacznijmy od końca, od emerytur. Od roku 1889 do dziś (z lekkimi modyfikacjami wywołanymi przez Wielki Kryzys) trwa system emerytalny wprowadzony w Niemczech przez kanclerza Bismarcka. Jego idea jest niezmienna i opiera się na solidarności pokoleń. I na pewniku, że dzieci będzie zawsze więcej niż rodziców. Trzeba oddać Żelaznemu Kanclerzowi, że pod koniec XIX wieku jego pomysł był genialny, bo z dwójki rodziców przychodziło na świat po kilkoro, czasem kilkanaścioro dzieci, które nie umierały, ale zasilały rynek pracy. Dopóki rodzice płodzili przynajmniej 4 dzieci, system pracował jak dobrze naoliwiona maszyneria.

Ten czas jednak minął w Europie i w Polsce bezpowrotnie. Z jednego małżeństwa (lub konkubinatu) nie rodzi się w Polsce nawet dwójka dzieci (1,45 za rok 2018).

A my z jednej strony lamentujemy, bo wymrzemy jako naród, a z drugiej uporczywie trwamy w systemie zakładającym ciągły przyrost młodych pracowników. Myślę, że najwyższy czas zrozumieć, że bez natychmiastowej zmiany starego systemu wymrzemy w biedzie.

A zmiana ta musi być powiązana ze zmianą systemu zatrudnienia, inaczej się nie da. Bo, przypomnę, efektywnie i zasadnie pracuje nas tylko 15 milionów (na 16,5), a powinno – 21. To według proporcji występujących w Skandynawii, Czechach i Niemczech właśnie. I chociaż w Niemczech, podobnie jak u nas, do wypłat emerytur państwo dopłaca ok. 20%, to jednak z zasobnej kasy, a nie z pożyczek, jak w naszym przypadku.

Jedyny pomysł, jaki w ostatnim czasie pojawił się w przestrzeni publicznej i sejmie, i zaraz zniknął, to pomysł podniesienia składek emerytalnych dla najlepiej zarabiających. Pomysł oczywiście absurdalny dla naszej przyszłości, ale rządowi dający parę miliardów rocznie więcej w trakcie najbliższych lat. A potem niech się inni martwią. Oczywiście pojawiły się też Pracownicze Plany Kapitałowe (pisałem o tym w Nr. 62), które fundują nam wszystko to, co kiedyś obiecywały OFE. Spodziewać się zatem należy, i całkiem słusznie, kolejnych dorodnych gruszek na wierzbie. A nawet dorodniejszych.

Porzućmy złudzenia. Ze strony polityków, zawsze toczących jakąś kampanię i zerkających codziennie na słupki poparcia, nie możemy liczyć na żadne rozwiązanie. Mamy zatem w biedzie wymrzeć, indywidualnie i jako naród? Oklaskując gromko naszych przywódców?

Proponuję pewien eksperyment: pomińmy ich całkowicie, przynajmniej do czasu sformułowania planu reformy. Wyłączenie polityków pozwoli nam, pracodawcom prywatnym i pracownikom, wyeliminować zupełnie niepotrzebne koszty opłacania ich obiadów. A na poważnie, pozwoli wreszcie policzyć koszty generowane przez nieudolnych polityków dla własnego próżniaczego życia. I obciążające niepotrzebnie nas wszystkich.

Tak skonstruowana Komisja Dwustronna (zamiast trójstronnej) może przystąpić do trzeźwej analizy naszego rzeczywistego położenia wewnątrz kraju i w globalnym otoczeniu. Bez przymusu oglądania się na chwilowy zysk lub stratę polityczną. Nazwijmy ją Komisją Naprawy Państwa. Czym dokładnie i chronologicznie powinna się zająć?

  1. Dostosowaniem kosztów pracy, w tym składki ubezpieczeń społecznych, do poziomu europejskiego. W Wielkiej Brytanii składka ubezpieczenia to średnio 12%, w Niemczech 19%, w Polsce 48%. Dzięki temu najmniej zarabiający pracownik zyska 500 zł, a pracodawca zaoszczędzi na nim 500 zł.
  2. Uproszczeniem systemu podatkowego i systemu poboru podatków, w tym ubezpieczeń społecznych, w celu redukcji ilości osób tym się zajmujących.
  3. Uproszczeniem organizacji i kosztów wewnętrznego funkcjonowania państwa polskiego. Zmianą systemu finansowania państwa (= budżetu) z centralnego na oddolny. Według moich wyliczeń liczba urzędników państwowych/niby-samorządowych nie powinna przekraczać 150 tysięcy. Nawet w obecnym porządku konstytucyjnym.

Przepracowanie tych 3 punktów bez obecności polityków pozwoli na sformułowanie jasnego programu naprawy państwa dla nas samych i przyszłych pokoleń. Ale nie martwy się ich nieobecnością. Gdy tylko taki jasny program naprawy państwa powstanie, natychmiast przybiegną. Jeżeli nie z obozu aktualnie rządzącego, żeby nie przegrać kolejnych wyborów, to z opozycji, żeby wreszcie wygrać.

A my? A my powinniśmy – tylko za cenę bezwarunkowej akceptacji naszych postulatów – udzielić im poparcia. Przecież bez naszych: pracowniczych, pracodawczych i emeryckich głosów, nie wygrają.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Jedyne, czego powinniśmy oczekiwać w drugiej kadencji Dobrej Zmiany” znajduje się na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Jedyne, czego powinniśmy oczekiwać w drugiej kadencji Dobrej Zmiany” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Obóz Dobrej Zmiany uzyskał większość sejmową. Możemy oczekiwać więcej sprawiedliwości w ramach obowiązującego modelu

Ale czekają nas cztery lata mordęgi. Urozmaicane co jakiś czas lansowaniem się posłów Konfederacji, wrzaskami rzekomo obdzieranych ze skóry posłów KO i kabaretowymi występami mojej ulubienicy Jachiry.

Jan A. Kowalski

Takie wnioski można wyciągnąć po pierwszych i drugich reakcjach liderów poszczególnych partii na wyniki październikowych wyborów do parlamentu. Nie poczuwając się do dyscypliny partyjnej, zastanówmy się, co to oznacza dla Polski na kolejne cztery lata. Czy mamy się aby na pewno z czego cieszyć.

Zacznijmy od oczekiwań minimalistycznych. Udało się! Obóz Dobrej Zmiany uzyskał większość sejmową wystarczającą do kontynuowania samodzielnych rządów. I na tym skończmy swoje świętowanie. Oznacza to jedynie dalsze szamotanie się w rzeczywistości Rzeczypospolitej III i pół, bez możliwości przeprowadzenia gruntownej naprawy państwa.

Jego organizacji i sposobu funkcjonowania. Możemy zatem oczekiwać więcej sprawiedliwości w ramach formalnie obowiązującego po okrągłym stole modelu.

Dobre i to. Bo co to oznacza dla mnie, przedsiębiorcy? Ano to, że wezwanie lub kontrola urzędu skarbowego nie zakończy się mandatem lub grzywną. Przebrnąłem przez jedną taką długą kontrolę pod koniec 1. kadencji i nie zostałem ukarany, co stałoby się niechybnie za poprzedniej władzy. Nielichy to sukces. Jednak ta kontrola, łącznie z korektami niemającymi najmniejszego wpływu na wysokość podatku, w ogóle nie powinna się ciągnąć przez sześć miesięcy. Pomimo jej optymistycznego zakończenia decyzją o nieukaraniu mnie trzy miesiące później. Nienałożenie kary finansowej to oczywisty plus, ale czasu straconego nikt mi nie odda.

Niech powyższy akapit uzmysłowi nam wszystkim stan polskiego państwa. Odrobinę generalizując, tak właśnie wygląda całościowa reforma państwa polskiego, jaka się dokonała w trakcie minionej, czteroletniej kadencji obozu Dobrej Zmiany. Nie zamierzam tej zmiany nie zauważać lub ją lekceważyć, o nie! Jednak dla odbudowy silnego i sprawnego państwa, w którym naród polski miałby zapewnione optymalne warunki do rozwoju, to trochę mało. Bez zmian strukturalnych nie staniemy się samodzielną siłą w polityce światowej, a nasz naród dalej będzie narodem żebraków lub bogaczy na kredyt (zachodni lub wschodni).

Trochę na wyrost (i kierując się sondażami) spodziewałem się wyższego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości. Takiego na poziomie 50%. I trochę wyższego wyniku PSL (z Kukizem) i Konfederacji. Dopiero to pozwoliłoby przymierzyć się do zmiany obecnej konstytucji, która utrwala bałagan w naszym państwie. Po to przecież, w zdominowanej chwilowo przez postkomunę polityce, została przyjęta. Posiadając najwyższą władzę w postaci sędziów – swoich zaufanych ludzi i agentów – można było samemu bezkarnie kręcić lody. I okradać nas wszystkich z najmniejszej szansy na rozwój. A jak się nie podoba, to wypad… to znaczy wyjazd. Dlatego dwa i pół miliona z nas wyjechało.

Prawo i Sprawiedliwość dostało mniejsze niż zakładane poparcie, bo przegrzało całą kampanię. Przedstawiło cudowny raj socjalny, w który nawet najmniej zarabiający nie potrafili uwierzyć. I skutecznie wystraszyło przedsiębiorców i wysokiej klasy specjalistów odebraniem im części zarobionych pieniędzy.

I nie ma znaczenia, jak to fachowo nazwiemy. Ani przez chwilę natomiast nie zaprezentowało całościowej wizji naprawy państwa. Zatem nawet tego, co przedstawiło w kampanii roku 2015.

Bardzo chciałem tej drugiej samodzielnej kadencji Prawa i Sprawiedliwości z prostego powodu, o którym pewnie już parę razy wspominałem. Dzieci Kiszczaka, odcięte przez kolejne cztery lata od kręcenia lodów pod przykrywką państwa, już nie przeżyją. Do utrzymania wpływów i struktur potrzeba naprawdę dużych pieniędzy. I nawet swoi sędziowie nie wystarczą. Naturalny zanik tej grupy wpływu bardzo potrzebny jest całej scenie politycznej, a Polsce najbardziej.

Miałem nadzieję na wyższe zwycięstwo obozu Dobrej Zmiany. Zwycięstwo konstytucyjne, po dodaniu niesocjalistycznych patriotów. Takie zwycięstwo, które pozwoliłoby wyzwolić Polskę z pęt narzuconych przez układ Okrągłego Stołu i komuszą konstytucję. Z systemowych ograniczeń rozwoju.

Tak się jednak nie stało, dlatego czekają nas cztery lata bezproduktywnej mordęgi. Urozmaicane co jakiś czas lansowaniem się posłów Konfederacji, wrzaskami rzekomo obdzieranych ze skóry posłów KO i kabaretowymi występami mojej ulubienicy Jachiry. Czy będą równie atrakcyjne jak występy minionej gwiazdy włoskiego parlamentu, Ciccioliny? Czas pokaże.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Wszyscy wygrali, ale PiS najmniej” można przeczytać na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Wszyscy wygrali, ale PiS najmniej” na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający? Każdy musi odpowiedzieć sam. Ja tylko podaję fakty i argumenty

Poseł musi reprezentować nasze interesy. Może być tylko ktoś, kogo znamy od lat, szanujemy za jego osiągnięcia i mamy do niego zaufanie. Co powiedzielibyście na kogoś z Waszej 10-tysięcznej gminy?

Jan A. Kowalski

28 na liście PiS! Aż oczy przetarłem, nie mogąc uwierzyć. I to sam Sylwester Chruszcz, 28. na liście Prawa i Sprawiedliwości w okręgu kieleckim. Pomimo ograniczenia prędkości, dodałem gazu. Jak nie wstyd człowiekowi? To przecież Klaudia Jachira, 13. na liście warszawskiej Koalicji Obywatelskiej, ma większe szanse dostać się do Sejmu! Chociaż nie popiera jej urzędujący premier, jak wymienionego wyżej nieszczęśnika.

Myślałem do niedawna, że to za karę i z partyjnego przydziału jest się wpisywanym na takie miejsca. Ale Jadwiga Chmielowska, szefowa „Śląskiego Kuriera WNET” i liderka Ruchu Kontroli Wyborów, wytłumaczyła mi, jak bardzo się mylę. To z obecnej ordynacji wynikają takie miejsca. W każdym okręgu wyborczym każdy komitet wyborczy może zgłosić listę kandydatów w liczbie dwukrotnie większej niż liczba posłów przynależna temu okręgowi. Skoro okręg kielecki ma do obsadzenia 16 posłów w Sejmie, to każdy komitet partyjny może zgłosić 32 kandydatów.

Nawet po pijaku nie wpadłbym na taki pomysł. Bo nawet po pijaku nie zdarza mi się myśleć na zgubę narodu i państwa polskiego. Kto to zatem wymyślił? Oczywiście, że komuniści – w swojej konstytucji z roku 1997. Ułożonej przemyślnie w celu uniemożliwienia odbudowy siły narodu i państwa. Po to, by przekształcić obszar pomiędzy Odrą a Bugiem w jedno wielkie żerowisko dla swoich i obcych.

Okazało się, że zapisana w konstytucji proporcjonalność wyborów do Sejmu dokonała tego, czego miała dokonać – uniezależnienia się partii politycznych od woli wyborców. Dzięki temu zapisowi to partie, a nie wyborcy decydują o tym, kto z ich szeregów zasiądzie w parlamencie. Może nie w 100, ale w 99%.

Jednak to uniezależnienie się partii od społeczeństwa zaowocowało kilkoma zatrutymi owocami.

  • Owoc 1. Poseł nie reprezentuje swoich wyborców. Bo jak może reprezentować swoich wyborców Sylwester Chruszcz, l. 47, pochodzący z Piekar Śląskich, który zaliczył 10 partii politycznych, był europosłem z Głogowa i posłem ze Szczecina, a teraz chce zostać posłem z Kielc?
  • Owoc 2. Polska jako państwo została zdominowana przez partie polityczne. Cała administracja państwowa i tzw. samorządowa jest w ich władaniu. I od nich zależy sprawowanie jakiegokolwiek stanowiska w państwie. Tu również najwyżej punktowana jest wierność partyjna, a nie zdolności organizacyjne przydatne państwu i społeczeństwu.
  • Owoc 3. Rozkwit biurokracji jest w związku z tym nieunikniony. Tym wszystkim kandydatom partie muszą się jakoś odwdzięczać, przerzucając koszty wdzięczności na nas wszystkich. Dlatego w odróżnieniu od Niemiec, które swoją biurokrację zbudowały jako system egzekucji silnej władzy państwowej służącej temu państwu, polska biurokracja jest jedynie biurokracją partyjną i uniemożliwia budowę silnego państwa. Jednak nawet Niemcy mają ordynację mieszaną; połowa posłów pochodzi z list partyjnych, a połowa jest wybierana w sposób większościowy.
  • Owoc 4. Zatem bez zgody partyjnej nie można w Polsce zrealizować niczego. Ale ta zgoda, jeśli już nastąpi, przewiduje sposób realizowania zadania w sposób zgodny z funkcjonowaniem partii, czyli w pełni biurokratyczny. I skutkuje powołaniem specjalnej komórki. Oczywiście bez partyjnego polecenia nikt się tam nie wciśnie. Bo i po co?
  • Owoc 5. Zapaść demograficzna Polski, która jest faktem, pomimo kolejnych szałowych medialnych sukcesów, to ostatni zatruty owoc tej wadliwej ordynacji wyborczej i równie wadliwego Sejmu, tworzącego wadliwe prawo. Jego wynikiem jest brak społeczeństwa (obywatelskiego), marnotrawienie środków wspólnych i indywidualnych na biurokratyczne struktury i bzdury. Biurokratyczne struktury i bzdury zapewniające partiom politycznym panowanie nad polskim państwem i narodem. Coraz mniej licznym we własnej ojczyźnie.

Zaryzykuję i zapytam retorycznie: kto z Was zna nazwisko prezydenta Szwajcarii lub potrafi wymienić nazwę jakiejkolwiek szwajcarskiej partii? Nie znacie? Sam nie znam. A tymczasem Szwajcaria (i jej demokracja) funkcjonuje jak zegarek Patka. Bo właśnie tak funkcjonuje dobra organizacja – jej po prostu nie widać.

Czy w Polsce możemy stworzyć taką organizację, której nie będzie widać? Odpowiadam natychmiast, żeby nikogo nie dołować: oczywiście. Musimy jedynie (😊) zmienić dotychczasową wadliwą strukturę biorącą swój początek z obecnej konstytucji, a zwłaszcza sposób wybierania posłów i kształt Sejmu. My, obywatele, musimy odzyskać wpływ na własne państwo. Ponieważ jednak nie zbierzemy się do kupy w 38 milionów jednostek, musimy to uczynić poprzez odzyskanie wpływu na naszych posłów i na nasze pieniądze.

Poseł musi reprezentować nasze interesy, a taką osobą może być tylko ktoś, kogo znamy od lat, szanujemy za jego osobiste osiągnięcia i mamy do niego zaufanie. Musi być zatem osobą z najbliższego otoczenia. Co powiedzielibyście na kogoś z Waszej 10-tysięcznej gminy?

Poseł z każdej gminy zatem. Nie da się go przywieźć w teczce nawet z województwa, o Centrali nie wspominając. Razem z posłami z pozostałych gmin województwa będzie tworzył sejm wojewódzki. A tenże sejm wojewódzki będzie delegował spośród siebie reprezentantów na Sejm Walny. W zależności od liczebności województwa, od 2 (opolskie) do 11 (mazowieckie). Jak to już kiedyś policzyłem, taki Sejm będzie liczył 79 posłów. I będzie zbierał się dwa razy do roku na 50 dni łącznie. A zajmować się będzie jedynie sprawami dotyczącymi całego państwa.

Sprawy każdej ziemi/województwa znajdą się w gestii sejmu wojewódzkiego właśnie. Też nie nieustająco, bo po co marnować czas. A o interesy mieszkańców gminy będzie zabiegał poseł gminny, siedzący na co dzień w swojej gminie. To sprawa jej mieszkańców, jeśli źle wybiorą. Taka zmiana organizacji polskiego sejmowania wymusi zmianę całej organizacji państwa. Również władzy wykonawczej, podobnie podzielonej. I władzy sądowniczej, którą podobnie jak wyżej wymienione, również będziemy wybierać. My, obywatele.

Ale najważniejsza rzecz dokona się w finansach, w budżecie państwa. Zaczniemy finansować swoje państwo, zaczynając od dołu, od gminy, poprzez województwo, na skarbie ogólnopaństwowym kończąc. Wszystko według zapisanych w nowej konstytucji proporcji (zainteresowanych odsyłam do mojego projektu Konstytucji V RP).

Bardzo łatwo wydaje się nieswoje pieniądze, z czym mamy do czynienia obecnie w Polsce. Na nikomu niepotrzebne bzdurne agencje i komórki. Na swoich kolegów i pociotków, na partyjnych towarzyszy. Oddanie nam z powrotem naszych pieniędzy, którymi finansujemy funkcjonowanie naszego (?) państwa, wymusi odejście od marnotrawstwa do efektywności. Zmiana taka dokona się w każdym wymiarze naszego życia.

  1. Zaczniemy więcej zarabiać, a mniej wydawać, bo oczyścimy ze zbędnej biurokracji każdą państwową i społeczną instytucję i firmę.
  2. Zaczniemy łatwiej żyć. Żadna biurwa nie będzie się nas czepiać o rzeczy nieistotne, strasząc przepisami i broniąc swojego miejsca pracy, bo jej nie będzie.
  3. Unikniemy zalania naszego kraju przez różnokolorowych imigrantów, bo 1,5 miliona naszych współobywateli (byłych biurw) zasili nasz rynek pracy.
  4. Uproszczone i stabilne przepisy przyciągną z powrotem do Polski 2,5 miliona emigrantów za chlebem. Staniemy się atrakcyjnym miejscem do inwestowania dla zwykłych ludzi i firm, w miejsce globalnych korporacji, które tylko nas oskubują i niszczą nasz rynek.
  5. Wypracujemy wreszcie ogromne nadwyżki finansowe, które pomogą nam spłacić stare długi, zmodernizować armię, policję i służbę zdrowia. I oczywiście zapewnić wysoki socjal dla potrzebujących, a złotą jesień na starość. Zatem zbudować silne i zamożne państwo wolnych i odpowiedzialnych obywateli – V Rzeczpospolitą.

Myślę, że już czas odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Ale każdy musi odpowiedzieć sam. Ja tylko podałem fakty i argumenty.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający?” można przeczytać na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający?” na s. 19 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Najwyższy czas na wypracowanie polskiej strategii narodowej, gwarantującej uniezależnienie się od zagranicy

Potrzebujemy samodzielnego polskiego myślenia i polskiego rozwiązania problemów – w opozycji do niemieckiego rozwiązania dla podbijanych terytoriów, przyjętego entuzjastycznie przez rząd PO-PSL.

Jan A. Kowalski

Na czym polega elita państwowa i jaka jest jej rola w funkcjonowaniu narodu i państwa przedstawię na przykładzie Niemiec, naszego sąsiada i partnera handlowego. W napisanej w roku 2010 (drukowanej w odcinkach w „Kurierze WNET, numery 27/2016–37/2017) Wojnie, którą właśnie przegraliśmy wykazałem, w jaki sposób Niemcy wygrały światowe zawody pn. globalizacja. Dokonały tego jako jedyne państwo europejskie, przy okazji podporządkowując gospodarczo i polityczne pozostałe państwa Unii Europejskiej, stare i nowe. Dokonała tego w sposób przemyślany i zaplanowany (Agenda 2000) niemiecka elita państwowa: polityczna, społeczna i gospodarcza, przy wykorzystaniu potencjału niemieckiego państwa i narodu.

Gdy reszta Europy ocknęła się w roku 2009, przerażona wizją upadku gospodarczego i finansowego własnych państw, Niemcy jako jedyne państwo europejskie odnotowały 110-miliardową nadwyżkę finansową. (Od tego czasu Niemcy powiększają swoją przewagę aż do kwoty 250 miliardów euro za ostatnie dwa lata).

W Wojnie… wspomniałem koncepcyjną pracę Ottona Baringa, udekorowanego później najwyższymi odznaczeniami państwowymi. Nie wspomniałem o jednym: o tym, że zwykły niemiecki Schmidt dopiero w roku 2010 zorientował się, że uczestniczył w kolejnym niemieckim planie podboju Europy. I ucieszył się tak bardzo, że w roku tym po raz pierwszy liczba zwolenników euro osiągnęła przewagę nad zwolennikami starej dobrej marki, i to w stosunku 75 do 25%.

Jednak projekt pn. euro, który pozwolił Niemcom na tak ogromne zwycięstwo, właśnie wyczerpuje swoje rezerwy. Wygrać dzięki euro – czemu nie? Ale teraz, w sytuacji stagnacji gospodarczej w Europie i trudności z finansami państwowymi Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Grecji, odpowiedzialność za każde nieniemieckie euro w żadnej mierze nie leży w interesie Niemiec. Zatem w ciągu najbliższych paru lat powinniśmy się spodziewać zmiany w narracji niemieckiej elity państwowej. Zwykłemu Niemcowi i Europejczykowi zmiana ta zostanie przedstawiona przez całkowicie zależną od tejże elity niezależną niemiecką prasę jako niemiecka narodowa konieczność i powinność. I okaże się z niej, że Niemcy naprawdę już dłużej nie są w stanie finansować projektu pn. euro. I dla dobra wszystkich Europejczyków wracają do marki. Honorując, rzecz jasna, każde wyprodukowane wcześniej euro, niemieckie euro.

Niemiecka operacja podboju Europy trwała 20 lat. Już zatem rozumiecie, drodzy Czytelnicy, skąd to moje wołanie. Nasz najlepszy premier, Mateusz Morawiecki, ogłosił właśnie przyszły rok jako pierwszy rok bez deficytu budżetowego. Co oznacza, że prawdopodobnie pierwszy raz po roku 1991 nie będziemy musieli pożyczać pieniędzy, żeby wystarczyło nam na przeżycie. Jest to ogłoszone w „naszej” prasie jako fantastyczna wiadomość. W sytuacji 300-miliardowego zagranicznego długu dolarowego, który w każdej chwili może zostać odpalony do wywołania kryzysu finansowego w naszym państwie. Mieliśmy przykład Rosji po agresji na Ukrainę, jak taka operacja może wyglądać. Jednak, w odróżnieniu od Rosji, nie mamy nafty i gazu, żeby ją przetrwać.

Nie zamierzam zbytnio czepiać się premiera Morawieckiego. Nie kradnie i próbuje dobrze zarządzać państwem; na miarę systemu, w którym funkcjonuje. W porównaniu do czasów 8-letniej smuty, gdy Platforma Obywatelska udawała, że rządzi, a kradli wszyscy krewni i znajomi królika – rzecz nie do przecenienia.

Jednak nie jesteśmy wyspą. I samo dobre rządzenie w ramach złego systemu niczego nie załatwi. Bo nasz najlepszy rząd nie steruje światowymi rynkami, giełdą w Nowym Jorku i funduszami spekulacyjnymi. Dlatego najwyższy już czas na wypracowanie polskiej strategii narodowej, gwarantującej uniezależnienie się od zagranicy, zwłaszcza od Niemiec. I na budowę polskiego bogactwa narodowego w oparciu o potencjał wewnętrzny.

W sytuacji globalnej presji i braku polskich korporacji globalnych, jako przeciwwaga i mocny gracz na rynku musi być wykorzystany polski kapitał państwowy. Kapitał spółek skarbu państwa mogący zainwestować środki potrzebne do rozwoju polskiej infrastruktury gospodarczej. Pisałem przed miesiącem o naszych emeryturach – wyzwaniu, przed jakim stoimy i jakiego nie da się obejść ani przeskoczyć. To jeden z obszarów, które jak najszybciej muszą zostać dobrze zdiagnozowane i uleczone. Kolejne dwa to zdrowie nas wszystkich i budownictwo. To trzy obszary, które dla większości z nas, nie tylko dla rządzących, wydają się być największą zmorą. Tymczasem przy umiejętnym podejściu mogą okazać się trzema filarami pod przyszłą zamożność naszego państwa.

Ulokowanie naszych oszczędności na starość w realnej gospodarce narodowej, obsługującej nasze podstawowe potrzeby życiowe, nie tylko rozwinie polską gospodarkę, ale też zapewni nam spokojną starość. Spokojną starość dzięki pomnożonym bezpiecznie oszczędnościom. A nie dzięki napłodzeniu kilku milionów Polaków, o czym wszyscy gadają, a nikt nie chce robić.

I bez szalonego planu gry na giełdzie naszą przyszłością, co proponuje się obecnie.

Jest nas prawie 40 milionów. To, że żyjemy – jemy, pijemy, jeździmy, mieszkamy, chorujemy, a nawet przechodzimy na emeryturę – może być mądrze wykorzystane do budowy naszej zamożności osobistej i państwowej. Ale musimy to zrobić sami, angażując nasze polskie mózgi i ręce, i kapitał. I tym właśnie powinna się zająć polska elita polityczna. A swoje myślenie powinna zacząć od zbadania i przygotowania odpowiedniego gruntu, w którym te filary mają zostać osadzone. Naszego polskiego gruntu. Potrzebujemy samodzielnego polskiego myślenia i polskiego rozwiązania problemów – w opozycji do niemieckiego rozwiązania dla podbijanych terytoriów, przyjętego entuzjastycznie przez poprzedni rząd (PO-PSL) jako najbardziej korzystne dla Polski, aż do wiernopoddańczego hołdu złożonego w Berlinie przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

I o taką samodzielną polską elitę narodową wołam. I na taką przed kolejnymi wyborami czekam. A że wybory tuż tuż, to zagłosuję znowu na Prawo i Sprawiedliwość; przynajmniej nie kradną.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „O polską elitę państwową wołanie przed kolejnymi wyborami” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „O polską elitę państwową wołanie przed kolejnymi wyborami” na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego